Skocz do zawartości

Pawlex

Brony
  • Zawartość

    1057
  • Rejestracja

  • Wygrane dni

    1

Wszystko napisane przez Pawlex

  1. Kiedy zjawił się ten niezbyt przyjemny pan, Rennard szybko wstał na nogi i nastroszył się niczym kot. Słysząc co musi zrobić, zerknął to raz na pryczę to na tajemniczego jegomościa. Wyglądał na takiego co raczej nie miał ochoty słuchać żartów o gwałtach bądź spaniu ze sobą przy pierwszym spotkaniu... - No dobra... ale nie rób mi nic perwersyjnego. - Nakazał, po czym powoli, wciąż nieufnie, położył się. Tak jak mówiła instrukcja, zaczął myśleć o osobie którą chciał zobaczyć. Elise Kythera Zaavan...
  2. - Może i narkotyczne zwidy. Jednak mimo to mówił prawdę! - Odparł, stając w obronie psiego mędrca. Bo w końcu czemu słowo narkotycznej halucynacji miało znaczyć mniej niż jakichś duchów? Będąc w środku, chłopak rozejrzał się, mimo iż za wiele tutaj nie było. - To tyle? Jakieś dwie prycze? Gdzie to zboże? - Mówił sam do siebie. Zbliżył się do jednej z tych prycz i klęknął przy niej. Był w nią tak wpatrzony, jakby chciał zobaczyć w niej jakąś wskazówkę. - To rozumieli przez "zboże"? Jakieś tandetne łóżko?
  3. - Zboże? - Zapytał, nie rozumiejąc o co chodzi. Jednakże coś mu się przypominało. Ktoś już go ostrzegał o zbożu. - No tak! - Krzyknął. - Psi mędrzec! On już ostrzegał mnie o zbożu. Chłopak zrobił parę kroków ku drzwiom. Zatrzymał się jednak a na jego twarzy zawitał grymas zastanowienia. - Więc właściwie o co chodzi z tym zbożem? Zgaduję że nie chodzi o takie zboże co rośnie na polu?
  4. Chłopak nie zdążył nic odpowiedzieć, bądź o coś zapytać. Tylko odprowadził duchy wzrokiem, do momentu w którym zniknęli w mroku. - Cóż, ciekawa to dwójka. - Powiedział do siebie. Zastanawiał się skąd znali jego cel, skoro go nie zdradził. Skąd znali jego imię, skoro się nie przedstawił. To było jednak nie ważne. Skoro w tej grocie znajdowało się tak zwane "niezawodne źródło kontaktu", młody zabójca był bardziej niż chętny by z niego skorzystać. Udał się drogą, którą to utorowała strzała.
  5. - Pan Pająków? - Zapytał, wiedząc dokąd to zmierza. - Niech no zgadnę... Vilemaw? - Akurat w tym temacie Rennard wiedział co nieco. Mimo iż z wiadomych przyczyn nigdy osobiście nie spotkał Pana Pająków, doskonale znał jego kapłana. - Może nie dzieli się nim ze śmiertelnikami... ale dobrze wiem kogo poprosić o pomoc w tej sprawie. - Zaraz optymizm chłopaka znacznie zmalał. - Jest tylko problem. Taki mały problem. Słyszałem że ten pajęczy bóg urzęduje na Wyspach Cienia. My jesteśmy w Ionii. Domyślacie się o co mi chodzi?
  6. - Och, naprawdę? - Odparł lekceważąco. Szybko złapał mężczyznę za twarz. Jego ręka zaczęła płonąć. - Jeżeli nie chcecie skończyć tak jak on, wynoście się stąd! - Krzyknął do tłumu, ściskając i paląc twarz faceta.
  7. Pierwsze co zrobił po odzyskaniu sprawności, było nabranie powietrza do płuc i zakrztuszenie się. To uczucie było koszmarne. Przeklinał swoją morderczą precyzję. Odczołgał się od drzewa, rzucając się jakby był złapany w sieć. Z jego ust wyleciało parę brzydkich słów. Kiedyś już w miarę ogarnął, podniósł się do pozycji siedzącej i spojrzał raz to na Owcę a raz na Wilka. - Też jestem pod wrażeniem. Trwało to kilka sekund a wydawało mi się że była to wieczność! - Krzyknął. Jednak szybko postanowił się uspokoić. W końcu oni tu są a najgorsze minęło. Chyba. - Wasz koleżka Aurelion potrzebuje waszej pomocy. Zaczyna słabnąć a w raz z tym ta planeta zaczyna iść w diabły.
