Skocz do zawartości

[Pawlex] Jak dobrze mieć wroga! [Zakończone]


Recommended Posts

- Dałeś się sprowokować gówniarzowi. Wiesz już, gdzie jest skrzynka której szukasz? Wiesz w jaki sposób Celia wróciła na świat? Wiesz kto i dlaczego ją przywrócił, skąd są jej zombie i ile ich jest? - zapytała z tym samym uśmiechem na ustach. - Ostatecznie to twoja sprawa, Rennard. Ale pewnie, lepiej niż posiadać informacje jest wyprowadzić na spacer trupa dziewięciolatki. Przejdź tak przez rynek, to może zaczniesz nową modę. O ile nie zatłucze cię na śmierć wściekły tłum. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Wiem gdzie jest skrzynka. Przynajmniej tak myślę. - Odpowiedział, brzmiąc jakby był nie winny.

- Reszta mnie nie interesuje. Chcę tylko zabić matkę. - Dodał po czym trącił kobietę barkiem. Przeszedł kilk kroków po czym się odwrócił.

- Wściekły tłum? Mnie? Za morderstwo? W NOXUS? - Roześmiał się i ruszył dalej.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Zapominasz się, Rennardzie - odrzekła Elise, nie odwracając się do niego. - Nie podoba mi się to.

Nie poszła za nim. Ale niedługo potem dopadła go Christine.

- Dobrze, że zazwyczaj się drzesz i wszędzie cię słychać. Nie uwierzysz, ale... Czy to jest Lucia? - zapytała starsza siostra, patrząc na śmierdzącego octem trupa. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Wiesz co? Nic mnie to nie obchodzi. - Odpowiedział Elise na odchodne. 

Przez chwilę zaczął rozmyślać nad tym, że ma serdecznie dosyć być takim "popychadłem". Z rozmyślań wyrwała go jego starsza siostra.

- To? - Zapytał, po czym podniósł ciało wyżej. Złapał za potylicę martwej Lucii i skierował ją w stronę twarzy Christine. - Ależ oczywiście! Zobacz sama! Pomogłem naszej małej, kochanej siostrzyce ZAMKNĄĆ TĄ IRYTUJĄCĄ MORDĘ! - Wydarł się. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Christine pokiwała głową.

- Miło że pytasz, Edward przeżył i nawet wraca do siebie. Powoli, bo powoli, jeszcze za bardzo się nie odzywa, ale chyba nawet zacznie. Zamierzasz coś konkretnego zrobić z tymi zwłokami? - zapytała. Cała wypowiedź była tak pozbawiona emocji, że czasem łatwo było uwierzyć, że Christine naprawdę jest martwa.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Pewnie że zamierzam! - Zarzucił sobie zwłoki Lucii na ramię, by łatwiej je nieść. Christine została kolejną osobą, którą Rennard potrącił barkiem.

- Zamierzam jej flakami udekorować pokój matki! Jestem pewny że się jej spodoba! Będzie ze mnie taka dumna! - Mówił, odchodząc. - Słowem nie wspomniałem o Edwardzie... więc następnym razem nie mówi mi czegoś, co mnie nie interesuje. Durny wampir... 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wybrał drogę poprzez tunele. Mimo wszystko było trochę racji w tym, że ludzie mogli mieszane uczucia co do noszenia ze sobą zwłok. Poza tym Rennard był myśli, że zdołał zapamiętać ten odcinek tuneli, który prowadził stąd do okolic jego domu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Schody pojawiły się dość szybko, mianowicie już z kilkuset metrów od przejścia do domu poczuł tę charakterystyczną woń rozkładu, siarki i chemii ożywieńców Celii. Za zakrętem katakumb widział refleksy ognia odbijające się od ścian i rytm, jakby ktoś uderzał w bęben. Coś się działo pod rezydencją DeWettów i z pewnością nie było to nic dobrego. Zaraz potem dało się usłyszeć krzyki i piski kogoś, kto mógłby odprawiać rytuał.

Nocturne westchnął.

- Zachęcające. Ofiary!

