-
Zawartość
1481 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
6
Posty napisane przez PrinceKeith
-
-
Jednak ktoś przed wami zagrodził wam drogę. Kilku mieszczan z liną. Za wami też zebrał się tłum. Byliście w pułapce. Adrę szybko pochwycono, związując ją liną tak by nie mogła się ruszyć, a twarz przewiązano jej szmatą.
- Jeśli nie chcesz skończyć jak ona, wynoś się z tąd młodziaku. - powiedział do Lufiego jakiś mężczyzna.
-
Dziewczyna zachichotała.
- Co z tego? Nawet w deszczu można być szczęśliwym. - powiedziała. - No chodź! - Dziewczyna odbiegła kawałek do ciebie w stronę bramy szkoły, po chwili wyciągnęła do ciebie dłoń zapraszając cię gestem byś podążył za nią.
-
Ludziom chyba nie spodobało się zachowanie Adry. Najpierw były ciche szmery, a potem coraz głośniejsza rozmowa. W tym czasie zamaskowana dziewczyna zdąrzyła się ulotnić.
- Wiedźma! - krzyknęło jakieś dziecko.
- Stwarza zagrożenie! - krzyknęła kobieta niosąca niemowle.
- Na stos z nią!
-
Shiro zaśmiała się.
- Nie, tak serio to spotkałam we śnie Wędrowca... Dał on kamień dla Ezreala, kiefy wcisnęłam go w amulet to szramy zniknęły. - powiedziała idăc za Ezrealem z uśmiechem.
-
Shiro westchnęła.
- To nie tak... Były korki... A po za tym no... Pakowaliśmy się rano i był taki trochę chaos. A potem jeszcze cofnęliśmy się po latarkę i tak wyszło. - stwierdziła.
-
- No taak... - stwierdziła po czym się uśmiechnęła. - Pomogę ci z kluczami. - zasunęła plecak i gdy tylko załorzyła go na plecy zaczęła się krzątać szukając kluczy. W tej całej panice Ezreala było coś uroczego. Dziewczyna zachichotała cicho. Nie wiedziała czy każde jego pakowanie tak wyglądało, ale jeśli tak, to jegojuż rodzice musieli mieć kiedyś wesoło. Bardzo się cieszyła, nareszcie przecież wyruszali by pozbyć się wycieków, a ona mogła się na coś przydać.
-
Shiro tylko westchnęła patrząc na chłopaka nieco rozbawiona jego paniką. Wzięła plecak i spakowała ubrania na zmianę, szkicownik, kilka ołówków, gumkę, ostrzynkę i markery. Zastanowiła się co powinna jeszcze wziąć. A tak! Jak strzała popędziła do łazienki po szczotkę, potem zaczęła szukać kompasu. Ale zanim to zrobiła, wzięła szmatkę i wytarła tę rozlaną kawę.
-
Dziewczyna wstała zadowolona.
- Dziękuję, jestem taka szczęśliwa i podekscytowana, że zaraz chyba odlecę. - stwierdziła. Wzięła kilka wdechów i wydechów. - Może przejdziemy się po mieście? - zaproponowała. W jednej chwili na niebie pojawiły się czarne chmury. Po chwili zaczęło kropić, jednak dziewczyna nie zwróciła na to większej uwagi.
-
Dziewczyna zachichotała.
- Pokazać ci czym jest prawdziwa rozrywka. - stwierdziła. Dookoła zdążył się już już zebrać spory tłum. Ludzie rozmawiali żywo i obstawiali swojego faworyta. Większość osób stawiała na zamaskowaną dziewczynę, czyżby wiedzieli kim była?
-
Dziewczyna spojrzała na niego.
- Jestem bronią, szukam tylko osoby która mogłaby mnie dzierżyć. Czy chcesz zostać moim partnerem? - zapytała po chwili. Wiatr dookoła szumiał rozwiewając jej włosy. W tym całym wietrze było jakieś ukojenie, jakiś dziwny spokój. Nie wiedziałeś co powiedzieć. Znałeś dziewczynę kilka minut, nie byłeś pewny czy możesz podjąć tę decyzje tak po prostu, nagle.