  8. Lufi pozwolił się prowadzić przez Adrę. Miał małe przeczucie że nie dostanie jakiejś normalnej odpowiedzi od tamtej dziewczyny. Po prostu znikła. Rzeczywiście dobra rozrywka. - Uwielbiam jak zaczynasz podjudzać tłumy ludzi. Nawet przestałem liczyć ile razy nazwano cię wiedźmą. No a grożenie stosem to już w ogóle...
  9. Cofnął się na parę kroków, machając rękoma by łapać równowagę. - Że ja mam zrobić to co umiem najlepiej na samym sobie? - Zapytał niepewnie. Skupił wzrok na kuli. - No... no dobra. Mogę się "wyłączyć" na dużo sposobów. Mam tylko nadzieje że ta latająca kulka wyciągnie mnie z każdego z nich. Tak jak stwór kazał, chłopak zostawił go w poszukiwaniu ustronnego miejsca. Postanowił przysiąść przy jednym z zniszczonych drzew. Usiadł, opierając się o nie. Wyciągnął sztylet. - Dobra, jeżeli mi się nie uda i zdechnę tak na zawsze, cały świat może iść w cholerę! - Powiedział by dać sobie nieco pewności. Zamknął oczy, wstrzymał oddech i zdecydowanym ruchem lekko dźgnął się w bok szyi. Rana była właściwie niewidoczna, w ogóle nie wydobywała się z niej krew. Kilka sekund potem jego źrenice rozszerzyły się do granic możliwości. Całe jego ciało odrętwiało. Sprawił że jego mózg przechodził w stan "wyłączenia". Osunął się bezwładnie na ziemie. Nie mógł się ruszyć. Jego oczy były w wytrzeszczu. Zwykle ofiary którym sprawiał taki los, były świadome, widziały i czuły, jednakże nie mogły się ruszyć. Żyły maksymalnie 15 minut, póki ich mózg nie wyłączył się na dobre. Rennard modlił się, aby te duchy zjawiły się tu bardzo szybko...
  10. - Co? - Zapytał po chwili, nie wiedząc czy ta dziewczyna mówi na poważnie czy nie. - To jest powód? Co mnie obchodzi to w jaki sposób ty uważasz rozrywkę za prawdziwą. Ja robię to co mi się podoba i to jest dla mnie wystarczającą rozrywką. - Lufi nawet nie ukrywał swojego zażenowania. Za kogo ten śmieć się uważał? - Ktoś kto ukrywa swoją mordę za maską chce mi pokazać czym jest prawdziwa rozrywka! Ha! Tchórze skrywający swoją tożsamość nigdy nie poznają dobrej rozrywki. - Dodał, zaczynając się szaleńczo śmiać.
  11. - Co? To tyle? - Zapytał, prawie że nie wierząc w to co słyszy. - Po prostu mam coś zabić? Tym czymś oczywiście jest człowiek. W końcu na to polują Kindred. Tylko że wiesz... - rennard zaczął rozglądać się po okolicy. - Tylko że jesteśmy w pieprzonych górach. Takich trochę rozwalonych przez ciebie górach. Tutaj nie ma żadnych ludzi. Nie uśmiecha mi się schodzić z nich kilka dni by potem zabić kogoś tak bym sobie nie narobił problemów, potem czekać na te cholerne duchy a potem znowu tu wchodzić kilka dni! - Mówił bez zastanowienia, żadnej pauzy.
  12. Mężczyzna zarechotał, po czym pogładził kobietę po twarzy. - Spokojnie. Pozwól że spokojny, opanowany, zabawny, przystojny i dojrzały emocjonalnie Lufi wszystko załatwi! - Powiedział po czym odwrócił się na pięcie, w stronę zamaskowanego oponenta. Zbliżył się do niej na parę kroków. - Dobrze, tajemnicza i niewątpliwie potężna panienko. - Odezwał się do niej. - Czego ty do cholery chcesz? - Zadał pytanie, próbując brzmieć spokojnie i wyluzowanie. Jednak z łatwością można było się domyślić że tę kwestię najlepiej by wykrzyczał najgłośniej jak umiał.
