Skocz do zawartości

Tablica liderów

Popularna zawartość

Pokazuje zawartość z najwyższą reputacją 01/24/21 we wszystkich miejscach

  1. Dorzucone dwie czterogodzinki napisane na ostatnie gradobicie. Dziękuję Rarity za korektę! 13. Wolność, równość, Trixie [Oneshot][Komedia] Historia pierwszego spotkania magicznej dyktatorki oraz zbyt ambitnej magiczki. 14. Kevin sam w ulu [oneshot][komedia][random] Po klęsce w Canterlot Chrysalis postanawia ewakuować wszystkie ule w Equestrii. Niestety, jeden z podmieńców żyjących obok Ponyville zostaje pominięty....
    2 points
  2. Tytuł tego fanfika kojarzy mi się ze… strefą 51. Ciekawe dlaczego? SPOJLERY No, muszę przyznać, że ten fik jest zacny. Ciekawy, dobrze napisany i poprowadzony. Choć Starlight w tym wydaniu… jest niemożliwa. Ale zaraz się przekonacie, co mam na myśli. Fajne jest również to, że trafił mi wreszcie na jakiś fik, w którym pojawiają się postacie z, powiedzmy, drugiej fali MLP. Zobaczymy w akcji irytującą Starlight Glimmer oraz odmienioną, ale wciąż doprowadzając mnie do furii i wrzenia, Trixie. Jak fajnie… Któraś tam zasada wszechświata mówi, że jeśli w fanfiku nie ma Rainbow Dash, to trzeba wrzucić jakąś inną postać, która będzie doprowadzać mnie do gniewu. Więc… proszę bardzo. Oto Trixie Lulamoon, a do tego Starlight. Niestety również ten fik nie jest dokończony, więc… heh, no sprawdźmy, co dostaliśmy do tej pory, a nuż autor doprowadzi historię do końca. Rozdział pierwszy. Zaczynamy w szpitalu, do którego Trixie trafiła po swoim występie (i dobrze). Oczywiście narzeka na wszystko wokół, że sala szpitalna jest nudna i niejaka (zupełnie jak ona, więc nie powinna się skarżyć). No ja nie wiem, czego oczekiwała. Nie trafiła do zamku, tylko do placówki dla zwykłych zjadaczy siana. Starlight postanowiła ją odwiedzić i wysłuchiwać cierpliwie tych jęków. “Starlight rozejrzała się wokół. Znajdowała się w typowej, niczym się niewyróżniającej, szpitalnej sali. Pomieszczenie było niewielkie i do bólu nijakie. Umieszczono w nim dwa tanie łóżka, przy których stały niewielkich rozmiarów szafki, służące zapewne za schowek na rzeczy osobiste. W kącie sali Starlight dostrzegła paskudną umywalkę, na widok której Rarity zapłakałaby rzewnie. Obrazu bylejakości dopełniały pokryte białą farbą ściany. Jedyną rozrywką pacjentów w tej sali był widok za oknem, nawet jeśli przedstawiał tylko szpitalny dziedziniec.” Och, takie straszne, że wszystkim szwy pójdą! Poza tym… Szpitalne szafki służące do przechowywania rzeczy osobistych? Ależ nie! One istnieją tylko po to, aby pielęgniarka mogła się tam schować, by monitorować pacjentów i sprawdzać, czy grzecznie biorą leki i czy idą wcześnie spać. No i ten opis pokój… Skoro był nijaki, to po co przybliżać jakieś nieistotne szczegóły? No i oprócz tego, nie wiem czy wiecie, ale szpitale nie istnieją po to, aby być parkiem rozrywki, tylko po to, aby leczyć ludzi, no, kucyki w tym przypadku. Nie mają tam jakieś świetlicy, czy coś? Tam zawsze był telewizor i inne gadżety. U kucyków pewnie byłby rzutnik. Dobra. Ale dlaczego Trixie w ogóle wylądowała w tym przerażającym miejscu? Właśnie tego próbuje dowiedzieć się Starlight. Zaczyna wypytywać ją o to, co robiła tuż przed zemdleniem. Okazuje się, że iluzjonistka napiła się wody w trakcie występu. “– Pamiętasz, jak smakowała twoja woda? Może była dziwnie słodka czy słona? – zapytała w końcu po zebraniu do kupy całej tkwiącej w niej odwagi. – Czy tobie wydaje się, że zostałam otruta? Na mózg ci padło, Starlight! – zirytowała się iluzjonistka.” Ktoś postanowił wziąć sprawy we własne kopyta i dokonać bohaterskiego czynu, jakim byłoby otrucie tej pindy. Szkoda tylko, że ta osoba nie zdawała sobie sprawy z tego, że trucizna powinna być bezwonna, bezsmakowa i bezbarwna. Starlight chyba też nie zdaje sobie z tego sprawy, skoro zadaje takie pytania. No i nie wiem, jaki sens miałoby podtrucie iluzjonistki. Warto było ryzykować? A nie lepiej już całkiem ją zabić? No, myślę, że się tego dowiemy. Następne fragmenty obrazują nam to, przez to przechodziła Trixie po wygnaniu jej z Ponyville. Była wytykana kopytami, szydzono z niej. I wiecie co? Wcale mi jej nie żal. Zasłużyła sobie. Za pierwszym razem był zwykłą suką, a gdy powróciła, posiadając Amulet Alicornów, stała się tyranką, która zniewoliła całe miasto. Myślę, że za coś takiego spokojnie mogłaby zostać wygnana do Tartaru. Przecież posługiwała się czarną magią! Dlaczego nigdy nie dosięgła jej sprawiedliwość? W odróżnieniu od Cozy Glow, ona była dorosła. Wiem, że Cozy spowodowała większe zamieszanie, ale mimo wszystko była źrebakiem. Ech… No ale to już