-
Zawartość
541 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Wszystko napisane przez Dżuma
-
- Ja byłam przeciw temu, ale mniejsza z tym. - patrzyłam jak WaweX wzbija się w powietrze i po paru minutach gdy wrócił krzyczy o ludziach i pada na ziemię - Jak widać złamane skrzydła go nie ogranicza. Wstałam i podeszłam do wycieńczonego wilka. - Lejla choć mi pomóż go zawlec do szpitala i przywiązać go. Jest gorszy od Ihnesa - burknęłam po czym wzięłam go na grzbiet.
-
Otworzyłam leniwie moje zmęczone oczy. Biegła do mnie i płakała. Wstałam resztkami sił. Żebra, łapy, mój poharatany pysk strasznie bolały. - Spokojnie, uspokój się. - położyłam na jej ramieniu łapę - Tak to ta ze wschodu, ale mamy przez pewien czas spokój. Na glinianej tabliczce mamy zapisane, że nie będą wszczynać wojny do puki nie będzie nowego powodu do niej. Tamte rzeczy jak zabicie 2 wilków, jednego z generałów już są nie ważne. W dodatku bunt Omeg w ich stadzie nie sprzyja aby rozpoczynać wojnę.
-
- Nie będę ci Nectural tłumaczyć. Po prostu nawet nie jestem za zabijaniem, wystarczyło go może tylko uszkodzić. ... mniejsza z tym, bo jeszcze się pogryziemy przez to. Powiem tyle że nigdy żadnego wilka nie zabiłam, a leśne zwierzęta takie jak sarny czy jelenie, też miały ulgowe. Zawsze wybierałam te którer cierpiały i nie miały szans na przeżycie. Dawałam im spokój. - odetchnęłam przymykając oczy - Teraz ci nie pomogę. Tego skrzydlatego trzeba przywiązać do czegoś, bo następny robi z siebie bohatera. No i nastawić skrzydło trzeba. Ta dwójka - wskazałam na Jecob'a i Jane - musi odpocząć, a ty powinnaś obmyć i obłożyć łapę nasączonymi gąbkami. - zakręciło mi się w głowie - Uhh... ja się lepiej położę, bo się źle czuję
-
Wróciłam zmęczona. Ten dziwny patyk zakopałam, aby nikt tego nie dotykał. Spojrzałam na pobojowisko. Dwie istoty leżały zabite. - Wiecie że to się źle skończy? Może ich przyjść więcej, bo ci zginęli. Nie dość że może być walka ze wschodem, to ci "ludzie". W sumie ja się nie odzywam, takie bezmyślne rozlewy krwi do mnie nie przemawiają. Minęła Ihnesa który wypytywał się nas co się stało. Minęłam go tylko ciężkim krokiem. Co raz to trudniej było mi oddychać. Obiecałam sobie że choćby wszyscy mieli by być rozszarpani to ja muszę odpocząć. Nadwyrężanie uszkodzonych łap nie było dobrym pomysłem.
-
W szpitalu zrobiło się pusto. Wszyscy wybiegli aby pomordować lub zgrywać bohatera. Leniwie wyszłam na polanę. Potruchtałam w stronę krzyku. Zauważyłam jedynie dwunożna istotę, która walczyła z Jacobem. Dziwne patykowate coś leżało na środku. Dwunożna istota zaczęła po to coś iść. Patyk wystrzelił w WaweX'a. Dwunożne coś z uśmiechem zaczęło podchodzić do Wawex'A. Podbiegłam i podhaczył istotę. Patyk upadł i wydał z siebie huk. Podbiegłam do niego i za bezpiecznie wyglądającą drewnianą końcówkę wzięłam i pobiegłam w las.
-
- Nie mamy nazwy. Po prostu jesteśmy. - odetchnęłam głęboko przez co żebra się odezwały - Powiem ci że też wędrowałam i to jedna z nielicznych która próbuje kogoś zabić. - zauważyłam nową wilczycę - Ohh... hej, jestem Nasza.
