Skocz do zawartości

Pawlex

Brony
  • Zawartość

    1057
  • Rejestracja

  • Wygrane dni

    1

Wszystko napisane przez Pawlex

  1. - Czyli Elise mówiła prawdę?! - Krzyknął zdenerwowany, biegnąć w bok i odskakując, żeby to wielki zły pająk go nie stratował. - Szlag! Myślałem że to były tylko durne żarty! Jak mam użyć tego jadu?! Zjeść? Wetrzeć? - Pytał a raczej darł się. W końcu Vilemaw i tak był głuchy.
  2. Prosta część planu się udała. Czas na tą trudniejszą. Nikt tylko nie wspominał o szkieletach! Rennard cofnął się, przygotowując się na atak pająka. Przy okazji zerknął na psiego mędrca. - Mistrzu! - Krzyknął. - O co dokładnie chodzi z tym zbożem? Czy w końcu ktoś mi to wytłumaczy? Od kiedy tu w ogóle rośnie jakieś zboże? - Atakował pytaniami, żądny odpowiedzi.
  3. Teraz młody zabójca zaczął uważnie analizować cielsko potwora. Czymkolwiek była ta zielona ciecz, raczej wolał jej nie dotykać. Wybrał sobie najbardziej oczywisty cel. Oczy. Kiedy potwór zajął się konsumowaniem martwej kapłanki, Rennard nie zamierzał czekać na inną okazję. Zamierzał szybko wdrapać się po jednej odnóży na cielsko potwora, by dojść do jego głowy. Potem wystarczyło tylko wbić zatrute ostrze najgłębiej jak tylko się dało...
  4. Ten cały pajęczy bóg był naprawdę paskudny. Zabicie go powinno być dla niego ulgą... Kiedy doszli do ołtarzu, Rennard westchnął na myśl, co ma zrobić. Jednak odwrotu już nie było. Uderzył łokciem w twarz Elise, by ją ogłuszyć, po czym złapał ją za ramię i przerzucił, prosto na płaski kamień. Bez zastanowienia (chociaż radości mu to nie sprawiło) wbił zatruty nóż w serce pajęczej kobiety. Spojrzał na Vilemawa. - Zmiana planów, pajęczy frajerze! - Krzyknął i przekręcił ostrze.
  5. Lufi od razu klapnął na poduszce. Dobrze było usiąść na czymś miękkim po całym dniu łażenia. - Świetnie Vivi! Wybornie! - Powiedział, wpatrzony w nią. Chociaż tak naprawdę bardziej w jej maskę. - No na co czekasz? Ściągnij te pierdoły skrywające twoją anonimowość. Nikogo innego raczej tu nie ma!
  6. Lufi żwawym krokiem podążał za zamaskowaną dziewczyną. Jednakże te wszystkie ciekawe miejsca w mieście jakoś nie specjalnie go ciekawiły. Nie wyróżniało się czym szczególnym. - Poczekaj no chwilę. - Złapał ją za ramię, kiedy to już oprowadzanie dobiegło końca. - Skoro pokazałaś mi swoją zwyczajną, niczym nie zaskakującą twarz by ją skrywać, to zdradź mi jeszcze swoje imię. Ach, no i czy w tym twoim małym uroczym obozie znajdzie się dla mnie miejsce?
  7. - Zwykle mówi się że bogowie to bardzo leniwie i zadufane w sobie osoby. Czy dam radę? Pewnie że tak. Zastanów lepiej czy ligowi sekciarze zdołają cię wskrzesić... - Tym razem Rennard wydawał się już bardziej wesoły. Widocznie nie na wszystkich teren i klimat Wysp Cienia działa depresyjnie. - Akurat w udawaniu ofiary mam trochę wprawy. Przydatny sposób.
  8. Chłopak znów ją popchnął. - Oprowadzać, żołnierzu! Nie zadawać pytania! - Powiedział iście oficerskim tonem. Kiedy już coś sobie postanowił, naprawdę niewiele do niego docierało. Może nawet nic.
  9. - Wygląda na to że za wielkiego wyboru nie mam... - Odparł. - W takim razie miejmy już to z głowy. Im szybciej uratuję świat tym chyba lepiej dla wszystkich. - Dodał, zabierając kobiecie nóż. Nawet nie miał wyboru przy wyborze broni. Ta była zdecydowanie za długa. Chociaż raczej nie ma jakiejś wielkiej trudności w wykonaniu pchnięcia, nie ważne jak dużym czy małym ostrzem.
  10. Chłopak spojrzał w dół. Jakoś nie specjalnie podobał mu się ten plan. - Wiesz, niespecjalnie uśmiecha mi się składanie ciebie w ofierze jakiemuś wielkiemu, paskudnemu pająkowi. - Przyznał, nieco zawiedziony takim obrotem sytuacji. - Przyjaźnimy się, prawda. Więc czy przypadkiem nie powinniśmy robić sobie taki okrutnych rzeczy?
