Skocz do zawartości

Moonlight , Melody i Symphony


Moonlight

Recommended Posts

Dołączona grafika

Imię: Moonlight, mówcie mi Moon

Wiek: 18 lat minęło od „podrzucenia”

Rodzina: Nie znam moich biologicznych rodziców, wychowała mnie para wspaniałych kucyków. Souclear (ja wolę ją nazywać mamą) jest jednorożcem, piekącym najlepsze ciasteczka w okolicy. Uczy śpiewu w szkole muzycznej, której Step jest dyrektorem. Step - by - step jest moim tatą, nauczycielem tańca i świetnym towarzyszem do lotu. Oprócz nich mam jeszcze Symphony i Melody, które nie są moją rodziną, ale traktuję je jak siostry.

Cutie Mark: To księżyc oblany blaskiem z malutką nutką. Uwielbiam go, bo noc to moja ulubiona pora dnia. Wtedy najlepiej mi się myśli, kocham śpiewać w blasku księżyca. Koleżanki śmieją się, bo moje imię dziwnym trafem pasuje do mojego znaczka.

Charakter: Eh… nawet nie wiecie jak trudno mi opisywać siebie. Jestem nieśmiałą klaczą… nawet bardzo. Boję się powiedzieć „Dzień dobry” listonoszowi, no może przesadzam, ale naprawdę odwagą nie grzeszę. Choć o dziwo jak wchodzę na scenę czuję się wolna, tam mogę wszystko, nic mnie nie ogranicza, mogę robić to, co kocham i w czym jestem nawet dobra. Przy obcych jestem szarą myszką, zwyczajnym, skrytym i małomównym gryzoniem. Zaś przy przyjaciółkach zamieniam się w dziką kocicę, tak nazywa mnie Melody. Na każdym kroku próbuje je rozśmieszyć, niczego nie biorę na poważnie. Jestem typem artystki, tak mówi mama, bywam wrażliwa i lubię czasem pobyć sama ze swoimi myślami.

Miejsce zamieszkania: Malutka wioska pod Canterlotem, nie ma nawet swojej nazwy. Rodzice nazywają ją „Przedsionkiem raju”, bo tu się poznali, to takie romantyczne. Ja wolę nazywać ją po prostu domem. Mieszkamy w ogromnym drzewie przystosowanym do zamieszkania. Mamy w nim mnóstwo pomieszczeń takich jak: kuchnia, salon, jadalnia, salka do tańca, pokój z instrumentami i 3 sypialnie: rodziców, moja i gościnna. Moja jest największa.

Talent: Sama uważam, że nie mam żadnego, chociaż lubię swój głos, ale talentem bym tego nie nazwała.

Zainteresowania: A mam ich dosyć sporo. Śpiewam i tańczę, bo jak tu tego nie robić, gdy ma się takich rodziców. Mam sopran, chociaż czasem udaje mi się wejść w rejestr altu, marzę by osiągnąć skalę sopranu koloraturowego. Tańczę dość przeciętnie, bo nie mam odpowiedniego partnera do tańca towarzyskiego. Oprócz tego gram na wiolonczeli i odrobinkę na fortepianie, ale wiola jest moim instrumentem głównym, ubóstwiam ją za jej mocny głęboki dźwięk.

Przyjaciele: Potrzebują oddzielnego podpunktu. Mam ich aż dwóch, a raczej dwie. Symphony to bardzo niezwykły jednorożec z rodziny pegazów, jest niezwykle uzdolnioną muzycznie pianistką, nie to, co ja, również ma sopran. Melody to pegaz, mieszka ze mną by móc uczyć się w szkole moich rodziców, wspominałam, że ona jest w Canterlocie? Mel gra na gitarze, to dosyć zabawne, bo gra przy pomocy skrzydeł. Jako jedyna w naszym mini zespole jest altem, ale nie takim zwyczajnym altem. Raz listonosz pomylił ja z ogierem i powiedział „zostawię tą paczkę przed drzwiami proszę pana”. Ile wtedy miałyśmy śmiechu, miłe wspomnienie.

Wygląd: Kiepskiej jakości tymczasowy rysunek Moon i Coś z dedykacją dla osoby, która wie, że to dla niej.

Tak, wiem, że macie zdjęcie i nic więcej tu pisać nie trzeba, ale jakoś nie chce jeszcze zaczynać mojej historii… jest zbyt nuuuudna, według mnie. Chociaż… zaczynam.

