-
Zawartość
1057 -
Rejestracja
-
Wygrane dni
1
Wszystko napisane przez Pawlex
-
- Zboże! - Krzyknął gdy się przebudził. Skupił wzrok na starcu. Wyglądał tak jakby nie wiedział co się dookoła niego dzieje. - Shon-Xan? Już? - Zapytał, podnosząc się i zeskakując z wozu. - Cóż, dziękuję za pomoc. - Ukłonił się po czym ruszył do miejsca, w którym miał czekać na niego kontakt od mapy. Wiedział gdzie na niego czekał. - I pozdrów swojego psa! Dał mi naprawdę życiową lekcję!
-
Chłopak przymknął oczy, z zaciekawieniem czekając na te działanie uboczne. Podejrzewał że w takim miejscu jak Ionia, ich narkotyki będą o wiele ciekawsze w działaniu niż gówno rozprowadzane w Noxusie. Po chwili jednak otworzył oczy, rozproszony hałasem. Spojrzał zaskoczony na wielkiego psa. - Co? - Zapytał, obdarzając zwierza tak samo nieufnym wzrokiem, jak on jego.
-
Z zaciekawieniem wziął kryształ, uważnie mu się przyglądając. - Halucynacje? Czyli to narkotyk? - Zapytał, podejrzanie podniecony. Od razu włożył to pod język, za instrukcją starca. Głęboko odetchnął, po czym próbował się zrelaksować. - Używka! Tego mi trzeba było!
-
- Zmierzałem... auć! Do... Shon-xan! - Powiedział przez zęby, trzymając się z ramię. Wyboje naprawdę nie ułatwiały mu tej podróży. - Długo to potrwa? Oczywiście nie winię cię o stan tej drogi... uch, ale czuje że zaraz zdechnę! - Dodał. Ból stawał się coraz bardziej nie do zniesienia.
-
Chłopak spojrzał na dużego zwierza. Nieco się zawahał. Dla niego widok psa był rzadkością. W Noxusie bogate rody nie zawracały sobie głowy nad zajmowaniem się jakimiś zawszonymi kundlami. - Tak, zostałem napadnięty przez trójkę bardzo niemiłych panów. - Odparł, po czym powoli wdrapał się na wóz. - Jak widzisz. Aktualnie mam dwie bronie. Jedną w kieszeni, drugą w ramieniu. Chyba nie myślisz że w takim stanie mam ochotę kogoś atakować?
-
Słysząc zbliżający się dźwięk, Rennard pomyślał że może w końcu los się do niego uśmiechnął. Byłaby to miła odmiana. Stanął na środku traktu po czym ostrożnie zaczął machać ręką. - Halo! Zakapturzony Panie! Czy mógłbym liczyć na twoją pomoc?! - Wołał pełen nadziej. Słyszał że ludzie Ioni to mili i gościnni ludzie (nie licząc wcześniejszej trójki), toteż był pewny że ten ktoś mu pomoże.
-
Krzyknął, kiedy zauważył że nie trafił. Teraz już go nie zatrzyma, ani nie dogodni. Zły, powolnymi krokami poszedł do miejsca gdzie wylądował jego sztylet. Wyjął z kieszeni małą ścierkę po czym zaczął go czyścić, bardzo przy tym klnąc na wszystkich tych ludzi. Ogólnie był bardziej niż niezadowolony z tej walki. Nie zaprezentował sobą nic ciekawego a jeszcze dał się tak zranić. Gdyby ktokolwiek w Noxusie dowiedział się że dał się tak poszarpać przez jakichś drabów, cóż, raczej by już tam nie wrócił aby chociaż resztki honoru zachować. Do wszystkich zajęć doszedł jeszcze ten ferelny nóż w ramieniu. Rennard musiał znaleźć jakąś pomoc...
