Skocz do zawartości

[Bosman] Star Wars


Recommended Posts

Hełm jednego z żołnierzy przechylił się, a głośnik zabrzęczał, kiedy szturmowiec nabierał tchu by odpowiedzieć. Szczęśliwie bądź nie, przerwał mu dowodzący w mundurze i z furażerką. 

- Nie rozmawiać z więźniem - fuknął mechanicznie, nawet na Katera nie spojrzawszy. Przy każdym szarpnięciu Zabrak miał wrażenie, że rana na brzuchu od nowa się rozrywa. 

Ciągnęli go jeszcze dłuższą chwilę przez białe, monotonne korytarze Niszczyciela, aż do metalowej bramy prowadzącej do - jak się okazało - hangaru. 

Hangar był oczywiście ogromny, choć jego strop był dosyć niski. Stacjonowały w nim głównie myśliwce, to znaczy w przeważającej większości TIE  i ich kombinacje, poustawiane z przesadną pedanterią. Było też parę kanonierek, w tym z jednej z nich akurat wysiadał oddział szturmowców z dowódcą w srebrnym pancerzu. 

- Jednostki TIE Interceptor w liczbie trzech wlecą na stanowiska 9A, 9B, 9D. Powtarzam, stanowiska 9A, 9B, 9D. Zwolnić sektor jedenasty - zarządził damski głos z głośnika. 

To i kanonada innych dźwięków bombardowały uszy. Były też rozmowy oficerów, szum silników i inne im podobne. 

Szturmowcy prowadzili Sehtet i Katera do podstarzałej koreliańskiej kanonierki, o której stan nikt od dawna się nie troszczył. Wzdłuż luku załadunkowego stały ławki, na których siedziało już paru więźniów, czyli typów spod ciemnej gwiazdy. Było trzeba ludzi, jeden Twi'lek, Trandoshanin i Kalamarianka. Zabrak został niemal popchnięty na środek kratowanej, metalowej podłogi, a nim to nastąpiło, szturmowcy rozpięli jego kajdany. To samo stało się z Sehtet i wówczas mały oddział wycofał się, a klapa załadunkowa zaczęła się podnosić. Rozległ się szum rozkręcanych silników. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kater popatrzył na rozmiar hangaru i zagwizał. 

- No proszę. Więc tak wygląda wnętrze niszczyciela - Powiedział pod nosem, idąc ze szturmowcami. Rozglądał się, czy nie było gdzieś w hangarze jego statku. Zastanawiał się co się mogło z nim stać. Oraz ciągle myślał, gdzie są jego rzeczy. Zwłaszcza torba, bo miał tam kryształy, kredyty i... Datapad z jego zapiskami i mapę z koordynatami Korribanu. O ile Izefet tego nie schował. Zabrak obawiał się, że te informacje będą bardzo niekorzystne dla nich, jeśli wpadną w ręce Porządku. Zbliżając się do Kanonierki warknął. Widząc resztę więźniów wiedział już co się kroi. 

Kiedy wylądował na podłodze znowu jęknął z bólu, Jednak przesunął się tak, żeby złapać Sehtet, kiedy ją wepchnęli do środka. 

- No to ładnie nas załatwili - Powiedział do niej, patrząc na resztę osób. Kiedy usłyszał głos silników warknął. - Cholera. No to plan się trochę skomplikował - Dodał po czym pomógł usiąść dziewczynie i sam spróbował usiąść na ławce. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wyglądało to tak, że przy próbie złapania Sehtet Kater dostał kolejną dawkę bólu i ostatecznie to ona pomogła mu usiąść, podpierając go. Statek ruszył, o czym upewniło ich lekkie szarpnięcie w tył. Trandoshanin warknął gniewnie pod nosem, odzywając się chyba jako jedyny z całej grupy. 

Głośniki nad ławkami zagrzechotały, światła z góry się wyłączyły i od tej pory świeciły tylko słabe panele na ścianach. 