absurdy serialu. Trzeba to przełknąć. Wracamy. Najpewniej minęło parę godzin od ostatniej rozmowy przyjaciółek. Trixie, jak rasowa ku*wa, zamiast pogadać z kimś, kto cię odwiedził w potrzebie, postanawia czytać książkę, przez co siedząca obok Glim Glam okropnie się nudzi. Ale nie no, serio. CO TO MA BYĆ? Przychodzicie do kogoś leżącego w szpitalu, gadacie z nim chwilę, po czym chory bierze książkę, otwiera i zaczyna czytać PRZY WAS, kompletnie Was olewając. No straszne kutasiarstwo i brak jakiegokolwiek taktu, ale to Trixie, więc wcale się nie dziwię. Na szczęście tę męczarnię przerywa pielęgniarka, która ogłasza, że czas odwiedzi już się skończył. “– Czas odwiedzin minął, uprzejmie proszę wyjść – rzekła stojąca w przejściu pielęgniarka, choć ton jej głosu wcale uprzejmy nie był. Starlight uniosła brwi wysoko. Nie przypuszczała, że minął już cały dzień. Wydawało jej się, że wciąż było południe. Nie miała jednak żadnych podstaw, aby nie wierzyć słowom świdrującej ją wzrokiem pielęgniarki. Westchnęła głęboko, wstała i przeciągnęła się niczym kot.” Jak to nie miała żadnych podstaw, aby nie wierzyć pielęgniarce? Przecież wystarczy spojrzeć na zegarek albo wyjrzeć przez okno, aby sprawdzić, ile mniej więcej upłynęło czasu. Ech… Ale nie narzekam. Błagam, Glim Glam, wyjdźmy już z tego miejsca! Och, okej, jesteśmy na zewnątrz. Starlight idzie brukowanymi ulicami i zastanawia się, gdzie mogłaby spędzić noc. Teoretycznie w zamku, ale nie chce nadużywać gościnności królewskich sióstr. Dowiadujemy się, że akcja fika dzieje tuż po odcinku 10 siódmego sezonu, czyli tego, który opowiadał o kłótniach między Celestią a Luną. Czarodziejka znajduje wreszcie hotel i melduje się. Wchodzi do pokoju i od razu dostrzega jego skromny wystrój. To przypomina jej czasy, gdy mieszkała w swojej wiosce i była dyktatorką. Zaczyna wracać wspomnieniami do przeszłości. Otóż okazuje się, że Starlight miała realną szansę na to, aby podbić Equestrię, o czym postanowiła powiedzieć swoim towarzyszom. “Starlight przywołała magią niewielką drabinkę i weszła na najwyższy stopień. – Nadszedł nasz czas, pora ruszać na stolicę! – krzyknęła. – Mieszkańcy Canterlotu z pewnością nie są zacofani i wnet dołączą do naszej sprawy – uśmiechnęła się nieszczerze – lecz jeśli będziemy zmuszeni nieco rozjaśnić ich oślepione snobizmem umysły, z przyjemnością to uczynimy! Te słowa zostały powitane okrzykami radości i gromkimi brawami. Starlight nie musiała nic dodawać, wszyscy mieszkańcy wioski od wielu miesięcy czekali na rozpoczęcie rewolucji. Szpicle w państwie gryfów poinformowali ją, że skrzydlaci sąsiedzi Equestrii dzisiejszego poranka rozpoczęli długo oczekiwaną inwazję. Nie było lepszej okazji na sienie zamętu. Razem z gryfami zdobędzie Canterlot i podzieli się królestwem. Wszyscy zostaną obdarowani po równo... poza nią, oczywiście. “ Okej, to zbyt piękne, a raczej głupie, aby mogło być prawdziwie. Że niby Starlight, przywódczyni wiochy z dziesięcioma domami na krzyż, miałaby mieć cokolwiek do powiedzenia w obliczu gryfiej armii? No bez jaj. Niczego nie dostanie. NICZEGO. O ile nie ma jakiegoś superasa w kopycie, no to nie ma szans. Imperium gryfów, czy co oni tam mają, zgarnie wszystko dla siebie. Ale ten equestriański sen szybko się kończy, gdy Starlight się wybudza. “Z niechęcią rozchyliła powieki, mamrocząc przy tym kilka dziwnych słów. Słów takich jak “równość”, “towarzysze”, a nawet “dwójmyślenie”. Po kilku chwilach, gdy przypomniała sobie, o czym śniła, jej twarz oblał potężny rumieniec. Słodki sen z poprzedniej nocy na obaleniu wszystkich księżniczek i książąt w całej Equestrii się bowiem nie kończył.” Brakuje jeszcze cheekie breekie iv damke. No i ten fragment jest trochę dziwnie napisany. Kropka została wstawiona w złym miejscu, zły przyimek albo brak dopełnienia. Ale fik ogólnie jest dobrze napisany. Wracamy do Starlight. Orientuje się, że zaspała i dochodzi godzina jedenasta. Wcześniej obiecała Trixie, że ją odwiedzi z samego rana. Ja bym tam zbytnio się tym nie przejmował, zwłaszcza po tym co zrobiła wczoraj, no ale cóż. To jest jakieś toxic relationship. Glim Glam zakłada juki na siebie i pędzi do szpitala. Po drodze widzi jeszcze jakąś paradę wojskową, po czym dociera na miejsce. Rozdział kończy się w ten sposób, że w sumie nie wiadomo, czy zastała przyjaciółkę w szpitalnym łóżku. Zgaduję, że jej tam nie będzie, no bo przecież trzeba jakoś zawiązać akcję. “– Tak, miałam być z samego rana, przepraszam – rzekła klacz na powitanie. Odpowiedziała jej cisza. Wewnątrz nie było żywej duszy. “ Heh. Starlight przez chwilę jest zdezorientowana. Wydaje jej