  11. Lufi szybko zbliżył twarz do niej. Prawie stykali się nosami. Oczy chłopaka wyglądały tak jakby chciały przebić dziewczynę na wylot. - Łeeee... - Jęknął zawiedziony, cofając się. - Myślałem że twoja twarz jest pocięta albo zdeformowana. Wtedy mógłbym cię wyśmiać. Ty jednak jesteś zwyczajnie, po prostu ładna. Ładna i nic więcej. - Powiedział z wywodem. Szybko stanął za nią po czym lekko pchnął ją w przód. - No dalej! Bądź dobrym i ładnym gospodarzem i oprowadź mnie po atrakcjach tego miasta! - Wyglądało na to że chłopak naprawdę lubił rzucać rozkazami na prawo i lewo.
  12. Zabójca nerwowo rozejrzał się na boki. Zdał sobie sprawę z podstawowej zasady, jaką każdy zabójca powinien znać. Nie walczyć na terenie wroga. - Dobra... - Odparł powoli, zabierając nóż z jej szyi. Puścił też jej podbródek, by zacząć gładzić ją po policzku. - W takim razie wytłumacz mi, jak chcesz zachować to piękne i doprowadzające mnie do dzikich myśli ciało, skoro Vilemaw będzie martwy?
  13. Lufi spojrzał na owoc, który ta dziewczyna po prostu mu wcisnęła do ręki. Schował go w dłoniach. Zaraz po tym otworzył je. Teraz miał całą garść. - Tak. Pyromancia to nie jedyne co potrafię. - Pochwalił się. Podrzucił w górę wszystkie owoce a te wybuchły niczym małe petardy. - Nie jestem głodny, gdy zżera mnie ciekawość. Zdejmuj maskę!
  14. - Ha! Zaczynasz być nawet trochę śmieszna. - Odparł lekceważąco. - Myślisz że po tym co zrobiłaś poproszę cię o cokolwiek? Mowy nie ma! Nie znam nikogo innego kto umie się bawić portalami w takim stopniu jak Adra! Wróci tu. Na pewno. Chłopak miał ruszyć dalej, jednak zatrzymał się. Zamiast tego wrócił i stanął przed zamaskowaną dziewczyną. - Jednak na tą chwilę nie mam osoby towarzyszącej na tą śmieszną koronację, której oczywiście nie mogę przegapić! - Rzekł po czym złapał ją za rękę i przyciągnął do siebie. - Jako rekompensatę za popsuty nastrój, nakazuję ci zostać moją osobą towarzyszącą!
  15. Rennard otworzył usta w przypływie emocji. Złowieszczo zarechotał. - Czyli będę tym który zabije legendarnego pajęczego boga? - Zapytał, próbując przyswoić się z tą myślą. - Więc w końcu nadszedł czas aby kapłanka zdradziła swojego boga. Nieźle. Jednakże uśmiech na twarzy DeWetta szybko zniknął. Złapał kobietę za podbródek a ostrze które mu podarowała, przybliżył do jej szyi. - Elise, skarbie. Dobrze wiesz że nie lubię jak ktoś chce zrobić ze mnie debila. - Odezwał się. Tym razem jego głos brzmiał bardzo szorstko i nieprzyjaźnie. - Myślisz że nie wiem, jak działa twoja pajęcza klątwa? Bez Vilemawa, bez jego mocy, znów zaczniesz się starzeć. Znów będziesz brzydka, paskudna i żałosna. Dokładnie tak jak wtedy, gdy pierwszy raz trafiłaś na Wyspy Cienia. - Ścisnął jej podbródek jeszcze bardziej. - Chcesz mnie złożyć w ofierze...
  16. Kiedy kobieta nagle zastygła, chłopak przechylił głowę. Nie miał pojęcia co teraz ją trafiło. Może szlag. Byłoby dobrze. Parsknął po czym ruszył przed siebie, spychając ją z drogi barkiem. - Adro! - Zaczął krzyczeć. Stracił swoją towarzyszkę z oczu i nie miał bladego pojęcia gdzie ją wcięło. Nie miał zamiaru nigdzie bez niej iść. Ani zawiązywać sojuszu z kimś przez kogo zrobił jej krzywdę...
  17. Chłopak szedł w milczeniu. Takie żarty jakoś niespecjalnie go śmieszyły. Jego umysł cały czas dręczyło jedno pytanie. Dlaczego akurat zboże? Wchodząc do komnaty, jego uwagę od razu przykuły lustra. Sam lubił się przeglądać i podziwiać, ale tak dużo luster było zdecydowaną przesadą. Chwilę mu zajęło nim skupił się na pajęczej pannie i jej broni. Złapał ją za rękojeść i dokładnie przyjrzał się ostrzu. - Czuć od niej śmierć. - Rzekł, nabierając powietrza nosem. - Niemal słyszę jak pragnie bym coś zabił. Gdzie nasz frajer?
