Skocz do zawartości

Equestria_Ponyland: Przygoda... (by Plothorse)


Nightmare

Recommended Posts

Klacz uśmiechnęła się, a jej róg zabłysł. Chmura ponownie ruszyła za Wietrzykiem, nawet nie drasnęła czarnej alicorn. Ta pogoń wydawała się nie mieć końca. W pewnym momencie Wietrzyk zobaczył na ziemi złoty kamień, ciągnięty po niej przez kilka szerszeni. Próbowały go zaciągnąć do lasu, ale mimowolnie, trochę go zbliżyły do słupa.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 289
  • Created
  • Ostatnia odpowiedź

Top Posters In This Topic

  • 2 weeks later...

(Witaj ponownie. Skoro wróciłaś, sądzę, że czas najwyższy abym odpisał... nie wiem jak to będzie teraz z sesją, gdy mam maturę... kulminacje wydarzeń i w tym i w tamtym świecie się zbiegły. Niemniej jednak, spróbuję poradzić sobie z obydwojgiem... zobaczmy, jak wyjdzie.)

Breeze Wavetrot

Wietrzyk śmignął nad owymi szerszeniami... może trochę z boczku? Konkretnie, ze strony leśnej... tak, aby swą niezbyt kuszącą obecnością kuca obcującego z chmurą burzową na ogonie... dosłownie, czy niedosłownie... oddziałać na psychikę owych trutni... i spowodować ich skręcenie jeszcze bardziej w stronę owego słupu...

Sytuacja była z chmurą patowa. On jej nic nie mógł zrobić, ona jemu... w miarę chwilowo aż tyle nie... cóż, nie było po co jej ruszać, taki wniosek.

Rozejrzał się w locie wokół. Spojrzał na owe drzewa. Przyszedł mu nawet pomysł na to, jak mógłby spróbować wgramolić owy kamień na szczyt słupa... tylko potrzebowałby zwalić dwa pnie i uczynić z nich prowizoryczną wyrzutnię... gdy już kamień znalazłby się w powietrzu, łatwo byłoby już z nim opaść do celu... chyba?

Czy też nadłożyłby to tylko trasy i sił...? I naraziłoby też kamień na rozbicie? Któż wie... w każdym razie - postarał się coś wymyślić - i dlatego też przeczesywał teren w poszukiwaniu czegoś co jeszcze nadawałoby się do wykorzystania.... nie aż tak spróchniałego, by pękło, nie spełniwszy swej funkcji... lecz nie aż tak żywego, by nie zdołał tego obalić...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Szerszenie odczepiły sobie żądła i ruszyły za Wietrzykiem. Drzew dobrych do wyrzutni nigdzie nie było, wszystkie mogły się rozsypać w proch pod samym dotykiem. Kucyki skoczyły na jeden oddział szerszeni, dzięki czemu liczba goniących cię zmniejszyła się do chmury burzowej i dwóch trutni. Reszta nasłanych przez alicorn chmur skupiła się na kucykach.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Breeze Wavetrot

 

 

Wietrzyk zadrżał. Okalający go żywioł muskał jego ciało, lecz tym razem nie on sprawił, że krew żywiej w nim zawrzała. Pomyślał, że dostrzegł szansę... sposób na postawienie Słonecznego Kamienia na jego prawowite miejsce. Nadzieja jego była kruchą, lecz na tyle realną, że postanowił się jej uchwycić.

 

Planował wtoczyć go po ciałach szerszeni. Jednakże, najpierw potrzebował je unieruchomić... ogłuszyć.

 

 

Zerknął za siebie. Peleton deptał mu po skrzydłach... Pegaz odlatywał, uciekał w oczach swych prześladowców. Kierował się w stronę przeciwną do kamiennego filaru. Po chwili zaczął wznosić tor lotu. Zaczął wykonywać sporą pętlę. Na tyle powoli, aby szerszenie podążyły bezpośrednio za nim, a nie wykonały inną figurę w celu przechwycenia go. Gdy zaczął już lecieć do góry kopytami, namierzył wzrokiem słup i poleciał prosto do niego. Zaczął się w typowy dla siebie sposób obracać wokół własnej osi, aby utworzyć z pędu powietrza za sobą swoisty wirek. Planował wessaniem do niego ścigających go owadów skołować je, sprawić by jeden wpadł na drugiego i przeszkodzić w skutecznym wydostaniu się - czytaj - wyleceniu z niego.

 

 

Obracając się, nadal ze wzrokiem utkwionym w filarze, leciał dalej... skręcił na krótko przed zderzeniem się z nim - tak, aby lecące za nim szerszenie, zniewolone przez jego strugę powietrza, przeżyły bolesne spotkanie z kamiennym konstruktem.

