Skocz do zawartości

Pawlex

Brony
  • Zawartość

    1057
  • Rejestracja

  • Wygrane dni

    1

Wszystko napisane przez Pawlex

  1. Pośpiesznie zabrał rękę. Cóż, kilka sekund to zawsze coś. - Jeżeli mogłabyś to zrobić bez gryzienia... będę bardziej niż chętny. - Odpowiedział, chichocząc. Gdy tylko spojrzał na jej zęby, od razu przypomniał sobie o bólu karku. Jego uśmiech nieco zmalał.
  2. Chłopak roześmiał się. - Proszę cię. Tylko sobie żartuje. - Odparł po czym zniżył się aby wejść do namiotu. - Doskonale wiem co rozumiesz przez "to". Naprawdę myślisz że mam ochotę zrobić coś przykrego osobie które kilka godzin temu chciała mnie zabić? Mimo iż jesteśmy tu sami... w lesie... przy ciepłym ognisku... - Mówił, drapiąc się po brodzie. - W sumie okoliczności sprzyjają...
  3. Lufi odwrócił się. Jego twarz jasno dawała do zrozumienia, że kompletnie nie rozumiał o co chodzi. - To? - Zapytał, przekrzywiając głowę na bok. - Jakie "to"? Co za "to"?
  4. - Nie masz siły?! - Zapytał z wyraźną irytacją. - Po czym? Po chodzeniu po mieście? Błagam cie, wynalazco niewolniku. - Odłożył pustą miskę, po czym znów skierował się do namiotu dziewczyny. - W takim razie do spania. Raz raz!
  5. - Czekaj czekaj. Ten koleś od zboża. Jakiś... nie wiem. Ptak? Czteroręki ptak? Kto to w ogóle jest? Nie pozwolę nikomu mieszać w swojej głowie! Zwłaszcza takim pierzastym dziwadłom. - Odpowiedział, z uśmiechem. Jego matki naprawdę nie trudno było nie znosić. Również postanowił wykorzystać tą jakże rzadką okazję, i skierować swoją rękę na biodro Elise. W końcu musiał jakoś utrzymać się na nogach...
  6. - Więc... - Odezwał się z pełnymi ustami. Z manierami to zdecydowanie nie było mu po drodze. - Skoro jesteś taka w ogóle super, to powiedz mi Vivi, gdzie jest moja emo przyjaciółka? Nie potrafię bez niej wytrzymać dłużej niż pół dnia. A te pół dnia właśnie zmierza ku końcowi.
  7. Rennardowi aż zjeżyły się włosy, kiedy to ton Elise zmienił się o 180 stopni. - Wiesz... zawsze można poprosić trochę delikatniej. - Odpowiedział. - Oczywiście że ci dziękuje kochana. Nie łatwo przeżyć narkotyczny haj na Wyspach Cienia. Czuję że dokonałem czegoś wielkiego!
  8. - Elise, skarbie. - Odezwał się, krzywo się uśmiechając. - Naprawdę nie zdajesz sobie sprawy z tego jak bardzo raduję się w środku z twojego powrotu. Tylko wiesz. Jestem zatruty i zdycham. Jak mam się cieszyć z czegokolwiek w takim stanie?
  9. Chwycił jej dłoń. Czuł się gorzej, mimo iż nie dostał zatrutym ostrzem w serce. Z jej pomocą wstał. Chociaż przez te zawroty o mało co znów nie stracił równowagi. - O co tu chodzi? - Zapytał, zbity z tropu. - Przebiłem ci serce, trucizna wypełniła twoje żyły. A ty? A ty wyglądasz jak nowo narodzona. O co tu chodzi? I gdzie ten cholerny jad Vilemawa?
  10. Chłopak zdziwił się, nawet trochę przestraszył, kiedy ta po prostu usadziła go na ziemi. Jak na chuchro to krzepę miała... Przyjrzał się temu co upichciła. O dobry zapach raczej się nie martwił. - Ziem... - Odparł, pieszcząc swój zmysł węchu. - Ale następnym razem nie targaj mną. Nigdy więcej. Ani razu. Nie!
  11. Chłopak podkulił się. To był zdecydowanie najgorszy odjazd w jego życiu. - Biorę to zboże ze sobą! - Postanowił. Wyciągnął swoją dłoń przed twarz. Chciał sprawdzić co się stało. - Zacznę sprzedawać ten syf wszystkim ćpunkom w Noxusie. Będą mnie błagać o więcej! Droga narkotykowego barona stoi przede mną otworem. Mimo bólu w ręce i karku próbował wstać.
  12. Lufi przez chwilę podążał wzrokiem za dziewczyną. Jakoś niespecjalnie chciało mu się jej pomagać. Trochę z lenistwa, trochę z wciąż lekkiej niechęci. Wstał, zabierając ze sobą poduszkę. Skierował się do namiotu dziewczyny. Miał w zwyczaju wchodzić tam gdzie nie powinien i grzebać w rzeczach innych.
  13. DeWett spojrzał na wszystkich po kolei. Ucieka? Przecież nawet się nie ruszył... - Więc... - Odezwał się, powoli odwracając głowę w stronę tej dziury, która nie wiadomo skąd się zjawiła. - Skoro jestem winny to... nara! - Krzyknął po czym rzucił się do ucieczki. Cokolwiek było za tą dziurą, raczej nie mogło być gorsze niż sala sądowa zrobiona z glizd...
  14. - Dlaczego? Bo jestem leniwy! Ty napatoczyłaś się sama! Poza tym myśle że i tak nie dałabyś mi spokoju. Ciągle chcesz się ze mną bić... - Odparł. Na prośbę dziewczyny, Lufi tylko splunął w drewno. Te momentalnie zapłonęło. - Widzisz? Co ty byś beze mnie zrobiła...
