No przepraszam bardzo, ale ja tutaj widzę założenie, że w sumie my wszyscy jesteśmy zoofilami, bo nam się ludzie podobają. Jeżeli tak by było to do lamusa z moją argumentacją bo i tak i tak każdy akt z większością tego, co się rusza to już zoofilia. Chyba, że zmienimy znaczenie zoofilii z "Odczuwanie popędu płciowego względem zwierząt" do "Odczuwanie popędu płciowego względem zwierząt innego gatunku", ale wtedy znowu napalanie się na widok elfki też wpadałoby w zakres zoofilii, a nie wydaje mi się, żeby ktokolwiek tak uważał.
Twierdzić, a dowieść to dwie różne rzeczy. Prawda, mają swój język który ustępuje jedynie mowie ludzkiej pod względem złożoności oraz zdecydowanie bardziej rozwinięte struktury społeczne niż jakikolwiek inny gatunek zwierzęcia (znowu z wykluczeniem człowieka), ale delfin nie podpłynie do ciebie na plaży i nie zawoła "Hej, bejbe, chcesz się bzykać?". Ich język jest niezrozumiały dla ludzi i został dobrze zbadany tylko na podstawowym poziomie. Natomiast nawiązać komunikację z kucem już dałoby się bez problemu a ich społeczeństwo jest zatrważająco podobne do naszego.
Jakby się dało i obie strony tego chciały to czemu nie. Tylko że jak to bywa z roślinami, zbytnio się nie da. Nigdy nie przeszło mi przez myśl zakochać się w roślinie, więc nie rozważałem nigdy tego tematu i nie zamierzam tego robić.
Śmiem twierdzić, że problemu nie mam. Według Ciebie mam, według mnie już nie. Po prostu mamy sporą różnicę światopoglądową, bo jak dla mnie argument opierający się na tym, że "Seks międzygatunkowy jest be bo to nienormalne" popierany zestawem zaprzeczeń moich argumentów i odwołaniem do normalności jest argumentem z dupy. Normalność to pojęcie względne, dla przeciętnego Polaka nienormalnym jest to, że w Indiach krowy są święte, a dla przeciętnego mieszkańca Indii nienormalne jest to, że w Polsce krowy święte nie są. Według mnie każdy człowiek podlega dwóm "normalnościom"; zestawowi zasad miejsca, w którym się znajduje i swojemu własnemu zestawowi zasad. Jeżeli człowiek nie robi otwarcie niczego przeciwko normalności lokalnej oraz całkowicie niczego przeciwko swojej osobistej normalności, to jego moralność nie powinna być kwestionowana. Moralność grupy ludzi, zasady normalności uznawane w danym miejscu to rzecz zmienna. I jest ona zmieniana nie przez nikogo innego, jak tych samych ludzi, którzy się jej poddają. Gdy nagle okazuje się, że coś, co od wieków było zakazane, większość ludzi popiera, to z czasem okaże się, że zakaz zostanie zniesiony.
Dajmy na to że spotykamy kosmitów. Woo, statki kosmiczne budują, kolonizują układy gwiezdne i terraformują planety. Człowieka w ogóle nie przypominają, nie są zieloni, ale rąk mają trzy pary i na dwóch nogach nie chodzą. Są wobec nas przyjaźni i z czasem ludzie zaczynają się osiedlać na ich planetach, a oni na naszych. Jak myślisz, jak długo zajmie człowiekowi zanim zaczną się pojawiać związki międzygatunkowe? Jak długo zanim zaczną się robić coraz popularniejsze? Z ilością 'zboczeń' obecnych w naszym społeczeństwie, kosmici ci musieliby być hazardem dla zdrowia ażeby do tego nie doszło. I nagle, choć po długim czasie, okaże się, że pomimo tego, że jeden czy dwóch przechodniów pokiwa głową z niesmakiem na widok takiej pary, to nie będą już one odstawały od codzienności ani normalności.
Normalność się zmienia, dlatego dla mnie kurczowe trzymanie się jej i niedopuszczanie jakiegokolwiek odstępstwa nie jest dobre. Do puki człowiek pozostaje wierny wobec własnych zasad i nie łamie zasad lokalnych na każdym kroku, to nawet jeżeli zdarza mu się je łamać we własnym zaciszu, lub niepublicznie wraz z grupą, która się z nimi nie zgadza, to nie można powiedzieć, że jest to człowiek zły.
Oczywiście nie można w to wliczać przypadków, gdzie czyjeś osobiste zasady są wbrew osobistym zasadom innego człowieka - to już jest konflikt międzyludzki na poziomie osobistym a nie różnica między obywatelem a obecnie obowiązującymi normami.
I odnoszę wrażenie, że taki właśnie osobisty konflikt światopoglądowy jest między nami. Bida.