Kolejny fik, którego jakimś cudem nie skomentowałam, choć powinnam była to zrobić już dawno temu, szczególnie że prócz korekty robię tu prereading. Co obecnie sprowadza się głównie do krzyczenia na autora, że ma pisać. (Spoiler: nie słucha).
KO ma wiele zalet, spośród których wymienię kilka:
sam pomysł – uwielbienie autora do Sombry spowodowało, że wpadł on na ideę pisania nie o nim samym, ale o jego nastoletniej córce, co połączył z przesunięciem czasu akcji o kilkadziesiąt lat do przodu w stosunku do tego, co znamy z serialu. Podoba mi się ten punkt wyjścia i możliwość poznania tej nowej Equestrii z punktu widzenia kogoś, kto nie tylko urodził się ponad tysiąc lat wcześniej, ale też zna zupełnie inną wersję niektórych wydarzeń historycznych.
postaci, które od razu zapamiętuję i które wywołują sympatię – są dość zróżnicowane, by mi się nie mylić, mają przemyślane cechy i design, nie są tylko tłem.
widoczny rozwój Equestrii – widać, że pod rządami ośmiu księżniczek kraj nie stoi w miejscu, pojawiła się między innymi technologia oparta na kryształach, Ponyville rozrosło się w Ponytown, a dodatkowo pojawiły się znaczne wpływy kultury i sztuki Kryształowego Imperium.
przemyślane, prawdopodobne reakcje Obsy na współczesny świat – podobają mi się te szczegóły jak zbyt dosłowne rozumienie powiedzeń, zafascynowanie kodami kreskowymi i oburzenie postępującym w społeczeństwie Equestrii egalitaryzmem.
zróżnicowanie gatunkowe postaci, będące jednym z widocznych efektów istnienia Szkoły Przyjaźni – podoba mi się, że działająca od kilkudziesięciu już lat szkoła ma realny wpływ na stosunki Equestrii z innymi państwami, a kucyki uczą się tolerancji i (prawdopodobnie) nie panikują już na widok każdego nowego mieszkańca miasteczka, który nie wygląda jak one.
wspaniale irytująca Ambrosia – pomysł na arystokratyczną jednorożkę z obsesją na punkcie wsi i jej wyidealizowaną wizją jest cudowny w swoim absurdzie. Reakcje czytelników zresztą też.
charakterystyczny, ghatorrowy humor i styl, który skutecznie bawi i zaskakuje już od czasów Czterogodzinek.
Jak to przy wielorozdziałowcu, autor nie wystrzegł się też błędów:
charakterystyczny, ghatorrowy styl – wszystko fajnie, ale spróbujcie wstawić przecinki do zawiłego zdania pięciokrotnie złożonego. Czasem naprawdę nie wiem, co w danych miejscu zrobić, a najłatwiej by mi było dany fragment przepisać w prostszym stylu, zamiast zgadywać, jak należycie okrasić go interpunkcją.
bardzo wolne tempo, wprowadzanie wielu postaci i zbyt szczegółowe opisywanie rozmów, które można by streścić dwoma zdaniami w innej scenie – to wszystko powoduje, że mimo siedmiu wydanych rozdziałów czytelnicy nie wiedzą jeszcze, o czym tak naprawdę jest fik i na czym będzie skupiać się jego fabuła, a zamiast rozmów o jabłkach i deszczu na pewno woleliby więcej akcji z samą Obsidian.
bardzo duży udział znanych z serialu postaci – łatwo jest zrozumieć udział w fiku Mane 6 i ich dzieci mieszkających w Ponytown, ale na przykład fakt, że
oburzający mezalians księcia Blueblooda z Applejack – HE. RE. ZJA.
leniwy autor – przygotowując się do napisania tego komentarza, odkryłam, że ostatni rozdział został wydany ponad półtora roku temu, 16 września 2020! Mimo próśb, gróźb i zakładów Gamoń wciąż nie skończył następnego, a ja w zasadzie straciłam nadzieję, że KO zostanie dociągnięte do końca. Co boli mnie szczególnie, biorąc pod uwagę, że wiem, co powinno być dalej, jest to moim zdaniem dobre i ciekawe i chcę rozwinięcia fabuły, a Gamoń jest koszmarnym leniem i nie pisze, kryjąc się za milionem coraz to nowszych wymówek.
P. S. A Sombra nie żyje i nie wróci.