Szanowni państwo! Witamy na pokładzie statku SS Jesteście-Głęboko-w-Dupie. Mamy nadzieję, że miło spędzicie lot i nie czekają was w jego trakcie żadne niedogodności. Celem naszej podróży jest słoneczna i sławna na całą Galaktykę planeta Kessel, na której czeka was niewolnicza praca do końca życia. Miłego dnia! 

Ironiczny do bólu komentarz został okraszony szalonym śmiechem Twi'leka, który nie wyglądał na zdrowego psychicznie. Kalamarianka jęknęła, jeden z ludzi pobladł i to samo zrobiła Sehtet siedząca tuż obok Katera. Kessel w znacznej większości przypadków oznaczała śmierć. 

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kater warknął, słysząc komunikat. Kessel. Planeta-kopalnia. Nazwa statku, i ile była prawdziwa, Dobrze określała ich sytuację. Zabrak był wściekły. Jednak starał się powstrzymać swój gniew. Nie wiedział czy da radę się wydostać z tej planety. Ale nie miał wyboru. Musiał jakoś dolecieć na Nal Hutta. Nie do końca wiedział czemu. Ale skoro ten na wpół żywy duch powiedział mu, że musi, to postanowił mu zaufać. Popatrzył na Sehtet. 

- Spokojnie. Jakoś nas stąd wyciągnę - Powiedział bez emocji, obmyślając plan działania. Rozmyślał już zaatakowanie pilota, ale czuł, że w tym momencie skończyłoby się to rozbiciem statku. Musiał zobaczyć jak wygląda sytuacja na planecie. Może tam znajdzie jakiś sposób na ucieczkę. A musiał uciekać razem z Sehtet. 

Nie wysilać się? Odpocząć? Łatwo ci mówić. Heh duchy i ich pomysły Pomyślał Zabrak, patrząc na inne osoby, które były tutaj razem z nim. 

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Może lepiej nie wyciągaj nas teraz - szepnęła Sehtet. A morale grupy widać opadły, ale zamiast się smucić, niektórzy postanowili wyżyć swoje frustracje. W tym człowiek, na oko czterdziestolatek z zarośniętą twarzą, szczupły i muskularny. 

- Te, żółty - odezwał się do Katera. Ton głosu i otaczająca go aura nie sugerowały niczego dobrego. - Ta, do ciebie mówię. Masz pysk jak pisanka. Zrobili ci to siłą, czy sam chciałeś? - zapytał, mając widocznie na myśli tatuaże. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kater skinął lekko głową, patrząc na dziewczynę. Następnie westchnął i oparł się o ścianę kanonierki, chcąc chociaż trochę odpocząć. Jednak słysząc mężczyznę otworzył leniwie oczy i popatrzył na niego. Wyczuł jego aurę, i nie podobało mu się to. Słysząc jego zaczepkę zastanawiał się jak mu odpowiedzieć. Nie miał siły, żeby walczyć z nim. Poza tym nawet nie chciał go zabijać. 

- Zrobiłem sobie sam. Musiałem zabić kilku takich jak ty z jedną ręką zawiązaną za plecami i z opaską na oczy. I jak widzisz udało mi się - Powiedział po czym zaczął obserwować mężczyznę uważnie. Mimo bólu, który czuł zaczął powoli zbierać Moc. Bardziej chciał go obezwładnić niż zabić. Skoro miał się nie pokazywać, to próbował to zrobić. Ale nie da się obrażać. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Facet niby to zaklął pod nosem, niby wykrzywił twarz w złości, ale Kater wyczuł, że to było dokładnie to, co chciał usłyszeć i dzięki czemu agresor będzie miał dobry powód do podjęcia ataku. Sehtet ścisnęła jego ramię, a pośród więźniów zapanowała cisza. Patrzeli to na Katera, to na bezimiennego faceta, który odważył się wstać i zakasać rękawy. 

- Nauczę cię kultury, gno...

Nie zdołał dokończyć, bo łuskowata łapa niemal wbiła go w ścianę. 

