Skocz do zawartości

Hetman WK

Brony
  • Zawartość

    430
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez Hetman WK

  1. Kiedy gospodyni odeszła, zamknął drzwi, po czym uczynił znak krzyża. - Dzięki ci Panie - szepnął. Póki co postanowił pozostać przy drzwiach, tak jakby co - O. Chyba wpadł do głowy kolejny pomysł. Ale to jeszcze nie teraz. Odwrócił się w stronę Irene. - Działa. Nieważne czy mniej czy bardziej świadome. Czy nekromanta, czy człowiek-ryba. Co do wody i krzyża nie wiem, nie sprawdzałem. Nie wezwie. Już o to zadbam. Nie za takich sytuacji się wychodziło. Nie przesadzam - Brakuje mi tego wielkiego węża - Ćma? Te małe motylki może denerwują, ale są nie groźne, to raczej bym się o nią nie martwił - zerknął w górę - Z tym że ja nic nie widzę.
  2. - Źle, źle, źle! Takiej propozycji się nie spodziewał. W jego mniemaniu była...słaba. I co właściciele wyjaśnić? He. Właścicielka czort, od starszych dostałby pewnie taki licz że klękajcie narody. Dostał szansę i wszystko spaprał. Trzeba by to inaczej załatwić. W głębi sobie miał nadzieje że nie stanie się nic gorszego, ale mózg wiedział, że raczej się tak zdarzy. - Ale ponoć masz być wampirem, a nie wilkołakiem, a z tego co słyszałem, stwory łaknące krwi nie są bardzo umięśnione. Po za tym, wierz mi, ten łańcuch jest jak krzyż na demony. Pali niemiłosiernie, więc jeżeli się przemienisz, to ogniwa sprawią ci niewyobrażalny ból. Przez kark przebiegł mu dreszcz, kiedy usłyszał pukanie. - No to kurna wspaniale. Ehh...tak jak na testach. Schował do jednej z szuflad całą broń jaką miał. Przykrył tym co miał, żeby jakoś to zamaskować. Od razu podszedł do drzwi. Odetchnął, starając się uspokoić. Uchylił je lekko, by dostrzec gospodynię. - O, witam - kiwnął głową - Ee...tak owszem, znaczy się...jakby to pani powiedzieć. Te odgłosy...to trochę skomplikowane. Otóż...koleżanka tutaj jest chora, stąd to wymiotowanie i te odgłosy. Przy tym mówi się gdzieś w okolicach brzucha odczuwa taką dziwną...jak to się mówi...spaleniznę, a z własnych doświadczeń wiem że to okropnie boli. Bałem się ją zostawić, żeby pójść do pani. Przepraszam najmocniej, jeżeli to w jakikolwiek sposób przeszkadza, ale cóż. Organizm nie zawsze słucha. Podejrzewam że się czymś struła. I przepraszam że tak szybko mówię, ale... - westchnął, zwalniając - Mam tak, że bardzo łatwo się denerwuje, kiedy...dzieje się coś takiego. Brak doświadczenia etc - kaszlnął - W każdym razie, nie byłby to problem, gdyby przyniosła pani jakieś środki przeciwbólowe? To raczej nie pozbędzie się choroby, ale może złagodzi objawy.
  3. Drgnął, kiedy Irene się obudziła. Syknął przez zaciś ięte zęby, kiedy ta upadła. - Auć. - Wiesz...to nie wygląda bardzo tragicznie, choć dobrze też nie - Jak sobie przypomnę tych ryboludzi, ech. Skręca mnie w środku - Cóż, szczerze nie wiem jak inaczej to zrobić, jak zamknąć drzwi, co już zrobiłem. Mam też nadzieje że nie będe musiał używać łańcucha. Choć, raczej niestety, nie zawacham się użyć tego - szepnął do siebie.
  4. Przełknął nerwowo ślinę, patrząc na czarne linie, czując że trzęsą mu się ręce. Niemal od razu, prawie rzucił się w stronę torby, wyciągnął łańcuch i obwiązał go sobie wokół nadgarstka, trzymając krótką część. Upewnił się, że odpowiednio zapiął kurtkę, a na koniec w prawą dłoń dobył swój nóż. - Do stu diabłów! Trzeci raz, osoba która wydaje się godna zaufania, zmienia się w coś...Ach. Najpierw rybo-kobieta, nekromantka, teraz wampir. No czuje się jak początkujący Geralt z Rivi. Brakuje mi tylko białych kudłów i...konia. Bez wierzchowca trochę słabo. Stanął w bezpiecznej odległości, uprzednio zamykając drzwi, cały czas patrząc na nią.