-
Chłopak ani myślał by pozwolić mu uciec. Uniknięcie nadlatującego noża było chyba najłatwiejszym momentem całej tej bijatyki. Złapał swoją broń w lewą dłoń po czym rzucił ją, celując w nogi oponenta. Przy rzucie lekko jęknął, przez ból jaki wywoływał wbity nóż w jego ramię. Nie miał zamiaru go tutaj wyciągać. Jeszcze tylko wykrwawienia mu brakowało do szczęścia...
-
Rennard krzyknął kiedy został ugodzony w ramię. Jednakże zamiast szybko się wyrwać, postanowił złapać wroga za ręce, kiedy ten trzymał swoje ostrze wbite w zabójcę. DeWett pociągnął go aby się zniżył, po czym sam wygiął się tak, aby stopami złapać jego głowę by i jemu również przetrącić kark. Jeżeli każdy w Ioni potrafi tak walczyć, to Rennard zaczął powoli wątpić w swoją "profesjonalność".
-
Ci faceci zaczynali być coraz bardziej irytujący. Widocznie potrafili myśleć i atakowali prostopadle. Może jednak nie byli zwykłymi drabami. Aby uchronić się przed przebiciem klatki piersiowej, Rennard zrobił szpagat. Będąc pod nimi zamierzał wykonać dwa szybkie nacięcia aby rozciąć pachwiny gościa po swojej prawej. Tego drugiego zamierzał złapać za kostkę, naciąć ją we wrażliwych punktach i pozbawić równowagi.
-
Tym razem chłopak podskoczył tak, aby zdołać wyprostować swoje ciało w poziomie, aby móc uniknąć ataku tej dwójki. Będąc w powietrzu, zamierzał opleść rękoma korpus gościa z przodu oraz przy okazji wbijając swój sztylet w jego kręgosłup. Drugiego złapał w pasie tak samo, tyle że nogami. Potem chciał pociągnąć dwójkę w bok, aby pozbawić ich równowagi.
-
Rennard nie zamierzał dawać swoim wrogom takiej przewagi. Kiedy pierwszy oponent do niego doskoczył a kolejni objęli sobie na cel odcięcie nóg chłopakowi, ten zamierzał podskoczyć tak wysoko, by opleść nogami szyję największemu, po czym szybkim ruchem przetrącając mu kark. Zamierzał jeszcze wykonać salto, przy okazji popychając nogami już raczej martwego oponenta tak, aby zderzył się z tamtą dwójką.
-
Rennard zarechotał. Wskazał palcem na człowieka z lewej. - Kanda tak? - Zapytał. - Dobrze. Jako iż Kanda źle znosi odmowy to będzie cierpiał najbardziej. - Chłopak opuścił ręce. Trzymał swój sztylet, który po chwili będzie musiał zostać bardzo szybko wyczyszczony. Krew naprawdę do niego nie pasowała. - Ukłuję cię lekko w tył szyi. Po paru sekundach poczujesz jakby wszystkie twoje żyły zostały rozerwane. Twoja krew będzie wylatywać z każdego otworu. Będziesz cierpiał tak bardzo, jednak nie będziesz w stanie wypowiedzieć ani słowa. Chłopak skierował wzrok na oponenta, który jako jedyny się odzywał. - Ty. Hmmm, trzy szybkie pchnięcia w kręgosłup. Całe twoje ciało zastygnie w paraliżu. Przewrócisz się na twarz. Będziesz się dusił i krztusił ziemią, dopóki się nie udusisz. Wasza wina że wybraliście sobie taki teren do naprzykrzenia mi się. Zwykle walczyłem na twardym, zimnym chodniku. Nikt jeszcze nie skończy w tak paskudny sposób jak ty. DeWett strzelił szyją, po czym całe towarzystwo pozdrowił środkowym palcem. - Chcecie mapy? Chodźcie i weźcie ją. O ile będziecie w stanie...
-
Chłopak splunął na ziemię, po czym zatrzymał się. - Wybraliście sobie naprawdę zły dzień żeby mnie nachodzić. - Powiedział bez emocji odwracając się do tych ludzi. Ręce skrzyżował na piersi. Nim jeszcze się odwrócił, zdołał schować w dłoni swój sztylet. - Czego matkojebcy? - Zapytał. Naprawdę nie miał czasu na bawienie się z jakimiś obdartusami.