-
- ... prawda nie chcę wiedzieć, ale ma nadzieję że kiedyś się dowiem . - puściłam się już Jacoba - Już dam radę. - spojrzałam na nowego wilka - hmmm... może nie będzie to wszystko profesjonalne, ale dam radę opatrzyć twoje skrzydło i łapę. Gdy nasz szaman wróci na pewno to poprawi, ale teraz chodzi tylko abyś nie dostał zakażenia.
-
Syknęłam gdy Jacob pomógł mi iść szpitala. - Kpie sobie ze śmierci. - powiedziałam ironicznie - Tak dawno powinna mnie zabrać, ale tego nie robi. - Nie ma go . - odparłam krótko - Jest na spotkaniu szamanów.
-
- To tylko kilka żeber, 2 łapy i pysk. Nic więcej. - odpowiedziałam jakby to było nic wielkiego. - Niemartwcie się o mnie. A ty co byś zrobił wilkowi który powyzywał, poniżył i wszczął bunt?
-
Jacob moja postać ma na imię Nasza ^^; ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~ - No wiesz sprawy polityczne, bunt i walka z generałami. To co zwykle
-
Usłyszałam krzyki. Spojrzałam leniwie w ich stronę. Kłóciłam się z bólem, ale wstała i powolnym krokiem zbliżałam się do grupki wilków. Gdy zawiał wiatr poczułam ranę na pysku i na grzbiecie. Wzięłam się w garść i nabrałam tempa. W sumie ciało przyzwyczaiło się i zamiast fal bólu przy oddychaniu, miała promienisty wzdłuż klatki piersiowej. Gdyby nie to że wtedy tamten generał nie wtrącił, wyglądała bym o wiele lepiej. - Może zamiast go teraz przesłuchiwać zaniesiemy do szpitala i opatrzymy skrzydło? - powiedziałam ze zmęczeniem do Jacob'a który stał nad nowym.
-
Gdy zebrałam wystarczająco dużo sil wstałam. Syknęłam z bólu. Zauważyłam że moja watah wchodziła na polanę. Była z nimi nowa wilczyca. Chciałam się przywitać, ale mój wygląd nie wyglądał przyjaźnie. Poszarpany pysk, 2 uszkodzone łapy, połamane żebra i rana na grzbiecie. Wzięłam tabliczkę i odniosłam Asiannie. Wyszłam później bez słowa, zostawiając naszą przywódczynie z tabliczką. Chciałam obmyć się cała ale skończyło się na pysku i położeniu się pod drzewem. Przymykałam oczy z każdym braniem oddechu. Był on co raz to płytszy.
-
Uderzenie w połamane żebra musiało mi coś zrobić. Po tak krótkiej wędrówce, od razu się nie słabnie. Doszłam na skraj polany. Nie było nikogo. Dochodziły tylko odgłosy z przeciwnego końca strumyka i szpitala. Odłożyłam tabliczkę. Miałam zanieść ją Asiannie, ale poczułam się słabo. Łapy się pode mną ugięły. Leżałam teraz na trawie. Zbierałam siły. Każdy wdech i wydech był głęboki, przez co bardziej mnie bolały żebra. Patrzyłam się w pustkę przede mną.
