Skocz do zawartości

Hetman WK

Brony
  • Zawartość

    430
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez Hetman WK

  1. - Aha. Czyli to nie było wezwanie pomocy, ale moc telepatyczna. Szczerze, szacunek. Zacisnął mocniej zęby, kiedy pojawił się ból. Ale napływ adrenaliny niwelował niedogodność. Dojrzał, że łowca przymierza się do ataku. Szybka kalkulacja tego co może zrobić. Widząc, jak ten się wybija, świat na moment się zatrzymał - Dobra. Dawaj mózg, dalej. Jak na złość, nie zamierzał wydać mu ciosu od razu. Widząc już jak się wybjia, gotował się do przewrócenia na prawy bok, żeby miał jeszcze sprawną lewą rękę. Jak tylko bardziej stykał się z piaskiem, czekał jak wyląduje łowca, przygotowując się do rzucenia w niego kamieniem. Najlepiej w plecy, albo kark. Chciał poczekać na dogodny moment.
  2. - Mhm - westchnął - Cholera, ci nordowie to są strasznie wybiórczy. Ale nie mamy się zabić, tak? No to oznacza że muszę dostatecznie długo przeciągać, żeby weteran ani ja, nie odwalimy kity. Znaczy nie mogę mu wyjąć ostrza. Szkoda, będzie mi go brakować. Ponownie spojrzał na łowcę. Skrzyżował brwi, oraz zacisnął pięść - Czort mnie obchodzi czy syn Hymira coś zrobi. Ja nie dam z siebie robić durnia - wycedził przez zęby, unosząc nieznacznie kamień. Kontynuował jego obchód, nie spuszczając go z oczu, ale nadal był gotów do wykonania jakiegoś uniku, czy uskoku. Ewentualnie, mógłby zrobić to co planował wcześniej, tylko bez wyjęcia broni. Musiał tylko kontynuować tę szopkę. Dojrzawszy kiwnięcie głową, zastanowił się. Postarał się skupić słuch, chcąc wychwycić jakiś niepasujący dźwięk. Atak z innej strony albo coś.
  3. - Czyli jednak kurwi syn. Cholera, normalnie jak Szwedzi pod Gniewem. Że ja potrafię nadal takie porównania rzucać. - A kiji ci w oko. Już miał iść naprzód, kiedy rozległ się kolejny wstrząs, oraz woda dorarła do niego. Starał się nadal utzymać równowagę. Ale dziwnego krzyku, nie spodziewał się. - No kurde. To jak to w końcu jest? Był potrzbny ten zwój, czy nie? Ci nordowie to się zasad nie potrafią trzymać. Odwrócił wzrok w kierunku nekromantki. No. Przynajmniej wiedział jak wygląda trzeci. Co niekoniecznie go cieszyło. - Ech, Odyn ty gnoju - wymamrotał - Hm. Czyli nie mogę mu wyciągnąć tego ostrza. Więc wystarczy że przeciągnę walkę. Potrafię to robić w rozmowie, to i ty dam radę. Ich jest dwa na dwa, to wystarczy że zajmę się nim. Zacisnął pięść. - Bożek czy nie, to nie dam robić z siebie durnia - wycedził przez zęby. Ponownie szedł w jego kierunku, z tą różnicą, że skręcił odrobinę, jakby gotował się do ataku z flanki, a nie z przodu. Słowem podobnie jak wilk, kiedy zobaczy swoją ofiarę. - Uważnie obserwuj, w każdej sekundzie bądź gotów do zrobiebia uniku, albo kontruderzenia.
