-
Zawartość
602 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
3
Wszystko napisane przez Lemi
-
No właśnie po Crashu też tak sobie to wyobrażam że może być, i oby
-
To chyba stosunkowo świeża technologia która dalej się rozwija, zwana goglami wirtualnej rzeczywistości (VR - virtual reality) pozwalające zobaczyć elektroniczny świat gier, symulatorów czy czego tam jeszcze (lepiej nie wchodzić w temat zbyt głęboko, if You catch my meaning ) z perspektywy dosłownie naszych oczu. W tym przypadku jest pod konsolę playstation, meh.
-
Ale wykopalisko znalazłem, kiedyś to były prezenty
-
Może o PC kiedyś też pomyślą xD
-
No ale przecież ja o tym wiem
-
Chwila chwila, przecież ja tłumaczyłem dlaczego nie ma sensu się przejmować i wystarczy o tym mieć świadomość, a nie że się przejmuję, i twierdzę że wpływ na osoby mamy. Za to wpływ na rzeczywistość w dużej skali jako pojedyncza jednostka nie. Do złej osoby kierujesz słowa cała reszta chyba się zgadza
-
Odpłynąłeś znacznie od tego co miałem na myśli, a mi się niezbyt chce już to tłumaczyć bo chyba słabo to robię. Za wpływ miałem na myśli sprawienie że osoby zwykle przygnebione rutyna uśmiechna sie, bycie miłym niewiele kosztuje ale za to ile daje. Można być beznadziejnym, jednak da się dawać przykład by inni tacy nie byli. Bedac takim, wiesz co najbardziej pomaga typowi człowieka którego najczęściej się spotyka, czyli zwykłego szaraka, to chyba jedyna zaleta takiego stanu. Nie chodzi mi tu o jakąś niewyobrażalną skalę przemiany jaką Ty chyba miałeś na myśli. Nie wszyscy też wolą czerwona pigułkę, stąd myślę że czasem małe kłamstwo może wyjść na dobre. A mam wrażenie że wrzuciles wszystkich w jeden garnek. I nadal twierdzę że samemu nie zdziala się absolutnie nic, przekonanie ze jestem w stanie to zrobić, że mam jakieś przeznaczenie już dawno minęło. Nie mi twierdzić o prawdziwości takich spraw Ale zwyczajnie w to nie wierzę. Nie też próboj robić ze mnie jakiejś złej osoby czy wręcz egoisty kiedy powiedzialem że o swoje cztery litery należy dbać najbardziej. Owszem, takie mam przekonanie, bo jestem realista, ale to nie znaczy że się tego sztywno trzymam, kiedy w zasadzie czuje ze bardziej żyję dlatego że inni mnie potrzebują, aniżeli ja sam chcę. A żyjemy jak żyjemy, po co męczyć się pytaniem co by było gdybyśmy byli na czyimś miejscu? Ludzie którzy mają gorzej nie mają wyboru, też muszą iść naprzód, niewiele się w tym różnimy, z tym że oni mają większą determinację, bo mniej do stracenia. Lemi, out, pisane na trzeźwo więc gorszy przekaz.
-
Można by rzec że zmiany takie o 180 stopni. Wiem że kiedyś byłem bardziej nadpobudliwy, niespokojny, śmielszy do działania, ale były one nieprzemyślane i pośpieszone uczuciami. Innymi słowy płynąłem z nurtem nie myśląc o życiu wiele, beztrosko. To wiem z opisów, bo sam tego niezbyt dobrze pamiętam, podejrzewam też że mogę tu nie różnić się zanadto od innych. Potem docierało do mnie pytanie jak się ułożyć, przeżyć swoje życie. No i z czasem stawałem się bardziej świadomy co się wokół mnie dzieje, zacząłem wycofywać się wgłąb siebie, bardziej spokojniejszy, cyniczny, negatywne podejście też wzrastało przez zbyt dużą ilość pytań i mało odpowiedzi, zacząłem myśleć dwa razy zanim coś zrobię, o konsekwencjach potencjalnych działań, co mi się opłaci a co nie, i tak dalej. Większość akurat wyszła na dobre. Nad wycofaniem nadal pracuję próbując się otwierać i gadać z ludźmi, idzie to raczej dobrze. Co nadal mi zostało, to chciałbym kiedyś zyskać większą lekkość