Skocz do zawartości

Sun

Brony
  • Zawartość

    1553
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    48

Wszystko napisane przez Sun

  1. Przeczytałem i muszę rzec, że to był bardzo fajny i poprawnie napisany ficzek. Aczkolwiek nie wiem czy jestem w stanie się zgodzić, że jest tak cudowny i wzruszający. Fik opowiada o Lunie, która dowiedziała się, że kocha ją gwardzista. Gwardzista, który poświęcił dla niej życie. I ona odkryła, że też go kocha. Choć nawet nie wymienia jego imienia. Nie znała go? Choć to akurat fajny zabieg. Nadaje jakiejś takiej tajemniczości do postaci… A może pokazuje, że każdy z nas może pokochać księżniczkę? Fik mówi dużo o miłości gwardzisty do Luny, ale mało o samej miłości Luny do niego. Do tego stopnia, że trochę miałem wątpliwości co do tego. Znaczy, wiem, że miłość wszystko wypaczy, ale dalej zabrakło mi tu troszkę więcej ze strony Luny. Może fragmentu, gdzie wspomina jego drobne gesty czy coś. Aczkolwiek mimo to historia jest napisana naprawdę dobrze. I naprawdę może wzruszyć. Z pewnością muszę pochwalić fika za formę przedstawienia opowieści. Mimo, że nie ma tu za wiele opisów, to mamy napchane treścią scenki, które składają się na pełen obraz naszej sytuacji. Wspomnienia zapisane w dzienniku, wiersz do Luny, krótki opis koszarowego łóżka, obserwacja nocy… Wszystko to zwięźle, ale treściwie prezentujące tą „tragiczną” miłość. Poza tym, ta forma jakoś bardzo mi pasuje do fabuły. Jeśli chodzi o stronę techniczną, to tylko jedna rzecz przykuła moją uwagę. Mianowicie pisanie Cię i Ciebie z dużej litery. Czy nie powinno być czasem z małej? Poza tym, ładne, poprawne tłumaczenie. Podsumowując, to dobry fik. Zdecydowanie wart polecenia.
  2. Aż dziwne, że ja tego nie skomentowałem jeszcze. Cóż, pora się poprawić. Bo to naprawdę zabawna historyjka o potędze zwalczania zła z użyciem herbaty. Ale w sposób pośredni, a nie bezpośredni jak w I kill you with my cup of tea. Ten spokój Celestii, te reakcje Luny na to, że jej siostra popija herbatę zamiast bronić kraju i ta Twilight na końcu… Solidnie się z Iskierki uśmiałem. To wszystko tworzy zabawną i harmonijna całość. Owszem, pewnie dałoby się z tego tematu wycisnąć dużo więcej, ale jak na trzy strony to mamy fajne, pomysłowe i zabawne scenki. Polecam.
  3. Zazwyczaj gdy sięgam po nieznany mi fik z głębi forum i z czasów fandomu łupanego mam świadomość, że mogę trafić na słaby, albo bardzo słaby fik. Tak jest w sumie w 4 przypadkach na 5. Czasami jednak można trafić na fajny fik, albo chociaż na fik zły, który ma dobre pomysły. No i właśnie to jest ten przypadek, gdzie będzie sporo narzekania i odrobina chwalenia. Zacznijmy od tego, że mamy wielorozdziałowca, który ma 8 stron, albo coś koło tego. Tak, serio. Żeby tego było mało, nie ma justowania, akapitów, ani odstępów. Istna ściana tekstu. Zagłębiając się dalej, widzę trochę błędów, literówek i źle używanych wielkich liter. Do tego błędy w zapisie dialogowym. Słowem, chyba wszystko czego można się czepiać. Dobra, tyle formy. Pora na treść. Tu, są pomysły i… w sumie tyle. Do Ponyville przybywa nekromanta. Idzie na cmentarz, śledzony przez Pinkie. Wabia jakiegoś kuca i zabija by wskrzesić zmarłych. Powiedzmy, że OK, w zasadzie może być, nawet spoko pomysł. Trochę to psuje brak opisów, dialogów i zbyt szybka akcja, ale jeszcze ujdzie. Niestety dalej mamy szybki i udany atak na Ponyville i tak mija pół fika. Bez opisów, budowania napięcia i w ogóle czegokolwiek. Potem fik się rozpędza. Aż nie wiedziałem, że tak można. Mija rok, a nasz nekromanta podstępem likwiduje armię Shininga, układa się z księżną Rarity (dobry pomysł by z niej księżną zrobić, miał potrencjał) i w sumie wygrywa. A i z zabitej wcześniej Pinkie zrobił sobie generała. Znów dobry pomysł. Z potencjałem na fajne wykreowanie Pinkie, która miażdży kuce w przytulasach, czy coś. I tyle. Ten pomysł powinien być rozpisany na kilkadziesiąt i może kilkaset stron z jakimś opisem bitew nieumarłych, dialogami, bohaterską obroną, podstępami i w ogóle. To co mamy, to raczej rojące się do błędów streszczenie. A szkoda, bo pomysły były nawet nawet. Podsumowując, szkoda. Pomysł był, ale wykonanie nie pykło.
  4. Muszę przyznać, że ten fik mi się nawet podobał. Wprawdzie nie jest to dzieło przełomowe, czy wybitne, ale miało w sobie to coś, że sprawiało przy czytaniu radość. Sam temat… kiedyś był powszechniejszy, a dziś stanowi pewną odmianę. Otóż, mamy tu do czynienia ze wspomnieniami Luny/NMM zawartymi w jej pamiętniku. Wspomnieniami z wygnania na księżyc. To dobry pomysł. Trochę szkoda, że tak mało rozwinięty, ale i tak dobry. A czemu mało rozwinięty? Cóż, moim zdaniem, można było tych wpisów zamieścić więcej. Owszem, fajnie, że raz wypowiada się jedna strona, a raz druga, ale dalej, mam wrażenie, że przydałoby się bardziej rozbudować obie postacie. Kto wie, może powinny zauważyć obecność tej drugiej w dziennikach? Tym niemniej, to co mamy jest spoko. pasuje i jest nawet fajnie napisane. Jednak wokół pamiętnika jest pewna, nazwijmy to, otoczka fabularna. Pamiętnik znajduje mała klaczka, zanosi do dziadka (Pipsqueeka). Potem, po pamiętnik przychodzi Luna i przy okazji mówi, że zabiera Pipsqueeka w ostatnią drogę. Przyznam, rozbawiło mnie to. Dobra, rozumiem, że autor chciał tu coś dodać, by nie dawać nam samego, suchego pamiętnika. I o ile jest to OK i poprawne i w ogóle, o tyle mi się zwyczajnie nie podobało. Wolałbym chyba zobaczyć więcej pamiętników w Pamiętniku. Technicznie było OK. Podsumowując, ten fik jest przyjemny, poprawny i nawet fajnie napisany. W sumie, polecam.
  5. To była całkiem dobra komedia. Z pomysłem i polotem. No, nie spodziewałem się, że Verlax może taką napisać. Raczej spodziewałbym się po nim poważniejszych fików wojennych. Aczkolwiek, tu też mamy wojnę. Wojnę o złoto. Dlatego też odziana w złoto Celestia ogarnia odzianą w złoto armię ze złota bronią, złote armaty ze złotymi kulami i staje naprzeciw ozłoconej gryfiej armii, żeby ją wyzłocić. Serio, ilość złota w tym fiku sprawia, że Rokoko wygląda jak kloszard o poranku. I, jako element komediowy to działa. Ten przesyt skutecznie bawi. A przynajmniej mnie bawił. Bawiło mnie również nazwanie srebra metalem, który nie istnieje. Fajny pomysł. Nawet godny rozwinięcia gdzieś kiedyś. Technicznie jest dobrze. Błędów nie zauważyłem. Podsumowując, to krótka, lekka i prosta komedia, która sprawi, że człowiek się uśmiecha. W sam raz by przeczytać i się odprężyć. polecam.
  6. Odkrycie. I kolejny, fajny fanfik o Szalonych Inżynierach z Psorasversum. Tym razem nieco mniej komediowo, a bardziej slice of lifowo niż w atomówkach. Bardziej jak w mojej małej dashie. Lekko, przyjemnie i z humorystycznymi momentami. Świeżo upieczony, Szalony Inżynier spotyka w pracowni Zenona Twilight Sparkle i pokazuje jej serial o niej. Konsekwencje tego są częściowo spodziewane, a częściowo…w sumie spodziewane dla kogoś, kto czytał Equetrip. Niemniej, prowadzenie fabuły jest dobre i kreatywne, dzięki czemu nie sposób się nudzić. No i mimo znajomości ogólnego zarysu, jest wiele zaskakujących detali, w których autor wykazał się niemałą kreatywnością. Jak przewieźć Twilight do ameryki? Pociągiem. Jak ją oprowadzić po grudziądzu by nikt ich nie zaczepiał? Nakleić napis promocja. Tu naprawdę (tak jak w Equetripie i Atomówce) jest bardzo dużo naprawdę kreatywnych pomysłów i błyskotliwych rozwiązań na błahe zdawałoby się problemy. Do tego interakcje między bohaterami są ciekawie napisane. W ogóle, bohaterowie są jak żywi. Mają swoje problemy, swoje zainteresowania i w ogóle. Jeśli chodzi o stronę techniczną, to jest dobrze. Jedyne co mnie zastanawiało, to spacje przed dywizami zaczynającymi akapity. Tak, wiem, że powinny być półpauzy, ale to jak dla mnie nie jest poważny błąd. Zgaduję, że to próba rozwiązania problemu z google docs, że podczas robienia drugiego akapitu dialogu zmienia nam to w listę wypunktowania, ale to po prostu widać. Podsumowując, polecam serdecznie, bo to kawał fajnego, lekkiego i przyjemnego tekstu, napisanego z polotem.
