Skocz do zawartości

Mattia Magna L

Brony
  • Zawartość

    252
  • Rejestracja

Wszystko napisane przez Mattia Magna L

  1. Gaillard wiedział, że pierwszy atak na pewno nie trafi dziewczyny, ale nie spodziewał się tego, do czego doszło. Nie rozumiał nawet do czego doszło. Cóż, właśnie został przewrócony i porażony prądem (chociaż Sarna wydaje się nieco wstrzymywać - pomyślał Gaillard - nie chce mnie chyba zabić. Jej!), trudno było od niego oczekiwać większego ogarnięcia. Próbował się wyszarpać rękom, mając nadzieję, że to kolejne halucynacje. Nie, były prawdziwe. Oddech chłopaka przyspieszył jeszcze bardziej, jeśli to było możliwe. Bał się zombie i nie miał ochoty przekonywać się, czy to było właśnie to. Ok, totalnie zamierzał się o tym dowiedzieć po treningu; miał już naprawdę dość Sarny wyciągającej nowe moce z dupy. Ok, sama się o to prosiłaś. Gaillard włożył ponownie więcej mocy w utrzymanie tornada, zachwianego nieco przez "niespodziankę" Serany. Zawęził jednocześnie jego obwód. Spróbuj wyjść z tego. Nie możesz. Chyba, że się teleportujesz, ale chyba już byś tego wcześniej użyła, gdybyś umiała i miała pół mózgu, nie? Znaczy się, gdybym ja się umiał teleportować, po prostu zostawiłbym cię na Księżycu. Albo pod morzem. Albo w Sosnowcu. Co ja w ogóle tam miałem zrobić? A, tak, skupić się. Gaillard najpierw porządnie odizolował i uziemił się elektrycznie (w razie trafienia w siebie własnym lub sarnim piorunem, co miał w planach, miał wyjść nieruszony z objęć rąk, zmienionych w popioły). Następnie ocenił położenie Serany. Idealne. Dwie pieczenie na jednym ogniu. Na twarzy Francuza pojawiła się wątpliwość. Przez myśli chłopaka przeszło, że może nie powinien walić z pełną mocą. W końcu to nie była walka na śmierć i życie, ani nawet grill. Ok. Nastawię to na 360V. Sarna po trafieniu powinna sobie odpuścić z rękami, a nie z pracą serca. Po co marnować energię na popielenie, którego nie potrzebuję? Gaillard po raz kolejny ocenił położenie nauczycielki. Piorun w ułamku sekundy przeszył powietrze w miejscu, w którym lewitowała Serana, pędząc następnie do bezpiecznie izolowanego Gaillarda.
  2. Nie odpowiada. Cóż, chyba lepiej zacznę, w końcu po to mam trening, żeby zacząć. Czy coś. Francuz skupił się na wietrze, patrząc w kierunku Serany i nie mogąc powstrzymać głupawego uśmiechu na twarzy, przypominając sobie swój pierwszy dzień lekcji. Myślał o tym, co zamierza naprawdę zrobić. Niebo nad nimi zaszło ciemnymi chmurami, wiatr przeszkadzał w swobodnym poruszaniu się. Pomimo, że Gaillard naprawdę próbował tym razem ograniczyć pole działania mocy żeby oszczędzić trochę infrastrukturę (a, mówiąc "trochę", miał na myśli "tak, żeby nie zerwać całego dachu), ale efekty i tak były odczuwalne na całych błoniach. Skoncentruj się. Gaillard skierował natychmiast żywioł na Seranę. Miał plan.
  3. Hej, źle zaczęliśmy naszą znajomość, próbując się zabić. Zacznijmy ją od nowa, próbując się zabić. - Jesteś pewna? Tak na sto procent? Jakby co, to ty płacisz za straty, okej? Cóż, nie może być AŻ TAK głupia, żeby się o to prosić bez możliwości obronienia się. Z resztą, widzę, jak się uśmiecha. Na pewno się obroni, a potem zrobi mi wykład i pośmieje się że mnie. Tak, wszystko będzie dobrze. Martwić się mogę tylko o otoczenie. Gaillard pomyślał o ataku. Czy tornado byłoby w złym guście? Cóż, raczej tak, ale sama się w końcu o to prosi ta Sarna.