w podejmowaniu decyzji i eksperymentowaniu z życiem, to jest próbowaniu czy zaczynaniu nowych rzeczy, mam do tego zbyt duży hamulec, z którego nie potrafię sam zdjąć stopy. Ośmieliłbym się powiedzieć że czasem mam problemy nawet w zaczynaniu takich trywialnych rzeczy jak rozmowa, bo próbuję z jakiegoś powodu na siłę ogrodzić się murem jak Trump od Meksyku. Dobrym przykładem takich dość problematycznych sytuacji dla mnie jest podróż w jakieś nieznane mi miejsce, której naprawdę rzadko się podejmuję, chyba że naprawdę muszę, to jakoś przełykam tą pigułkę z trudem. Odkryłem też że w pewnych konkretnych sytuacjach podświadomie daję sobie radę (mianowicie jeden czynnik musi przełamać drugi, typowa chęć zrobienia czegoś dobrze, albo pokazania się z dobrej strony w większości przypadków przełamie strach, ale to tylko jeden przykład), jak to było na praktykach z odbieraniem telefonów. Przecież ja się boję takich rozmów bo w większości nic nie słyszę/nic nie mogę zrozumieć, a mimo to wykonywałem tą czynność bez hamulca i problemów. Zmian też się boję, bo zbyt dużo sytuacji widziałem bądź sam odczułem kiedy zmieniały się na gorsze. Uparcie próbuję się trzymać tego co znajome, czego rezultatem jest stanie w miejscu kiedy czas popycha do przodu. W głębi duszy wiem że to należałoby poprawić, ale jak przyjdzie co do czego, to nie jestem tego pewien czy chcę. To chyba tyle co sam widzę do poprawy.
-
Spoko, u mnie w sumie też większość prób pocieszania zjeżdża na temat z autopsji. Niby powiedzenie że sporo ludzi ma podobne zmartwienia powinno pocieszać, ale tylko po części, bo to o swoje cztery litery trzeba najbardziej się zatroszczyć, a nie że ktoś jeszcze ma ten problem, albo nawet gorsze. Wiedza o tym wystarczy, ale nie całkowite martwienie się, bo to nie ma sensu skoro jako pojedyncza jednostka i tak nic nie zdziałamy, największy wpływ mamy przecież na swoje własne życie. Ja ten wpływ widzę, prawie mógłbym dotknąć, tylko nie umiem go wykorzystać w sposób który zagwarantowałby mi dobry rozwój i jakieś bezpieczeństwo, ten życiowy wpływ znaczy. Od danego człowieka zależy czy będzie on pozytywny czy negatywny. Wystarczy by odpowiednio zależało, bo jak zależy to można góry przenosić, wady zmieniać w zalety, i tak dalej. Może i jestem beznadziejnym przypadkiem, ale potrafię to obrócić w humor, przez co jakoś idzie mnie znieść. Nastawienie na dobry wpływ na innych to też jedna z rzeczy która popycha mnie do przodu, i z tego akurat umiem korzystać, a przynajmniej tak mi się wydaje. Zajebiście ważna rzecz, przepraszam za słownictwo, ale nie wiem jak inaczej niż tym słowem podkreślić jej wagę. Wszystko jest dla ludzi, alkohol włącznie. W swoim przypadku (tak jak mówiłem na początku, musiało na to zejść) popadnięcie w alkoholizm byłoby równoważne ze zrobieniem sobie krzywdy, czego nie potrafię zrobić (a przynajmniej tej fizycznej). Piję sobie bez obaw, jak jest wolne to czasem co dzień, ale nigdy jak mam coś ważnego do zrobienia, przed podróżą, albo kiedy siedzę w akademiku i w tygodniu mam zajęcia. Z ustawieniem zasad myślę alkoholizm nie jest nikomu groźny. Jak się nie hamujesz, to wtedy zaczyna być źle. Mam nadzieję że nie brzmi to jak bełkot xD PS. Ludzka egzystencja nie ma sensu, to my go sobie nadajemy. Najgorszym problemem jest ustawienie go, też tego nie potrafię. Ta lekcja dotarła do mnie cięższą drogą. Stwierdziłem że skoro i tak wszystko jest bez sensu, to przynajmniej będę robił dobrą minę do tej złej gry, może innym będzie przez to lepiej.
