Skocz do zawartości

Hetman WK

Brony
  • Zawartość

    430
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez Hetman WK

  1. Słysząc o wyprawie łowców, poczuł dziwny przypływ nadzieji. Być może nie wszystko stracone. Choć lepiej utrzymać dystans. - Nie wie pan jak ta informacja mnie cieszy - rzekł, krzyżując ręce na piersi. Parsknął śmiechem. Wolny czas? No w sumie mógł przeczytać w końcu książkę. Ale wtem, wpadł mu do głowy pomysł. Ryzykowny, ale mogący przynieść korzyści. Tak. Podążył za Benu szybszym krokiem. - Proszę pana. Miałbym jeszcze jedną sprawę - powiedział ciszej, bęsąc w bezpiecznej odległości.
  2. - Aha - mruknął. Pytanie gdzie i po kiego. Ale o to wolał nie pytać. - No czy dobry. - Oto pan pyta - Potarł się po karku. Przwbiegł przez niego dresz. Lodowaty, nieprzyjemny. Identyczny kiedy był w zaświatach - Obaj są w czymś w rodzaju...czyścca. Wrócili do tego co robili przed tym jak zostali ze mną złączeni. A widząc jednego z nich...powiedzmy że nie są to Trzcinowe Pola z wierzeń Egipcjan. Dowiedziałem się tylko tego, że ta bariera to jakieś zaklęcie blokujące. Nie jest trwałe, ale nie mam też pojęcia jak się go pozbyć. Drugi z towarzyszy powiedział, iż starał się coś zrobić ale nieskutecznie. Będąc szczerym, to z tego całego zbiorowiska...nie licząc Wilka i Hetmana, to tylko do Benu nie był nqstawiony negatywnie. A raczej tylko jemu, mógł w miarę zaufać. Z Anubisem miał nieporozumienie, Hel...wiadomo, od Chrisa wolał trzymać się daleko od niego. Z Larsem musiał się trzymać tylko bo został mu przypisany. - Tak. Gdyby Benu przeprowadzał wszystkie rozmowy kwalifikacyjne, liczba członków mocno by wzrosła.
  3. - Niech szlag trafi to wszystko. Mam szczerze dość tych bożków i nekromantów. Jedyna magia jaka winna być akceptowana, to potęga prochu. Widząc Richardson, o mało co nie zemdlał. A więc jak nekromanci przyzywają zmarłych, to jest bluźnierstwo, a stowarzyszenie se może. - Błagam, niech w końcu pojawi się hiszpańska Inkwizyjcja. Słysząc Larsa...z lekka się zdenerwował. - Tak tak. Ja jestem ignorantem i kretynem a reszta ma rację. Ech. - Do Szkocji? Z jakiej racji?
  4. Będąc szczerym, to nie spodziewał się że ożywienie potrafi tak bardzo łamać przepisy. No ale sytuacja wymaga. - Bardziej żywy niż zwykle. He. Podążył za nim wzrokiem, kiedy ten biegł w stronę siedziby. - Widziałeś czyściec, rozmawiałeś z duchami, widziałeś jak jeden przedostaje się do naszego świata? Phi. Nie oczekuj że będą cię szanować. - A ponoć Brytole to dżentelmeni. A no tak. On nie jest wyspiarzem. Wyszedł z auta, i również skierował się do siedziby.