-
Gdy biegłam nagle coś ciężkiego, uderzyło mnie w bok. Wypuściłam tabliczkę, a sama z impetem uderzyłam o drzewo. Uszkodzona łapa, jak i ta z kontuzją bolały niemiłosiernie. W dodatku łapiąc powietrze po uderzeniu, poczułam ból z klatki piersiowej. Kilka żeber poszło. Wstałam chwiejnie. Tym kto uderzył mnie był generał. Jak widać dostatecznie go wkurzyłam. - Nie chcę rozlewu krwi. - podeszłam do upuszczonej tabliczki i podniosłam ją - Przyszłam po to co chciałam. Ten tylko rzucił się na mnie. Popełniłam błąd myśląc że zatrzyma się przede mną chcąc tylko mnie nastraszyć. Po raz kolejny z impetem zderzył się ze mną, ale zdołałam go zrzucić. Jego wojskowe wyszkolenie, dało mi się we znaki. Zanim wstałam, on już wiedział jakie mam słabe punkty. Uderzył mnie w połamane żebra. Myślał że zwinę się z bólu tak nie było. Po uderzeniu chwyciłam jego łapę i z całej siły wykręciłam. Z satysfakcją usłyszałam jęk generała i pęknięcie kości. Chwyciłam drugą i powiedziałem: - Mówiłam nie chce rozlewu krwi, nigdy nikogo nie zabiłam i ma nadzieję tego stanu nie naruszać, więc nawet jeśli chcesz dojść do jednego z obozowisk, generale, lepiej abyś teraz przeprosił za Omegi. Po 10 minutach jakim było zachęcanie generała, powolnym wyginaniem łapy, przeprosił, a ja go puściłam. Chwyciłam tabliczkę i powolnym krokiem ruszyłam do granicy naszej watahy. Generał nie odpuścił i ruszył po swoich pachołków. Byłam cała obolała. Nie źle poturbował mnie generał. Gdybym po drodze nie zjadła dość dużej ilości koki, pewnie byłabym martwa. Złudzenie mojej siły przeszło i przerodziło się w wielki ból łap i żeber. Z lekkim szczęściem przekroczyłam granicę. Teraz wystarczyło dojść do polany i nie paść po drodze.
-
Oto moja następna i ostatnia praca http://deltalix.deviantart.com/art/Rarity-The-Alicorn-355801084 Dopisuje. Jeszcze raz dziękuje za uczestnictwo ~ Cartoon Tiger
-
Krew powoli kapała na ziemię. Powstrzymałam się przed rzuceniem się na generała. Jacob ostrzegał mnie przed takimi jak on. Pewnie też uczęszczał do watahy wojskowej. Postanowiłam innego zagrania. - A więc twój wniosek w sprawie Omeg został odrzucony, a nie wszczynanie wojny zostało zdeklarowane na glinianej tabliczce. Jakieś uwagi? - Tak. Proszę następnym razem pilnować swoich pachołków jak i samego siebie, Charlesie. - Zamilcz ! zanim znów zostaniesz Omegą - warknął generał. - Nie możesz używać mego imienia - powiedział przewodniczący rady z lekką irytacją - Czemu niby? Jesteście tylko Alphami, służycie do tego. - za każdym słowem, generał stawał się purpurowy z gniewu, a przewodniczący bladł - Jesteście nic znaczącymi kleszczami, które żyją w swoim świecie. Ten ich sam świat jest nic warty. Myślicie że jesteście pępkiem świata, najważniejsi i najlepsi. Jedna Omega jest o wiele warta niż całe wasze skupisko, bez uczuciowych Alph. I jak mówiłam zostaniecie zauważeni, gdy jak kleszcz wgryziecie się i będziecie utrudniać życie. Wokół nas po mojej wypowiedzi panowała cisza. Napięcie można było kroić ogonem. Czekałam na ruch przewodniczącego rady. Na jego czole pojawiła się pulsująca żyłka. Gdy ogarnął to wszystko co mu powiedziałam. Ogłosił wyrok na mnie. Miałam zostać stracona tu i teraz. Myślał że jeden osiłkowaty generał wystarczy. Zdziwił się gdy ten zaślepiony wściekłością popełniał takie błędy jak atak z frontu z krzykiem. Gdy w końcu opanował swój gniew, zaczął walczyć rozważniej. Ale przy dużej ilości skał, uskakiwała odbijając się od nich. Moja wygrana nie trwała długo. W czasie przeskoku nad nim złapał mnie za łapę i przekręcił pysk. Na szczęście zdążyłam się uwolnić, bez połamania. Gdy zaczęło robić się gorąco. Z rozpędem wskoczyłam na stół radnych. Po wyklinałam wszystkich. Główny radny, Charls, został prze zemnie zrzucony. Wszczęłam alarm iż moja misja jest wykonana. Chwyciłam tabliczkę i zaczęłam uciekać. Jeśli moja łapa nie zacznie boleć za 20 min będę przy granicy.
