Skocz do zawartości

Mattia Magna L

Brony
  • Zawartość

    252
  • Rejestracja

Wszystko napisane przez Mattia Magna L

  1. - Czekajcie, przeszukam go, może coś znajdę. Gaillard starym zwyczajem zaczął macać pokonanego przeciwnika w poszukiwaniu czegoś przydatnego.
  2. Francuz poczuł odblokowanie się jego mocy. - Dzięki! - zawołał z lekkim opóźnieniem do Dantego. Zauważył, że jego towarzysze, na razie poza dziewczyną, poszli za jego radą i wspólnie kopali tyłek kolesiowi (z różnym skutkiem). Kowboj, w sumie jak każdy, z kim Gaillard do tej pory walczył, postanowił fruwać. Chłopak już zamierzał go zdmuchnąć, gdy zauważył, że nowy chłopak, którego imienia nie kojarzył, rzucał włócznią/oszczepem. Cóż, minusy pracy zespołowej. Hmm, powinienem się chyba jakoś inaczej w to włączyć. Zwinny jest gościu i zdecydowanie nie jest to człowiek. Nie wiem, czy potrzebuje powietrza. Może? Kto wie. Ale na razie coś łatwiejszego. Coś czego się nie spodziewa... Gaillard, znajdując się w tej chwili za plecami (ale głównie pod nogami) mężczyzny, rzucił w niego wyjątkowo rozpędzonym kawałkiem lodu. Francuz nie rozpędził wiatru poza cienkim strumieniem potrzebnym do dorzucenia, żeby nie zmienić trajektorii włóczni, a jednocześnie rozpędzić pocisk do prędkości "ała, krew mi leci, ał". Chłopak miał na celu rozproszenie uwagi kowboja tak, by nie mógł się on skupić na unikaniu innych ataków (i oczywiście uszkodzenie go potem silniejszymi atakami). I Herkules dupa, kiedy ludu kupa. W końcu duża ilość pocisków z różnych stron nie pozwoli mu na uniki. Jednocześnie pozycja mężczyzny w powietrzu sprawiała, że niemal nie było szansy przypadkowo wycelować w sojusznika, co byłoby dużym problemem na dole. Po raz kolejny Gaillard zauważył, że latanie bez namysłu mogło przynosić więcej szkód niż korzyści.
  3. Gaillard zamierzał zmiażdżyć napastnika ciśnieniem. Chłopak, zbliżając się szybkim krokiem do walczących, skupił się całym sobą na punkcie, w którym on stał. Za bardzo się skupił na punkcie, za mało na unikach. Ał. Bardzo ał. Teraz to już naprawdę pożałujesz. Gaillard sypnął piachem w oczy kowboja, by ten nie mógł w niego ponownie wycelować. Poprawka, chciał to zrobić. Nie mógł. Przez użyć mocy jeszcze kilka razy, machając energicznie rękoma, lecz nic to nie dało. Francuz zmartwił się. - Kurwa mać. - Nie mogę robić forcechokingu. Wkuwałem na to, eunuchu! Kowboj zagroził teraz Bufetowi wywaleniem jego jelit na wierzch, jeśli się nie ogarnie. Zdziwiło to Gaillarda. Czyli nie zamierzał tego zrobić, jak Józef się ogarnie? To to nie była walka na śmierć i życie? Cóż, nikt nie powiedział, że będzie. Czyli co, na odklepanie? W sumie, lepiej dla nas. Chyba. Może. Mam nadzieję.
  4. Tuż po teleportacji Gaillard rozejrzał się wokół i zdumiony przechylił głowę. Nie wiedział wiele o miejscu, w które miał się wybrać, ale raczej nie spodziewał się... tego. Otwarte niebo, piasek, trochę taki western. Ciepło, ale nie za ciepło. Nietypowe miejsce dla demonów. Chyba. Kowboj zaoferował chyba najgłupszy układ, na jaki mogliśmy się zgodzić. Tak, zrezygnujemy z przewagi liczebnej na rzecz podchodzenia do ciebie pojedynczo jak w jakimś kiepskim filmie akcji. Jaki idiota by się na to zgodził? O. Ten idiota, najwyraźniej. - Hej, czekaj, CZEKAJ! - zawołał głośno - Dlaczego mamy się zgadzać na jego warunki? - rozłożył szeroko ręce, wypinając pierś do przodu, i uśmiechnął się chytro - Mamy przewagę liczebną i teleportację. Dlaczego nie wgnieciemy po prostu gościa w powierzchnię ziemi i nie pójdziemy dalej? Albo, nie wiem, nie wyślemy go na Księżyc? Można zrobić coś w tym stylu, tak? - tu nastąpiła pauza na ewentualne potwierdzenie lub zaprzeczenie ze strony Marty. - Ok, czy tylko ja mam coś