Skocz do zawartości

Mattia Magna L

Brony
  • Zawartość

    252
  • Rejestracja

Wszystko napisane przez Mattia Magna L

  1. Gaillard spodziewał się, że lokaj go zignoruje. W sumie chłopak mówił bardziej do siebie, niż do niego. Z resztą, to pewnie tajemnice i te de i te pe. Blondyn schylił się i zobaczył rzecz, której szukał. Czyli jednak go zostawiła! Wiedziałem! Przez głowę chłopaka przemknęła myśl, że mógłby to zachować dla siebie, ale natychmiast się opamiętał. Nie wiesz co to jest. Nie wiesz jak działa, poza tym, że jest niebezpieczne. Ostatnio widziałeś to w rękach morderczej wariatki bez skrupułów, która próbowała cię zabić. Dlaczego w ogóle przeszło ci przez myśl, że mógłbyś to sobie zatrzymać? Głupi jesteś? Raczej zmęczony. Teraz Gaillard zaczął naprawdę odczuwać skutki swojej walki. Adrenalina mu spadła, a ręką zaczęła znowu boleć. Koszulka była całkiem przemoczona, częściowo wodą, częściowo potem. Energia do stworzenia tornada i rzucania piorunami została zużyta, ciało zdecydowanie domagało się uzupełnienia jej przez odpoczynek i posiłek. O tak, Gaillard zdecydowanie musiał coś zjeść. Jak tylko dotrze do zamku, od razu znajdzie Bufeta. Ale najpierw Dante i ten dziwny wihajster. Chłopak wyjął z kieszeni nieprzemakalny telefon i sfotografował dziwny obiekt. Chociaż tyle z tego będę miał. W końcu Gaillard wypatrzył w końcu starszego chłopaka i podszedł do niego. Zdyszał się przy tym. Kurde, naprawdę potrzebował odpoczynku. I może więcej ćwiczeń w przyszłości. - Dante! Już po wszystkim, idziemy do szkoły! Hej, wszystko z tobą dobrze? Potrzebujesz jakiejś pomocy?
  2. I gołębi, nie zapominaj o gołębiach! Ja od zawsze w zasadzie lubiłom amerykańskie bajki z elementami fantastycznymi. Przyciągnął mnie serial (głównie finały i początki sezonów), ale później zostałom dla fandomu. To fascynujące, do czego jeden serial może zainspirować ludzi. Clopy i gore są oczywiście najbardziej (nie)sławne, ale tak to w życiu jest, że w oczy najbardziej rzucają się te prace, które są najbardziej kontrowersyjne. Każdy usłyszy o przedstawieniu teatralnym z gołą babą, nikt natomiast nie zwróci uwagi na dzieło ciekawe, lecz nie burzące opinii publicznej, jeśli nie będzie ono światowym bestsellerem, żartem (jak "Najwyższą jakość" Cacao DecoMorreno) lub wielkim kitem. Tymczasem dzięki MLP tworzone są tysiące fanfików każdego gatunku literackiego, od okropnej, przez średnią (większość), aż do najwyższej jakości, przewyższającej wiele dzieł z księgarni (także długością). Tworzone są fanarty, pluszaki (nie mówmy o Lyrze, nie mówmy o Lyrze, nie mówmy o Lyrze), muzyka i nie tylko! A jak już przy muzyce jesteśmy, to serial też ma świetne kawałki. Podsumowując: oglądam serial, bo sprawia mi to przyjemność, inspiruje do tworzenia i dostarcza nowej muzyczki do słuchania. Fandom jest bardzo różnorodny, ma swoje zalety, według mnie przeważające znacznie nad wadami. Upraszczanie nas do bandy grubych facetów masturbujących się do bajek dla pięciolatek jest nie tylko krzywdzące, ale i ignoranckie. Mam nadzieję, że ten temat naprawdę pomoże ci to zrozumieć.