  4. Odwrócił się w stronę łowcy, szybko sięgając po kamień. Zasisnął go mocno w lewej ręce. Póki co prawej nie mógł użyć, więc trzymał ją za plecami. Tak się ponoć ustawiali szlachcice jak się pojedynkowali. Z różnicą ręki. Spojrzał na swoje dzieło. Uśmichnął się, krzyżując brwi. Parsknął i splunął na ziemię. Nie zwracał uwagi na nic innego jak na przeciwnika. - Zabolało, co? - wymamrotał - Żeby weteran dał się trafić przez żółtodzioba - tak, wiedział czym ryzukuje, ale atak dla niego jest głupotą. Niech wróg wykona pierwszy ruch. Po za tym mało mógł stracić. Zaczął już kombinować nad planem działania. Jeżeli zaatakune go z góry, ciśnie mu w pysk kamieniem, a potem unik, i wyciągnąć nóż. Jeśli zaatakuje od jego lewej, czyli od rękie w której trzymał kamień, to samo. Problem, jak zaatakuje na prawy bok. Zostaje zrobić szybki unik i uderzyć go w okolice pasa. Bo trochę wyżej. - Co? Strach obleciał? Jeśli natomiast spróbuje podciąć, to trochę bolesne, odskok w bok i szybki atak na tył. Jeszcze opcja z atakiem od dołu. Łatwizna. Wyślizgnąć się, przywalić w nos i odebrać swoje. Gdyby celował w brzuch, znaczy bardziej pchnięcie, to samo. - No kurwi synu, dalej! - Uh. Jak chciałem to powiedzieć.
  5. I dokładnie o to mu chodziło. Spodziewał sid jednak że wbije mu ostrze w rękę, ale wykręcenie jej, też było czymś, czego oczekiwał. Ważne że zwrócił jego uwagę. Jeżeli trzymał jego prawą rękę za plecami, zostało tylko jedno. Z całej dostępnej siły nadepną prawą nogą na but łowcy, a ostrze w lewej dłoni, wbił mu w okolicach uda, albo bkub tak, aby trafić najbliżej nerki, najlepiej w samą. A potem przwkręcić nóż, pogarszając ranę. Wysłane z mojego LG-M250 przy użyciu Tapatalka
  6. (Miałem spytać jaki nóż, ale sobie przypomniałem że ma dwa. XP) - Mhm. To stwarza nową możliwość. Podejrzewam że to pułapka, ale walić. Teraz będzie. To że niemy skupił się na niej, było dla niego ogromnym błędem, skoro dał się odsłonić. Ale nawet jeżeli nie uda mu się go zranić, to przynamniej odwrócić uwagę. Toteż jedną ręką szybko sięgnął po swoje ostrze, a drugą złapał najbliższy kamień. Konkretniej, prawą. Po tem, skoncentrował się na łowcy, po czym zaatakował go właśnie kawałkiem skały. Nie przez rzut, bo jeszcze nie trafi, a cios wymierzony w głowę.
  7. - Ech ty naiwny kretynie, naprawdę sadziłeś że ci się uda, to zrobić. Hmm. Dobra, zrobiłem złu krok i lód zaczyna się załamywać. Ale wciąż mogę z tego wyjść. Na pewno nie w jednym kawałku. Rozejrzał się po okolicy, szukając jakieś kamienia, albo kawałka skały. W tych warunkach nawet taka broń jest na wagę srebra. Wtedy mógłby się rzucić w tym kierunki i go chwycić. - No to jest zarąbiście dobre pytanie. - Wierz, sam już do końca nie jestem pewien - Jakby się zastanowić nad tym głębiej, to ja jestem sam przeciwko wszystkim, bo Irene może każdej chwili mnie rozerwać. Wciąż się boję, nadal nie pojawił się trzeci łowca. W porządku ułóżmy. Tam chyba dostrzegam jakiś czarny punkt, na piasku. Może nie ostra skałka, ale do ogłuszenia albo wybicia zębów jak znalazł. Albo rozbicia czaszki. Starszy jest skupiony na mnie, znaczy że zaatakuje mnie. Nawet jak tam nic nie ma, to odwrócę jego uwagę. Lepiej, bo mi srebro nic nie zrobi. A rana to tam...na wylot raz dostałem. Z kolei Iren musi zająć się Simon. Ta nie ma raczej nic srebrnego, to pójdzie z górki. Obawiam się co nekromantką. Dobra, to dzieła. Archaniele Michale i Gabrielu, bądźcie ze mną. Niby błądzącym wzrokiem, zerkał to tu to tam. Zatrzymał go w końcu, gdzieś na klifach, tak, jakby coś zobaczył. - Szczerze to jeszcze się obawiam trzeciego łowcy - powiedział trochę cicho, a w środku wypowiedzi kiwnął za siebie, dając jej sygnał żeby zaatakowała Simon - Chodź i obecnie nasza sytuacja nie wygląda kolorowo.