- Żadnych burd - zarządził olbrzymi Trandoshanin basem i usiadł z powrotem. Mężczyzna obok nieprzytomnego agresora zaczął go zbierać. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kater czuł jak Sehtet ściska jego rękę. Widząc jak sprowokowany mężczyzna zaczyna wstawać spiął się. Jednak nie zdążył nic zrobić, bo łapa Trandoshanina prawie wpasowała agresora w ścianę statku. Zabrak popatrzył na niego i po chwili lekko skinął głową. 

- Dzięki - Powiedział cicho, wracając wzrokiem na Sehtet. - Słuchaj wiem, że nie teraz. Trzeba poczekać aż wylądujemy. Potem muszę się rozejrzeć i obmyślić jakiś plan. Poza tym trzeba odnaleźć Izefeta - Powiedział cicho. Kater zastanawiał się co mogą teraz zrobić zarówno jemu i Sehtet jak i Izefetowi. W końcu odkryli, że to on jest użytkownikiem Ciemnej Strony Mocy. Po cichu liczył, że nie odkryli również jego. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Trandoshanin nie był szczególnie kontaktowy, bo nie odpowiedział na podziękowanie Katera. A jednak dzięki jego interwencji, do końca lotu, czyli przez następne pół dnia nikt nie odważył się nawet krzywo na nikogo spojrzeć. Niedoszły agresor przebudził się dwie godziny po ciosie w twarz, ale nie miał już ochoty na wyskoki. 

Kanonierka wylądowała nieszczególnie delikatnie na (jak się potem okazało) nierównej płycie lądowiska. 

Do luku wraz z otwarciem się klapy wpadło całe mnóstwo pyłu i światła słonecznego, nie omijając gorącego powietrza. To ostatnie akurat w pierwszym momencie było zbawienne, bo półnagiemu Katerowi chłód ładowni zaczynał doskwierać. 

Zostali wyprowadzeni przez strażników w hełmach i niekompletnych pancerzach pokrytych częściowo rdzą. Wkrótce okazało się, że na Kessel wszystko było w takim stanie, jak owe pancerze. 

Krajobraz nawet najbardziej pozytywnych wprawiłby w ponury nastrój. Składały się na niego kaniony i wysokie, czerwone skały podziurawione tunelami. Słychać było dzialajace w oddali maszyny, przy czym masywne sylwetki niektórych nawet było widać. Na siostrzanych płytach stały gdzieniegdzie statki najemników albo kanonierki z kolejnymi więźniami. Teren lądowiska otoczony był ogrodzeniami z wiązkami magnetycznymi, a nad nim, niby milczący strażnicy stały wielkie reflektory i głośniki, z których co i rusz płynęły niewyraźne polecenia. 

- Zbiórka, zbióóóórka w szeregu - zawołał jeden ze strażników z kanonierki, wysoki mężczyzna w wytartym mundurze, jeszcze z czasów Imperium. 

Chcąc nie chcąc, wszyscy ustawili się w równym szeregu. Sehtet stanęła obok Katera, na wszelki wypadek trzymając go pod ramię. Rana w brzuchu nie dawała spokoju i przypominała o sobie co chwila. Bądź co bądź, był bliski śmierci.

- Za chwilę zostaniecie zapoznani z waszymi nowymi mieszkankami. Jesli ktoś będzie niegrzeczny, dostanie serię w potylicę. Musicie wiedzieć kochani, że trafiając tutaj automatycznie stajecie się nikim. Jesteście tanią siłą roboczą i naprawdę, naprawdę nikogo nie obchodzi wasz los. Dbajcie o siebie, bo nikt inny tego nie zrobi. Pracując w kopalni przeżyjecie najwyżej pięć lat. Zeżrą was pająki, których gówno będziecie zbierać. Przygniecie was skała. Któryś z kumpli się wkurzy i was rozszarpie - to się zdarza. Ale musicie wiedzieć, że wasza ciężka praca służy szczytnemu celowi. Dzięki wam bogate szychy będą mogły do woli ćpać naszą cenną przyprawę. Z tą myślą odsyłam was do baraków i bawcie się dobrze - powiedział mężczyzna, nie wkładając w swoje słowa nawet krzty emocji. Widać mówił to już tyle razy, że zwyczajnie nie chciało mu się angażować. 

