-
Zawartość
541 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Wszystko napisane przez Dżuma
-
- Jacob co ty... - padłam na ziemię aby uniknąć Jacoba. Niestety jego wyszkolenie było zbyt dobre. Ten od razu się zatrzymał i rzucił się ponownie. Zrobiłam unik w bok, ale ten jedynie uderzył w mój bok. Zabrakło mi tchu. Przez chwilę łapałam oddech. Gdy go złapałam, wrzasnęłam: - Co ty odwalasz Jacob?! - krzyknęłam, ale musiałam robić kolejny unik. Tym razem odbiłam się od drzewa. Wiedziałam że nie mam z nim szans. Musiałam atakować, gdy się bronię, a gdy bronię atakować.
-
Prace dziwnej osoby o różnych imionach (avatary i sygnaturki :))
temat napisał nowy post w Archiwum obrazków i reszty
Gimbaza mnie pochłonęła i czas niestety W ten weekend nie będzie żadnych artów, wyjazd ze szkoły do Niemiec i gadanie tam o polityce x.x -
- Ehh Jacob! To... - nie dokończyłam, gdyż Jacob zniknął mi z przed oczy i pobiegł w stronę ludzi. Wiedziałam że nie mam szans aby go dogonić, gdy będę prosto za nim biec. Na szczęście umiałam wykorzystać otoczenie. Pobiegłam na małe wzgórze. Widziałam gdzie Jacob zmierzał. Pobiegłam w linii prostej. Jeśli wszystko dobrze pójdzie powinnam być w pewnym miejscu przed Jacobem. Biegłam ile starczyło mi sił. Po tym co ludzie mi podali byłam nawet wyspana, a co za tym szło pełna energii. Niestety z bólem traciłam ją 2 razy szybciej. Idealnie wbiegłam na Jacoba. Przeturlaliśmy się kilka metrów. Na szczęście nic sobie nie zrobiliśmy. Przygwoździłam go do ziemi. - Jacob przestań! Na mnie to że byłeś w wojsku i że masz żeby nie robi wrażenia. Masz teraz wracać do tej naszej cholernej polany i czekać aż Mordimer cię zbada!
-
- Meh trzeba będzie po niego iść . Jak wszyscy to wszyscy. Mogę ja pójść i tak jestem przebadana, a nawet mniej żebra mnie bolą - uśmiechnęłam się poszłam za śladem Jacoba. Powoli biegłam, aż natrafiłam na granicę naszego terytorium. - O matko naturo, po co on tam polazł. Przyspieszyłam do pełnego biegu. Na szczęście nie wszedł zbyt głęboko w teren i od razu natrafiłam na najświeższy ślad. Biegłam przed siebie. Zobaczyłam Jacoba chodzącego jak nigdy nic. - Jacob odbiło ci. To nie jest teren naszej watahy. W dodatku my szykujemy przeniesienie się, a ty sobie idziesz. Dobra mniejsza z tym. Musimy wracać i to szybko, ty idziesz się przebadać, a ja zwołać innych na badania. Na i chciałam ci zadać pytanie. Już chyba nie muszę cie pilnować w sprawie Asianny? Prawda?
-
Po wysłuchaniu, wszystkich opinii, dalej byłam za górami, a raczej za ich podnóżami. Obejrzałam dziwne wydarzenie z różową wilczycą. Chciałam coś powiedzieć, ale nie warto było. Wróciłam do szpitala. - Mordimerze, jakoś ci pomóc? Mamy jeszcze dużo wolnego czasu. Powinniśmy złożyć tych ludzi w jedno miejsce, ze względu na szacunek. Przejść się po Rem'a. W dodatku nasze 2 wilki nie wracają z polowania, a Bellamina zaginęła. Trzeba będzie wschodnich się zapytać. Wiem, wiem to to to tamto, ale ja mam swoje kontakty na szczęście. Omegi są bardziej lojalne, szczególnie dla mnie, nie wiem czemu. ... Jane nie wiesz gdzie jest Jacob? Widziałam że jest ranny, powinien odpoczywać, jak z resztą cała wataha.
-
Odpoczywałam przez chwilę opierając się o drzewo. Rozmyślałam nad tym co się ze mną działo. Prawdopodobnie mogli mnie uśpić. Nie rozumiałam tego. Wystarczyło mi palnąć w głowę i byłoby po sprawie. Gdy moja chęć spania mnie opuściła, chciałam z kimś porozmawiać, ewentualnie pomóc. Wchodząc na zakrwawioną polanę usłyszałam swoje imię. - Nie wiecie czasem co się ze mną stało? Ci ludzie są jacyś dziwni. Zamiast mnie zabić uśpili. - spojrzałam, na coś w rodzaju mapy - Nie chcę was martwić, ale wschodnia wataha jest większa ... o wiele. Jak mamy się przenosić, to nie wiem gdzie. Mamy dwie opcje, bo są dwie luki. Puszcza lub góry. Oficjalnie jestem za górami, ale to jednak tylko moje zdanie. - zamyśliłam się w sobie i nagle sobie o czymś przypomniałam - Na wszelkie wilki, Mordimer ty musisz lecieć na spotkanie !