  8. - Patrz, a jednak. Dwie pieczenie na jednym ogniu, nie uwolnią syna Hymira a nekromanci tracą potężne zaklęcie. Obruszył się, kiedy Simon w końcu go puściła, był bardzo ciekaw dalszego rozwoju sytuacji. Dostrzegając dym, był już przekonany, że może ogień nie strawi wszystkiego, ale na pewno sprawi że formuła straci parę ważnych słów. Usłyszał nagle dźwięk pękania metalu. Oblał się zimnym potem - Żegnaj świecie - Odruchowo zacisnął oczy, będąc gotowym do witania się ze św. Piotrem albo Haronem, kiedy odczuł tylko że przestał czuć nacisk na rękach. Zachwiał, się, trochę udawanie, żeby się przemieścić do tyłu. - Okej od tego zależy teraz tylko i wyłącznie twoje zdrowie, świat ma może póki co złapać oddech. Podobna sytuacja jak ta podczas treningu. Jak...jak wtedy z bandytą. Problem polega na tym że nie mam ducha do pomocy, a z tego co pamiętam dostałem jeden a nie dwa punkty. Tylko jedno mogę zrobić. Chwilę po tym, jak został uwolniony, niby niezamierzonym ruchem, sięgnął do kieszeni, w której miał nóż. Przydałby się rewolwer, ale Polak mądry po szkodzie. Chwycił za rękojeść, wyciągając ją. Odwrócił się tak szybko jak potrafił, i rzucił ostrzem w kierunku łowcy.
  9. - Łe, myślałem że to coś bardziej zaskakującego. Widząc sylwetkę, zagotowało się w nim - Czego jeszcze brakuje? Larsa który by mi uświadomił, że jak zwykle wszystko przeze zemnie poszło w diabły. Ale przyznam ten łowca musi być dobry. Albo ona. Hem. Oglądał wszystko z mieszanym zainteresowaniem. Już wpadł na irracjonalny pomysł więc, pozostaje czekać. - A czego oni się spodziewali, że odda ten zwój? Boże, ale ona też nie dała popisu, skoro wie że to czysty kretynizm tu przychodzić. Bo jaki ma w tym cel, skoro bez zwoju wszystko nie ma właściwie sensu. - W sumie dobre pytanie - powiedział do siebie. - I oto następuje konfrontacja. Nekromantka przeciwko sługusom starych bożków, heretyczka i poganie, tego to jeszcze w historii nie było, gdzie są stosy, gdzie są miecze, gdzie jest rycerstwo kiedy jest potrzebne? Albo Mamelucy z Janczarami i Sulejmanem Wspaniałym. Wtedy to by się działo. Szkoda że nikt tego nie spisze.
  10. - A sądziłem że to aryjczycy lubią inaczej interpretować pewne pojęcia. Nienawidzę. Naprawdę nienawidzę. Cieszę się że Skandynawia stała się chrześcijańska i nic nie mam że Szwecja jest protestancka, ile bym dał żeby pojawili się Karolini, to byłby najpiękniejszy moment w moi życiu. - Wyższe dobro, tak? Gdzieś już to słyszałem - Gdzie jesteś Imperatorze? Kasta Niebian dotarła na starą Terrę. Kotłowało mu się tyle, że miał już wywalone ze ktoś mu nacina skórę. Widząc jak Irene się na niego patrzy, był mocno zniesmaczony. Ale wtedy zaczął się nad tym zastanawiać. - Aha. Czyli ta osoba na motocyklu to nekromantka, tak? Żeby była aż tak naiwna to nie wiedziałem. Naprawdę. - Tak teraz nad tym myślę, to krucjaty i dżihad nie wyglądają źle. Cholera, przez lata ludzie bali się końca świata a ta banda chce na to naszczać i przyśpieszyć.