się, że pomyliła pomieszczenia, jednak tabliczka z numerem sali się zgadza. Czarodziejka zaczyna obawiać się o to, co się mogło stać. Ja tam osobiście się cieszę, ale to tylko ja. “Ze strachu zrobiło jej się słabo. Próbowała jednak myśleć trzeźwo, nie chciała, aby emocje wzięły nad nią górę. Może błękitna jednorożec po prostu przechodziła właśnie jakieś badania? Ale czy zabrano by ją wraz z łóżkiem? Tego Starlight nie wiedziała, sama nigdy nie była w szpitalu.” Tak, no właśnie tak, to jest najlogiczniejsze wytłumaczenie. Skoro zniknęła wraz z łóżkiem, to powinna być na badaniach, być może jakieś toksykologii czy coś. Nie wiem, nie znam się. Ale Starlight chyba trochę za bardzo panikuje. Z jej przyjaciółką ostatnim razem było wszystko w porządku. Nie była umierająca, a teraz najpewniej pojechała na badania. Oczywiście my wiemy, że nie, bo to fanfik, ale… z perspektywy Starlight wygląda to trochę inaczej. “Nie zarejestrowała nawet kilku obelżywych uwag, wykrzyczanych przez pacjentów, których potrąciła po drodze. Zamierzała zapytać o przyjaciółkę, po czym się z nią spotkać.” Zajebiście. Nie ma to jak jeszcze dołożyć tym chorym osobom, którzy i tak mają przewalone. Ach no i nie sądzę, aby personel medyczny dostarczył jej jakichkolwiek informacji, a to z racji tego, że nie jest spokrewniona z Trixie… No chyba są razem. BŁAGAM, ŻEBY NIE. JEŚLI TAK BĘDZIE, TO MOMENTALNIE PRZERYWAM PISANIE TEGO POSTA I WRZUCAM TO, CO JEST. Ale to raczej się nie spełni. Raczej nie… Raczej… No okej. Więc Starlight biegnie w stronę recepcji, lecz napotyka długą kolejkę. “Iluzja piękna oraz świetności rozwiewała się podczas wejścia do dowolnego pomieszczenia, jednako szarego i nudnego. Szpitalnemu parterowi nie sposób było jednak odmówić pewnej klasy.” O Boże, no kogo obchodzą ściany w szpitalu. Wszyscy liczą tylko na to, aby dojść do zdrowia. Szpital to nie hotel! Ech… Starlight postanawia się rozejrzeć. Widzi jakiś plakacik, który ją wku*wia, potem widzi jeszcze inne… Po co o tym wspominam? No nie wiem… Było w fiku, to i tutaj o tym wspomnę. Następnie mamy narzekanie na służbę zdrowia, biurokrację… Czy my jesteśmy w Polsce? Ale główna bohaterka wreszcie dociera do klaczy w rejestracji. Pyta o przyjaciółkę i okazuje się, że jej nie ma w rejestrze. “– Urgh, zapomniałam, że Trixie przedstawiła się jako "Wielka i Potężna". Proszę sprawdzić pod "W"! – pacnęła się w czoło.” Co? To można sobie podać jakąkolwiek tożsamość? Co za bzdura. Najpierw była mowa o tej całej zawszonej biurokracji, a teraz okazuje się, że to pic na wodę, bo nie ma żadnego porządku. Poza tym, gdyby ktokolwiek postanowił się tak przedstawić, to albo zostałby wyrzucony na zbity pysk, albo wylądowałby w psychiatryku. Obie opcje są kuszące, zwłaszcza jeśli chodzi o Trixie. No ale po krótkiej wymianie zdań, Starlight wreszcie bierze recepcjonistkę za fraki i przyciąga do siebie. Jej uwaga zostaje odwrócona, gdy spostrzega idącego spokojnie lekarza, który pchał wózek. Ten typ od razu wydaje się jej być podejrzany. Dlaczego? Ponieważ zignorował zamieszanie przy recepcji. O wow, no rzeczywiście podejrzane. Może po prostu nie chce mieć z tym nic wspólnego, bo i tak ma już coś innego do roboty. Lekarze nie są od bezpieczeństwa, tylko ochroniarze, którzy zresztą są tam na miejscu. No i mówiąc o ochroniarzach, to jeden z nich podchodzi do Starlight i zamierza wyprowadzić na zewnątrz. Glim Glam się jednak buntuje, w rezultacie czego, O DZIWO, dostaje bęcki. No… najpierw była w stanie na równi walczyć z Twilight, a teraz jakiś random ją pokonał. No pięknie. Ale Starlight ląduje na bruku. I dobrze. Ach, zapomniałem jeszcze o czymś wspomnieć. Wcześniej, gdy widzieliśmy ten wózek pchany przez lekarza, dostaliśmy pewną, ważną informację; otóż spod płachty narzuconej na całą konstrukcję wystawał fragment płaszczu z gwiazdkami. Oczywiście chodzi tu o ubiór Trixie. Czyżby iluzjonistka została poddana utylizacji lub przeprowadzają na niej nieetyczne eksperymenty? Oby tak! “Oczywiście nie zamierzała nikogo informować o żenującej sytuacji, która się jej przytrafiła. Twilight wraz z pozostałymi przyjaciółkami dosłownie rozwaliły kiedyś króla Sombrę na kawałki, a ją znokautował jakiś przypadkowy pegaz. Rainbow Dash wraz z Applejack nie dałyby jej żyć, gdyby się o tym dowiedziały. Już widziała ich roześmiane miny, już słyszała złośliwe docinki.” No właśnie. Choć ja bym osobiście się nie śmiał, no bo Starlight, pomimo swojej głupoty, chciała dobrze, więc… no przyjaciółki nie powinny się raczej z niej wyśmiewać. Szczególnie RD, która jest z nich wszystkich najdebilniejsza. Haha. “Coś jej mówiło, że nawet