  13. Rennard klasnął w dłonie, po czym ukłonił się prawie do samej ziemi. - Gratuluję, Architekcie Gwiazd. Tą jakże mobilizującą przemową właśnie mnie nająłeś. Co więcej, zrobię wszystko co każesz kompletnie za darmo! - Mówił z zadziwiającą radością i entuzjazmem. W środku natomiast panikował na myśl o końcu świata. - Gdzie mam ruszać? Co mam zrobić gdy ich znajdę? Przyprowadzić ich tu? Przyprowadzę, choćbym miał ich tu przynieść... z odrąbanymi nogami!
  14. Chłopak odskoczył od dziewczyny, kiedy ta się wydarła. Jej stan wyglądał na krytyczny. Gorzej że to była jego wina. Na szczęście szybko się poprawił, zostawiając ślady na rękach. Lufi w środku odetchnął, choć jego gniew prawie rozrywał go na kawałki. Mimo to zostało w nim jeszcze trochę racjonalnego myślenia. Widząc że Adra wpadła w kompletny szał, chłopak szybko stanął przed nią. - Ej! Stój! Raz! - Krzyknął, trzymając ją za ramiona i potrząsając. - Już raz w taki sposób rozwaliłaś jedne miasteczko. Chcesz żebyśmy znów musieli gubić pościg kilka tygodni?!
  15. - Oczywiście że słyszałem. - Odparł, próbując zachować równowagę po trzęsieniu, jakie wywołał kaszel stwora. - Każde dziecko uwielbia słuchać opowiadań i niesławnych Kindred. Owca da ci szybką śmierć, wilk da ci paskudną i tak dalej i tak dalej... - Dodał znudzonym tonem. - Czy naprawdę nie ma innego wyjścia tylko proszenie ich o pomoc. Z tego co słyszałem to oprócz zbierania krwawych żniw nic innego ich nie interesuje. W ogóle będą słuchać co powiem? Czy skończy się na czymś innym niż groźbami Wilka oraz prawdopodobnym zgonem?
  16. - Podpalić? - Zapytał, po czym jego dłoń zapłonęła. - Proszę bardzo! Wystarczyło że tylko Lufi pstryknął swoimi płonącymi palcami a potwór natychmiastowo stanął w płomieniach. Zaraz potem ogień na jego dłoni zniknął. - Spokojnie mój ty mroczny, kipiący gniewem choleryku. - Odezwał się do Adry. Złapał ją w pasie i przycisnął do siebie. - Żaden pajac w głupim kostiumie nie będzie nas ośmieszał. Żaden!
  17. Odwrócił się, patrząc jak twardo ląduje jego towarzysz. Odległość na jaką odleciał byłą imponująca, jednakże czego innego spodziewać się po "pstryknięciu" kogoś o takich rozmiarach. - Cóż... - Wrócił wzrokiem na Aureliona. - Mi pasuje. Wypadki chodzą po ludziach. Wariatach. Gwiezdnych smokach... - Bo niby co miał mu odpowiedzieć? Miał wyrazić swoje niezadowolenie i skończyć tak samo jak Jhin? Jakoś mu się to nie uśmiechało. - Więc. Jeżeli chcemy przejść, musimy cię uwolnić. Tak?
  18. Po słowach stwora, usta Rennarda na chwilę drygnęły w uśmiechu. Doskonale wiedział że Jhin ma swoje własne cele. Cokolwiek było w tej grocie, Rennard ma to przynieść do swojego miasta państwa i koniec. Ma zarżnąć wszystko to, co tylko będzie chciało mu przeszkodzić. I Jhin figurował na samym szczycie tej listy. Chłopak ukradkiem mrugnął do stwora, chcąc dać mu znać o tym że doskonale wie że prędzej czy później będzie musiał zabić wariata. Ewentualnie jeżeli źle to rozegra, artysta zabije jego. Chociaż wtedy będzie już mu wszystko jedno. - Więc... - Odezwał się po krótkiej chwili. - Co się stało? Kto cię uwięził? Po co?
  19. Chłopak z wściekłością szarpnął nogę. Tym właśnie sposobem ten zamaskowany pajac wydał na siebie wyrok. Kiedy usłyszał niepokojący świst, zniżył się, nie wiedząc co to było. Zaraz po tym jego uwięziona noga zapłonęła. Czymkolwiek była ta klejąca substancja, powinna szybko się stopić. Przy okazji obserwował popis umiejętności swojej towarzyszki. - Adro proszę! Zostaw coś dla mnie. Ten błazen zasługuje na wszystko co najgorsze! - Krzyknął, plując przy tym.