-
DeWett szedł z markotnym wyrazem twarzy. Z każdą kolejną chwilą czuł się coraz bardziej zazdrosny. Nie istnieje nic gorszego dla profesjonalnego zabójcy jak natknięcie się na drugiego profesjonalnego zabójcę. Tym gorzej jeżeli jego oponent mógłby jakimś cudem okazać się bardziej profesjonalnym... Styl w jakim tajemniczy morderca zabijał swoje ofiary nie był zbyt wyrafinowany. Nie, odcięcie głowy tępym narzędziem prędzej wskazywałoby na zwykłego psychola. Jednakże to że nie pozostawiał za sobą żadnych śladów, oraz to że po wszystkim rozpływał się w powietrzu wskazywało na specjalistę. Rennard przejechał dłonią po twarzy i zawarczał. Prędzej szlag go trafi niż pozwoli dać się pokonać i zbłaźnić przez "kolegę po fachu".
-
- Szlag! - Pomyślał, nerwowo się rozglądając. Nie spodziewał się tutaj takiego tłumu ludzi. W takim stanie nigdy nie znajdzie mordercy. Rennard (po uderzeniu barkiem paru osób) udał się na lewo.
-
DeWett przyjrzał się kolejnej ofierze. Ktokolwiek to był, działał szybko. - Widzę staruszku że wasza wioska cierpi na bardzo poważną chorobę. - Odpowiedział, obdarowując starca niezbyt przyjemnym wzorkiem. Przy okazji wyjął swój klucz do pokoju po czym pomachał nimi przed gospodarzem. - Cierpi na niebezpiecznego morderce który naprawdę, naprawdę wie jak to robić. Chłopak chciał wykonać krok do przodu, jednak zatrzymał się w połowie, aby odwrócić głowę w stronę wyjścia. - Dziadku... myślę że posłałeś tę dziewczynę na śmierć. - Rzucił pośpiesznie po czym wybiegł z budynku. Miał mocne przeczucie że ta pracownica nie dojdzie żywa do strażników.
-
Po szybkiej ocenie terenu DeWett cicho jęknął z dość niefortunnej dla niego sytuacji. Przymknął drzwi, po czym oparł o nią głowę, aby zaraz lekko stukać o nie głową, z każdym uderzeniem klnąc. Dopiero teraz zdał sobie sprawę jak bardzo łatwo było mu w Noxusie. Z racji jego więzów rodzinnych i statusu, jego wybryki były mniej lub bardziej ignorowane. Lecz teraz jest w Ioni. Tutaj nikt się nie powstrzyma aby go zabić lub zamknąć, gdy ten za bardzo przeholuje. W zasadzie to że pochodził z Noxusu było dla niego wyrokiem śmierci. Nawet jeżeli zachowałby życie a zamknięto by go w lochach, nie miał co liczyć na pomoc ze strony swojego rodu. Ci prędzej zorganizowali by wielką imprezę na wieść że rodzinna czarna owca już nigdy do nich nie wróci. Kiedy Rennardowi znudziło się stukanie czołem o drzwi, naciągnął kaptur tak aby nieco zakrywał jego tożsamość. Pewnie wyszedł na zewnątrz, po czym zamknął drzwi na klucz który dostał od dziewczyny. Następnie wyrzucił go do oczka. Zamierzał wrócić do swojego wynajętego pokoju i jak się wydawało raczej nie będzie musiał już za niego płacić. Musiał poważnie zastanowić się nad tym co dalej. Miał w końcu swoją misję do zrobienia, jednakże nie zamierzał zostawić tego kogoś, kto właśnie zamordował mu kochankę...
