Skocz do zawartości

[Pawlex] Jak dobrze mieć wroga! [Zakończone]


Recommended Posts

Ale stało się i nie wszyscy zamierzali to zignorować. 

Potylicę Rennarda chwyciła czyjąś dłoń i była to dłoń Swaina, póki co nie zaopatrzona w szpony. Głowa Rennarda uderzyła o kraty. Raz, drugi, trzeci. Rozległ się głuchy huk, a przed jego oczami zatańczyły gwiazdy. Ciepło na twarzy sugerowało, że krew postanowiła się uwolnić. 

- Właśnie, Rennard - syknął taktyk do ucha zabójcy. - Znać swoje miejsce. 

Kolejne uderzenie głową o metalowe pręty.

- Powiedziałem, żebyś otwierał cele. Nie żebyś zabijał. Nienawidzę niesubordynacji. 

Coś zatrzepotało skrzydłami, a potem Rennard zauważył, że czarny punkt zmierza w jego kierunkunku. Jednen z kruków zbliżał się na tyle szybko, że wylądował dziobem w jego oczodole, aby następnie kontynuować podróż przez czaszkę i wydostać się przez potylicę. 

- Coś cię śmieszy, mości hrabio? - do uszu Rennarda dotarł jeszcze głos Swaina. Szczątkowo, jak przez mgłę.

- Trochę, generale. 

- Absolutnie słusznie. 

Edytowano przez Arcybiskup z Canterbury
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W ostatniej chwili Rennard przechylił głowę, mijając się z palcem staruszka. Cofnął się o krok. 

- Cóż! W takim razie już wiem kto nie opuści swojej celi! - Rzucił szybko, po czym udał się otwierać resztę cel. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaledwie kilka minut później cała masa staruszków i nie tylko staruszków ruszyła z entuzjazmem w górę, chcąc wydostać się z lochów. Rozległ się też inny hałas, mianowicie z góry, świadczący o ataku do którego już doszło. Swain podążył spokojnie i z właściwym sobie majestatem w stronę wyjścia z więzienia, jakby szedł tylko na spacer.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Po skończonym zadaniu, chłopak pośpiesznie dołączył do Swaina. Słysząc hałas, odruchowo spojrzał ku górze.

- Och, chyba się zaczęło! - Odezwał się, idąc za mężczyzną. - W takim razie co robimy? Jaki był właściwie cel w uwolnieniu całej tej podstarzałej gromady? 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Pewnie że wybieram drugą opcję! - Odparł z entuzjazmem. - Nie wyobrażam sobie żeby ktokolwiek inny wysłał do piachu te dwa demony niż ja! Nie odmówię sobie tej przyjemności! - Dodał. Na wieść że ta chwila stawała się coraz bliższa, oczy Rennarda prawie że świeciły z podniecenia. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Zachodni skraj portu - poinformował. Wziął sześcian i włożył do niego dłoń. Kiedy ją wyjmował, przez palce prześwitywało białe światło. Swain chwycił dłoń Rennarda i wcisnął w nią ciepłą kulę światła. Palce nie wyczuwały materii, ale nie dało się do końca zamknąć dłoni przez dziwne oddziaływanie. Jakby trzymał w ręce magnes. 

- Masz. Idź, to cię doprowadzi do miejsca docelowego. Jeśli już znajdziesz dwa pozostałe sześciany, otwórz je i pozwól gwiazdom ze środka się wydostać. Dopiero jak się złączą, będziesz mógł je zniszczyć - stwierdził. 

Kula w dłoni Rennarda wyrywała się na zewnątrz, niemal szarpiąc jego ręką. 

- I... DeWett, nie zgiń przypadkiem. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Cały czas o tym wiedziałeś... i nic z tym nie zrobiłeś. - Stwierdził. Wpatrywał się uważnie w kulę. Nie miał pojęcia co to jest ani jak to działa. Nie stawiał oporu, kiedy to coś zamierzało wyrwać się z jego ręki. Zaczął za tym iść. Zanim jednak odszedł, odwrócił się do Swaina.

