Skocz do zawartości

Zegarmistrz

Administrator Wspierający
  • Zawartość

    1465
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    26

Wszystko napisane przez Zegarmistrz

  1. Tylko podaj Nick Albo dodaj sobie do znajomych Clockmaster i Letherer - to diwe moje postaci na których najczęściej siedzę, jeden to rogal drugi DK. Jeśli posiadasz jakąś wiedzę z zakresu silnego DPS na rogalu, to słucham uważnie bo może mi się to przydać xD
  2. Już tłumaczę - tworzysz temat i dajesz tam co i jak według "szablonu" - przenoszą ci postać, Na GD będzie miała ona 80 lvl - trochę golda i mounta na start, do tego dochodzi Full set PvP(początkowy) i set PvE(5 części). warunkiem transferu jest posiadanie postaci na aktywnym serwerze(nie samo stójka typu ty i 2 kolegów) jak Molten Sunwell itp z ratami nie większymi niż x15. Jest to opłacalne bo możesz ominąć przykrości z walkami PvP o początkowy sprzęt a możesz od razu przejść do aktywnego PvE
  3. Zobaczył kulę ciemności przed sobą. Uśmiechnął się, kiedy przekręcił dysk na którym leżał o 180* i wyłączył jego magię podtrzymującą. I wtedy nastąpił wybuch. Gigantyczna kula, która chwilę temu uderzyła w jeszcze większy miecz, wybuchła. Głazy o średnicy 2-3 metrów wystrzeliły na wszystko strony. Zaś podmuch który temu towarzyszył nadał jeszcze większy pęd skałom. W międzyczasie młot Hrabiego trafił w pustkę, wszak bez magi napędzającej, dysk, razem z leżącym teraz pod nim Edwinem, spadł w dół areny. W trakcie spadania Edwin nakreślił kilka znaków. Pierwszy zwiększył jego magnetyzm, efektem czego Edwin zamiast w dół, poleciał w bok. Drugi zmienił jego polaryzacje, przez co ten przylgnął do miecza zamiast się na nim rozpłaszczyć. I będąc na mieczu wykonał trzy kolejne znaki, jeden na sobie i dwa na metalu u jego stóp. Jak na komendę, cale ostrze pokryło się miniaturowymi kolcami które poczęły wybuchać, wystrzeliwując w powietrze setki igieł. Najpierw setki, potem tysiące aż w końcu setki tysięcy - miał kilkaset ton metalu pod ręką. Metalu który zapełnił całe niebo ponad areną. Większość nie trafiła w Hrabiego, lecz było ich miliony, więc o to Edwin się nie martwił. Natomiast przygotował jeszcze ostatni znak. I kiedy go wykonał, nagle cały metal w powietrzu upłynnił się. Całość wyglądała tak, jakby nagle na niebie wykwitła metalowa korona gigantycznego dębu. I gdzieś tam, pomiędzy gałęziami tego dębu był Hrabia. Zaś cieniutka linka metalu prowadziła z drzewa do ręki Edwina. Rexalis. Z prędkością światła całe metalowe drzewo rozświetliło się, a potem zwyczajnie wybuchło, zamieniając się w kulę ognia. Nad areną pojawił się kolejny tego dnia wybuch, ponownie widoczny z wielu miejsc w państwie. Lecz tym razem ogień nie gasł. Zmieniał się. A kiedy Edwin wyczul tą zmianę, wykonał ostatni znak. SuperNova. ognista kula przekształciła się wpierw w kulę plazmy, potem zaś w wybuch jądrowy. Edwin miał nadzieje że sam wybuch będzie poważnym ciosem dla przeciwnika. Lecz większe nadzieje pokładał w specyficznym promieniowaniu EMP które rozeszło się od wybuchu, a które wzmocnione magią miało tendencje do uszkadzania nie tylko elektroniki. I poniekąd zaspokoił swą ciekawość, wszak interesowało go jak długo pancerz Hrabiego pociągnie.
  4. I dlatego gram na niepolskim serwerze. Brak chamstwa i kultura wypowiedzi. Plus - zawsze mogę się czegoś poduczyć Na raidach praktycznie 0 bugów, prawie wszystko działa, a zgłaszane problemy są na bieżąco rozwiązywane. Czego chcieć więcej?