-
Zirytowany podniósł białą kartkę. Podirytował się jeszcze bardziej kiedy nie mógł odczytać wiadomości. - Bardzo pomocne chujku! - Krzyknął, dają lekki upust złości. Nieznajomość języka potrafiła bardzo zdezorientować. Wygląda na to że tutaj już raczej nie znajdzie czegokolwiek istotnego. Ktokolwiek, cokolwiek ją zabiło zniknęło i nie zostawiło śladów. Rennard podszedł do drzwi. Jednakże najpierw otworzył je tylko tak, by zrobić małą szparę. Zamierzał sprawdzić czy nikt nie kręci się na zewnątrz. Brakowałoby tylko tego żeby to jego posądzić o to morderstwo...
-
Chłopak po przekroczeniu progu domu prawie potknął się o własne nogi. Wpatrzył się w ciało dziewczyny z szokiem. Jego źrenice bardzo się rozszerzyły. Pośpiesznie zamknął drzwi za sobą. brakowałoby tylko gdyby ktoś przypadkowy tu wszedł. Rennardowi automatycznie włączył się "detektyw". Ogólny porządek w domu świadczył o tym że morderca nie postawił tutaj nogi. Także cokolwiek ją zabiło, nadleciało z dworu, przez okno. Chłopak przykleił się do ściany, nie chcąc ryzykować że skończy tak samo jak Shing. Chciał sprawdzić czy został jakiś ślad na oknie. Może udałoby mu się ustalić tor lotu tego, co zabiło dziewczynę. Na miejscu pozycji mordercy mógł znaleźć inne wskazówki.
-
Rennard wchodził po schodach, cały w skowronkach. Wszystko poszło dokładnie tak jak sobie zaplanował. Zresztą, było to dziecinnie proste. Widocznie Ioniańczycy byli bardziej chętni na zawieranie "gorących" znajomości. Zamierzał teraz sprawdzić jak wygląda jego lokum. W końcu teraz, gdy nadarzyła się taka okazja, na pewno nie myślał o popchnięciu na przód swojej misji. Zaplanował poczekać w pokoju aż do końca zmiany Shing, by od razu polecieć do niej.
-
Chłopak przejechał językiem po zębach, następnie przygryzł wargę. Oczywistym było że nie mógł powiedzieć że jest Noxianem. Cały czar by prysł. - Cóż... powiedzmy że nie znalazłem dla siebie miejsca - Zaczął powoli, zapatrując się w oczach dziewczyny. - Podróżuje, poznając piękno tego świata. I jak na razie Ionia sprawiła na mnie najlepsze wrażenie. Zwłaszcza że pierwsza osoba jaką tu poznałem jest taka sympatyczna.
-
- Byłbym zaszczycony, jednakże za chwilę. Muszę wypić i odpocząć po podróży. - Odparł, spoglądając na wychodzące yordle. Ruch nie wydawał się dzisiaj jakoś szczególnie wielki. - Czy mogę ciebie skarbie namówić abyś dotrzymała mi towarzystwa? Nie lubię siedzieć samemu a chyba w tym czasie nie jesteś nikomu potrzebna... - Zapytał, biorąc kolejny łyk.
-
DeWett uśmiechnął się i pokiwał przecząco głową, widząc te "próby" przykucia jego uwagi. Może nie do końca wywoływały efekty, jaki miały, lecz było to całkiem urocze. Kiedy przyszło jego zamówienie, chwycił imbryk i delikatnie napełnił filiżankę. - Chciałbym się jeszcze dowiedzieć cukiereczku, gdzie mógłbym znaleźć lokum na parę dni. - Odpowiedział dziewczynie, powoli zanurzając usta w herbacie.
-
Rennard zdecydował się na zieloną herbatę. Co prawda o wiele większą ochotę miał na jakiś alkohol, jednak nie wypadało upijać się na start. Nawet nie załatwił jeszcze wszystkich podstawowych rzeczy. Usiadł przy jednym ze szklanych stolików, zapadając się w poduszce. Był niezwykle podekscytowany. Podjęcie się zadania w Ioni było świetnym wyborem.