Skocz do zawartości

[Pawlex] Jak dobrze mieć wroga! [Zakończone]


Recommended Posts

- No proszę. Wyglądasz jak nowy! - Powiedział, za małą obawą, którą próbował ukryć. - Mordowanie zawsze sprawia że stajesz się niczym nowy? - Dodał. Udał się do osoby, która już pewnie z niecierpliwością czekała na sześcian z Ionii.

- To nie mój problem. Nie mam czasu się nimi zajmować. Są dorośli, chyba potrafią podejmować decyzję...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Mógłbyś zdobyć sprzymierzeńców. A ty wolisz się ich pozbywać. chcesz zostać sam? Planujesz swój zgon?

Upiór wypowiadał słowa z czymś w rodzaju ciekawości. Wychodzili już poza teren rezydencji, kierując się w stronę górującego nad miastem molocha na szczycie wzgórza, teraz obrośniętego zabudowaniami. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chłopak zatrzymał się. Nie mógł już tego słuchać. Przejechał dłonią po twarzy, po czym wpatrzył się w ducha.

- Spójrz na mnie. Co widzisz? - Zapytał, rozkładając ręce. - Myślisz że jestem jakimś pieprzonym bohaterem z bajki dla dzieci? Dobry, prawy, któremu uda się uratować każdego? Cóż... nie!

Opuścił ręce. Wyglądał teraz tak, jakby był blisko załamania. 

- Nie dam rady, Nocturne. Nie umiem latać, teleportować się czy się rozdwoić. Nikogo nie chcę się pozbywać. Ja po prostu... nie jestem w stanie! Ludzie widzą we mnie herosa, bo zabiłem Vilemawa. Starego, ledwie dychającego potwora, który sam zdechłby w przeciągu roku. Spodziewałem się że ogólne oczekiwania wobec mnie wzrosną... ale nie aż tak. 

Przejechał językiem po ustach. Chwilę milczał, po czym odwrócił się i kontynuował drogę do Swaina.

- Powiedz mi, koszmarze. Na co mi ci sprzymierzeńcy? Christine, Elise, Cassiopeia. Na co mi oni... skoro i tak wszyscy oczekują że to ja wszystko zrobię! No powiedz! Czy naprawdę ktoś z nich nie może wyprowadzić tej cholernej służby? Czy ktoś za mnie nie mógł zanieść tego małego cholernego pudełka? Szlag!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Nie wiem, Rennard. Nie znam się na ludzkich więziach. Ale zawsze możesz to rzucić i gdzieś wyjechać. Nic cię tu nie trzyma. Skoro to wszystko tak ci doskwiera, to po co tu jesteś?

Rennard zbliżał się do wejścia głównego do bastionu, ogromnej bramy strzeżonej przez dwa równie ogromne, kamienne gargulce i nieco mniej kamiennych strażników, ale za to o metaforycznie kamiennych pięściach. Nie warto było zadzierać ze strażą pałacową i jej członkowie zazwyczaj nie musieli się specjalnie wysilać, żeby to udowadniać. Żaden z nich zazwyczaj nie był potężnej postury i już to  wzbudzało pewne podejrzenia.

Z dłoni kamiennych gargulców zwisały na łańcuchach latarnie płonące na niebiesko. Nawet tłum, teraz ograniczony przez hordy zombie na ulicach zazwyczaj omijały mury Bastionu tak daleko, jak tylko mogły. Jeśli ktoś trafiał do Bastionu, to zazwyczaj nie na herbatkę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Chyba żartujesz... - Odparł, roześmiany. Niezwykle rozbawiły go słowa zjawy. 

Szedł dalej, ignorując całą tą straż, gargulce i ich niebieskie latarnie. 

