Skocz do zawartości

Mattia Magna L

Brony
  • Zawartość

    252
  • Rejestracja

Wszystko napisane przez Mattia Magna L

  1. Borze Wiecznozielony, udało mi się wreszcie narysować coś na komputerze. Taka duma. Wow. Wygląda to teraz tak dobrze. Chlip chlip.

     

    Muszę się tym nacieszyć, póki za miesiąc nie stwierdzę, że wygląda to jak obornik i muszę sobie wyczyścić oczy wybielaczem. Bo zrobię progres.

    Chlip chlip.

    1. Syrth

      Syrth

      No i gdzie ta praca?

    2. Mattia Magna L
    3. Syrth

      Syrth

      Rozumiem, że wysłanie linka byłoby zbyt trudne :v

      Ale znalazłam już sama.

  2. Kochana księżniczko Celestio, Wczoraj narysowałam obrazek w paint.necie. Pierwszy raz w życiu. Oto efekt: Przygotuj się na kolejne obrazki w dalszym terminie. Chyba, że mi się odechce. Często mi się to zdaża. Sorki. Twoja początkująca paincistka, Matil
  3. - Rozdzielamy się! Jej! Co może pójść nie tak? Znaczy się, robimy dokładnie to, czego nasz przeciwnik chce, tak? To nie jest wcale tak, że przecież TUŻ PRZED CHWILĄ NIE ROZDZIELANIE SIĘ POMOGŁO NAM ZWYCIĘŻYĆ. Wcale - powiedział sarkastycznie, ale odebrał komunikator. Jedno dobre, co jest w tym planie. Bufet wyczarował krążki cebulowe. Okej, dwie dobre rzeczy. - Ok, nieważne, dostałem krążki cebulowe, zamykam się już, to świetny plan, 10/10, nie mam uwag. Gaillard na chwilę zamknął się, przeżuwając. - Bufet, naprawdę cieszę się, że to z tobą idę. Jesteś najlepszy. W jego oczach pojawiły się łzy wzruszenia, a sam przybrał wyraz twarzy wesołego szczeniaczka. Lubił krążki cebulowe, zwłaszcza, jeśli nie musiał za nie płacić. - Nie powiem, że zaraz wracam, bo to się nigdy dobrze nie kończy, ale do zobaczenia! Pa! Życzę szczęścia! - uśmiechnął się, trudno było określić, czy szczerze. Chłopak nie martwił się już tak o siebie, ale nie mógł zaprzeczyć, że niepokoił się o Dantego. Nie mógł myśleć racjonalnie, w końcu właśnie miał ratować swą dziewczynę. Brak jasnego myślenia i skupianie się na zemście mogły go zgubić. Przez chwilę pomyślał, że ślepota także, ale patrząc przed siebie widział taką ciemność, że w sumie to może widzący powinni się bardziej martwić. Przecież nie byli przyzwyczajeni do używania innych niż wzrok zmysłów. Francuz wyciągnął z kieszeni komórkę. Nie zdziwił się, gdy nie złapał Wifi. W końcu był w innym wymiarze, czy coś. Nie to było jego celem. Gaillard włączył latarkę i włożył telefon do niedużej kieszeni na piersi tak, by latarka z niej wystawała, nie wypadając. Niby mógł rozjaśnić drogę magią, ale nie miał ochoty zużywać swojej energii nadaremno. Przez cały czas podjadał krążki. Kiedy doszli już do miejsca, gdzie zaczynała się ciemność, zwolnił i podał miskę z powrotem Bufetowi. - Będzie tu prawdopodobnie jakąś pułapka, i, jak znam życie, to my pierwsi natkniemy się na coś strasznego. Chyba że zrobi to gościu z psem. Duchy lubią gości z psami. Hehehe. He. He. He. He. Hehehe... - zaśmiał się nieco histerycznie. Gaillard stanął w miejscu i nabrał powietrza. - Dobra, teraz czujność. Pełna czujność - mówił do siebie, nie do Józka. Dalej szedł już bardziej poddenerwowany. Jakim cudem na to poszedł? A, tak, przekąski. Co ja jestem, Scooby Doo? Aż tak się odczłowieczyłem? Miałem być bogiem, nie tchórzliwym pieskiem! Gupia Sarna. W ogóle, dlaczego jej że sobą nie wzięliśmy? Może jest irytująca, ale też świetna na ataku. Widocznie jej nie ufają. Cóż, nie dziwię się, ja też jej bym nie ufał. Ale przydałby się nam ktoś z jej mocami, damn. Nie tęsknię za nią, po prostu jestem pragmatykiem. Tak... Francuz zjadł jednego z ostatnich krążków, odganiając od siebie myśli. Pełne skupienie. Pełne skupienie. Pełne skupienie...
×
×
  • Utwórz nowe...