Obecna ludność Polski to około 38 milionów osób. Według danych zbieranych przez nieliczne kraje osoby transpłciowe to około do 1% populacji, powiedzmy że 0,5%. Liczby te są jednak z pewnością zaniżone, głównie ze względu na ogromne trudności i dyskryminację z którą borykają się te osoby, nawet w rozwiniętych, nowoczesnych państwach.
Gdyby przełożyć te liczby na Polskę, to wyszłoby, że w 38 milionowym kraju mamy 190 000 osób trans. Nie wszystkie osoby trans jednak chcą i potrzebują terapii. Obcinając o połowę, wyszłoby że w Polsce mamy gdzieś ze 100 000 osób transpłciowych.
Te 100 000 osób trans przypada na paru endokrynologów którzy nie zawsze są ogarnięci, oraz niewielką garstkę psychologów-seksuologów i psychiatrów, którzy są w stanie zaoferować jakąkolwiek pomoc.
Długi czas nie miałam za bardzo świadomości tego, że dostęp do specjalisty z odpowiednią wiedzą, możliwościami i doświadczeniem jest pewnego rodzaju przywilejem. Na osoby idące na self-med patrzyłam trochę jak na ryzykantów, może usprawiedliwionych, ale dalej szastających swoim życiem i zdrowiem. Nieodpowiedzialnych. No bo nie musi być tak źle.
Do momentu gdy sama nie zdałam sobie sprawy z tego, że już tak dalej nie mogę, i muszę sama zacząć swoją drogę, znaleźć kogoś, kto mi pomoże. Bo jeśli tego nie zrobię, to wykończą mnie - męskie zaimki, męskie imię, męskie oczekiwania. A potem zorientowałam się, jak wyboista to będzie droga już na samym starcie.
Dużo się mówi o tym, że w Polsce brakuje lekarzy. Mało się jednak mówi o tym, jak bardzo dzisiejsza medycyna potrafi być dziurawa, i nie potrafi nieść pomocy dla wielu osób. Wiele osób przyzwyczajonych do tego, że co najwyżej lekarz rodzinny czasami im wypisze jakieś lekarstwa nie ma świadomości wykluczenia, które w sumie jest powszechne, i obejmuje ogromną ilość osób, z różnych mniejszości, różnych środowisk które nie wpasowują się w jakąś "normę". Osoby trans nie są tutaj jakieś specjalne, ale są idealnym przykładem jak łatwo, ale też i niezauważalnie dla "zwykłych ludzi", da się w XXI wieku wykluczyć kilkaset tysięcy osób spod jednego z najbardziej podstawowych praw przysługujących człowiekowi.
Mimo tych trudności wierzę że "da się". Jeśli jest coś, co faktycznie pozwala iść dalej, to wzajemna pomoc i więzi z podobnymi sobie osobami. W takich sytuacjach osoby wykluczone jak nigdy potrzebują jednoczenia się. Nie ma nic gorszego od życia w kłamstwie i ukryciu, szczególnie gdy okłamujemy samych siebie. Nie ma przy tym nic lepszego od powiedzenia sobie "I exist".
Art autorstwa SamLizzy71