  5. Edwin się uśmiechnął. Niemagiczna woda, to czego mu było teraz potrzeba. Ostatni składnik alchemiczny który podano mu na tacy. Pierwszy symbol spowodował zniknięcie linii wchłaniających magię.Wykonał dwa kolejne znaki dłonią i płaski kamienny talerz oderwał się od wieży. Talerz na którym teraz stał. W tym momencie pod nim wybuchły ładunki ciśnięte przez Hrabiego. Odłamki posypały się na lewo i prawo, dysk zachybotał się niebezpiecznie i popękał w kilku miejscach. Gdyby to trafiło Edwina... trafiło za to jego metalowe twory które drążyły słup od środka. A przynajmniej kilka z nich. Lecz nie było czasu na gdybanie. Wystrzelił wysoko w powietrze wyciągając spod pazuchy małe pudełko. Kiedy je otworzył, cały grad został zassany niczym przez czarną dziurę. Lecz pudełko nie było niczym z pokroju tych olbrzymich anomalii grawitacyjnych. Po prostu potrafiło pochłonąć wodę w każdej postaci - i dlatego też nigdy nie celowało się tym w istoty żywe. Unosząc się wysoko nad areną miał już wszystko co potrzebne. Pozwolił by powietrze ponownie zafalowało między jego dłońmi. Opuszczony Dom znajdował się na innym wymiarze astralnym, zaś dostęp do niego nie był ani skomplikowany ani wyczerpujący. Wbrew pozorom wyciągnięcie największych przedmiotów w nim zostawionych nie wymagało więcej siły niż sięgnięcie po szklankę wody. Jedynym kłopotem była jego pojemność i ilość przedmiotów które można w nim upchać. A teraz w jego Domu pozostał tylko jeden. Wszystko co tylko się dało zostało wcześniej wystrzelone w Hrabiego, wszystkie działa opuściły Dom i zostały zmiażdżone. Dom teraz stał się prawdziwie Opuszczony. Edwin wyciągnął z falującego powietrza klingę o czerwonej teraz stali. Tą samą którą wcześniej wykorzystał do wchłonięcia ciepła w kopule. I teraz planował wykorzystać to ciepło. Wbił głęboko miecz w ciągle wzlatujący wyżej dysk i przygotował go. Wlał na niego wodę z pudełeczka, pozwolił by ten zasmakował ziemi u stóp Edwina i wchłonął powietrze otaczające ich zewsząd. I wtedy ostrze rozświetliło się czerwienią a Edwin uniósł je ku niebu. Wiązka energii która wystrzeliła w powietrze rozgoniła chmury na przestrzeni wielu mil. I po chwili wróciła uderzając w Edwina. Ten upadł na kolana i począł wymiotować, wpierw alkoholem który spożył wcześniej, a później krwią. Za wszystko kiedyś przyjdzie nam zapłacić. I wtedy nieboskłon się rozświetliło ogniem. Megiddo. Z nieba poczęła spadać gigantyczna klinga. jakby znikąd. Wielki miecz, tak podobny do ostrza które trzymał Edwin, gigantyczne i niepowstrzymane. Minęło Edwina o kilka metrów, lecz i tak ten mógł poczuć żar bijący od metalu, żar który zaczynał miejscami podpalać mu szatę i włosy. Lecz to tylko gwóźdź spadający z nieba. A dobry gwóźdź potrzebuje młota. I raz jeszcze skierował Edwin ostrze ku niebu, stając na trzęsących się nogach, ufajdany żółcią i posoką. I raz jeszcze pozwolił by klinga wystrzeliła energią w powietrze. Lecz tym razem nie wróciła. Wszak nie był to tym razem czar tworzący a teleportacyjny. Bowiem nad Klingą, z przestrzeni niczym z jego Opuszczonego Domu, poczęła wyłaniać się gigantyczna kula płonącej skały. Meteor. Kula o średnicy mniejszej o kilka stóp od areny uderzyła w głownię już spadającego miecza, nadając mu pęd i siłę uderzenia. Fala uderzeniowa która przyszła później zmiotła Edwina z powietrza. Gdyby nie fakt że kawał skały na której ten się rozpłaszczył był wytrzymały, Edwin pewnie wgniatał by się teraz w osłonę areny, którą to magowie wynajęci przez organizatorów starali się utrzymać. A to zadanie nie było łatwe, mimo że gigantyczny miecz z pozory magiczny wcale nie miał w sobie magii.