Historia: Moja historia zaczyna się w wiklinowym koszyku pod kocykiem i grubą warstwom siana. Ktoś mnie zostawił. Nie pamiętam, kto, ale na pewno pamiętam promienny uśmiech mamy, gdy zobaczyła mnie po raz pierwszy właśnie w tym koszyczku przed swoimi drzwiami. W koszu jedynymi przedmiotami, oprócz mnie, była wielka, gruba, opasana skórą księga, dziwny wisiorek na wstążce i kawałek kory z wyrytym imieniem.

Wtedy rodzice nie zastanawiali się skąd pochodzę i kto mógł mnie zostawić, po prostu cieszyli się swoim małym darem znikąd, małym jednorożcem jak później wmawiali innym.

Gdy podrosłam dowiedziałam się, że Souclear nie może mieć własnych dzieci. Oczywiście cały czas wiedziałam, że nie jestem ich i wcale mi to nie przeszkadzało. Wychowywali mnie jak własną córkę i strasznie rozpieszczali. Miałam wszystko, od zabawek po wyszukane stroje. Mama uwielbiała mnie przebierać.

Problem pojawił się, gdy zaczęłam chodzić do szkoły. Rodzice bali się, że ktoś mnie skrzywdzi, bo jestem „inna”. Jako jedyna w klasie chodziłam w sukienkach, przez co stałam się obiektem wyładowywania złości, ponieważ odstawałam od reszty. Przeszkadzał im mój wygląd, ale to był jedyny sposób by ukryć jeszcze gorszy powód do wytykania kopytkami. Pod materiałem chowałam skrzydła. Ukrywaliśmy to, że jestem alicornem, ponieważ wydałoby się to, że nie jestem ich. A po za tym to dziwne by zwykły kucyk miał i róg i skrzydła. Atmosfera ze szkoły przenosiła się do domu, rodzice zazwyczaj wracali późno z pracy bardzo zmęczeni. Nie chciałam ich zamęczać moimi problemami. Tłumiłam je w sobie, a one tam rosły. Z każdym dniem było coraz gorzej. Obwiniałam o to rodziców, tych biologicznych, bo to przez to, co po nich odziedziczyłam miałam tyle problemów. Nienawidziłam mojej rasy. Pewnej nocy moja frustracja i żal sięgnęły zenitu i… nie.. Nie wolno mi o tym mówić, przepraszam.

Gdy skończyłam 8 lat rodzice postanowili przenieść mnie do swojej szkoły, szkoły muzycznej. To było magiczne miejsce. Tam wszyscy chodzili w pięknych i oryginalnych strojach. Każdy miał swój indywidualny styl i nikt go za to nie wyśmiewał. To był dla mnie raj. I w tym właśnie raju poznałam najmilszego jednorożca w całej szkole, jeśli nie w Equestrii. I tak samo jak ja była tam nowa. Chociaż miała 9 lat, Symphony chodziła ze mną do klasy. Jej instrumentem głównym było pianino, a moim wiolonczela. Bardzo często razem ćwiczyłyśmy. Phony była wybitną pianistką jak na swój młody wiek, więc mama często zapraszała ją do naszego domu na indywidualne nauczanie. Spędzałyśmy ze sobą całe dnie, a czasem nawet i noce. Później poznałam Melody, jej całkowite przeciwieństwo. Szaloną i zadufaną w sobie pegazicę z Manehattan. Mama usłyszała ją na dworcu w Ponyville, gdy odwiedzała tam rodzinę i nie pozwoliła wrócić do domu bez potwierdzenia, że zamieszka u nas i będzie uczyć się w naszej szkole. Rodzice Mel zgodzili się i wzbogaciłam się o współlokatorkę w moim pokoju. Naszej trójki nie dało się wtedy rozdzielić, chodziłyśmy razem wszędzie. Nawet nasze znaczki odkryłyśmy wspólnymi siłami. (mój odkryłyśmy jako ostatni). Wtedy zdawało się, że nic nie może zniszczyć naszego sielskiego życia. Ale coś skusiło się uświadomić nas, że jesteśmy w błędzie …

Wiem co powiecie, "Znowu alicorn, jakby nie było normalnych ras. I do tego sierota. Więcej was matka nie miała?"

Tego OC stworzyłam jeszcze przed dołączeniem do forum. Wtedy wydawał się normalny. Dopiero teraz doprecyzowałam historie Moon i wierzcie mi chciałam jej odciąć skrzydła lub spiłować róg. Ale osoby które poznały mojego OC przed wami, mi nie pozwoliły, dlatego jestem gotowa na wszelka krytykę z waszej strony.

Dziękuje za poświęcenie swojego czasu na przeczytanie mojej pracy.