  3. (Ona jest nadal nieprzytomna, tak? Powinna być.) Gaillard natychmiast zatrzymał tornado, gdy dziewczyna spadła na ziemię. Podszedł do niej z kijem i szturchnął ją. Chyba żyła. Cóż, wcale bym się nie smucił, gdyby sobie cholera złamała kark, ale tak mam czystą kartotekę. I jej, wygrałem! I to z jakim silnym przeciwnikiem! Pieprzonym latającym hipno-czołgiem! Jesteś świetnym strategiem, Gaillard, że pomyślałeś o tym tornadzie. I cegłach. Ale będzie można się chwalić. Chociaż raczej nie rodzicom, zawału by dostali. Cały czas patrząc kątem oka na nieprzytomne ciało, przeszukał trawę w poszukiwaniu czegoś, co mogło dziewczynie wypaść. Wiedział, że miała ze sobą te dziwne, elektryzujące przedmioty. Gry RPG nauczyły go, że zawsze trzeba było przeszukać poległego przeciwnika, ale nie miał teraz odwagi czy chęci przemacywać morderczej socjopatki wyglądającej jak mała dziewczynka. To by wyglądało dziwnie. Gdy pojawił się lokaj, chłopak gwałtownie podskoczył, przerywając poszukiwania.. Potem spojrzał na niego nieufnie, w końcu przed chwilą halucynował. Gdzie był ten Alfred, kiedy dziewczyna próbowała go zabić? Francuz dyskretnie trącił służącego palcem w plecy, testując jego prawdziwość. - Mogę się zapytać, co zamierzacie z nią zrobić? Możemy się czuć bezpiecznie? Bo ściany nie sprawią jej najmniejszych problemów. Macie dla takich jak ona jakieś cele? Jakaś antymagia czy coś? - był pewien, że mają takie coś, chciał tylko potwierdzić swój tok myślenia. Gaillard poprawił okulary i przeszukał błonie wzrokiem w poszukiwaniu Dantego. Nagle przypomniało mu się coś, co powiedziała dziewczyna. - A, panie lokaju! Ta dziewczyna mówiła coś o jakimś przebudzeniu. O Dantem. Czekała na to. Czy mamy się jeszcze tym martwić? Pauza. Gdy lokaj znowu odchodził, wykrzyknął do niego. - I pamiętajcie przeszukać jej kieszenie! Może być uzbrojona! Na pewno ją przeszukają. Po co im to w ogóle mówisz? Nie są głupi. Gaillard po raz kolejny spojrzał na ziemię. Nadal miał nadzieję, że coś jednak tam znajdzie, że czegoś nie zauważył za pierwszym razem.
  4. Chłopak czuł się, jakby właśnie obudził się z koszmaru. Był cały spocony i zdezorientowany. Co to było? Czy to była... ta dziewczyna? Gaillard wiedział, że to nie było prawdziwe, ale nie mógł się do końca uspokoić. Rozejrzał się naokoło niespokojnie. Koszmar mógł się jeszcze nie skończyć. Co się dzieje? Coś było dość blisko niego. A może tego czegoś nie było. Dziewczyna była metafizycznym latającym czołgiem, więc nie mógł być pewny. I to coś się zbliżało. Z każdej strony. Gaillard widział już swój cel, ale nie mógł po prostu zignorować oczu. Mogły być prawdziwe. Postawił więc na atak obszarowy. Do tego potrzebował czasu i energii. Nie potrzebował natomiast spokoju. Wręcz przeciwnie, ta sztuczka najlepiej wychodziła mu w stresie. Na początku czuło się tylko zwykły wiatr, ale w miarę zbliżania się oczu nabrał siły niemalże niepozwalającej na poruszanie się. Spróbujcie się przez to przecisnąć potwory! Nie przejdziecie dalej! Fizyka, biczys! Miało być jeszcze lepiej, gdyż chłopak tworzył właśnie tornado. Chronionemu swoją mocą Francuzowi tylko włosy powiewały na wietrze w epicki (jego zdaniem) sposób. Tornado nie było jeszcze w pełni sił, gdy dosięgnęło poziomu latającej dziewczyny. Niebo zaczęło ciskać piorunami celując dokładnie w jej stronę, bo czemu by nie, przecież to ona zaczęła. Lepiej, żeby się, póki jest jeszcze czas, skupiła na lataniu lub zejściu na ziemię w tych trudnych warunkach, jeśli nie chciała momentalnie spaść na ziemię z potencjalnie śmiertelnej wysokości. Ewentualnie się usmaży. Albo oberwie cegłą w głowę. Gaillard zamierzał się upewnić, że w tornadzie będą cegły.