- Niczego nie obiecuję. Ostatnio mam duże tendencje do igrania ze śmiercią... - Powiedział po czym kontynuował chód za kulą. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Cały czas? Masz może na myśli: od wczorajszego wieczoru? - zapytał. - Poza tym, DeWett, to twoja rodzina i weź za nią odpowiedzialność... W taki czy inny sposób - rzucił.

 

Kula światła była trudnym przewodnikiem. Wyszarpywała się w kierunku docelowym, ale czasem drgała albo buczała zupełnie przypadkowo, myląc Rennarda. Poprowadziła go natomiast kanałami z Bastionu, jako że przedarcie się przez główną bramę i całej hordy truposzy byłoby trudne i czasochłonne. Światło przenikające przez palce skutecznie rozpraszało ciemności.

Im bliżej portu, tym bardziej było to widoczne w kanałach - na ścianach osadzały się kolonie pąkli, podłoże było śliskie od glonów i czuć było wszechobecny smród ryb i zapach soli. Po drodze Rennard minął także jakiegoś nieszczęsnego topielca, będącego dość częstym elementem krajobrazu wybrzeża Noxus. Spuchnięty, dryfował po powierzchni mętnej wody wzbogacając atmosferę o dodatkowe wrażenia zapachowe. Już zaledwie kilka metrów dalej pływał kolejny, świeży trup, najprawdopodobniej wcale nie topielec, ślad czyjejś niedawnej obecności. Owa obecność postanowiła zresztą się ujawnić.

- Gdzie idziesz, Rennard? - zapytała Cassiopeia, wysuwając się po chwili z jednego z odgałęzień kanałów.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czymkolwiek była ta kula, przewodnikiem na pewno świetnym nie była. Szarpała się w dłoni cały czas, co na dłuższą metę było irytującym uczuciem. Kiedy jednak zaczęła zachowywać się inaczej, chłopak przystawał, myśląc że się popsuła. Czy ona po prostu nie mogła unosić się w powietrzu i lecieć do miejsca docelowego? 

Widok pąkli na ścianach i portowego smrodu poinformował go, że idzie w dobrą stronę. Drugą, wolną ręką musiał zatykać nos. Jak ryby i sól dało się przeżyć, to zapaszek topielca był zdecydowaną przesadą. Szybko przebiegł obok niego, chcąc darować sobie odruchów wymiotnych. 

Kiedy spostrzegł drugie ciało, zatrzymał się. Było zdecydowanie za świeże. To oznaczało że nie był tu sam. I tak też było. 

Rennard odwrócił się w stronę znajomego głosu.

- Och, Cass. - Widok jej ogona przyprawił chłopaka o ciarki. Nadal nie przyzwyczaił się do tego widoku. - Idę wziąć odpowiedzialność za swoją rodzinę. Czy jakoś tak. - Dodał, po czym powoli zaczął kroczyć dalej, gdyż kula cały czas dawała o sobie znać.

- Hej, nie chciałabyś może iść ze mną? Dobrze byłoby mieć kogoś znajomego w pobliżu. Zwłaszcza tutaj...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Masz na myśli zredukować ilość ożywionych zwłok w Noxus? Brzmi całkiem, całkiem. Chyba się skuszę - stwierdziła i dołączyła do Rennarda. - Czym jest to światło, które masz w ręce?

Przed nimi tunel wychodził już na brzeg. Widać go było całkiem nieźle w świetle księżyca. Niemal tak dobrze, jak metalową kratę zamykającą kanały. Pręty były nieco zardzewiałe u dołu, gdzie obmywała je brudna woda wyciekająca z kanału do morza. Spod nóg uciekały drobne skorupiaki.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- To? - Uniósł rękę z kulą. - Nie mam bladego pojęcia co to ma być. To prowadzi mnie do takich sześcianów, które pewnie są winne nieśmiertelności mojej matki i Lucianny. Jak zapewne widzisz, metoda działania tej świecącej kulki jest daleka od perfekcji. 

