Skocz do zawartości

Pawlex

Brony
  • Zawartość

    1057
  • Rejestracja

  • Wygrane dni

    1

Wszystko napisane przez Pawlex

  1. DeWett był oczarowany wnętrzem. Drzewo robiło na nim największe wrażenie. Jego oczy prawie się świeciły. Z tego małego transu wybudziła go dziewczyna z zapytaniem. Rennard od razu odpowiedział ukłonem na ukłon. Mimo swojego beztroskiego życia umiał się zachować. Zaraz potem szybko przebadał ją wzrokiem. Była całkiem ładna. - Tak... - Zaczął, czarująco się uśmiechając. - Na początek coś ciepłego do picia. Coś co rozgrzeje mnie bardziej od twojego wyglądu. - Dodał, chichocząc.
  2. Chłopak z wielkim zainteresowaniem podziwiał wszystko to co dookoła niego. Właściwie to czuł się troszkę zbity z tropu. Było tutaj tak bardzo... spokojnie. Żadnych ciemnych uliczek, obskurnych budynków. Pijaków i rzezimieszków. Rennard właściwie nie znał niczego innego. Oczywiście nie miał kompletnego pojęcia co pisało na szyldzie. Dlatego właśnie jeszcze większą chęcią postanowił tam wejść.
  3. DeWett kiedy oczywiście już przepuścił nerwowych ludzi, którym nie wiadomo gdzie i jak bardzo się śpieszyło, zrobił głęboki wdech, łapiąc cały Ioński klimat. Zanim jeszcze zdołał zejść na ląd, czuł że mu się tu spodoba. Idealne miejsce na małe wakacje. No, najpierw miał zadanie do wykonania. Jednakże nikt nie kazał mu się jakoś specjalnie śpieszyć. Przynajmniej nic takiego nie słyszał. Chłopak obiecał, ba, zarzekał się że na samym początku nie zrobi nic głupiego. Dobrze wiedział w jak bardzo złych stosunkach jest Ionia z Noxusem. Schował ręce do kieszeni kamizelki i spacerując, udał się na poszukiwania jakiegoś lokum. Potem zamierzał udać się na małe zapoznanie z terenem.
  4. Cały zły grymas z twarzy chłopaka zniknął. Wyglądał teraz jak ktoś, kto zaakceptował sromotną porażkę. Bez słowa odwrócił się i poszedł do drzwi. Otworzył je i odwrócił się do Swaina. - Przyjdzie taki dzień. - Odezwał się wyciągając swoją broń. Zaczął kręcić nią w palcach. - Kiedy to malutkie ostrze rozpieprzy wszystkie nerwy w twoim kruczym ciele. - Dodał jadowicie i z pełną pogardą. Wyszedł z komnaty po czym trzasnął siły z całej siły. Potrzebował koniecznie odreagować. Ukoić nerwy w hazardzie, alkoholu, albo miłym towarzystwie. A najlepiej we wszystkim naraz.
  5. Po karku Rennarda przeszedł zimny dreszcz. Nie, nie było to wywołane szaleńczym wzrokiem kruka. - C-c-c-coooo? - Wyjąkał, szybko oddychając. - Jak to nie ma zapłaty? - Dodał, zdenerwowanym tonem. - Cel nie żyje, przecież o to chodziło do cholery! Nie było żadnego wymogu jak to zrobić. Nikt mi nawet nie zabraniał tylko patrzeć jak zabija go ktoś inny! Zlecenie dostałem ja, ktoś mnie wyręczył, więc ktoś odwalił za mnie czarną robotę ale hajs jest mój! - Krzyknął a nerwy kompletnie mu puściły.
  6. Po usłyszeniu pozwolenia, Rennard wszedł do komnaty Swaina, z cwaniackim uśmieszkiem, oraz bujając ramionami jakby był u siebie. Otworzył usta, chcąc się przywitać. Nie zdołał jednak nic powiedzieć, kiedy to przerwał mu starzec, od razu przechodząc do sedna. DeWett powoli zamknął usta i zmarszczył brwi w niepocieszeniu. Nim zaczął zdawać raport, uśmiechnął się głupkowato do jego kruka, machając mu. Zawsze uważał że to ptaszysko jest bardziej interesujące. - Cóż. Został zastrzelony. - W końcu zaczął zdawać relacje. Widać było że szukał odpowiednich słów, by opisać co się tam właściwie wydarzyło. - Jakiś... ja nie wiem. Świr taki, debil, wariat w białej masce, chyba sztuczna ręka, duży. Chyba cyborg. Wziął i sprzątnął mi tamtego biznesmena sprzed