Skocz do zawartości

[Bosman] Star Wars


Recommended Posts

Zbliżał się jak na złość wolno. Lata odcisnęły na nim piętno - twarz wyglądała na zmęczoną, był chudszy niż ostatnim razem kiedy się widzieli. Zielone oczy mężczyzny wciąż były przenikliwe, ale nieszczególnie pogodne. Sehtet przysunęła się do Katera, a Tese odebrał od niego chłopca. 

Czasoprzestrzeń wstrzymała oddech. 

- Zostawcie mnie - odezwał się mężczyzna do rebeliantów, a żołnierze posłusznie odsunęli się i rozmawiając między sobą ruszyli zająć się więźniami.

Spojrzenie mężczyzny z Karetem spotkało się. 

- Minęło sporo czasu - odezwał się Luke, wzdychając ciężko. Bąbel Mocy nie był potrzebny. Nie powinno dojść do pojedynku. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kater czekał z niecierpliwością na starego mężczyznę. Czuł się, jakby cały czas nagle zwolnił. Widząc zachowanie swoich towarzyszy westchnął. Podniósł wzrok i popatrzył w oczy mężczyzny.

- Owszem minęło. Zestarzałeś się - Powiedział krótko. Ugryźć się w język,  żeby nie powiedzieć mistrzu. Widząc, że raczej nie dojdzie do walki opuścił bąbel Mocy. - Co Wielki Mistrz Jedi robi na tej... planecie? - ostatnie słowo powiedział z nieukrywanym bólem. Ale nie ma co sie dziwić. W końcu ostatnie tygodnie nie należały do najlepszych. - Nie powinieneś siedzieć w Akademii i szkolić nowych wojowników? - Zapytał. W jego glowie nie było gniewu czy strachu. A raczej Zabrak starał się z całych sił nie okazywać ani tego ani tego. W końcu jego los leżał w rękach byłego mistrza, od którego się odwrócił i odszedł. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Wiesz dobrze, że nie szkolę wojowników. Wiesz także, że niedługo po Twoim odejściu Zakon przestał istnieć. Może i słusznie, skoro poniosłem tak wiele porażek. Czy wobec tego w twoich ustach "wielki mistrz" jest potwarzą? Cóż, może i na to również zasłużyłem - odpowiedział. Na krótką chwilę jego oczy spoczęły na towarzyszach i nieprzytomnym dzieciaku. 

- Usłyszałem, że jesteś tu i masz kłopoty. Dlatego też postanowiłem przylecieć. Nie jestem twoim wrogiem i nigdy nie byłem - stwierdził. Choć od Mistrza Kater rzeczywiście nie czuł wrogich emocji, najwyżej smutek, atmosfera była napięta. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kater zastanawiał się co odpowiedzieć. Wiedział, że Zakon upadł, ale nie spodziewał się takich słów w ustach jego byłego mistrza. Przez chwilę milczał. Zbierał myśli. 

- Nie. Nazwanie ciebie Wielkim Mistrzem nie jest potwarzą. To wyraz szacunku ucznia do mistrza. Bo jestem ci wdzięczny za twoje nauki. Ale myślę, że mimo rozpadu Zakonu Jakoś ci się uda go odbudować. Wiesz o czym mówię. Moc dąży do równowagi. A więc aby istnieli Sithowie muszą istnieć Jedi - Chłopak mówił spokojnie, patrząc na Luke'a - A już wkrótce zostanie tylko dwóch. Zadbam o to. A wtedy ty lub twoi uczniowie muszą odbudować akademię. Żeby Moc pozostała w równowadze. Więc radzę ci się zebrać - Dodał z lekkim uśmiechem. Liczył na lekkie rozluźnienie atmosfery. - Ja też nie jestem twoim wrogiem. I też nim nigdy nie będę. Ale zamierzam podążać własną drogą. Wyruszyłem po wiedzę. I nie spocznę, dopóki jej nie zdobędę. I nawet ty mnie nie powstrzymasz mistrzu - Dodał. Zabrak czuł ogromny szacunek do Luke'a. W końcu to po części dzięki niemu stał się tym, kim jest teraz. - Pomóż nam stąd uciec. A potem pozwól odlecieć we własną stronę. - Po chwili dodał - I zaopiekuj się tym chłopakiem - Pokazał na dziecko, które trzymał jego towarzysz. - Jest silne w Mocy. Ja znajdę innego ucznia, kiedy już zostanie tylko jeden Sith - Dodał z nutką wyższości. Jednak nie był pyszny. Był zdeterminowany i chciał osiągnąć swój cel. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Były Mistrz odebrał nieprzytomnego chłopca z rąk Katera. Był tak wycieńczony, że nawet po tak niewielkim wysiłku mięśnie dawały o sobie znać. 