  5. Hetman WK

    [Zapisy][Gra]Blood Lad

    Droga minęła mu...dość interesująco. Wyjeżdżając z terenów nekropoli, zauważył że parę kościanych stert, zmieniły się w szkielety. Zakute w lekkie zbroje, hełmy z kolcami lub kalepiny, dzierżące buzdygany, topory, tarcze oraz kusze. Maszerowali prawie zgodnym rytmem. Nie było ich dużo, grupa co najwyżej. Ale nie mieli przecież służyć w ofensywie, a tylko w obronie. Gdzieniegdzie, przemykały zjawy, zmierzające na swe pozycje obserwatorów. Czuł się dziwnie. Nie to że zagrożony, bo zdawał sobie sprawę, iż ci na pewno go nie zaatakują. Szkielety nie należą do zdradzieckich istot. Chyba że ten je wezwał jest dwulicowy. W każdym razie, miał wrażenie...że w końcu ma jakąś władze. Że w końcu ma coś, co faktycznie by oznaczało jego pozycję. - Miła odmiana. Dotarł w końcu pod bramy siedziby. Wojownicy ukryli się w ziemi naokoło, a duchy między drzewami. Sam zostawił konia przed posiadłością, miał go jeszcze użyć. Położył dłoń na rękojeści. - Ciekawe do czego doszli. Przekroczył próg spokojnym krokiem, rozglądając się. Cisza. A cóż by innego? - Familia? Jest tu ktoś? - zapytał, podniesionym głosem - Staz pewnie w bibliotece, nie słyszy.
  6. Hetman WK

    [Zapisy][Gra]Blood Lad

    - Sprawa wygląda następująco. Kilku wyższych stopniem, widziałoby mnie wśród nich, ale potrzebuje jeszcze ostatniego sygnału. Usunięcia jakichkolwiek wątpliwości. A to mogę osiągnąć najszybciej, poprzez upokorzenie Arcylisza. Tak się składa że mam odpowiedniego kandydata. - Kogo konkretnie? - Claviusa. Już parokrotnie pokazał że nie jest kompetentny, zawodząc Liszmistrza czy nekromantów. Zarówno on, jak ja, wie że w bezpośrednim starciu nie ma ze mną szans. Jest niestety problem. - Znaczy? - Ma osobiste ochroniarza. Czarnego Rycerza. I to dość potężnego. Choć i tak, byłbym w stanie go pokonać to jego i Claviusa, niestety nie. I tu pojawiasz się ty. - Mam zabić zbrojnego? Przecież wiesz że mam na pieńsku z Czarnymi Rycerzami. Znaczy, nie to że jestem w konflikcie, ale po zdobyciu tego miecza wolałbym unikać spotkania. - Ależ nie. Źle mnie zrozumiałeś. Nie masz go unicestwić. Stratę takiego wojownika, to ogromny cios dla naszej armii. Zajmij go na krótki czas. Wyzwij na pojedynek, albo tak jak ostatnia, pokonaj w twojej najsilniejszej dziedzinie. Byleby był daleko swego pana. Potrzebuje...powiedzmy godziny. Z resztą, dam ci sygnał kiedy skończę. - Hmm. Mówisz że dzięki temu ty otrzymasz tytuł, a ja obietnicę że mi będzie moim kontaktem w hierarchii, tak? - Zgadza się. Więc? - Niech będzie. Kiedy mam się z nim spotkać? - Potrzebuję przygotować zaklęcia. Po jutrze, przed południem. Dzień przed, obraź go, albo wyzwij. Spotkajcie się niedaleko posiadłości. Ja w ten czas zajmę się Claviusem. Dam ci znać, kiedy sprawa zostanie załatwiona. - A nie martwisz się że inni mogę nas podejrzewać? - Mój drogi, intrygi czy zdrady, to chleb powszedni. Zakon też cię nie wyklnie. Nie mają w tym celu. A król...cóż go to interesuje? - Ten plan ma rację bytu, przyjacielu. No, to tymczasem, bo muszę jeszcze coś zrobić. Ale to już raczej jutro. Więc wyślesz tych strażników. - Zgodnie z umową. - Do zobaczenia. Wychodząc z mauzoleum, usłyszał jak wieko trumny zamyka się. Odwiązał wierzchowca i wskoczył na jego grzbiet. - Poczekam do wieczora. Zakład gnomów przyjmuje tylko w późnych godzinach - Popędził konia i skierował się w stronę posiadłości.