  5. - Pomoc? Czekaj jaką po...? Niech to. Jakie wsparcie? Mhm. Ciekawe. Dobra, zobaczymy. Może przyślą tego upiora. Tylko po co? Przestał na moment rozmyślać, słysząc głos Irene. - Nigdy nie jest łatwo - wymamrotał trochę do siebie - Jasne, pewnie. Zaczął się rozglądać za czymś w rodzaju szklanki albo kubka, żeby mieć w co nalać wody, z kranu.
  6. - Hmm. Interesujące. Z pewnością będę bardziej na siebie uważał oraz dokładnie się rozglądał. A co opiekunów...wyszli żeby zbadać teren, bowiem staramy się złapać tych nekromantów. A jeśli idzie oną...ma coś w stylu choroby. Ponoć chyba jakiś specyfik jej wpuścili do krwi. W teorii ma pomóc, choć szczerze w to wątpię. Coś mu tu śmierdziało. I to mocno. Za mocno. Choć jak powiedział Lars, świat nie jest czarno biały, więc kto wie, pewnie znowu się myli i jego podejrzenia nie mają żadnego sensu.
  7. - Coraz bardziej jej się pogarsza. Nie dobrze. Bardzo niedobrze. Usłysawszy co mówi, zasłonił również inne zasłony. Zawsze trochę więcej prywatności. Podszedł do niej i klęknął na jedną nogę. - Nie martw się. W miarę moich możliwości, pomogę ci. Samej na pewno ni zostawię - starał się brzmieć na tyle ciepło na ile potrafił. - E. Hetman? To ty? Towarzyszu, co się stało że udało ci się ze mną połączyć? Myślałem że do tego potrzeba przeprowadzić duszę na tamten świat.
  8. Popatrzył jak biegnie by pozbyć się zawartości swojego żołądka. Pokiwał głową, ze wspólczuciem. Szkoda mu jej było. Właściwie, została bez instrukcji w samo bagno. A starsi wyglądali jakby wcale jej tu nie chcieli. Nie przejmowali się jej zdrowiem. Co więc mu pozostało? Właściwie tylko jedno. Zerknął przez okno. Zauważył ich. Znaczy że szybko nie wrócą. Dostrzegł też nowego. Z tej odległości i tak by go nie rozpoznał. Ponownie skierował wzrok w stronę łazienki. - To raczej mało prawdopodobne. Musieli wiedzieć co robią, skoro ci ją...zaaplikowali. Możliwe że dlatego to bagatelizują. Choć jak dla mnie, za bardzo. - A co jeśli to miał być jakiś eksperyment? Sprawdzenie działalności trucizny? Ale po co mieliby to robić? Potrzrbują wyznawców. Nie mutantów. Hmm. Coś mi świta, ale nie. Nie sądze. Tak czy tak, zostawienie jej, to zły pomysł. Bardzo.
  9. - Na pewno? No dobrze. Jeżeli tak sądzisz - bez przekonania stwierdził, podążając za nią wzrokiem. Podszedł do niej, chowając ręce do kieszeni. - Wiesz...sam chciałbym wiedzieć. Ale raczej nie sadze, że wywieźli nas tutaj ku naszej krzywdzie. A bardziej żeby nas przeszkolić. Wiesz, będąc łowcą, w ogóle członkiem stowarzyszenia, to moment spokoju, czyli kiedy nic nie chce się cię zabić, może nie zdarza się rzadko, ale na pewno jest to pożądane. Zwyczajnie, starają się nas zahartować, abyśmy się przyzwyczaili do tych surowych warunków. Początkowo jest trudno, ale idzie się przyzwyczaić. A że akurat misji zeszła się z twoją przemianą...kto wie, możliwe że przypuszczają, iż akurat teraz się objawią twoje zdolności. Tym bardziej - skrzyżował ręce - wątpię że łatwo odkryjemy miejsce gdzie nekromanci przesiadują.