-
Zgadzam się z Ihnesem, tylko i wyłącznie rozbudowane wypowiedzi. Proszę cię nikogo się nie czepiamy, mówimy tylko żartobliwie o twojej postaci która potrafi dosłownie wszystko ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~ Usłyszałam głosy, a raczej bełkot. Myślałam że dawno przeszłam na tamtą stronę. Otworzyłam oczy. Obraz z czasem przestał się kręcić. Popatrzyłam po sobie. Wcześniejsze rany były na miejscu. Pewnie mnie ogłuszyli, ale przecież usłyszałam huk. Popatrzyłam na kletkę piersiową. Wszystko było w porządku, prócz czegoś na rodzaj strzałki, z bardzo kolorowym czubkiem. Wyciągnęłam to i wyrzuciłam w krzaki. Głowa mnie trochę bolała.
-
dobrze jakoś mnie jacob ożywi, ale robię to tylko dla kameleona i bećki Wiem mam dziwną postawę, ale dla mnie takie upośledzanie ludzi jest strzałem prosto w plecy, w dodatku ostatni żyłam bardziej akceptując zachowanie ludzi, te ich humorki itp. W dodatku impulsywność u mnie jest jedną z wielu wad, także jakoś mnie nasz nekromata ożywi i będziepo sprawie :T
-
Przykro mi ja nie wyrabiam Żegnam :I Bawcie się dobrze ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~ Biegłam od tyłu na człowieka. Dalej głębiej w lesie było ich więcej. Złapałam za drewnianą końcówkę. Człowiek był silny ale ja na szczęście miałam 4 łapy i wyrwałam mu broń. Niestety jego przyjaciel uderzył mnie tym patykiem. Przewróciłam się na bok. Jedynie co pamiętałam to simny patyk przystawiony do mojej klatki piersiowej i huk. Dalej mój obraz się zamazywał. ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~ Powodzenia !
-
Bećka oni go nie złapią ani nie będą torturować bo przecież jest super wilkiem. A jak coś mu się stanie to wypije sok z gumijagód Przypominam po raz enty owenty śmenty że ludzie w lesie idąc na zabicie krwiożerczych wilków od razu ich nie głaszczą. Wy też tak byście zrobili gdyby : Macie wioskę co raz to mniej ludzi gdyż wilki z okolicznych lasów powybijały ich. Idziesz z innymi aby je zabić, bo masz nawet nakaz na odstrzał. Pomijając szczegóły walki, gdy się budzisz jakimś cudem, masz wilka koło siebie. Co robisz? Ja bym uciekła lub broniła się, a nie głaskała go za uchem ?! Duże tygrysy też są oswojone, ale gdy zaczną "bawić się i łasić" możesz nie mieć ręki. To jedna sprawa. Druga co wy do cholery macie rozdwojenie jaźni?! Najpierw zabijacie, rozszarpujecie i mordujecie ludzi, a teraz się łasicie? Albo rybki albo akwarium, kurcze!
-
Nie mogłam wytrzymać, rozmowy o powstrzymaniu ludzi itp. Zabijanie, krew i życie. Zakrywałam uszy chcąc to zignorować. Wrzasnęłam sama do siebie. Wybiegłam ze szpitala zostawiając po drodze zioła które przydadzą się Mordimerowi. Zobaczyłam wściekłą Lejlę. Podbiegłam do niej i zabrałam ją na ubocze aby nikt nam teraz nie przeszkadzał. - Lejla mam plan, który jest ryzykowny, ale jeśli chcesz ocalić tych ludzi musimy działać szubko i skutecznie. Zanim nasza watah ich powybija i zmasakruje musimy dać radę ich odciągnąć. Naszym celem jest tylko zabieranie tych patyków i jeśli to możliwe nawet powstrzymywanie naszych bohaterów. Pamiętaj tylko, gryziemy tylko lekko kończyny a tą dziwną broń łapiemy jedynie z drewnianą końcówkę, zrozumiano?