Eh... jakbym nie mogła dać sobie spokoju po jednym OC. Oczywiście, że nie! Ja muszę mieć ich więcej :rainderp:

Tak więc oto Melody:

rysunkowy wygląd Mel i vector

A jej opis dam w spoiler.... nie przestraszcie się :aj5:

UWAGA TEN TEKST ZAWIERA MNÓSTWO SŁÓW I ZABIERA MNÓSTWO CZASU, NIKT TEGO NIE CZYTA, WIĘC CZEMU TY AKURAT CHCESZ TO PRZECZYTAĆ?

Imię: Melody, przyjaciółki mówią mi Mel, a ty możesz mi mówić nawet Henryk, jeśli chcesz.

Wiek: 18 lat YAY! Albo OMG, jaka ja jestem staaaraa!

Rodzina: Nie lubię mojej rodziny, ale cóż, jej się nie wybiera. Rodzice odkąd pamiętam nie dogadywali się za dobrze. Rozwiedli się i podzieli się córkami po połowie, ja wylądowałam u matki. Healthy Mind jest jednorożcem, kucykowym psychologiem z maniom na punkcie zdrowej żywności. A tatuś zaś jest pegazem. Bezrobotnym pegazem, którego utrzymują rodzice, zwie się Dodger. Siostrunia jest jednorożcem tak jak mamusia. Nie lubię jej zbytnio, przez jej tchórzliwość, pesymistyczne spojrzenie na wszystko i niezdolność do utrzymywania tajemnic. Nazywa się Sweet Sneak. Wiem, że to straszne, ale cieszę się, że nie widuję jej zbyt często.

Rasa: Jestem dumną pegazicą – a może dumnym pegazem?

CM: Na moim boku widnieje cudny mikrofon obok cudnej gwiazdki. Mój znaczek jest po prostu cudny. Zdobyłam go, gdy zrozumiałam, że śpiew jest moją pasją i właśnie nim chce zarabiać na życie. Jestem urodzona by zostać gwiazdą!

Charakter: Jestem zdrowo świrniętą wariatką, która nie boi się mówić innym, co o nich myśli. Czasem bywam egoistyczna, ale każdy czasem taki jest. Lubię wygrywać, ale nie przejmuję się jak przegrywam, no, bo w końcu wychowywała mnie pani psycholog. Bywam śmiała, bardzo śmiała, czasem zbyt śmiała. Jestem typem samicy alfa, uwielbiam być szefem grupy. Moje przyjaciółki to szanują, ale nie pozwalają mi rozwijać zbytnio swoich zdolności przywódczych. Uważają, że czasem jestem zbyt irracjonalna. Ale w życiu potrzebna jest odrobina szaleństwa, inaczej byłoby nudne. Uwielbiam imprezy z dobrą muzyką. Najlepiej czuję się w centrum uwagi.

Miejsce zamieszkania: Aktualnie jest to pokój Moonlight, w takiej pięknej zapadłej dziurze pod Canterlotem, o której zapomniał świat. Jej pokój usadowiony jest wewnątrz ogromnego drzewa. Rozumiecie! Mieszkam w drzewie! Gdy mieszkałam u matki nie miałam takiego epickiego domu. Zamieszkiwaliśmy małą klitkę nad jej gabinetem w Manehattan. Mała łazienka, 2 mini pokoiki i kuchnio-jadalnio-salon. U Moon mam mnóstwo miejsca i swój własny kącik do gry na gitarze.

Zainteresowania: Śpiewam, mam alt i dość pokaźną skalę głosu. To dzięki mojej barwie i spontaniczności mieszkam teraz w tym wspaniałym magicznym miejscu z dala od popapranej rodzinki. (No, bo kto śpiewa głośno na dworcu czekając na pociąg?)

Gram na gitarze. Ale nie normalnie kopytami, strasznie trudno złapać nimi jakikolwiek chwyt, ja gram skrzydłami.

Oprócz tego dużo czytam. Tak, ja zwariowany pegaz kochający imprezki czytam książki! Nie jestem pustą lalką myślącą tylko o tym by zwrócić na siebie uwagę i władać wszystkimi. Mam jakąś tam wrażliwość gdzieś tam w środku. Najczęściej czytam romanse.

MUSZĘ CIĘ ZMARTWIĆ, TO BYŁ TYLKO OPIS. TERAZ BĘDZIE MOJA HISTORIA, DZIWIĘ SIĘ, ŻE W OGÓLE JESZCZE TU JESTEŚ. ALE SKORO PRZECZYTAŁEŚ TO 438 SŁÓW, RESZTE TEŻ DASZ RADĘ.