- Wsiadajcie. Porozmawiamy później. Tu nie jest bezpiecznie, a za chwilę będzie jeszcze gorzej - oznajmił mężczyzna i ruszył z powrotem w kierunku statku. Sehtet i Tese wymienili spojrzenia, z czego ten drugi jak zwykle z kamiennym wyrazem twarzy. 

- Prawdziwy... Jedi? - szepnęła kobieta. 

- Nie jesteś zdziwiony skąd wiem, że tu byłeś? - zawołał Luke. 

Edytowano przez Arcybiskup z Canterbury
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kater skinął lekko głową po czym popatrzył jak jego dawny mistrz niesie chłopaka. Słysząc słowa Sehtet skinął głową. 

- Tak. To jest prawdziwy Jedi. Mój były mistrz, zanim postanowiłem iść szukać wiedzy - Powiedział do niej po czym delikatnie objął ją ręką i poszedł w kierunku statku.

- Tak jestem ciekawy. Miałem się właśnie pytać - Powiedział, prowadząc obok siebie dziewczynę. - Kto ci powiedział? Masz tutaj jakieś kontakty? Czy może odnalazłeś mojego towarzysza? A może to Moc dała ci o mnie znać? - Zapytał zaciekawiony zabrak, szukając wzrokiem czy ktoś na nich nie poluje. W końcu nadal byli zagrożeni. - I czemu akurat ja? Czyżbyś cenił mnie bardziej od reszty? Mimo faktu, że ja cię zostawiłem i odszedłem? - Katerowi pytanie chodziły po głowie. I chciał jak najszybciej poznać odpowiedzi na wszystkie z nich. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sehtet się nie odsunęła, tylko objęła ręką Zabraka , dotrzymując mu kroku. Kater musiał zaczekać, aż trap się za nimi zamknie. Rebelianci którzy przylecieli z Jedi najprawdopodobniej mieli jeszcze parę spraw do załatwienia, bo huk silników wkrótce uświadomił wszystkich o tym, że statek oderwał się od ziemi. 

Luke oddał dziecko droidowi medycznemu nowszej generacji niż TB, a ten wygłosił standardową formułkę i ruszył do odpowiedniego pomieszczenia. 

- Jesteś jedyny. Nikt więcej nie ocalał. Mogłeś odejść, Kater, jako jeden z dwóch. Ale przynajmniej nie wróciłeś i nie zamordowałeś reszty. Oto dopiero porażka - stwierdził gorzko. - Tak, może to Moc. Ale Mocy ktoś pomógł. Twój szaroskóry przyjaciel, który lojalnie dał się zamknąć w celi, aby udowodnić prawdziwość swoich słów. Co za poświęcenie. Brzmi aż zabawnie, jeśli ma się w perspektywie, że zamierzasz go w przyszłości zabić. - Te słowa z kolei były wypowiedziane z wyrzutem. Mistrz wstąpił do pomieszczenia z szerokimi kanapami i aneksem kuchennym. 

- Dostaniecie coś do jedzenia i stroje, ale najpierw idźcie się umyć - zarządził. - Korytarzem w lewo są prysznice. 