  5. [Ok, whatever. Tak czy siak macie dziurę na błonia. Za dużo sesji straciłam przez takie małe pomyłki.] Tak, rzucaj piorunami w gościa, który umie je kontrolować, i w którego nawet nie umiesz wycelować. Mądra decyzja, naprawdę mądra. Gratulację. Francuz zaśmiał się pod nosem. To nie było tak, że elektryczność nie mogła go skrzywdzić, ale najpierw musiałaby go trafić. Rozszerzył trochę "osłonę dymną". Mgła była akurat jedną z najprostszych rzeczy, które mógł zrobić, niemal nie zużywała jego energii. Pioruny były dla niego niego trudniejsze. Wiedział, że z odpowiednim refleksem mógłby je wygiąć, ale nie miał akurat potrzeby. Piorun świsnął mniej niż pół metra od niego. Gaillard podskoczył gwałtownie, ale natychmiast stanął w miejscu, w którym uderzył. Podejrzewał, że magiczne pioruny mogą uderzać dwa razy w to samo miejsce, ale i tak tam stanął. Chciał, w przeciwieństwie do dziewczyny, być wypoczęty na rewanż, a częste przekierowywanie piorunów osiągnęłoby odwrotność jego celu. A męcz się, męcz, idiotko. Może za jakiś czas strącę cię z nieba, ptaszku, ale najpierw się zmęcz. Może cię jakąś cegłą uderzę, założę się, że to WYBIJE CI Z GŁOWY atakowanie bez prowokacji. Tylko się kur zmęcz. Francuz pogratulował sobie gry słów. Po jakimś czasie, wydawało mu się kilkunastu minutach, znudził się jednak. Dwa razy tylko musiał odchylać pioruny, chociaż reszta też była całkiem blisko. Nie zmęczył się jednak prawie wcale. Miał nadzieję, że jego przeciwniczką straciła jednak choć trochę wigoru. Naprawdę chciał uderzyć tę psycho/socjo/cokolwiek- patkę. Powoli zaczął znosić mgłę, żeby móc wycelować w przeciwniczkę, ale przedtem przywołał chmury burzowe. Ha, słyszałem, że lubisz pioruny. Znów uśmiechnął się pod nosem. Natychmiastowo się jednak za to skarcił w myślach. Ta babka się śmieje i zobacz, na jakie głupie pomysły wpada. Skup się. Przygotował się zarówno do zadania, jak i odbicia ataku z każdej strony. Starał się przede wszystkim jak najszybciej wypatrzeć przeciwniczkę. Nie widział nic, co działo się przedtem, ale był tak przygotowany, jak mógł.
  6. Ups. Ups. UPS. - Fak. Gaillard działał szybko. Z pomocą silnego wiatru cisnął dziewczynką (czy właściwie kobietą) o ścianę, z nieplanowanym bonusem posłania rozpędzonych krzeseł na spotkanie jej głowie i ciału. Mało było prawdopodobne, by zdążyła na to zareagować. Chłopak nie spojrzał jednak na wyniki, tylko przeskoczył przez powaloną ławkę i w kilku susach dobiegł do miejsca, w którym jeszcze niedawno było drzwi. Nie zatrzymując się, pospieszył Bufeta i sprintem pobiegł w stronę najbliższej drogi ewakuacyjnej. Wiedział, że miał przewagę na dworzu. Po drodze szybko jednak zdecydował, że woli wyskoczyć oknem, więc skręcił, by zmylić trop i zaczął szukać dużego okna. Dla dodatkowego zmylenia, lub, bardziej realistycznie, choćby utrudnienia celowania przeciwniczce, przywołał mgłę. Efekt mógł być lepszy, ale powinien wystarczyć.