No moje dzieciństwo, muszę przyznać nie było aż tak złe. Razem z rodzicami dość dużo podróżowaliśmy. Z siostrą byłyśmy bardzo rozpieszczane przez tatusia, miałyśmy wszystko, czego dusza zapragnie. Czyli według mamy za dużo, przez co wyrosło z nas to, co wyrosło.

Już w najmłodszych latach ujawniła się moja cecha dominująca. Chociaż Sweet Sneak była starsza, to ona zawsze odgrywała rolę sługi w naszych zabawach, pozwalała mi sobą pomiatać. Ja szczerze nie widziałam w tym nic złego, ale mojej mamuśce niezbyt się to podobało. Dlatego wymyślała mi mnóstwo prac domowych by stłumić moje „chore zapędy”. Przez co nie zdołałam poznać żadnych koleżanek, bo praktycznie nie wychodziłam z domu. Nie mówię, że wszystkie te prace wykonywałam sama, siostra mi pomagała. Ale nie wiem czy dlatego, że tata ją o to prosił czy z własnej nieprzymuszonej woli. Moim zdaniem ona nie miała wolnej woli, była jak mały robocik, który robi wszystko, co nakażą mu inni.

Moi prawni opiekunowie, jako tako się dogadywali do czasu osiągnięcia przeze mnie wieku szkolnego. Tatuś chciał wysłać mnie do szkoły lotniczej, a jego żona wolała, bym poszła do budy uczącej dobrych manier, która zrobi ze mnie prawdziwą damę, do tej szkoły chodziła moja siostrunia. Nie wiem, czemu w ogóle się pobrali, nie dogadywali się w niczym i zawsze mieli odmienne zdanie, czy to w sprawie zasłonek, czy imienia dla rybki. Ja, koniec końców poszłam do najnormalniejszej szkoły dla wszystkich kucyków, a rodzice się rozwiedli. Wiem, że to straszne, ale jakoś się tym nie przejęłam. Miałam wtedy 7 lat.

Po rozwodzie Dodger wziął Sweet Sneak, a mnie zabrała mama. Mimo, że zadawała mi mnóstwo prac domowych i korygowała mnie na każdym kroku, cieszyłam się, że idę z nią. Z Healthy Mind dogadywałam się jednak lepiej niż z tatą, potrafiła więcej zrozumieć i o niebo lepiej gotowała. Tylko był jeden ogromny minus. Gdy się wyprowadziłyśmy cały koszt naszego utrzymania spadł na matkę. Przez co całymi dniami po szkole przesiadywałam w swoim malutkim pokoiku sama. Różne myśli przychodzą do głowy małej klaczki, gdy jest sama w domu. Wtedy moja samoocena bardzo spadła. Choć miałam mnóstwo koleżanek w klasie, które jednogłośnie uznały mnie za lidera grupy, nie miałam wśród nich żadnej przyjaciółki. A przyjaciółka dla kucyka w tym wieku jest kimś bardzo ważnym. Na otarcie łez dostałam gitarę od cioci z Ponyville, jej starą dość mocno zużytą gitarę akustyczną. Pokochałam ją od pierwszego wejrzenia. Grałam na niej codziennie, przez co najmniej godzinę. To zastępowało mi spotkania z przyjaciółką, wtedy to ten instrument był moją przyjaciółką. Tylko strasznie niewygodnie gra się kopytkami. Pewnego dnia po ciężkim treningu akrobatyki, na którą zapisała mnie mama, nie miałam siły utrzymać gitary z kopytkach. A, że wyznawałam zasadę: „Dzień bez gitary jest dniem straconym”, chwyciłam ją swoimi małymi skrzydełkami. Efekt był nieprawdopodobny. Grałam tak przez bite trzy godziny i pewnie robiłabym to dłużej, ale zasnęłam. Od tamtej pory grałam tylko tak, czasem wspomagając się kopytkami lub pyszczkiem. Do gry dołączyłam śpiew, ćwiczyłam teraz regularnie po półtorej godziny dziennie. Mama obiecała mi, że będę mogła pojechać do cioci pokazać efekty swojej pracy, gdy poprawię oceny, będę sprzątać dom przez 2 tygodnie i ugotuję jej obiad. Wszystko to przyszło mi z łatwością. Bardzo zależało mi na osobistym podziękowaniu cioci i zaprezentowaniu jej moich umiejętności. W ostatni dzień sprzątania domu, nasza klitka lśniła jak nigdy dotąd. Można było przejrzeć się w blacie stołu i wszędzie unosiła się woń ulubionej pasty do podłóg Healthy Mind i zapiekanki makaronowej ze szpinakiem i serem pleśniowym, którą przygotowałam na obiad. Nikt nie uwierzyłby, że to dzieło 8-śmio letniego pegaza. Następnego dnia siedziałam w pociągu jadącym do Ponywille wraz z moją gitarą.

