-
Zawartość
2960 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
12
Wszystko napisane przez Dead Radio Man
-
- Ruszajmy do dystryktu omników, tam zapewne znajdziemy naszych. - Kupił sobie porządne spodnie jeansowe, skórzane męskie buty, czerwono białą koszulę. Lena oczywiście musiała mu trochę pomóc się ubrać.
-
- Mhm, nie miałem okazji. Na lotnisku kupimy coś? - Zapytał się jej. - Tak w ogóle to masz mój portfel?
-
Artur kiwnął głową, wiedział że Lena tak szybko nie zapomni o tym co jej zrobił. Tak czy inaczej czas zrobi swoje a i on sam nie miał zamiaru spoczywać na laurach. Cóż przynajmniej przy odprawie nie musiał się męczyć bo miał na sobie tylko stare zepsute spodnie, wywoływał tym samym duże zamieszanie na lotnisku.
-
Artur nic nie robił, cóż zapewne mógł wywierać małe zaniepokojenie swoim wyglądem. Czekał cierpliwie na Lene.
-
- Odszedłem ponieważ nie byłem sobą. Pamiętasz moje opowieści o snach gdy byłem raniony a potem przez sen się leczyłem? Widziałem wtedy piekło. Te prawdziwe, miałem w sobie demona. Nie potrafię tego wytłumaczyć dokładnie, ale gdy mnie leczył przenosił moją jaźń do piekła a ciało się leczyło i ja byłem w nim. Gdy przylecieliśmy do Polski i pojechałem z Helenem na patrol zostałem tak jak by zabity. Klątwa demona przeniosła moje ciało i duszę do piekła, próbował mnie pożreć lecz go pokonałem. Wtedy stałem się czymś czego sam nienawidziłem, byłem plugawy. Wiedziałem że nie mam nad sobą kontroli, że jeśli bym ją stracił przy tobie prawdopodobnie w jednej chwili bym ci mógł zrobić krzywdę. Nie mogłem tego znieść i dlatego odszedłem, zacząłem walczyć z Blackwatch niszcząc ich kryjówki jedną za drugą. Gdy już zniszczyłem ostatnią wróciłem do piekła żeby polować na demony. Pewnego razu zszedłem do jednej z warowni jednego z czarcich lordów i uratowałem anioła, ten w akcie podziękowania zaproponował mi pomoc z pozbyciem się klątwy. Cóż to było dosyć ciężkie ponieważ jeden z króli piekła się do na dołączył i odgryzł mi rękę. Jestem ciekawy czy mu smakowałem. - Zażartował, opowiadając włączył laptop i podłączył się do sieci. Odnalazł informacje które go interesowały. - Jedziemy do Londynu, hmmm jesteśmy w Paryżu, nie będzie to trwało długo. Ruszajmy.
-
- Przepraszam, po prostu jeszcze nie jestem do końca sobą. - Położył rękę na jej twarzy i delikatnie starł łzy. - Hmmm musimy w takim razie znaleźć jakiś terminal. Chcesz iść ze mną?
-
- Rozumiem - Powiedział dosyć sucho, był w lekkim szoku. Cóż kilka lat mogło zmiękczyć większość ludzi. Szkoda, ale mówi się trudno. - Czas wstać z kolan, pokażemy im co potrafimy. Zbierzemy się do kupy tak jak za czasów pierwszej generacji i dokopiemy im. Nie ma teraz czasu na płacz, musimy działać. Lena wiesz czy John żyje? Znaczy dowódca.
-
- Przeczuwałem że na ziemi źle się dzieje ale to? Co w ogóle się stało? Overwatch przecież się odrodziło a ja, no ten Blackwatch zostało zniszczone. - Artur patrzył na nią swoim zwykłym ciepłym wzrokiem który zawsze Lena lubiła. - Gdzie jest reszta? Zawsze działaś z Winstonem.
-
- Przepraszam, ale to co zrobiłem było konieczne. Teraz myślę że wróciłem na dobre, żeby naprawić to co zepsułem. - Artur pogłaskał ręką Lenę. - Nie zasługuję na to.
-
Artur opuścił zaklęcie. Złapał wolną ręką swoją włócznię która po chwili zniknęła. Podał Lenie rękę żeby pomóc wstać. - Cóż, zapewne masz kilka pytań do mnie?
