Skocz do zawartości

Jake

Brony
  • Zawartość

    359
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Posty napisane przez Jake

  1. Imię: Jacob

    Wiek: 1500 lat

    Rasa: Alicorn

    Rodzina: Nie ma

    Wygląd: 3wcUmlD.png

    Historia: W pierwszej osobie:

    Pojawiłem się bardzo daleko od Everfree Forest i Canteloth. Miałem w tedy na oko 6 kucykowych lat. Wiedziałem tylko że miałem na imię Jacob. CM było od początku.

    Wokół mnie ciągnęło się pustkowie. Nie wiedziałem w którą stronę iść. Zobaczyłem słońce na niebie i księżyc za mną. Wybrałem żeby iść w stronę słońca.

    Szedłem bardzo, bardzo długo tak mniej więcej 10 dni nie wiedziałem dokładnie, bo słońce nie zachodziło. Nie czułem zmęczenia ani trochę. Aż wreszcie zobaczyłem w oddali las. Ucieszyłem się że wreszcie jakiś cień. Kiedy do niego doszedłem, uśmiech znikną z moich ust. Widać było że to wcale taki normalny las, to był ponury i straszny bór. Nabrałem odwagi przeszedłem przez wejście do lasu zrobione z liściów i gałęzi.

    Kiedy wszedłem do lasu przejście zamknęło się w niewiadomy dla mnie sposób. Wokół mnie słyszałem jęki skrzypienie i inne straszne dźwięki. Szedłem i szedłem przed siebie. Las jakby nie miał końca...

    *Idę na oko już ponad 12 dni.*

    Po drodze znalazłem strumyk i jagody. Powiedziałem

    - Wreszcie jakieś jedzenie i woda.

    Napoiłem się i najadłem. Nagle usłyszałem jakiś szmer w zaroślach. Wstałem i zwróciłem wzrok w zarośla. Bałem się bardzo, że to jakiś groźny zwierz. Moje najgorsze obawy urzeczywistniły się. Z zarośli wyszedł wielki drewniany pies. Powiedziałem

    - Dobry piesek...! Mam nadzieje że nie chcesz mnie zjeść?.

    Zaszarżował. Miałem 5 sekund żeby coś wymyślić. Skupiałem się strasznie myślałem. Nie wiem co się stało, ale z rogu strzelił mi jakiś promień i zapalił potwora. Powiedziałem

    - Ooo... hmm... Już wiem użyłem magii. Wcześniej jak szedłem przez pustkowie też jej użyłem, by się uleczyć jak mnie ugryzł wąż.

    Po tym wydarzeniu z wilkiem trzymałem się na baczności, aż w oddali zobaczyłem słońce. Powiedziałem

    - Wreszcie jakaś otwarta przestrzeń)

    Przede mną ukazała się polana i góra na której był przepiękny zamek. Po krótkiej podróży byłem już przed bramą. Zobaczyłem strażników podobnych do mnie tylko bez skrzydeł (których ja podczas podróży rzadko używałem). Ucieszyłem się przeszedłem przez bramę bez żadnych problemów.

    Wokół mnie były kucyki i pegazy. Poszedłem do zamku. Chciałem przejść przez bramę, ale strażnicy mnie zatrzymali, ale jak zobaczyli że mam róg i skrzydła to mnie z nieznajomych mi powodów wpuścili.

    Zobaczyłem przed sobą wielką sale tronową i na końcu 2 trony ze złota. Na jednym siedziała młoda księżniczka tak na oko nastolatka. Z jakiegoś powodu wiedziałem jak się nazywa. To była księżniczka Celestia. Drugiej księżniczki nie było. Przedstawiłem się jej. Opowiedziałem jej co mi się przydarzyło. Kiedy skończyliśmy rozmowę kazała mi zamieszkać na odludziu i poznać swoją moc i nauczyć się latać.

    Jak już wychodziłem zawołała mnie i dała stos książek. Wyszedłem i zamieszkałem daleko od zamku. Nie wiem jak, ale 4000 lat później przyszedłem do Canteloth i zamieszałem tam tak jak kazała mi księżniczka

    Przez okno patrzyłem jak powstaje Ponywhill. 100 lat później, czyli 16 lat po narodzeniu się RD, Twi i A.J zamieszkałem tam i mieszkam do dziś.