-
Przy okazji zastanawiałem się czy na dzisiejszy dzień nie przerzucić się na mowę obrazkową, ale zbytnio mi się nie chce xD
-
Byłem prywatnie u osoby z którą mam do czynienia dość długo, osoba ta była również moim terapeutą z dawnych już czasów. Krótko mówiąc ktoś kto mnie rozumie i zawsze umiał pomóc. No ale nie tym razem. Nie wiem jak by było z kimś innym, ale zwyczajnie nie widzę celu próbować. Co do zajęcia się czymś, brakuje mi pomysłów, albo problemy z zaczęciem. Jak już coś pójdzie, uda się, to jest z górki. Z tymi studiami to jest tak, że w sumie podobają mi się, spoko wykładowcy, przedmioty, fajne przeżycia. Ale czy to na dłuższą metę był dobry wybór, czy to chcę robić? Jak do tej pory to po prostu idę z prądem. Na wiosce nie mam perspektyw, nic się tu nie dzieje i generalnie jest nudno, natomiast w mieście czuję się jeszcze bardziej wszystkim przytłoczony, nie wiem co ze sobą zrobić, w którą stronę się udać. To takie wrażenie jakby nigdzie się nie pasowało, i nie chodzi tu tylko o lokacje, ale też na przykład grupy społeczne. Zawsze staram się o jak najlepszy outcome (zabrakło mi polskiego wyrażenia), może stąd taki ciężar w podjęciu czegokolwiek czy zdecydowaniu, bo zwyczajnie się tego nie wie póki nie wypróbuje. Zwierzaka nie mogę mieć, bo jestem zbyt często w różnych miejscach, co na daną chwilę wyklucza mi skupienie się na jakiejś opiece. Nawet kwiaty u mnie więdną, po co ryzykować że wezmę jakieś zwierzę i będzie cierpiało? Nie ufam sobie na tyle by móc podjąć się takiej istotnej sprawy kiedy jestem cały "rozlatany", poczekałbym na spokojniejsze czasy, które pfff pewnie nigdy nie nadejdą tak na prawdę. Zawsze jest jeszcze pies w domu rodzinnym (jeszcze) i moje akwarium które się trochę niestety zaczęło zapuszczać, to jak do tej pory wystarczało. A w temacie znajomości, to faktycznie sprawa zależna od osoby. Byłem w punkcie kiedy byłem prawie że sam, i nie chcę do tego wracać. Ciężko pracowałem by się wyrwać z tego stanu i teraz może nawet zbyt bardzo doceniam ludzi którzy ze mną trzymają w jakiś sposób. Mimo że zazwyczaj jestem typem samotnika, to wbrew sobie dobrze czuć jak ktoś Cię choć na chwilę chce z tego oderwać. Inni są dla mnie w sumie ważniejsi niż ja sam dla siebie, bez tego byłoby ciężko, może tego nie pokazuję i nie widać, ale tak jest, nie przyznaję się do tego często. Zawsze staram się być miły dla każdej osoby i dostrzegam ich pracę czy ogólne istnienie. W moim przypadku taka mieszanka jest dobra, i akurat to jedna z niewielu rzeczy z którymi mi dobrze. Może to wszystko jest pewnym rodzajem masochizmu psychicznego, ale świadomość że takie coś się ma i tak nic nie daje, w mojej perspektywie i tak można to tylko zaakceptować, jak wiele innych rzeczy które mogłyby by być potencjalnie nie takie jak powinny. Nie można wybrać żadnego łatwiejszego wyjścia, tylko po prostu iść z tym dalej. I dlatego czasem jest to męczące.