-
Miałam nadzieję że szybko to zleci. Omówię z wilkami sprawę, później z radą, a po zatwierdzeniu bunt z Omegami. Będę miała podpis rady o niewszczynanie wojny z nami jak i zamieszanie, które doprowadzi do postawienie praw Omeg na nogi. Trafiłam do obozowiska gdzie mi mówiła Iladri. Ciało Trace leżało przykryte liśćmi, czekające na pogrzeb. Obeszłam je szerokim łukiem. Po zebraniu wystarczający informacji, dowiedziałam się że Rada ze związku z zabiciem Trace'a znajdowała się dość blisko. W czasie podróży do gł. obozowiska, spotkałam szamana, takiego jak Mordimer. Pytałam się czemu nie jest na spotkaniu, ale okazało się że jego wataha odeszła od tego przywileju, a on sam jest już mało widziany. Szczerze nie wiedziałam co o tym myśleć. Opowiedział mi co jest najlepsze do smarowania grzbietu i jak pomóc mojej nadwyrężonej łapie wrócić do dawnej sprawności. 2 godziny później stałam przed radą tłumacząc moją watahę ze wszystkich zarzutów. - Kto jak kto, ale ty Nasza powinnaś bronić watahy, a szczególnie Trace'a - powiedział jeden ze starszyzny Miałam już zaprzeczyć, ale przerwał mi jeden ze starszych. Po kolejnej rozprawie na temat zmiany rady, byłam znużona, ale musiałam jeszcze coś załatwić. - Tak Naszo? Co chcesz jeszcze z nami omówić? - odpowiedział radny. - Ja chciałam omówić co kiedyś nie doszło do skutku - jeden wiedział już o co chodzi i chciała się sprzeciwić, ale jedynie mu to przerwałam - Teraz ja mówię! Chcę omówić tą sprawę z Omegami. Połowa pamiętających mnie wilków wiedziała co się święci i głęboko odetchnęła. - Tak nie może być, że zabijamy i poniżamy naszych braci. W czasie mojej wędrówki, napotkałam wiele watah i każda nie była taka jak nasza. - ... tłumaczyliśmy ci to już, to Omegi. Specjalnie do tego służą i nic tego nie zmieni. - Służą?! To nie są rzeczy! To takie wilki jak ja czy wy. Też czują i żyją! - warknęłam, podnosząc nieświadomie głos. - Zamilcz i tak daliśmy ci już dużo czasu. Sprzeciwiamy się tej decyzji. Koniec sprawy. - Nie nie koniec sprawy! Nie dam się odprawić z kwitkiem! - Nie podnoś głosu na radę, masz ich szanować, jak każdą alphę - powiedziała generał, który wcześniej został przedstawiony. To on robił z tych żołnierzy maszynki do zabijania, tak jak Trace'a. - Nie... Generał zareagował natychmiastowo, uderzając mnie w pyski. Pazury przejechały po przekątnej, w tej chwili miałam ślad przecinający czoło pyski i lewy policzek. Nie zatoczyłam się, tylko moja twarz obróciła się wraz z uderzeniem.
-
Ekhem ty Red jako Rem jesteś na neutralach a Iraldi jest na polanie :I Tak na przygodę, tak zostawcie teren taaaak! zdobądźmy smoczy sojusz tak! najwyżej nas zjedzą lub zignorują, bo jesteśmy tylko marnymi wilkami tak! niech wschód zabierze teren TAAAAK! ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~ Idąc do szpitala mamrotałam do siebie i w dodatku kłóciłam się ze sobą. Wchodząc do szpitala widziałam debatujące wilki nad...kamieniem?! Co do...? Później usłyszałam jedno słowo SMOK. Nie ... nie chciałam nawet o czymś takim słyszeć. Nagle zawróciłam zostawiając resztę nad jaszczurką w kamieniu. Postanowiłam porozmawiać z wilkami ze wschodu. Nie mogły mi nic zrobić. Nie zabiłam ani nie uszkodziłam ich wilka, więc byłam czysta. W dodatku byłam jedną z Alph. Tak to dziwne ja i Alpha, ale od Trace'a, oczywiście przed jego rozszarpaniem, dowiedziałam się o skończonej banicji i możliwości powrotu na stare śmieci. Ruszyłam przed siebie układając plan działania, a dokładnie dopracowując go.