- I gdzie pójdę? Lepsze pytanie! Na ile? Ile dni potrwa, aż kruki Swaina mnie znajdą i pożrą? Jak szybko znajdą mnie pająki Elise, by za dezercję zmienić mnie w kokon i zostać posiłkiem dla ich dzieci? Jak szybko znajdzie mnie Christine i Edward, by zabić brata który ich zostawił, zdradził? Moja matka, Lucia i ich truposze? Też będą mnie szukać. Rozumiesz o co mi chodzi? - Zapytał. - Jeżeli teraz zrezygnuję i pójdę gdziekolwiek... wszystkie te osoby będą miały powód by mnie zabić. Każdy mój sprzymierzeniec stanie się moim wrogiem, moim katem. I nie, nie ochronisz mnie przed nimi wszystkimi. Więc muszę skończyć tą całą farsę, rozumiesz? 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nocturne rozumiał, na tyle na ile tylko mógł zrozumieć.

Swain czekał - gdzieżby indziej - w swoim gabinecie, jak zwykle nieco zakurzony, ale rześki jak skowronek. O którejkolwiek porze by się nie weszło, nigdy nie spał. Jeśli kiedykolwiek znajdował czas na sen, to musiały to być nie więcej niż cztery godziny. Przyjrzał się uważnie Rennardowi i wskazał mu krzesło naprzeciwko biurka.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rennard położył sześcian na biurku. Chociaż "położył" brzmi zbyt łagodnie. W zasadzie to grzmotnął nim z całej siły. Zaraz potem spoczął na krześle. Wyglądał tragicznie. Niczym stary człowiek zmęczony życiem. Wskazał na przedmiot.

- Proszę, zadanie wykonane. Z opóźnieniem, ale wykonane... - Rzekł. Następnie nie odezwał się ani słowem. Czekał na reakcję Swaina.

Mimo to z jego oczu można było wyczytać, nawet nie ukrywaną, prośbę o pomoc. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Świetnie, Rennardzie. Wspaniale. A teraz pozwól za mną, jeśli łaska. Chętnie oddałbym należne ci fundusze już teraz, ale obawiam się, że dokładnie za pięć minut podjęty zostanie atak na Bastion. Udany, ma się rozumieć. Nie sądzę, aby przebywanie w tym czasie w skarbcu było dobrym pomysłem. Odłożymy więc spłatę należności na moment, gdy wszystko wróci do normy. Co powiesz na... Hmm,  niech się zastanowię. Na piątą rano? - zapytał, wstając od biurka. Chwycił pod pachę sześcian, wsparł się na lasce i przywołał sześciookie ptaszysko, z wolna idąc w stronę drzwi.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Atak? Na Bastion? - Zapytał zdziwiony. Wstał z krzesła i powoli ruszył za mężczyzną, nie wiedząc o co tu chodzi.

- Jaki atak do cholery? Kto? Moja matka? - Pytał dalej. Dosłownie atakował pytaniami. - Dlaczego? Zamach stanu? Chce przejąć władzę? Śmiałe ambicje jak na kogoś kto przez siedem lat leżał pod ziemią... 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Tak, tak, właśnie ona. Oficjalnie - odparł pogodnie, kierując się w stronę schodów. - A nieoficjalnie to tylko młodzieńczy wybryk, jak mniemam. Twoja młodsza siostra ma niesamowity umysł, ale posunęła się o krok za daleko. Wprost nie znoszę niekontrolowanego bałaganu w Noxus. Byłbym zaskoczony, gdyby za wszystkim stała w rzeczywistości pani DeWett. Ktoś ją zorganizował i podejrzewam, że tym kimś była właśnie Lucianna DeWett - odparł. - A czemu? Mogę się tylko domyślać.

Podszedł do ściany pociągnął w dół pochodnię na metalowym uchwycie. Tradycyjne tajne przejście - dźwignia odsunęła cegły i otworzyła wąski otwór w ścianie. Swain zabrał pochodnię i ruszył do środka.