Fluttershy miałaby ubaw. Żółta pegaz słynęła z dobroci oraz spokojności, lecz w ostatnich dniach zrobiła się irytująco asertywna i śmiała.” Nie! Trzymajcie się z dala od Fluty! Nie psujcie jej! Ale najwidoczniej wirus dasholi zaczyna się rozprzestrzeniać. Starlight postanawia przejrzeć się w tafli wody okolicznej fontanny, na której stoi posąg skrzydlatej klaczy. Przy okazji dostrzega, że woda wpływa do wnętrza wyrzeźbionych oczu. Zapisuje tę informację w głowie i postanawia to zbadać przy następnej wizycie. “Starlight jak gdyby dopiero w tym momencie zdała sobie sprawę z tego, że piecze ją cała twarz. Pomyślała, że gburowaty ochroniarz jeszcze jej za to zapłaci. Obecnie, na głowie miała jednak ważniejsze sprawy, od paru zadrapań.” Sama jesteś sobie winna, Starlight. Wiesz o tym? To, co zrobiłaś, było naruszeniem nietykalności cielesnej, więc… no ochroniarz miał prawo cię wywalić na zbity pysk. Ale początkowo tego nie zrobił. Grzecznie poprosił, abyś udała się za nim, tuż po tym, jak ZŁAPAŁAŚ RECEPCJONISTKĘ ZA KITEL I ZACZĘŁAŚ GROZIĆ. A potem oberwałaś w twarz, gdy chciałaś rzucić jakieś zaklęcie. Skąd ochroniarz miał wiedzieć, czy nie próbujesz kogoś skrzywdzić? No właśnie. Rzucanie zaklęcia, to jak użycie broni. Ochroniarz i tak łagodnie ją potraktował, bo równie dobrze ktoś inny połamałby jej kończyny i przytrzymał do przyjazdu policji. Ja pie*dolę… Starlight robi się coraz gorsza. Ale to wina Trixie. Z kim przystajesz, taki się stajesz. Glim Glam postanawia użyć zaklęcia niewidzialności. Dzięki temu ponownie dostaje się do szpitala. “Poszukiwała wzrokiem swojego ulubionego, postawnego ogiera. Wypatrzyła go bardzo szybko. Nadgorliwy brutal stał w kącie, nieruchomo niczym posąg, jednak jego oczy czujnie świdrowały wszystkie przechodzące przez drzwi wejściowe istoty. Prawdopodobnie chciał się upewnić, że klacz nie będzie znów straszyć personelu oraz zakłócać spokoju pacjentów. Przemknęło jej przez głowę, aby ukarać pegaza za to, co jej uczynił, lub chociaż w jakiś sposób sobie z niego zadrwić.” “Nadgorliwego brutala”? Nosz ku*wa mać, już tłumaczyłem, że w tym przypadku, to Starlight jest winna. Boże, ale mnie wku*wia ta postać. I za co chcesz go ukarać, pindo? Za to, że pilnuje porządku? A co, jak ty coś chcesz, to wszyscy mają skakać w rytm twoich żądań? Ja je*ę… Starlight przekrada się do drzwi zabezpieczonych na zamek elektryczny oraz kod. “Takie zabezpieczenia wciąż były novum w Equestrii, jednak coraz częściej można było ujrzeć je w urzędach, fabrykach, czy właśnie szpitalach. Starlight uważała takie zamki za zbędną fanaberię. Czasami zastanawiało ją, w jakim celu kucyki zabezpieczają pomieszczenia, tajne skrytki, czy nawet biurkowe szufladki kodem, bądź jakimś skomplikowanym zamkiem, skoro odrobina magii pozwalała skruszyć nawet najbardziej wymyślne przeszkody.” No okej, ale jednak takie przejścia nie pozwalają wejść dwóm trzecim populacji całej Equestrii, nie mówiąc już o innych stworzenia i o słabszych jednorożcach. Ponadto, nawet Starlight nie zdołała po prostu się teleportować do wewnątrz, w obawie… no przed nieznanym. Nie wie, co tam się znajduje, więc postanowiła tego nie robić. Ale wystarczyłoby się tepnąć jakieś dwa metry przed siebie i byłoby wszystko w porządku. Nawet nie dwa metry, a półtora. No nie wiem, jak długie są te kuce, ale przez przesady. Więc co robi Starlight? Eee… nawala w przypadkowe cyferki, aż drzwi się otwierają. Genialne! Używając kombinatoryki, można obliczyć, jakie ma na to szanse. A więc… 10 razy 10 razy 10 razy 10 (bo zakładam, że to był PIN) to jakieś… 10000 kombinacji. Jej szanse na odgadnięcie, to jak jeden do dziesięciu tysięcy. Huh, a ile trwa wpisanie kodu? No załóżmy, że dwie sekundy. A więc… 2 razy 10000 to 20000 sekund. Teraz podzielmy to przez liczbę sekund w pełnej godzinie, a wynosi to 3600. 20000/3600 równa się… 6,666666666666667, w przybliżeniu 6,7. Ostatecznie sprawdzenie wszystkich kombinacji, zakładając, że ktoś nie robi nic innego, tylko nieustannie wpisuje kod, zajmie 6 godzin i 42 minuty. I NIECH MI KTOŚ TERAZ POWIE, ŻE POLONIŚCI NIE UMIEJĄ LICZYĆ. Choć to akurat było dziecinnie proste… Ale całe szczęście, żółty lekarz, którego widziała wcześniej, otworzył drzwi od wewnątrz i pozwolił Starlight wślizgnąć się do środka. I tak się kończy drugi rozdział. Dobrze, przyspieszmy to trochu. No więc czarodziejka odpoczywa chwilę, a po odzyskaniu sił idzie do prosektorium. Tam sprawdza, czy nie znajdzie ciała Trixie. Nie znajduje, lecz zaczyna słyszeć dziwne głosy w swojej głowie. W pewnym momencie ma wrażenie, że mówi do niej Trixie. Jednak to wszystko z czasem