 

Miał nadzieję, że to wystarczy... lecz planował w razie czego jeszcze podlecieć i poczęstować kopytami tę, czy ową głowę. Niezależnie jak bardzo nie pragnął przemocy, zdawał sobie sprawę z tego, że nie wielkiego wyboru.

 

No i pozostawał jeszcze problem chmury. Z pewnością nie omieszka zaszkodzić mu w próbie wtoczenia Kamienia... o ile taka ilość powalonych wrogów okaże się wystarczającą... lecz czy w ogóle opisana wyżej akcja dojdzie do skutku? Oto jest pytanie...

 

 

 

 

 

 

 

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

(Najpierw Pan Kot, teraz Bestia... któż to będzie następnym razem?)

 

Wietrzyk syknął. Błysk, ból, swąd ozonu i palonej keratyny... Już drugi raz mu się to przytrafiło w tak krótkim przeciągu czasu... Chwila zaledwie bierności była wszystkim, czego ta chmura potrzebowała.

 

Pragnął odsunąć od siebie myśli o tym, co odczuwał, lecz nie było to łatwo. Spalona sierść... albo i skóra... nie dawały o sobie ot. tak zapomnieć.

 

Mimo tego, zdał sobie sprawę z tego, że nie ma przed sobą innego wyboru, jak dokończyć to, co zaczął... lecz na włosku wisiał los tak wielu...Zadbał więc o to, aby przy spełnianiu swej powinności nie zadziałać bezmyślnie.

 

Mianowicie: zaczął pchać/turlać kamień nie tylko uzyskując siłę napędową odpychając kopytami ziemię, lecz i machając skrzydłami. Uczynił to zaledwie podobnie, nie identycznie co podczas lotu. Tu nie potrzebował siły wznoszącej, jedynie pchającą jego ciało naprzód... w ten sposób włożył w tę pracę naraz więcej mocy.

 

Postarał się przy tym także wykorzystać pęd powietrza - wzniecony skrzydłami - do wzniesienia tumanu piasku, czy pyłu z obumarłych roślin tak, aby ten - lecąc w kierunku chmury - posłużył jako uziemienie.

 

Nie pragnął odczuć kolejnych wyładowań. Ba. Zdawał sobie sprawę z tego, że kolejny wstrząs mógłby się okazać fatalnym w skutkach. I to nie tylko biorąc pod uwagę kwestię tej resztki czasu, jaka mu pozostała... Gdyby upuścił kamień tuż przed ułożeniem go na słupie, to... kto wie? Może jeszcze by go rozbił?

 

Nie chciał myśleć o tego rodzaju scenariuszach, ale natrętnie przesuwały mu się one przed oczami. Pchał owy Słoneczny Kamień po ciałach szerszeni... Wziął przy tym pod uwagę to, że jeśli odzyskają w jakiś nieoczekiwany sposób przytomność, zapewne nie będą chciał zostać rozgniecionymi... <spróbują go instynktownie podnieść?> - pomyślał pegaz - <może... lecz raczej będą wolały go z siebie zrzucić!> - doszedłszy do takiej konkluzji, uzbroił się w czujność. Nie mógł pozwolić na zepchnięcia Kamienia na bok. Musiał utrzymać równowagę... <Drugiej szansy nie będzie!> - z tymi oto słowami, dźwięczącymi w głowie, postarał się dźwignąć kamień do góry... choćby musiał stanąć na szerszeniach, czy podlecieć do góry. Musiał to uczynić, skoro nikt inny nie mógł...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeszcze trochę... Jeszcze troszkę...

Kamień znalazł się na słupie. Wszyscy antagoniści na polanie obrócili się w jego stronę. Niebo się oczyściło. Kamień zaczął jaśnieć jak słońce, dookoła w szalonym pędzie zaczęły rosnąć rośliny i drzewa. Sam kamień wywołał coś jakby falę uderzeniową, która odrzuciła tych złych w powietrze tak daleko, że aż 'błysnęli'. Kucyki poczuły jedynie ciepło, kiedy przechodziła przez nie fala.

(Bestia jest the best!!!

PS. Nie wiedziałam, że go znasz...)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

(Dwa egzaminy za mną, siedem przede mną... Wybacz proszę brak odpowiedzi w takim momencie... nie pragnę byś pomyślała, że dla mnie nie jest znaczącym. Wręcz przeciwnie...)

Nazwać Wietrzyka zdziwionym byłoby takim niedomówieniem, jak określenie króla Sombry ,,mało rozmownym antagonistą".

To, co się wydarzyło.... W najśmielszym swych przypuszczeniach nie ośmielał się sądzić, że ustawienie owego reliktu na jego miejsce może mieć tak zbawienny wpływ. Był przekonany, że walczy desperacko o przedłużenie istnienia krainy, podtrzymanie tlących się resztek życia w nim, przetrwanie nadchodzącej nocy... cóż się okazało?