  6. Eternal - zlituj się... Gram na moltenie, owszem. WoTLK ledwo działa pod względem Q a Cata prawie wcale nie działa pod względem Q - a klepanie samych mobów jest co najmniej...monotonne? Cho do nas na Gamers District - tutaj mamy zaplecze, działające Q i w miarę dobre raty(nie za wysokie bo tylko 7, no i jak dla niektórych nie za niskie bo aż 7 xD)
  7. Na chwilę obecną aktywnych graczy mamy 3. Z tylu chętnych. Niedługo wrzucę tu stosownego posta. Kraina śmierci nie pieści się z nikim. Osoby które nie wyrobią się z odpisami do czasu mojego odpisu...cóż...
  8. Przezorność to naprawdę dobra cecha. Specjalnie kiedy nad głowa uderza ci cała kanonada. Zastanawiał się jak długo wytrzyma ten fragment gruzu który ukradł. I kiedy organizatorzy zauważą że w jednej z szatni brakuje sporego kawałka ściany. Przeliczył dokładnie czas. - 3, 4, 5, 6, 7, Liczył kolejne uderzenie serca. Spokojnie i z rozwagą. Zastanawiał się czy przeciwnik przesunął się z miejsca. Jeśli nie, to dobra jego, jeśli tak, cóż, jedna pułapka nie zmieni wyniku pojedynku, choć miał nadzieję, że jednak nie zostanie zmarnowana. - 27, 28, 29... Kiedy serce Jonaha uderzyło 30 raz u stup Lunatica eksplodowały kolejne ładunki. Tym razem jego nozdrza zalał słodki zapach truskawek i gruszek. I alkoholu. W granatach bowiem ukryte były mocno ugazowione perfumy wymieszane z przednim spirytusem. I nie było by to groźne gdyby nie drugi ładunek, nie robiący nic więcej niż generowanie malutkiej iskry. W ciągu sekundy pachnąca mieszanka zamieniła się w istne inferno. A w środku tego wszystkiego stał Lunatic. Jonah bardziej poczuł wybuch poprzez drganie ziemi aniżeli usłyszał. W międzyczasie przeglądał pozostały sprzęt który udało mu się pozyskać od różnych osób. Zastanawiał się kiedy magowie odkryją, że brakuje im tego i owego w ich ekwipunku. Ciągle też kradł różne drobnostki różnym osobom, ciągle szukając tego jednego czegoś.
  9. Odległość zero. Strzał z przystawienia. Jego przeciwnik miał pewne interesujące umiejętności, ale dał się nabrać jak mało który nowicjusz. - To siła Chciwości - głos nijak nie dochodził od lecącego Jonaha. Właściwie, to zdanie zostało wyszeptane do ucha Lunatica. Co ładnie się zgrało z rozmazującą się w powietrzu iluzją chłopca. I kiedy Lunatic zdziwiony mógł obrócić głowę, w dłoni Jonaha przystawionej do boku kuca nastąpił wybuch. Sporo dymu pokryło arenę. Wykorzystując ten element Jonah ukrył się we wcześniej stworzonym dole. Wbrew pozorom maskowanie to BYŁA jego specjalność, magia natomiast była tylko pomocnym dodatkiem do złodziejskiego fachu. Zastanawiał się jak szybko przeciwnik zrozumie że nie ma do czynienia z dzieckiem. Cóż, pozostaje nadzieja że wybuch choć trochę zaskoczył kuca. Nawet jeśli okaże się że ten też był iluzją, to dym pokrywający arenę udaremni szybkie zlokalizowanie Jonaha. Miał też nadzieję że trucizna w dymie zrobi swoje. Mieszanka halucynogenna bywa co najmniej...denerwująca.