Dostrzegł kratę. Jemu raczej ciężko będzie ją wyważyć. 

- Hej, skarbie. Mogłabyś rozpuścić te kraty? Albo wyrwać. Zgaduję że pewnie pójdzie ci to bez problemu. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Warto spróbować.

Cassiopeia splunęła w kilku miejscach na kratę. Jak można było się spodziewać, substancja zadziałała na metal, przeżerając go w takich miejscach, że nic nie stało na przeszkodzie, aby go wyłamać.

Na zewnątrz rozciągała się mała plaża z niewielkimi pomostami. Do większości z nich przycumowane były niewielkie łódki, a obszar wody usiany był bojami, wskazującymi miejsce gdzie rozciągnięte były sieci na ryby. Kula ciągnęła w stronę wąskiego pomostu z lewej strony, dość niedaleko od wyjścia z kanałów.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Wspaniale! - Odezwał się kiedy już wyszli z kanałów. - Marzy mi się by w końcu zacząć chodzić swobodnie po mieście, jak człowiek. Nie jak jakiś szczur. Kanałami, kryptami i innymi tunelami. 

Skierował się w stronę pomostu, do którego go ciągnęła go kula. 

- Wiesz Cass co zrobię, jak już to wszystko się skończy? - Zapytał dziewczyny, nie chcąc iść w milczeniu. - Znajdę ojca! Znajdę i zabije! Nie potrzebujemy tchórza jako głowy rodu. Skoro mam w końcu zabrać się za odpowiedzialność mojej rodziny... to czas najwyższy pozbyć się tego starego nieudacznika. - Mówił bardzo pewny siebie. - Powinien to być Edward. No ale wiesz, coś mi się wydaje że to już nie będzie ten sam człowiek co wcześniej. Nie poradzi sobie z tym. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Pod warunkiem, że jeszcze żyje. Twoja matka mogła go po prostu zabić - odparła. - A może akurat Edward się pozbiera? Ostatecznie po wszystkim zostanie was trójka, nieco okrojony skład, przyznasz - dodała, wpełzając za Rennardem na rozklekotany, podgniły nieco i śliski pomost.

Kula światła zabuczała, zadrżała i rozgrzała się, żeby wyrwać się z dłoni Rennarda, polecieć dwa metry naprzód i wpaść do wody, zostawiając za sobą bulgoczące bańki powietrza. Światło mknęło ku głębinom, zapewne w stronę płytkiego jeszcze dna.

- Twoja matka i siostra nie są mistrzyniami strategicznego myślenia, prawda?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Fakt, trochę nam się rodzinka skurczy. Najlepsze jest to, że tylko Edward będzie mógł przedłużyć jej żywot. Christine będzie DeWettem dopóki nie wyjdzie za mąż, a ja... no, a ja jestem bezpłodny. 

Rennard spojrzał na kulę, kiedy ta znów zaczęła świrować. Jeżeli znów przez nią się zgubi, prawdopodobnie ją wyrzuci. To jednak nie było konieczne, kiedy kula postanowiła wlecieć do wody. Czyli to czego szuka, jest pod wodą. Brudną, mętną wodą. Lepiej być nie mogło. Wyszczerzył się, kiedy usłyszał komentarz Cassiopei. 

- Nie są mistrzyniami myślenia w ogóle! - Odparł. - Jest tyle świetnych kryjówek, a one schowały te sześciany tutaj. W wodzie. Toż to żałosne! 