-
Prace dziwnej osoby o różnych imionach (avatary i sygnaturki :))
temat napisał nowy post w Archiwum obrazków i reszty
Zamiast robić inne zamówienia które dość czekają robię twoją :ming Wiem nie ma luny ale jakoś mi nie mogła się wpasować w ich towarzystwo -
Muszelkarzy padłam nie wiem czemu ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~ - W sumie to prawda - odwzajemniłam uśmiech - Jeszcze zaczniemy się żreć :I Wstałam i przeciągnęłam się. - Jak czegoś potrzebujesz wystarczy powiedzieć - zwróciłam się do Iladri. Poszłam na strumyk napić się zimnej wody.
-
- No wiesz to jest namiastka tego wszystkiego co mogli zrobić. W sumie wolałabym skończyć jak Rem niż po kilku tygodniach dosłownie gnić w klatce. Ważne że czyścili mu te rany, to już o czymś świadczy. Ale wracając do tematu, Rem może wcale nie był więźniem, tylko czymś w rodzaju pomsty. W końcu zabił 2 braci Trace'a. Jakbyś ty zareagowała gdy jakieś wilki wchodzą na twój teren i zabijają twoje rodzeństwo. Z chęcią sama byś się odegrała na takim wilku, prawda?
-
- Dzięki że nazwałaś mnie barbarzyńcą - zaśmiałam się ironicznie - Kiedyś należałam, może i nawet dalej należę do niej. Niestety muszę cię powiadomić że Trace był jednym z generałów stacjonujących w tej części. Nasza wataha jest zbyt związana z tradycją, jak i strategią więc najwyższego we władzy nie dali by ot tak przy granicy. To aż się prosi o zamach stanu. Ale mówiąc inaczej. U nas rządzi Rada, jest w niej jeden wilk przywódca. Ma równy stopień co inni ale to on zawsze ogłasza ostatnią decyzję. W radzie jest 10 wilków. Prawdopodobnie są gdzieś w centrum wschodu. - myślałam nad tym wszystkim, wojna na pewno zostanie rozpoczęta. Bałam się o watahę. Trace powiedział mi kiedyś przy granicy, że mogę wrócić do watahy. Oficjalnie minęło 500 nocy i skończyła mi się banicja. - Mam nadzieję, że nie rozpoczną wojny. Nawet takie wilki jak Asianna nie dały by pokonać ich. Są zbyt liczni, a rannymi się nie przejmują.
-
Red, to co ja nie długo planuję będzie obejmowało -/+ 5 wilków ······························································································ W drodze do szpitala gdy rozdzieliliśmy się z Rem'em i Mordimerem, pocieszyłam Iladri. Gdy zbliżaliśmy się do polany Asianna drgnęła, rozkładając skrzydła. Gdy ją zostawiliśmy w szpitalu, Lejla mówiła coś do siebie. Zrozumiałam wszystko, ale nie chciałam teraz tego wyjaśniać. Wyszłam razem z Iladri, chciałam się dowiedzieć co się stało na wschodzie. - Więęc... może opowiesz mi o tym wszystkim co się działo bo nie jestem w temacie jak widać.
-
- Nie musisz się obawiać o Rem'a. - uspokoiłam nową wilczycę - Mordimer i reszta szamanów uleczą go w 2-3 tygodnie i będzie zdrów jak ryba. Popatrzyłam po Rem'ie. Był strasznie pokaleczony. Nie zrobiło to na mnie wrażenia, takie coś było normą na wschodzie. Jednak coś mnie tknęło, gdy zobaczyłam brak ogona Rem'a. - Rem przykro mi z powodu twojego ogona, ale zapewniam że idzie się przyzwyczaić po czasie. Może ci tylko brakować merdania nim. - zamilkłam na chwilę, aby przemyśleć pewną sprawę - No i Mordimer musi co dobrze go opatrzyć, bo jeśli wda się zakażenie, możesz pożegnać się z czuciem w tylnych łapach. - miałam zbyt dużo doświadczenia na ten temat, aby to ukrywać. Odwróciłam się do siostry Rem'a, wnioskując po tym jak go nazwała. - W sumie nie przywitałam się, jestem Nasza.