Skocz do zawartości

"W poszukiwaniu prawdy" Anniverse


Omega

Recommended Posts

'' - W-w Hoffings?- zająknęłam się i zamarłam w bezruchu. '' Wspomnienia wróciły.Wróciły z podwójną siłą. Nie byłam w stanie nic powiedzieć. Po chwili osunęłam się na podłogę. Jak on mógł tutaj przyjść? Alan pewnie został wysłany przez ojca, poszukując mnie. Ta historia o grobach przyjaciół zapewne została wymyślona. Jakimś cudem znalazł mnie. Ale jak? -  W umyśle kłębiły mi się tyle pytań, czemu zaczął mnie szukać. W końcu, kiedy oprzytomniałam, agresywnie wypchnęłam przybysza za drzwi, porządnie je zamykając.Jeśli ojciec myśli, że z łatwością dam mu się przekonać, to grubo się myli.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 256
  • Created
  • Ostatnia odpowiedź

Top Posters In This Topic

  • Omega

    129

Po dłuższym namyśle twoje emocje opadły. Zaczynasz rozumieć jak irracjonalnie się zachowałaś. Przecież to był tylko podróżnik, pewnie nawet nie zna twojego ojca. Dręczona poczuciami winy wybiegłaś z domu w poszukiwaniu Alana.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

'' A-alan? Alan! Gdzie jesteś?! '' - gdy minęłam już trzecią górę w okolicy, zaczęłam się poważnie denerwować. Nie wiedziałam, czemu się tak zachowałam w stosunku do rannego; wiedziałam jednak, że było to głupie. Przez głupie obarczanie winą kogoś zupełnie przypadkowego, ten ktoś może zginąć. Ba, jak sobie poradzi w dzikim środowisku? Wróciłam myślami wstecz, do pierwszej nocy spędzonej w nieznanym środowisku. Przypomniałam sobie, jakie niebezpieczeństwa czyhają szczególnie w nocy. Tak rozmyślając, pokłusowałam jeszcze szybciej, czując obowiązek znalezienia ogiera, którego obarczyłam cudzą winą.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wtem Scott zaczął szczekać i prowadzić cię w las po lewej stronie. Ruszyłaś za nim i niemal od razu usłyszałaś cichy jęk. Im szłaś dalej tym dźwięk stawał się coraz głośniejszy. W końcu znalazłaś go, znowu leżał w krzakach lecz teraz krzyczał z bólu łapiąc się za kopyto. Chyba było złamane.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