  10. Zdążył. Poczuł jak pręt wbija się w kamień u jego stóp. Ale po kolei. Kiedy Edwin skupił się na znakach, z ziemi uniósł się niezbyt wysoki filar. I wtedy się zaczęło. Gwoździe z igłami uderzyły od przodu, zaś pręt od tyłu. Tyle tylko że Edwin był odrobinkę wyżej niż poprzednio przez co nie oberwał całym tym żelastwem. Ale to był tylko kawałek zaklęcia. Od Filaru po ziemi rozeszły się fale. Wyglądało to tak jakby w taflę jeziora uderzyła pojedyncza kropla wody. Edwin uśmiechnął się kiedy poszczególne kręgi poczęły pękać i oddzielać się od siebie. I wtedy wykonał ostatni znak. Cała arena, okrągła od ściany do ściany, poczęła się ruszać. Gwałtownie i z grzmotem godnym samego Thora. Poszczególne kręgi, niezależnie od siebie, zaczęły się coraz szybciej poruszać. Widzowie mogli już rozpoznać w co zamieniła się arena. Żyroskop. Prócz środka który był nieruchomy, cała reszta zaś poruszała się w losowych obrotach, każde niezależne od siebie. Szkopuł polegał w tym, że mimo szybkich ruchów grawitacja nie przestała działać. Jeśli Hrabia przypadkiem spadnie...cóż, kół było łącznie 13, a dostać od rozpędzonego kamiennego koła to niestety bolesna sprawa. Lecz to była tylko obrona, a trza było przejść do ataku. Przygotował zaklęcie, jedno z tych prostych. Wykonał dwa znaki i wystawił dłoń wysoko w górę. Na dłoni wykwitła mu gałka oczna. Taka duża, fioletowa. Rozejrzała się spazmatycznie w różnorodnych kierunkach i wybuchła. Lecz nie energią. Wybuchła setką eterycznych linek, które zawisły w powietrzy niczym pajęczyna w kryształowej kuli. Ilość jak i gęstość linii stworzyła gigantyczną sieć, w której sercu, niczym olbrzymi pająk, czekał Edwin. Każdy kto dotknął sieci natychmiast tracił cząstkę magi. Bezboleśnie i bezpowrotnie. Przy prędkości ruchu "kół" żyroskopu, nie sposób było uniknąć wszystkich. Sam zaś Edwin otoczył się dość sporą ilością owych linii, co mogło zatrzymać niejeden czar nim ten uderzy w niego.
  11. Jonah patrzył na występ z rozbawieniem. Całość nie zrobiła na nim wrażenia, niejeden dom schadzek w jego stronach oferował więcej. Nie żeby sam Jonah z nich korzystał, nic z tych rzeczy. Lecz niejedno miejsce się okradało to i na wystrój można było rzucić okiem. Jego przeciwnik po zniesieniu iluzji zechciał go uczyć o tym co wolno a co nie. Wystrzelony pocisk znikł w powietrzu. Zwyczajnie, w jednej chwili tam był, w drugiej już go nie było. Jonah uśmiechnął się pod kapturem. Jeśli jego przeciwnik planował iść z nim w otwarte zawody siły, to będzie się musiał nieźle namęczyć. - Raktis. Słowo wypowiedziane szeptem, prawie że bezgłośnie. I jego dłoń zaświeciła. A kiedy wystawił ją w kierunku przeciwnika, z samej dłoni wyleciały setki świetlistych kul, złudnie podobnych do pocisku Lunatica. Do tego obok kupki kosztowności, na arenie zaczęła pojawiać się kupka piasku.
  12. Pewnym, choć wciąż bezszelestnym, krokiem wszedł na arenę. Oczom zebranych ukazał się młodzieniec o ciemnej karnacji choć włosy miał białe niczym śnieg. Wielu drwiło w Gildii z niego, wszak takie umaszczenie ujawniało go nawet w najciemniejszych mrokach. I szybko musieli przełykać własne słowa gdy ten im znikał z widoku. Podszedł do jednej ze ścian gdzie widocznie jedna z lampek nie wydalała bo u skraju areny powstało trochę cieni. I kiedy zarzucił kaptur na głowę, niektórzy mogli by stwierdzić że Jonah zniknął. Lecz kiedy wysilili wzrok mogli stwierdzić że jednak chłopiec stoi tam, gdzie pierwotnie zniknął im z oczu. I tak oparty o ścianę czekał na swojego przeciwnika. Zaś pod jego stopami zaczynała zbierać się kupka złota, monet i innych drobiazgów. Ciekawiło go kiedy publiczność areny zauważy że zaczynały im znikać kosztowności.