przemija, a Starlight znajduje jedynie ciało jakiegoś staruszka przykryte prześcieradłem. Wychodzi z kostnicy i rusza w drugą stronę. Wchodzi do magazynu tlenu medycznego. Tam odkrywa ogromnie pomieszczenie i setki półek. Zagląda do jednego z zakurzonych kartonów z napisem “Action Shot”. W środku dostrzega wiele różnych rupieci oraz zdjęć, a także gazetę. Najwidoczniej te wszystkie rzeczy należały kiedyś do Action Shot, czyli klaczy ze zdjęcia na znalezionym tabloidzie. Glim Glam odkrywał kolejne pudełko z napisem Lightning Dust. “Starlight nawet ją kojarzyła, gdyż nawalonej cydrem Rainbow Dash zdarzało się czasem bełkotać w towarzystwie przyjaciółek o “aroganckiej, lekkomyślnej klaczy, której bardzo chętnie skopie zad, gdy tylko ją znowu spotka". Wow, to brzmi zupełnie jak opis Rainbow Dash. Więc RD jest hipokrytką. A do tego alkoholiczką. Niech wreszcie spłonie w jakimś piekle! Ale Starlight znajduje rzeczy osobiste Dust, a po chwili natrafia na trzecie pudełko. Na całe szczęście, znajdują się w nim rzeczy osobiste iluzjonistki. Pod wpływem tego znaleziska, czarodziejkę ogarnia szał. Przypuszcza najgorszy, możliwy scenariusz. “Wszyscy musieli poczuć jej żałość i gniew, musieli poczuć jej ogromny ból. Nawet pacjenci. Rozgniewana klacz zamknęła oczy, z niezwykłym, jak na nią, trudem, skoncentrowała na zaklęciu i zniknęła w oślepiającym błysku, myśląc o księżniczkach. I zemście. “ Nawet ci boguduchawinni pacjenci, którzy tak samo jak Starlight mają własne rodziny, przyjaciół, marzenia i aspiracje? Ech… Ale tak to się kończy. Fik urywa się w najlepszym a jednocześnie najgorszym, możliwym momencie, jednak to, co dostaliśmy do tej pory, już daje do myślenia. Ogólnie mówiąc, to podobało mi się. Mamy jakąś tajemnicę, dziwne zaginięcia kucyków, jakieś spiski. Wydaje mi się, że to mógłby być jakiś projekt rządowy, bo z tym kojarzy mi się tytuł. Tylko księżniczki raczej nie pozwoliłbym na coś takiego. Możliwe, że ktoś to robi za ich zadem. Trudno jest wyrokować cokolwiek na tym etapie. Szpital z pewnością jest w to wszystko zamieszany, co sugeruje, że to mogą być eksperymenty medyczne bądź podpucha i mylenie tropów, aby trudniej było dojść do prawdy. Drażni mnie nieco zachowanie Starlight. Jest strasznie apodyktyczna, nie zna umiaru i dba jedynie o swoje pragnienia, a do tego kompletnie nie panuje nad sobą. Nie tak zapamiętałem tę postać. Jasne, potrafiła się wkurzyć, ale w uzasadnionych przypadkach, jak na przykład wtedy, gdy Discord, który denerwował ja już od dłuższego czasu, naraził jej uczniów na śmierć, przez co go wygnała ze szkoły przyjaźni. Tutaj nie ma powodów do tego, aby od razu panikować i martwić się o Trixie. No zniknęła sobie. Mogła pojechać na badania. Oczywiście później już wiemy, że jednak nie, ale reakcje tej postaci są przesadzone. Zachowuje się jak dupek, w ogóle nie zwracając uwagi na całe otoczenie. Ma pretensje do ochroniarza za to, że ją wyrzucił ze szpitala, po tym jak narobiła dymów i stawiała opór. Chce wyrżnąć cały szpital, pewnie wraz ze starcami i źrebakami. Jak wiem, że to pod wpływem emocji, ale przez przesady. Nie ma żadnych powodów, by kierunkować swój gniew na niewinne kucyki. Dziwi mnie również to, że nie skontaktowała się z Twilight bądź księżniczkami przed przystąpieniem do całej akcji. Każdy, normalny kuc zgłosiłby to na policję, to znaczy to zaginięcie. A samo włamanie się do zamkniętych pomieszczeń personelu medycznego też zostało napisane na pałę. Ot, Starlight fartem obchodzi kod drzwi, potem rozwala kolejny zamek za pomocą zaklęcia i tyle. Nie było w tym żadnego pomyślunku ani ciekawych rozwiązań. Wyszło dość naiwnie. Mamy też ten wątek przeszłości Starlight. Okej, nie mogę go ocenić, bo został dopiero poruszony. Nie wiem, jaki miałoby to wpływ na dalszą historię. Przez cały fanfik otrzymujemy wiele wtrąceń na temat tego, jak jednorożce korzystają z magii, jak Starlight studiowała, jak wyglądały jej chwile wraz z Trixie. Sama iluzjonistka pojawia się tylko na początku I DOBRZE. NIECH SPADA. Mam nadzieję, że zostanie przerobiona na nawóz. Osobiście, to nie czuję tego dramatyzmu, bo kompletnie nie obchodzi mnie Trixie. Ale przynajmniej lubię Starlight… no, w tym wydaniu trochę mniej. Strona techniczna jest bardzo dobra. Jasne, zdarzają się błędy, ale to akurat normalne, tego nie da się uniknąć bez ingerencji profesjonalnych korektorów. Autor ma również kształtujący się styl i tylko drobne potknięcia śmierdzą od czasu do czasu amatorszczyzną. Mogę polecić ten fik tym, którzy lubią trochę akcji i podążanie za tropem jakieś wielkiej afery oraz teorii spiskowej. Tyle ode mnie. Pozdrawiam!