  7. Dobra, to faktycznie była krótka historia. A jak wypada? No cóż… Zacznę od formy bo ona się rzuca w oczy. Ziemniakford zostawił tu całą masę słusznych sugestii, bo forma jest słaba. Brak justowania, brak wcięć, myślniki, a do tego błędy w zapisie dialogowym (entery po myślnikach, zamiast przed). Ogólnie jest źle. No dobra, ale może treść kryje coś? Jeden rabin powie tak, a inny powie nie. Zacznę od tego, że to w sumie nawet nie jest fik a fragment fika. Jakby scena wyrwana ze środka. I choć ma potencjał na rozwinięcie się może w krótki i względnie zabawny rando, to sama nie działa. Ot, wpada bohater do cioci Kredens (to jest nawet zabawne) i marudzi na robala. Pojawia się Discord i informuje, że się hajta z Fluttershy. I w sumie tyle. Bez wstępu, bez puenty. A tu naprawdę był potencjał. Na przykład, na komedię pomyłek o próbie udaremnienia ślubu. Najlepiej jakby jeszcze dbały o to dwie, albo trzy grupy interesów. Niestety mamy scenkę, która nie jest zabawna, nie jest ciekawie napisana. W zasadzie można ją skwitować jednym słowem: Aha. No cóż, może następnym razem poszło lepiej.
  8. Miałem długi blok związany z pisaniem Wrednej Szóstki (nie polecam), więc postanowiłem napisać krótki, lekki, komediowy ficzek, na bazie pomysłu, który przyszedł mi do głowy po przebudzeniu. Blok pisarski dalej nie puścił, ale za to popełniłem fik inspirowany Krecikiem i Looney Tunes. Mówiąc krótko, Celestia ma dzień wolny i postanawia go spędzić w ogrodzie, czytając książkę i zajadając naleśniki. Niestety w jej ogrodzie zaległy się szkodniki, które jej to utrudniają. Księżniczka decyduje się je zwalczyć. Oto: Wielka wojna o naleśniki [oneshot][comedy]
  9. Kurcze, to było nawet całkiem dobre. Przyznam, nie spodziewałem się tego. To jest całkiem dobrze napisany oneshot, o romansie dwóch ogierów. Może bez wodotrysków (i innych trysków), ale, moim zdaniem, całkiem solidny. Zaczynamy od stwierdzenia głównego bohatera (moim zdaniem można się bardzo szybko domyślić, że to Big Mac), jak to jego życie jest zbudowane na powiedzmy sobie szczerze, kłamstwie. Kłamstwie wobec rodziny, wobec świata i w sumie wobec siebie. Później przenosimy się do wspomnienia młodzieńczej zabawy, która tak wiele zmieniła. Ta wycieczka do lasu wbrew słowom Babuni, ten pocałunek skradziony Big Macowi przez Breauberna, te emocje później… Ta scena jest po prostu dobrze napisana. Podoba mi się, jak Big Mac podczas całej tej drogi do lasu rozmyśla o tym, jak fajnym przyjacielem jest Breauburn i co razem robili. To dobrze buduje obie postacie i przy okazji zostawia trochę pola do myślenia. Zwłaszcza znając koniec. Tak samo emocje Big Maca, gdy odepchnął Breauberna po pocałunku. To wygląda naturalnie. Początkowa niechęć i strach z powodu złamania ustalonych od dawien dawna „praw natury”. To wypada bardzo naturalnie. Mógłbym się jedynie przyczepić, że ta część mogłaby być bardziej rozbudowana. Aż się prosi by przed przybyciem babuni i zepsuciem im zabawy było więcej wewnętrznego dylematu Big Maca i więcej nerwowych, niepewnych rozmów, w których Breauburn przechodzi ze stanu: w sumie to zmolestowałem najlepszego przyjaciela, do: on mnie chyba też kocha. Ale i tak wyszło całkiem dobrze. Wejście babuni też było dobrze zrealizowane, niszcząc to rodzące się uczucie. To doskonale pasuje i do Babci i do fabuły. A dalej, cóż, wspomnienia, brak spełnienia i dość otwarte zakończenie, które pozostawia miejsce do zastanowienia. Nie do końca się zgadzam z tym, że fik powinien mieć kontynuację. Owszem, chętnie bym poczytał o dalszych losach tego romansu i może liczył na szczęśliwe zakończenie. Ale jednocześnie uważam, że to co mamy jest zamkniętym fragmentem. Podsumowując, polecam ten fik, ponieważ jest dobry. Dobrze, rozsądnie i w odpowiednim tonie realizuje swój pomysł. Polecam.
  10. Gdy tylko zobaczyłem ten tytuł, to parsknąłem śmiechem. Czułem, że pod spodem musi być albo absurdalna komedia, która będzie ryła beret nie tylko pomysłem, ale i wykonaniem, albo totalne krapiszcze. Cóż, nie trafiłem. ponieważ złodziej sedesów to tylko i aż dobry fik. Nie wybitny, nie cudowny, tylko po prostu OK. Fik opowiada o pani detektyw, któr uwielbia sok pomarańczowy i zajmuje się tytułową sprawą kradzieży sedesów. Przesłuchuje świadków, bada miejsca zbrodni i pracuje nad sprawą. A świadkowie bywają różni. Jak burkliwy ogier z torbą alko, czy miła pani domu, gotowa poczęstować panią detektyw obiadem i pączkami. Fajny motyw, choć osobiście dołożyłbym w tym miejscu jeden, albo dwa długie i rozbudowane opisy toalety z może obserwacją co taka toaleta mówi o jej bywalcach. Zapach, umeblowanie, dodatki, może zostawiona książka, albo domestos stojący w zasięgu, w którą stronę papier wisi… To by było coś. Przecież taki kibel naprawdę wiele mówi o użytkowniku. Złodziej zostaje szybko złapany. I mógłbym na to narzekać, gdyby nie fakt, że po prostu głupio wpada. Nawet dobry pomysł. Ale złodziej jeszcze szybciej ucieka i kradnie pociąg, którym jechała bohaterka. Dlaczego? Bo jest szalony I dlatego też zdradza jej to, że musi jeszcze ukraść pięć sedesów by osiągnąć cel. Okej, jakimś cudem to kupuję. Mógł powiedzieć coś więcej, ale jego filozofowanie i szalona miłość do kibelków jest jakaś. Podoba mi się. Oczywiście mógłbym ponarzekać, że znów można by tu dać coś więcej, ale źle nie jest. Mamy dość treści by zbudować postać dziwaka/szaleńca, który ma masterplan, oraz jego kwaterę. Swoją drogą, nawet polubiłem tego gościa. Mamy też to, co moim zdaniem jest w takim fiku obowiązkowe, czyli narrację pierwszoosobową. Nie wyobrażam sobie podobnej komedii detektywistycznej bez narracji pierwszoosobowej i przemyśleń głównej bohaterki. Niekiedy złośliwych i krytycznych, albo będących długim wewnętrznym monologiem o rzeczy niezbyt istotnej. Widzę, że autor starał się tutaj to wykorzystać, ale mam wrażenie, że nie do końca to wyszło, że tu był większy potencjał na humor. Zwłaszcza jakby to połączyć ze wspomnianym wcześniej motywem rozważań i oceny cudzych toalet. Tu by był spory potencjał. Technicznie fik wygląda to OK. Nie widzę nic do czego możnaby się przyczepić. No może poza kilkoma razami, kiedy zamiast ą było o. Podsumowując, mimo wszystko polecam. To niezły tekst, choć nie wykorzystuje w pełni swego potencjału. Szkoda też, że się skończyła na samym początku. Może gdyby się rozwinął i miał troszkę więcej wsparcia na początku, to dotarłby do poziomu Kucyka, zabawki i mydła w płynie (tak, wiem, że to nieco inny humor).