<Ten kamień... jego magia to jedyne, co podtrzymuje życie w tym miejscu...> - zdał sobie wreszcie w pełni sprawę z tego faktu. Tak, niby wypowiedzi Słonecznych Kucyków na jego temat mogły o tym świadczyć, ale... zobaczenie magii tego mistycznego obiektu na własne oczy było czymś zupełnie innym. Uzmysławiało.

Z wdzięcznością przyjął rozlewającą się po jego ciele, kojącą falę ciepła. Tak miłą odmianą była...

Zapatrzony w mrygające nad linią horyzontu postacie, pegaz stał się zupełnie nieświadomym faktu, że... nagle, znalazł się bez oparcia pod nogami! Niby normalna rzecz dla istoty, która spędza pół życia nad ziemią, ale jednak... nagłe zniknięcie szerszeni nie było tym, czego się spodziewał. Zamachał tylnymi kopytami i uchwycił przednimi słup, rozpoczynając zjeżdżanie w dół... nim to zaczął ponownie bić skrzydłami, starając się uniknąć bolesnego spotkania z ziemią. Co prawda, nijak temu do tego, jak nim rzucano, ale...

Wylądował na ziemi. Nadal nie mógł uwierzyć w to co się stało. Kręciło mu się w głowie. Nie był pewien, czy bardziej od dzikiego splotu wydarzeń, czy od nagłego jego zakończenia... miał teraz nareszcie chwilę. Zerknął na swe plecy. Smażycorn go urządził... Jednakże, nie poświęcił im zbyt wiele uwagi. Choć z wrażeń i wysiłku miał ochotę paść na trawę i już o niczym nie myśleć, niczym się nie przejmując, odciąć od świata i zasnąć... już w oka mgnienie później odleciał w kierunku pozostałych kuców. Musiał sprawdzić, czy z nimi wszystko w porządku. Rozglądał się po znajomych ciałach i twarzach. Bał się, zwłaszcza o Kropelkę - tę małą, odważną klaczkę, której to nie widział... chyba od czasu, gdy wyskoczyła na polanę.



PS: Zdziwiłbym się, gdybyś wszystko o mnie wiedziała. ; )

 

Być może Twa sygnatura będzie powodem do dodania kolejnego punktu do mej listy rzeczy do uczynienia po maturze...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

(Zgaduję... obejrzeć Młodych tytanów? Ja teraz jestem w stanie foch na polską ekipę. Piąty sezon miał być głównie o Bestii!)

Wszyscy jak jeden kucyk skoczyli na Wietrzyka i przygniotły go do ziemi, ściskając i przytulając, obdarowując hugami o różnej sile. Spike i Kropelka nałożyli mu wspólnymi siłami koronę z kwiatów na głowę. Jednak jedna osóbka została po fali w Dolinie. Teraz cicho szlochała pod drzewem. Mały źrebaczek alicorn.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

(Uprzedziłaś mnie z tą Nyx. Daję słowo, miałem zamiar napisać o poszukiwaniu jej post, czy dwa później. Wszak już tu nie wydawała się ,,do cna złą". Jednakże, nie mogłem tego uczynić od razu. Wszak nieprawdopodobnym wydaje się, aby moja postać pomyślała o niej jako pierwszej, prawda?

Obiecuję, że zaraz się nią zajmę. )

 

-Łuoł... - zdążył tylko z siebie wykrztusić Wietrzyk, gdy to znalazł się nagle pomiędzy rozradowanymi klaczkami. Choć jeszcze przed chwilą myśli ponure, niczym kruki go obsiadały, teraz poczuł się nagle zupełnie inaczej. Gdy zobaczył, że wszystko z nimi w porządku... Nie potrafił ukryć radości na swym pyszczku. To była kolejna fala ciepła, która rozlała się po jego sercu. Uśmiech mu ,,zafalował", a samotna łza szczęścia spłynęła w dół, gdy to obejmowały go drogie mu istoty.

 

Dziś uczynił coś dobrego..

 

Otarł ją, gdy go już puściły. Gdy już zebrał się w sobie i pociągnął nosem, dodał jeszcze:

 

-Tak bardzo cieszę się, że nic Wam nie jest.. - tak jakoś dziwnie czuł się, mówiąc to otwarcie, ale... mówił to z serca. Był nieprzyzwyczajony do mówienia tak komukolwiek poza rodzicami.

 

-Aaaaw, ja nie... to dzięki Wam mogłem... - rzekł, zarumieniony, gdy to koronowany był przez smoczka i źrebię. Wiedział, że nie tylko dzięki niemu udało się to wszystko - Ja... nie jestem bohaterem. No... chyba, że wszyscy nimi jesteśmy.