  10. Słysząc jej zgodę, przekroczył próg, ale kiedy usłyszał dźwięk wymiotowania, skierował wzrok w kierunku łazienki. Cofnął się trochę, kiedy drzwi się otworzyły. Widząc, ją przeraził się i zasłonił usta dłonią, a oczy mu się mocniej roztworzyły. - Panie najsłodszy! - powiedział maksymalnie cicho. No cóż. Jednak w publicznym miejscu, lepiej hamować emocje. Nie ważne jakie by były. Podszedł do niej, będąc gotowym do udzielenia wsparcia - Może ci jakoś pomóc? Jakkolwiek? - Cholera, nie wiedziałem że objawy są aż tak poważne. Sądziłem że ograniczą się do zawrotów głowy, albo czegoś w tym stylu. Ale wymiotować krwią.
  11. - Oczywiście - przytaknął. No cóż. To właściwie oczywiste żeby iść nocą. I mniej osób zobaczy, nekromanci chętniej ze swoich nor wyjdą - Nie no, póki co wygląda na to że Simon ma łeb na karku. Dobrze trafiłem. Ten jej parter...w mordę, wygląda jakby mógł jednym ruchem rozerwać trzech truposzy. Ciekawe jak wygląda trzeci. Zgaduje że będzie taki bardziej...zwinny, szybki. Ale pewno znowu się pomylę. Dobra, to chyba mogę trochę poczytać Już miał położyć plecak obok łóżka, i zanurzyć się w lekturze, kiedy usłyszał skrzypienie drzwi. Zatrzymał się, jak sparaliżowany. Nasłuchiwał bardzo uważnie. Usłyszawszy o chorobie, trochę się zmartwił. A fragment z...mazaniem, spowodował że zmarszczył czoło. - Co do...? Nie no nie mógł tego tak zostawić. Co, wyjdzie na ignoranta? Nie tego go ojciec uczył. A jakby się wujek dowiedział. Zebrał ze sobą nóż, poczekał aż kroki ucichną i wyszedł z pokoju i skierował się do tego na posiadaniu Irene. Stanął przed drzwiami. Chwycił za klamkę, lekko uchylił, żeby zajrzeć do środka, a drugą ręką zapukał. - Hej? Można?
  12. - Hm. Powiedzmy - rzekł, uśmiechając się chytrze. - Znowu akwen. Dlaczego? Co tym razem? Wielkie ślimaki? Meduzy? Kraby wielkości skały? Nie. Napewno marynarze ożywieńcy. Czemu cjociaż raz nie mogą być to góry? Szwecja ma przecież cudowne szczyty. Perspektywa śmierci z urwisks jest lepszs niż utopienie się. Widząc krajobraz, wolał nie patrzeć, z obawy że wspomnienia wrócą. Ale co do wyglądu pensjonatu, nie mógł się przyczepić. Miło, przytulnie, trochę chłodno. Lepiej być nie może. Spojrzał na Simon z uwagą. - Jasne jak słońce, proszę pani - powiedział bez grama złośliwości. Im dalej od nekromantów, tym lepiej.
  13. - Nekromanci...ech. Pamiętasz co ci mówiłem wczoraj? No. To właśnie do tego się odniosłem. Podejrzewam że znalezienie ich, nie będzie niczym łatwym. Również uważam, że jako będę obserwował, niż działał biernie, ale to zależy bardziej od tego, jak będzie wyglądał plan. Kto wie - ściszył głos - Funkcja przynęty nie wydaje się najgorsz - parsknął.
  14. - Aha rozumiem. No cóż. Miło poznać w każdym razie - puścić mimowolnie uwagę kobiety. Nie taki rzeczy się słszyał. Również kiwnął głową. Zajął miejsce, ustawiają plecak między nogami i opierają się o siedzenie. - Tak, choć taki lekki chłód też jest sla mnie bardzo...odpowiedni - powiedział ściszonym głosem - Powiedz, spodziewasz się czegoś konkretnego?
  15. - Ty też z niżych warstw. Kurczę. Szczerze faktycznie w takim środowisku brak mi takiego...wiejskiego, spokojniejszego klimatu. Tęskno czasem za domem. Dostrzegł mimowolnie dwoje łowców. - Teraz się zacznie - przełknął nerwowo ślinę - Spokjnie, bez spiny. Spojrzał na kobietę. - Zgadza się. To ja - odrzekł, z lekkim zmieszaniem. Spodziewał się osób dośwuadczonych, a nie weteranów. Rzucili go na głęboką wodę. Spojrzał na mężczyznę. Prócz niepokoju, to jednak czuł do niego mimowolny szacunek. Bez wątpienia, musiał wiel widzieć. Zerknął na ręke. - Ok? Ze zmieszaniem, również podał ręke. - Emm. Nie chcę być nieuprzejmy czy coś, ale nie miało być nas pięcioro?