  4. Gaillard obudził się gwałtownie na dźwięk dwóch wrzeszczących osób i trąbki i od razu poczuł nienawiść do świata. Co ty tak głupio mrugasz, chora sadystko? Chłopak rozpromienił się jednak nieco dzięki śniadaniu i przed szkołę powlókł się nie odczuwając specjalnej chęci kastrowania nikogo. - Jestem, psze pani.
  5. Gaillard musiał przyznać, wizja bycia zdolnym do wywoływania tsunami brzmiała naprawdę kusząco, tak kusząco, że zapomniał, że tsunami są wywoływanie przez trzęsienia ziemi, nad którymi nie powinien mieć żadnej kontroli. - Więc, kiedy zaczynamy? - uśmiechnął się do Sareny. Saremy? Sereny? Okej, od dzisiaj jesteś Sarna. Łatwiej będzie. Wiesz co Sarna, nawet mi się już nie chce na tobie mścić. Zapomnę ci to chyba. Może.
  6. - Dlaczego miałby się za tobą wstawić? Chodzi o Yuri? I, jeśli mógłbym się spytać, jaki ten chłopak ma autorytet w szkole, że mu się to udało? - zapytał się dziewczyny próbując się uspokoić, wiedząc, że kłótni teraz nie wygra. Gaillard przypomniał sobie też, że nie zna imienia swojej nauczycielki. - A, tak w ogóle, jak masz na imię?
  7. Gratulacje, Bufet, twój mentor prawdopodobnie nie będzie chciał cię zabić. Naprawdę cieszę się twoim szczęściem. Okej, teraz pytania. - J-jakim cudem kobieta, która PRÓBOWAŁA MNIE ZABIĆ kilka tygodni temu, może mnie teraz trenować... proszę państwa? Z-znaczy się... Jak niedoszła morderczyni ucznia znalazła się w pozycji do uczenia go? Mnie? Czy... czy to jest bezpieczne? Czy to jest sprawiedliwe?! Jak?! Gaillard na wszelki wypadek odsunął się na kilka kroków od dziewczyny i spojrzał na nią oskarżycielskim wzrokiem. Ok. Nie zabije mnie przy publiczności. Może. Mam nadzieję.
  8. Gaillard wytrzeszczył oczy i zaklął cicho. Zabije mnie. Weźmie mnie na osobność i zatłucze. Chce się zemścić za tę cegłę. Dlaczego inaczej miałaby mnie wybrać? Brzmiałem jak psychol. Wiedziałem, że brzmiałem jak psychol. Ale nie jestem! Z tymi rozrywanymi płucami to po prostu powtarzałem artykuł naukowy o ludziach w próżni! Co ja zrobiłem? Ale jak się ona w ogóle dostała do komisji?! Przecież próbowała zniszczyć szkołę i zabić uczniów! Czy nasi umieją prać mózgi?! A może ona umie prać mózgi?!!! W końcu mogła ona wywoływać halucynacje. Borze. Może to tylko jej identyczna bliźniaczka? Nie, naciągane. Muszę się spytać o to Dantego. Jak najszybciej. Kurde, trzęsę się trochę. Muszę przestać. Nie mogę jej pokazać, że się boję. Gaillard spojrzał na kobietkę, potem na Bufeta, a potem znów na kobietkę. Co robić? Cóż, zanim Bufet się nie wypowie, będzie chyba musiał poczekać z akcją. Borze.