Chcąc czy nie chcąc, chłopak musiał wejść do tej wody. To była naprawdę ostatnia rzecz, którą teraz chciał zrobić. Niestety, innego wyjścia nie miał. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Czy ty jesteś pewien, że chcesz pchać się kilka metrów na dno sam, nie wiedząc co cię czeka na dole? Wiesz, Rennardzie. Znasz mnie i wiesz, że nie chcę ci podcinać skrzydeł, ale to chyba nie jest twój najlepszy pomysł - stwierdziła Cassiopeia. Światło przestało się zmniejszać - ledwie widoczne, musiało zatrzymać się na dnie i czekać na Rennarda. - Chcę przez to powiedzieć, że może dobrym pomysłem byłoby wzięcie ze sobą Nocturne'a. Nie mam nic przeciwko kąpieli, ale nie potrafię pływać. A dopiero niedawno nauczyłam się poruszać z ogonem zamiast nóg, więc ja ci nie będę towarzyszyć.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Czym tu się zamartwiać? To Noxus, tutaj nie powinno pływać nic, co mnie zeżre. To nie Bilgewater! - Powiedział, po czym mimo wszystko się zatrzymał. - No ale dobrze. Nie chcę byś potem miała wyrzuty sumienia o to że się wziąłem i utopiłem. 

Chłopak przez krótką chwilę wpatrywał się w Cass. Wyglądał tak jakby myślami odleciał gdzieś indziej. Zaraz potem uśmiechnął się i powoli zaczął kiwać głową.

- Problem tylko w tym że... no właśnie jakoś go tutaj nie widzę. Zwykle wracał do mnie sam. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Nie masz jakiegoś sposobu na przyzywanie go? Zawołanie po imieniu, magiczny rytuał? Coś musi być, przecież jest twoim cholernym sługą! - stwierdziła. 

- I może rzeczywiście fauna wód Noxus nie należy do specjalnie drapieżnej, ale na dnie niechlubna reszta twojej rodziny mogła schować jakieś swoje maskotki. Zombie nie potrzebują powietrza. 

Cassiopeia nachyliła się i dotknęła wody palcem, sprawdzając temperaturę. Potem wyprostowała się.

- Ile tu może być głębokości?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- W zasadzie to mam sposób... - Odparł, kiedy to przypomniał sobie o swoim magicznym kamieniu. Wyjął go z kieszeni po czym przetarł go.

- No i świetnie. Zaraz powinien tu się zjawić. - Dodał i podszedł do Cass. Spojrzał na wodę. 

- Masz rację. Zombie już na lądzie mogą sprawić problemu, a w wodzie to już szczególnie. Matka z siostrą na pewno zostawiły tam jakąś ochronę, przecież nie mogą nie myśleć strategicznie aż w takim stopniu. - Rennard podrapał się po brodzie i zaczął przypatrywać się niektórym łódką w pobliżu. 

- Łódki nie grzęzną na mieliźnie, są tu nawet zarzucone sieci. Wniosek? Może być troszeczkę głęboko...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nocturne pojawił się w ciągu ułamków sekund. Wyłonił się z powietrza, czarniejszy i radośniejszy niż wcześniej.

- Idziemy zażyć kąpieli, Rennard? - zapytał, a w głosie upiora brzmiała niekryta satysfakcja i może odrobina drwiny. - Ciemno tam, nie sądzisz?

- Kilka metrów. Cztery, pięć. Może sześć - oceniła Cassiopeia. - Mam trzymać wartę na wypadek gości?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kiedy potwór się zjawił, Rennard wzdrygnął się i cofnął się o krok. W zasadzie to prawie schował się za młodą Du Couteau. Nocturne wyglądał jeszcze lepiej. Jeszcze lepiej niż wcześniej, gdy wyglądał lepiej. Teraz zaczęło to mocno niepokoić chłopaka.

- Zaraz! Chwila moment, stop! - W jego głosie można było wyczuć małą obawę. Nadal stał za Cass.

- Nocturne, mój straszny przyjacielu. Powiedz mi, bardzo szczerze. Czy to całe mordowanie wpływa na twoją moc? Na twoją siłę? Z każdą przelaną krwią wyglądasz coraz lepiej... i straszniej.

Objął jedną ręką dziewczynę w pasie, a drugą złapał ją za ramię, po to by nieco ściągnąć ją niżej, aby szeptać jej do ucha.