  7. Pokręcił głową - A według ciebie co? Dokończył herbatę, po czym zabrał swój plecak. No przecież nie zostawiłby swoich ksiąg. Przed wyjściem zwrócił się jeszcze do aptekarza. - Muszę panu podziękować. Raczej na pewno, bez pańskiej pomocy nie byłbym w stanie znów spotkać się z kompanami - rzekł z wdzięcznością - Znaczy się, mam u pana dość pokaźny dług wdzięczności. Do widzenia. Wyszedł, trzymając w lewej ręce torbę. Zimny wiatr nie napawał go optymizmem, choć negatywnie też nie. - Czarno biały? To co, on też wie że Stowarzyszenie jest średnio dobre? Nie sadzę.
  8. - Jak dlaczego? To oczywiste. Przecież sam wiesz że ostatnio mieliśmy z nimi kontakt. Teraz pewnie szykują coś dużego - odrzekł, upijając trochę herbaty - Angielska. Najlepsza. zwrócił od razu uwagę na pytanie aptekarza - A no nekromanci. Ostatnio się pokazali i to niejako przez nich, musiałem się wybrać na tamten świat. A czerwone niebo to raczej efekt uboczny, jakiegoś rytuału. Nie zdziwię się, jak to o ni tą duszę wezwali.
  9. Widząc to co się dzieję, na chwilę stracił kontakt z rzeczywistością. Czyli jednak jego podejrzenia się sprawdziły. Adeptka ponownie go okłamała. Zapewne ten to coś co uciekło, to również jej sprawka. Oraz jej mistrza. - Nekromanci pewnie - odrzekł zrezygnowany - Ostatnio ich aktywność znacznie się wzmorzyła. Niestety. Wysłane z mojego LG-M250 przy użyciu Tapatalka
  10. - Łe. Myślałem że będzie gorzej - poprawił ubranie jeszcze raz. Nie zdziwiło go to, że nadal czuł zimno. To zbyt szybko nie minie. Znalazłszy się kuchni, odebrał kubek, po czym kiwnął głową. Może by od razu wypił całą, ale aż tak mu źle nie było. Małe łyki. - Jak? Hmm...Powiem tak. Niech pan sobie wyobrazi, że stoi po środku mgły. Tak gęstej jak to możliwe. A potem to pomnożyć przez sto. Nie licząc dreszczy, oraz tego liścia jałowca, stojąc po środku niczego, można było odczuć zarówno osamotnienie, jak i jakiś niepokój. Raz na jakiś czas słyszało się jakiś szept. Jeżeli chodzi o środowisko...było dość dziwne. Podłoże, było dość równe, jak podłoga, albo chodnik. Chodź po przejściu określonej drogi, czułem jakbym chodził po mchu. Chyba. I niby nie istniały tam struktury, ale znajdował się tam dziwny słup skalny. No i samo wyjście. Wielka dziura z wystającymi kończynami i tym ohydnym zapachem. Jedyny plus taki że nic nie pamiętam z tego, jak tam wskoczyłem. Prócz tego, spotykając mego towarzysza, ten wspomniał że dusze muszą tu czekać na decyzję gdzie trafią. A póki co, w zależności co zrobili, przebywają tam. On powiedział że: ,,Tam wojna nigdy się nie kończy". A jego stan to potwierdził. A! Bo zapomnę. Coś tam było. Nie potrafię tego wyjaśnić, ale w pewnym momencie, miałem wrażenie iż coś na mnie czyha. Coś wielkiego, dzikiego.