przeciwko bezmyślnemu podążaniu za rozkazami wroga? Tylko ja? - A co zrobisz, przebierańcu, jeśli więcej niż jeden będzie chciał walczyć? Poskarżysz się Hektorkowi? Mamooo, a oni mie bijąąą! - przedrzeźniał go, przykładając pięści do oczu. - Heh, serio, po prostu załatwmy go razem i idziemy dalej. Zaraz potem ponownie zwrócił swe ciało w stronę kowboja, uśmiechając się pobłażliwie. Zganił się w myślach za kuszenie losu, ale i tak nie mógł powstrzymać od śmiechu. Dyskretnie sięgnął jednak po swoją moc. W końcu właśnie sprowokował tego gościa nieokreślonego gatunku, a i tak miał zamiar walczyć, więc i tak lepiej byłoby się przygotować.
  5. Gaillard obudził się na podłodze. Tak, zbyt dobrze, kurwa. Przewrócił oczami, ale nie odezwał się. Włożył okulary i udał się w stronę łazienki. Francuz nie był pewien, czy nie wolał Sarny zanim została jego nauczycielką. Może i próbowała go zabić, ale przynajmniej nie gwałciła jego przestrzeni osobistej tak mocno. I nie musiał być delikatny w dawaniu do zrozumienia, że chce, żeby się od niego od...czepiła. A do dziewczyny widocznie nie docierało nic delikatniejszego od rzucenia w nią kapciem (nie żeby Gaillard kiedykolwiek tego próbował). Albo specjalnie próbowała go irytować. Gdyby facet tak mu się narzucał, już by go dawno przyskrzynili. Gaillard zamknął drzwi od toalety i przemył zmęczoną twarz. Skierował swoje myśli na przyjemniejsze tory. Ćwiczenia z ciśnieniem wychodziły mu coraz lepiej, ostatnio zagotował wodę w trzydziestce. Był już blisko dotarcia do próżni. Nie żeby potrzebował dokładnie 0 hPa, ale to dawałoby większą pewność i skuteczność. Największym problemem była jednak energożerność tej operacji... Miało być pozytywnie. Ogólnie, był progress i Francuz był z siebie dumny. Gaillard po kilku minutach już ubrany wyszedł z łazienki. Nie był zbyt głodny. - To co, idziemy? Skopię ci tyłek.
  6. - No, to ten no... Chyba pójdę do łazienki spróbuję gotować wodę w temperaturze pokojowej. Na pewno mi się to kiedyś w życiu przyda. Po czym poszedł robić dokładnie to w ramach ćwiczenia manipulacji ciśnieniem. W końcu i tak nie miał za bardzo co robić.
  7. Słyszałaś ty kiedy o przestrzeni prywatnej? Jest ważna. Szanuj ją. - Hej! Zaczekaj! No i nici z wypytania jej o moce. Mogła mi chociaż wytłumaczyć błędy czy coś. Jak mam się na nich uczyć, jeśli nie wiem, gdzie one są? Sarna jest naprawdę świetnym latającym czołgiem, ale takim sobie nauczycielem. Na razie. Młoda jest, jeszcze się wyrobi. Byle za mojej młodości. Gaillard po chwili namysłu udał się w stronę swojego pokoju mając nadzieję, że zastanie tam Bufeta i będzie mógł mu ponarzekać na trening. Na tę myśl od razu poprawił mu się humor. - Hej, jak tam? Ja przespałem połowę treningu. Lol. I jeszcze dostałem pochwałę - przypomniał sobie.
  8. Gaillard natychmiast spróbował podnieść głowę. Wydawała się ona jednak niezwykle ciężka, więc chłopak zrezygnował z tej opcji, zsuwając tylko rękę dziewczyny ze swojej głowy. - Zostaw - powiedział cicho. Kiedy Serana zaczęła się tłumaczyć, Gaillard przypominał sobie, co się właściwie stało. E tam, mogło być gorzej. Spodziewałem się, że spróbujesz mnie zabić. Heh. Hej, zaraz... Czy ona płacze? Serio? - Ej, nie martw się, nic mi nie jest. Nie trzymam urazy. Każdemu się może zdążyć lekkie przegięcie. Chociaż komuś, kto ma uczyć kontroli, przydałoby się jej więcej - zauważył. Powoli podniósł się z jej kolan i usiadł koło niej. Głaskanie ludzi których ledwo znasz, zwłaszcza, jeśli są nieprzytomni, jest nieco creepy. To raczej nie pora, żeby o tym mówić. Dziewczyna ma problem. Pewnie wiele problemów. Nie utrudniaj jej tego. Prawie mnie wybuchła. Jeżu, niechcący. Nie utrudniaj sobie tego. Lepiej?
×
×
  • Utwórz nowe...