    1 point
  3. Wypędzić czerwone licho za Bug i Odrę :)))
    1 point
  4. Czytałem SA tak dawno, że nie pamiętam już gdzie skończyłem. Zaczynam więc od początku i tym razem z uporządkowanymi komentarzami. Przeczytany prolog i rozdział pierwszy. Beware the spoilers!!! Albo i nie Prolog - bardzo typowy, czyli dosłownie dwie strony wprowadzenia w świat opowiadania. Dowiadujemy się jak i dlaczego kuce zetknęły się z ludźmi, a także jak wielu krajów zareagowało na gadającą koninę. Wszystko opisane jest w nieco ironiczno-sarkastycznym stylu narratorki, który tutaj sprawdza się wyjątkowo dobrze. O samej historii, jaka ma się toczyć nie wiemy praktycznie nic, no ale od tego są kolejne rozdziały. Rozdział pierwszy - ten z kolei bardzo nietypowy. A przynajmniej tak się zaczyna. Standardowo spodziewałem się jakiejś interakcji z kucami, a tymczasem dostaję przemyślenia głównej bohaterki oraz jej starcie z familią Januszy. Mamy tu więc zarówno szanse lepszego poznania przyszłej zebry, jej charakteru, zdolności i podejścia do życia, jak również elementy humorystyczne, opierające się na czerpaniu garściami z realiów naszego paskudnego kraju. Ostatnia scena wprowadza sporo ożywienia - nie ma to jak atak terrorystyczny w krainie hałdoskoczków. Ale przynajmniej przeprowadzony profesjonalnie - zamiast ciskania w ludzi balonikami czy flaszeczkami, złe stworzenia walą na ostro z miotaczy. Zdecydowanie lubię to. W sumie dobrze, że zacząłem czytać go raz jeszcze, bo rzeczywiście gucio pamiętałem. A tak mogłem się dobrze bawić raz jeszcze. Podsumowując - na razie wiem niewiele, bo i niewiele zostało zdradzone. Tak na dobrą sprawę, poznałem wyłącznie główną bohaterkę. Dobre i to jak na sześć stron. W każdym razie początek Smaku Arbuza jest wielce zachęcający i nakłania do dalszego czytania. PS: Fajne xD. Pisz dalej.
    1 point
  5. Przeczytane "O szyby deszcz dzwoni". Za "Kresy" miałem zamiar zabrać się już dawno temu, ale zawsze coś stanęło na przeszkodzie. Tym razem dostałem dwa pierwsze opowiadania jako przydział i czas wymówek się skończył. Beware the spoilers! Albo i nie... Jestem pod wielkim wrażeniem. Zacznijmy od tego, iż wyjątkowo spodobało mi się umieszczenie akcji poza Equestrią. Fakt, iż Neighford jest na dodatek totalną dziurą tylko dodaje temu smaku. Sam wstęp, czyli dojście do władzy (części) rodziny Crusto i ogólny przegląd sytuacyjny miejsca akcji wciągnął mnie natychmiast. Poznałem też głównych bohaterów tego opowiadania i muszę powiedzieć, iż kreacje rozciągają się między bardzo dobrymi a mistrzowskimi. Do tych pierwszych zaliczyłbym Waltera, Glegię, Gleipnira, Fenrira i Henriettę. Każda z tych postaci jest interesująca na swój niepowtarzalny sposób. Jednocześnie udało się uniknąć powtarzania charakterów, każdy jest indywidualną jednostką, a wszelkie podobieństwa można z pełną satysfakcją złożyć na karb powiązań rodzinnych. Przy okazji dodam też, iż imiona młodego pokolenia to dla mnie jeden z najjaśniejszych punktów tego fanfika. Przyznaję, iż zastanawiam się czy nawiązanie do mitologii nordyckiej będzie głębsze i czy na przykład Glegia i Gleipnir "zwiążą" Fenrira? Z pewnością będę śledził losy tegoż nawiązania w dalszych opowiadaniach z serii. Przejdźmy teraz do kreacji mistrzowskiej czyli Alberta. Perfekcyjnie wykreowana postać, którą kocha się nienawidzić - pierwszym skojarzeniem z nim jest naturalnie Scrooge z Opowieści Wigilijnej. Może dalekim, ale jednak. Chyba nie było sceny w opowiadaniu, gdzie jego pojawienie się nie wzbudziłoby we mnie natychmiastowej i głębokiej antypatii. Może sobie do woli pierniczyć o ciężkich warunkach, dbaniu o miasto i przyszłość i pełnym stresów życiu. Nie zmienia to jednak w niczym faktu, iż za jego zachowanie najchętniej widziałbym go powieszonego na rzeźnickim haku. Obawa przed oskarżeniem o nepotyzm, my ass, na to jak traktuje brata, a później także bratanka nie ma najmniejszego wyjaśnienia czy usprawiedliwienia. A że jeszcze rozciąga takie zachowania na żonę i dzieci? Może sobie do woli bulgotać o "ważniejszych powodach", jak dla mnie mimo swoich osiągnięć jest absolutną zakałą rodu Crusto i nie wiem co