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kater wszedł na statek, nadal trzymając dziewczynę pod rękę. Przez początek drogi nic nie mówił, tylko słuchał co mistrz ma do powiedzenia. Słysząc o tym co się stało zacisnął dłonie. Warknął pod nosem cicho. Jego Moc zaczynała się poruszać. Mężczyzna był zły. 

- Kylo... Jak mógł... Teraz jest pierwszy na liście - Powiedział do siebie po czym popatrzył na mistrza. - Gdzie jest Izefet? Powiedziałeś, że poświęcił się i dał się zamknąć w celi. To znaczy, że on jeszcze żyje? - Zapytał. Wiedział, że Kage jest twardy, ale i tak obawiał się, czy nadal żył. W końcu jego też będzie trzeba uratować. Chodź fakt, myśl, że będzie go musiał potem zabić trochę go gnębiła. Kiedy usłyszał o umyciu się nie ruszył się z miejsca - Zanim pójdę odpowiedz na moje pytania Luke. Co zamierzasz teraz zrobić? Zakon się rozpadł, Ty jesteś ostatnim żywym Jedi. A ja nie podążę za tobą. Nie mogę. Mam swoje cele i zadania. I muszę je wykonać. Żeby Moc wróciła do równowagi - Powiedział spokojnie. Zastanawiał się, co myśli teraz jego dawny mistrz. I czy ma wobec niego jakieś plany. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- W takim razie ja skorzystam z opcji prysznica - odezwała się Sehtet. Puściła Katera, klepnęła go w ramię i bez zbędnych ceregieli poszła wskazaną przez Luke'a drogą. Trandoshanin natomiast stał z bezgranicznym zdziwieniem na twarzy. Po pierwsze, nie miał pojęcia, że Kater był Jedi. Po drugie, nie miał pojęcia, że Jedi istnieją, a teraz stał z dwoma w jednym pomieszczeniu. 

- To ja... Ten tego, też - wydukał, a Trandoshański majestat i gruboskórność wycofały się razem z nim w stronę łazienek. Dawny uczeń i jego dawny mistrz zostali sami. 

- Dlaczego miałby nie żyć? - zapytał mężczyzna. - Zgodził się współpracować. Nie jesteśmy Imperium, jest w celi ze względu na bezpieczeństwo. Tym bardziej będąc kimś tak wysoce niebezpiecznym. Rzeczywiście, jestem ostatnim Jedi. Ale mam trzech uczniów. Obiecywałem sobie, że do końca życia nie będę ingerował w sprawy wielkiej wagi... - Zaczął przechadzać się po pomieszczeniu z rękami za plecami. - ... Ale sprawy wielkiej wagi mnie znalazły na końcu Galaktyki. Teraz wypadałoby zrobić porządek - stwierdził. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Dzięki - Powiedział cicho do swoich towarzyszy. Dziewczynie nawet posłał lekki uśmiech. Następnie skupił się na swoim dawnym mistrzu. Westchnął i wstał. Zaczął powoli za nim iść, trzymając się mniej więcej krok lub dwa za nim.

- Cieszę się, że udało wam się uratować Izefeta. To dobry towarzysz. Chociaż to, co w nim siedzi napawa mnie lękiem - Powiedział, przypominając sobie dziwną maskę, którą widział, kiedy Izefet pilotował ich statek. - Cóż jak widać będziemy mogli sobie odpocząć dopiero po śmierci. A i to nie jest do końca pewne - Dodał uśmiechając się lekko do siebie. Zabrak nie planował dożyć późnych lat. A raczej on by chciał, ale wierzył, że ktoś będzie mu przeszkadzał. - Dobrze, że masz uczniów. Przynajmniej ktoś będzie kontynuował twoje dzieło. Pytanie zatem co zrobisz z tym chłopcem? I czy mogę iść porozmawiać z Izefetem? W końcu to dzięki niemu mnie znalazłeś - Powiedział  patrząc na plecy swojego dawnego mistrza. Musiał zamienić kilka słów z Izefetem. A potem... potem będzie się musiał zastanowić co dalej robić. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Nie uratowaliśmy go, Kater. Przyprowadził jednego z rebelianckich agentów. Są skuteczni, a on nawet się nie trudził, aby jednego z nich znaleźć. Co więcej, poprosił tylko, a ten zachowywał się jak marionetka. Na potwierdzenie słów oddał miecz, pozwolił zamknąć się w celi i siedzi tam do teraz. Oczywiście nie tutaj. W bazie, do której obecnie lecimy. - Luke skierował wzrok na oczy Katera. - Nie będziesz traktowany ze szczególnymi względami. Jesteś tylko więźniem z Kessel, Kater i powinieneś to wiedzieć. Zostaniesz postawiony przed komisją wojskową, bo wiesz chyba, że nie możemy wypuścić żadnego z was. Obecnie to zbyt niebezpieczne. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kater westchnął, słysząc co zrobił Izefet. To było w jego stylu. Jednak kolejne słowa mężczyzny trochę nim zachwiały. Popatrzył na Luke'a.