  18. - Tak to działa? - Zapytał. - Czyli moje ciało jest teraz tu tak? - Zdawało mu się że zarówno Kindred jak i psi mędrzec zdecydowanie zbyt przesadzali o tym zbożu. - Spokojnie, moja buzia jest tylko dla wybranych...
  19. - Jak sama powiedziałaś... Ionia jest bardzo daleko. - Odparł, niepewny co do tego całego układu. - Zanim zdążę tam wrócić, Aurelion może zdechnąć a wraz z nim my. DeWett przejechał dłonią po twarzy i głośno jęknął. - Dobra, trudno. Najwyżej będę mógł zwalić winę na ciebie! - Powiedział zrezygnowany i chwycił kłos.
  20. Rennard znów spojrzał na kłosy zboża. Może i nieśpiesznie... ale jednak! - Dobra... - Przez chwilę się zawahał, wybity z tropu. - Aurelion Sol, twój kumpel z ligi. Chyba wiesz jaką rolę odgrywa w tym świecie. No i chodzi o to że jest chory... i umiera. Z nim umrze słońce a umierające słońce rozpieprzy nasz świat. Jad może go uzdrowić. Bo jeśli nie to już nie będzie ani Aureliona, ani nas, ani twojego boga, niczego nie będzie. Zwłaszcza nie będzie okazji w której w końcu trafimy do jednego łoża... - Mówił bardzo szybko.
  21. Chłopak przestał ciskać płomieniami. Smród palonych ciał wypełniał jego płuca. Bardzo mu się to podobało. Słysząc swoją niezbyt lubianą znajomą, odwrócił się. Teraz był jednak w fantastycznym humorze. - Widzisz to, pajacu? Widzisz? - Zapytał, kręcąc się dookoła. - To jest dla mnie prawdziwa rozrywka!
  22. DeWett złapał się za serce. - Ja? Martwy? - Zapytał z słyszalnie przesadzonym zdziwieniem. - Kochana, dobrze wiesz że nie pozwolę się zabić... nim nie skradnę i twojego serca! - Wskazał na nią, chichocząc. - Nie, nie jestem martwy. Aktualnie moje ciało jest w Ionii. Wykorzystałem tylko taki cudaczny sposób by na chwilę przenieść tu swojego ducha by z tobą porozmawiać. Wiesz, typowe Iońskie sztuczki. Chłopak jeszcze bardziej zbliżył się do kobiety, po czym uniósł dłoń na wysokość twarzy. - Jad... twojego... dużego... pajęczego... boga. Na dzisiaj, teraz, zaraz, już! - Mówił. - Od niego zależy bezpieczeństwo tego świata!
  23. Lufi rozejrzał się po tłumie. Nawet nie było mu szkoda tych idiotów. W jego lewej dłoni pojawiła się mała ognista kula. Włożył ją prosto do ust człowieka którego trzymał za twarz. Puścił go a zaraz potem głowa oponenta eksplodowała, barwiąc wszystko dookoła czerwoną juchą. Wystawił ręce w tłum. Z jego dłoni wydobywał się ogień, niczym z miotacza ognia. Nie ma nic lepszego niż widok płonących i drących się durniów.
  24. Rennard zaczął szybko ruszać głową, wpatrując się we wszystko co tylko mógł. To było tak bardzo szybkie! Nawet nie trzeba było zgadywać że były to Wyspy Cienia. Tylko jedno miejsce było tak bardzo niegościnne jak to. No, co prawda była też Pustka, jednak do niej chyba nie wchodzi się od tak. Spojrzał przed siebie, na koniec ścieżki. To musiała być osoba którą szuka, kto inny w takim miejscu może mieć tak fantastyczne kształty? Zanim jednak zrobił krok naprzód, zerknął na ziemię. Momentalnie odskoczył w tył, niczym oparzony. - Zboże! - Krzyknął. Od razu przypomniał sobie słowa Kindred a w szczególności jego życiowego mentora. Psiego mędrca. Teraz zresztą nawet się nie dziwił. Jakim cudem zboże mogło rosnąć na takiej ziemi i wyglądać tak złociście i świetnie? Zaczął ostrożnie kroczyć po ścieżce, byle by tylko go nie dotknąć kłosów. Nawet przez myśl mu nie przeszło, by sprawdzić się co może się stać gdy na nie wejdzie...
×
×
  • Utwórz nowe...