  11. Czasem zastanawiam się, czemu odkopuje tak stare i tak porzucone fanfiki. Zwłaszcza takie, gdzie mam tylko 1 rozdział napisany 10 czy 11 lat temu. W tym wypadku była to ciekawość i ewidentny crossover z książką, którą kiedyś czytałem. Muszę przyznać, że dobrze wspominam www1939.com.pl Ciszewskiego. Nie było to wprawdzie wybitne dzieło, ale pamiętam je jako poczytne, OK, może być. A jak wypada pierwszy rozdział tego fika? O dziwo dobrze. Jest bardzo zbieżny z tym, co pamiętam z książki. Zbierane są siły, przedstawiani hurtem bohaterowie i przygotowania do testów nowego systemu bariery, który oczywiście nie idzie dobrze i żołnierze trafiają do Equestrii (zamiast do 1939). Jedyną różnicą jest to, że zamieszany jest w to Fausticorn, jeśli dobrze przeczytałem. I co do tej zmiany miałem wątpliwości, ale zarazem nadzieje. Bo jestem zdania, że lepiej byłoby nie ujawniać aż tak jej udziału i pozostawić czytelnika w niepewności, kto to zrobił (może ujawnić później). Z drugiej, cieszę się z jej udziału, bo biorąc pod uwagę czym tak naprawdę było ochronne pole, to można by pociągnąć ten wątek i dodać dyskusję o tym, czy to dobrze, czy niedobrze, że nie trafili do 1939, oraz czemu byli okłamywani co do kopuły. Słowem, widzę tu potencjał. Technicznie wygląda spoko, nie zauważyłem nic złego. I jeszcze kwestia drugiego rozdziału, który jest tylko na fimfiction. Dlaczego? Dlaczego jest tam, dlaczego po angielsku i dlaczego mam wrażenie, że nie jest poprawnie napisany po angielsku? Nie jestem w te klocki aż tak dobry by przeanalizować język i powiedzieć co dokładnie i jak ma być, ale wydaje mi się, że brak tu jakiejś płynności i bogactwa językowego, które kojarzę z innych angielskich fików. No i dostrzegłem kilka literówek w angielskiej wersji (chociażby Crystalis by daleko nie szukać, albo Same lightning, zamiast Some lightning). A skoro ja je tam widzę to tam musi coś być. Poza tym, skoro Verlax narzekał, to coś w moich przeczuciach musi być. Aczkolwiek, będę też chwalił, bo wybranie podmieńców jako przeciwnika to dobry pomysł, zaś całość też trzyma klimat książki, na której fik bazuje. Sam hivemind, który można wyłapać sprzętem „radiowym” też brzmi ciekawie. Bo z jednej strony może dać spory potencjał i kolejną przewagę ludziom, a z drugiej może się okazać, że ułatwi zakładanie na nich pułapek. Podsumowując, to był materiał na dobry fik. Nie wybitny, ale po prostu dobry. Szkoda, że nie jest kontynuowany.
  12. Ech, mam mieszane uczucia co do tego fika. Głównie do kwestii fabuły, od której zacznę. Fik zaczyna się powiedzmy OK. Główny bohater, dziennikarz znajduje zamarzającą Applejack i tulącą się do niej Apple Bloom. W przypływie altruizmu zabiera je do domu, gdzie je ogrzewa i karmi. Tam dowiadujemy się też ciekawych rzeczy. Coś zaatakowało farmę, Applejack i Apple Bloom uciekły do Filydelphii, gdzie znajduje pracę. Pewnie wszystko byłoby tam w porządku, ale oczywiście nowy szef Applejack musiał ja zaprosić do siebie, dać jej jakieś GHB i przywiązać do łóżka. Zdecydowanie to jest niezbędne by wymusić powrót Applejack do Ponyville.Bo przecież nie ma innego powodu jak chociażby chęć odnalezienia Big Maca. Tak, nie podoba mi się ten zabieg. Trochę brak mu logiki i nie stanowi wartości dodanej do fika. Można było tę kwestię rozwiązać na dziesiątki innych sposobów. No ale cóż, mamy co mamy. Nasz dziennikarz postanawia wziąć kolejny dzień wolny w pracy i zbadać farmę Applejack. Bo wcześniej nie zainteresował się widzianą z okna farmą, nie próbował rozwiązać problemu tego, że nie pamięta kilku miesięcy z okresu wiosna-lato (tego samego okresu, którego nie pamięta Applejack). A przecież to mógłby być dobry temat na artykuł. Tak samo jak ruiny biblioteki, do których jeszcze wrócę. Rozumiem chęć stworzenia tajemnicy wiszącej nad miasteczkiem. I muszę przyznać, że to w miarę wyszło, tak ogólnie. Po prostu uważam, że tą część dałoby się zrealizować lepiej i bardziej logicznie. Na przykład wspominając, że kiedyś kolega o tym pisał i w ogóle. Dobra, poszedł na farmę gdzie znalazł ruiny i zwłoki Big Maca. Nawet fajna scenka. Z odpowiednią nutką tajemnicy. Pochwalę pomysł, że martwym kucykom znika znaczek. Taki mały detal a fajnie buduje świat. W ogóle opisy były dobre. Ale pojawia się asasyn. I tu znów miałem wątpliwości. Z jednej strony znów dobry motyw, przy okazji mamy informację, że jest jakiś zły pan ciemności, mroku i dziury w kroku, który odpowiada za zniszczenia w Ponyville i ma swój masterplan. Sam asasyn jest jakimś ożywieńcem, bo nie krwawi, nie boi się śmierci a na końcu, po porażce robi efektowne kaboom. A jako, że ma takiego samego skopriona wymalowanego na ciele jak Big Mac, to może można się spodziewać, że i Big Mac powróci. To są dobre pomysły. Podobają mi się. Z drugiej strony, mam wrażenie, że bohater trochę zbyt dobrze sobie radzi jak na zwykłego dziennikarza. Poza tym, dostał nożem w zadek i to chyba aż po samą rękojeść (ponad znaczkiem, a podobno trafienie w znaczek byłoby paskudne). I z tak wbitym nożem poszedł przez las do miasta, gdzie dał w mordę strażnikowi, który się zainteresował. No to mi się już nie podoba. Łaziłby tak z nożem wbitym w ważny mięsień? Kolejną rzeczą, która mi się nie do końca podobała była scena w opuszczonej bibliotece, której raczej nikt nie splądrował, nikt nie powynosił książek na opał, a zadni squatersi nie zrobili tam meliny. Aczkolwiek rzeczy, które dowiadujemy się z dziennika Twilight są niezwykle interesujące. Az rodzi się pytanie: Skoro pojawiła się jakaś armia demonów, która pokonała Celestię i resztę, to czemu Equestria nie jest podbita? I z tym pytaniem fik nas pozostawia. Jeśli chodzi o część techniczną, to głównie rzucają się w oczy skopane wcięcia (robione spacją) oraz myślniki zamiast półpauz. Poza tym, raczej nic nie zwróciło specjalnie mojej uwagi. Więc raczej jest okej Podsumowując, ten fik ma momenty i pewnie mógłby mieć kilku fanów, ale ja nie jestem przekonany. Choć kto wie, może gdyby się rozwinął, to bym zmienił zdanie.