  15. Rennard spojrzał na całe organiczne otoczenie. Jego oczy wyglądały tak jakby umarł w środku. Wstał powoli, nie chcąc czuć wijącego się robactwa pod siedzeniem. Wstał i zastygł. Nie lubił glizd. Naprawdę. Skierował wzrok na ręke, na pająka. Oddychał ciężko a jego usta drżały. Nie był w stanie nic powiedzieć.
  16. Lufi ziewnął i przeciągnął się. Złapał za poduszkę i podsunął sobie pod głowę - Czyli najpierw niewolnik, teraz walnięty wynalazca który chce zaimponować innym i się wywyższać? To takie... nieoryginalne. Słabe. - Skomentował.
  17. Rennard przekrzywił głowę. - Nie. - Odparł szybko, cofając się o dwa kroki. - Ty nie jesteś nowym pająkiem! W ogóle jakoś nie wyglądasz na pająka. Czyli nie ciebie szukam... - Przyznał z zawodem. W takim razie kim był ten ptasi frajer? - Więc... skoro to ty rządzisz w tym miejscu, to może sprawisz że to magiczne zboże przestanie kręcić mi w głowie, zanim potwory z Wysp Cienia mnie pożrą?
  18. - Jeszcze na to nie zasłużyłaś. - Odpowiedział, uśmiechając się do niej. - Powiem ci wtedy, kiedy moja przyjaciółka się znajdzie. Kiedy sama do mnie wróci. Poza tym, goście mają pierwszeństwo w pytaniach. Prawda? - Chłopak zmienił pozycję. Leżał, poduszka leżała pod jego klatką piersiową. Oparł głowę o ręce. - Więc o co chodzi z tym całym strojem błazna? W końcu nie jesteś szkaradą, po co się ukrywasz? Może jesteś poszukiwanym zbiegiem, hmmm?
  19. - Nareszcie! - Odparł. Teraz miał już pewność że mimo tych zwariowanych wcześniejszych scen, nadal jest na Wyspach Cienia... i zbliżały się do niego kłopoty. - Czyli to ty zatrułeś Aureliona? - Zapytał, jednocześnie wyjmując swój mały sztylet. - Wszystko już wiem! Muszę po prostu cie zarżnąć i twoim jadem uleczyć zarówno siebie jak i kosmicznego architekta!
  20. Rennard rozglądał się dookoła, z niezbyt zadowolonym grymasem. Chciał tylko się dowiedzieć o co chodzi z tym zbożem a nie zostać przez nie otoczony. Potem spojrzał na postać. Raczej jej nie znał. Przynajmniej nikogo takiego nie kojarzył. Kiedy ten ktoś do niego pomachał, DeWett wystawił ręke w jego kierunku. - Ty! - Krzyknął, wskazując na niego palcem. - Chodź tu! Raz!
  21. - Owszem mam! Co więcej, oczekuję wyjaśnień. - Powstał z siedzenia. Jak na wcześniejsze podejście do sprawy, teraz wyglądał podejrzanie poważny. - Chcę aby w końcu mi wyjaśniono wszystko o tym przeklętym zbożu! Nim się nie dowiem, odmawiam kontynuowania rozprawy!
  22. Chłopak machnął głową. Cała sceneria zmieniła się bardzo szybko. Chwilę musiał ogarnąć, gdzie teraz jest i co się dzieje. Spojrzał na matkę. Bardziej na ich ręce. Posłał jej ciepły uśmiech, po czym delikatnie zabrał swoją dłoń z uścisku. Na usłyszane pytanie, Rennard nieco pochylił się na siedzeniu i splótł ręce za głową. Jego postawa była teraz naprawdę luźna. Zwłaszcza jak na taką scenerię. - Podwójne zabójstwo? - Zapytał, uśmiechając się cwaniacko. - Słabo wam poszło. Mam na swoim koncie o wiele wiele więcej. - Dodał, po czym jego wzrok skupił się na ojcu. - Ojcze proszę, zdejmij to coś z głowy. Przynosisz nam wstyd...
  23. - Mama... - Wyszeptał, zadowolony. Kochana, przy kości mama. Kochana... ale na pewno nie przez Rennarda. - Widzisz, tatusiu?! - Krzyknął, śmiejąc się głupkowato. Odważył się nawet o pozdrowienie go środkowym palcem. - Gówno mi zrobisz! Dobrze wiem że to wszystko to tylko moje narkotyczne wizje! Nadal jestem na Wyspach Cienia! Dopiero co ukatrupiłem Vilemawa. O!
  24. - O nie... - Powiedział pod nosem, odwracając się w stronę z której słyszał ten niestety znany mu głos. -... mój stary. Chłopak zaczął się cofać. Jego ojciec był nieprzyjemnym i niebezpiecznym typem. Ale teraz? Kiedy był na zbożowej fazie? Teraz to dopiero mogło się wydarzyć coś ciekawego. Szybko wpadł w tłum ludzi w maskach. Chciał się w niego wtopić. Próbował nawet zerwać komuś maskę i ją założyć.
  25. Chłopak zmrużył oczy, nie mając już pojęcia co się tu dzieje. Sala balowa? To zboże kopnęło go mocniej niż to co podał mu starzec, podczas podróży... Skierował tam swoje kroki. Skupiał się na tym aby zachować świadomość. To nie jest sala balowa. Nic tam nie będzie realne. Miał nadzieję że zdoła tą świadomość utrzymać.
×
×
  • Utwórz nowe...