-
Wiecie co jakoś nie wiecie jak wasz własny gatunek reaguje na niebezpieczeństwo. Połowa ludzi, zamiast krzątać się po obozowiskach wzięłaby jakieś strzelby i powybijała watahę. A wy wszyscy traktujecie ludzi jakby byli ułomni, lub nie pełno sprawni. Co do odprowadzania psa. Ja na miejscu tego człowieka jak nie kiedy ty stałeś z tym psem to od razu po tym jakbyś się odwrócił strzeliła w głowę. Proszę was, sami wiemy że4 nasz gatunek jest bezwzględny i porywczy, a przede wszystkim panuje na ziemi, więc nie wmawiajcie mi no tu że ludzi będą patrzeć się na wilka. Obracam się wśród lasów i myśliwych i wiem co oni robią w takich sytuacjach. ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~ Ci ludzie widzę że potrafią tylko i wyłącznie strzelać w łapy ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~ Ja tam mogę odgrywać zachowanie ludzi Torebki można by było już z was robić, proszę cię jednym ciosem ? To my mamy tę watahę w Czarnobylu, bo ludzie jacyś słabi, jak i inne zwierzęta , a wilki super duper wypasione.
-
- Nie martw się Nivvy. Zakażenie nawet nie miało czasu aby to zrobić. Rana jest zbyt świeża. - odparłam szukając między dużą kupką ziół, była podzielona na dwie części.
-
Odeszłam od Noctrune. Miałam wrócić do szpitala spytać się jak mam pomóc Mordimerowi. Zauważyłam Wave'a. Ten dalej mimo złamanego skrzydła i pobicia leży pod drzewem. - Wiesz Wave, nie chciałabym być nie miła wiesz, ale może darujmy sobie wszelkie formalności jakimi są zapalenia i zakażenia. I od razu odetnijmy cie te skrzydło zanim odpadnie. Mówię ci. Drugie pójdzie z górki, bo by ci ciążyło, prawda? To co siedzisz tu, latasz i czekasz aż ci skrzydło odpadnie czy idziesz teraz do tego cholernego szpitala i czekasz, aż Mordimer cię naprawi? - odpowiedziałam, ale widząc zażenowanie wilka odeszła - Z resztą rób co chcesz... Przy wchodzeniu usłyszałam rozkazy Mordimera. Miałam nazbierać ziół. Po dość dłuższej godzinie, znalazła najpotrzebniejsze. W dodatku było ich bardzo dużo. - Ok, koniec coś jeszcze Mordimerze ?
-
Bo żeś latał ze złamanym skrzydłem ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~ - Widzisz go? - zapytałam Noctrune - Biedny... jest taki jak my. Nawet z nim rozmawiałam. Jest zrozpaczony, pogonił mnie, gdy chciałam mu pomóc.
-
- No skoro wszyscy zignorowali pomoc, radźcie sobie SAMI! - wykrzyczałam ostatnie słowa. Miałam dość tego, sama nie wiem czego. Wybiegłam naburmuszona. Zobaczyłam Ihnesa leżącego, zadowolonego i zakrwawionego. Wyglądało to podejrzanie. Jedynie co powiedziałam: - Nie mów że ty też Ihnes? Pobiegłam ze spuszczoną głową. Gdy szłam przez las, natrafiłam na wcześniejszy zapach Ihnesa. Z ciekawością poszła po nim. To co tam zobaczyłam, przeraziło mnie do kości. Było pełno ... nawet tego nie mogło się opisać. Wycofywałam się powoli. Patrzyłam na tą jadkę z przerażonymi oczami.
-
- Nie musisz już pomagać Matyas. - poklepałam wilka po plecach - Nie wyglądasz najlepiej. - Wszyscy ci którzy tutaj są nawet niech się nie ruszają. Macie odpoczywać. Nie ma żadnego latania i zgrywania bohatera jasne! - zobaczyłam mdlejącego Jacoba - Ohhh m... Podeszłam i go podniosłam. Zebra po tym jak je Mordimer poukładał nie bolały już tak bardzo. Odłożyłam Jacoba. Miał kilka ran, więc przeżyje. - Nivvy może nie będę tak dobra jak Mordimer, ale daj sobie pomóc. Kula w klatce nie jest dobrym rozwiązaniem.