  13. Mmm… ale fajny fik. Napisany z pomysłem, schludnie i naprawdę ciekawie. Podoba mi się. Pierwsze co musze pochwalic to sam pomysł by fik był napisany jako kronika, poprzetykana wtrętami, wspomnieniami i uwagami kronikarza. Widzę tu sporo inspiracji. Zaś drugie co będę chwalił na dzień dobry to to, że już od pierwszych stron poznajemy wynik starcia, a cały fik to w zasadzie dochodzenie do tego momentu. Rzadko spotykane a do tego cieszy, bo jest zrobione dobrze. Ale sama forma przedstawienia historii to jedno, a historia i świat to drugie. A to też jest świetne. Zacznijmy od świata. Wybór klimatów starożytnej grecji jest naprawdę zaskakujący. Nie spodziewałbym się, że ktoś zrobi Kryształowe Królestwo jako starożytną grecję, podzieloną na polis i trapioną przez rebelię. Wyszło fajnie. A dzięki dobrze zrobionym opisom, wspomnianej narracji i zastosowaniu greckobrzmiących imion, nazw miast, oraz nazw wojskowych wszystko wypada naprawde klimatycznie. Wprawdzie trochę ciężko czytało mi się te nazwy, ale to pewnie brak przyzwyczajenia. Poza tym, to dalej fajny dodatek, który świetnie buduje klimat. No i nie trzeba znać dokładnie tych realiów by się dobrze bawić przy fiku. A przynajmniej ja się dobrze bawiłem, mając znikome pojęcie o czasach starożytnej grecji. W kwestii fabuły jest równie solidnie co w kwestii świata. Pozwolę to sobie podzielić na rozdziały. Rozdział 1 i prolog. Zaczyna się klasycznie, od pojawienia się zagrożenia w postaci rebeliantów. Przewodzi im Sombra (naturalny wybór) i najpierw likwiduje oddział najemników wysłanych na niego, a następnie przychodzi pod bramy i żąda poddania miasta. Za sobą ma chyba dwa tysiące kuców. Sporo. Można by się zastanowić jak udało mu się zebrać taką bandę bez informowania całego królestwa, ale moim zdaniem jest to wykonalne. Samo pochodzenie Sombry jest jak dla mnie dużo ciekawsze i z resztą pozostaje elementem dywagacji ze strony Xiphosa. Moim zdaniem dość logicznej na tym etapie fika. Samo oblężenie miasta też przebiega interesująco. Mimo, że zajmuje spory kawał fika to nie jest długie z punktu widzenia czasu w świecie, ale dość intensywne i pełne napięcia. Podobało mi się szczególnie użycie płonących dzbanów i prochu. Wprawdzie Dolar nie mógł znać Hoo'Fara, ale Sombra wydaje się na chwile obecną być podobny do niego i może pochodzić z tego samego regionu. Nie zdziwiłbym się gdyby pochodził z bliskiego wschodu. Plus też za to, że jego magia wydaje się być ograniczona. Gdyby Sombra miał moc by jednym zaklęciem przełamać mury, to byłby zbyt OP i psułby klimat. A tak, owszem, magia daje mu przewagę, jednak nie aż taką jak magia słowa, którym podburza tłumy. I to trochę tłumaczy liczebność armii, choć też świadczy, że raczej będzie miała słabe wyszkolenie. Ogólnie, rozdział bardzo fajny i zachęcający. Czytam dalej z przyjemnością. Rozdział 2. Uuu, jest coraz lepiej. Zaczynamy rozdział od smętnej ucieczki do innego miasta. Choć może nie tak smętnej, bo dwóch dowódców żartuje sobie i prowadzi bardzo ciekawą dyskusję na temat magii. Sporo rzeczy można się z niej dowiedzieć. Jak chociażby tego, że Sombra raczej nie używa magii umysłów (co moim zdaniem było oczywiste od początku, ale fajnie, że bohaterowie też to rozważają), albo skąd może pochodzić i w czyim interesie działać. Znalazło się też tam trochę miejsca na całkiem trafne i pasujące do sytuacji żarty. Fajny dodatek by rozładować napięcie porażki. Przede wszystkim podobały mi się jednak sceny „morskie”. Zwłaszcza ostatnia bitwa była wspaniale opisana. Nie sądziłem, że będę się kiedyś jarał bitwą morską, ale cóż, była naprawdę super. Dobrze oddawała różnice w wyszkoleniu obu stron, oraz wyposażeniu. Poza tym, tu nie ma czołgów, więc czymś się trzeba jarać Ogólnie, chyba najlepsza część całego fika. Scena desantu też była ok, choć nie aż tak epicka jak morskie starcie. Rozdział 3. Zacznę od tego, że jestem zaskoczony kim jest kronikarz. Spodziewałem się, że na zawsze pozostanie nieujawniony, jako jakiś były żołnierz, lub dowódca jakiegoś oddziału/grupy. A tu prosze, zaskoczenie, choć wcale nie niemiłe. Oczywiście jest też spory wywód o samym narratorze i jego motywacjach i poglądach. Coraz bardziej lubię tego gościa. Nawet mimo jego dygresji A może właśnie za nie… Poza tym mamy fragment o przygotowaniach do bitwy tak wielkiej, że położy kres wszystkim bitwom. No i gonienie łapowników. Kolejny, dobry dodatek, budujący klimat i rzeczywistość historii. Sama bitwa też jest i bardzo sprytnie opisana. Kilka natarć z początku, rzut oka na ogólny chaos, spojrzenie z punktu dowodzenia i… wspaniałe kilka słów od narratora, że nie ma sensu opisywać dziesiątki podobnych natarć, bo czytelnik się znudzi. Bardzo dobry pomysł. Zwłaszcza w przypadku gdy fik jest pisany w formie kroniki. Nie zabrakło miejsca oczywiście na najważniejsze starcie, kiedy to Sombra wychodzi do pierwszego szeregu by wspomóc morale przegrywającej armii i samemu coś pomóc, a naprzeciw niego staje Xiphos. Bardzo przyjemna scena. Znalazło się miejsce i na zmiatanie zwykłych żołnierzy i na zapowiedź starcia tytanów (do którego nie dochodzi, co też jest fajnym motywem), aczkolwiek tu zastanawiam się, czy nie mogłaby być dłuższa. Może nawet z jakimś starciem Sombry z Xiphosem? Choć to co jest i tak wyszło świetnie. Rozdział 4. No i prawie wszystkie podejrzenia co do przeszłości Sombry poszły się kochać. Ale to dobrze. historia Sombry jaką tu dostajemy jest logiczna, sensowna, ciekawa i podoba mi się. Jej prezentacja w postaci dodatku narratora również. Dostajemy też ładnie streszczony plan działań, który doprowadził do podboju krainy. Naprawdę fajny i realistyczny pomysł. W końcu: cytaty Kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą koniec cytatów Więc nic dziwnego, że lata wmawiania biednym kucykom, że są okradane przez elitę pasącą się na ich krwawicy zadziałało. Zwłaszcza, że niewątpliwie elita coś niecoś kombinowała, a do tego nie wszystkie efekty wydawania publicznych pieniędzy widać od razu. Więc moim zdaniem, sposób przygotowania i przeprowadzenia rebelii jest jak najbardziej ok, sensowny i fajny. Podoba mi się i chwalę niezmiernie. Kolejny plus za samo starcie pod murami i działania Sombry. Przyznaję, sprytnie wybrnął z problemów z zaopatrzeniem. Niby niehumanitarnie i niekorzystnie długofalowo, ale skutecznie. Poza tym, pasuje do mentalności Sombry. Ogólnie, kolejny dobry rozdział, który nie tylko przybliża nas do smutnego końca imperium, ale też zdradza sporo ciekawych informacji zza kulis. Jedynie do jednej rzeczy w kwestii szturmu mam większe zastrzeżenia. Czy czasem straty nie powinny być większe? W końcu szturmuje jakiś odpowiednik BPP, który narzędziami górniczymi chce kruszyć mury, a na łeb im lecą strzały i kamienie. Mimo tarcz, pochylni i drabin, entuzjastyczni rebelianci powinni być chyba mocniej wybici. O ile w ogóle nie powinni byli zostać łatwo odparci. Byłby z tego ciekawy motyw, jak to wracają z podkulonym ogonem, bo przegrali i potrzebują pomocy. Rozdział 5. I koniec, upadek królestwa. Znów dobrze opisany i znów klimatyczny. Podobało mi się, że Sombra został ranny, oraz zawiązany na niego spisek. Bardzo klimatyczne i pasuje. Zwłaszcza, że nierzadko wielcy bohaterowie ginęli z rąk/kopyt zwykłych żołnierzy. W ogóle, całe to oblężenie było naprawdę dobrze i klimatycznie opisane, a tekst się dosłownie pochłaniało. Ale to też była jedyna scena, gdzie coś mi się nie podobało. Ale nie, że źle było napisane, czy niezgodne z konwencją, ale po prostu mi się nie podobało. Chodzi o źrebaki. Ale nie tyle o mord (pasuje do działań Sombry i do tego czego może chcieć gildia), co o samo ich przywiezienie. Moim zdaniem samo zaczajanie się na statki płynace z uchodźcami jest trochę naciągane i w zasadzie marnuje środki, które mogłyby się okazać decydujące. Wydaje mi się, że lepiej by było gdyby statki przypłynęły albo na tyle późno by zobaczyć jedynie dym unoszący się nad ruinami, albo gdyby statki przybyły z fałszywymi posiłkami, które zaatakują miasto od tyłu. Epilog. Przyznaję, jestem bardzo zaskoczony przebiegiem epilogu. Spodziewałem się tryumfalnego końca, ostatnich słów narratora, który żegna się z czytelnikami. A tu się okazuje… może nie będę mówił. Powiem tyle, że to bardzo dobry epilog. Świetnie zamykający całą historię i co nieco wiążący ją z serialem. Podobał mi się. Co do strony technicznej, to co tu dużo mówić, jest po prostu świetnie. Dolar i ekipa patrosząca odwalili kawał dobrej roboty by nic nie odrywało od tekstu. Podsumowując, gorąco polecam. To świetny pomysł, napisany wprost fenomenalnie, z dbałością o szczegóły i ze świetnie zbudowanym klimatem. Choć specyficzna konstrukcja utworu może nie każdemu przypaść do gustu. Jednak, moim zdaniem, ten fik zasługuje na głos na Epic.