- Wiesz, że nie mogę zostać. Mam swój cel i swoje zadanie do wykonania. Poza tym chcę pomścić innych, których zabił Ben. Nie możecie mnie więzić wbrew woli - Powiedział z nutką niezadowolenia a wręcz irytacji w głosie. - Wiesz, że zostałem wyszkolony i umiem posługiwać się mocą. Nie jestem waszym wrogiem, ale jeśli będziecie mnie chcieli zamknąć na dobre to będę się bronił. Myślę, że to już o mnie wiesz, że jestem uparty - Ostrzegł. On naprawdę szanował swojego byłego mistrza ale miał też swoje priorytety. - Mam  tylko nadzieję, ze dobrze zajmą się Sehtet. Ona też jest ważna. I to nie tylko dla mnie - Dodał po czym odwrócił się do mistrza plecami. - Jeśli pozwolisz, mistrzu pójdę się umyć i ogarnąć. Chcę przemyśleć co powiem komisji. I spokojnie. Nie będę używał na nich Mocy - Uśmiechnął się pod nosem. Jego słowa były prawdziwe. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Oczywiście, że nie będziesz - odparł Luke. Spokojny był akurat zawsze, ale brzmienie jego głosu sugerowało, że Kater w całej sprawie ma do powiedzenia o wiele mniej, niż mu się wydaje. Poza tym, sztuczki umysłowe zazwyczaj działały na ludzi o niskiej bądź przeciętnej inteligencji - z intelektualistami zawsze było trudno. 

Statek na szczęście był zaopatrzony w ciepłą wodę, a przed wejściem do łazienki (małej, należy zaznaczyć - składała się tylko z metalowej toalety i ciasnej kabiny prysznicowej) Katera dopadł droid, który dostarczył mu ciemnoszary płaszcz, czarne spodnie, bieliznę i buty - wszystko w odpowiednim rozmiarze. 

Po kąpieli w pokoju wspólnym siedziała tylko Sehtet. Luke i Tese wyparowali. Kobieta podniosła wzrok znad datapada którym zajmowała sobie ręce i rzuciła mu zmęczony uśmiech. Na wyspie w aneksie kuchennym stała miska z jedzeniem, na które składało się coś na kształt gulaszu. 

- Tam masz posiłek. Twój nauczyciel powiedział, że porozmawia z tobą jutro.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zabrak westchnął po czym poszedł się wykąpać i przebrać w strój od droida. Kiedy wszedł do kuchni i zobaczył uśmiechniętą dziewczynę odwzajemnił uśmiech. Wziął gulasz do rąk i zaczął powoli jeść. 