Na Celestię! Ale się rozdrobniłam, za chwile zacznę wam szczegółowo opisywać jak wysiadłam z pociągu. To by było takie nuuuudne i obciachowe. Więc powiem wam tylko, że ciocia akurat tego dnia musiała wyjechać w ważnej sprawie, nie zastałam nikogo w domu. Wróciłam na stacje i czekając na pociąg wyjęłam cupcake (tak nazywałam swoją gitarę). Zaczęłam grać jedną z moich ulubionych piosenek, chciałam tym pokazać wszystkim kucykom, które akurat stały w pobliżu mnie, mój ból i rozczarowanie. Nie obchodziło mnie, co sobie o mnie pomyślą po prostu grałam. I wtedy los się do mnie uśmiechnął. Właśnie miałam zaczynać powtórkę refrenu, ale przerwał mi jakiś jednorożec, szeroko uśmiechnięta klacz. Okazało się, że jest nauczycielką śpiewu w szkole w Canterlocie i oznajmiła mi, że nie puści mnie do domu, dopóki nie zgodzę się zapisać do jej szkoły. Pojechała nawet ze mną do domu. Tam długo namawiała moją mamę, by zapisała mnie do jej szkoły. Powiedziała, że będę mogła mieszać u niej na jej koszt i uczyć się za darmo. To przeważyło szalę. Następnego dnia spałam już w swoim nowym niesamowitym pokoju, który był usadowiony w drzewie. Tak zaczęła się moja przygoda z Moonlight i Symphony, moimi pierwszymi, prawdziwymi, najlepszymi przyjaciółkami.

MUSZĘ CI POGRATULOWAĆ, PRZECZYTAŁEŚ CAŁY OPIS MELODY. W SUMIE 1287 SŁOWA RAZEM Z ZAKOŃCZENIEM. DZIĘKUJE ZA POŚWIĘCENIE SWOJEGO CZASU. MAM NADZIEJĘ, ŻE ZBYTNIO CIĘ NIE ZNUDZIŁAM.

No to na razie tyle, jeszcze raz dziękuje za poświęcenie swojego czasu. Jeśli chcesz możesz zostawić komentarz by wytknąć mi błędy lub/i pochwalić tekst. Wybór należy no ciebie!


Postanowiłam dodać ostatnią z tria moich OC. Tym razem bez historii by nie zabierać wam tyle czasu ... no i tamte ściany tekstu dosyć odstraszają :aj3:

Chcę wam przedstawić Symphony

Imię: Symphony, to taki trzy- lub czteroczęściowy utwór muzyczny na orkiestrę, który jest koncertowym odpowiednikiem Sonaty. Ale przyjaciółki wolą mówić na mnie Phony.

Wiek: 18 lat, ale wiosną kończę 19

Wygląd: Przy pianinie

Rodzina: Pochodzę z długoletniego i szanowanego rodu pegazów. Czystej krwi pegazów. Pegazów z dziada pradziada. I nikt nie rozumie, dlaczego jestem jednorożcem!

Zdrada matki nie wchodzi w grę, Ciel Clair (z francuskiego- czyste niebo) zbyt mocno kocha swego męża. Jest z nim pomimo, że tacie nie powodzi się zbyt dobrze i ma problemy ze znalezieniem pracy. Mama pracuje jako pielęgniarka w fabryce pogody. Tata jak się domyślacie jest pegazem, o imieniu Devine, aktualnie zajmuje się rozładowywaniem chmur burzowych. Mam jeszcze brata, najbardziej nieznośnego młodszego brata, jakiego może mieć bezskrzydłe dziwadło w rodzinie lotników. Chocolate Rain to mały rozszalały samolocik, który wciska swój pyszczek w nie swoje sprawy. Ma bzika na punkcie czekoladowego mleka.

Cutie Mark: Zdobyłam go, jako pierwsza w naszym trio. Przedstawia kawałek klawiatury fortepianu, a dokładniej klawisze: C, Cis, D, Dis, E lub C, Des, D, Es, E, jak kto woli. Zdobyłam go, gdy uświadomiłam sobie, że potrafię komponować i grać na fortepianie. Klawisze, które powinny być białe, mają 3 pierwsze kolory tęczy. Oznacza to, że grane przeze mnie melodie są barwne i różnorodne. Ten znaczek jest dokładnie taki, jaki sobie wymarzyłam.

Charakter: Jestem zdrowo pokręconą świruską!