Edytowano przez Arcybiskup z Canterbury
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przez tę drogę, Rennard nie myślał o absolutnie niczym. Spowodowane było to tym, że próbował ochłonąć. Wszyscy dookoła zaczynali go doprowadzać do szału. Dolewali oliwy do ognia, wznieconego przez Lucię. Miał ich serdecznie dosyć. Cholera, śmiało mógł poradzić sobie z matką sam. Teraz zauważył, że całe te wcześniejsze sprawy nie miały sensu. 

Zatrzymał się, kiedy dostrzegł refleksy ognia. Tego na pewno się nie spodziewał. Na szczęście w porę pojawił się Nocturne.

- Och, nareszcie. Jeszcze trochę i zastanawiałbym się, gdzie cię wcięło. - Powiedział, bez emocji. - No skoro już się tu znalazłeś to przydaj się na coś innego, bo widzę że nawet mojej matki nie potrafisz zabić. Badziewne stworzenie. Sprawdź co się dzieje za tym zakrętem i powiedz mi o tym. To chyba potrafisz zrobić, prawda? - Chłopak nawet nie ukrywał w głosie swoich pretensji. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nocturne zmrużył oczy, przez chwilę z nieukrywanym obrzydzeniem wpatrując się w Rennarda.

- Rytuał. Człowiek w masce, pióra, twoja matka, zakapturzeni. Krąg. Ołtarz, mnóstwo kości. Co można wyciągnąć z kości? Nie rozumiem. Dużo jest energii w tym w masce. Haaa... Nie zabijesz swojej matki ani swojej siostry, póki nie zabijesz jego. Tak. To on ma w sobie coś, albo... Nie. On dał ich życie do szkatułki. Póki nie znajdziesz szkatułki, nie zabijesz ich obu. Chcesz popatrzeć? Właśnie składają służbę w ofierze. Lubisz chyba takie rzeczy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chłopak odpowiedział zjawie takim samym wzrokiem. Z równie wielkim obrzydzeniem. Kiedy go wysłuchał, zrzucił ciało siostry z siebie. 

- Jest tylko jedna taka grupa w Noxus, która bawi się w takie rzeczy. - Stwierdził, zaciskając pięści. - I jest to pieprzona Czarna Róża! - Dodał. 

Rennard postanowił skorzystać z okazji przypatrzenia się temu całemu wydarzeniu. Oczywiście starając się, aby nikt go nie wykrył. 

- Nie rozumiem. Jaki interes mają ci cholerni nekromancji w powtórnym obudzeniu mojej matki. - Wyszeptał. - I gdzie są te szkatułki, co? 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To jest magia voodoo - odpowiedział.

Za rogiem wszystko wyglądało naprawdę efektownie. Służba była stłoczona w zaułku i pilnowana przez zombie- kapeluszników z nożami rzeźnickimi. 

Pośrodku dużej sali o niskim sklepieniu, przystrojonej kośćmi i zwierzęcymi głowami stal prowizoryczny ołtarz z drewna, na którym akurat leżał jakiś nieszczęsny, młody mężczyzna. Nad nim stał kapłan całej imprezy z prymitywną, drewnianą maską z rodzaju tych egzotycznych z grzebieniem różnokolorowych piór. Uniósł kamienne ostrze... I przy ołtarzu został tylko on. Zakapturzeni ludzie zawyli z satysfakcją.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Jeszcze gorzej...

Obserwował człowiek a drewnianej masce. Nigdy jeszcze nie widział szamana z prawdziwego zdarzenia. Czuł wielką potrzebę ukrócenia jego życia.

- Nocturne. - Odezwał się. - Widzisz tą służbę? Oswobodź ich. Najlepiej zrób to po cichu. Ja... zarżnę tego pajaca przy ołtarzu. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Problem polegał na tym, że służba była zbyt niedaleko od zakapurzonego tłumu i Nocturne nie omieszkał Rennarda o tym poinformować. Drugi problem pojawił się, gdy zaczął działać rytuał wykonywany przez obdartusa w masce.

Przez katakumby przewaliły się masy ciepłego, dusznego powietrza. Czuć było uwolnioną magię, a także, dość gwałtownie, silny zapach octu.