  11. - No. Podejrzewam że tak - Ta organizacja... - O niczym innym nie marzę, jak wrócić do siebie - szepnął, przecierając oczy. - Przysługę? Pewnie będzie chodzić o to że znowu każą mi po coś pójść, zabić pozamiatać. Ech. Życie jest wspaniałe. Zaczekał chwilę aż tamci wyjdą. Zobaczywszy ubrania, skarcił się, że nie wziął niczego na zmianę. Choć z drugiej strony skąd miał wiedzieć że będzie musiał zanurzyć się w zimnej zupie. Westchnął. Zaparł się wyszedł z wanny, po czym jeszcze wytarł się ręcznikiem. Upewnił się, że drzwi są zamknięte. No w tym wypadku lepiej bardziej się zabezpieczyć. - Dobra daj spokój, trzeba to zrobić, przecież nie chcesz zamoczyć siedzeń w aucie - po czym zaczął zmieniać ubiór.
  12. Hetman WK

    [Zapisy][Gra]Blood Lad

    Zatrzymali się w połowie drogi. - Poczułeś to? - Michai zwrócił się do Lisza. - Nie martw się. Pewnie to burza. Te zdarzają się u nas bardzo często. Nie stanowią wielkiego zagrożenia - odrzekł - Chodźmy dalej. Znaleźli się w dużym pokoju, który był oświetlony przez dziwną kulę przy suficie. Na środku, znajdował się kamienny stół. Bardzo stary. Za nim, coś w rodzaju regału z kilkoma artefaktami. Moandor podszedł do jednej pułki, zdejmując naszyjnik z czarną czaszą. Podał wisior wampirowi. - Masz moje podziękowania - zważył przedmiot w dłoni - To ja będę się zbierał. - Nie tak szybko. Mogę dać ci możliwość szybszego spłacenia długu i to z nawiązką. - O czym ty mówisz? Moandor wskazał przyjacielowi, aby ten zasiadł przy blacie. Tak też zrobił. Lisz jakby westchnął. - Jak zapewne wiesz, my Lisze, jesteśmy dość liczną grupą. Nie taką, jak nasze sługi ale wciąż. Od tych bezmyślnych odróżnia nas wolna wola, oraz to że potrafimy przywoływać sterty kości, aby te nam służyły. Rzecz jasna, pospolite Lisze nie mogę przyzwać ile chcą wojowników. Byłby zbyt wielki bałagan. Z tego powodu, nekromanci ustawili pewną hierarchie. Trochę podobnie jak w królestwie ludzi. Moi pobratymcy są jak szlachta z pozycją, ale niewielkim polem do popisu. Nad nami, są Arcylisze, czyli nasi zwierzchnicy, odpowiadają magnatom. Mogę pozwolić sobie na przyzwanie małych armii, oraz ich zaklęcia są znacznie potężniejsze. Jeszcze wyżej, są Liszmistrzowie. Najpotężniejsi ze wszystkich, niczym trybuni przy legacie którym jest nekromanta. A jest ich ledwie garstka. - No...dzięki za informację, ale do czego zmierzasz? - Wiesz, że pospolity Lisz może stać się Arcyliszem? - Podejrzewam. - Tak...przez dokonania, ofiarną służbę, czy zachciankę przywódcy. Ale najpopularniejszą formą jest pokonanie jednego z wyżej ustawionych, aby pokazać że ten z niższego szczebla zasługuje na miejsce w wielkiej radzie. - Widzę do czego zmierzasz - kiwnął głową - Chcesz zmienić swoją pozycję. A czemu mi o tym mówisz? - Bowiem potrzebuje twojej pomocy. Pomyśl, miałbyś kontakt w zgromadzeniu, a ja mógłbym wesprzeć twoje plany. Znaczy się, miałbyś większe środki by chronić dom. - W ramach rekompensaty - uderzył dłonią w blat - Niech będzie. Wyjaśni, o co ci konkretnie chodzi.