 

I popadły w niepamięć te napawające strachem chwilę... studnia pełna mazi zapewne została już oczyszczoną... lecz, jeden element nie pasował do tejże pięknej scenerii. Gdy oczy Wietrzyka przemknęły po bogatszych i żywszych aniżeli tęcza grzywach klaczek dookoła, jego wzrok zatrzymał się na elemencie jakby tu nie pasującym... czerni pośród morza kolorów. Nim dotarło do niego to, kim była i co reprezentowała maleńka klaczka, spoglądając na nią, przypomniał sobie o czymś jeszcze. Uśmiech zniknął nagle z jego twarzy, gdy to zwrócił się do otaczających go kucyków:

 

-Zaraz... magia tego Kamienia działa tylko w obrębie Doliny, prawda...? co ze Smrulem, który zagrażał zamkowi!?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kucyki nie zauważyły klaczki, która płakała, nawet na was nie patrząc.

- Tylko w obrębie doliny. Już się za Smrula bierzemy - powiedziała Różyczka i wraz z resztą Słonecznych Kucyków (których było sporo) poleciały w stronę, z której przyszliście. Po chwili zniknęły wśród listowia. Dopiero teraz Wietrzyk zauważył pomiędzy krzewami i kwiatami niewielkie kolorowe wieżyczki, domy Słonecznych Kucyków.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-Dziękuję... - rzekł Wietrzyk... chyba w imieniu wszystkich zgromadzonych tu nie-Słonecznych Kucyków - ...powodzenia! - krzyknął jeszcze, wznosząc kopyto na pożegnanie, gdy te już odlatywały.

 

Opuścił je powoli. Bez tych delikatnych stworzeń ta kraina wydała mu się trochę... pustą.

 

<Słoneczna Dolina bez Słonecznych Kucyków... dziwny widok> - pomyślał, rozglądając się za wieżyczkami, które najwyraźniej wcześniej umknęły jego uwadze. <Nikt nas teraz nie ugości... pozostaje nam czekać?>

 

I w tym momencie wzrok jego padł na ową płaczącą klaczkę. Jego serce drgnęło, gdy to myśli przefrunęły mu przez głowę. Niczym żywioł, który ukochał...

 

<Czemu ona tutaj jest...?>

 

Zdając sobie sprawę z tego, że nikt poza nim nie zauważył klaczki, wykorzystał to, zwracając się do ich grupy:

 

-Magia Słonecznego Kamienia wypędziła z Doliny złe istoty, nieprawdaż?

 

Ot. aby nie uczyniły czegoś pochopnego... miał nadzieję, że ma rację.

 

Nabrał głęboko powietrza, po czym wypuścił je powoli z powrotem.

 

<Bohaterowie... nigdy nie żyli jedynie chwałą... prawda?>

 

-Mam do Was prośbę. Poczekajcie tu chwilkę, proszę. Zdaje się, że jest coś co powinienem uczynić... jako ten odpowiedzialny za to, co się wydarzyło.

 

Ruszył powoli w kierunku czarnej klaczki, dając im niewerbalnie do zrozumienia co miał przez te słowa na myśli. Planował wziąć na siebie to brzemię...

 

Nie zbliżył się zanadto. Jedynie tak, aby mogła słyszeć go bez problemu. Chwilę milczał, po czym rzekł:

 

-Pewnie mnie teraz nienawidzisz... lecz, proszę, wysłuchaj mnie...o nic więcej nie proszę i opuszczę Cię, jeśli tego będziesz pragnąć...

 

Tu uczynił nieco większą przerwą. Musiał dobrze dobrać słowa, od których wiele zależało... uczynienie tego tak, aby oddały to, co pragnął przekazać nie było łatwym zadaniem:

 

 

-Nie wiedziałem co uczyni ta magia. Jedyne czego chciałem, to przedłużyć życie Doliny... powiedz - czy jestem zły w Twoich oczach?

 

...

 

-Dopiero co poznałem te kucyki. Chciałem im pomóc... tak samo jak chciałbym teraz pomóc Tobie.

 

Zdjął koronę z kwiatów, przyglądając się jej. Zbliżył się troszkę. Przysunął ją na metr od klaczki, po czym rzekł:

 

-Jestem Ci to chyba winien.

 

Nie precyzując czy ma na myśli kwiaty, czy też pomoc...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Klaczka przestała płakać, kiedy podeszłeś. Kiedy zapytałeś o to, czy dla niej jesteś zły, to...

 - Tak, jesteś i to bardzo! - krzyknęła głośniej niż powinien potrafić jakikolwiek źrebak w jej wieku. Następnie zanurkowała w krzaki. Pod drzewem nic po niej nie zostało prócz przygniecionej lekko trawy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

(Sześć z dziewięciu egzaminów już za mną : )

 

Uszy Wietrzyka położyły się instynktownie. Aż się wzdrygnął, gdy to mała klaczka krzyknęła tak głośno oraz tak blisko niego. Ta chwila zaskoczenia była wszystkim, czego maleńka potrzebowała, aby uciec mu sprzed nosa. Wietrzyk podniósł się i dodał, stosunkowo głośniej:

 

-Zaczekaj, proszę! Nie chcę, żeby i Tobie się coś stało..

