Soli powoli, acz konsekwentnie kontynuował realizację swojego błyskotliwego planu. Pot spływał mu wąskimi strużkami po twarzy, lecz zdawał się nie zwracać na to najmniejszej uwagi. Miał przed sobą konkretny cel, i cel ten chciał zrealizować, zwyczajne zmęczenie nie mogło go ot tak zniechęcić. Całe szczęście, nikt nawet nie próbował mu przeszkodzić, dzięki czemu kupka trocin wokół niego mogła spokojnie rosnąć. Jednak mimo niewątpliwie sprzyjających okoliczności było coś, co odrobinę go niepokoiło. Był to stan srebrnej łyżeczki, której używał do kopania, a raczej skrobania. Widać było, że biedna dużo dłużej nie pociągnie. Mimo to uparcie skrobał dalej. "Pal licho łyżeczkę, jeśli się złamie to będę kopał chociażby i rękami!" - wymamrotał do siebie. Jednak skrobanie paznokciami okazało się zbędne. Udało mu się przekopać przez drewniany kadłub. Gdy pierwsze promienie słońca uderzyły go w twarz wiedział, że osiągnął sukces. Zwiększył tempo, a po kilku chwilach otwór w statku był na tyle duży, że mógł spokojnie przez niego wyjść. "Pierwsza zasada Uciekaido - jeśli nie wiesz, jak się wydostać z potrzasku, zrób podkop. Możesz wprawdzie nie zdążyć, ale lepsza śmierć podczas próbowania niż obijania." Do tej pory zawsze śmiał się z tej zasady. Aż do teraz. Aż do tej chwili.
Soli schował łyżeczkę do kieszeni, a następnie zszedł na ląd. Wziął głęboki wdech. Jego płuca wypełniło świeże, czyste powietrze. Ale coś go zaniepokoiło. W powietrzu unosił się zapach porażki. Znał ten zapach aż za dobrze. Postanowił się ogarnąć i ruszył wgłąb wyspy.