  20. Rennard upadł na siedzenie, kiedy to o mały włos prawie co nie został zeżarty. Podniósł ręce, w ramach "obrony". - No przecież nie mówiłem o sobie, tylko o nim. - Wskazał palcem na Jhina. Zaraz po tym wstał i otrzepał się. Kiedy usłyszał propozycję artysty, tą o "fajerwerkach", których znaczenia się oczywiście domyślał, DeWett zmarszczył czoło. - Ale... wiesz że to co wcześniej mówiłem... tyczy się również ciebie? - Zapytał. - Zaatakujcie siebie nawzajem tutaj to poniesiecie konsekwencje. Z tego co słyszałem bardzo poważne konsekwencje. Chłopak zbliżył się nieco do paszczy wielkiego stwora. Miał ręce uniesione ku górze, na znak że nie planuje nic złego. - Daj spokój, gwiazdeczko. Dlaczego nie chcesz nas przepuścić. Przecież nie zniszczymy ci leża. Po prostu sobie grzecznie przejdziemy i na tym nasze spotkanie się skończy.
  21. Chłopak zaczął uważnie analizować całą tą dziwną postać. Jej strój, jej broń, całą ją. Kiedy nawet jej broń się rozłożyła na jeszcze większą, ten tylko prychnął. Kiedy już skończył przypatrywać się kobiecie, lekko się uśmiechnął i nabrał powietrza do płuc. - Nie. Idź być małą śmieszną zamaskowaną dziewczynką szukającą guza gdzie indziej. - Powiedział od zniechęcenia, po czym wrócił do swojego stolika. Wrócił całkiem szybko, nie chciał znowu oberwać sztućcem w łeb. Zawsze mógł dostać, mimo iż nie on był celem. Od tak, dla zasady. W końcu przyszedł tu się nażreć za darmo a nie użerać z pajacami.
  22. Lufi był wpatrzony w punkt na ścianie, jakby w transie. Kiedy zamaskowana osoba stanęła za nimi, ten powoli, z krzywym uśmiechem, odwrócił się do niej. - Kim ty do cholery myślisz że jesteś? - Zapytał bardzo powoli. Po chwili z jego nozdrzy buchnęły płomienie. Wstał, ba, prawie że wystrzelił z siedzenia. Stanął pomiędzy nią a Adrą. - Jesteśmy tu mu. To miejsce nie potrzebuje już większej ilości śmieszków. Odejdź stąd. Sio. - Zaczął machać dłonią, jakby chciał tę osobę strzepnąć prosto do drzwi wyjściowych.
  23. - Więc może po prostu nas przepuścisz a my udamy się w swoją stronę i przestaniemy ci zawadzać? - Zaproponował. Poczuł mały niesmak gdy nazwano go kłamcą. Przecież nie kłamał. Jeszcze. - Zresztą nie masz wyboru, musisz nas przepuścić. Instytut dowie się jeżeli zaatakujesz kogoś z ligi, na zewnątrz ligi. Wtedy będziesz miał przesrane, nie ważne jak bardzo silny, wielki i straszny jesteś! Ha!
  24. - Ja? - Zapytał, cofając się kiedy to coś się do niego zbliżyło. Czuł się jak mały szczur, zapędzony do rogu przez wielkiego kosmicznego kocura. - Cóż. Jestem zwykłym, szarym, nic nie znaczącym gościem z Noxusu. - Rennard spojrzał na Jhina. Stwór mówił że go zna. Skąd taki wariat jak on mógłby poznać coś takiego ja to gwiezdne wężowate coś? - Jesteś z ligi, prawda? Tylko tam, w zbiorowisku największych dziwadeł tego świata mogliście się poznać!
  25. Całe to zjawisko przyprawiało DeWetta o zawrotu głowy. Nigdy jeszcze nie był świadkiem czegoś takiego. Nawet o tym nie słyszał. - Nieprawidłowość? - Zapytał, próbując ogarnąć to co widzi. - Na moje to początek końca świata. Czy coś... - Po chwili wzdrygnął się, kiedy ta anomalia się poruszyła. Obserwował cały proces z otwartymi ustami. - Jhin? - Wyszeptał, kiedy to kosmiczny wężowaty stwór bacznie ich obserwował. - To chyba dobry czas aby w końcu zacząć strzelać...
×
×
  • Utwórz nowe...