-
W tej samej chwili pewna osoba wskoczyła w wir bitwy szalejącej w tym mieście. Skoczył i uderzył tempom stroną włóczni Wdowę i odrzucił ją 50 metrów dalej wbijając w budynek. Mężczyzna miał czarno czerwone włosy, nie miał ręki i miał na sobie jedynie postrzępione spodnie ledwo zakrywający uda. Na całym ciele miał pełno blizn i jeszcze świeżych ran. Odwrócił głowę do leżącej na ziemi Leny. Wbił włócznię w ziemię. Mogła rozpoznać jego twarz, przypomnieć sobie przez kogo cierpiała tak długo. To był Artur, strasznie okaleczony, bez ręki, z skórą taką jak by dostał jakiejś infekcji i pełną gamą ran. Pochylił się nad nią, miał spokojny wzrok który nic nie zdradzał. Położył na niej rękę i nagle Lenie zachciało się spać. Jej rany się zagoiły. Gdy już wszystko było w porządku Lena poczuła że jest sparaliżowana. Artur używał demonicznej aury. - Poczekaj tutaj. - Powiedział jej tak dobrze znanym tonem głosu, po czym ruszył w stronę Wdowy.
-
Giotto poczęstował się. - Tak czy inaczej pamiętaj że doceniamy twoją pracę dla nas. - Gdy Giotto wypalił papierosa dopił alkohol i ruszył do drzwi. - Tak czy inaczej miłego dnia. - Powiedział i otworzył drzwi. - A i jeszcze jedno, dzisiaj wszyscy mają zamiar urządzić po akcji popijawę, pojawisz się? - Zapytał przed wyjściem. Reszta: Po jakimś czasie zauważyliście nadjeżdżającą ciężarówkę. To była ta na którą mieliście napaść.
-
- Ostatnio tym ciężko, wiesz po tym całym wybiciu większości familii jest mi ciężko. - Powiedział, westchnął i się napił. - Oczywiście twoja pomoc jest nie oceniona i mam nadzieje że nam będziesz dalej pomagał, oczywiście wypłaty będą się zwiększać w razie jakichkolwiek żądań. - Uśmiechnął się. - Tylko nie przesadzaj bo tak bogaci też nie jesteśmy. - Zaśmiał się i wypił resztę. - Cóż jeśli ta akcja odniesie sukces zdobędziemy całkiem pokaźną sumę pieniędzy za sprzęt.
-
- Może jednego, dzisiaj nasi wracają. Mógł bym oczywiście cię poprosić o pomoc przy ewentualnym alibi ? - Usiadł i zapytał, przez chwilę się pokręcił i odchylił się na fotelu. Ciężko było samotnie przewodzić całej mafii.
-
(( To przekonuj resztę do planu, i jeśli już to jakiś ten plan wymyśl))
-
Brak konkretnego planu mógł być i dobrym pomysłem jak i złym. Zdecydowaliście jednak iść na żywioł. Po godzinie dojechaliście na miejsce i się ukryliście za skrzyniami leżącym zaraz przy hangarze a drogą i samym portem, tędy miała przejeżdżać ciężarówka z ładunkiem. Kameleon W tym samym czasie Giotto zapukał do drzwi pewnego prawnika. - Witaj, co tam u ciebie słychać. - Zdołał u siebie wysilić się na uśmiech.
-
Minęła godzina, mieliście coraz mniej czasu na dyskusje. Doszło do was poza tym że dostaniecie alkohol od szefa.
-
Kolejny raz dzięki .... tak wgl to pisz posty xD. A i wgl to nagroda za robienie spoko sesji? Trochę nawet śmieszne...
-
Gdy zjedliście obiad i wypiliście swoje ciepłe napoje Giotto wstał od stołu i podał Clockwork kluczyki do auta. Na stole położył dokumenty które przeglądał w kryjówce. - Zapoznajcie się z tym, ja muszę załatwić parę spraw w innej dzielnicy parę spraw. Tak czy inaczej widzimy się w kryjówce po 22. Powodzenia. - Wyszedł i od razu odjechał czarny Rolls-Royce Phantom III do którego wsiadł Giotto i odjechał. W dokumentach mieliście dokładne informacje na temat przejazdu ciężarówki z bronią którą mieliście przejąć. Najlepszym miejscem na tą akcje był port, było to napisane pismem szefa obok tekstu. Kolejnym miejscem w którym mogliście ostatecznie przejąć ładunek była kryjówka wroga lecz to było by bardzo niebezpieczne. Mieliście jakieś 4 godziny na zastawienie pułapki.