-
Krew, łapy ogony skrzydła ... w takim wypadku trzeba zrobić tylko jedno...... BABECZKI znaczy...ekhem zawołać kogoś ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~ Gdy Mordimer skończył, prawie cała wataha wbiegła albo poraniona albo pół przytomna. Ogarnęłam wszystkich bezradnym wzrokiem. Biedny Mordimer może mieć przechlapane za to że nie jest na spotkaniu. - Brakowało Iladri, Lejli i jeszcze kilku Wyszłam przed szpital. Zauważyłam Asiannę leżącą i ciężko oddychającą. Zawołałam zimno do Jacoba aby ją zaniósł. Całe pobojowisko było przesiąknięte krwią. Ludzie wilki, niczym się nie różnili. Zaczął padać deszcz. - i Tak nas to z tego nie obmyje. Zawyłam. Było to wycie wołające o pomoc, jak i nawołujące nasze inne wilki. Kilkoro ludzi leżało na skraju. I co najdziwniejsze jeden z nich się poruszył. Podbiegłam od razu, ale mnie nie zauważył. Czołgał się pod drzewo. Ciężko oddychał, w dodatku ślizgał się na błocie. Zauważył mnie gdy wstawał opierając się o drzewo. Krzyknął i od razu zwinął się w kulkę. Mówił coś nie zrozumiałym językiem. Było mi go szkoda. Gdy zniknęłam między krzakami, on znów powstał i kuśtykał w stronę, z której przyszedł. Śledziłam go. Gdy upadał odruchowo wsparłam go. Ten nie wiedział jak zareagować. Ja jedynie szłam dalej. Odprowadziłam go do obozowiska ludzi, ale nie zachęcało mnie większa ich ilość. Wróciłam na polanę, byłam zła. Nie na ludzi, ale za to że byłam wilkiem.
-
- No wiesz takie tam sprawy. Pierwszą rzeczą chciałam wprowadzić ich w pułapkę prawną aby nie mogli mi odmówić tymczasowego sojuszu z nami. To znaczy że nie będą wszczynać wojny. Później korzystając z okazji, zajęłam się drugą sprawą. Gdy mi się skończyła banicja oficjalnie zostałam Alphą. Taką nie pewną, ale zawsze coś. Chciałam po raz enty wprowadzić pokojowo i zgodnie z prawem szanowanie Omeg. Niestety znów po prostu to zignorowali. Jako że po tym tamta gliniana tabliczka była oznaczona pieczęcią/ podpisem ostatecznie jest aktualna. Mogłam być już jak najbardziej arogancka i chamska. Gdy uciekałam z tabliczką po rozpoczęciu buntu, nie przewidziałam że kilkudziesięciu kilogramowy wilk uderzy mnie w powietrzu i rzuci o drzewo. - zaśmiałam się ironicznie - No i twój stary przyjaciel, szaman cię pozdrawia. Jest mu przykro że jego wataha odłączyła się od waszej wspólnoty. - odetchnęłam - Trzeba będzie się jeszcze raz spotkać ze wschodem, czysto politycznie. Trzeba omówić sprawę z ludźmi.
-
- Dzięki jeszcze raz Mordimerze - odetchnęłam patrząc się w pustkę.
-
- Przepraszam Mordimerze że znów ci się walę na łeb. Po prostu tak jakoś wyszło. Nie mogłam jakoś przewidzieć że w czasie ucieczki z paktem chwilowego pokoju, uderzy we mnie generał... - odetchnęłam głęboko - Raczej narkozy mi nie podawaj. Nawet nie chcę zasypiać, dobrze?
-
Uśmiechnęłam się gdy Mordimer wszedł do szpitala. Było mi słabo, ledwo oddychałam. - Gdybym mogła się ruszać - odparłam - Nie musisz się martwić to tylko kilka żeber. Uhh... no może więcej.
-
Magia Próbowała cię bronić i tak jakoś wyszło Jesteście oboje w szpitalu
-
- A ty dokąd się wybierasz? - warknęłam na WaveX'a W tej chwili usłyszałam krzyk Asianny, ale taki przytłumiony. Bez silnie opadł mi pysk na ziemię. Poczułam bardzo, ale to bardzo duże ukłucie w moich żebrach. Było mi coraz ciężej oddychać. Oddech miała bardzo płytki.
-
- Jak już mówiłam Nectrune, nigdy nie zabiłam bez powodu. Nawet szukając swojego obiadu dawałam ulgę innym zwierzętom które się męczyły. Raczej nie będę chciała ich zabijać. Byłabym za tym żeby tylko unieszkodliwić ich tak aby nic nam nie mogli zrobić. Pozabierać te dziwne patyki, lub ugryźć w jedną z nóg, aby trudniej się im chodziło. Nic więcej nie da się zrobić. Zabijanie zawsze jest na ostatnim miejscu. - WaveX wił się na naszych grzbietach - Ten znowu. - odłożyliśmy go, a później przywiązałam go do jednych z cięższych kamieni - Uhh... słabo mi - zachwiałam się na łapach. Później resztkami sił nastawiłam nieprzytomnemu WaveX'owi skrzydło. Gdyby się teraz obudził, ból by był nie do zniesienia. Nastawiłam kość i poszłam do swojego konta w końcu odpocząć. - Nie panikujmy. Może nas miną ci cali ludzie. - powiedziałam po czym, znów myślałam o bólu w żebrach i o tym że mój obraz się zamazuje, a ból przy oddychaniu przeniósł się głębiej