Skocz do zawartości

Pawlex

Brony
  • Zawartość

    1057
  • Rejestracja

  • Wygrane dni

    1

Wszystko napisane przez Pawlex

  1. DeWett spojrzał na owce, zaraz potem znów na kobietę. - A to przepraszam bardzo... - Odparł. Zrobił kilka kroków w stronę stada, następnie wyjął pokaźny mieszek z pieniędzmi. Zaczął nim lekko podrzucać. - Więc! Która owieczka zgodzi mi się pomóc w zamian za ten soczysty woreczek pełen pięknych, błyszczących monet?
  2. Dostrzegając dom, Rennard w środku cieszył się jak małe dziecko. Ta wędrówka okazała się naprawdę męcząca. Gdy się zatrzymali, oparł ręce o kolana, zziajany. Widząc jednak że owym przewodnikiem jest dziewczyna, od razu poczuł się żywszy. Jej niezbyt miły stosunek do Jhina jakoś nie bardzo go dziwił. - Cóż, pozwól że moja retoryka i fantastyczne podejście do kobiet załatwią sprawę. - Wyszeptał do artysty, po czym wyszedł o dwa kroki naprzód. - Spokojnie urocza panienko, nie jesteśmy tu by sprawiać problemy. - Zaczął, przybierając swój przesympatyczny ton. - Widzisz, jesteśmy w posiadaniu pewnych map, tylko że na nic nam się zdadzą bez przewodnika...
  3. Cała okolica wydawała się dla młodego chłopaka taka... magiczna. Był to o wiele przyjemniejszy widok niż zimne i szare budynki. Nie śmierdziało krwią i szczynami. Tak, to największa zaleta. - A któż to jest tym przewodnikiem? - Zapytał. - Również miłośnik sztuki?
  4. Podróżowanie w takim otoczeniu było naprawdę sporą zmianą. Rennardowi się to podobało, w końcu coś innego od ciemnych uliczek, dachów, sali balowych i kanałów. Z nieukrywanym podziwem obserwował te wielkie rośliny. Widział je pierwszy raz w życiu. Mimo iż był uczony jak poruszać się w najróżniejszym terenie, stąpał wyjątkowo ostrożnie i rozważnie. Chwila nieuwagi i mógł w jakiś sposób pogorszyć stan swojego ramienia. - Urzędujesz na tej wyspie długo, Jhin. Opowiedz mi coś o niej. Może o tutejszy ligowych czempionach? Warto byłoby coś o nich wiedzieć, gdybyśmy przez przypadek na jakiegoś się natknęli. - Zaproponował temat. Nie lubił podróżować w ciszy.
  5. Chłopak prawie wpadł na cyborga kiedy to ten się zatrzymał. Spojrzał na niego i lekko cofnął głowę. - Khada Jhin... - Powtórzył. To imię raczej zapamięta do końca życia. - No nareszcie. Aż tak ciężko było się przedstawić? - Zapytał, nie oczekując odpowiedzi. - Masz rację. W Noxusie to tylko dworskie intrygi, wojna, plany podbojów i ta wojna. Dlatego właśnie narodziłem się ja! Czarna owca! Jak mówią Iońskie nauki, musi panować harmonia. Dlatego pośród tej całej powagi, sztywności, okrutności, przeogromnego ego i nonszalancji jestem ja! Wesoły i towarzyski chłopak! No... i jest jeszcze Draven. Różnimy się tylko tym że... no, że nie nazywam się Draven. No i nie rzucam maczetami.
  6. Cóż, ten cały teatrzyk nadal nie powiedział jak ten cyborg ma na imię... Tym razem DeWett musiał już zacząć biec, aby nadążyć. Nadal pamiętał jak ostatnim razem skończyło się to podrzucanie pistoletu. Miał nadzieję że tym razem nie wystrzeli. - Powiem więcej! W Noxusie nie znał cię nikt! Nikt kogo pytałem o ciebie! Nawet czempioni z ligi!
  7. DeWett patrzył w stronę, na którą gestykulował cyborg. Co chwila przytakiwał. Wyraz jego twarzy wskazywał na wielkie zainteresowanie. Chociaż było troszeczkę wymuszone. - A-aha. No dobrze. Tylko że widzę tu małą nieścisłość. Chcesz by twoje imię się rozsławiło najdalej jak może... a mimo to ja go wciąż nie znam...
  8. - Widzisz, kiedy mamy na sobie maskę, wtedy stajemy się tym kim jesteśmy na prawdę. Bez niej, publicznie, boimy się tego pokazać. Może wstydzimy. Pewnego dnia wyjdź na środek wioski i zdejmij ten kawałek materiału z twarzy. - Zaproponował, stąpając w dół. Musiał przyznać że jeszcze nigdy nie miał tak "ekscentrycznego" towarzystwa.