  13. Obruszył się. - Tak, też jestem zaskoczony. Myślałem że potrzebny będzie kwiat paproci czy fioletowy muchomor. Dobra...to wam w skrócie mogę opowiedzieć. Więc po...taj cholernej trasie na tamtą stronę, stałem po środku niczego, w otoczeniu mgły. Przyłożyłem kamień do oka i spostrzegłem...swojego niematerialnego kompana. Powiedział, że to jakaś wersja czyśćca. Wymieniliśmy kilka zdań, ale w sumie najważniejsze jest to, iż nie ma szans na ponowne odnowienie ,,więzi", znaczy że póki zaklęcie nie zostanie zdjęte, próby z tamtej strony są bezowocne. Choć o tym uświadomił mnie drugi towarzysz. W każdym razie, można powiedzieć że niczego konkretnego, prócz tego że ta blokada to zaklęcie...No prawie - wypuścił powietrze - Zanim się stąd wydostałem, a jak wyglądało przejście to nie wspomnę, usłyszałem jakieś jęki. Coś...coś wyszło z czyśćca to naszego świata. Tylko nie mam pojęcia co konkretnie.
  14. - Ja pamiętam wszystko. Wraz z procesem przejście na tamtą stronę - odebrał ręcznik i przetarł twarz. Nie zamierzał się podnosić. W sumie to ostatnia rzecz, którą chciałby zrobić. Potrzebował momentu, żeby ciało się przyzwyczaiło do położenia, oraz aby odpoczęło po całych wrażeniach. - Wiesz...jeśli to nie problem - zasłonił usta - Mógłbyś mi podać, na wszelki wypadek, jakiś pojemnik czy wiadro. Po czuję że zwrócę śniadanie.
  15. - Nie nie - wystawił odruchowo prawą rękę - Wyszło. Nawet bardziej niż wyszło. O matko - westchnął, po czym przełknął ślinę - Dajcie mi chwilę, to wam opowiem. Za nic w świecie nie chciał tego zabiegu powtarzać. No chyba, że w celu wyciągnięcia Wilka i Hetmana. Wtedy, w drodze wyjątku. Ale mimo tego, w głowie kotłowały mu się myśli, z których najgłośniejsza, domagała się odpowiedzi na to, kto wezwał zmarłego i w jakim celu. Oraz kto był tym nieszczęśnikiem.
  16. Nie spodziewał się jakieś miłej odpowiedzi. Sam by sobie nie dał. Ale dziwny podmuch zajął mu resztę myśli. - Więc tak wygląda ożywiania z tej strony. Mhm - patrzył w dziurę, kiedy zjawa zniknęła. Nie zdążył nic powiedzieć, kiedy sam znalazł się w wielkiej jamie. Nie powiedział nic. Nie licząc... - Co do kurr...! Nim jednak skończył swoje wiekopomne zdanie, poczuł ten cholerny chłód oraz zobaczył przeraźliwy mrok. Wybudziwszy się oraz pozbywając nadmiaru wody, rozejrzał się po miejscu w którym był. - Nienawidzę się. Z całego serca.
  17. I w pełni ze swoim ciałem i duchem się zgadzał. Niestety, innej drogi nie miał. Ponownie zastanowił się, czy to nie jest jakaś pułapka, czy inna sztuczka. - No ma to jakiś sens - szepnął do siebie - Mówisz? No cóż. W takim razie żegnaj i mam nadzieję że nie będzie nam dane spotkać się po drugiej stronie - wyprostował się - A. Żeby nie było. Dzięki - słowo to bardzo ciężko, przeszło mu przez gardło, ale no cóż. Wypada jednak wyrazić swoją wdzięczność...znikomą, ale jednak.