'' - Ech. I znowu moja wina. Przepraszam, że tak zareagowałam, ale cierpię na pewną... Traumę, jeśli to można tak nazwać. '' - powiedziałam cicho. Już miałam pomóc podnieść się Alanowi, ale usłyszałam cichy warkot dobiegający z prawej strony gąszczu. '' - No, tego nam teraz brakowało.. komuś się zachciało polować. '' - wzniosłam oczy ku górze, wzdychając.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z krzaków wyszedł sporej wielkości szary wilk. Był bardzo wychudzony więc najpewniej bardzo głodny - czyli najbardziej niebezpieczny. Jednym susem skoczył w stronę Alana ale Scott był szybszy i zaatakował wrogiego wilka gryząc go w szyję. Wywiązała się szamotanina i nie wiedziałaś który z walczących to Scott a który to obcy wilk. Obaj walczyli bardzo zaciekle ale nagle spadli do wcześniej niewidocznej dziury. Dźwięk walki ucichły, tylko kto wygrał?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Okej, nie ma czasu na patrzenie kto wygrał a kto nie, a może jednak? - byłam rozdarta. Z jednej strony miałam Alana; podróżnika, którego potraktowałam bardzo źle nie bacząc na konsekwencję zamknięcia mu drzwi przed nosem, kiedy on tego potrzebował; z drugiej strony Scotta, wilka, który sam dużo przeszedł, i został przy moim boku nawet w najgorszych sytuacjach. Nie bacząc na nic ostrożnie, ale szybko uniosłam rannego kuca, i poszłam w stronę walczących. Okej, ale co dalej? - rozmyślałam. Nagle w głowie pojawił mi się świetny plan. A jakby użyć przyrody i przednich kopyt? Z łatwością bym mogła odtrącić złego wilka i przy okazji kupić trochę czasu na dojście do chatki.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ostrożnie aby nic nie stało się Alanowi zajrzałaś do dziury ale nic tam nie było. Nigdzie nie mogłaś wypatrzeć Scotta a stan Alana mógł się pogorszyć. Stanęłaś przed dylematem - ruszyć na poszukiwania Scotta i zostawić tu Alana na jakiś czas czy zając się rannym powierzając los Scotta w jego własne łapy?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wahałam się jeszcze przez kilka chwil, ale podjęłam decyzję. Scott może i był młodym wilkiem - ale ze mną przeszedł wystarczająco dużo, żeby poradzić sobie w takiej sytuacji.  W końcu Mountain Hooves było blisko - a Alan będzie musiał zostać przynajmniej na dwa tygodnie, żeby mógł chociażby poruszyć kopytem. Obmyśliłam w głowie plan - szybkie odeskortowanie rannego do chatki, chwilowe opatrzenie mu przedniej nogi i zamknięcie drzwi na klucz powinno wystarczyć, żeby nie pogorszył mu się stan. I tak później będę musiała mu to wszystko wytłumaczyć - pomyślałam, po czym stanowczo, acz delikatnie żeby nic nie zrobić kucowi skierowałam się do miejsca, gdzie znajdował się mój dom. Ale co ze Scottem? - w moich myślach kłębiły się koszmarne scenariusze, jak walka z wrogiem mogłaby się źle skończyć dla mojego kompana - w końcu on był tylko małym, biednym wilkiem. Nie, to się nie mogłoby stać - odrzucałam złe rozmyślania nad stanem Scotta. Nie mogłam przyjąć do wiadomości, co będzie, gdy zamiast wesołych i uśmiechających się do mnie oczu w dziurze zobaczę pełne wrogości oczy. Tak czy inaczej, muszę to szybko rozegrać, nie mogę dopuścić do śmierci jedynego, bliskiego mojemu sercu przyjaciela. - Gdy o tym pomyślałam, z oczu poleciała mi pojedyncza łza. Nie, nie będę się tym zamartwiać - przynajmniej na razie - gdy to wymówiłam w myślach, byłam już w połowie drogi do celu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Alan trochę ważył przez co nie mogłaś szybko iść, a przecież tak ci się śpieszyło! W ciągu kilku minut, które zdawały się być wiecznością doczłapałaś się do domu, położyłaś Alana na łóżku i zamknęłaś za sobą drzwi. Ruszyłaś z powrotem do miejsca gdzie ostatnio widziałaś Scotta i zaczęłaś go szukać. Przez blisko pół godziny nie mogłaś go znaleźć i miałaś już poważne wątpliwości czy kiedykolwiek znowu zobaczysz swojego przyjaciela. Już miałaś się poddać gdy z krzaków obok usłyszałaś ciche skomlenie. To był Scott, poharatany i brudny z długą raną biegnącą przez grzbiet. Żył ale bardzo cierpiał.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

