Kolejne wybitne anime bez własnego tematu... Od czego by zacząć? Clannad opowiada historię Tomoyi Okazakiego i Nagisy Furukawy, którzy poznają się w ostatnim roku liceum... I w sumie ich relacjom jest poświęcony cały pierwszy sezon i połowa drugiego. Od początku jest oczywistym, że to oni są głównymi postaciami tego anime, chociaż nie można zaprzeczyć, że pozostali bohaterowie to równie żywe i wiarygodne postacie, jak ta para. Anime dzieje się na przestrzeni kilku lat, a przeskoki są dość duże, a wydarzenia pomiędzy nimi traktowane są raczej po macoszemu. Można to potraktować jako wadę, bo pewne wątki wydają się zapomniane - chociaż pod koniec wszystko łączy się w spójną całość. Nie wiem, czy da się opisać wrażenia, jakie wywołuje ta bajka, bez ciężkich spoilerów, więc tych, którzy nie oglądali jej, a mają zamiar, ostrzegam - nie czytajcie dalej tego posta. Odpalcie anime i oglądajcie, tylko pamiętajcie, żeby wcześniej przygotować chusteczki, bo trzeba być naprawdę bezuczuciową osobą, żeby nie wzruszyć się przy nim. Dość powiedzieć, że wycisnęło ono łzy nawet u mnie, a nie pamiętam, kiedy zdarzyło się to poprzedni raz. Tak, ładunek emocjonalny zawarty w tym serialu jest po prostu niewyobrażalny. Anime wycisnęło u mnie łzy nawet mimo tego, że przypadkiem przeczytałem kilka spoilerów, więc teoretycznie powinienem wiedzieć, że nie powinienem się przywiązywać do pewnych postaci. Ale jak można pozostać wobec nich obojętnym, jeśli są tak wiarygodne, pozytywne i pełne życia? Nie da się, a przynajmniej ja nie byłem w stanie. Jeszcze nie spotkałem się z jakimkolwiek tworem, czy to serialem, czy książką, czy filmem, który tak sprawnie mieszałby komedię z dramatem. Zabawne momenty, których jest wiele, zwłaszcza w pierwszym sezonie, który jest raczej wstępem do drugiego, niż osobną historią, budzą szczery śmiech, a przynajmniej uśmiech na twarzy. Smutne momenty wręcz łamią serce. Tak... smutne momenty. Jest ich wiele. Są takie, które budzą tylko poczucie litości wobec bohaterów, ale szybko przechodzi się ponad nimi do kolejnych odcinków, które często budzą wesołość i każą myśleć, że to już koniec, a bohaterów czeka szczęśliwe zakończenie. Jakże mylne jest to wrażenie, bo później następują odcinki, które przybijają widza do samej ziemi i zmuszają do poważnych przemyśleń. Bo co jest lepsze? Czy lepiej ratować dziecko wbrew życzeniom matki, czy matkę i ukochaną żonę, którą poród doprowadzi do śmierci? Co zrobiłby widz na miejscu Okazakiego? Ja znam osobę, która musiała dokonać takiego wyboru, i naprawdę nie wiem, co zrobiłbym na jej miejscu, i czy w ogóle byłbym w stanie dokonać wyboru. Dlatego też bajka wywarła na mnie tak wielki wpływ. To właśnie jest najgorsze w tym anime - wydarzenia w nim są takie życiowe. Jest pewna magiczna otoczka, ale w gruncie rzeczy nie ma ona znaczenia. I to wywarło na mnie największe wrażenie po innych anime, które do tej pory oglądałem, w których bohaterowie jednak mieli swoje supermoce albo możliwości zmiany swojego losu. W Clannad postacie są jak zwykli ludzie i nie mają co liczyć na boską interwencję - muszą żyć z konsekwencjami swoich decyzji, tak jak i my. Samo życie. To jest zarazem piękne i straszne. Druga połowa drugiego sezonu jest naprawdę druzgocąca. Nie pamiętam, kiedy ostatnio zdarzyło mi się płakać. Nie pamiętam, kiedy ostatnio byłem choćby bliski tego. Musiało to być bardzo dawno temu. A jednak podczas oglądania After Story łzy pojawiały mi się w oczach kilkukrotnie, a pod koniec nawet zdarzyło się, że kilka mimowolnie pociekło mi po policzkach. Każdy moment, w którym Tomoya wspominał Nagisę, chwytał mnie za serce i naprawdę tylko moja siła woli powstrzymywała mnie od płaczu, a i tak było ciężko. Kto by mnie znał osobiście, ten wiedziałby, jak wiele to znaczy, tym bardziej, że parę osób w mojej rodzinie ma w zwyczaju twierdzić, że moja twarz nie wyraża żadnych emocji. A chociaż ciężko mówić o szczęśliwym zakończeniu w przypadku tego anime, to... Ja tak bardzo marzę o takim związku, jak związek Nagisy i Tomoyi. Zastanawiam się, czy chwile szczęścia są warte tak wielkiego bólu przez resztę życia. I dochodzę do wniosku, że chciałbym się przekonać, niezależnie od konsekwencji. Niczego w życiu nie chciałbym tak bardzo, jak tego. I chociaż moja nieufna i chłodna natura mówi, że lepiej jest nie przekonywać się i żyć dalej tak, jak teraz, to serce domaga się miłości. Tak bardzo żałuję, że ta nieufność zawsze u mnie przeważała i nie zanosi się, żeby miało być inaczej, bo chociaż mam rodzinę, którą kocham, to nie mam i pewnie nie będę miał osoby, za którą bez wahania oddałbym życie i która byłaby moim życiem, byłaby powodem, dla którego chciałoby mi się wstawać rano i starać robić coś ważnego, jak Nagisa dla Tomoyi. I do tych wszystkich przemyśleń i wynurzeń skłoniło mnie obejrzenie jednego anime. I niech ktoś powie, że chińskie bajki są płaskie i nie mogą zmienić człowiekowi pojmowania świata. Niestety, w moim przypadku zapewne skończy się na tych przemyśleniach i kilkudniowym załamaniu, po czym wrócę do swojego starego, obojętnego i nijakiego ja. Żałuję. Czy mogę polecić Clannad? Obiektywnie (no, na tyle obiektywnie, na ile to możliwe) nie bałbym się dać mu 10/10. Ale czy zachęciłbym innych, żeby go obejrzeli? Nie. Jest to anime tak ciężkie w odbiorze i dołujące, że włączanie każdego kolejnego odcinka przypomina rozdrapywanie starych ran, więc zdecydowanie nadaje się dla masochistów albo ludzi, którzy nie mają w życiu wystarczająco smutków. Inni powinni wierzyć na słowo tym, którzy to już obejrzeli, i trzymać się z daleka. Jak to ktoś ujął, "Clannad najpierw cię rozbawi, potem zacznie kłuć igłami, po czym rozbawi ponownie i wzbudzi w tobie nadzieję, aż w końcu wbije ci w brzuch okutą żelazem pięść i zmusi do obejrzenia ostatnich odcinków..." To bardzo trafne opisanie uczuć towarzyszących oglądaniu tego anime. Sami oceńcie, czy to dobrze, czy źle. Ja w równym stopniu żałuję, jak cieszę się, że to obejrzałem, bo obudziło we mnie pragnienie miłości i strach przed nią. Eh, wpadłem w patetyczny styl, co zapewne wzbudzi rozbawienie u tych, którym zdarzy się dotrwać do końca tej ściany tekstu. I tak nie żałuję, że wysyłam tego posta, chociaż pewnie jutro okaże się, że temat został zaatakowany przez trolli...