-
Na szczęście Adrze udało się rozebrać tylko stary, zawalający się budynek. Cegły uniosły się do góry jednak od razu opadły ponieważ Lufi rozproszył twoje skupienie. Może miał rację? Wasza przeciwniczka tymczasem siedziała dalej na skrzynce czekając na wasz atak.
-
Shiro postanowiła wstać. Odczepiła więc od siebie Ezreala tak by go nie obudzić i poszła do kuchni się napić. Potwm siadła w łazience i zaczęła się czesać, zawsze zajmowało to dużo czasu ponieważ miała długie i gęste włosy.
-
Dziewczyna ponownie zachichotała słysząc sekretarkę.
- Masz już kogoś do drużyny? - zapytała gdy wychodziliście na zewnątrz. Przed wami znajdowało się podwórko które raczej wyglądało jak park. Dziewczyna usiadła na jednej z ławek. - Ja jeszcze nikogo nie znalazłam, ale muszę to zrobić bo muszę się pokazać od lepszej strony. Moja siostra zawsze była oczkiem w głowie ojca, ja zawsze się nie liczę. - burknęła cicho.
-
Shiro jeszcze cicho zachichotał.
- Dobranoc Eziu... - powiedziała cicho po czym zamknęła oczy. Miała nadzieję, że nie spotka już więcej Wiecznych Łowców, przynajmniej nie tej nocy. Bliskość Ezreala uspokajała ją, wiedziała, że w razie czego może liczyć na obronę, chyba. Nie była pewna. Oby tylko szramy znowu się nie pojawiły.
-
Podpalenie potwora było złym pomysłem. Ponieważ ich przeciwniczka była gotowa na tę obojętność i podczas zatrzymania czasu złączyła stwora z Adrą. Teraz dziewczyna czuła w środku siebie płomienie, spalanie od środka. Klejąca substancja tymczasem zniknęła. Ręce Adry poczęły się zwęglać a na jej twarzy pojawiło się pęknięć. Stwór którego przyzwała dziewczyna w tym czasie spłonął doszczętnie. I dobrze. Uczucie bóu w środku minęło. Pęknięcia cofnęły się jednak ręce Adry do nadgarstków były zwęglone.
-
Dziewczyna cicho zachichotała słysząc głos sekretarki.
- To całkiem zabawne, odpowiadasz komuś używając kasety. Całkiem sprytne. - stwierdziła. Chwilę miczała nie wiedząc co powiedzieć. - Jestem Charlotte, córka Syna Śmierci i obecnego dyrektora. - powiedziała po czym wyciągnęła ku tobie dłoń. Tymczasem na sali zostaliście tylko wy i Syn Śmierci patrzący na was z kąta.
-
- Uważasz, że byłabym dobrym rycerzem? Cóż, propozycja brzmi kusząco ale tylko jeśli miałabym bronić ciebie. - powiedziała po czym połorzyła palec na jego nosie i zachichotała. Patrzyła w jego oczy szczęśliwa. Nie pamiętała kiedy ostatni raz czuła się tak dobrze.
-
Niestety lepka substancja nie odrywała się, wręcz przeciwnie, jeszcze bardziej cię przyklejała. Dziewczyna spojrzała na stwora. Sworzenia przywoływane przez kogoś miały swego rodzaju więź z osobą która je przyzwała. W stworzeniu znajdowała się cząstka przywoływacza. Dziewczyna machnęła rękami po czym zatrzymała na chwilę czas. Kiedy z powrotem dała mu istnieć potwór był zmrożony. Adra mogła poczuć zimno, gdzieś głęboko w sobie. Następnie lekkie ukłucie w sercu, delikatne, ale wyczuwalne.
-
Shiro zaśmiała się cicho.
- Jestem aż tak ciężka? - zapytała po czym spojrzała na chłopaka. Był szczęśliwy, przynajmniej w twj chwili, to już było coś. Lubiła kiedy się śmiał, kiedy się uśmiechał. To działało tak... Kojąco.
