Skocz do zawartości

Mattia Magna L

Brony
  • Zawartość

    252
  • Rejestracja

Wszystko napisane przez Mattia Magna L

  1. Gaillard obudził się będąc w połowie na podłodze na kilka minut, zanim przyszła służba. Po cichu ubrał się w pierwszy lepszy T-shirt i spodnie. Otworzył drzwi służbie i wysłuchał, co mają do powiedzenia. Był już wtedy prawie gotowy do wyjścia. Miał jeszcze jednak czas. I w sumie pewnie przydałby mi się długopis jakiś czy coś. A może nie? - Dzie ja włożyłem to pisadło... - mruczał do siebie po francusku. - Hej, Bufet, masz jakiś długopis? A tak w ogóle to dzień dobry.
  2. - No, sztywny jak moja prababcia. Ale płaci za to wszystko. Z jakiegoś powodu. Nie wydaje się zbyt zainteresowany uczniami, widziałeś, jak szybko wyszedł? W ogóle jaka jest jego moc, wyczarowywanie pieniędzy? - zamilknął na chwilę, patrząc na sufit.
  3. - Śpię... - wyjęknął Gaillard. - A raczej spałem. Coś ciekawego mnie ominęło? - rozbudził się nieco. Założył na siebie okulary.
  4. Chłopak dochodził już do pokoju. Pomacał swoje kieszenie i z ulgą odnalazł klucz. Otworzył drzwi i usiadł na łóżku. - No, to będziemy w kontakcie, pa. - powiedział do słuchawki. Kłamał. Nikt go nie irytował tak jak jego siostra. Czasami czuł, że sytuację każdego, kto nie był taki jak ona sama, traktowała jak jakąś tragedię. "O nie, dostałeś czwórkę plus!" "To takie smutne, że nie chcesz zostać lekarzem." "Dlaczego jeszcze nie masz dziewczyny?" "Nie boisz się, co ludzie powiedzą?". Nie. Mam magiczne moce, mogę kopać tyłki, nie jestem idiotą. Przestań robić ze mnie sierotę. Chciała dobrze. Jej obawy na temat wyjazdu do szkoły za granicą, o której prawie nic nie wiedział, były uzasadnione. Ale czy nie mogłaby być nieco bardziej wspierająca, a mniej oceniająca? Cóż, jej było łatwiej oceniać. Lepiej miała. Ukochane, grzeczne pierwsze dziecko, nie musiała w dzieciństwie zmieniać domu co dwa lata, dostała się na studia medyczne, marzenie każdego rodzica z klasy średniej. Z Gaillardem było... nieco trudniej. Ale to ja dostałem supermoce, nie? - powiedział sobie w myślach - Nie wmówi mi, że to jest złe. To jest wspaniałe. Zazdrości mi pewnie. Niebo było prawie całkiem czyste, świeciły gwiazdy. Gaillard otworzył okno i przesunął trochę chmury. Lubił patrzeć na niebo, czy wieczorem, czy nocą, zawsze napełniało go to zachwytem. Wokół zamku nie paliły się normalne miejskie światła, znacznie zwiększając widoczność. Gaillard uśmiechnął się do siebie. Jest fajnie. Niedługo po tym położył się do łóżka w spodniach od piżamy, przy otwartym oknie, i miał dobre sny.
  5. - To było dosyć... Losowe. Ja nie wiem, jak dostałem moce. Wszyscy w rodzinie są normalni. Raczej. A ja, jednego dnia, robię jakąś dramę i zwiewam sąsiadom dach. Tak po prostu. I odtąd z lepszym lub gorszym skutkiem kontroluję pogodę i przyzywam pioruny w co bardziej dramatycznych momentach. Gaillard wytrzeszczył oczy i odrzucił głowę od tyłu. Po kilkunastu sekundach na dworzu rozebrzmiał piorun. - Jak już mówiłem, z lepszym lub gorszym skutkiem. Nagle z kieszeni Francuza wydobyła się stłumiona melodia. Pink unicorn soaring through the skies delivering the rainbows all around the world. - Przepraszam - powiedział i odszedł od stołu. Wyszedł na korytarz i, idąc w kierunku pokoju, odebrał telefon. - Halo siostra?
  6. Nie oglądałam jeszcze filmu, więc nie chcę większych spojlerów, ale czy jest jakieś wyjaśnienie, dlaczego w filmie nie było Discorda? Bo to trochę dziura jest.
  7. Chłopaka spojrzał na z dezaprobatą. Czy ten gościu słyszał chociaż o dobrym pierwszym wrażeniu? - Khe khem... Kolega Richard tutaj właśnie opowiadał nam o swoim Standzie - wskazał ręką na Szkota. Czy Amerykanina. Galliard nie miał dobrej pamięci do ludzi Francuz pociągnął pseudointeligenckiego łyka napoju owocowego z kielicha, uśmiechając się oczami. - Jest to taki... niezauważalny pseudoduch kontrolujący elektronikę i używający przemocy - Czy było dostatecznie kulturalnie? Czy nadrabiam za Bufeta? - Właśnie miał nam powiedzieć, jak go zdobył, czyż nie? Czekając na opowieść, rozpoczął zupę cebulową z grzankami i serem. (Poprawione)