  14. Komentarz do fika: Atomówka Całkiem zabawny ficzek z serii o szalonych naukowcach (których znamy z Equetripa, albo właśnie z Mojej Małej Dashie, Psorasa). Tym razem Szalony Naukowiec Zeon, wracając z zakupów, spotyka przypadkiem tajnego agenta. Tajnego agenta, który szuka bomby atomowej, która ma wywołać 3 wojnę. Coś trochę jak w Sumie Wszystkich Strachów, Clancy’ego, ale bez nieszczęśliwego „zakończenia”. Ogólnie, fajny początek. Pasuje szaleństwem do szalonych naukowców. Oczywiście Naukowcy z całego świata łączą siły by zapobiec zamachowi.Robią to oczywiście tak, by jak najmniej ludzi się dowiedziało, że istnieje taka grupa. Zaś sam Zenon wysyła agenta do innego świata, by ten… w sumie chyba po to żeby nie przeszkadzał i nie dowiedział się za dużo. I ta część jest naprawde spoko. Czuć klimaty z poprzednich fików, jest konstrukcja portalu oparta na częściach pociągów i tramwajów, jest kanciapa na dworcu i technologiczne zabawki. Maszyna z dworcowym „wyświetlaczem” mnie rozbawiła. Tak samo jak tekst płynący z rakiety uderzającej w księżyc. Naprawde dobre, humorystyczne wstawki. Nieco mniej mi się podobała część z człowiekiem w Equestrii. Wyglądała jak stare, sztampowe fiki, gdzie koleś zaraz dostaje imprezę, nocuje u jednej z mane6, szybko uczy się magii i na końcu tam zostaje. Znając Psorasa to miał pewnie być żart z tego konceptu kojarzonego ze starymi fikami HiE, ale moim zdaniem kompletnie nie wyszedł. Raczej wyszedł jako powielenie tego konceptu. Niby całkiem poprawnie wykonane, ale dalej… meh. Rozumiem, że ta część była potrzebna do fika. Bo jak inaczej zakończyć to chęcią Twilight by zacząć się zajmować sajensami i chęcią agenta by zostać w Equestrii. Ale po prostu mi nie leży. I na koniec jeszcze kwestia uzbrojenia jakim dysponuje nasz agent. O ile pistolet szanuję i popieram, bo to dobry wybór (w tej kwestii jest kilka dobrych wyborów tak w ogóle), o tyle miałem pewne wątpliwości względem Famasa w plecaku. Domyślam się, że to był wybór na zasadzie: chcę coś ciekawego i egzotycznego, ale nie P90 (swoją drogą, bardzo dobra broń, na bardzo ciekawą amunicję). Aczkolwiek mam wątpliwości, czy zwykły Famas nie jest za długi (757mm) jak na broń do plecaka. No chyba, że to wersja Commando. Ogólnie jednak wybór ciekawy. Technicznie mogę ponarzekać na dwie rzeczy, ale to są drobnostki. Po pierwsze, brak *** oddzielających sceny. To mała rzecz, a by nie zaszkodziła. Po drugie, znalazłem kilka błędów. Aczkolwiek niewiele, więc, jak mówiłem, to tylko drobiazgi. Podsumowując to dobry fik Psorasa i dobry fik o szalonych inżynierach. Nie najlepszy, ale po prostu fajny. Jak ktoś lubi jego dzieła z tymi bohaterami, to polecam.
  15. Przeczytałem i… ech, w sumie mam problem by to skomentować. To było po prostu dziwne. Dziwniejsze i niestety słabsze niż przemysł farmaceutyczny. Główny bohater jest dobrym chirurgiem i wykładowcą. Ogólnie jest spoko, ale zaczynają go nawiedzać koszmary o dokonywaniu morderstwa. Przez nie gorzej sypia, zaczyna pić i ma problemy w pracach, więc zostaje zawieszony. I tu już mam pierwszy problem. Bo rozumiem, że mógł nie chcieć samemu isc do psychologa, bo się wstydzi czy coś. Ale dlaczego żaden z jego kolegów mu tego nie zasugerował. W końcu byli lekarzami, to chyba powinni być na tyle ogarnięci by doradzić wizytę u specjalisty, rozmowę z kadrowym, czy cokolwiek. No nie doradzili, olali go, a on podczas alkoholowego ciągu zabił bogu ducha winną klacz kawałkiem szkła. Dobra, niech będzie, zabił i zwiał, bo służby są beznadziejne i nie potrafią znaleźć mebli w ikei. Ale potem odwiedza go kolega, który przeczytał o mordzie w gazecie i od razu sobie skojarzył z przyjacielem. Bo pamiętał, że tamten w dzieciństwie zabił gościa, który wlazł do ich szkoły i zabił matematyczkę. W Equestrii, która nie zna morderstw. I chyba nie wpadła na to by posłać dzieciaki do psychologa, bo mogą mieć traumę po tym jak jakiś świr wlazł do szkoły. Już nie mówiąc o tym, że uwierzyli w tłumaczenie o jego śmierci. No ale co robi nasz kolega głównego bohatera, zamiast posłać go do psychologa, pomóc mu, czy go wkopać? Namawia go do dokonywania kolejnych mordów w celu pozyskania narządów od kucy, które nie zasługują na życie, bo marnują zdrowie. Nie no, zabawa w boga pełna gębą. Może żeby nasz chirurg jeszcze był inteligentny, to by to dłużej pociągnął. Ale niestety nie jest i choć wpadł na to by udawać mordy rytualne przez jakiegoś szaleńca, to nie wpadł na to, że precyzyjnie wycięte serce i byle jak wycięte kilka innych rzeczy, albo precyzyjnie wycięte płuca i byle jak spreparowana reszta każą szukać lekarza, zapewne chirurga i każą szukać operacji. No brawo. W szpitalu też nikt się raczej nie domyślił, skąd witalne organy, skoro nikt ostatnio nie kojfnął. Ale dobra, Luna go złapała i wsadziła do paki. Ale takiej zwykłej, bo przecież szaleńców nie trzyma się na księżycu. Prawda. Oczywiscie musi uciec i musi dokonać zemsty na Lunie, zabijając Celestię. Bo przecież wejść pod łóżko księżniczki każdy debil potrafi (do łóżka jak się potem okazuje też nie trudno). Za to po morderstwie wraca do domu i marudzi, że mu żarcie spleśniało. Bo nie oddali tego domu nikomu innemu, skoro dostał dożywocie. Aczkolwiek w tej części podobała mi się wzmianka o pluszowej Lunie. Fajny, uroczy dodatek. Ale żeby tego było mało, gdy zostaje namierzony, ucieka i rozwala kilku gwardzistów. Bo zwykły chirurg bez przeszkolenia jest lepszy niż wojsko. Wojsko, które się boi szaleńca, zamiast mu z magii przywalić. Sama Luna za to stoi i czeka aż ją zajdzie od tyłu i zostanie zabity przez najlepszego kumpla. Którego potem Luna wynagradza wspólna kolacją. Szczerze, to się dla mnie nie klei. Tu jest tyle dziur i nielogiczności w działaniach kucy, że aż nie wiem. Aczkolwiek, mogę pochwalić za same mordy. Te są nie najgorzej opisane. dostatecznie medycznie i ciekawie zarazem. Rozbawił mnie też ten przypadek, gdy grubas, który cudem przeżył morderstwo zszedł na zawał. Nie jest to może humor roku, ale jako zabawny przerywnik wyszło fajnie. Podsumowując, sam koncept tego fika nie był taki zły. Z tego się dało coś wyrzeźbić. Niestety wykonanie jest nieco dziurawe, a do tego im dalej w fik tym bardziej się wszystko robi się mniej logiczne. Szkoda. Raczej nie polecam.
  16. Przeczytałem i muszę powiedzieć, że to bardzo fajny kawałek tekstu. Jego głównym atutem jest jak dla mnie główny bohater, jego rasizm i relacje z kucami. Wspaniale mi się czytało opisy jego spojrzenia na equestrię, kapiąca z jego dzioba pogardę i te wszystkie określenia na kuce. Tam nie ma zwykłych sianojadów, są chwastojady, pinezki (na jednorożce) i kilka innych, kreatywnych określeń. Do tego to właśnie on jest narratorem, więc equestria opisana jest z jego perspektywy, jako obrzydliwie przesłodzona, irytująca i głupia. Podoba mi się to. Świetnie buduje postać kogoś, kto spogląda z zewnątrz. Podstawienie mu za przewodniczkę bardzo jowialnej i ekstraweertycznej klaczy prowadzi do jego naprawdę pięknego i zabawnego gniewu. Naprawdę się śmiałem, widząc jego irytację. Z drugiej strony bez jego niechęci podsycanej przez przewodniczkę nie byłoby takiego interesującego i zmieniającego perspektywę zakończenia. Aczkolwiek rozumiem jego gniew. Podobała mi się też scena z Rainbow i Spitfire. Fajnie napisana i klimatyczna. Do tego całkiem niezłe opisy powietrznej gonitwy. I plus za to, że gryf potrafił docenić umiejętności Rainbow Dash mimo swej nienawiści do kuców. Zastanawia mnie za to jedna z pierwszych scen kiedy gryf widzi magię. Zupełnie jakby nawet o niej nie słyszał, albo był zbyt mało inteligentny by ogarnąć, że ta telekineza i świetlisty glut to właśnie magia, o której zapewne słyszał. Moim zdaniem, powinien jednak takie coś ogarnąć. Owszem, może być nieufny i obrzydzony, ale jak najbardziej powinien takie coś ogarnąć. No chyba, że opisy tego zjawiska nie występują w kulturze gryfów i dlatego większość gryfów go nie kojarzy. Fabularnie jest ok. W sam raz do tematu i postaci, pozwalając im się rozwijać. Podoba mi się pomysł, że gryfy wytwarzają tak dobre protezy skrzydeł, a kuce nie (w zasadzie nie ma mowy o jakichkolwiek protezach u kuców, albo ja nie zauważyłem w fiku). Od razu wydaje mi się, że gryfy są bardziej zaawansowane i stawiają na szybszy i intensywniejszy rozwój technologii, który pewnie ma zrównoważyć niedobory magii. Cały ten koncept można fajnie rozwinąć, na przykład pokazując przyszłość, gdzie gryfy mają cuda techniki jak maglev i budynki sięgające nieba, a kuce dopiero dotarły do etapu spalinowozów, albo kolei elektrycznej, ale za to ogarniają magią przeszczepy narządów, precyzyjną terapię raka, albo hodowlę kwadratowych jabłkopomarańczy, które się łatwo wysyła. Czytałbym. Technicznie wygląda OK. Nie zauważyłem chyba żadnych błędów, a jeżeli były, to przyjemna lektura je zamaskowała. Podsumowując, polecam, bo to naprawdę fajny tekst.