Strażnicy z blasterami popędzili więźniów w stronę wyjścia. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kater przez cały czas miał na oku resztę pasażerów. Nie zamierzał pozwolić, żeby ktokolwiek groził mu lub Sehtet. Teraz musiał jej pilnować. 
Kiedy wylądowali na planecie zaczął się zastanawiać o czy na tej planecie jest cokolwiek, co jest nowe, pomijając nowych niewolników. 

- Sehtet trzymaj się blisko mnie. I nie patrz w oczy tych kolesi. Jak zobaczą strach to koniec - Powiedział do niej cicho, kiedy ustawili się w szeregu. Słysząc co się z nimi teraz stało zaczął się mocniej zastanawiać co zrobić. Musiał jakoś wykombinować środek transportu, broń, żywność i ubrania. Kiedy strażnicy ich popędzali złapał Sehtet za rękę, żeby ta trzymała się blisko jego. - Sehtet teraz słuchaj mnie uważnie. Musimy sobie zorganizować kilka rzeczy. I to jak najszybciej. A ja muszę przez kilka dni uważać na siebie, żeby ta rana się jakoś zagoiła. Inaczej nie będę w pełni sprawny. - Mówił do niej cicho, żeby nikt inny nie usłyszał jego słów. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sehtet kiwnęła głową i szła dalej obok Katera, rozglądając się, ale unikając wzroku strażników. 

Szli wzdłuż chodnika ogrodzonego zdezelowaną siatką aż dotarli do wspomnianych "mieszkanek". 

Nie były to baraki wbrew temu, co mówił dowodzący, ale murowane, małe budynki szeregowe, zbudowane ciągiem w rzędach. Wszystkie były brudne, a dachy były z blachy falistej, co gwarantowało zerową izolację. Gdzieniegdzie wisiały sznury z praniem, to znaczy szarymi szmatami służącymi za ubrania. Nowo przybyłych witały równie szare, wychudłe twarze pozbawione blasku w oczach. Wszyscy oni, niezależnie od rasy przypominali upiory. Był nawet jeden Wookie, w trzech czwartych niemal pozbawiony sierści, który siedział oparty o budynek mieszkalny i grzebał bez przekonania w błocie. Strażnicy z wolna zaczęli rozsyłać nowych więźniów do wolnych kwater. Aż dziw brał, że mieli jeszcze wolne kwatery, choć jeśli słowa dowódcy były prawdziwe, owe kwatery musiały szybko zmieniać lokatorów. 

- Wy dwójka, gołąbeczki - krzyknął gdzieś za Katerem i Sehtet strażnik, po czym szarpnął ją i nakierował na budynek oznaczony '4A'. 

- Zbiórka o piątej. Ci co się nie stawią, zostaną wywleczeni - zapowiedział młody człowiek i zostawił ich przed dwupoziomowym budynkiem. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kater westchnął z bólu, czując ciągle ranę zadaną przez stwora w świątyni Sithów. Jednak teraz próbował się skupić na czymś innym. Mianowicie na wydostaniu się z tej planety i powrót na Korriban. Słysząc o godzinie zbiórki westchnął, jednak nic nie powiedział. Za to skierował się wraz z Sehtet do budynku, który teraz służył za ich tymczasowy dom. 