-
Może nie będzie to wyżalanie się, a chęć wywalenia czegoś z siebie, co już długo trzymam. Będzie mała rozbieżność, bo to parę rzeczy, ale spróbuję żeby to było wszystko spójne i czytelne, jeżeli komuś faktycznie chce się czytać. Męczy mnie świadomość jak na wiele rzeczy nie mam wpływu, i jedynym co mogę zrobić to je zaakceptować. Zawsze żyłem przekonaniem że z każdej sytuacji jest wyjście, i jest to po części prawda, ale coraz więcej tych rozwiązań mi się nie podoba. Najczęstszym rozwiązaniem jest właśnie akceptacja faktów. Faktów różnych, że czasu nie idzie zatrzymać, że czekają mnie nieuniknione wybory życiowe których potem żałuję ale nie mogę, bo pewnie wybrałbym gorzej, generalnie najwięcej jest tu przykładów z cyklu "jest tak, bo tak", oraz ostatnie, tego że nie mogę się cieszyć dniem bo ciągle coś nade mną wisi czy tam goni, jeszcze chyba nie miałem takiego dnia w którym mógłbym odetchnąć i powiedzieć "czuję się niczym niezagrożony". Coraz częściej zerkam w przeszłość zamiast przyszłość, której stale się boję, patrzę na zdjęcia, filmy, wspominam miłe sytuacje, tylko że cieszę się nimi kiedy jest już za późno i po fakcie, bo kiedy trwały oczywiście martwiłem się że ta miła dla mnie chwila niezauważalnie minie. Przyzwyczaiłem się trochę do tego że nic nie jest stałe, ale nadal mnie to boli, bo tak jak mówię, zamiast cieszyć się że coś jest, to widzę tylko jak ucieka. Na przykład jak spędzam czas z grupą ludzi których lubię. Zamiast normalnie gadać to ja zaczynam w pewnym momencie zamykać się w sobie, odchodzić na ubocze ze swoimi dziwnymi rozkminami przez co inni się martwią. W ogóle ludzie to osobna kategoria, bo do tego że odchodzą, w ten czy inny sposób też już jestem przyzwyczajony. Na tyle, że trochę się boję. Jakiś czas temu usłyszałem o jednym starszym znajomym, że poszedł na molo fotografować wschód słońca ale się poślizgnął, upadł nieprzytomny do morza i utonął. Już nawet powieka mi nie drgnęła czy przykro mi nie było, przez takie chwile mam też wrażenie że uczucia ze mnie uszły. Bo chyba powinienem coś wtedy czuć? Tego człowieka już nigdy nie zobaczę, zwyczajnie nie istnieje poza tym cudownym miejscem do ucieczek zwanym pamięcią. To chyba najcenniejszy skarb jaki mam. A to że wszystko jest takie niestałe, też powoduje że większości czynności, zadań, dróg, czegokolwiek, zwyczajnie odechciewa mi się podejmować. Po co to robić, skoro wszystko jest takie ulotne, po co się trudzić, skoro ostatecznie wszystko jest na próżno, ostatecznie nie zostanie nic z całego wysiłku włożonego w uzyskanie konkretnych celów? Po co zawierać znajomości skoro prawdopodobnie po szybkim czasie się rozejdą przez jakikolwiek splot wydarzeń czy zwyczajną śmierć? Stąd też mój ogromny problem i blokada w ich zawieraniu, już dostatecznie ciężko próbuję utrzymać te istniejące, i ubolewam nad tymi które osłabły. Prawdopodobnie jest to moja wina, bo chciałbym ciągle stać w jednym miejscu. Nie umiem rozmawiać ani przebywać z niegdysiejszymi kumplami. Ale to żałośnie brzmi, co? Mam też wrażenie że cały ten strach i niechęci biorą się od mojego niezdecydowania życiowego, niskich wymagań, czy już prawie kompletnego braku poczucia własnej wartości i wiary w siebie. Nie wiem czego mógłbym oczekiwać od życia, wydaje się że wszystko co bym chciał już osiągnąłem i najlepiej jakby zostało tak jak jest. Niby mam pasje które mogę rozwijać by sobie dobrze żyć, fotografie, gry, i tak dalej, ale zdarzają się przygniatające chwile kiedy przestaję czerpać z tego przyjemność. A jak nie ma przyjemności, to co jest? Kiedyś za dzieciaka uwielbiałem łowić ryby za pomocą wędek czy podrywek, obserwować je, karmić, oczywiście wszystkie były wypuszczane i żadnej nie stała się krzywda. Kiedy tylko byłem na działce to stale kręciłem się przy wodzie. Autentyk - pomyślałem wtedy że nie chcę zostawać smutnym człowiekiem i stracić zainteresowania tym co teraz robię. Oczywiście tak się stało, obecnie nie wiem co o tym myśleć. Jak na razie nadal studiuję, uczę się, by zapewnić sobie kiedyś jakąś życiową samowystarczalność. Nie idzie mi to zbyt dobrze, ba, w ogóle życia nie ogarniam i czuję że coraz bardziej się staczam, albo co mogę jeszcze zrobić. Rodzina i bliscy zawsze powtarzają że zawsze