Bardzo ciekawy fik, poruszający ciężki temat. Mój brat jest doktorem, więc sam mógłby stać się “Panem Życia i Śmierci” tak jak to zostało określone w samym opowiadaniu. Wiem również, że to bardzo ciężka robota, tak samo stresująca.
SPOJLERY
No bo wiadomo jak to jest. Narzeka się na służbę zdrowia i ja nie mam zamiaru jej bronić ani o nic oskarżać w tym komentarzu, bo zrobiłby się zbyt politycznie. Jednak z drugiej ręki wiem, że praca na oddziale to prawdziwe wyzwanie. Wiele się oczekuje od lekarzy, często są również krytykowani i obwiniani za coś. Nie ma się co dziwić, gdy w grę wchodzi ludzkie życie. To zawsze budzi wiele emocji. Każdy myśli o sobie, zwłaszcza chory, który ma własne problemy na głowie i cierpi. Chce, żeby ktoś mu pomógł i to czym prędzej, jednak niestety nie żyjemy w idealnym świecie. Wiem, że pewnie niektórzy pomyślą sobie teraz, że bronię “stanu lekarskiego”, bo ktoś z mojej rodziny do niego należy, ale nie. Nie bronię. Jest takie trafne powiedzenie; że nie wszystkim da się dogodzić, a ludzie popełniają błędy. Niestety lekarze płacą za to najwyższą cenę, bo od nich zależy to, czy ktoś przeżyje. Nawet jeśli ktoś inny równie mocno się pomyli w innym zawodzie, to nie spotyka się z taką złością oraz potępieniem. Ostatnio była kolejna nagonka na lekarzy, wszystko przez koronawirusa. Ludzie mieszkający wokół lekarzy bardzo często robili im wiele problemów tylko dlatego, że mają taką pracę, jaką mają i oskarżano się ich o roznoszenie choroby. No niestety.
Ale dość już o tym. W tym fiku mamy do czynienia również z tematem dotyczącym lekarzy. Skojarzył mi się on… z Doktorem Housem. Ale do tego przejdziemy. Tak więc historia przedstawia nam doświadczonego chirurga, starego wyjadacza będącego w biznesie już od kilkunastu lat. Heartswan, bo tak się ów lekarz nazywa, bardzo się przykłada do swojej roboty, a na koncie ma wiele uratowanych żyć. Poznajmy historię najcięższych przypadków, z których wybrnął obronnym kopytem i po prostu uratował życie innym kucykom. Jednak pozostaje kwestia jednego, ciężkiego przypadku, pewnej klaczy potrąconej przez wóz. Żebro w trakcie zderzenia zostało roztrzaskane i wbiło się w serce. Potrzebny jest nowy organ. Należy również nadmienić, że sama poszkodowana została przedstawiona jako osoba szlachetna, nie szukająca rozgłosu (nie to co ta głupia Rainbow Dash) i jest to po prostu ktoś, komu każdy, kto jest bez serca z kamienia, kibicowałby. I tutaj pojawia się główna oś konfliktu. Do szpitala przyjeżdża ogier podejrzany o gwałty (choć wiadomo, my wszyscy wiemy, że jest winny, ale prawnicze machlojki pozwoliły mu uniknąć sprawiedliwości). Jest to również rozbójnik gardzący wszystkimi i głośno domagający się wszystkiego, co tylko chce. No więc starymi, dobrymi metodami mamy tutaj klasyczne wkręcanie śruby w nasze mózgi. Poprzez taką ekspozycję, wiemy już, co chcielibyśmy, aby się stało. To prosty zabieg, bazujący na emocjach czytelników.
Heartswan dowiaduje się również, że organy tego nieprzyjemnego osobnika również są kompatybilne z wcześniej wspomnianą pacjentką. Wiadomo już, co się stanie? Oczywiście. Nasz chirurg ma operować gwałciciela z włócznią wbitą w bok, ale podczas operacji umyślnie popełnia błąd, przecinając skalpelem jedną z tętnic. Okej, niestety ten doktor trochę się w tym momencie wygupił. Po pierwsze; podczas rozmowy z podejrzanym dał jasno do zrozumienia, że nie ma zamiaru go ratować. Wystarczyło odpowiedzieć stale wyuczoną formułką, grzecznie i tonem nie wzbudzającym podejrzeń co do jego zamiarów. Po drugiej; nie jestem pewien, ale raczej mógł go zabić w inny sposób. Nie przecinając mu tętnicę. Operacje są bardzo skąplikowane, dlatego też należy się do nich przygotować i postępować wedle planu. Heartswan mógł przygotować sabotaż całego zabiegu w nieco bardziej subtelny sposób. No ale niestety przez to najpewniej wylądował w więzieniu, bo jak kończy się ta opowieść? Zakończenie jest w pewnym sensie otwarte, lecz można się domyślić, że poszedł do więzienia.
Najpewniej większość ludzi, która przeczytałaby tego fika, byłaby po stronie doktora. No cóż, ja też jestem. Tak moralnie, to jak najbardziej. Jednak… No sam nie wiem. Wiadomo, w tym wypadku Heartswan postąpił słusznie, w sposób utylitarystyczny. Nie stało to w zgodzie z literą prawa, ale je**ć to. Cóż, temat opowiadania jest właśnie jednym z dużych plusów tego fika. Jeżeli o mnie chodzi, to temu opowiadaniu przyznałbym epika. Jeżeli nie znajdę niczego lepszego, to pewnie tak zrobię. Niby wszystko jest tu ograne w prosty sposób; mamy dwa bieguny; powinność i nasze poczucie sprawiedliwości. Tak samo było w serialu Doktor House, gdzie jeden z głównych bohaterów, ten blond-kangur, zabił przywódcę jakiegoś tam rewolucyjnego powstania w Afryce (nie pamiętam dokładnie o co chodziło, wybaczcie). Tam sytuacja była nieco inna, ponieważ domyślnie zły gość również miała swoje argumenty i racje, a w dodatku jego narządy nie były potrzebne do uratowania kogoś innego. Tutaj natomiast nie dość, że mamy do czynienia ze ścierwem, które gwałci, to jeszcze jego śmierć mogłaby się przyczynić do ocalenia wartościowego kucyka. Tak więc łatwiej nam zrozumieć decyzję głównego bohatera. Czy była słuszna? Sam już oceńcie.
Jedyne, co mogę zarzucić fikowi, to to, że tak szybko ten konflikt moralny znalazł swoje rozwiązanie. Konflikt moralny? Nieee… Żadnego tu nie było. Po prostu Heartdwan pogadał sobie chwilę z podejrzanym i od razu stwierdził, co trzeba zrobić. Zabrakło tutaj nieco głębszego zbadania sprawy. Jakiś rozterek, które, no mimo wszystko, byłoby fajnie prześledzić. Ale i tak jest bardzo dobrze. Polecam tego fika każdemu.
Wspomnę tylko, że strona techniczna miała małe błędy, ale absolutnie nie wypłynęło to na jakość opowiadania.
Tyle ode mnie.
Pozdrawiam!