MEL! ZJEŻDŻAJ Z MOJEGO OPISU! Em.. na czym to ja? Yyyyy Moon pomożesz?

Z Przyjemnością! Jesteś miła, zabawna, opiekuńcza, wrażliwa, koleżeńska, otwarta, spontaniczna, wyluzowana, ambitna, kreatywna… mam nadzieję, że niczego nie pominęłam.

Nie mnie to oceniać, dziękuję Ci bardzo!

Miejsce zamieszkania: Ogromna chmura niedaleko drzewa Moonlight. Utrzymuję się na niej dzięki zaklęciu. Mieszczą się niej trzy budynki mieszkalne. W jednym mieszkam ja z bratem i rodzicami, w drugim dziadkowie, a w ostatnim starszy pan z niepokornym wnukiem w moim wieku. W domu mamy 2 pokoje, łazienkę, salon i jadalnię połączoną z kuchnią. Nie jest to 5-cio gwiazdkowy apartament, ale nam w zupełności wystarcza. Na początku dzieliłam pokój z Chocolate Rain, ale rodzice widząc, że strasznie się męczę, odstąpili mi swoją sypialnie i przenieśli się do salonu.

Zainteresowania: Na początek jedno słowo: MUZYKA! Uwielbiam wszystko co z nią związane. Mam na jej punkcie bzika. Gdy mi smutno- gram na fortepianie, gdy jestem wesoła- śpiewam, gdy nie mam co robić- tańczę, a na nudę najlepsze jest komponowanie! Oprócz tego lubię czytać, uczyć się i rozwiązywać krzyżówki. Samodoskonalenie jest w życiu najważniejsze.

I to by było na tyle. Wszystkie rysunki zrobiłam sama, vectory zrobił dla mnie Mac Tavish. Za wszystkie komentarze dziękuje. Historie może kiedyś napiszę, na razie nie widzę w tym sensu.

Link do komentarza
  • 2 weeks later...
Gość Piter Wan Kenobi

Bardzo fajna postać, mi tam się osobiście bardzo podoba. Dość ciekawa historia też jest na plus. Pewnie trochę czasu przy tym spędziłaś, ale tak czy siak gratuluję ;d.

Link do komentarza

Eh... jakbym nie mogła dać sobie spokoju po jednym OC. Oczywiście, że nie! Ja muszę mieć ich więcej :rainderp:

Tak więc oto Melody:

rysunkowy wygląd Mel i wersja zmodyfikowana komputerowo

A jej opis dam w spoiler.... nie przestraszcie się :aj5:

UWAGA TEN TEKST ZAWIERA MNÓSTWO SŁÓW I ZABIERA MNÓSTWO CZASU, NIKT TEGO NIE CZYTA, WIĘC CZEMU TY AKURAT CHCESZ TO PRZECZYTAĆ?

Imię: Melody, przyjaciółki mówią mi Mel, a ty możesz mi mówić nawet Henryk, jeśli chcesz.

Wiek: 18 lat YAY! Albo OMG, jaka ja jestem staaaraa!

Rodzina: Nie lubię mojej rodziny, ale cóż, jej się nie wybiera. Rodzice odkąd pamiętam nie dogadywali się za dobrze. Rozwiedli się i podzieli się córkami po połowie, ja wylądowałam u matki. Healthy Mind jest jednorożcem, kucykowym psychologiem z maniom na punkcie zdrowej żywności. A tatuś zaś jest pegazem. Bezrobotnym pegazem, którego utrzymują rodzice, zwie się Dodger. Siostrunia jest jednorożcem tak jak mamusia. Nie lubię jej zbytnio, przez jej tchórzliwość, pesymistyczne spojrzenie na wszystko i niezdolność do utrzymywania tajemnic. Nazywa się Sweet Sneak. Wiem, że to straszne, ale cieszę się, że nie widuję jej zbyt często.

Rasa: Jestem dumną pegazicą – a może dumnym pegazem?

CM: Na moim boku widnieje cudny mikrofon obok cudnej gwiazdki. Mój znaczek jest po prostu cudny. Zdobyłam go, gdy zrozumiałam, że śpiew jest moją pasją i właśnie nim chce zarabiać na życie. Jestem urodzona by zostać gwiazdą!