- Luke już nie jest moim mistrzem. Był nim, kiedy byłem Jedi. W sumie to dzięki jego nauką jestem kim jestem - Powiedział w połowie posiłki, patrząc na Sehtet - Potem go opuściłem. Jednak był tam jeszcze jeden uczeń. Ben. Był bardzo dobry. Silny w Mocy. Teraz jest kimś innym. Znasz go pod imieniem Kylo Ren. Jeden z dwóch sithów Najwyższego porządku. Wymordował wszystkich innych. Tylko Luke ocalał z rzeźi - Powiedział, zaciskając dłonie w pięści. - A na domiar złego będą nas traktować jak zwykłych więźniów z Kessel. Staniemy przed komisją wojskową. Jednak ja nie mogę tutaj zostać. Mam misję, którą muszę wypełnić. Oraz odpłacić Benowi za to co zrobił - Powiedział cicho, patrząc w resztę gulaszu. Zastanawiał się, co ma teraz zrobić. Musiał chyba poczekać na to co powiedzą na planecie. Oraz co będzie mógł im powiedzieć. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- To nie Benem powinieneś się przejmować - odparła Sehtet, na chwilę przestając być Sehtet. Za drugim razem było to jeszcze bardziej widoczne - zmiana mimiki twarzy, sposobu patrzenia, wyprostowana postawa. - Powinieneś przejmować się jego uczniem. Tak, staniesz przed komisją. Nie, nie wojskową, jestem niemal pewna. I współpracuj, mój drogi! Im szybciej wrócicie na Nal Hutta, tym lepiej. Może to zabrzmi dla twoich uszu jak paplanie szaleńca pragnącego powrotu do życia, ale niepokoi mnie stan mojego ciała. Ktoś wszedł do pomieszczenia w którym leżę. Nie odkryto mnie, o nie, ale zmienił się skład atmosfery na bardziej wilgotny i teraz lękam się, że ciało się psuje. To z kolei może znacząco skomplikować nasze plany, bo - jak się okazuje - nie można ufać nikomu i balsamista spartaczył proces mumifikacji. Brzmi głupio, rzecz jasna, ale jeśli mam wrócić do życia i ci pomóc, będę potrzebować ciała. Dlatego też chcę, żebyś był grzeczny i słuchał całej tej waszej śmiesznej rebelii. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zabrak popatrzył katem oka na Sehtet, przez którą przemawiał nieznajomy Sith. Po jego słowach westchnął. 

- Wiem. Nie musisz mi przypominać. Znam swoje zadanie - Powiedział cicho po czym odłożył miskę z resztką gulaszu na stolik. Patrzył na swoje ręce. - Sam nie dam rady zaatakować od tak Porządku. Pytanie brzmi co powie ta cała śmieszna komisja. I czego oni będą chcieli ode mnie. Bo chyba wiem, jak ich przekonać, żeby przynajmniej na razie dali mi spokój. Po prostu zaproponuję im pomoc. Raczej się zgodzą - Dodał cicho, podnosząc wzrok na Sehtet. - Mam tylko nadzieję, że to wszystko jest warte tego całego zachodu. Że nie okażesz się jakimś duchem Lorda, który ma swoje humorki - Dodał. czekając czy owy duch jeszcze przemówi czy już da mu spokój. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sehtet zarechotała. Śmiech był całkiem dźwięczny, ale krył w sobie sugestię niewysłowionej, rozbawionej grozy. Zamilkła równie gwałtownie i niespodziewanie, co zaczęła się śmiać - dźwięk po prostu się urwał, a mina stężała. 

- A ja mam nadzieję, że za tą butą kryje się potencjał. W przeciwnym wypadku będę bardzo, bardzo zawiedziona. Muszę cię ostrzec, żebyś zabrał ze sobą coś bądź kogoś na nasze pierwsze spotkanie. Kiedy duch połączy się z ciałem, ona będą bardzo głodne. Wyschnięty trup nie może żyć, więc będę potrzebować budulca, który zaabsorbuję od kogoś żywego. Możesz zbliżyć się do mnie, ale nie kiedy będę ożywać, bo wtedy zginiesz - ostrzegła Sehtet. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kater westchnął ponownie, patrząc na Sehtet. 