  17. Jak fajnie, kolejny ficzek z trzema studentami, znanymi z Osobliwości i Kamienia. Wprawdzie może niezbyt kanoniczny względem tamtych, ale dalej fajnie. Polubiłem tę bandę. Fabuła jest dość zaskakująca, a jednocześnie prosta i przyjemna. W zasadzie zaczyna się od studenckiego picia w akademiku. Oczywiście musi być studenckie picie. Po tymże piciu mają oczywiście kaca, którego gaszą tanim winem jabłkowym, które jest tak dobre, że aż postanawiają zobaczyć fabrykę. Tylko, że to podstęp złego doktora Abstynenta, który chce przejąć władzę nad światem. Srodze parsknąłem, widząc takie imię złoczyńcy. Zdecydowanie genialny żart. Doktor Abstynent, przejmujący władzę nad światem przy pomocy taniego wina. Oczywiście na drodze staje mu trzech studentów. No i księżniczki w sumie. Podoba mi się to. Oczywiście, doktor nie może poddać się bez walki i bez próby przejęcia umiejętności studentów. Trochę jak w filmach z lat 90tych. Ogólnie nie chcę tu za dużo mówić by nie psuć żartów, ale fabuła jest moim zdaniem lżejsza i bardziej żartobliwa niż to było w przypadku Osobliwości, ale jednocześnie dalej nieprzesadzona i po prostu dobra. A wszystko to jest podparte jednym z dwóch najsilniejszych elementów tego fika, czyli solidna porcja nauki, solidną wiedzą i logicznym podejściem. Kiedy trzeba wyleczyć kaca, to zamiast zaklęcia mamy magiczny rozkład etanolu w organizmie. Kiedy mamy nanoboty, to są względnie logicznie opisane, zwłaszcza ta część o zasilaniu. Tak samo obsługa czwartego wymiaru opisana z uwzględnieniem odpowiednich szczegółów matematycznych, jak wpływ odległości. Oczywiście nie brakuje też odrobiny magii, jak fuzja studentów w alikorna, ale nawet ona rządzi się jakimiś prawami nauki. I właśnie za to naukowe podejście kocham te fanfiki. Drugim dobrym elementem tego fika jest jego lekka i czasami żartobliwa forma. Bo mimo sporej dawki nauki, ciągle jest przyjemnie i nawet osoba bez zainteresowania w fizyce czy chemii będzie się tu dobrze bawić. Zaś humor w postaci złego naukowca, czy rozmów Plastic Bag z Entropym, który znalazł się w jej ciele powinny wywołać uśmiech. Przynajmniej u mnie wywołały. Technicznie też było ok. Niby trafiłem kilka literówek, ale czytało się przyjemnie i płynnie. Podsumowując, to całkiem przyjemny ficzek. Nie jakiś wybitny, czy ponadczasowy, ale po prostu ok. Śmiało można przeczytać. A na koniec ciekawostka. W fiku występuje motyw rozprowadzania kontrolujących umysł nanobotów w tanim winie. W zbiorze opowiadań: Witajcie w Rosji jest motyw rozprowadzania podobnych nanobotów w wódce. Tyle, że Zena92 był szybszy o prawie rok.
  18. I znów dobry fanfik, który jest porzucony. Szkoda. Wielka szkoda, bo właśnie zaczynało się robić bardzo ciekawie. Co więcej, dodatkowe gratulacje, ponieważ ten fanfik jest debiutem i jako debiut jest naprawdę, naprawdę dobry. Zacznę od pochwalenia strony technicznej, bo ta wygląda naprawdę dobrze. Interpunkcja chyba dobra, literówek nie dostrzegłem, zapis dialogowy ładny i schludny i w ogóle tekst jest estetyczny. Podoba mi się, że są dobrze (i poprawnie) zrobione odstępy, bo moim zdaniem to mocno ułatwia czytanie na ekranie. Fajnie też, że są 2 rodzaje plików, by uszczęśliwić też przeciwników odstępów. Tu jak dla mnie wielki plus i w ogóle. Ale przejdźmy do treści, która jest równie dobra, co forma jej prezentacji. Zaczyna się dość ciekawie, od krótkiego raportu? z eksperymentu psychologicznego. Nawet fajny pomysł. Później, przechodzimy do fabuły, która nie wydaje się być specjalnie związana z eksperymentem (ale to tylko pozory). Otóż, Twilight ma misję przyjaźni w podziemnym, górniczym miasteczku. Miasteczku, które jego gubernator postanawia sprzedać gryfom, bo Equestria w sumie i tak nie wykorzystuje złóż, tylko marnuje potencjał Fuzzy Caverns na atrakcję turystyczną. Tak szczerze, to tu rozumiem gościa. Rozumiem czemu drażni go brak rozwoju, olewanie ze strony stolicy i w ogóle. Zwłaszcza skoro są tam jeszcze bogate złoża, eksploatowane tylko w niewielkim stopniu. Przecież on mógłby tam być ważny, a nie żyć jak dziad w jakimś kurorcie. Nie rozumiem jednak, czemu tak źle traktował Twilight Sparkle na przyjęciu i czemu musiał wtedy poruszać temat oddania miasta. Przecież to z jego strony bez sensu. Czyżby duma? Nadmiar pewności siebie? Przecież to tylko proszenie się o kłopoty. Które oczywiście dostał, bo Twilight, jako księżniczka, nakazała mu ustąpić ze stanowiska. Do tego oznajmiła, że pokrzyżuje mi plany oddania miasteczka, które należy do Equestrii. Swoją drogą, może bardziej by mu się opłacało oddać miasto Kryształowemu Królestwu? Equestria pewnie przymknęłaby na to oko, a skoro Kryształowe i tak się tam zaopatruje, to może warto było uderzać do nich. Przy okazji, Twilight spotyka tam gryfa będącego kandydatem na prezydenta ichniego kraju, żywo zainteresowanego przyłączeniem górniczego miasteczka do Griffinstone. Bardzo fajna, świetnie napisana postać. Nie wiem czy nie najlepsza w fiku (Choć Twilight też jest tu dobrze napisana ze swoja paranoją). Kulturalny, szarmancki, inteligentny i dobrze wykształcony. Widać, że ma niejedną tajemnicę, oraz wielki plan, jak wygrać urząd. Podoba mi się też jego relacja z Rarity. Aż jestem ciekaw, czy to przyjaźń, romans, a może coś więcej z tego będzie. Rarity jako Pierwsza Dama gryfów nie brzmi aż tak źle. Ale to nie wszystko, bo w jaskiniach Twilight spotkała tajemniczego kucyka, który oznajmił jej, że Equestria jest w niebezpieczeństwie i zdarzają się wypadki. Oczywiście początkowo mu nie wierzy, ale z każdym kolejnym, przypadkowym lub nie, wypadkiem Twilight robi się bardziej przekonana. I tu znów będę chwalił, bo zarówno wypadki, jak i rozwijająca się paranoja Twilight są bardzo, bardzo dobrze opisane. Świetnie widać kolejne stadia, wyparcie, rozważania kto jest winien, aż do obwiniania wszystkich. A kiedy wysłała po zwolnionego gubernatora pluton egzekucyjny to aż padłem. To było naprawdę dobre. To był ten punkt, kiedy sytuacja zaczęła się robić naprawdę poważna. To i wysyłka oddziałów by powstrzymały gryfy przed transportem wykopanych materiałów. To już nie jest tylko paranoja, czy incydent na przyjęciu. To już jest poważny powód do wojny. Tej samej, której Twilight chce zapobiec. Aż jestem ciekaw czy by do tego doprowadziła, czy raczej zakończy się tylko incydentem. Niestety pewnie się nie dowiem. Kolejny plus za opis wypadków. Poza lokomotywą i sprzęgiem, gdzie pierwsze to ewidentny sabotaż, a drugie przypadek, to są tak opisane, że pozostawiają spore pole do interpretacji. Zwłaszcza dla Twilight, która popada w paranoję. Bo przecież kamień w paszteciku mógł być przypadkiem, złośliwym żartem Jestera (gubernatora), albo i prawdziwym zamachem na życie księżniczki. Takim, za który już można wysłać pluton egzekucyjny. Wypadek Starlight też wypadł świetnie. Wyglądał na tak przypadkowy jak to tylko możliwe. Nieuczciwy bukmacher i spadający regał. Przecież tego nie da się ustawić, prawda? Poza tym, wypadek stawia ją w zupełnie innym miejscu i pozwala zyskać nową perspektywę. Niewidoma i przykuta do łóżka może bazować tylko na tym co słyszy i ma dużo czasu na myślenie. Ponadto ona jedyna zdaje się wierzyć Twilight, że Equestrii coś grozi i początkowo ją popiera, ale pod sam koniec mamy podsłuchaną rozmowę, z której wynika, że niekoniecznie. I tu też po raz pierwszy będę miał większą uwagę do fika. Bo o ile dotychczas mogłem nie popierać konkretnych scen i działań bohaterów, ale mimo to uważać, że pasują (zachowanie Jestera wobec Twilight), o tyle tu mi zabrakło conajmniej jeszcze jednej, dłuższej sceny rozmowy między Twilight a Starlight. Takiej, podczas której Twilight opowiada Strlight o tym co się dzieje w miasteczku, co się zmieniło i może co planuje, a Starlight służy jej radą i opowiada jak to jest być niewidomą i jaką ma opiekę. To by był dobry moment może nieco podbudować paranoję i może trochę rozbudować świat i szkołę. Pewnie Starlight byłaby ciekawa jak idzie szkoła bez niej. Ogólnie, fabularnie jest naprawde dobrze i przyjemnie. Wszystko jest przemyślane i ciekawe, a do tego okraszone równie dobrymi opisami. Bez trudu można sobie wszystko wyobrazić i poczuć klimat kopalni rozświetlonych latarniami górników i refleksami światła na klejnotach, czy też kochane, wiejskie Ponyville, w którym ktoś postanowił postawić wieżowiec. Owszem, mogłoby być troszkę więcej kopalni, ale biorąc pod uwagę, że misja przyjaźni nie została rozwiązana, a fabuła się toczy to pewnie czekałby nas jeszcze powrót tam. Podsumowując, to naprawdę, naprawde dobry i przyjemny fik. Wielka szkoda, że urywa się tak wielkim cliffhangerem (i że w ogóle się urywa). Polecam bardzo gorąco.