  7. Chłopak wyczuł coś tuż przed wybuchem drzwi, lecz nie zdążył się odsunąć, mógł tylko osłonić się rękoma. Wylądował na podłodze zdezorientowany. Na szybko sprawdził, czy nie otrzymał żadnych poważnych obrażeń. Cóż, nie było źle, dostanie kilka siniaków, raczej nic więcej. Gaillard dopiero po chwili zauważył dziewczynkę, która, jak przypuszczał, była powodem wybuchu. Creepy. Gaillard nigdy nie ufał dzieciom, a zwłaszcza dzieciom trzymającym bronie. Przynajmniej myślę, że to broń - czym innym celuje się w ludzi? Może jakimiś przyrządami pomiarowymi? Najbardziej creepy był jej uśmiech. Dziewczyna wyglądała, jakby wysadziła drzwi bez większych emocji czy trudności. Takie dzieci były zupełnie nieprzewidywalne. Skąd Gaillard miał wiedzieć, że nie postanowi i jego wysadzić w powietrze? Wzdrygnął się. Teraz nieznajoma gadała zagadkami. Gaillard nie cierpiał ludzi, którzy mówili zagadkami bez powodu. "Obudzić się"? Oczywiście, że chodziło o "obudzenie ukrytych możliwości" albo "poznanie prawdy" czy inny New Age bullshit, ale czy od razu nie można powiedzieć? Poirytowało go to nieco, ale nie dawał się ponieść emocjom. Do tej pory do niczego dobrego to w jego życiu nie doprowadziło. Gaillard podniósł się z ziemii, cały czas patrząc na dziewczynkę. Wycofał się nieco w stronę okna, żeby zapoznać się z sytuacją na dworze. Aha, czyli to wariant "tryb, w którym moje supermoce są silniejsze ale jestem bardziej mhroczny". Klasyka, Dante, klasyka. Niezniszczalny rycerz był nieco ciekawszy, ale dziewczynka jest mówiła dotychczas zbyt konkretnie. Do gry dołączył Bufet z bronią w postaci palucha z makiem. Gaillard nie sądził, że pieczywo ma szansę z babką stwarzającą rzeczy umysłem. Nie, nie można jej było pokonać siłą. Tu potrzebny był spryt. Francuz nie sądził jednak, że to był najlepszy czas na ucieczkę i konfrontację. Wolał teraz jednak otrzymać trochę informacji, nawet niezbyt dokładnych. Przytrzymał więc Słowianina za ramię i wyszepnął po polsku (żeby mała go nie zrozumiała): "Jeszcze nie teraz.". - Co wiesz o tym zdarzeniu? - zapytał się dziewczynki głosem, który miał nie znosić sprzeciwu, ale nie do końca mu się udał. Francuz zastanowił się przez chwilę, czy dodać "Mamy bagietkę i nie zawahamy się jej użyć!", ale zrezygnował z tego pomysłu. Uderzanie bagietką magicznej dziewczynki przez dwóch nastolatków wydawało mu się trochę głupie. Jej też pewnie by się wydało. Gaillard postanowił wyciągnąć z małej jakieś informacje, a potem uciec. Nie wątpił, że mógłby zwalić ją z nóg i przez jakiś czas utrzymać w tej pozycji. To by z pewnością kupiło im czas. Ale najpierw informacje. To na nich głównie mu zależało. A najbardziej na rycerzu. - Kto nas atakuje? Przygotował się mentalnie do użycia mocy.
  8. Gaillard wstał z ławki i przykleił się do okna. Odsunął się na chwilę od okna przy wybuchu, ale niemal natychmiast podszedł do niego z powrotem. Zmrużył oczy. -Ciekawe...- wymamrotał. Kiedy nauczycielka wyszła, niemal natychmiast otworzył drzwi z zamiarem wyjścia na dwór. Nauczycielka prosiła klasę tylko o spokój, nie o pozostanie na miejscach. A jak się coś miało dziać, to zdecydowanie nie bez niego. - Hej, Bufet, idziesz? Coś mi się zdaje, że będzie ciekawie - uśmiechnął się zachęcająco. Francuz nie przejmował się zbytnio potencjalnym niebezpieczeństwem na dworze. Właściwie, może byłby nawet bezpieczniejszy tam niż tutaj - przywołanie chmur pod niskim sufitem nie było tak łatwe jak na dworzu.
×
×
  • Utwórz nowe...