 

Obawiał się jednak daremności tego wysiłku. Nie ruszył jednak za nią. Wiązało go dane przed chwilą słowo.

 

<Zresztą, pościg nie miałby sensu. Skutek dałoby to odwrotny>

 

Z dosyć niewyraźną miną zastanawiał się, pozostając jeszcze na miejscu. Nie chciał jeszcze odchodzić, rezygnować, choćby i szansa była na to płonną.

 

<Poza tym - to w końcu alicorn. Na dodatek jakiś nietypowy... co ja mógłbym przeciw jej magii?>

 

Nasłuchiwał, czy klaczka w istocie odbiegła już dalej.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie byłoo słychać, ani szelestu, ani szlochu, ani nawet odgłosu kopyt. Jedynie śmiechy świętujących kucyków. Włochatki wychodziły z dziur w ziemi trzymając różne dziwaczne ciasta i owoce. Kropelka włożyła nawet rolki i zaczęła tańczyć po placu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gdy Wietrzyk usłyszał dochodzące zza jego pleców odgłosy zabawy, zdziwił się. Spojrzał w kierunku polany, a jego powieki zamknęły się i otworzyły parokrotnie. Czemu?

 

<Myślałby kto, że po pierwszym wybuchu radości zachowają powagę, myśląc o tych, którzy być może teraz walczą o życie...> - tu miał na myśli kucyki, które tak desperacko zabarykadowane w zamku być może właśnie oczekiwały nadejścia ratunku... <bądź też może... > - potrząsnął głową. Nie chciał o tym myśleć.

 

Jednakże, rozważył tę kwestię po chwili raz jeszcze, z zupełnie innego punktu widzenia.

 

<To nie pierwszy raz, kiedy taka sytuacja się im przytrafia. Widocznie mają konkretne podstawy, aby wierzyć w powodzenie misji Słonecznych Kucyków... chyba winienem zaufać im w tej kwestii.>

 

Uznał, że nawet bardziej niż on mają prawo do okazywania szczęścia. Wszak niektóre z nich tyle czasu spędziły w lepkim lochu...

 

Jedynie Włochatki, które pojawiły się ni stąd, ni zowąd jakby z lekka nie pasowały do tego obrazu...

 

Jednakże, pomimo usprawiedliwienia ich zachowania w ten sposób, Wietrzyk nie był w stanie zrozumieć dlaczego nie spróbowały okazać nieco więcej uczucia dla maleńkiej, cierpiącej klaczki. Pegaz był przekonany, że po jego słowach oraz czynach zdały sobie sprawę z jej obecności.

 

-Jak mogą cieszyć się, gdy inni cierpią...? - wyrwały mu się z ust słowa, których zapewne nikt poza nim już nie usłyszał...

 

<Uważają ją za kogoś niegroźnego? Cóż, tylko ja tutaj chyba od niej oberwałem> - pomyślał, a świadomość niedawno przeżytych wydarzeń przypomniała mu o jego poniewieranych plecach - <Poza tym, teoretycznie magia Słonecznego Kamienia wyrzuciła z tego miejsca ... eeee... złe istoty... prawda?> - spytał w duchu sam siebie, nie mając nikogo innego na podorędziu.

 

Z głośnym westchnieniem podszedł powoli do drzewa, pod którym do niedawna znajdowała się klaczka. Oparł się ciężko o jego pień. Po chwili milczącego wpatrywania się w trawę, kontynuował snucie myśli. Jedna prowadziła do drugiej...

 

<Czy to, że ta klaczka jako jedyna pozostała w Dolinie oznacza, że ona wpierw zdjęła ten Kamień... jako jedyna spośród tego podejrzanego towarzystwa mogąca swobodnie poruszać na terenie Doliny jeszcze przed dezaktywacją tego magicznego pola...?>

 

Zdecydował, że spyta którąś spośród Słonecznych Kucyków na temat tego, jak ta historia się zaczęła. Uznał, że mogłoby to wiele wyjaśnić... przez sekundę nawet pożałował, że nie uczynił tego jeszcze przed ich odlotem. Po jej upływie zdał sobie sprawę z tego, że nawet gdyby przyszło mu to pytanie do głowy, nie zadałby go. Nie zdecydowałby się na opóźnienie ich misji czymś tak trywialnym.

 

Kolejna myśl. Ta jednak zaledwie mrygnęła... przemknęła przed jego oczami. Potrzebował chwili, aby ją wyłapać. Było to bowiem bardziej podświadome uczucie, którego doznał, wspominając starcie z czarną alicorn oraz, poniekąd jej... córką?

Kontrowersyjnie, to co z nim uczyniły.. a zwłaszcza co uczyniła ta pierwsza, przywołały mu na myśl wspomnienia o domu... o jego dzieciństwie.