Charakter: Jestem zdrowo świrniętą wariatką, która nie boi się mówić innym, co o nich myśli. Czasem bywam egoistyczna, ale każdy czasem taki jest. Lubię wygrywać, ale nie przejmuję się jak przegrywam, no, bo w końcu wychowywała mnie pani psycholog. Bywam śmiała, bardzo śmiała, czasem zbyt śmiała. Jestem typem samicy alfa, uwielbiam być szefem grupy. Moje przyjaciółki to szanują, ale nie pozwalają mi rozwijać zbytnio swoich zdolności przywódczych. Uważają, że czasem jestem zbyt irracjonalna. Ale w życiu potrzebna jest odrobina szaleństwa, inaczej byłoby nudne. Uwielbiam imprezy z dobrą muzyką. Najlepiej czuję się w centrum uwagi.

Miejsce zamieszkania: Aktualnie jest to pokój Moonlight, w takiej pięknej zapadłej dziurze pod Canterlotem, o której zapomniał świat. Jej pokój usadowiony jest wewnątrz ogromnego drzewa. Rozumiecie! Mieszkam w drzewie! Gdy mieszkałam u matki nie miałam takiego epickiego domu. Zamieszkiwaliśmy małą klitkę nad jej gabinetem w Manehattan. Mała łazienka, 2 mini pokoiki i kuchnio-jadalnio-salon. U Moon mam mnóstwo miejsca i swój własny kącik do gry na gitarze.

Zainteresowania: Śpiewam, mam alt i dość pokaźną skalę głosu. To dzięki mojej barwie i spontaniczności mieszkam teraz w tym wspaniałym magicznym miejscu z dala od popapranej rodzinki. (No, bo kto śpiewa głośno na dworcu czekając na pociąg?)

Gram na gitarze. Ale nie normalnie kopytami, strasznie trudno złapać nimi jakikolwiek chwyt, ja gram skrzydłami.

Oprócz tego dużo czytam. Tak, ja zwariowany pegaz kochający imprezki czytam książki! Nie jestem pustą lalką myślącą tylko o tym by zwrócić na siebie uwagę i władać wszystkimi. Mam jakąś tam wrażliwość gdzieś tam w środku. Najczęściej czytam romanse.

MUSZĘ CIĘ ZMARTWIĆ, TO BYŁ TYLKO OPIS. TERAZ BĘDZIE MOJA HISTORIA, DZIWIĘ SIĘ, ŻE W OGÓLE JESZCZE TU JESTEŚ. ALE SKORO PRZECZYTAŁEŚ TO 438 SŁÓW, RESZTE TEŻ DASZ RADĘ.

No moje dzieciństwo, muszę przyznać nie było aż tak złe. Razem z rodzicami dość dużo podróżowaliśmy. Z siostrą byłyśmy bardzo rozpieszczane przez tatusia, miałyśmy wszystko, czego dusza zapragnie. Czyli według mamy za dużo, przez co wyrosło z nas to, co wyrosło.

Już w najmłodszych latach ujawniła się moja cecha dominująca. Chociaż Sweet Sneak była starsza, to ona zawsze odgrywała rolę sługi w naszych zabawach, pozwalała mi sobą pomiatać. Ja szczerze nie widziałam w tym nic złego, ale mojej mamuśce niezbyt się to podobało. Dlatego wymyślała mi mnóstwo prac domowych by stłumić moje „chore zapędy”. Przez co nie zdołałam poznać żadnych koleżanek, bo praktycznie nie wychodziłam z domu. Nie mówię, że wszystkie te prace wykonywałam sama, siostra mi pomagała. Ale nie wiem czy dlatego, że tata ją o to prosił czy z własnej nieprzymuszonej woli. Moim zdaniem ona nie miała wolnej woli, była jak mały robocik, który robi wszystko, co nakażą mu inni.

Moi prawni opiekunowie, jako tako się dogadywali do czasu osiągnięcia przeze mnie wieku szkolnego. Tatuś chciał wysłać mnie do szkoły lotniczej, a jego żona wolała, bym poszła do budy uczącej dobrych manier, która zrobi ze mnie prawdziwą damę, do tej szkoły chodziła moja siostrunia. Nie wiem, czemu w ogóle się pobrali, nie dogadywali się w niczym i zawsze mieli odmienne zdanie, czy to w sprawie zasłonek, czy imienia dla rybki. Ja, koniec końców poszłam do najnormalniejszej szkoły dla wszystkich kucyków, a rodzice się rozwiedli. Wiem, że to straszne, ale jakoś się tym nie przejęłam. Miałam wtedy 7 lat.