- Wszystko dobrze Sehtet? Pomijając całą obecną sytuację - Powiedział do niej cicho, prowadząc ją w kierunku budynku 4A. Zabrak chciał mimo wszystko szybko wejść do środka. Potrzebował odpoczynku, a także ciszy i spokoju, żeby przemyśleć ich obecną sytuację i obmyślić plan działania. Bo sytuacja nie była zbyt kolorowa. Liczył, że przynajmniej w baraku będzie miał trochę spokoju. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W środku były już dwie osoby, to znaczy dwóch mężczyzn - jeden z nich był stary i wyglądał, jakby był w stanie terminalnym. Siedział na krześle i gapił się jedynie w sufit. Drugi z nich był znacznie młodszy i mógł być synem starszego - ten z kolei patrzył na dwójkę nowych całkiem bystrym spojrzeniem spod ściany, pod którą siedział. 

- Na górę - odezwał się zachrypniętym głosem. Rzeczywiście, na górne piętro prowadziły metalowe schodki przypominające ptasią grzędę. Pomieszczenia były ciemne ze względu na maleńkie okienka i nikt nie sprawił sobie trudu oświetlenia ich. Górna kwatera składała się z dwóch pomieszczeń. W jednym stały dwie półki, które przy odrobinie dobrej woli można było nazwać łóżkami. Miały na sobie po jednym kocu. Prócz tego w środku stały dwa krzesła i stół. Nie było szaf i niczego innego. 

- Mogło być... Gorzej - odezwała się Sehtet, odpowiadając jednocześnie na poprzednie pytanie. - Mam nadzieję. Jak się czujesz? 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kater popatrzył na obu mężczyzn, którzy już byli w środku. Starego tylko omiótł wzrokiem, zupełnie go ignorując. Popatrzył na młodszego. Ten wydawał się być żywszy. Słysząc go lekko skinął głową i poprowadził dziewczynę na górę, po schodach. Kiedy rozejrzał się po pomieszczeniu westchnął. W sumie nie spodziewał się niczego, ale mimo to ten widok trochę go zniesmaczył. Jednak podszedł di krzesła i ostrożnie na nim usiadł, licząc na to, że to nie rozpadnie się. 

- Źle. Boli mnie wszystko, co może mnie boleć. A na dodatek nie mamy tutaj niczego - Powiedział z wyraźnym bólem w głosie po czym popatrzył w sufit. - Jak myślisz? Jak się trzyma Izefet? O ile... - Nie dokończył. Wierzył, a raczej chciał wierzyć, że Kage żyje i ma się lepiej niż oni tutaj. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Masz tą swoją Moc czy inne sztuczki, a ja zdobędę jakiś blaster i ostatecznie będziemy musieli tylko znaleźć jakiś statek - stwierdziła, kucając obok krzesła i kładąc dłonie na kolanach Katera. - Izefet jest wredny, więc da sobie radę. Może nawet jeśli mu się poszczęści, jakoś nam pomoże? Nieważne, zobaczymy. Mam nadzieję, że nie wezmą cię w tym stanie do kopalni. Nie powinni - dodała i rozejrzała się po pokoju, żeby zaraz potem wstać i pociągnąć Katera za ramię. - Chodź, połóż się. Zegar za oknem twierdzi, że mamy jeszcze dwie godziny. Pewnie zanim wyślą nas do pracy, będzie jakaś kontrola na wypadek chorób. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kater uśmiechnął się ironicznie, słysząc słowa dziewczyny. 