  8. Gaillard popatrzył na kolejną dziewczynę zbliżającą się do stolika. Czy dziewczyny w tej szkole są demonami porywającymi ludzi w krzaki by wyssać z nich siły życiowe i czy wszyscy oprócz mnie zginą? - naszła go losowa myśl. - A nie, ta babka tylko chce się dosiąść. A ja dostaję głupawki. Boże, mam nadzieję, że nikt mi nie czyta w myślach. To by było niefajne. Hej, losowy czytaczu w myślach, ssiesz! - dodał na wszelki wypadek. Twarz Gaillard na chwilę przybrała głupawy wyraz, odzwierciedlając stan jego umysłu. Zaśmiał się na głos półprzytomne z zamkniętymi oczami. Otrząsnął się jednak po chwili. - Pewnie, siadaj, miejsce się akurat zwolniło. Gaillard jestem, ale możesz mi mówić Francuz. Co cię sprowadza do tego stolika? - powiedział z na nowo przybranym uśmiechem i wyciągnął rękę.
  9. - Nie mam pomysłu. Załatwi się coś później - mentalnie wzruszył ramionami, nie przejmując się na razie sprawą. Chłopak wszedł do auli. Nie był on nigdy fanem koncertów, ale z grzeczności próbował słuchać i klaskał na koniec. Chociaż normalnie byłby zadowolony z braku przemowy, w tej chwili Gaillard wolałby, żeby się odbyła. Chciał wiedzieć o sytuacji więcej, ale Albus Xavier Mao po prostu sobie wyszedł. Nawet imienia nie podał. - Co mu się tak spieszy? Cóż, ale przynajmniej jedzenie dają. Chłopak nałożył sobie jakiegoś pieroga. - W którym momencie przestałeś nadawać? - odpowiedział za Bufeta Gaillard - Nieważne, w każdym razie trafiliśmy do szkoły, nie wiemy do końca, jak się zakwaterować, mieliśmy jakiś koncert, dyrektor Mao powiedział kilka zdań, uciekł, Szkot poszedł że gdzieś w krzaki z jakąś różową babką i teraz jemy. Tak w skrócie - zsumował szybko. Blondyn skończył pierwszego pieroga. Zawsze jadł dużo, choć na to nie wyglądał. Sięgnął po sałatkę. - Tak w ogóle, to co ty robisz? Jakieś fajne zdolności czy gadanie z rybami? - uśmiechnął się, mając nadzieję, że chłopak rzeczywiście nie gada z rybami. Przełknął ślinę.
  10. Kiedy blondyn zobaczył zamek, na jego twarzy pojawił się niemy zachwyt widziany zazwyczaj jedynie u dzieci i aktorów w reklamach. Borzezielonyalepiknienojaniemoge. Po wejściu do zamku oglądał się wokoło, nie zwracając zbytnio uwagi na to, co mówił Dante. Wydawało mu się jednak, że usłyszał coś o pytaniach. Po chwili namysłu postanowił zadać najbardziej rzeczowe i zwyczajne pytanie, jakie nasunęło mu się na usta: - Mamy tutaj jakiś internet? Kątem ucha usłyszał coś o służących będących super-ludźmi. Ciekawe, ile takim płacą. Ciekawe, jak i kto za to wszystko płaci. Taki duży zamek? Remonty muszą tu kosztować miliony! - Kto za to wszystko płaci? - powiedział na głos, ni to do siebie, ni to do innych. Psujesz sobie magię. Ciesz się, nie narzekaj. W sumie racja. - A, w sumie, ważne, że dają - Gaillard powrócił do banana na twarzy.
  11. - Mój ojciec pochodzi z Kanady, ale mieszkam teraz w Europie. I nie jestem właściwie Francuzem. Ale żyłem we Francji przez rok, więc w sumie ksywka "Francuz" może być. Galliard jestem - przywitał się.
  12. - Fajnie. I naprawdę praktycznie. Ja mogę sobie podlać działkę. - przerwał i przełknął słonecznik. - Kontroluję pogodę. Rodzice się ekscytują. Ja się ekscytuję. Sąsiedzi się tylko denerwują jak ćwiczę, ale odkupiliśmy im dach, więc powinno być spoko. - przerwa na słonecznik. - Co myślisz ogólnie o tej sytuacji? No wiesz, ta szkoła i w ogóle. Co będziemy tam robić?
  13. - O, dzięki - wyciągnął rękę po słonecznik, patrząc się na niego. - To, robisz słonecznik z powietrza? Jak to działa? - zainteresował się Gaillard. Od kiedy odkrył swoje moce i dostał list, bardzo był ciekawy innych specjalnych zdolności. - Praktyczne.
  14. - Co? Słonia? - Galliard był bardzo zbity z tropu. Czy to jakiś slang?
×
×
  • Utwórz nowe...