Trup Lucii zrzucony z pleców zaczął zbierać się z wolna z podłogi, a zza rogu dochodziły dzikie wrzaski, jakby uczestnicy rytuału przeżywali rodzaj duchowego uniesienia.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rennard parsknął, po czym zatkał nos. Znowu ten ocet. Tym razem jednak jego smród był o wiele mocniejszy niż wcześniej. Odwrócił się. Zobaczył że jego mała siostra zaczynała się podnosić. 

- Nie. - Powiedział, bardziej do siebie. - Zabiłem cię...

Zaraz potem odwrócił się, kiedy usłyszał krzyki. Nie wiedział co miał tera zrobić. Chociaż jedno wiedział na pewno, nie mógł już stać i się przyglądać.

Zaczął nerwowo stukać nogą, próbując się na coś zdecydować. Zaraz potem wyjął sztylet i pędem ruszył w stronę ołtarza, by zabić sprawcę tego całego burdelu. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Zabiłeś moje ciało, nie mnie, głuptasie! - odparł były trup ochrypniętym głosem. Poruszanie się nie było dla niej łatwe - wyglądało to tak, jakby miała nierozruszane mięśnie.

Twarze zwróciły się ku biegnącego Rennarda. Obecność zmaterializowanego Nocturne'a działała na jego korzyść, ale mimo początkowego odrętwienia zakapturzonych, złapali go zanim dobiegł do przywódcy rytuału. Ten z kolei zwrócił twarz w jego stronę z nożem wciąż uniesionym w powietrze.

Rąk było dużo. Jedna z par próbowała wykręcić Rennardowi rękę za plecami, ktoś próbował go podciąć, jeszcze inni robili tylko sztuczny tłum.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tych ludzi było naprawdę dużo. Mimo to młody zabójca ani myślał o poddaniu się.

Chłopak pozwolił aby ktoś wykręcił mu rękę. Tylko po to, w momencie kiedy ktoś inny chciał go podciąć, wykonać salto w tył. Teraz to on wykręcał kończynę osoby, która wcześniej go trzymała. Zresztą trwało to jeszcze dłużej, gdyż szybko dziabnął go w tył szyi sztyletem. Zaraz potem z całej siły kopnął go w plecy, chcąc posłać ciało na osobę, która chciała go wywrócić. 

Wystawił pięści przed siebie. Powoli zaczął się obracać, mając na oku cały tłum. Był gotów na każdego, kto by na niego poleciał. Przecież taka sytuacja w cale nie różniła się mocno od pijackiego mordobicia w barze...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Salto w tył skończyło się udanym i pewnym lądowaniem na obu nogach. Wtrącony z równowagi typ wrzasnął i uderzył plecami o ziemię, wytrącony z równowagi. Następny zachłysnął się własną krwią i padł jak długi na podłogę, aby już nigdy z niej nie wstać.

Tłum nie był doświadczony w mordobiciu, co było widać po reakcji na dwa trupy. Odsunęli się od Rennarda, tworząc wokół niego krąg, niepewny co dalej robić. Był to jeden z przykładów potwierdzających tezę, że współczynnik inteligencji tłumu wynosi dziesięć podzielone przez ilość jego członków. Ale wciąż był to krąg w liczbie koło pięćdziesięciu ludzi, którzy odgradzali Rennarda od szamana. Nocturne zawisł obok.

Lucia zmierzała powoli ku nim, powłócząc nogami.

- Przepuśćcie go do domu! - krzyknęła i wyszło to dość niewyraźnie. Tłum z wahaniem rozstąpił się na tyle, żeby przepuścić Rennarda do drzwi prowadzących do dworu.

- Mówiłam, w twoim pokoju jest to czego potrzebujesz. Ale teraz ja się pobawię, dobrze? Teraz zrobimy tak, że ty masz pięć minut. A ja zacznę cię gonić. Co ty na to, braciszku? - zapytała Lucia, nie panując do końca nad mięśniami twarzy. Chciała wykrzywić ją w pogardliwym uśmiechu, a wyszło jakby coś bardzo ją bolało.

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rennard zacisnął zęby kiedy usłyszał głos siostry. Znowu!