- Ta. Może wyślą mnie do jakiś gorących źródeł - powiedział po czym spoważniał. - Nie ma szans. Będę musiał pracować tak samo jak reszta. Albo mnie odstrzelą. Oni tutaj nie patrzą czy ktoś jest ranny czy nie. Każą mi pracować i będą mieli w dupie czy mam dziurę w brzuchu czy nie. A co do pierwszej części... to nie takie proste. Mam Moc, ale nie mogę tego od tak używać, bo to zauważą. Poza tym z tą raną jest mi znacznie trudniej to wszystko robić. Muszę wytrzymać kilka dni, żeby ta rana się jakoś zagoiła. Wtedy będę mógł próbować - Powiedział, po czym posłusznie położył się. Nadal miał z tyłu głowy słowa ducha, że ma się nie nadwyrężać i uważać z korzystaniem z Mocy. Teraz będzie trzeba bardziej użyć głowy niż mięśni. - Całe dwie godziny. Co za łaskawcy nie powiem - Westchnął po czym położył rękę pod głowę. - Ty też powinnaś odpocząć Sehtet. Wątpię, żeby tutaj oszczędzali kobiety. Ale jeśli któryś będzie się do ciebie dobierał daj mi znać. Połamię mu ręce - Pozwolił sobie na lekki uśmiech. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Jeśli gorące źródła miałyby oznaczać na przykład obiad, to całkiem prawdopodobne. Zamiast łamania rąk zajmij się lepiej zdrowiem, dobra? Na statku było całkiem blisko - stwierdziła, ale posłała Katerowi słaby uśmiech. 

 

Niedługo pozniej, to znaczy całe dwie godziny które Kater częściowo przespał rozległy się syreny oznaczające zbiórkę. 

Kiedy oboje wyszli z budynku, większość ludzi (czy też może cieni ludzi) stała już w rzędzie. 

- Nowi, wystąp - odezwał się dowódca, inny niż poprzednio. Ten stał wyprostowany jak struna i nawet jego pancerz wyglądał nieco lepiej niż pozostałych. Strażnicy po jego obu stronach czekali z przygotowaną bronią. Poza tym, wokół terenu stał mur z wieżami strażniczymi i na nich również stali ludzie - pozornie znudzeni, w rzeczywistości gotowi do strzału. 

Jeśli ktoś nie chciał wystąpić, to starsi stażem więźniowie i tak go wypychali. Ostatecznie wyszło przed szereg kilkudziesięciu. 

- Pójdziecie do skrzydła szpitalnego na badania - wyrzucił z siebie dowodzący. Wszyscy na prawo. 

Skrzydło było dosyć niedaleko od części mieszkalnej, a przejście zajęło raptem dziesięć minut. Kater i Sehtet zostali rozdzieleni i teraz Zabrak siedział w 'poczekalni', to znaczy durabetonowym pomieszczeniu, czekając na badania. Obok siedział poznany w transporcie Trandoshanin. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kater spróbował odpocząć. Chyba mu się udało, bo obudziła go syrena. Czując ból w okolicach brzucha oraz lekkie mdłości, bo ból przekładał się również i na to wstał i poszedł wraz z Sehtet. Zebrali się wraz z resztą w rzędzie. Słysząc, że nowo przybili muszę wystąpić zmartwił się. Jednak wyszedł wraz z Sehtet. Rozejrzał się. Widząc strażników zmartwił się. Próbował ich policzyć, ale nie dał rady. Słysząc o skrzydle szpitalnym mimo wszystko poczuł lekką ulgę. Przynajmniej ktoś rzuci na niego okiem. A to dawało mu chociaż odrobinę szans na wyleczenie tych ran. Poszedł wraz z resztą. Kiedy oddzielili go od Sehtet zaniepokoił się. Jednak nic nie powiedział, tylko poszedł tam, gdzie mu kazali. Usiadł i poczekał na swoją kolej. Widząc Trandoshanina usiadł w pewnej odległości od niego. 

- Cholerna planeta i ci wszyscy łowcy niewolników. Gdybym tylko miał swoją broń - Warknął pod nosem, licząc na to, że jego "towarzysz" podłapie przelotny temat i coś odpowie. Przynajmniej spróbowałby nawiązać jakąś rozmowę, a może nawet i coś na kształt współpracy. W większej liczbie będą silniejsi. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Olbrzym nie odpowiedział, mając widocznie w poważaniu zarówno Katera jak i jego broń. Kiedy obecnie badany więzień wyszedł, Kater był następny w kolejce.

Gabinet był w rzeczywistości równie obskurny co poczekalnia. W środku znajdowała się leżanka przypominająca nieco jeden ze starożytnych ołtarzy ofiarnych różnych barbarzyńskich ras. 