  18. - Klaustrofobia, arachnofobia, thalasofobia...bogowie jak ja to muszę mieć słaby umysł. Ni stąd ni z zowąd, adeptka nakazała by wyjść. W sumie to spodziewał się, że zaraz coś się na niego rzuci. Ale ku jego zaskoczeniu nic się nie stało. - Pewno taką mają karę niektóre dusze. Ciągle poczucie zagrożenia, które i tak się nie spełni. Trochę podobnie jak Syzyf. Chodząc przez te kilka godzin, nie ukrywał że był mocno znużony. Zastanawiał się, czy czasem rzeczywiście nie próbują go wywieźć w pole. Musiał widocznie, zmienić swoje domysły. Spojrzał w otchłań i miał nadzieję, że otchłań, nie spojrzy na niego. - To? - zapytał z niedowierzaniem - Rozumiem, przejście do piekieł ale wyjście...I co? Mamy tam po prostu...wskoczyć?
  19. - Wiedziałem że pokłady farta się wyczerpały. Zgodnie z radą, zasłonił usta i podążył za nią. - Nie będę w ogóle się odzywał i wyjdę na tym lepiej. W sumie cieszył się, że nie posiada zbyt wielkiej tuszy. Zastanawiało go tylko, co za licho czai się na zewnątrz. Pewno jakiś tytan, albo inny zwierz. Oglądało się zagraniczne produkcje. W obecnej sytuacji, drażniący listek, był jak szpilka, obok miecza. Niby kuje, ale w porównaniu z większym bratem jest w sumie niczym. Dodatkowo, skupiał jeszcze myśli na tym, co na niego czyha.
  20. - Nie martw się, będe. Powodzenia. Zatrzymał się. - Ciekawe czy też słyszała. Widząc jek reakcję, uniusły z podejrzeniem brew. Spojrzał tam gdzie wskazywała. Obecność słupa nie zdziwiła go. Wszakże zaświaty. Nie zdążył jednak nic powiedzieć, kiedy ta ruszyła. Podążył za nią.
  21. - Ta bariera ponoć nie jest wieczna, więc raczej w końcu odzyskamy normalny kontakt. Jedyne co wiem, to to, iż zostało na mnie nałożone zaklęcie, uniemożliwiające kontakt z duchami ogólnie. Nie wiem, może gdzieś w stowarzyszeniu znajdę coś związanego z tym zaklęciem. Więc raczej twoje starania nie mają większego sensu. A i tak, jestem z...nią. Wierz mi, trafiłem na nią przypadkiem. I owszem, zdaję sobie sprawę, że nasza obecna sytuacja nie jest bezpieczna, ale innej drogi nie ma.
  22. - Nie dotykaj, nie przyglądaj się światłu, iść tylko za tobą. Raczej jasne - odrzekł kiwając głową. Czując miękkie podłoże, trochę się zdziwił. Słysząc głos swego towarzysza, prawie się zatrzymał. Prawie. - Hetman?! Na wszystkie świętości, nie wyobrażasz sobie jak dobrze cię słyszeć. Nie kłamiąc ci, to średnio. Znaczy fizycznie nic mi nie jest, ale psychicznie już niekoniecznie. A co z tobą? Widziałem się z Wilkiem i powiedział że widział cię niedawno. Przedstawił też, że jego sytuacja jest godna pożałowania. Ponoć, twoja również.
  23. - Wygląda że nie mam wyboru - wzruszył ramionami - Masz moje słowo, że nie będę używał brudnych sztuczek - Choć bardzo bym chciał - Także obiecuje za moją sprawą, nic ci nie zrobię. Podążył za nią. Zastanawiał się nad tym, czy czasem nie popełnił kolejnego błędu i czy ona czasem nie chce wyciąć mu numeru. Ale że aptekarz nic nie powiedział, to właściwie musiał schować dumę do kieszeni.