  19. Łoł, to było naprawdę piękne. Historia może i jest prosta jak drut, ale napisana bardzo przyjemnie, poetycko i w ogóle. Ma w sobie jakąś głębię. Ma też jakąś alegorię i nawiązanie do sześciu postaci. Aczkolwiek tu się muszę przyznać, że nie jestem pewien czy ją zrozumiałem. Wydaje mi się, że wyłapałem Applejack, Twilight i Rainbow, więc domyślam się, że w tym wierszu może chodzić o całą mane 6. Jeśli się nie mylę, to jest to bardzo fajnie zrealizowane. A jeśli się mylę, to i tak powiem, że przeczytałem bardzo przyjemne dzieło. Technicznie ciężko mi tu coś powiedzieć, bo się nie znam na poezji. Rymowało się, wiec jest chyba dobrze. Podsumowując, zdecydowanie polecam. Tekst nie jest długi, a naprawde przyjemny.
  20. Dzięki za komentarz i sugestie. Szkoda, że się nie podobało, ale cóż, gusta...
  21. Hmm… to było ciekawe. Tak, to był ciekawy fik. Zaczyna się dość spokojnie, bym powiedział. Może nawet trochę przewidywalnie. Ot, główny bohater jest gdzieś zamknięty i ranny. A za chwilę ktoś mu dokwaterowywuje Twilight Sparkle z ułamanym rogiem. I tu przyznam, że zaczynają się zaskoczenia. Po pierwsze, bohater zamiast nawiązywać dłuższą relację z Twilight, zostaje wywleczony na arenę, gdzie ginie. A raczej nie ginie, bo zginąć nie może, tylko… no właśnie, co? Jego ciało zostaje zniszczone, a potem on się regeneruje? Na to przynajmniej wygląda. Muszę przyznać, że podoba mi się to. Zaskakuje i jest całkiem sensowne całkiem dobrze zrealizowane. Zwłaszcza, że dzięki narracji pierwszoosobowej i specyfice bohatera o walkach na arenie mamy niewiele informacji i unikamy albo powtarzalnych scen, które nic nie wnoszą, albo kombinowania jak koń pod górę. Dalej robi się jeszcze ciekawiej, bo okazuje się, że nasz bohater jest sztucznie stworzony przez Twilight, która jak się okazuje zaczyna być sadystką i rozbiera go na części. Ciekawy zwrot akcji, choć nie niespodziewany. Twilight często odwala. Podoba mi się też kwestia opisów. Są nie za bogate i nie zawierają zbyt wiele przemyśleń bohatera, ale świetnie pasują do kogoś, kto niewiele pamięta i w zasadzie zapomina po każdej „śmierci” tego co było wcześniej. Na tym etapie jestem niezmiernie zaciekawiony, co było wcześniej. Przed pierwszą sceną. Domyślam się, że fik będzie w tym kierunku zmierzał, ale raczej nie sądzę by dawał duże dawki wiedzy o tym. Choć mogę się mylić. I to jest dobre. To co mam, zachęca mnie do dalszego czytania. A jeśli chodzi o stronę techniczną, to wyglądała OK. Nie zauważyłem niczego, do czego mógłbym się przyczepić. Podsumowując, to jest ciekawe i całkiem nieźle napisane dzieło, które stopniowo nam dawkuje informacje i tworzy dobrą atmosferę tajemnicy. Postaram się to śledzić.
  22. Aww… aerodynamiczna Rainbow jest urocza. Już na wstępie wita nas fajny obrazek. A dalej mamy ciekawy pomysł na fabułę. Uziemiona Rainbow przychodzi do Fluttershy w odwiedziny i w czasie rozmowy dostrzega, że w sumie jest niskorosła. Początkowo próbuje ten fakt negować i udowadniać, że świetnie sobie radzi i nie jest niska, a my możemy obserwować jej wyczyny i pękać ze śmiechu. Całość opisana jest naprawdę lekko i zabawnie, przez co można albo się śmiać, albo rozczulać nad uroczą Rainbow, która mierzy się z Fluttershy, a raczej nie może się nawet obejrzeć w odbiciu w szybie, bo jej kanapa zasłania. Postacie są świetnie oddane. Rainbow jest serialowo zadziorna i musi udowadniać, że jest lepsza, szybsza i w ogóle. A Fluttershy spokojna, nieco niepewna (obawia się reakcji Rainbow, przed powiedzeniem jej, że jest niska), a zarazem czuła. Jeśli chodzi o stronę techniczną, to tu oczywiście mamy wysoki poziom. Nawet nie czułem, że mam do czynienia z tłumaczeniem. Podsumowując to przyjemny i zabawny ficzek. Zdecydowanie polecam.
  23. Ach czemuż to, czemuż ten fik musi być porzucony? Toż to kawałek naprawdę fajnego dzieła. Już na samym początku fik budzi moje zainteresowanie, bo w pierwszej scenie widzimy Beauberna. Dość nietypowy wybór na otwierającego, a więc zapewne jednego z ważnych bohaterów. A nawet jeśli nie, to i tak mamy tu bardzo interesujące otwarcie. Dalej jest kolejne zaskoczenie, bo na pierwszy plan wysuwa się Applejack, która próbuje rozwiązać dość ciekawy jak na nią problem. Mianowicie, jak wydłużyć życie Babuni Smith? A odpowiedzi szuka w książkach, w bibliotece Celestii. No tego to bym się po niej nie spodziewał. Przyznam, bardzo fajny koncept, zaskakujący a przy tym dobry. Bo z jednej strony, Applejack nie ma kompletnie pojęcia o magii i o tym jak działa, a z drugiej jest strasznie uparta i łatwo nie odpuści (co znamy z serialu). Z tej perspektywy rozumiem też pierwszą scenę, która miała robić za kontrast między życiem młodym, dopiero rozpoczętym, a już się kończącym i tak dalej. Bardzo fajny pomysł. Sama Applejack jest bardzo dobrze napisana. Widać jej więzy rodzinne, czuć przywiązanie i miłość do babuni. Podoba mi się też to, że AJ szuka wiedzy w baśniach i bajkach. Ma to sens, bo jak autor sam wspomniał, Nightmare Moon, Sombra, Discord i Kryształowe Królestwo do niedawna same były bajkami dla dzieci. Kolejny plus to opisy. Bardzo klimatyczne i dobrze zbudowane opisy. Widać w nich zarówno otoczenie jak i emocje towarzyszące Applejack podczas jej poszukiwań, czy też smutek towarzyszący świadomości odchodzącej babuni. Scena w bibliotece też świetnie opisana. Jako, że wcześniej była wspomniana Twilight szukająca informacji o zamku, to przyznam, że początkowo myślałem, że w tej scenie mamy właśnie Twilight. A tu miałem dobrą niespodziankę. Kolejny plus. Słowem, fabularnie zaczyna się naprawdę interesująco. Czuć to ziarenko tajemnicy zasiane w tekście. Może nadinterpretuję, ale spodziewałbym się, że AJ znajdzie sposób, ale niebezpieczny i albo wymagający trudno dostępnych materiałów, albo ewentualnie taki, który wywoła zagrożenie dla Equestrii. Od strony technicznej fik też wygląda dobrze. Owszem widziałem kilka literówek, ale przez tekst i tak się płynie. Doskonale czuć wszystko to, co autor chciał oddać. Podsumowując, wielka szkoda, że ten fik nie jest kontynuowany. Bo miał spory potencjał na bardzo przyjemne i ciekawe dzieło z nutką tajemnicy. A ja chętnie zobaczyłbym, co Applejack odwali w swych poszukiwaniach.