Po rozwodzie Dodger wziął Sweet Sneak, a mnie zabrała mama. Mimo, że zadawała mi mnóstwo prac domowych i korygowała mnie na każdym kroku, cieszyłam się, że idę z nią. Z Healthy Mind dogadywałam się jednak lepiej niż z tatą, potrafiła więcej zrozumieć i o niebo lepiej gotowała. Tylko był jeden ogromny minus. Gdy się wyprowadziłyśmy cały koszt naszego utrzymania spadł na matkę. Przez co całymi dniami po szkole przesiadywałam w swoim malutkim pokoiku sama. Różne myśli przychodzą do głowy małej klaczki, gdy jest sama w domu. Wtedy moja samoocena bardzo spadła. Choć miałam mnóstwo koleżanek w klasie, które jednogłośnie uznały mnie za lidera grupy, nie miałam wśród nich żadnej przyjaciółki. A przyjaciółka dla kucyka w tym wieku jest kimś bardzo ważnym. Na otarcie łez dostałam gitarę od cioci z Ponyville, jej starą dość mocno zużytą gitarę akustyczną. Pokochałam ją od pierwszego wejrzenia. Grałam na niej codziennie, przez co najmniej godzinę. To zastępowało mi spotkania z przyjaciółką, wtedy to ten instrument był moją przyjaciółką. Tylko strasznie niewygodnie gra się kopytkami. Pewnego dnia po ciężkim treningu akrobatyki, na którą zapisała mnie mama, nie miałam siły utrzymać gitary z kopytkach. A, że wyznawałam zasadę: „Dzień bez gitary jest dniem straconym”, chwyciłam ją swoimi małymi skrzydełkami. Efekt był nieprawdopodobny. Grałam tak przez bite trzy godziny i pewnie robiłabym to dłużej, ale zasnęłam. Od tamtej pory grałam tylko tak, czasem wspomagając się kopytkami lub pyszczkiem. Do gry dołączyłam śpiew, ćwiczyłam teraz regularnie po półtorej godziny dziennie. Mama obiecała mi, że będę mogła pojechać do cioci pokazać efekty swojej pracy, gdy poprawię oceny, będę sprzątać dom przez 2 tygodnie i ugotuję jej obiad. Wszystko to przyszło mi z łatwością. Bardzo zależało mi na osobistym podziękowaniu cioci i zaprezentowaniu jej moich umiejętności. W ostatni dzień sprzątania domu, nasza klitka lśniła jak nigdy dotąd. Można było przejrzeć się w blacie stołu i wszędzie unosiła się woń ulubionej pasty do podłóg Healthy Mind i zapiekanki makaronowej ze szpinakiem i serem pleśniowym, którą przygotowałam na obiad. Nikt nie uwierzyłby, że to dzieło 8-śmio letniego pegaza. Następnego dnia siedziałam w pociągu jadącym do Ponywille wraz z moją gitarą.

Na Celestię! Ale się rozdrobniłam, za chwile zacznę wam szczegółowo opisywać jak wysiadłam z pociągu. To by było takie nuuuudne i obciachowe. Więc powiem wam tylko, że ciocia akurat tego dnia musiała wyjechać w ważnej sprawie, nie zastałam nikogo w domu. Wróciłam na stacje i czekając na pociąg wyjęłam cupcake (tak nazywałam swoją gitarę). Zaczęłam grać jedną z moich ulubionych piosenek, chciałam tym pokazać wszystkim kucykom, które akurat stały w pobliżu mnie, mój ból i rozczarowanie. Nie obchodziło mnie, co sobie o mnie pomyślą po prostu grałam. I wtedy los się do mnie uśmiechnął. Właśnie miałam zaczynać powtórkę refrenu, ale przerwał mi jakiś jednorożec, szeroko uśmiechnięta klacz. Okazało się, że jest nauczycielką śpiewu w szkole w Canterlocie i oznajmiła mi, że nie puści mnie do domu, dopóki nie zgodzę się zapisać do jej szkoły. Pojechała nawet ze mną do domu. Tam długo namawiała moją mamę, by zapisała mnie do jej szkoły. Powiedziała, że będę mogła mieszać u niej na jej koszt i uczyć się za darmo. To przeważyło szalę. Następnego dnia spałam już w swoim nowym niesamowitym pokoju, który był usadowiony w drzewie. Tak zaczęła się moja przygoda z Moonlight i Symphony, moimi pierwszymi, prawdziwymi, najlepszymi przyjaciółkami.

MUSZĘ CI POGRATULOWAĆ, PRZECZYTAŁEŚ CAŁY OPIS MELODY. W SUMIE 1287 SŁOWA RAZEM Z ZAKOŃCZENIEM. DZIĘKUJE ZA POŚWIĘCENIE SWOJEGO CZASU. MAM NADZIEJĘ, ŻE ZBYTNIO CIĘ NIE ZNUDZIŁAM.

Link do komentarza
  • 2 weeks later...
  • 3 weeks later...
×
×
  • Utwórz nowe...