'' - Scottie! Scottie, tak bardzo się martwiłam..I nadal martwię. '' - powiedziałam, gdy zobaczyłam w jakim jest stanie. Bez chwili wahania podeszłam do niego, i z nieskrywaną delikatnością uniosłam go na grzbiet, poprzednio uważając, żeby jego rana nie stykała się z moimi plecami. '' - Ugh, te rany wyglądają na bardziej niż poważne.. A ja nie zużyłam cały ekwipunek medyczny jaki miałam, na Alana '' - jęknęłam z frustracją. W okolicy nie było nikogo, który zajmował się tego typu sprawami. Na Celestię, co tu począć? - zaczęłam się poważnie bać o stan Scotta. Przecież do jego rany mogła się wdać poważna infekcja, a wtedy... A może ściągnę z miasta kogoś, kto się na tym zna? - zastanawiałam się. Od najbliższego miasteczka droga od mojego domu wynosiła ponad dwie godziny, a nie mogłabym tak narazić kompana.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Biłaś się z myślami nie wiedząc co począć. Stan Scotta i Alana mógł się w każdej chwili pogorszyć a ty nie miałaś pojęcia co zrobić. Nagle przypomniałaś sobie o książce którą miałaś  domku, opowiadała ona o leczniczych właściwościach górskich roślin. Może dzięki niej zyskasz dla Scotta trochę czasu potrzebnego byś mogła  sprowadzić doktora z miasteczka?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Otworzyłam drzwi do chatki i skierowałam się w stronę jedynej biblioteczki, jaką miałam. Po pięciu minutach znalazłam potrzebną książkę, i od razu wzięłam się do czytania. Nie zapominając o małym wilczku, przygotowałam koc, na którym mógłby się położyć. Nie opuszczając wzroku z książki,mruknęłam do Alana :

''- Dobrze się czujesz?''

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Jak mam się dobrze czuć - zapytał przez zęby - najpierw mnie przyjmujesz potem wyrzucasz a potem znów przyjmujesz. Nie rozumiem cię ale teraz na pewno nie będę mógł wrócić do domu przez pewien czas. Więc nie nie czuję się dobrze.

To powiedziawszy odwrócił się w stronę ściany. Nie mogłaś go winić za takie zachowanie, przecież faktycznie zachowałaś się dość nieuprzejmie. Później z pewnością ochłonie, teraz najważniejszy był Scott. W książce niestety nie znalazłaś nic co odkażałoby rany więc musiałaś odwołać się do starych sposobów. Podobno kiedyś kucyki z przeżutego chleba i pajęczyny uzyskiwały środek odkażający. Choć było to głupie była to twoja jedyna szansa.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Okey, no to spróbujemy - pomyślałam, i wzięłam chleb leżący w kuchni. Przeżułam, jednak się skrzywiłam - chleb był czerstwy, pewnie zapomniałam go wyrzucić. Gdy już ukończyłam przeżuwanie, rozglądnęłam się po domu w poszukiwaniu pajęczyny. O! Tu jest! - Byłam z siebie bardziej niż dumna, że nie posprzątałam. Kopytem strząsnęłam cząstkę pajęczyny i popatrzyłam ponownie na książkę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przekartkowałaś ją jeszcze kilka razy podczas przeżuwania, bezskutecznie. Nie było w niej nic pomocnego. Kiedy przeżułaś już chleb ugniotłaś go z pajęczyną i przyłożyłaś do rany Scotta wklepując ją w ranę. Wilczek cicho zaskomlał ale pozostał na miejscu. Gdy skończyłaś nie pozostawało ci nic innego jak zaufać losowi i pobiec szybko po doktora.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Skoro mam iść w poszukiwaniu lekarza, muszę mieć mapę - pomyślałam, i szybkim ruchem zaczęłam przeszukiwać wszystkie książki, jakie miałam. W końcu znalazłam mapę - była stara, cała w kurzu ale przejrzysta. Spakowałam potrzebne rzeczy do plecaka i głośno powiedziałam, że wychodzę. Miałam nadzieję, że Alan nic nie zrobi w ciągu mojej kilkugodzinnej nieobecności. Zapisałam sobie w myślach, żeby znaleźć też coś dla rannego ogiera i wyszłam z chatki.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Droga do Manebourne (bo tak nazywało się najbliższe miasto) nie była długa ale bardzo kręta. Częste rozstaje i kamienie na drodze nie sprzyjały galopowi ale nie miałaś czasu. Biegnąc co jakiś czas zatrzymywałaś się tylko przy rozdrożach by sprawdzić mapę. Po niecałych dwóch godzinach trafiłaś wreszcie do Manebourne. Choć nazywano to miastem tak naprawdę byłą to wieś, proste drewniane domy kryte strzechą. Przynajmniej mieli lekarza, i właśnie do niego musisz się udać.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z mieszanymi uczuciami podeszłam do najbliżej stojącego kucyka i zapytałam się go :