-
- Po akcji dostaniecie tyle ile chcecie ale teraz musicie zachować trzeźwość, i nie próbuj przekupić szefa mafii z Włoch. Włosi są najlepsi pod tym względem. - Giotto uśmiechnął się do podwładnych ale po chwili przestał. Ukarał się w duchu za to, przysiągł sobie że nie będzie już się bardziej spoufalał z swoimi ludźmi. Nie chodzi o to że był bezduszny, po prostu wolał sobie oszczędzić w przyszłości bólu rozstania przez ich lub swoją śmierć która mogła by nadejść. - Poza tym przed wyjściem z biura łyknęliście sobie więc nie jest tak że jesteście dzisiaj w ogóle bez alkoholu. (( Srsly ? Zawsze coś musi być, jak nie alkohol to dom rozpusty <wraca wspomnieniami do innej fajnej sesji zrujnowanej przez parę osób ;-; >))
-
Giotto kiwnął głową, po chwili wszyscy wyszliście z pokoju i wyszliście na ulice która tętniła życiem. Budynek z którego wyszliście był całkiem nową kamienicą jak i reszta budynków na tej ulicy. Po obu stronach jezdni rosły młode drzewka, była godzina 12 więc słońce świeciło pełnią siły jak na wiosenny dzień. Po chwili wsiedliście do auta i ruszyliście. Marka samochodu to Alfa Romeo 6C 2300 MM. Po jakimś czasie dojechaliście pod restauracje, rozpoznaliście ją ponieważ była to restauracja samej familii. W środku restauracji panowało światło słoneczne, stojące w dużych od siebie odległościach stoliki umożliwiały przejazd wózkom z jedzeniem. Pod jedną z ścian stał bar z niezliczoną ilością win i innych dostępnych alkoholi. Usiedliście do stołu i po chwili gorączkowo podszedł do was kelner. - Czego państwo sobie życzą? - Na Menu były dostępne wszystkie włoskie potrawy, wszystkie alkohole które były za barem. Jednak z powodu czekającego was zadania nie mogliście już dzisiaj więcej wypić.
-
Giotto nie zareagował nawet na wszystkie te humory czy wybryki. Zebrał dokumenty i schował do aktówki. Wstał od biurka i poprawił swój garnitur. - Tak czy inaczej przed akcją zapraszam was jeszcze na obiad. - Powiedział Włoch i założył okulary połówki, włożył rewolwer do kabury schowanej pod marynarką przy ramieniu. - To ruszajmy samochód czeka a i jedzenie stygnie.
-
Spróbuje sprostać tym oczekiwaniom. Poza tym wszyscy są nowi oprócz Clocky z którą praktycznie w każdej sesji gram... No ale cieszę się że jest szansa na to że dołączysz.
-
Zaczynamy sesje http://img.jbzd.pl/2016/10/d68915797986a1135005a57163f66d69.mp4 Link do sesji:
-
Był ciepły wiosenny dzień, dokładnie 14 marzec 1930 roku. Wszyscy znajdowaliście się w kryjówce familii, siedzieliście w biurze szefa. Wszędzie stały ładne drewniane meble, za biurkiem siedział Giotto. Przed sobą miał kilka plików dokumentów które wcześniej przeglądał. Wy natomiast siedzieliście na 2 sofach pomiędzy którym był stolik na którym jak zawsze leżała kryształowa flaszka z alkoholem zaraz obok stała butelka wina. Boss patrzył na was poważnym wzrokiem. - Wiemy że dzisiaj wroga mafia z 20 dzielnicy będzie przerzucać broń ukradzioną wojsku od naszego informatora. Jeśli uda nam się ją przejąć zapewnimy sobie całkiem pokaźny arsenał do wykorzystania. Jest jedno ale, policja jest przekupiona przez mafie. Zadanie musi zostać wykonane po cichu tak by nikt się nie zorientował że to my im to kradniemy. Ma być to cicha i dokładna robota, mam nadzieje że mogę na was polegać? - Spojrzał na każdym z osobna.