  16. - Za pięć...Doskonale. - Mhm. Coś ciekawego? Cóż - rozejrzał się, szukając...sam nie wiedział czego - Nie chyba nie. Od wczoraj w sumie nic się nie wydarzyło. A przynajmniej nic wartego większej uwagi - spojrzał na nią - Tak widzę, że tak wczesne pory, nie są dla ciebie normalne do wstawania, co? - zapytał ironicznie.
  17. Budząc się, nie zwracał uwagi na niebo, a bardziej na to, czy zebrał wszystkie potrzebne rzeczy. Przedewszystkim zmienił ubrania na swoje a nie porzyczone. Sprawdził czy zebrał broń oraz książkę. Na wszelki wypadek, zabrał jeszcze coś na ząb, a takż portfel, telefon i ładowarkę. Także ubrania na jedną zmianę. Tym razem nie popełni błędu. Założył plecak a przez ramię przewiesił kurtkę. Zamknął dzwi na klucz i udał się na miejsce. Po dotarciu, rozejrzał się, aby odnaleź łowców. Kątek oka, dostrzegł Irene. Bez zwłiki, podszedł do niej luźnym krokiem. - Hej. Długo już czekasz? - zagaił.
  18. - Mhm. Dobra, dzięki. Na pewno będę na czas - wstał, zakładając plecak - Wzajemnie - odwzajemnił uścisk uśmiechając się - Będąc szczerym, to od dłuższego czasu, nie spotkałem kogoś, z kim rozmawiałoby mi się tak dobrze. Mam nadzieję że na tym nasza znajomość się nie skończy. Na razie. Po czym wyszedł z kuchni, bezpośrednio kierując się do domu. Był w naprawdę dobrym humorze. Po tym wszystkim, miło czasem porozmawiać z kimś, kto nie chcę cię zabić, albo powiedzieć jak bardzo spaprałeś sprawę. Tak. Zdecydowanie dobry koniec. Ale prócz tego, w głowie zaczął się zastanawiać, co zabrać ze sobą na tą wycieczkę szkoleniową. Oczywistym jest, że książka, nóż, łańcuch oraz rewolwer, to elementy obowiązkowe.
  19. - No inaczej bym to ujął. Ciebie biorą bo muszą przeszkolić, a mnie...no w sumie przed chwilą się zgodziłem i zastanawiam się jak przywódca grupy na to zareaguje. Mam nadzieję że wyrozumiały. A wiesz kiedy odjazd? Dzisiaj, czy jutro? Muszę wiedzieć czy się spieszyć czy nie. A dom mam trochę dalej. - Ciekawe z kogo składa się ten zespół. Czy będą tak oschli jak Lars? A może równie małomówni jak Chris. Raczej mało prawdopodobne, ale zawsze jakaś szansa jest. Z pewnością będzie to odświeżające.
  20. - Więc trzeba być dobrej myśli, że dalsze wydarzenia, również potoczą się korzystnie - przytaknął - Pierwsza misja mówisz? A właśnie, prawie zapomniałem - uśmiechnął się - Widzisz, w tej misji nie będziesz czwartym członkiem, a piątym. Razem z Benu, ustaliliśmy że przyda mi się...doszkolenie pod okiem bardziej doświadczonych kolegów. Ale nie wspominał że prócz tego za towarzyszkę będę maił nowicjuszkę. Zapewne zapomniał przez natłok zadań. Także nie będziesz sama, jeżeli chodzi o małą znajomość...powiedzmy działania. Wbrew pozorom też tak bardzo doświadczony nie jestem. Martwię się tylko, żeby tamtej trójce nie przeszkadzać w robocie.