'' - Przepraszam, jestem tu pierwszy raz, wiesz gdzie znajduje się lekarz? '' - starałam się zachowywać spokojnie, lecz w głębi duszy chciałam jak najszybciej to załatwić. Nie lubiłam miast. Nie lubiłam tego wszechstronnego zaciekawienia, kiedy ktoś pierwszy raz znalazł się w mieście i nie wiedział, co robić. Zwykle mieszkańcy byli zainteresowani nową osobą, i pytali się dosłownie o wszystko. Poza tym, miałam ważną sprawę do załatwienia i każda sekunda była dla mnie cenna.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Spytany przez ciebie kucyk miał wyraźnie inne rzeczy na głowie i nie dopytywał się ciebie o nic. Spojrzał tylko i wskazał jeden z lepszych budynków po drugiej stronie ulicy. Byłto piętrowy dom z szyldem przedstawiającym czerwony krzyżyk. Udałaś się tam jak najprędzej dziękując napotkanemu kucowi.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kiedy skierowałam się w stronę domniemanego budynku, czułam narastający lęk. Może lekarz nie będzie miał lekarstwa na ranę? - zastanawiałam się. Jednak odrzuciłam od siebie tą myśl i otworzyłam drzwi. Usłyszałam dźwięk dzwonka. Niepewnie weszłam i powiedziałam :

- '' Dzień dobry. Jeden z mieszkańców miasta powiedział mi, że tutaj znajduje się lekarz. Szukam lekarstwa na ranę dla wilka i coś na złamane kopyto. ''

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- A to ci niespodzianka, czy to pilne? - zapytała biała klacz wstając z fotela. Była bardzo ładna ale tobie się śpieszyło i nie zwracałaś na to uwagi. Teraz najważniejsze było zdobycie potrzebnych leków.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

'' - Taak, to bardzo pilne. Właściwie bardziej niż pilne. '' - wyraźnie było widać, że byłam lekko zdenerwowana. '' - Musiałam zostawić biedaków w domu. Jednego z dużą raną ciągnącą się na plecach, a drugiego z złamanym kopytem. Większego pecha nie mogłam mieć, prawda? '' - zaśmiałam się nerwowo. '' - W jednej z moich ksiąg wyczytałam, że przeżuty chleb i pajęczyna pomaga na tego typu rany otwarte. Niby dobrze to zrobiłam, ale nie było widać poprawy. '' 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- tak to prawda - powiedziała lekarka - chleb z pajęczyną tworzą słabej jakości penicylinę. Zaraz coś dla mani znajdę.

Zaczęła szukać po półkach pełnych leków. Robiła to powoli i metodycznie co bardzo cię drażniło. W końcu się śpieszyłaś. Wreszcie po kilku minutach dostałaś potrzebne rzeczy - wodę utlenioną, bandaże igłę, i nici.

- Jeśli chodzi o tego kuca ze złamaną nogą - powiedziała na koniec - najlepiej by było gdyby pani go tu przyprowadziła. Jeśli kość się mu źle zrośnie trzeba będzie łamać ją na nowo.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

'' - Dobrze, przyprowadzę go przy najbliższej okazji. I bardzo dziękuję za te rzeczy - wskazałam na bandaże - nie wiem, co bym zrobiła, gdybym tutaj nie przyszła. Do widzenia. '' - mówiąc to, wyszłam ze sklepu i skierowałam się w stronę drogi, skąd przyszłam.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach


Discord Server

Partnerzy

  • For Glorious Equestria
  • Bronies Polska
  • Bronies na DeviantArcie
  • Klub Konesera Polskiego Fanfika
  • Kącik lektorski Bronies Corner
  • Lailyren Arts
×
×
  • Utwórz nowe...