musiałoby się stać w kolejnych opowiadaniach bym zmienił o nim zdanie i pozbył się jednoznacznie negatywnego nastawienia. Nie mówiłem, że jest mistrzowsko wykreowany? Jeżeli chodzi o samą fabułę, to chociaż nie ma w niej przesadnych fajerwerków, to jest interesująca, przesiana retrospekcjami, zawiera w sobie jedną czy dwie tajemnice i daje mnóstwo nadziei na kontynuację i rozwinięcie masy wątków. Naprawdę solidna robota i to wykonana z pomysłem. Od razu przejdę też do światotworzenia, które również uważam za doskonałe. Opisy Neighford to coś wspaniałego - można bez trudu wyczuć wiszącą tam w powietrzu desperację i poczucie beznadziei. Do absolutnej perfekcji brakowało mi jedynie nieco szerszego wyjaśnienia tego czym na przykład zajmuje się Albert, pewnego uszczegółowienia i opisania jego interesów, może nawet większego zagłębienia się w proces tworzenia i działanie jego manufaktury - ale to już prywatna preferencja, od zawsze uwielbiam tego typu opisy (idealnym przykładem jest obsługa klientów sklepu Wokulskiego w "Lalce"). Podsumowując fanfik jest mniód-malina. Z przyjemnością przeczytam kolejne i dowiem się więcej o sadze rodu Crusto. PS: Materiały dodatkowe, mapa i chronologia są na najwyższym poziomie, coś wspaniałego. PPS: Mam też drugi fanfik z Kresów przydzielony, możliwe więc że będę edytował ten komentarz, by dodać wrażenia po nim, jeżeli nie upłyną 24 godziny Edit: To jeszcze do pierwszego fanfika - sposób w jaki Henrietta toleruje wyskoki męża stoi mi marchwią w gardle i belką w oku. Z jednej strony można zrozumieć mocno niekonfrontacyjne podejście, jednak z drugiej nie wydaje się ono najlepszym wyjściem. Mam nadzieję, iż w końcu, w jakieś sprawie porządnie ustawi go dupą do wiatru. Edit 2: No i nie wyszło przeczekanie 24 godzin, przeczytałem pierwszą część "Poznając nowy świat". Beware the spoilers! Albo i nie... (ponownie) Postanowiłem machnąć komentarz na gorąco, zaraz po skończeniu lektury. Tym razem dostałem sporo informacji o Gleipnirze i muszę powiedzieć, iż nie jest on moim faworytem do zostania ulubionym kucem serii. Oczywiście nie mam zastrzeżeń do samej kreacji postaci, to stoi nadal na bardzo wysokim poziomie, po prostu jakoś mi on nie leży. Nie zmienia to faktu iż z wielkim zaintersowaniem śledziłem najpierw jego próby pracy w kuźni, a następnie przemyślenia przed wyjazdem do Equestri i jestem bardzo ciekaw co z tego wyniknie. Mogę się założyć, iż jego wizja krainy mlekiem i miodem płynącej okaże się mrzonką i roztrzaska w interakcji z rzeczywistością. No, może nie cała, ale spore jej kawały z pewnością zostaną odłupane przez prozę życia. Zobaczmy. Z równie dużym zainteresowaniem śledziłem zmianę zachowania głównego antagonisty (w mojej ocenie) czyli Alberta. Wszystko wskazuje na to, iż nie jest zupełnie pozbawionym uczuć skurwykucem, ale póki co musi się jeszcze napracować by pozbyć się mojej antypatii - ta nadal jest w rozkwicie. Natomiast z wielką radością powitałem opisy prac w jego manufakturze, a także więcej szczegółów dotyczących prowadzonych interesów - to jest to co Dolary lubią najbardziej! Pod tym względem jestem całkowicie kontent. Henrietta tym razem nie wywarła na mnie jakiegoś specjalnego wrażenia, chociaż trzeba przyznać, iż jej rola miała w fanfiku fundamentalne znaczenia - w końcu przekonała małżonka do wysłania syna do Equestrii. Jestem ciekaw jakich to rad udzieli mu w drugiej części opowiadania. Swoją drogą poruszę jeszcze jedną kwestię, jaką jest młody wiek Gleipnira. W pierwszej chwili uznałem, że są walnięci w czerep, żeby takiego smarkacza puszczać samopas, ale potem przyszło zastanowienie - w końcu na dobrą sprawę czasy wydają się przedindustrialne, o ile nie wręcz średniowieczne - przynajmniej w Cevalonii. Tak więc mamy tu do czynienia z typowym oddaniem dziecka do terminu - ba! W nawet dość zaawansowanym wieku jak na ucznia. Nadal moją ulubioną postacią pozostaje Glegia, mimo iż prawie jej w opowiadaniu nie ma. Nie wiem czemu, ale złotowłosa wydaje się absolutnie najsympatyczniejsza, a poza tym uważam, iż to właśnie ona, z całej swojej rodzinki, najpewniej stąpa po ziemi i ma najmądrzejszy łeb