  9. (Pięści, chodziło o pięści! XD!) Teraz mówią na mnie pseudonimem. Czy już zawsze będą tak robić? Będę od teraz SuperFrancuzem? Kurde, mogłem sobie znaleźć lepszą ksywkę. Ale mogło być też gorzej. Mogłem zostać Gaylordem. No i nie ma specyficznych pytań. Kurde, gdzie ja miałem listę? I co ja tak miałem powiedzieć? Bufet, może ty pierwszy? Nie? Dzięki, nie dziwię się. Borze Zielony, ale mi się chce teraz ziewnąć. Kurde, dlaczego zawsze ziewam, kiedy się stresuję? Kurde. Mam nadzieję, że nikt mi nie czyta w myślach. Za dużo w nich "kurde". - Dzieeń doobry - spojrzał w stronę, z której dobiegł głos maga. Jebać wstęp. - Kontroluję i tworzę pogodę, na przykład ciśnienie, a, co z tym związane, wiatr. Nagłe podmuchy, huragany, tornada. Może to spowodować porządne szkody. Jak już mówiłem, mam nad tym kontrolę, więc prawdopodobieństwo przypadkowego skrzywdzenia samego siebie jest bardzo małe. Nietrudno jest mi zakończyć. Muszę jednak przyznać że wiatr nie jest najbardziej precyzyjną z mocy. Boeinga raczej nie poskłada, heh. Czy skumali nawiązanie? Po co wymieniam wady? Czy oni lubią szczerość? I czemu głos mi się tak podwyższył? Brzmię jak jakiś przedszkolak. - Ale cegłą ciśnie. Drzewem podobnie. Umiejętność zmiany ciśnienia daje nie tylko kontrolę nad wiatrem. Od niedawna pracuję nad czymś w rodzaju bańki atmosferycznej. To obszar, w którym przez niezbyt długi czas mogę utrzymać jakiekolwiek ciśnienie bez wiatru wyrównującego go. Na razie nie wypróbowywałem tego poza niewinnymi eksperymentami z balonikami, kawałkami metali oraz produktami żywnościowymi, dzięki Bufet za dostarczenie ich, ale proszę wyobrazić sobie tylko, co możnaby z tym zrobić! Próżnię możnaby na przykład zrobić. Człowiek umieszczony w próżni traci przytomność w kilkanaście sekund, a jeśli wstrzymuje oddech, jego płuca są rozrywane na strzępy przez uciekające powietrze. W mniej ekstremalnych przypadkach może po prostu mieć poważne trudności w oddychaniu i bóle ciała. Kontrolą ciśnienia można roztopić praktycznie wszystko w temperaturze pokojowej i zniszczyć jakikolwiek obiekt. Można zgniatać w małe kostki nawet najtwardsze materiały ciśnieniem niczym jak na dnach oceanów. Kurde, może za dużo gadam o zniszczeniu. - I można oszczędzać na gazie! - Gaillard zaśmiał się tak uroczo i niepsychotycznie jak tylko umiał. Nie wyszło mu. Gaillard jak najszybciej wrócił do mówienia z udawaną pewnością siebie. - To tylko parę potencjalnych zastosowań. Przejdźmy może jednak do moich innych zdolności. Umiem poruszać i tworzyć chmury, burze, ulewy, śnieg, nawet, gdy powietrze wydaje się suche. Nie żeby wilgoć w powietrzu nie była konieczna, Gaillard nie umiał tworzyć czegoś z niczego, po prostu nie było na powierzchni Ziemii miejsca, w którym całkowicie nie było wody. Większa jej ilość strasznie ułatwiała jednak zadanie, co Francuz wiedział z prób deszczowych jeszcze z poprzedniego roku a także ze zwykłego użycia logiki. -Tworzę pioruny, całkiem klimatyczne. I, muszę się pochwalić, myślę, że mogę ich używać do pozyskiwania energii dla urządzeń elektrycznych - tutaj chłopak zwolnił, choć nie stracił entuzjazmu. - To dosyć trudne i dziwne, i nie mogę tego całkowicie wyjaśnić, ale, manualnie sterując piorunem udało mi się naładować telefon. Nawet to sfilmowałem. To trudne, ale możliwe i przydatne w życiu. Gaillard nie miał zamiaru opowiadać o tym, jak przy próbach ładowania spalił prawie