  11. - To...to jest ten moment kiedy powinienem wyjść z planu filmowego, ale niestety to nie jest film. Chyba. Głębiła mu się taka masa myśli, sprzeczności i chęci zeskoczenia z klifów. - TA? Czyli co?! Traktat amsterdamski? Ja pier...ja pier...ja pier.... Zebrał się w sobie, aby jednak jeszcze coś ustalić. No wolał w grobie wiedzieć wszystko. - Moment, moment. Mogę się mylić, co mnie nie zdziwi...ALE!...Jeżeli nie chcecie nikogo krzywdzić, to w jaki sposób to że mamy zginąć, odbiega od waszych zamiarów? Zwłaszcza w wypadku jeżeli mamy walczyć. Dwa, wiąże się z poprzednim, Apokalipsa...przepraszam Ragnarok, nie sądzę żeby był dla ludzi dobry. A przynajmniej taki przedwczesny. - Zdaję się że to mówiłem, ale powtórzę, nikt mi nie będzie Apokalipsy św. Jana robił przed terminem. Choćby sam Swarożyc czy Perun. - Kolejna sprawa... - He. Mam. O matko chyba trafiłem - Mówisz że krew, ma go pobudzić, ale tylko jeżeli to krew przelana w walce, no bo bóg wojny, honoru etc, jak Mars dla Rzymian. To co by było gdybyśmy zostali zabici bardziej jak jagnięta w rytuale, niż jak wikingowie. Po za tym, czy bóg sprawiedliwości byłby chętny do współpracy z czymś takim, gdzie wspólnego ze sprawiedliwością nie ma zbyt wiele? Chyba, że już się kompletnie nie trzymamy tego, co reprezentuje dany...bóg.
  12. - Benu. Jasna cholera. Po kiego ja musiałem to mu relacjonować. Ech. - Czekaj...oboje? To nie chodzi o Irene? Teraz to już kompletnie nie mam pojęcie o czym ty mówisz. Dostrzegł drugiego łowcę - I masz zostaw mnie samą. Jak ja się nienawidzę. - To jeżeli to nie był test, to zanim mnie zabijesz, czy coś w tym stylu, proszę wyjaśni o czym ty mówisz. I kiego była potrzebna ta krew? I czy Benu o tym wszystkim wiedział? - spodziewał się że zaraz się zacznie. Przynajmniej zanim odejdzie na tamten świat, będzie miał coś ciekawego na tamten świat. - No zobaczymy jak bardzo jest to chore.
  13. - A...aha. Zdam się na waszą wiedzą - odpowiedział, nie wiedząc trochę jak zwykły jak mógł zrobić coś..takiego - Zamknij się, z chemii ledwo zdałeś, to co się będziesz kłócił o coś takiego. Pewno i tak coś kręcą. - No w sumie działało to na nekromantkę ale, co do ku...! - nie zdążył dokończyć jakże bogatej wypowiedzi, kiedy łańcuch skrępował go i spowodował runięcie na ziemię. - Cholera, cholera, cholera. Nienawidzę cię Brytanio. Co ja ci zrobiłem? Co mój naród ci zrobił? My powinniśmy mieć pretensje do was. - Przepraszam bardzo, nie to że mi coś przeszkadza, ale jaki cel ma to?!
  14. - Do niedawna sądziłem że srebro działa tylko na wilkołaki, a się widocznie pomyliłem. I...tak, udało mi się zorientować że to był test. Właściwie miałem coś podobnego na początku mojego funkcjonowania w stowarzyszeniu. Ale tamta skończyła się dla mnie dużo gorzej. To nie ma na razie znaczenia - oddał jej łańcuch. W końcu miał jeszcze nóż. - Jaki ja jestem przenikliwy, nie mogę się sobie nadziwić. - Irene wspominiał coś o...jakimś specyfiku, który jej...wdrożyliście do krwi, czy coś. O co konkretnie chodzi?
  15. - Powiedzmy że na bazie moich doświadczeń, wiem że srebro jest tu taką podstawą, jak karabin dla żołnierza. Albo chociaż bagnet. Chociaż łańcuch to był najmniejszy problem i jej skrępowanie, bo jest ode mnie znacznie mniejsza, większy problem miałem żeby ukryć jej objawy przed właścicielką, a ta była mocno wścibska, choć jest miła. Swój mam przy sobie, wziąłem go zanim wyszedłem. A Irene jest była spętana swoimi i ten ma przy sobie. Sięgnął do kieszeni by wyciągnąć swój. - Ale nie mam pojęcia co to za stop. Nie znam się na tym.