W drzewach, o które rzucała nim magią owa gwiezdnogrzywa Pani... czuł drewno pokładu, o który burza ciskała nim w czasie gwałtownych sztormów. W mistycznych objęciach nieznanej mu istoty czuł się tak bezwolny jak wtedy, gdy był jeszcze źrebakiem i nie potrafił utrzymać się na nogach... gdy to fale, gnane dzikim szałem natury, kołysały okrętem w tę w we wtę.

Pioruny zaś przypominały mu dnie, które spędzał latając pod pochmurnym niebem i poznając kapryśny żywioł chmur burzowych. Zdał sobie sprawę z tego jak wiele minęło od czasu, gdy przez swą nieumiejętność, bądź lekkomyślność dał się trafić. Tak, zdarzało mu się to okazjonalnie, jak prawie każdemu pegazowi w jego wieku. Jednakże, żeby tak wiele razy w przeciągu tak krótkiego okresu... Pfff... Tak bardzo odwykł od odczuwania ich na swej sierści...

 

Zakręcił ogonem. Chwila zmęczenia uczyniła go kapkę sentymentalnym. Wzniósł pyszczek, spoglądając na akrobacje Kropelki. Od tego patrzenia aż zachciało się jemu samemu tańczyć... poczuł się rozdarty. Nie chciał opuszczać tego miejsca, tej zwykłej kępki trawy, na której do niedawna znajdowała się praktycznie obca mu istota.

 

<Alicorn...> - rozmyślał Wietrzyk. To jedno słowo budziło wiele sprzecznych uczuć.

 

Nie pragnął się nad nim teraz rozwodzić. Zastrzygł raz jeszcze uszami, pragnąc poprzez hałas dobiegający od świętujących kucyków, wychwycić jakikolwiek odgłos, świadczący o obecności czarnego pegazorożca. Nie wieszczył samemu sobie zbytnich sukcesów. Mimo to, nie potrafił się powstrzymać przed tą próbą.

 

Podniósł się powoli, ociężale. Zdawał sobie sprawę z tego, że niejeden lekarz zaleciłby mu teraz odpoczywanie, jednakże jego stan nie zdawał się być najgorszym. Wietrzyk oceniał, że ma jeszcze w sobie trochę pokładów energii.

 

Nie czuł się jakoś w nastroju do zabawy. Wzleciał do góry, po czym postarał się o jakąś niezbyt odległą chmurę, na której to mógłby wylądować. O ile takową znalazł, usadowił się na niej. Z tego to, jakże wygodnego, punktu obserwacyjnego, rozpoczął oględziny linii horyzontu. Postarał się sobie przypomnieć w którym to konkretnie kierunku ,,odleciały" owe nieprzyjazne istoty... zaczął analizować elementy topograficzne, znajdujące się na pomiędzy nim, a domniemaną pozycją matki owej klaczki... oraz jej towarzyszek. Spoglądając na lasy i inne elementy przyrody nieożywionej, obserwując bacznie rzeźbę terenu... postarał się wywnioskować jaki szlak obrałaby owa mała... jeśli podążyłaby ziemią. Zastanawiał się gdzie, jeśli podjąłby się w teorii pościgu, mógłby liczyć na przecięcie jej trasy.

Wypatrywał także jej figury ponad drzewami. Wyobrażał sobie jak wyglądałaby jej postać, wznosząca się na konarami. Zastanawiał się jak długo zechciałaby się trzymać twardej ziemi, skoro, jak i on, obdarzona została skrzydłami. Zerknął także dyskretnie - poprzez niewielką dziurę, którą uczynił od niechcenia kopytem na skraju swej chmury - pomiędzy drzewa, w okolicy których niedawno ostatni raz widział ową maleńką...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Małej czarnulki nigdzie nie było. Nie miał Wietrzyk również pojęcia, gdzie odleciała grupa antagonistów. Z horyzontu nadlatywały już słoneczne kucyki. Trzymały coś na rodzaj wielkiego hamaku, na którym siedziały kucyki z zamku, uśmiechnięte i wesołe. A śladu małego pegazorożca nigdzie nie było. Nagle coś potrząsnęło odległą o jakieś pół kilometra gruszą, tak, że kilka owoców spadło na ziemię.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wietrzyk odrobinę się zmartwił, gdy zrozumiał, że nie jest w stanie odtworzyć w pamięci detali tyczących się domniemanego miejsca pobytu owych mało uroczych istot... uznał jednak, że w razie czego podleci do słupa, przypomni sobie gdzie stali do momentu aktywacji zaklęcia i - zważając na to gdzie stali dotychczas - domyśli się trasy ich ,,odlotu".