- Oczywiście. Pójdę po sześcian... i więcej octu! - Odparł złośliwie, po czym ostrożnie zaczął kroczyć w stronę drzwi. 

- A ty, zjawo. Potnij tego szamana na kawałki. Może w końcu uda ci się kogoś zabić. - Rozkazał, tak naprawdę będąc myśli, że i tym razem nic z tego nie wyjdzie. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zdążył wyjść, zanim Nocturne otoczył całą salę ciemnością. Usłyszał jeszcze za plecami krzyki.

Na miejscu okazało się, że istotnie sześcian był w jego pokoju. Leżał jak gdyby nigdy nic na komodzie, owinięty czerwoną wstążką z kokardą i etykietką oznaczoną imieniem Rennarda. Ale z pewnością był to ten przedmiot.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rennard roześmiał się, gdy usłyszał wrzaski i krzyki rozpaczy i strachu za sobą. To pozwoliło mu uwierzyć, że w końcu ten duch wykona jego polecenie. Idąc do domu, do swojego pokoju młody DeWett miał małe obawy, co do tego, czy faktycznie ten przedmiot z Ionii jest w jego pokoju. 

I faktycznie był! Był na komodzie, gdy wcześniej go tu nie było. Czyli jego siostra musiała go tu po prostu zostawić, kiedy on wyszedł z pokoju, z zamiarem znalezienia Lucii. Mała cholera. 

Chłopak uniósł brew, widząc tą całą wstążkę i tą etykietę. Bardzo, bardzo śmiesznie. Zerwał je, bez żadnych emocji. Złapał mocno sześcian, jakby chciał już nigdy go nie puścić. 

Następnie zastanowił się, co teraz. Czy wrócić do podziemi, zobaczyć całą rzeź bądź jakby co, pomóc duchowi. Czy może zanieść to ustrojstwo do Swaina. Druga opcja brzmiała o wiele lepiej... a zwłaszcza bezpiecznie.

Rennard wyszedł z pokoju, pośpiesznie. Najważniejsze było teraz zaniesienie tego przedmiotu do Wielkiego Taktyka. Tak spłaci swój dług. Tak sprawi, że sześciookie kruki go nie rozdziobią. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wszędzie pozostawały strzępy pajęczyn, których nikt jeszcze nie sprzątnął. A ci którzy mieli to zrobić, mieli też zostać złożeni w ofierze kultu, który bawił się  w najlepsze w podziemiach rezydencji. Choć teraz zapewne bawił się tylko Nocturne.

- Zamknij drzwi, jak będziesz wychodził - dobiegł go śpiewny głos matki, gdy przechodził obok jej pokoju. Pod drzwiami stały zombie, które na tyle uważnie na ile może to zrobić ktoś pozbawiony własnej woli obserwowały każdy ruch Rennarda, ale nie szły w jego stronę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Nie zamknę! - Krzyknął, niczym największy buntownik. - Jak wrócę masz być martwa! Na zawsze!

Rennard ostrożnie minął dwóch ożywieńców. Na wszelki był gotowy na jakikolwiek ich ruch.  Nie wiedział czemu nie reagowali, mimo to w cale nie miał zamiaru narzekać. 

Kiedy tylko zombie zniknęli mu z oczu to przyśpieszył,  chcąc jak najszybciej opuścić to miejsce. Mimo wszystko, nie był tu bezpieczny. Nie był bezpieczny we własnym domu. 

 

Edytowano przez Grotesque Pawlex
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nocturne dołączył do Rennarda niedługo później. Właściwie zaraz po tym, jak przekroczył próg domu. Ostrza u przedramion miał ubabrane krwią i wyglądał... Lepiej, niż poprzednio. Był większy, chociaż praktycznie zajmował taką samą powierzchnię. Ciemniejszy, jeśli tylko czerń z której się składał mogła być ciemniejsza i emanował tym szczególnym rodzajem niebezpiecznego entuzjazmu kogoś, kto właśnie się wyżył. 

- Służba, Rennard. Co z nimi? Żyją i są zdrowi. Nic im nie zrobiłem, ale zginą, jak tu zostaną. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.
×
×
  • Utwórz nowe...