  16. - Będąc szczerym nie zdziwiłbym się. Gazety zaczęły by trąbić. Równał z nią krok, trochę będąc zdenerwowanym że musi iść to tu, to tam. Będzie trzeba wkrótce kilometry liczyć. - Szczerze...no tak - odpowiedział. A co miał kłamać? - Pojawiły się bardzo dziwne, czarne żylaki oczy jej zaszły tą barwą, pluła krwią, toczyła pianę...najlepsze było ostatnie, na jej ciele pojawiło się mnóstwo piór, próbowała mnie nawet zabić...to znaczy, tak sądziła po zdążyłem ją skrępować łańcuchem, co w jakiś sposób powstrzymało proces transformacji. Więc trochę zostawiłem jej srebro, co trochę hamuje jej dziwne...jakby to...drygi, że tak powiem.
  17. - No to kurna fajnie - pomyślał, kiedy zauważył Simon. Zaczyna się zabawa. Zatrzymał się, będąc w sumie gotowym do biegu. - Niedaleko za mną. Powiedziała że potrzebuje trochę się przejść. Ja w sumie też. A teraz zażądała prywatności. Bardzo do tego była zdeterminowana - odpowiedział na spokojnie.
  18. - Dobra, dobra. Niech cię będzie - machnął ręką ze zrezygnowaniem. Wiedział że to zły pomysł, ale wolał się nie zbliżać, kiedy zacznie się przemieniać. A przynajmniej, wolał tego nie widzieć. Odwrócił się zaczął iść w swoją stronę. - Ech. Nowa, mało wie, po za tym przecież dostała jakiś specyfik. Jak brakuje narzekań Wilka. Swoją drogą...ciekawimy mnie o co chodziło Hetmanowi z tym wsparciem. Naprawdę mnie ciekawi.
  19. - He. Przeciwko siebie mielibyśmy upadłych bożków. Najsilniejszy jest poza naszym zasięgiem i nie życzy nam źle. Ale fakt, jeśli to zrobimy będziemy mieć mocno przerąbane. Pomyślał jeszcze moment, kiedy Irene przerwała ciszę - Żarty, tak? - Czekaj chwilę. Nie możemy tego zostawić bez żadnego planu. Działanie tak od, na żywioł nie jest dobry. Ucieczka nie wchodzi w grę, to na pewno. To ci się na pewno nie spodoba, ale...póki co, powinniśmy udawać że nic nie wiemy i że gramy na ich zasadach. Udawać zwykłe pionki do gry. - Czas na zabawę w kolaboranta i posłusznego psa.
  20. - Szanse...zdziwiłaby się. - To wiem, tylko cię przestrzegam, gdyby coś - powiedział trochę zmieszany. - Mam małe Deja Vu. Czy jak to powiedział pewien major, dejawu. Kryzys egzystencjalny i tak dalej. Kurde przypomina mi się jak Anubis miał do mnie pretensje. Co on wtedy powiedział? Ty się na to zapisałeś więc nie miej pretensji? Tylko że ona akurat średnio zrobiła to z własnej woli. Trochę szkoda, wcześniej była bardzo radosna a teraz...wygląda jak ja kiedy się nie wyśpię. Razy sto. - W takim razie, musisz się do tego przyzwyczaić. Bo to podejrzewam dopiero początek nienormalnych zjawisk. Niestety - Co? Źle pod dobroci i wspierająco? To teraz będzie chłodni i racjonalnie. - Nazwijmy to...mutantów, albo odmieńców jest znacznie więcej. Znam nawet pewnego ożywieńca, choć do końca nie wiem czym on jest. Więc nie tym się nie przejmuj. A co łatwowierności...im szybciej tym lepiej. To mnie dwa razy, prawie doprowadziło do zguby. Niezwykle mnie natomiast ciekawi, gdzie się znajdują Simon i tamci dwaj. Może faktycznie szukają nekromantów.