- Za mną.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Jak to? Lucia? Zaczęła pociągać za sznurki? To ona dyryguje matką? - Wciąż pytał, podążając za mężczyzną przez tajne przejście. - Niech zgadnę, ma to coś wspólnego z tą durną skrzynką. Czym to właściwie jest. Co w niej jest? 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Poniekąd ma to całkiem sporo wspólnego ze skrzynką. Oddała ci ją, zapewne wyjmując z niej zawartość. Jestem niemal pewien, że w środku leży kamień. Albo coś wyjątkowo przykrego, co ma za zadanie zepsuć mi dzień. Niedoczekanie - odparł wesoło. - I naprawdę nie sądzę, aby to ona dyrygowała matką. Nie, Celia DeWett jest kobietą z natury złośliwą, a dla takich wystarczy niewielki impuls. Co może być dla niej lepszego, niż uprzykrzenie komuś życia? Lucia ją zmanipulowała, a teraz zapewne zaciera rączki, próbując zasiać w Noxus jeszcze większy chaos niż dotychczas - odpowiedział, dalej sunąc korytarzem.

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Świetnie, wiedziałem że było za prosto...

Rennard nie pojął co mógł zyskać na tym taki smarkacz jak Lucia. Robi to tylko i wyłącznie dla zabawy? Dlaczego jak każde dziecko nie może grać w piłkę, albo chodzić do szkoły, albo rzucać kamieniami w okna podczas nocy. Najlepiej jednak, po kryjomu palić papierosy! To dopiero sprawiało mnóstwo frajdy. Nikt nigdy nie pomyślał o czymś takim, co robiła Lucianna. 

- I co jej z tego chaosu? Robi to tylko po to by patrzyć, jak Noxus wali się i pali? Nie mogła sobie znaleźć jakiegoś innego miejsca, niż swoje rodzinne miasto-państwo? Gdyby zrobiła to w Demacii, byłaby tu bohaterem. Gdyby zrobiła to w Bilgewater... cóż, tam wystarczy pchnąć ścianę chałupy a całe Bilgewater runie w ocean. I powiesz mi wreszcie co było w środku tej skrzynki? 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Ufam, że będziesz miał okazję aby zapytać czemu tak lubi robić bałagan na własnym podwórku. Ale patrząc na skłonności pani DeWett, jestem w stanie uwierzyć, że Lucianna odziedziczyła po niej cechy charakteru. To z kolei wyjaśniałoby, że chaos w Noxus to coś bardzo osobistego - odrzekł. Nocturne sunący za Rennardem gwizdnął, chcąc zapewne wywołać echo. Echo nie odpowiedziało. 

- Z kolei w skrzyni znajduje się gwiazda. Zupełnie mała gwiazda o olbrzymiej masie, stworzona przez tego wielkiego, kosmicznego drania. Jest wpisana w ściany naczynia które ją trzyma i należy ją aktywować. Jeśli kiedyś planowałbyś mnie zabić, powinieneś zacząć od niej. Zostało stworzonych pięć takich gwiazd. Każda z nich jest w stanie przywrócić właściciela do życia i tak długo jak żyje gwiazda, żyje też właściciel. Zgadnij, gdzie są dwie takie gwiazdy? - zapytał. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Nie no, poważnie! - Chłopak krzyknął niespodziewanie, brzmiąc tak, jakby bardzo mocno się na czymś zawiódł. 

- Ta nieoryginalność wręcz mnie powaliła! O tak, kilka sztuk niewyobrażalnie potężnych przedmiotów, które mogą zdziałać cuda. Naprawdę, gwiazdy? Gwiazdy, kule, czy naprawdę tych wszystkich przepotężnych smoków nie stać na coś odrobinę bardziej oryginalnego? - Rennarda zaczęły nawiedzać myśli, dlaczego takimi magicznymi przedmiotami jeszcze nigdy akurat nie były butelki z alkoholem...