  21. - A dlaczego nie - zażartował - Choć faktycznie, od kiedy dowiedziałem się o tej organizacji, musiałem przedefiniować swoje poglądy na pewne rzeczy. Acz nie w kwestiach znajomości. U siebie w kraju, nie miałem żadnego przyjaciela, czy dobrego znajomego, także nie sądzę żeby ktoś spoza kręgu rodzinnego się o mnie martwił. W tym przypadku i tak są to tylko rodzice. Miałem w planach iść na studia, chociaż...czy to że jesteśmy obecnie członkami stowarzyszenia to przekreśla? Raczej nie. Racja, chyba stoi po każdej stronie. Zarówno poganie, chrześcijanie, muzułmanie, buddyści, etc, nie mylili się. Świat jest pełen bożków, żyjących dzięki ludziom którzy w nie wierzą, jak to powiedział Anubis - spuścił na moment wzrok - Też pojawiają się te rozterki, ale uważam, że póki nie niewinnym ludziom nie dzieje się krzywda, to chyba nie czynimy nic złego, prawda? - A na pewno można powiedzieć że jesteśmy po tej lepszej stronie. - Ile tu jestem? Hem...nie wiem. Kilka miesięcy...może mniej. Tracę czasem rachubę czasu, kiedy każdy dzień jest taki sam. A ty, dawno dołączyłaś?
  22. - Cóż, mam nadzieje że faktycznie to przesada. Nie chciałbym być w pobliżu, gdybyś jednak poczuła dziwną chęć na czerwoną posokę - zaśmiał się serdecznie, opierając się na siedzeniu. Cieszył się że udało mu się wyjść z tego obronną ręką. W jaki sposób, będąc w takim miejscu, można się wstydzić tego, że jest się czymś na pokroju wampira, czy czegoś w tym rodzaju. Cóż, póki nie chce mu nic zrobić, złego oczywiście, nie ma się co izolować. - No i zeszło na inny temat. - Wiesz...ci tutaj, to ogólnie bardzo nierozmowne...istoty. Nie licząc Franka Benu, on jest bardzo otwarty i cieszę się że na rozmowie rekrutacyjnej trafiłem na niego. No i pani doktor Richardson. Też całkiem miła. Ewentualnie, jeszcze Hel, ale jest bardziej oficjalna niźli otwarta albo bardzo zamknięta. Reszta niechętnie, bardzo niechętnie dzieli się z obcymi. Chyba ze współpracownikami też. A co do niemiłych doświadczeń. Ma to się do moich dwóch poważnych misji. Pierwszej, oraz ostatniej. W sensie, niedawno. Dam ci taką radę. Jeżeli coś ci się wydaje pomocne, przyjazne, całkowicie warte zaufania...jest całkowicie odwrotnie. Na własnej skórze się przekonałem. Za pierwszym razem, coś prawie mnie zabiło, a za drugim... - westchnął ciężko - Właśnie straciłem kontakt z duchami. Nie to że cię chcę przestraszyć, czy coś. Wręcz przeciwnie. Przestrzec tylko przed błędami które sam popełniłem.
  23. Odetchnął, uśmiechając się przy tym. - Uf, a już się bałem że coś poważnego. Znaczy nie zrozum mnie źle, ale spotkałem kilka naprawdę dziwacznych stworów, abominacji, że coś takiego jak wampir, wcale mnie nie przeraża. Także nie denerwuj się. Za nic nie będę się czuł nieswojo. Może nawet bardziej luźno, bo dotąt wszyscy...nie licząc jednej...dwóch osób, byli dość skryci, i tacy mocno ponurzy. Tak czy owak, mi to nie przeszkadza. Choć zastanawia mnie jedna rzecz. W jaki sposób to ci się...objawia?
  24. - He. Tak. To ma sens. - Ej. Nie idzie źle. Całkiem przyjemnie się rozmawia. Chyba wyjdę stąd bez problemowo. - O, naprawdę? - podniósł brew. - Wykrakałem - No skoro tak przedstawiasz sprawę, w porządku. Mów - zgodził się.
  25. - Nie do końca. Oni mi się objawili stosunkowo niedawno. Pod koniec chyba liceum. No i nie przyzywam trucheł, aby mi służyły. Nie. Nie. Może lażsy poprłnia błędy, ale w moim przypadku to czysta głupota i pewność tego że wiem lepiej - westchnął - No. Bibliotekarka faktycznie, bywa nie miła. Ostatni się się o coś spytałem, a ta prychnęła i odeszła. Ale jak się spędza całe dnie w takim miejscu.
×
×
  • Utwórz nowe...