- Rozumiem. Zobaczę, co da się zrobić. Jeśli nikt ze mną nie pójdzie to najwyżej porwę kogoś po drodze - Powiedział z lekkim zawodem. Wolał nikogo nie porywać. Wolał żeby ktoś poszedł z nim z własnej woli. - I jak mniema Sehtet też musi iść ze mną. Jako łącznik - Dodał bardziej do siebie, po czym wstał i przeszedł się po kuchni. - A teraz muszę się zastanowić nad tym, co powiedzieć tym ludziom, którzy będą ze mną rozmawiać. A to wszystko przez jednego, cholernego Stwora. Przysięgam, że gdy tylko będę miał możliwość to wytnę w pień wszystkie te stwory - Warknął pod nosem i oparł się o przeciwległą ścianę. Nadal patrzył na Sehtet, czekając czy ten duch nadal coś powie. Wciąż nie znał jego imienia, ale pytanie się o nie nie miało sensu, więc darował sobie to pytanie. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kiedy kontakt się urwał, prawdziwa Sehtet pobladła i zieleniała na twarzy. Zerwała się z kanapy i pobiegła w stronę korytarza, a tym samym do łazienki. Wróciła parę minut później, równie zielona i trzymała się za brzuch. Trudno byłoby powiedzieć, że jest zadowolona. Ciężko opadła na kanapę. 

-  Wykończycie mnie. Ty i ten twój zombie. Co kontakt, to jest gorzej. Mam nadzieję, że to nie potrwa długo.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kater patrzył z lekkim smutkiem na Sehtet, jak wybiegła do łazienki. Kiedy wróciła podszedł do niej i objął ją ramieniem. Przytulił do siebie.

- Wybacz. Wolałbym, żebyś tego nie musiała znosić. Ale już wkrótce koniec. Teraz musimy się dostać na Nal Hutta. A potem już będzie z górki - Próbował ją pocieszyć. Dlatego celowo pominął fragment z wyssaniem energii z innej osoby. Miał nadzieję, że Sehtet przeżyje to wszystko. - A teraz lepiej odpocznij. Mamy jeszcze trochę drogi przed sobą. A na miejscu trzymaj się blisko mnie. Mimo wszystko trochę im nie ufam - Dodał cicho Zabrak, po czym pogłaskał dziewczynę po włosach. W głowie toczył wojnę. Z jednej strony wolał, żeby Sehtet została na planecie, wśród rebeliantów. Przynajmniej byłaby tam bezpieczna. Z drugiej strony natomiast ciekawość zżerała go od środka kim jest ten dziwny duch. I co on może mu dać, czego nie jest w stanie zaoferować Darth Bane. To go męczyło już od pierwszego spotkania. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dziewczyna objęła Katera w pasie i oparła głowę o jego klatkę piersiową, wzdychając ciężko. 

- Mam nadzieję, że tym razem to są ci dobrzy. Izefetowi podobno jest całkiem dobrze tam, gdzie jest. Swoją drogą, Kater, ufasz mu? - zapytała, podnosząc głowę i nakierowując spojrzenie na oczy Zabraka. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zabrak uśmiechnął się lekko, widząc zachowanie Sehtet. Cieszył się, że tak bardzo mu ufała i, że była blisko. To bardzo uspokajało Katera. Delikatnie głaskał ją po głowie. 

- Sam nie wiem. Z jednej strony to wiele razy nam pomógł. A jeśli chciałby mnie zabić to miał ku temu wiele okazji. Jednak z drugiej strony... Jest w nim coś, co sprawia, że się obawiam. Coś, co każe mi być w ciągłej gotowości. TO mnie martwi - Powiedział cicho Zabrak, patrząc na Sehtet. Dziewczyna nie musiała wiedzieć, ze w środku ich towarzysza spoczywa jeden z najsilniejszych Darthów w historii. O ile już nie wie to nie będzie jej tym martwił. - No ale ty się tym nie martw. teraz odpocznij. Jesteśmy bezpieczni. Na razie - Dodał w myślach po czym delikatnie pocałował dziewczynę w czoło. On też potrzebował odpoczynku. Musiał być w pełni sił, kiedy dolecą na planetę. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Lot trwał kolejne dwa dni. 