  9. Mimo całego tego nieprzyjemnego tonu cyborga, Rennard w ogóle nie brał tego do siebie. W końcu był świadom tego że rozmawia z nieprzewidywalnym psycholem. - I mówi to ktoś kto skrywa swoją twarz za maską. Jak mam brać cię na poważnie skoro nawet nie ukazujesz swojej tożsamości? Niech zgadnę, jesteś tak szpetny że twoja morda zaburza twoją artystyczną doskonałość? Nie pasuje do scenariusza? Źle prezentowałaby się na scenie? - Pytał złośliwie. - I zostaw ten kamień, nic ci nie zrobił.
  10. Chłopak zaczął podążać za cyborgiem a raczej lekko truchtać. Ciężko było z nim wyrównać krok... - U nas w Noxusie nikt nie może sobie pozwolić na taki styl życia jak twój. Jeżeli ktoś zacząłby za bardzo pajacować, strzelać do każdego napotkanego człowieka, zaraz miałby na głowie gangi, zabójców, zbuntowanych magów, potężne rody, wszystko do cholery! To nie Ionia gdzie dookoła sami mnisi i pacyfiści! - Usprawiedliwiał się. Można było od niego wyczuć lekką dozę zazdrości. Ten cyborg posiadał właściwie nieograniczone możliwości tu w Ionii. - Nie żebym służył swojemu niefinezyjnemu, nudnemu państewku dla przyjemności. W końcu urodziłem się w potężnym i bogatym rodzie. Gdybym nie oddał swojego życia za ukochane państwo, gniłbym w lochu, codziennie katowany przez ojca...
  11. Rennard aż się skrzywił, czując ten ostry zapach. Szybko zamknął słoik, po czym pomachał głową. Nieźle kopało. - Co? - Zapytał zamroczony, straciwszy wątek. - Ach tak, to zlecenie oczywiście. Zlecenie od dowództwa Noxusu. Moim obowiązkiem jest służyć swojego miastu-państwu. Chociaż tak naprawdę traktują mnie jak chłopca na posyłki, nie traktują poważnie ani fair. Ogólnie dymają mnie jak chcą a ja nie mogę się temu przeciwstawić. Wiesz, na szafot mi nie śpieszno. Albo na pal. Albo strunę. Metody egzekucji mają naprawdę wykwintne.
  12. - Bardziej gotowy już nie będę... - Odparł. - Przypomnij mi później z łaski swojej abym nasmarował tą ranę. - Dodał, otwierając słoik i wąchając jej zawartość.
  13. Bezinteresownie? u siebie Rennard nie dość że przez swoje nazwisko musiałby zapłacić za taki zabieg kilka razy więcej, to jeszcze by go wyśmiano. Chłopak nie zebrał się już na żadne słowa, schował pieniądze i posłusznie wyszedł. Wolał już bardziej nie denerwować kobiety. Szybko zaczął wracać do miejsca, gdzie powinien czekać na niego ten artysta-wariat.
  14. - Dwa tygodnie?! - Zapytał z pretensjami. Chwycił słoik. - Kolejną nocną bitkę mogę mieć chociażby zaraz. Muszę być w pełni sprawny teraz, zaraz! - Mówił, wyciągając małą sakiewkę z monetami. Mimo wszystko kobiecie należała się zapłata za pomoc.
  15. Chłopak zaciskał powieki najmocniej jak mógł, chcąc powstrzymać łzy. Na jego twarzy cały czas pojawiały się wykrzywione grymasy. - Bez znieczulenia? - Zapytał z jękiem. Jeżeli takie cierpienie miało oznaczać urodzenie się pod szczęśliwą gwiazdą... to nie wyobrażał sobie jak musiało być pod pechową.
  16. Chwycił kartkę i przeczytał adres. Nie spodziewał się że ten ktoś może znać osobę która może mu pomóc. Wyglądał na takiego co strzela do każdego napotkanego człowieka. No w zasadzie to sam jeszcze oddychał, toteż to burzy jego teorię. - Dziękuję. Spróbuj wytrzymać z czekaniem na mnie i nie zniknij gdzieś, dobrze? - Zapytał, wychodząc z domu. Nie oczekiwał odpowiedzi. Szybkim krokiem pognał do miejsca którego adres posiadał.
