W zasadzie to nie wiem, zawsze miałem wrodzone zainteresowanie fauną wodną. Mógł to być fakt że są dość proste w hodowli a efekt jest piękny, ale myślę że głównym bodźcem był kolega z dzieciństwa z którym to zainteresowanie dzieliłem, i który również miał akwaria. Wymienialiśmy się doświadczeniami, roślinami, od niego dowiedziałem się o krewetkach i ambystomach. Krewetki mnożyły się u niego jak szalone, i kiedyś zaproponował mi że może mi oddać ich stadko na start. To były owe Red Cherry, w sumie najprostsze krewetki, ale miały swój urok. Powiedziałem czemu nie, ale niemożliwe było trzymanie ich w moim zbiorniku głównym, rybim. Więc kupiłem sobie drugie, mniejsze akwarium i sprzęty, i później założyłem z nim pierwsze swoje krewetkarium. Mam jedno, stare zdjęcie z 2009 roku jakiś czas po założeniu i krótkiej przerwie, bardzo możliwe że to było pierwsze cięcie roślin i re-aranżacja (poprzesadzanie paru roślinek, ucięcie pokrywy tak żeby filtr wchodził, zmiana żarówki, założenie siatki na rurę wciągającą wody, bo krewetki bardzo polubiły kręcić się wokół niej i trzeba było je co jakiś czas wyjmować, nawet tą dużą Amano tam wessało, żyła tam sobie z 5 dni, jak przeżyła nie mam pojęcia ). To zdjęcie oczywiście teraz jest w pewien sposób dla mnie rażące, ale jednocześnie widok zachęca do powrotu i zrobienia porządku, który miałem w rutynie, tego też mi brakuje.
Widać krewety zgromadzone pod korzeniem. Zielony bardzo poprawia nastrój a poza tym same krewetki są nietypowym zwierzęciem, takim "słodkim" i też trochę pierdołowatym, ale nie potrafię wytłumaczyć do końca czemu one. Spodobała mi się ich obserwacja, natężenie barw jak zbierały się wokół jedzenia (w sensie było ich bardzo dużo w jednym miejscu, jak krowy na pastwisku, albo jak przyuważyłem jakąś że nosi jajeczka.