trzydzieści innych urządzeń elektrycznych, głównie nie swoich, oraz jak sam się poraził. Chociaż możnaby wspomnieć o spalaniu, nie? - No i oczywiście można takim piorunem palić i elektryzować i zwęglać, ale to oczywiste. Umiem piorunami sterować, nie tylko swoimi, i wybierać, gdzie uderzą, nawet mimo prędkości. Nie jestem może odporny na efekty pogodowe, jeśli mnie już trafią, ale z reguły nie pozwalam im mnie trafić. Heh. - Umiem zmieniać temperaturę otoczenia i samego siebie zgodnie z prawem zachowania energii. Tylko konwekcja wszystko psuje. - Mogę zasłaniać ludziom widok mgłą i doprowadzać do upadku lodem. Mogę zatapiać statki. Ta, zabawkowe. A jakie miałem zatapiać, wycieczkowe? Co innego walnięcie kogoś cegłą w obronie własnej, co innego zabijanie dla zabawy. Przecież to nawet nie jest zabawne. - Nie potrafię co prawda latać per se, ale łagodzenie upadków czy unoszenie się w pozycji leżącej w odpowiednich warunkach jest możliwe, wiem z doświadczenia. Co ja tam jeszcze umiem... - ...no i jeszcze tęcze robić umiem, ale to jest raczej niezbyt przydatne poza paradami równości, heh. Czy umiem robić sharknado? Nie wygłupiaj się. Pokryłeś już przecież tornada i unoszenie rzeczy w powietrze. Czy mam też zignorować zakończenie? To nie egzamin z angielskiego, nie będą mi stawiać przecież oceny za styl przemowy, raczej za moce i pomysłowość. Przydałoby im się jednak wiedzieć, że skończyłem. - To, khe khem, to by chyba było na tyle. Dziękuję za uwagę. Chłopak ukłonił się lekko, uśmiechając się. Jestem cool. Głosujcie na mnie. Cmok. Boziu, ale mnie gardło boli.
  10. Gaillard zastanowił się nad pytaniem. Miał się tym razem porządnie przygotować do rozmowy, ale prokastynacja jak zwykle wzięła górę. Powtórzył kilka niedorozwiniętych, wymyślonych podczas dłuższej wizyty w toalecie punktów. Jakoś to będzie, wystarczy nie mówić ciągle "yyy..." i "ten tego no...". I może nie trząść się tak, jak wtedy, gdy poraziłem się piorunem. Dobrze chociaż, że to był niewypał. Chłopak pocieszał się myślą, że do rozwijania mocy przyłożył się bardziej niż do przesłuchania. Był dumny że swoich wyników i wiedział, że jego rodzice też są. Nie wiedzieli co prawda o wszystkim, incydenty podobne do tego z piorunem pozostawały tajemnicami, ale Francuz nadal miał wiele do opowiedzenia im. I będzie miał jeszcze więcej do opowiedzenia radzie. W końcu jego wysiłki, nauka (do której nie musiano go za bardzo zmuszać, helloł, magia!) i eksperymenty (oraz większa część włosów, które znacznie mu się teraz skróciły) nie poszły na marne. Miał nadzieję, że magowie lubią zadawać dużo pytań, najlepiej specyficznych. I nie są tak drętwi jak jego babcia. - Bardziej gotowy raczej nie będę, heh. A, powiedz, czy ten Tęczowy Kongres to spoko goście? Jak bardzo są surowi, tak w skali od żywej świni do spalenizny? -posłał uśmiech Dantemu, po czym przypomniał sobie, że starszy chłopak nie mógł go zobaczyć. Smutna historia, ale facet wyglądał, jakby nie trzymał się najgorzej. Przynajmniej tak wyglądał. Prawda musiała być inna. Gaillard nie wiedział wiele o porywaczach Yuri, ale znając charaktery ludzi, którzy z nimi trzymali, żałował bardzo dziewczyny. Może nie myślał o porwaniu dużo, ale zawsze wywoływało to w nim emocje. Taka wesoła osoba... Biedaczka. Oj, jak znajdą tych porywaczy, to pożałują oni, że się urodzili. Chłopak na kilka sekund zacisnął swoje piersi.
×
×
  • Utwórz nowe...