Przed samym przylotem Luke poprosił Katera o założenie na oczy gogli, które nie przepuszczały światła. To samo stało się z Sehtet i Tese. Rebelia nie mogła pozwolić sobie na żadne potknięcie, dlatego też nie ujawniono im nazwy planety, ani jej współrzędnych. 

Kater nie został skrępowany przed wyjściem z pokładu. Kiedy trap opadł, powitało go ciepłe, wilgotne powietrze. Dopiero wtedy pozwolono im zdjąć gogle. 

Stali na obszernym lotnisku. Wszędzie przemykały osoby w pomarańczowych kombinezonach i białych hełmach pilotów. Największą część statków na płycie stanowiły - jakżeby inaczej - X-wingi i najróżniejsze transportowce, sugerujące nieregularność floty lotniczej rebeliantów. Poza płytą widać było zieleń lasu tropikalnego i wstające z niej kamienne budowle w kształcie piramid. Niestety, nie stanowiło to żadnej podpowiedzi odnośnie położenia. W Galaktyce było całe mnóstwo słabo skolonizowanych systemów, a co drugi posiadał planetę z tego typu reliktami. 

- Większość bazy kryje się pod ziemią - wyjaśnił dawny Mistrz. - Zaprowadzę was do środka. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kater przez całą podróż starał się jak najbardziej odpocząć i nabrać sił, oraz przemyśleć co zrobić, kiedy już dolecą. Widząc jak ktoś podchodzi do nich z goglami uśmiechnął się lekko. 

- No tak. Bezpieczeństwo - Powiedział pod nosem, dając sobie ząłożyć gogle. Cały czas starał się trzymać Sehtet przy sobie. Nie zamierzał pozwolić, zeby coś się stało. To przez niego ona się znalazła w tak beznadziejnej sytuacji. Więc już teraz wolał ją mieć pod opieką. 
Kiedy wylądowali Zabrak rozejrzał się po okolicy, próbując dostrzec co to za planeta. Jednak nic to nie dało. Widać było, że albo Rebelianci są na tyle dobrze zorganizowani, że pomyśleli i o tym, albo po prostu była to jedna z planet, na której było po prostu dużo rebeliantów. Słysząc byłego mistrza skinął głową. 

- Widzę, że jesteście w pełnej mobilizacji co? Jakbyście się spodziewali ataku w każdej chwili - Powiedział, idąc za Jedi. Cały czas trzymał Sehtet za rękę. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Jesteś zdziwiony? Po zniszczeniu całego układu planetarnego nie spodziewają się niczego innego prócz ataku - odparł. - Zaprowadzę cię do tego Kage, ale nie licz na rozmowę w odosobnieniu. Mimo wszystko, Kater, zaufanie jest tu cenniejsze niż kredyty - ostrzegł Luke. 

Zabrak wzbudzał niemałe zainteresowanie, zarówno na lotnisku jak i na zamkniętej przestrzeni. Prócz żołnierzy, pilotów i pracowników kompleksu widać też było dyplomatów i parę person z wyższych sfer. 

Luke skierował się do pierwszej z wind, na które trafili. Kabina była okrągła i nie należała do wielkich. Ruszyli w dół. 

Niżej korytarze były znacznie ciemniejsze niż te na powierzchni. Panele rzucały blade światło na ciemne, metalowe ściany, strop i podłogę. Szli długo, nim wreszcie nie trafili na okrągłą śluzę prowadzącą do cel.

Izefet znajdował się za szybą, w niewielkim pomieszczeniu zaraz za śluzą. Siedział na ławie i rzucał w ścianę gumową piłką, którą łapał i wznawiał operację. Nie dostał firmowego, rebelianckiego wdzianka jak Kater. Wciąż miał na sobie swoje ubranie, tyleż że czyste. Zwrócił głowę w stronę szyby i wyszczerzył się radośnie. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Utwórz nowe...