nosa. Używał jakiejś broni palnej. Na pewno nie zrobionej w Piltover czy Zaun. Śmierdziała magią, nie technologią. Tak ogólnie to uciekł. Prawie go złapałem ale zaczął strzelać gdzie popadnie i trochę mnie rozproszył... - Tłumaczył, oczywiście do całości musiał dodać specjalną gestykulację rękoma. I podejrzany uśmiech za każdym razem, gdy spojrzał na kruka. - Co się stało z resztą wybitnych zabójców i agentów innych rodów? Pozwalamy by po naszym pięknym mieście-państwie szwędali się uzbrojeni wariaci? - Zapytał takim tonem, jakoby on tu rozdawał karty.
  7. - O nie nie mój drogi! Sztuką jest perfekcyjne trafienie takim ostrzem w małą lukę zakutego w zbroję rycerza, niż strzelanie gdzie popadnie i... - Rennard nie dokończył, kiedy broń oponenta zaczęła strzelać w losowych kierunkach. Chłopak aż przykucnął i schował twarz w dłoniach, myśląc że ten idiota przez przypadek zastrzeli ich obu. Kiedy tylko strzały ucichły, DeWett rozszerzył palce, aby cokolwiek widzieć. Tamten uciekł. Widząc z jaką łatwością pokonuje dużą bramę, teraz zdał sobie sprawę że jest od tego wariata cholernie niższy. Rennard wstał z klęczek, macając się po ciele w poszukiwaniu jakichś przypadkowych dziur. Na szczęście nic takiego nie znalazł. Byłoby wstydem zginąć od tak. Szczęka jego prawie sięgała ziemi. Taki był zdziwiony tą całą sytuacją. Spojrzał jeszcze jeden raz na ciało Petro, mając pewność że nie żyje. Chłopak klepnął się w policzek, aby się ogarnąć, po czym machnął rękoma. - Pieprze. Petro jest martwy? Jest. Idę zdać raport i schleje się w trupa. - Obmyślił plan na resztę dnia. Na dzień dzisiejszy raczej starczyło mu tych niespodziewanych wrażeń.
  8. Gdy zamaskowany oponent wycelował w chłopaka, ten od razu się zatrzymał, klnąc pod nosem. Oczywistym było, że słowa jakie padły z ust strzelca nie podobały się Rennardowi. Był lalką? Zwykłą szmacianą kukiełka na scenie niby wielkiego artysty? DeWett powoli odwrócił się, by spojrzeć na martwe ciało Petro. Mimo wszystko, jego cel był martwy. Robota wykonana, nie z jego ręki ale wykonana. Zabójca powrócił wzrokiem na tajemniczego jegomościa. - Cóż, niby moje zadanie właśnie się skończyło. Więc... więc chyba sobie pójdę. - Powiedział zmieszany. Opuścił ręce i powoli zaczął kroczyć przed siebie. Czy to była tylko taka scenka? Cóż... OCZYWIŚCIE. Podczas swojej udawanej gadki, zabójca zaczął skanować wzrokiem całe otoczenie, każdy drobny szczegół, razem z napastnikiem. Spojrzał na każdą przeszkodę, za jaką mógł się schować w razie ostrzału. Najszybszej drogi jaką mógłby wykorzystać aby dostać się do strzelca. Natomiast "wykonanie" polecenia o ulotnieniu się miało dać sztuczną oznakę, że Rennard nie planuje zrobić nic więcej. Najbardziej liczył na to że tamten przestanie w niego celować. Zarżnie tego "artystę wariata". Choćby własnymi rękoma.
  9. Rennard odskoczył, kiedy z ciała wyleciał dym i inne rzeczy. To miała być jakaś sztuczka? Nie trzeba było być ekspertem aby zauważyć, że coś tu komuś nie wyszło. Odwrócił się w stronę, z której to usłyszał głos. Naprawdę zawiedziony głos. Szybko przeleciał wzrokiem po tajemniczej postaci. Zdecydowanie nie znał tego kogoś. Właściwie to nie był pewny czy to coś jest człowiekiem czy czymś innym. Bardziej wyglądał na jakąś abominację z Zaun. Chłopak syknął ze złości, by zaraz potem lekko unieść ręce w górę i przybrać najbardziej przyjacielski uśmiech jaki tylko potrafił. - Hejże hola! Koleżko! - Mówił, powoli idąc w stronę tego kogoś. Tamten miał w końcu broń dystansową. Jeżeli Rennard chciał go uciszyć, potrzebował zbliżyć się wystarczająco. Wolał się do niego zbliżyć bez żadnych dziur w ciele. - Rozumiem że początkujący zabójca potrzebuje od czegoś zacząć i szlifować swoje umiejętności... ale może mógłbyś przy tym nie zabierać celów osobą o tej samej profesji?! Wiesz, my mordercy powinniśmy się szanować!