  24. - Szaleństwo i szansa na to że nie będę świadom tego, że ona jest w pobliżu. Słodko. - He. Poddała się - szepnął do siebie - No...jasne jasne. Zabić? Wiesz z punktu widzenia takiego, bardziej racjonalnego...Raz to ja się obudzę u siebie, a ty u siebie. Dwa, no nie wiem gdzie cię szukać, a na własną ręką mnie nie puszczą. Trzy...nawet jeśli byśmy się spotkali po tamtej stronie, to raczej bym cię nie mógł zabić, bowiem góra kazałaby cię wziąć żywcem. A w takiej sytuacji, śmierć byłaby najlepszą opcją - to powiedział bardziej do siebie - O. Ta myśl. Teraz wiem co zrobić - spoważniał. - No chyba, że oczekujesz że ci przysięgnę, że cię nie zabije, tam na ziemi. - A jak przeżyję w całości, to wracam do siebie i muszę przewertować całe dzieło tego inkwizytora.
  25. Hetman WK

    [Zapisy][Gra]Blood Lad

    Lisz nie zmienił wyrazu twarzy. W sumie nie mógł, bowiem to nie z czaszki, dało się słyszeć głos. Ten był gdzieś...w pokoju. Jak echo. Bardzo spokojne, oczekujące. - Tak? - ozwał się z ciekawością - A cóż dokładnie cię tu sprowadziło, przyjacielu? - Widzisz - przetarł kark - Prośba o przysługę. - Konkretnie? - Znasz mojego brata, prawda? Znaczy, nie osobiście tylko...wiesz o co mi chodzi. - Jak najbardziej. Pierwszy w kolejce dziedzic tronu władcy zaświatów. Bardzo jednak strapiony z powodu zamachu stanu, który przeprowadził nasz obecny król. Ale zachował was przy życiu, żebyście chronili więźniów. Niewdzięczna praca, ale z pewnością lepsza, niż bycie jego niewolnikiem. Przecież nadal macie dość wiele pola do popisu. No i spory majątek, skoro możesz uprawiać hazard na tak wielkie stawki. - Widocznie tylko ty to rozumiesz. Szkoda. - Hmmm...ale nadal nie rozumiem po co mnie odwiedziłeś. - Wiesz, Staz ma małą obsesję jeżeli chodzi o odzyskanie swojej pozycji. - O, mój drogi. Przecież każdy wyżej ustawiony w tym miejscu o tym wie. W tym moi pobratymcy i przełożeni. Założę się, choć oczywiście nie naprawdę, że wilkołak również. A nie robi z tym nic, gdyż chce mu dać złudę nadziei. A kiedy będzie bliski odkrycia, zgniecie wszystkie jego osiągnięcia na drodze do odzyskania pozycji. Że tak powiem, robi sobie z niego występ. - No właśnie. I w tej sprawie do ciebie przychodzę - ręce za plecami. - Znaczy? Bo raczej oczywiste, że nie po to, abym poparł jego sprawę. - Skąd wiesz? - Ty pogodziłeś się ze swoim losem i z niego korzystasz. Rewolucja to chyba ostatnia rzecz jaka przyszłaby ci do głowy. Tak samo król o tym wie. Jesteś wierny, bez problemów wykonujesz rozkazy. Ciebie za nic nie podejrzewa. Powiedz, czego potrzebujesz. - Jak wspomniałeś. Obawiam się jednak że ktoś z góry będzie chciał się przypodobać i nam...powiedzmy że wejść w paradę. A kiedy nastąpi niespodzianka, mnie może nie być, a brat będzie zajęty przesiadywaniem w bibliotece. Proszę cię, abyś na szlak wysłał zjawy, w roli strażników, oraz paru swoich wojowników wokół dworu. W ramach ochrony. - Czyli nie chęć władzy cię tu sprowadziła, a zwyczajny strach. Ha. Nie jest to dla mnie wielka strata. Rozmieszczę me sługi. Tobie, dam specjalny amulet, dzięki któremu wezwiesz dwójkę moich wojowników i kuszników. Jako prezent. - Dzięki przyjacielu. Będę zobowiązany. - Żaden problem. Chodź. Weźmiesz rzeczony artefakt - Jedna ze ścian osunęła się, ukazując krótkie przejście do innego pomieszczenie. Przeszli razem.
×
×
  • Utwórz nowe...