 

Uznał to jednak za całkowicie zbędne w świetle tego, że dostrzegł poruszenie owej gruszy. Uśmiechnął się, rozprostowując nogi. Kojące ciepło oraz poczucie ulgi zalało jego serce. Jakże cieszył się zarówno z tego faktu jak i z tego, że kucom z zamku najwyraźniej nic się nie stało. Był pod wrażeniem tego, jak szybko grupa Słonecznych Kucyków uporała się z zadaniem. Świętujące kucyki miały rację, pokładając w nie wiarę..

 

<Istotnie, te opowieści o nich, jako latających szybciej niż wiatr, chyba są prawdziwe...> - pomyślał, przypominając sobie potęgę magicznego wiatru, które były w stanie wykrzesać ze swych, na pozór delikatnych skrzydełek. Skoncentrował swój wzrok na tej gruszy oraz jej otoczeniu, starając się starannie zapamiętać to miejsce.

 

Zaplanował wykorzystać to, że najprawdopodobniej jako pierwszy wypatrzył zbliżający się... kucolot. Był przekonany o tym, że za chwilę kucyki będą aż nazbyt rozentuzjazmowane oraz pochłonięte witaniem się z ocalałymi znajomymi, aby zwrócić na niego uwagę.

 

<Tylko będę musiał szybko wrócić... jeśli i mnie będą chciały zoabczyć...> - myślał przejęty pegaz.

 

Wstał i poleciał ku placu, na którym zgromadzone były nie-słoneczne kucyki. Postarał się aż tak nie rzucać w oczy. Interesowało go zdobycie jakiegoś apetycznie wyglądającego ciasta. Jednego z tych, które nanosiły Włochatki.

 

Najpierw z grzeczności, jak i z ostrożności spróbował po trochu tego i owego. Dopiero gdy uznał, że wie co jemu - jako kucykowi - smakuje oraz co mu nie zaszkodzi (pamięć o usypiających kwiatkach wciąż była żywa w jego pamięci) wziął ostrożnie w pyszczek jedno z nich i spróbował wycofać się z towarzystwa...

 

Planował polecieć z nim później skrycie w okolicę owej gruszy... lecz czy aby nikt mu w tym zamiarze nie przeszkodzi?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na polanie już rozkładał się piknik, więc po chwili miał wybór... Ciasto truskawkowe, czy sernik... Oto jest pytanie. Kiedy kucyki wylądowały, wszyscy jeszcze obdarowali cię hugami i rozsiedli się dookoła jedzenia. Tym czasem niedaleko zatrzęsła się jabłoń.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie będąc pewnym co uczynić, spytałem się czarnej kuli bilardowej, czy ciasto truskawkowe będzie lepsze od sernika. ^ ^ Odpowiedziała: ,,Chyba żartujesz?". W takim wypadku spytałem się, czy sernik będzie lepszy od ciasta truskawkowego... otrzymałem taką samą odpowiedź! Skonfundowany, spytałem się czy w ogóle powinienem nieść to ciasto, na co ona: ,,To musi poczekać". 

Hmm...

 

Zobaczymy czy będę żałował... bo chyba się nie posłucham. ^ ^


 

Wietrzyk zrozumiał, że pomylił się w kalkulacjach. Nie zdążył przed przylotem pozostałych kucyków. Nie pozwolił sobie jednak na uznanie tego za porażkę. Jeszcze...

 

Przy okazji kolejnej rundy przytulania z tak wielką ilością kucyków poczuł się poniekąd jak Plothorse na którymś ze swoich pierwszych meetów. Zupełnie nieprzyzwyczajony do czegoś takiego... obawiał się przy tym trochę, gdy okazywał w ten sposób radość ze spotkania ze Słonecznymi Kucykami. Wydawały się takie delikatne... czuł strach przed uczynieniem im krzywdy swym uściskiem. Mimo to, patrząc na to, że nie mają one przed tym skrupułów oraz przypominając sobie, że przed chwilą ot. tak pokonały Smrula pomyślał sobie, że w istocie drzemie w nich jakaś niezwykła siła, niewidzialna na pierwszy rzut oka...

 

Zdziwił się i to bardzo, gdy to zatrzęsła się niedaleko jabłoń. Początkowo sądził, że owa maleńka klaczka próbowała strącić gruszki, by się najeść, a uczyniło to tak dlatego, że nie chciała przebywać w ich towarzystwie. Uczynienie tego samego z jabłonią tak blisko gromady kucyków wydało się mu zatem pozbawione sensu.

 

<Czyżby więc to nie była ona?>

 

Rzekł zatem do najbliższego kucyka, czy dwóch które miały szansę na zobaczenie tego, co i on:

 

-Wydaje mi się, że możemy mieć gościa... pójdę zerknąć, czy by nie skusił się dołączyć.

 

Nie zakładał tego, że koniecznie dostrzegły poruszenie jabłoni, lecz uznał, że w tak dużej gromadzenie, choćby i takie usprawiedliwienie zachowania byłoby stosowne. W razie czego miałby kogoś, kto wytłumaczyłby reszcie po co odłącza od grupy.... chyba...?