  10. Zabójca zastygł na chwilę, z zdziwienia. Na dźwięk przeładowywania broni palnej jego ucho aż zadrgało. Konkurencja? Broń palna była w Noxus nieco rzadkim widokiem. Rennard naprawdę nie lubił, kiedy jakiś obcy morderca wchodził na jego podwórko. To był jednak moment, w którym wypadało skończyć śmieszkowanie a zacząć zachowywać się poważniej. Chłopak wyciągnął z kieszeni swej kamizelki sztylet naciskowy i ostrożnie zaczął zbliżać się do wozu. Zachowywał się tak szczególnie przez to że tajemniczy oponent posiadał prawdopodobnie pistolet. Jego sztylet był zbyt mały aby swobodnie odbijać pociski.
  11. Słysząc dźwięk otwieranej bramy, chłopak automatycznie osunął się na ziemię, nie chcąc dać się zauważyć. Na szczęście woźnica raczej nie miał zamiaru obserwować cały teren wokół siebie. A co do koni, one raczej nie powinny nikomu donieść o obecności Rennarda. Wpadł na (przynajmniej dla niego) bystry plan. Kiedy wóz go minął, zabójca szybko i niepostrzeżenie pobiegł na drogę którą pokonał jego cel. Miało to wyglądać tak jakby szedł tutaj za woźnicą. Kiedy Petro wyłonił swoje cztery litery z wozu, Rennard zaczął machać w ich kierunku. Cały czas trzymał różę. - Przepraszam! Panie Petro Selvo! - Krzyczał, chcąc zwrócić na siebie uwagę. - Pilna wiadomość od Wielkiego Taktyka! Sprawa państwowa... i tak dalej... - Końcówkę już wymamrotał pod nosem.
  12. - Ciekawe czy swój... "interes" też ma taki duży. - Zastanowił się, z lekkim zażenowaniem patrząc na wielkość całego terenu i wszystkiego co na nim było. Osobiście, chłopak uważał że zagospodarowałby to o wiele lepiej. Bez problemu wdrapał się po dużej bramie. W końcu gdyby nie potrafiłby się wspinać, byłby frajerem a nie skrytobójcą. Nie zaprzątał sobie głowy przechodniami, dobrze wiedział że nikt nie zwróci uwagi na to co robi. Poza tym, Rennard był wystarczająco znany w Noxus ( co prawda w niezbyt dobrym świetle) aby zdecydowana większość mieszkańców wiedziała, by lepiej nie podpadać buntowniczemu szlachetce. Kogoś z takim temperamentem zdecydowanie lepiej mieć za kumpla niż wroga. Oczywiście zabójca od razu całą swoją uwagę skupił na pięknym ogrodzie, zamiast na znalezieniu Petra. Szybko podbiegł do różanych krzewów, po czym wyrwał jeden kwiat, oczywiście uważając na kolce. - Chociaż ogród masz ładny ty... grubasie lubiący wielkie rzeczy. No, zaraz martwy grubasie. - Pomyślał, krocząc w stronę potężnego budynku, co jakiś czas przykładając kwiat do nosa, by trochę popieścić swój zmysł węchu.
  13. Chłopak ochoczo podążał za pająkiem, uśmiechając się do każdej osoby, którą minął. Do niektórych nawet puszczał oczko. Kiedy wydostali się z pałacu, Rennard wziął głęboki wdech, ciesząc się że w końcu ogarnął gdzie jest. Zdążył jeszcze pomachać swojemu "przewodnikowi", gdy ten zawrócił, skończywszy swoje zadanie. Skrytobójca ruszył do Ivory Ward, bardzo zdeterminowany aby wypełnić powierzone mu zadanie. Jeżeli podczas szukania swojego celu, zdoła spotkać i zepsuć dzień komuś ze swojej rodziny... to tym lepiej.
  14. - Och... - Chłopak wzdrygnął się, kiedy taki duży pająk przeszedł obok niego. W końcu nawet mordercy mają prawo mieć arachnofobię... Gdy się mu jednak przypatrzył, wyglądał dość ładnie, oczywiście jak na pająka. Rennard miał nadzieję że będzie jego pajęczym przewodnikiem. Ostrożnie zaczął iść za ośmionogim, jadowitym potworem.