  21. Zaczął się coraz bardziej martwić o swoje życie. Mimochodem był bardzo ciekaw czy byłaby w stanie zjeść go od razu, czy może nie. Jeśli tak, to co by zrobiła z resztkami? To jest bardzo dobre pytanie, no szkoda mięsa marnować. - To już druga persona, chcąca zrobić sobie ze mnie przekąskę. Znaczy że następna, będzie chciała mnie po prostu zabić. Hm. - Słuchaj, to co mówisz brzmi już bardzo dziwnie, więc przestrzegam cię, że jeśli się na mnie rzucisz, nie zawaham się użyć noża - powiedział ostrzegawczo - Choć mam nadzieje że uda nam się to rozwiązać w inny sposób.
  22. - No nie przegadasz - chwycił kurtkę i założył na siebie, nadal trzymając ręce w kieszeniach - Wiesz...póki nikt się nie skaleczy, nie przemienisz się. Głód? To chyba jeden z mniejszych problemów. Sam nie czuł że kiszki grają marsza, ale coś na ząb można wrzucić. Oczy mu się rozszerzyły jak wspomniała o ptakach - Nie, nie posuwajmy się do takich rzeczy. Możemy przecież wrócić i zjeść coś. Ja mogę zawsze zafundować, nie ma problemu. Może nie miał dużo pieniędzy, ale na zaspokojenie powinno starczyć. Chciał zacząć temat dalszych kroków, ale stwierdził że lepiej poczekać.
  23. Może proste, ale mu nie przeszkadzały ubogi krajobraz. Wystarczył mu tylko błogi spokój. Cisza. Fale, uderzające o brzeg, żadnych samochodów, wrzasków...tak. W tych warunkach można odpocząć od...tego wszystkiego. Udało mu się nawet na moment zapomnieć od obaw przed tym co wyjdzie z wody. O, już wróciło. Spojrzał na nią. No nie pogardziłby, nawet mu się należało skoro jego skończyła jako zasłona dla plam krwi...i jednocześnie jako szmatka. I owszem, możliwe że przez palce czuł coś dziwnego...ale został jeden organ który miał na to wywalone. Ręce schował do kieszeni, bo i tak nie miał co z nimi zrobić. - Nie, daj spokój. Wytrzymam. Nie w takich warunkach bytowałem - Wejdź do lodowatej wody, która przypomina zupę, to pogadamy o mrozie - A powiedz mi, jak się czujesz? Ogólnie. Myślałaś nad tym co zrobić?
  24. Wzdrygnął się, kiedy wyszedł. Zostawił kurtkę, więc za Chiny Nacjonalistyczne, nie mógł się jakoś ogrzać. Trza to przeboleć, wytrzymać. Nie pierwszy raz i pewno nie ostatni raz, czuje że mu palce drętwieją. Ale przywyknie. Prędzej lub później. Zrobił kilka kroków, ale zanim się zorientował, Irene była obok. Odczucie go opuściło, jak zobaczył że sama nie wygląda najlepiej. - Drobiazg. Trzeba sobie pomagać - odparł - A co miałem zrobić? Machnąć ręką i powiedzieć, sama sobie radź? Nie nie - W sumie...czemu nie, bezpieczniej będzie pójść na piasek, niż na klify - To jest wybór. Albo morze, gdzie mogą cię zaatakować chodzące ryby, albo klify z których spadniesz...na piasek. Lepiej jednak na plażę.
  25. - Ważne żeby się cieszyć z tego co jest. Te okolice bardzo przypominają mi rodzinne strony. Również cicho i spokojnie, z tą różnicą że nie urodziłem się nad morzem - westchnął - W sumie w lato najwięcej turystów, a tacy jak my, co przyjeżdżają w innych porach to rzadkość. Chociaż, jak nie lubi się tłumów, to można rzecz że nie jest tak tragicznie. - Jak ja kurde tęsknie, żeby znowu być w ojczystych stronach. - Wie pani, już chyba i tak zajął czas. Pójdę się trochę przejść, bo muszę coś rozważyć - stwierdził, powoli kierując do drzwi - Proszę się o mnie nie martwić, mi jeszcze nic nie jest. A co koleżanki...póki co odpoczywa i radziłbym jej nie budzić. Jak poczuje się lepiej, sama podziękuje.
×
×
  • Utwórz nowe...