    Koniec

    Koniec

    PS. Jeszcze jedno Cm było od początku.

    Charakter: Jacob jest miły, posłuszny, honorowy itd.

  2. Susan podeszła do leżącego Śmierci i powiedziała do niego po cichu

    - Wstydź się...

    Śmierć odparł

    - No ale...ona...

    Susan powiedziała

    - Żadnych "ale"...masz się zachowywać.

    Śmierć powiedział

    - Eh... dobrze, ale nie obiecuję.

    Susan weszła do namiotu i położyła się spać, pogłaskała kosę i zanurzyła się w głębokim śnie.

    Śmierć oczywiście czytał, bo co miał robić innego. Przynajmniej pilnował obozu.

  3. Susan ukłoniła się i powiedziała

    - Witaj księżniczko. Przepraszam za niego. Zawsze był taki.

    Tymczasem Śmierć przerzucił następną stronę. Koło niego pojawiła się wierna kosa. Śmierć tylko na nią spojrzał i pojawił się duży namiot. Kosa tam wleciała i ułożyła się na cieplutkim stojaku. A Śmierć czytał na dworze, koło niego pojawiła się lampka i świeciła dokładnie nad książką.

  4. - Czy księżniczko nie widzisz kto jest ze mną? Czy nie należało by się przywitać.

    Śmierć spojrzał na Susan i odwrócił wzrok na Ruffian. Coś w niej widzi, ale nie wie co.

    - Nic ci nie grozi, zaufaj mi.

    Śmierć tupnął i pojawiła się księga pt. Świat Dysku. Zaczął ją czytać. Powiedział jeszcze do Twi

    - Nie trudź się Twi.

    Śmierć tupnął i pojawiły się namioty i na środku ognisko.

  5. Śmierć spojrzał na Lunę oburzony lekko

    - Zauważ księżniczko że jesteśmy blisko granicy z Changeli więc niedługo twoja władza nie jest tu zbyt duża Luno. I jeśli choćby kogoś tkniesz z naszej grupy to poznasz mój gniew.

    Śmierć spojrzał się też na Ruffian

    - Tak znam ją. Jest władczynią nocy. Na razie... a poza tym jest siostrą mojej podwładnej czyli Celestii.

  6. Jacob spadł ze stołka i schował się za rogiem patrząc na ten kamień. Strach u niego był rzadki, ale smoków bał się strasznie. Sam nie wiedział dlaczego, ale bał się ich.

    - Duży ten smok jest w środku... jestem ciekaw jaka to rasa.

    Jacob był bardzo ciekaw. Wreszcie wyszedł za rogu i krążył wokół łóżka Asianny. Rozmyślał co by dał taki smok w watahie.

    Tymczasem Jane z Nivyy i Ihnes'em szli przez las w stronę szpitala. Jane poczuła zapach Jacoba powiedziała

    - Czuję zapach Jacoba wy też?

  7. Śmierć podszedł i powiedział do Luny

    - Witaj księżniczko co cię tu sprowadza? Mam nadzieje że nie ja?

    Śmierć spojrzał się na nią z uśmiechem który wyglądał jak uśmiech chociaż było widać tylko czaszkę (przystojną) ; bo ją akurat lubił spośród wszystkich księżniczek w Equestri.

  8. Jacob zdjął płaszcz i spojrzał na skrzydła

    - Hmm długo nie latałem na tych skrzydłach

    Jacob rozprostował skrzydła. Były odrobinę mniejsze od skrzydeł Luny. Rozciągnął je. Wydały dźwięk podobny do łamania kości. Wreszcie machnął skrzydłami powoli jakby się bał czy się utrzyma. Wzleciał niewysoko i nagle rozpędził się. Machał skrzydłami i leciał z dużą prędkością w górę. Spojrzał się jeszcze raz na skrzydła. Uśmiechnął się i powiedział do Luny

    - No to lecimy?

×
×
  • Utwórz nowe...