 

Wybrał ciasto truskawkowe, wziął je w pyszczek i oddalił się w kierunku owej jabłoni... cóż tam go oczekiwało?

 

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kucyki tylko wzruszały ramionami na twoje pytanie. Po chwili byłeś przed jabłonią. Zobaczyłeś tam ową klaczkę, trzymającą w pyszczku gruszkę. W kopycie trzymała jabłko. Próbowała wejść na jabłoń.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kucyki tylko wzruszały ramionami na twoje pytanie.

 

(Nie było żadnego pytania. Zaledwie stwierdzenie. ^ ^)

 

Powiedz, droga Koszmarko. Czy nie odczuwasz problemów związanych z obowiązkami zarówno Mistrzyni Gry, jak i Awatar Chrysalis?

 


 

Nie będąc do końca przekonanym, czy pozostałe kucyki nie zaobserwowały trzęsienia drzewa i nie zrozumiały jego słów, czy też po prostu nie przywiązywały do nich wagi - być może z racji tego, że same zapraszały różne istoty, jak choćby Włochatki, na swe uroczystości... Wietrzyk zdał sobie sprawę z tego jak bardzo jest rad z faktu bycia... ignorowanym?

 

<Któż by pomyślał, że z tego można się cieszyć...?>

 

Zwolnił kroku, zbliżając się do jabłoni. Opuścił nieco głowę, nie pragnąc zostać dostrzeżonym. Zaczął się poniekąd skradać pośród krzaków, czy czegokolwiek innego, co w owym przedsionku lasu odnalazł.

 

Zastanowiło go to, dlaczego maleńka próbowała wejść na jabłoń. Interesował go zarówno motyw przewodni tej akcji, jak i to, że nie próbowała tam wlecieć.

 

Postanowił okrążyć jabłoń. Podejść ją tak, aby zasłaniała go przed oczami klaczki... bądź też po prostu zajść ją od strony, z której nie patrzyła...

 

Obserwował ją z ukrycia. Cóż takiego czyniła?

 

<Czyżby pragnęła po prostu bliskości jakiegoś kuca? Jednakże, nienawidząc mnie i zapewne nie żywiąc ciepłych uczuć do reszty, decydowała się pobyć w pobliżu... choć z daleka uczestnicząc w przyjęciu?> - zastanawiał się pegaz, gdy to konsternacja ogarniała jego serce. - <Ona ma poniekąd rację, mając mnie za kogoś złego... nie mogąc porozumieć się z tymi dziwnych istotami... kłamałem, krzywdziłem... co bym o sobie pomyślał, gdybym się zobaczył...?>

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

(ostatnio aktywność opadła w dziale. To jest mój problem :( )

Małej udało się podskoczyć do gałę zi i wdrapać na drzewo. Odłożyła tam owoce i zwinęła się w kłębek. Ze swojego miejsca mogłeś usłyszeć jak szlocha.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<Nie umie jeszcze latać...> - zrozumiał Wietrzyk, spoglądając na jej wysiłki.

Serce krajało mu się od takiego widoku. Kłuło go poczucie winy, ponieważ wiedział, że to on jest winny tych łez.
Jedną z tych rzeczy, której nauczyli go rodzice było to, że należy być odpowiedzialnym za swe czyny...

<Wtedy wydawało się to jeszcze takie proste...>

Gdy klaczka zajęła już miejsce na drzewie i pogrążyła się w swym smutku, pegaz wychylił głowę z miejsca, w którym się znajdował. Rozejrzał się wokół po ziemi, przygotowując zawczasu drogę ku młodziutkiemu alicornowi. Na nic wszak zdałaby się tłumiąca dźwięki trawa, gdyby w tej chwili na coś nadepnął... pomimo stanu, w jakim się maleńka znajdowała, zapewne by go usłyszała.

Breeze wychynął z kryjówki, ostrożnie stawiając kopyta. Podszedł do drzewa. Stanął na tylnych nogach, przednie opierając o pień. Wyciągnął swe ciało, starając się dosięgnąć pyszczkiem miejsca, w którym klaczka położyła owoce. Chciał delikatnie ustawić obok ciasto, po czym wycofać się ostrożnie. Miał jeszcze jeden pomysł...

Przez cały ten czas serce biło mu mocno, bowiem bał się, że zostanie dostrzeżony.

<Już pewnie bym jej nie zobaczył...>


PS: Dziękuję...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach


Discord Server

Partnerzy

  • For Glorious Equestria
  • Bronies Polska
  • Bronies na DeviantArcie
  • Klub Konesera Polskiego Fanfika
  • Kącik lektorski Bronies Corner
  • Lailyren Arts
×
×
  • Utwórz nowe...