  15. Rennard szybko wbiegał po schodach, chcąc w końcu opuścić te podziemia. Kiedy otworzył kratę i zasłonił oczy przed nagłym światłem, czuł się jakby uciekł z najbardziej strzeżonego więzienia. Przynajmniej przez chwilę, dopóki w końcu odsłonił oczy i zdał sobie sprawę gdzie jest. Zabójca-szlachcic rozejrzał się zaskoczony, na jego twarzy widniał grymas zdziwienia. Podejrzewał że był to Nieśmiertelny Bastion. Nigdy tu nie był, słyszał tylko plotki. - Wydaje mi się... - Zaczął mówić sam do siebie, zatrzymując wzrok na portrecie. - Że ktoś mnie oszukał... Chłopak nie sądził że cel który miał zabić też tu był...
  16. Słuchając pajęczej kapłanki, człowiek zrobił sztuczny, obrażony grymas. - Pętak, parszywiec. Skąd w tobie tyle nienawiści do mojej niewinnej, uroczej osoby? - Zapytał, kierując głowę i oczy ku górze, kiedy Elise przecinała nici. Zaraz potem przejechał dłońmi po nadgarstkach, pozbywając się reszty pajęczyny. - Bardzo dziękuję ci za wskazówkę... no i oczywiście za to że nie złożysz mnie w ofierze temu wielkiemu, strasznemu pająkowi. - Powiedział radosnym tonem, kiedy nagle doskoczył do pajęczycy i szybko ucałował ją w policzek. Zaraz potem zerwał się do biegu, zanim zdążyłby tego śmiałego, chociaż dla niego całkiem spodziewanego działania pożałować. Za jej instrukcją, prosto i w lewo do schodów. Rennard już wyobrażał sobie jak jednym pchnięciem sztyletu naciskowego pozbawia życia tego parszywego biznesmena.
  17. - Kurw... - Rzekł cicho, kiedy poczuł ugryzienie. Oczywiście przekleństwa nie zdołał dokończyć... Kiedy zaczął się wybudzać, postanowił się nie ruszać. Czuł się jak po bardzo mocno zakrapianej libacji. Co oczywiście nie było dla niego niczym nowym. Oczywiście nie chodzi tutaj o używanie trucizny zamiast alkoholu. Mimo wcześniejszych podejrzeń, głos który dobiegł do jego uszu, od razu powiedział mu z kim ma do czynienia. - Elise? - Zapytał, raczej wymamrotał. Można powiedzieć że jednocześnie się cieszył i nie. Ten cholerny mutant zdecydowanie był odporny na próby zmanipulowania, bądź udobruchania przez Rennarda. Ale mimo wszystko zawsze mógł próbować. W końcu miał na czym zawiesić oko... - Pajączku mój słodki kochany... - Odezwał się chwilę później, przybierając strasznie przesłodzony głos. - Dobrze wiesz, że wszyscy wiedzą, że mój ród najchętniej nigdy by się do mnie nie przyznawał. Skłoniło mnie to że potrzebowałem jakiegoś dobrego skrótu. Wiesz, mam zabić takiego jednego grubego bogatego frajera. Zgubienie się pod ziemią a potem przetrzymywanie przez całkiem kuszącego człowieka pająka raczej w tym mi nie pomoże!
  18. Kiedy chłopak postawił swoje pierwsze kroki w kanałach, odczuwał wielką ekscytacje. "Najlepszy skrót jaki znam" mówił, "Kilka minut i po sprawie". Nie, zawsze coś się spieprzy. Po dwudziestu minutach Rennard DeWett zdał sobie sprawę... że się do cholery zgubił. Zgubił we własnym mieście. Po kolejnych dziesięciu echem odbijały się bardzo nieładne słowa i krzyki. Kiedy wyszedł z kanałów a trafił do lochów, czuł się kompletnie zdezorientowany. Teraz to już w ogóle nie miał pojęcia gdzie jest. No i smród, ten cholerny smród z kanałów na pewno nie poprawiał nastroju. I pogorszyło się jeszcze bardziej. Coś kleistego kompletnie go zatrzymało. Teraz to już w ogóle nerwy mu puściły. Oskarżał jego cel, Petro Selvo o wszystko co najgorsze na tym świecie. Zaczął wiercić się, chcąc uwolnić się z pajęczyny. Co tu do cholery robiła taka pajęczyna.
  19. Pawlex