  24. Ech, od czego by tu zacząć? Może od pozytywów? Tak, zacznijmy od pozytywów. Zdecydowanie należy pochwalić pomysł przerabiania kucyków na pluszaki life size. No i oczywiście fakt, że robi to Fluttershy, po której by się człowiek tego nie spodziewał. No tu szczerze chwalę. I w sumie tu się plusy kończą. Bo niestety wykonanie jest słabe. Dziwnie duża czcionka, brak justowania, brak wcięć i błędy. Tekst należy przed publikacją przeczytać i sprawdzić. Logika też nie jest tu najmocniejsza. Po co Fluttershy miała by kasować twarz Pinkie? Przecież jej nie sprzeda. O co chodziło z tym wypełnianiem Rainbow, aż pękła i jakim cudem żyła, skoro miała rozwalone bebechy? Jak Fluttershy się nauczyła czarować uciętym rogiem Trixie? A to zapewne nie wszystko o co można pytać. Poza tym, opisy są niestety bardzo biedne, a akcja rozgrywa się za szybko, przez co nie czuć napięcia. Cupcakes ma w sumie jedną scenę, podczas której się rozgrywa i jest chyba dłuższe. Tu mamy w zasadzie 2,5 sceny (2 sceny, plus niepokojące zakończenie). Tu powinno być dużo więcej tekstu by móc zbudować atmosferę. Podsumowując, pomysł dobry, realizacja nie wyszła. Może następnym razem pójdzie ci lepiej.
  25. Czasami zdarza mi się napisać w komentarzu, że jakiś fik był dobry, ale mi się nie podobał. Zaś tu trafiłem na fanfik, który dobry nie jest (nie jest też zły) a jednak mi się podobał. I zaraz wyjaśnię dlaczego. Otwieram dokument (oznaczony jako całość) i pierwsze co widzę to obrazek i tytuł zapisany jakąś, egzotyczną czcionką. Bardzo fajny dodatek, podoba mi się. Bo jakby nie patrzeć, większość fików nie jest przyozdobiona. Dalej mamy kolejną grafikę, naprawdę ładnie zrobiony spis treści, od autorki i sam tekst, również posiadający ozdobne rozdzielacze fragmentów (nie wiem jak to coś się poprawnie nazywa ale najczęściej wygląda tak: ***), tytuł na każdej stronie, grafikę na dole… Po prosty wygląda to ładnie. Szybko jednak widzę, że tekst jest nie wyjustowany i nie ma wcięć. Brak też spacji po dywizach. I o ile mógłbym na to ostatnie przymknąć oko (mimo, że to są błędy), to zagłębiając się w tekst widzę, że to tylko część problemów. Mamy tu całą masę powtórzeń, miejscami zdania łączą się ze sobą jedynie na przysłowiową taśmę i niesatysfakcjonująca ilość opisów, oraz niezbyt emocjonujące dialogi. To wszystko sprawiało, że czytało się ciężko. Ale pod tą nierówną, miejscami chropowatą powłoką kryje się przecież jakaś fabuła i bohaterowie. I tu jest… moim zdaniem nawet dobrze. Owszem, bardzo mocno czuć tu klimaty starofandomowych fików, jak self insert czy masa alikornów, ale czuć też entuzjazm autorki i całość po prostu jakoś działa. Nie wiem jak, ale po prostu działa. Zaczynamy od tego, że Twilight stała się alikornem, dokończyła to zaklęcie Starswirla, a to bardzo niedobrze, bo w ten sposób uwolniła Solar Flare (kolejny dowód na wiek fika, bo kanoniczna jest obecnie Daybreaker). To zaś osłabiło księżniczkę Clariosis (księżniczka harmonii), która to pokonała kiedyś Solar i uwięziła ją.. Fajny koncept. Mam wrażenie, że całkiem odkrywczy, jak na stary fandom, a na pewno interesujący. Dalej oczywiście Solar zaczyna realizować swoją zemstę, przejmuje ciało Celestii, przywraca do życia Nightmare Moon i próbuje przejąć władzę nad światem. Pod tym względem powiedziałbym, że jest OK, nawet trochę ciekawie. Solar daje radę jako złoczyńca. Mogłaby mieć troszkę więcej czasu antenowego, ale jest OK. Czuć zagrożenie z jej strony. Ciekawiej mamy po stronie pozytywnych bohaterów. Na dzień dobry mamy Clariosis i Buble Sky’a, twórców elementów harmonii i dysharmonii. To są spoko postacie drugoplanowe, ale bez jakichś rewelacji. Po prostu OK napisane i pasują do całego fika. Aczkolwiek Bubble Sky, jako twórca elementów dysharmonii budzi sporo pytań. Głównie o elementy i Discorda, który nie dość, że się pojawia to sam jest duchem chaosu i dysharmonii. Ten wątek już sam pozwoliłby nieco rozbudować uniwersum i stanowiłby materiał na kolejny ficzek. Troszkę szkoda, że nie jest rozwijany. Dalej, mamy Breauburna, Spitfire i Soarina, wykonujących zadania dla Clariosis i kilku innych księżniczek z Sato. Tu przyznam, że zastanawia mnie, czy Sato jest innym wymiarem/płaszczyzną astralną, czy po prostu drugą półkulą/stroną dysku? Bo istnieje i ma wspólne słońce oraz księżyc z Equestrią, ale ilość informacji o Sato w ogólnej świadomości kucyków jest mizerna. A przynajmniej taki się wydaje. Nikt nie pyta, co to jest. Nikt się nie dziwi, za bardzo, że Breauburn pracuje dla Clariosis. Nikt się specjalnie nie dziwi, że Soarin jest synem księżniczki Reiko (jeśli nic nie pomyliłem). W sumie, odniosłem wrażenie, że mało kto się czemukolwiek dziwi. Ja wiem, że są sprawy ważniejsze, jak ratowanie świata, ale i tak mam wrażenie, że postacie przyjmują wszystko to z zaskakującym spokojem. Brak mi kwestionowania, drążenia i w ogóle. Moim zdaniem, to by bardzo rozwinęło ten fik. Swoją drogą, podoba mi się, że wykorzystano mniej popularnych bohaterów w nowych i nietypowych dla nich rolach. Tu zwłaszcza Breauburn się wyróżnia, bo zazwyczaj był przedstawiany jako maksymalnie plantator, a tu jest też pomocnikiem? księżniczek z Sato. Ma nawet całkiem sporą rolę do odegrania. Tak samo Soarin, który zamiast zwykłego Wonderbolta został przy okazji wojownikiem wiatru. Owszem, dalej jest zakochany w Rainbow, ale jakoś w tym fiku mi nie przeszkadza ani ten fakt, ani to, że ich relacja jest bardzo szybka i gwałtowna. Może to przez sposób pisania, ale dla mnie wypada to całkiem uroczo. Więc jak dla mnie, plus za to. Bo zwyczajnie pasuje do tego fika i sprawiło, że się uśmiechnąłem. Wracając do fabuły, mamy organizowanie się, treningi, odkrywanie swoich mocy, pokonywanie Solar, oraz jej sługusów i w ogóle wszystko to, czego można się spodziewać po fiku o pokonywaniu starożytnego zła. Powiedziałbym, że dzieje się wszystko zgodnie z listą. Niby z lekkim chaosem i nie w jakiś odkrywczy, czy przełomowy sposób, ale po prostu poprawnie. Muszę pochwalić to, że poza wspomnianymi już elementami harmonii i dysharmonii mamy też wiele innych mocy i magii. Każdy kuc ma dostęp do jednego aspektu magii. Poza tym istnieją elementarne kucyki, obdarzone życiem wiecznym oraz zdolnością używania wszystkich rodzajów magii. Podoba mi się ten pomysł. Jest zaskakująco rozbudowany. A przynajmniej zaskakująco, w porównaniu do tego, czego się spodziewałem. Mam wrażenie, że to jeden z najlepszych motywów w tym fiku. Podobał mi się również koncept, że o byciu kucykiem dnia, lub nocy decydowała data urodzenia. Na samym tym fakcie dałoby się zbudować ciekawy oneshot odnośnie na przykład badania tego, albo wykorzystania. Kolejny plus za to, że w tym fiku padają trupy. Nie za dużo, ale jednak są i pasują do momentów fabularnych. Nie zabrakło też na końcu wspominania ich na końcu. Podsumowując, jest tu trochę dobrych pomysłów i nawet niezłego wykonania, a to wszystko podparte entuzjazmem pisarskim, który kojarzy mi się mocno z początkami fandomu. Ja wiem, że to nie wygląda zachęcająco i owszem, wiele rzeczy można by zrobić lepiej, ale ten fik po prostu wywołał u mnie uśmiech i ciepło w serduszku. Tak po prostu. Tyle wystarczy bym mimo wielu wad mógł powiedzieć, że mi się podobała ta przygoda. Dziękuję. A czy polecam? W sumie to tak. Spośród różnych uroczych podróży w krainę nostalgii ta była przyjemna. Można się z tym fikiem śmiało wybrać do czasów kiedy pisało się inaczej.
×
×
  • Utwórz nowe...