  17. - Tak. Uwierz mi że naprawdę chciałbym się tego pozbyć. - Jego ton wskazywał na to że była to oczywista oczywistość. - Problem tym że krew bardzo lubi sobie wyciekać z rany. Tak bardzo bardzo lubi. No a kiedy jest jej za mało to cała maszyneria się wyłącza i... przestaje działać. - Rennard po chwili pomachał głową. Za bardzo zaczął ględzić. - Do cholery, czy nie macie w tej Ioni jakiegoś czarodzieja który by mógł mnie naprawić w kilka sekund? Jakoś nie mam czasu na powolne szpitalne kuracje...
  18. Chłopak przekrzywił głowę na bok. Czy on przypadkiem przed chwilą nie powiedział że zdoła zrobić wszystko sam? Że pracuje sam? Więc jednak proponuje mu współpracę? Wyciągnął rękę. Było to naprawdę bardzo nieufne wyciągnięcie ręki. - Skąd tak właściwie znasz moje nazwisko? - Zapytał. Nie przypominał sobie aby kiedykolwiek mu się przedstawiał.
  19. DeWett uśmiechnął się bezradnie. Powoli opuścił ręce z mapą. Był w dupie. Bardzo, bardzo głęboko. Przez te kilka lat ten tajemniczy osobnik wyraźnie zwiększył swoje umiejętności. Rennard za to zamiast pracować nad sobą wolał uganiać się za panienkami. Teraz widać tego rezultat. - I co zrobisz z tą mapą? - Zapytał, teraz już całkowicie improwizując. - Samemu, mimo twoim umiejętnością, nie zdołasz dotrzeć do miejsca która ta mapa wskazuje. Przynajmniej nie cały... Myślisz że po co był mi potrzebny ten tutaj? - Wskazał na martwego człowieka. - Do tej wyprawy potrzeba minimum dwóch ludzi. Bardziej ci się przydam jak moja egzystencja będzie żywa niż ambitna... i martwa.
  20. Zabójcy zrzedła mina. Nie zamierzał jednak tak po prostu dać się zastrzelić. Szybko rozwinął mapę, po czym złapał jej krawędzie palcami, jednocześnie ustawiając ją na linii strzału. - Ostrzegam cię że mam bardzo szybkie palce. Jeżeli twój palec na spuście chociażby drgnie, podrę tą mapę na kawałki!
  21. Mężczyzna powoli wyciągnął mapę, z którą to właśnie przyszedł do swojego już martwego kontaktu. - Cóż, wygląda na to że wiesz o co z tym chodzi. - Powiedział cwaniackim tonem, po czym zaczął machać zwitkiem papieru przed sobą. - Skoro mój człowiek nie żyje, ty mi powiesz o co z tym chodzi!
  22. - To nie moja broń. Wbił sobie ją taki jeden drab. Wiesz, przewaga liczebna jednak robi swoje... - Odparł bez emocji. Złapał się ściany, po czym wstał. Zauważył że jego kontakt był martwy. - Ej, dlaczego go zabiłeś? Był mi niezwykle potrzebny. Psujesz mi kolejne zlecenie!
  23. Widząc po raz kolejny tego tajemniczego osobnika sprzed kilku lat, DeWett poczuł mrowienie w głowie. Sam już nie wiedział czy jest zdenerwowany, zszokowany czy załamany. Może wszystko na raz. Na dodatek znów jego rana zaczęła niezwykle dokuczać. Chłopak oparł się o framugę drzwi, po czym osunął się na ziemię. Jego oczy wyglądały tak jakby zaraz miały wystrzelić w stronę zamaskowanego gościa. - To te prochy tak? - Zapytał ni to oponenta, ni to siebie. Po prostu posłał pytanie w wiatr. - Długo trzyma ten Ioński towar, wiesz? Psi mędrzec kazał mi uważać na zborze a nie narkotyki! - Bełkotał. Nie był w stanie opisać tego, jak bardzo chciał by to był sen albo chociaż bardzo nieśmieszny żart...
  24. Miał niezbyt dobre przeczucie. Ba, miał nawet lekkie deja vu. W końcu już wcześniej miał iść do czyjegoś domu a zastał tam zimne zwłoki. Chłopak zacisnął zęby i z całej siły kopnął w drzwi. Naprawdę w takiej sytuacji o wiele lepiej byłoby nie być rannym...
  25. Okolica była naprawdę urokliwa. Rennard zapatrzył się w nią tak bardzo że nawet przez chwilę zapomniał o ostrzu w jego ramieniu. Dotarcie do domu zajęło mu dwa razy dłużej, niż normalnie. Spacerował i podziwiał. Kiedy w końcu dotarł przed dom, zapukał w drzwi.
×
×
  • Utwórz nowe...