mam ich do pomocy, ale co z tego skoro ich kiedyś nie będzie, a ja nadal nie będę dawał sobie rady i zostanę sam? Nie mogę wiecznie kogoś prosić o pomoc. Czarno to wszystko przede mną widzę. Wspominałem też o braku poczucia własnej wartości czy wiary w siebie. Z góry zawsze zakładam najgorsze, tylko po to by się nie rozczarować. A jak się uda, to chociaż jest pozytywne zaskoczenie. Mam świadomość o tym że jestem nic nie znaczący, na dnie. Bycie takim szarym zerem jest lekko przygniatające jak się o tym pomyśli, i już też nie umiem odróżnić czy po prostu chcę taki być, czy tak trafiło. Dodatkowa świadomość że sporo ludzi ma ode mnie gorzej wzbudza pogardę do samego siebie. Szacunku do siebie nie mam, głównie to mógłbym oczerniać sam siebie i tylko krytykować ile wlezie wszystko co zrobię, czy to dobrze czy źle, nie podobam się sobie ani w wyglądzie, charakterze, niczym. Ograniczam wydatki na siebie, bo uważam że to marnotrawstwo pieniędzy i inwestowanie we mnie jest trefne, podobnie z lekami, jakieś wziewki, lekarstwa, tabletki na alergię czy inne bzdety, po co to, skoro ledwo działa, a ja i tak przeżywam dzień. Nie umiem stwierdzić czy tak mi dobrze, ani czy potrafiłbym to zmienić. Nie podoba mi się swoje życie które utrzymuję tylko dlatego że inni mnie potrzebowali. Raz, i tylko raz próbowałem się pociąć nożem (nie wiem czemu, wiadomo że chodzi tu o zwrócenie na siebie uwagi, ale ja po prostu tak powiedziałem sobie że chcę to zrobić), po czym stwierdziłem że jestem na to za słaby i tylko dość mocno poharatałem dłoń, tłumacząc się potem że szarpnąłem o kant biurka, bo jest ostry. Nie zawracam dupy swoimi problemami właściwie już nikomu, wszyscy mają większe problemy, po co mam je jeszcze zwiększać martwieniem się o mnie. Siostra z dwójką dzieci ma depresję, jedno nadal jest chore, ba, w ogóle miało nie żyć i lekarze nie dawali żadnych szans, a jednak skurczybyk się uczepił i nadal jest. Druga siostra nadal rak płuc. Rodzice ograniczyli już trochę problemy finansowe, ale to ciągle mają jakieś mniejsze kłótnie ze sobą albo babcią (to osobny przypadek, szkoda gadać) i martwią się już o siostry, także po co ja mam tam jeszcze wkraczać. Do psychologa chodziłem, nie pomagał. Czasem zwierzam się znajomym albo wydaję gdzieś tekst, jak na przykład teraz. Ostatecznie kończy się na tym że nic nie wiem, i nic więcej nie chciałbym wiedzieć. Ciekawy obrót przeszedł z "czy chcę wiedzieć" na obecną sytuację. Tak trwam z dnia na dzień, i będę trwał bo nie umiem czy nie chcę nic zmieniać, jedynie czasem pisząc czy rozmawiając jak przyciśnie. Zmęczony już wszystkim jestem, a to nadal początek. Chyba udało mi się jakoś to ująć, z pewną szansą że już to kiedyś robiłem. Nie pamiętam, jeśli tak, to sorry. Tl;dr życie jest do dupy, powszechnie znany fakt, a ja jestem tylko kroplą w morzu bez wpływu na nic. Po namyśle pewnie będzie mi głupio że w ogóle coś pisałem, ale jeżeli choć chwilę będzie mi lepiej, to raz kozie śmierć
-
Wypatrzyłem dziś dwa ciekawe tytuły: Mutant Year Zero: Road to Eden - Postapokaliptyczny stalker z mutantami i taktyczną xcomową turową walką oraz ciekawym klimatem. No powiem że jaram się na to, i na pewno zagram Police Stories, czyli taktyczna policyjna strzelanka z widokiem z góry, z gameplayem łudząco podobnym do tego z Hotline Miami, ale bardziej wskazanym na taki przykładowo ze SWAT 4, czyli wbijamy, uwalniamy zakładników, próbujemy aresztować agresorów. Brakuje mi porównania i pewnie robię to źle, tu również jestem ciekawy. Oczywiście poza tymi grami nadal czekam na parę innych pozycji, na szybko napiszę poszczególne: Wasteland 3 - Kontynuacja znakomitych rpg-strategii turowych w drużynie, brata falloutów, tym razem w settingu zimowym. Jeszcze tylko rok, cały czas czytam update'y! Phoenix Point - Gra tworzona przez ojca pierwszych XCOM'ów, Juliana Gollopa. Co prawda oparta na zasadach z tych nowszych części xcoma, ale jestem pewien że wyjdzie cudo. Inspirowana Lovecraftem, różnymi horrorami, co ilekroć widzę postęp to tym bardziej już ją chcę. Dark Souls Remastered - nie muszę chyba mówić. Działające multi w jedynce? Yes, please Metro Exodus - Książki przeczytane, gry ograne, wiem czego się spodziewać i wystarczy tylko jedno słowo: hype.