Był tam też zdezelowany droid starej generacji i towarzyszący mu medyk, niebieskoskóry Twi'lek. 

Medyk rzucił brzuchowi Katera podejrzliwe spojrzenie. Zaraz za nim do gabinetu weszło dwóch strażników z blasterami, gotowych podziurawić go jeszcze bardziej niż już był. 

- Położyć się - padł rozkaz i wkrótce Twi'lek podszedł żeby obejrzeć bliżej ranę i usunąć opatrunek żelowy od TB. 

- To... Kwalifikuje się do pobytu w sektorze medycznym, inaczej więzień zginie w ciagu... Cóż, widzę tu zalążki gangreny. Przekażcie dowódcy, zrobię wypis - oznajmił, siadając przy malutkim biurku. 

Jeden ze strażników kiwnął głową i chwycił Katera za ramię, aby wyprowadzić go na zewnątrz. Trandoshanin rzucił mu niepochlebne spojrzenie. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kiedy Kater zobaczył wnętrze stracił wcześniejszą nadzieję. Nie spodziewał się, że ten twi'lek i droid jakoś go poskładają. Żałował, że TB nie ma tutaj, On by go poskładał porządnie. Słysząc, że kwalifikuje się na pobyt w sektorze medycznym mimowolnie odetchnął. Przynajmniej trochę jego rana się zagoi. Martwił się za to o Sehtet. W końcu teraz nie będzie w stanie jej pomóc. A to go najbardziej martwiło.Czując jak strażnik go wyciąga nie próbował się rzucić. To by tylko pogorszyło sprawę z jego raną. Za to popatrzył na Trandoshanina. Posłał mu lekki uśmiech. Jednak po chwili znowu spoważniał, nie chcąc się narazić na jakiś cios od strażników. Zastanawiał się jak wygląda to skrzydło szpitalne. I czy tam będzie mógł liczyć na jakąś lepszą pomoc. a raczej Zabrak liczył na tą "lepszą" pomoc. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sektor medyczny był niskim kompleksem przyczajonym między skałami. Kater musiał chwilę poczekać i wraz z pięcioma innymi więźniami został odprowadzony do pomieszczenia z niskim stropem, będącego pierwszym punktem wycieczki. Przed wejściem wszyscy mieli się rozebrać i zostali spłukani wodą. 

Ostatecznie po otrzymaniu długiego, szarego kawałka tkaniny który w zamiarze miał być tuniką Kater wylądował w pomieszczeniu zastawionym ośmioma łóżkami, znacznie bardziej przypominającymi łóżka niż te w budynkach mieszkalnych. Opatrunek został zdjęty. Na brzuch Katera droid medyczny (z wyłączonym głośnikiem) nałożył gęstą, zimną, brązową maź i wszystko to zabandażował. Wkrótce później opuścił salę, upewniwszy się, że z innymi więźniami wszystko w porządku. 

Sala szpitalna była niewielka i duszna, cuchnąca chorobą. Spośród ostrego zapachu środków do czyszczenia przebijał się smród krwi. 

Leżący obok na łóżku człowiek, na oko w wieku podobnym do Katera zwrócił ku niemu głowę. Twarz miał pospolitą, ale całkiem sympatyczną. Leżał z nogą w gipsie. 

- Co ci się przytrafiło, przyjacielu? 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kater przyjrzał się skrzydłowi szpitalnemu i mimo wszystko iskra nadziei znowu w nim zagościła. Kiedy droid pokrył jego ranę brązową mazią zacisnął zęby, żeby nie krzyczeć. Ból znowu się pojawił, lecz po chwili przeszedł. Zabrak rozejrzał się po całym pomieszczeniu. Widząc człowieka z gipsem odwrócił w jego stronę głowę. 