-
- Proszę, ale przecież to nie moja zasługa. Znaczy moja w jakimś procencie. - Shiro połorzyła dłoń na jego włosach i nieco je zmierzchwiła. - Kocham cię, wiesz? - zapytała szeptem.
-
Shiro mrugnęła i spojrzała na niego.
- Wędrowiec kazał ci to dać. Kindred próbowali zabrać mi kamień... Ale ja wcisnęłam go w otwór w amulecie. Teraz możesz na mnie nakrzyczeć, że jestem nierozważna czy coś... - ostatnie zdanie powiedziała nieco ciszej.
-
Dzień mijał ci powoli, jak z resztą zwykle. Do czasu kiedy twoja matka zawołała cię do siebie. Myślałeś, że może z nowu nie pasuje jej coś w twoim zachowaniu albo ma dla ciebie jakąś pracę, ale to nie było to. Siedziała przy stole, rude włosy okalały jej spokojną z wyrazu twarz. Błękitne oczy kobiety wpatrywały się w kupkę listów.
- Jest coś do ciebie. - powiedziała podając ci kopertę z uśmiechem. Wypisane były na nim twoje dane, otworzyłeś ją. W środku znalazłeś pismo pisane ręcznie granatowym tuszem, na dole znajdowała się pieczęć Zawodówki Śmierci, zacząłeś czytać. Postanowiono cię przyjąć, wywołało to u ciebie zadowolenie. Już niedługo twoje życie miało się zmienić, nie wiedziałeś nawet jak bardzo.
***
Stałeś wśród tłumu osób, musiałeś przyznać, zebrał się tu dosyć spory tłum uczniów. Niektórzy dopiero zaczynali, inni byli tu już kolejny rok. Niektórzy stali już parami, ale ty byłeś sam. Wiedziałeś, że będziesz musiał znaleźć sobie partnera. Rozejrzałeś się dookoła, żadnych wyróżniających się w jakikolwiek sposób ludzi. Na podwyższenie przed wami wszedł Syn Śmierci i ustał przy mównicy. Rok temu bowiem przejął szkołę po swoim ojcu, i jak na razie całkiem nieźle radził. Stuknął w mikrofon sprawdzając czy działa. Powitał was uroczystą przemową. Dostaliście plany lekcji a następnie zaczęliście rozchodzić. Najbardziej irytowało cię to, że nie miałeś tu nikogo znajomego, przez co nie miałeś jak znaleźć sobie partnera. Ale czy na pewno. W pewnym momencie poczułeś, że coś na ciebie wpadło. Odwróciłeś się. Na ziemi leżała dziewczyna, niższa od ciebie. Miała czarne, proste włosy sięgające jej do ud. Spojrzenie błękitnych ślepi było niezwykle spokojne, nieco zatroskane. Szybko wstała i otrzepała się.
- Przepraszam. - rzekła. -
- Pierwsze, spójrz w lustro. Dwa, przywracam sobie świadomość bo nie jestem pewna czy żyje. Znaczy po spotkaniu z Wędrowcem i z Kindred. Ez, chyba ze mną też jest coś nie tak. - stwierdziła cicho po czym go przytuliła.
-
- To było chore. - stwierdził po czym nic nie mówiąc wyszła do kuchni. Wzięła kubek i nalała do niego wody. Ale zamiast się napić nachyliła się nad zlewem w łazience i wylała sobie na głowę. Wiedziała przynajmniej, że żyje. Tak, mogła to zrobić w inny sposób ale przynajmniej się orzeźwiła. Wytarła włosy w ręcznik.
[Clocky] Niefortunne wypadki [Zakończone]
w Arcybiskup z Canterbury
Napisano
Kiedy miała już miejsce usiadła na nie lekko się uśmiechając. Po chwili wyjęła szkicownik i ołówek. Postanowiła naszkicować kilka sylwetek by stworzyć na nich kilka nowych projektów. Może kiedy wróci z wyprawy będzie miała czas by coś uszyć.