- Nie, nie zgaduję. Ostatnio zgadywanie mi nie wychodzi. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- DeWett, po co oryginalność? Ważne, że coś działa. Niekoniecznie musi być od razu oryginalne. To tylko kwestia estetyki, czyli rzecz absolutnie drugorzędna. Najwyżej drugorzędna. Ty w swej oryginalności mogłeś mieć to - uniósł sześcian - I mogłeś być zwyczajnie ubezpieczony. Ale wolałeś sławę. I jak się bawisz ze swoją sławą? Ludzie kochali cię przez kilka godzin. Teraz nie jesteś ulubionym obywatelem Noxus. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- O wiele lepsze wrażenie sprawia coś co działa... i jest ładne. - Odpowiedział bez emocji. 

- Nadal mógłbym się bawić swoją sławą, gdyby ktoś nagle nie postanowił wstać z grobu. Nie było możliwości żebym przewidział coś tak absurdalnego! Przyznaj że nawet ty nie pomyślałeś, że jeszcze kiedyś ujrzysz moją matkę... 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Nie. Nie przewidziałem. Miałem raczej na myśli, że w Noxus już byłeś całkiem znany i to było zwyczajnie... nierozsądne, jeśli chcesz znać moje zdanie. Ale teraz to nieistotne.

Tunel skończył się drewnianymi drzwiami. Szczęknięcie zamka, przesunięcie rygla i znaleźli się w zacienionym pomieszczeniu. Jedynym źródłem światła była dziura w murze, przez którą przelatywało chłodne powietrze. Ale Swain nie zatrzymał się, tylko szedł dalej, do kolejnych ukrytych drzwi.

- Schody - rzekł, a jego głos odbił się echem od ścian. Schody w dół, co oznaczało, że kierują się najpewniej do jaskiń pod Bastionem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chłopak wciąż podążał za Swainem, chociaż teraz zaczynał czuć pewne obawy. 

- Więc, może powiesz mi gdzie w końcu idziemy? - Zapytał, niepewnie stąpając po schodach. To było naprawdę długie tajne przejście. - Oczywiście nie mam nic do spacerów z tobą, ale wiesz, idziemy już tak kilka minut, a jak sam mówiłeś, Bastion zaraz zostanie zaatakowany. Chyba nie chcesz sobie tego przeczekać pod ziemią, co? Przecież Wielki Taktyk jeszcze nigdy nie stchórzył! 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Istotnie. I nie zamierzam stchórzyć także tym razem. Pytasz, gdzie idziemy? Do cel pod Bastionem. Zamierzam wypuścić wszystkich więźniów, a mam tam kilka interesujących przypadków - odparł, schodząc po spiralnych schodach. Wkrótce znaleźli się w niewielkiej komorze jaskini, prowadzącej rzeczywiście do lochów. Swain napotkał na drewniane drzwi, zza których sączyło się słabe światło. Przekręcił klucz w zamku i znaleźli się w jednej z cel, oddzielone od korytarza kratami. Swain zamknął drzwi i ruszył do przodu, przechodząc na korytarz.

-Masz tu klucz. Uniwersalny. Otwieraj wszystkie i mów... Coś wymyślisz - rzekł, wręczając Rennardowi klucz.

Przed nimi prezentowały się dwa rzędy klitek.

- Ja biorę prawą stronę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rennard zmarszczył czoło, gdy dowiedział się dokąd zmierzają. Czyżby zamierzał wciągnąć skazańców w walkę z zombie?

To dokładnie w stylu Swaina. Użyć grupę niewygodnych, chorych i niebezpiecznych ludzi by powyrzynali się razem z chodzącymi trupami. Tytuł Wielkiego Taktyka naprawdę zobowiązuje.

Chwycił klucz i przyjrzał mu się. Interesujące, będzie wypuszczał ludzi, gdzie niektórych z nich osobiście tu zaciągał. 

- Ciekawe czy moi starzy znajomi się za mną stęsknili. Zapomniałem ich odwiedzać, listów też nie wysyłałem... - Rzucił wesoło i udał się w lewą stronę. Szedł wesoło, obracają klucz palcami.