- On nie może złamać tej cholernej pieczęci, rozumiesz. - Mówił najciszej jak mógł, w obawie że zjawa może to usłyszeć. - Przecież pierwsze co zrobi to zarżnie mnie jak kundla! Prosząc o kontrolę nad nim, podpisałem wyrok śmierci...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nocturne zarechotał ochrypłym, niskim głosem, przeciągając dźwięki dla jeszcze lepszego efektu.

- Zauważyłeś, Rennard. O tak, zauważyłeś. Zacząłeś się bać? - zapytał, zbliżając się do zabójcy. Cassiopeia nie stanowiła dla niego bariery; mógł przez nią przeniknąć, choć na razie poprzestał na ominięciu jej i położeniu szponów na ramionach młodego DeWetta. Obniżył głowę, tak, żeby móc szeptać do jego ucha.

- Myślę, że to rozsądne. Ludzie zazwyczaj nie chcą umierać. Ale ja nie zamierzam cię zabijać, Rennard. Nie, nie. Ja byłbym gotów przedłużać twoje życie i przedłużać, i przedłużać i zrobić z  niego jeden wielki, wieczny koszmar. Chyba że... Chyba, że później porozmawiamy i dojdziemy do porozumienia. Wówczas... Może nawet zostawię cię w spokoju? Widzisz, ja nie narzekam na brak rozrywki, ale mógłbyś być czasem trochę bardziej uprzejmy.

- Nocturne, czuję się niekomfortowo. Odsuń się - zażądała Cassopieia. Ale stwór nie drgnął, czekając na odpowiedź Rennarda.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Bać? Ja? Ależ skąd... - Może to nie był wielki strach, lecz na pewno obawa. Zdradziło go zwłaszcza małe zająknięcie się oraz krople potu na czole. 

Czyli Nocturne faktycznie stawał się silniejszy. Z jednej strony to dobrze, z drugiej potwornie źle. Opcja postradania zmysłów brzmiała właściwie jeszcze gorzej niż śmierć. 

- Opcja porozumienia brzmi kusząco, zwłaszcza jeżeli uratuje mnie przed koszmarami jakie możesz zrodzić w mej głowie... - Odezwał się zaraz po Cassiopei. Zabrał ze sobą ducha na bok, chcąc żeby chociaż ona nie czuła się źle. - Chociaż porozumienia z istotami twojego pokroju nigdy dobrze się nie kończyły...

W końcu to był Nocturne, uosobienie strachu i grozy. Rennard miał prawo do pewnej nieufności co do jego słów. Taki stwór może sobie powiedzieć co chce, ale czy słowa dotrzyma? Wątpliwe. 

- Dobra, dobra! Porozmawiamy później. Teraz wróćmy do tej wody. - Bądź co bądź, świecąca kula nadal tam na niego czekała. Na dnie. - Czy po prostu nie mógłbyś tam polecieć i zabrać to, co ta kula wskazuje? Tobie zajmie to chwilę, pod wodą czy nad to dla ciebie bez różnicy. No i najważniejsze, darowałbym sobie kąpieli w tej paskudnej wodzie. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nocturne wsunął się do wody, nie spuszczając z Rennarda oczu. Chwilę później zniknął, zostawiając za sobą kręgi na lekkich falach i zmieniając na swój własny sposób strukturę wody.

To był ten sam brzeg co wcześniej i ta sama woda. Ale teraz, chociaż wyglądała tak samo jak przed chwilą, pod jej powierzchnią czaiły się same najgorsze rzeczy. Podświadomość podpowiadała, że nie ma tu już dna. Są za to płetwy i macki, zbyt wiele oczu, zęby i absolutnie wszystko co może czyhać pod wodą na biedne, bezbronne dwunożne stworzenie. Cassiopeia też musiała to wyczuć, bo chwyciła się słupka kończącego pomost, a jej twarz pobladła, jakby miała zwymiotować. Spojrzała niepewnie na Rennarda.

- Paskudztwo. Nie oszalałeś jeszcze, mając go u boku?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.
×
×
  • Utwórz nowe...