na karku. Z zaintrygowaniem czekam na jej kolejne przygody. To by było na tyle, zabieram się za drugą część i pewnie będzie kolejny edit Edit 3: Przeczytana druga część "Poznając nowy świat" Beware the spoilers!!! Albo i nie... (Papuga, ty już dobrze wiesz co...) Nie było opcji odczekania, fanfik wciągnął mnie tak, że musiałem od razu przeczytać drugą część. I się nie zawiodłem, oj jak ja się bardzo nie zawiodłem. Już sama podróż była ciekawa, ale to absolutnie nic w porównaniu do wrażeń Gleipnira po przybyciu do Fillydelphi. Opisanie tego jak odkrywa kolejne różnice kulturowe było idealne. Bardzo mi się spodobało, iż dotyczyło to absolutnie prozaicznych spraw, jak choćby innego jedzenia, innych zasad, czy wreszcie zupełnie innego poziomu opieki. Trochę zdziwiło mnie iż ot tak mógł otrzymać equestriańskie obywatelstwo, no ale to w końcu przyjazna kraina, więc może ma to głębszy sens. Nieco więcej konsternacji wzbudziła we mnie technologia występująca w Equestrii. O ile Cevalonia jak pisałem wcześniej wydaje mi się państwem/zbiorem państw przedindustrialnym, gdzie nawet zegarek jest sensacją, to Equestrię początkowo zaklasyfikowałem jako epokę quasi-wiktoriańską. Musiałem nieco zrewidować ten pogląd kiedy do akcji wszedł aparat Röntgena i teraz oceniam, jako że urządzenie jest powszechne, na odpowiednik pierwszych dwóch dekad XX wieku. Z pewnym zdziwieniem zauważyłem, iż przemyślenia Gleipnira z pierwszego rozdziału nie zostały natychmiast brutalnie stłamszone. Equestria naprawdę okazała się krainą cudów. Przynajmniej na początku i w jego oczach. Nic więc dziwnego, iż z całych sił starał się wypaść we wszystkim jak najlepiej. Przyznam, iż obawiałem się, że będzie z niego jakiś geniusz co to testy wyśrubuje na maksymalny poziom i ogólnie uważany będzie za reinkarnację Merlina czy innego Starswirla. Tu na szczęście moje obawy okazały się nieuzasadnione, a egzaminy zdecydowanie młodemu nie poszły. I tu z kolei pięknie wychodzi jego charakter. Jakby na to nie patrzeć, Gleipnir, póki co wydaje się kucykiem słabym. Nic dziwnego patrząc na jego wcześniejsze losy, ciekaw jestem jednak jak sobie z tym w dłuższej perspektywie poradzi, szczególnie iż już natrafił w internacie na niechęć, podbudowaną klasycznym rasizmem. To może być naprawdę ciekawy wątek. No, ale zapewne więcej o tym się dowiem z kolejnych opowiadań. A przy okazji - zaczynam zauważać (dzięki podpowiedzi Verlaxa) nawiązania do Heroes of Might&Magic 3. Za to należy się dodatkowy bonus Podsumowując - póki co jest fenomenalnie i jeżeli seria utrzyma ten poziom, to widzę głos na [EPIC] w niedalekiej przyszłości.
    1 point
  6. Koniec czekania! Bardzo mnie ucieszyła tak frekwencja jak i ilość prac konkursowych. Jakość fanfików jest bardzo wysoka, nikt nie przekroczył limitu, ani deadline'u... Miodzio! A zatem, nie przedłużając... I miejsce zajmuje Ghatorr II miejsce zajmuje Rarity III miejsce zajmuje Malvagio Serdeczne gratulacje dla zwycięzcy, jak i wszystkich uczestników! Standardowo, udostępniamy Wam oceny i recenzje poszczególnych prac. Moje znajdziecie tutaj, zaś Dolara tutaj. Niezmiernie miło mi było znów sędziować w Gradobiciu, i choć niektóre fanfiki zdecydowanie bardziej przypadły mi do gustu od innych, to czytanie wszystkich było sporą frajdą. Moim faworytem został "Kevin sam w ulu" Ghatorra. Ale muszę też pochwalić Rarity za piękne opowiadania rozwijające Kruchość Obsydianu, a także Zerrome'a za "Nadejdzie wiosna". Dolar natomiast chciałby Wam przekazać, że: "Gościnne w poście Zodiaka dokonuję tradycyjnego dolarowego subiektywnego wymienienia najlepszych opowiadania tej edycji. Bo wiecie - czytanie praktycznie każdego opowiadania konkursowego to większa lub mniejsza przyjemność, ale lektura tych dwóch to prawdziwy przywilej. Są to wspaniałe "Serce Ciemności" autorstwa Ghatorra i absolutnie najlepsze, powalające i wręcz perfekcyjne "Nic nie mogliśmy zrobić" autorstwa Rarity." Razem z Dolarem bardzo dziękujemy wszystkim za udział i zapraszamy do kolejnych edycji, które odbędą się... w przyszłości.
    1 point
Tablica liderów jest ustawiona na Warszawa/GMT+02:00
×
×
  • Utwórz nowe...