- Uwaga uwaga, mości Panowie mordercy, gwałciciele, psychopaci i inni chorzy wariaci!  - Krzyknął, kiedy wsadził klucz do zamka pierwszej z cel. - Ktoś był dla was wyjątkowo łaskawy! Będziecie mieli okazję aby wywalczyć sobie wolność. I nie, nie będziecie walczyć między wami! Każdy ma równą szansę by zyskać odkupienie! 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zapadła cisza, przerwana tylko czyimś gorączkowym klaskaniem. Prawdopodobnie ten sam ktoś zagwizdał, ale po zduszonym jęku Rennard mógł wywnioskować, że został uciszony ciosem w brzuch z łokcia.

- Przepraszam najmocniej, co ma pan na myśli mówiąc: gwałciciele i psychopaci? - zapytał obdartus z pierwszej celi, chudy dziadek o długiej, białej brodzie, który chwiejnym krokiem podszedł do krat.

- Nie trafiłeś, DeWett - odezwał się Swain, ze spokojem otwierając najbliższą sobie celę. - Więźniowie tego pokroju pracują w kamieniołomach na zachodzie Noxus. Tu są więźniowie polityczni, zupełnie inny kaliber. Jak twoja teoria względności, panie Ain? - zapytał podstarzałego mężczyznę, siedzącego w owej celi.

- Dziękuję, sir. Całkiem dobrze, sir. Pozwoliłem sobie napisać obliczenia i przemyślenia dotyczące układów inercja...

- Oczywiście. Jesteś wolny, panie Ain.

- Wracając do gwałcicieli i psychopatów... Wypraszam sobie! - stwierdził oburzony starzec. Na ścianach celi powydrapywał geometryczne wzory i ciągi cyfr. Wzrok miał nieco obłąkany.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chłopak przystopował otwieranie cel, gdy usłyszał pytanie. Spojrzał na starego mężczyznę. To było... nie to na co liczył. Zaraz potem spojrzał na Swaina.

- Polityczni? Serio? - Zapytał, nie wierząc że właśnie wypuszcza jakichś podstarzałych naukowców. - Nie no, świetnie! Mam nadzieję że sprawią, że Bastion ożyje i obroni się sam! - Dodał z pretensjami. 

Słysząc uwagi jednego z tych ludzi, Rennard podszedł do jego celi, po czym wyciągnął rękę przez kratę i złapał go za brodę. Potem pociągnął go i stuknął jego głową o kratę.

- Och, przepraszam! Nie gwałciciele, może nie psychopaci. Stare, obłąkane dziady! Pasuje?!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Po prostu ich wypuść - odparł Swain, idąc dalej i po kolei wypuszczając więźniów. Nie wszyscy byli starzy i nie wszyscy mieli na twarzach ślady obłędu. Jeden z nich na przykład wyglądał podejrzanie młodo i muskularne. 

A brodaty staruszek trzymany za brodę wyciągnął długą, chudą rękę, z zaskakującą szybkością przełożył przez kraty i dźgnął Rennarda w oko. Nie zaszkodziło specjalnie, ale bolało. 

- Otwórz lepiej synku - rzucił spokojnie, starając się ukryć oburzenie jakie zostało wywołanie uderzeniem głową o kraty.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chłopak jęknął, po czym puścił starca i cofnął się o krok. Przetarł bolące oko. 

- Błąd, staruszku. Wielki błąd! - Wycedził przez zęby. Zaraz potem doskoczył do krat i odpowiedział prawie tym samym. Ciosem w oko. Z tą różnicą że mocniej... i sztyletem. Znów złapał go za brodę, po czym uniósł jego głowę, odkrywając szyję. Wyrwał ostrze z oczodołu.

Zaraz potem szyja staruszka pokryła się szkarłatną czerwienią. Puścił go i patrzył, jak powoli osuwa się na ziemię. 

- Trzeba było znać swoje miejsce. - Stwierdził, po czym wrócił do otwierania cel. Jakby nic, nigdy się nie wydarzyło. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.
×
×
  • Utwórz nowe...