- Za długo by opowiadać. Miałem bliski kontakt z rankorem. Gorsze, że to przeszkadza w oddychaniu - Powiedział cicho i wyciągnął się na tyle, na ile pozwalała mu rana i obolałe mięśnie. Nie musiał mówić prawdy. Zresztą nie była potrzebna. - Ile zazwyczaj leży się tutaj, zanim każą ci wracać? - Zapytał, próbując ułożyć sobie w głowie, ile tutaj będzie siedział. Musiał wyzdrowieć i wyjść. Musiał mieć Sehtet na oku. W końcu nie mógł pozwolić, żeby coś jej się stało. To przez nich ona tutaj jest. Więc czuł się za nią odpowiedzialny. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- To i tak nieźle, że żyjesz. Winszuję - odpowiedział. - A ile się tu siedzi, pytasz? Aż zdechniesz, albo wyzdrowiejesz. Dla ciebie to chyba kwestia dzisiejszego dnia, bo jak widzę, będziesz miał operację. - Przez twarz mężczyzny przemknęło współczucie, albo coś na jego kształt. Cóż, wygląd skrzydła szpitalnego nie sugerował wybitnych sukcesów w kwestii medycyny, a rana była poważna. 

- Najwyżej nie będziesz już musiał pracować... Nigdy - dodał rozmówca, siląc się na słaby uśmiech i udowadniając koszmarnie słaby gust jeśli chodzi o pocieszanie. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kater westchnął, słysząc próbę pocieszenia mężczyzny. Następnie popatrzył na swój brzuch. Wiedział, że jego rana jest poważna. I tu pojawiał się problem. Wątpił, żeby operacja wykonana przez tych... medyków była skuteczna. A Ciemna Strona Mocy nie posiadała czegoś takiego jak zdolność do leczenia ran. Więc zostawały mu dwie opcje. Albo uwierzyć, że oni go poskładają, albo spróbować uleczyć się za pomocą Jasnej Strony Mocy, o ile tym razem uda mu się ją wezwać. Bo ostatnio, na Russan mu nie wyszło. Jednak teraz miał w głowie coś innego. Wtedy kierował się tylko chęcią zdobycia wiedzy i Mocy. Teraz, kiedy wiedział trochę więcej, mógł spróbować. Zwłaszcza, że w tym momencie nie chodziło mu wyłącznie o Moc. Teraz miał ważniejsze rzeczy na głowie. Musiał uratować siebie, Sehtet i Izefeta. Poza tym, skoro chciał poznać tajniki Mocy, musiał poznać wszystkie jej tajniki. Również te, które dotyczyły Jasnej Strony Mocy. 

- Cóż zatem trzeba liczyć, że ich zdolności medyczne są lepsze niż wskazywałaby na to planeta - Powiedział do mężczyzny, również siląc się na uśmiech. Nie był z tego powodu zadowolony, ale musiał uwierzyć. Bo z Mocą musiał uważać. I to bardzo. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Mają tu codziennie do czynienia ze złamaniami, urazami wewnętrznymi, nawet wyrwanymi łapskami. Będzie dobrze - odparł i mrugnął pokrzepiająco.

 

Wzięli Katera na stół operacyjny jeszcze tego samego dnia, pod wieczór. Ku miłemu zaskoczeniu, medycy byli uzbrojeni w środki umożliwiające narkozę, więc całą operację przespał. 

Jak się wkrótce okazało, przespał następne kilka dni. 

Obudził się pod wpływem droida medycznego, który bezlitośnie dźgnął go igłą w stopę. 

Proszę wstać, sir. Pan jest dzisiaj zwolniony i winien wrócić do pracy nazajutrz - wyjasnił. Mechaniczne ramiona położyły u stóp łóżka szpitalnego szary kombinezon złożony w pedantyczną kostkę i droid oddalił się, sypiąc za sobą iskrami. On też był zdezelowany. 

W łóżku obok nie było już chłopaka, który rozmawiał z Katerem przy operacji. Było chwilowo puste, a on sam nie był przypięty do żadnej aparatury, a więc mógł spokojnie wrócić do sektora mieszkalnego. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Utwórz nowe...