-
Mad Max: Takie wypadki to chyba każdemu się zdarzają Dobrze że pomoc drogowa akurat przejeżdżała obok, za to że mi pomogli to ich oszczędziłem. Pies fajnie wisi
-
Czy to Wilczek Krótkouchy?
-
Spec Ops: The Line od Humble na Steam. Oj rozpieszczają, rozpieszczają.
-
Waży całkiem niedużo, to ciekawe. Oprócz tego dla mnie najciekawszą cechą piątki jest edytor map. Nie muszę chyba wyjaśniać dlaczego, potencjału to coś ma dużo, a do czasu kiedy będę miał ją w rączkach dobre rzeczy zdążą wyjść Bo jak na razie to zostaje mi i 4, i Primal, i cała góra innych pozycji. Na dany moment mam ją jedynie w liście obserwowanych.
-
The Darkness 2 na Humble Bundle za darmo
-
Mam wrażenie że ostatnio spamuję zbyt mocno swoimi badziewnymi fotkami, ale to ciężko się powstrzymać. Zbyt dobrze się bawię z aparatem, sorki xD Ale do tematu:
Ptaki też robią photobomby. Jedna wleciała w drugą i zdążyłem uchwycić skrawek jak śmiesznie bezradnie spada.Spoiler- Pokaż poprzednie komentarze [6 więcej]
-
Cóż, może podchodzę zbyt krytycznie ale to pozwala na doskonalenie i niwelację błędów, a na razie na każdym zdjęciu, jakby spojrzeć dokładniejszym okiem, coś zawsze jest nie tak.
-
Samodoskonalenie zawsze spoko ^^ ale ja w sumie na profesjonalnej fotografii się nie znam (widzę różnicę, ale błędów wskazać nie potrafię) i tak naprawdę dla mnie nawet zdjęcie z komórki może być piękne xD A widać, że starasz się ładne ujęcia zrobić, więc dla takiego oka jak moje jest zajebiście
-
Jak będzie polska wersja czy napisy, to raczej będą tu dołączone. Chyba że chcesz szukać na własną rękę, ale tu tak zawsze ładnie wszystko jest zrobione że wolę poczekać. Wszystko jest jeszcze świeże, więc cierpliwości xd
-
Są tacy których po prostu lubię, ich role, grę, bardzo dobre umiejętności aktorskie (lub ich brak w pewnym wypadku), ludzie których po prostu miło mi się ogląda, i niewiele więcej mogę tu powiedzieć. Najbardziej cenię ich udział w poszczególnych produkcjach czy niekiedy za działalność, ale w reszcie są równie przyjemni. Nie gadając więcej będzie tu niezła mieszanka, troszkę może długa, także uwaga, leci. Kolejność nie ma znaczenia: - Mike Myers - Rami Malek - Jack Black - Taron Egerton - Daniel Craig - Morgan Freeman - Sean Astin - Christopher Lee - Leonardo DiCaprio - Jean Reno - Jason Statham - Arnold Schwarzenegger - Tommy Lee Jones - Clint Eastwood - Anthony Hopkins - Alan Tudyk - Nathan Fillion - Leslie Nielsen - Robert De Niro - Hugh Jackman - Robert Downey Jr. - Sean Connery - Harrison Ford - Eddie Murphy - Ryan Reynolds - Samuel L. Jackson - Jim Carrey - Nikolas Cage - Tommy Wiseau (xD) Z polskich aktorów: - Bogusław Linda - Cezary Pazura - Maciej Stuhr I na koniec wisienka na torcie - Jackie Chan oczywiście, mój number uno Pewnie jak zawsze kogoś udało mi się pominąć, w przyszłości zedytuję jak mi się przypomni. Jak ktoś się uprze to spróbowałbym wyskrobać konkretniejsze wyjaśnienie dlaczego właśnie ten aktor
-
Dużo ptaków już jest, co mnie cieszy. No i nie trzeba daleko szukać Kąpiółka Zebranie w karmniku "Odwal się!" Testowe zdjęcie czajki I żurawii
- 34 odpowiedzi
-
- 1
-
- fluttershy
- natura
-
(i 2 więcej)
Tagi:
-
Czy to zwierzę jest często spotykane?
-
Fajne bębny. Lubię bębny. 8/10 Też podam coś bębniastego, i starego Chciałbym kiedyś usłyszeć na żywo jak orkiestra gra te ścieżki dźwiękowe