    Witam c:

    12 latek który stworzył grupę dla parówkowych idiotów myśli że jest kimś i szasta wszystkimi na forume na prawo i lewo? Plizz
  20. Pawlex

    Kibolstwo

    No ta, wszyscy lubią się napierdalać i mazać po ścianach :>
  21. Pawlex

    Wyżal się.

    Miałem ofertę pracy w firmie, którą jednak odrzuciłem z racji tego że się uczę Dobra majster, jak chcesz to ciągnąć nawet do narzędzi to niech ci będzie XD Co rozumiesz przez "podstawowe" narzędzia? Jedno narzędzie w jednej robocie może być "podstawowe" w innej nie. Nie, nigdy nie potrzebowałem używania "podstawowej" łopaty czy tam kurwa szpadla. To powiedz teraz mi majster czy używałeś dla mnie "podstawowego" narzędzia takiego jak nóż krone albo zaciskarki rj45? Łączyłeś żyły kabli internetowych do paneli krosowniczych? Wątpie, skoro do tego nie potrzeba siły fizycznej.
  22. Pawlex

    Wyżal się.

    O kurwa XDDDDDDDDDDDDDDDDDDD Od zamiatania to zaczynają takie osoby jak ty, które "leją na system". Oczywiście nie mam nic do osób które pracują w kamieniołomach czy łopacie (albo szpadlu sorry nie rozróżniam ) ale zobaczymy czy będziesz dalej z takiej roboty zadowolony za jakieś 20 lat, kiedy twoje mięśnie i kości będą powoli odmawiały posłuszeństwa. Poza tym, osoby które wybrały zawodówkę bądź technikum z solidnym profilem nie będą musiały zaczynać od zamiatania czy zakładania worków na śmieci. Znasz się kolego na robocie fizycznej, okej. Jednak istnieją prace które wielkiej siły fizycznej nie potrzebują, więc proszę cię nie mów "chuja sie znacie na robocie" bo twoje znanie na robocie zaczyna i kończy się na tej fizycznej.
×
×
  • Utwórz nowe...