  13. Zegarmistrz

    Zapisy

    - Imię: Jonah - Opis wyglądu: Jonah to chłopiec niewysoki, na oko 16 letni. Nosi spodnie wojskowe w odcieniach moro, biały podkoszulek i kamizelka w kolorze moro. Do tego wojskowe trepy. Białe włosy i piwne oczy kontrastują z jego ciemną skórą, Do tego ma pasek przy którym wisi wojskowy nóż. - Magiczne umiejętności/Doświadczenie: Stapianie się z cieniem, bezszelestne poruszanie się, używanie trucizn i narzędzi złodziejskiego fachu. Umiejetność posługiwania ise nożem, przeszkolenie w używaniu magicznych artefaktów. -Krótka historia postaci: Jonaha wychowała ulica. Od momentu jak porzuciła go matka w wieku lat 7 do momentu aż nie stał się profesjonalnym złodziejem w wieku 16 lat. W miastach znany jako fantom albo Złotoręki, szlifował przez wiele długich lat swoje umiejętności. Kradł by przeżyć, kradł by żyło mu się lepiej. Okradał biednych i bogatych a oddawał sobie. Nie był wybredny i przez to popadł w konflikt z jedną z gildii. Nikt nie okrada gildii a już na pewno nie smarkacz. W końcu wpadł w zasadzkę i dostał ultimatum - pracować dla gildii, wszak ta nie marnuje talentu, albo skończyć z poderżniętym gardłem w jakimś rynsztoku. Wybrał pierwsze, wszak do śmierci nie było mu spieszno. Od tamtej pory to gildia zajęła się jego wychowaniem, przydzielano mu różnych mistrzów od różnych profesji a on chłonął wiedzę. O swoich prawdziwych umiejętnościach dowiedział się przypadkiem, kiedy przyłapano go na jednym z dachów. Na okrzyk "stój!" poślizgnął się i upuścil cenny łup - diament z kolekcji pewnego bogacza. Klnąc pod nosem wystawił rękę modląc się w duchu o chwycenie klejnotu. I ku jego zdziwieniu, choć kamień był bardz odaleko od niego, to poczuł jak trzyma go w dłoni. Zaskoczony takim obrotem spraw prawie dal się złapać. Do dzisiaj koledzy wytykają mu tądrobną wpadkę. On zaś postanowił poeksperymentować z nową umiejętnością, odkrywając jej potęgę. Okazało się bowiem że posiada specyficzny dar, częściowo magiczny częściowo genetyczny. Dopiero po tym wydarzeniu jego osiągnięcia wzrosły tak bardzo, że został mu przyznany tytuł Podmistrza - osoby mającej większy udział w łupach gildii i mającej prawo do szkolenia innych. W ten sposób też zezwolono na jego udział w Magicznych Pojedynkach, wszak zakłady bukmacherskie chwaliły bogów za ten przybytek, niejeden wszak zbił fortunę na dobrym zawodniku. - Początkowa moc: Chciwość - "Greed"
  14. Stosujemy proste zasady - gramy z ludźmi, nie z postaciami, nie kradniemy, nie oszukujemy. Jesteśmy z ludźmi którzy przeżyli kilka rozpadów gildi. Zawsze z tego samego powodu, liderzy nie lubią kiedy ich "miniony" myślą. Tego nie będzie. Bedą oficerowie, będzie lider. Ale regulamin obowiązuje każdego. Nie ma że lider kogoś oskarża a sam odwala manianę. Nic z tych rzeczy. Chcę grać z ludźmi z którymi mogę pogadać, pokłócić się, pożartować, ewentualnie nawet pobić, żeby potem podać im dłoń. Chcę ludzi inteligentnych a nie "mam fiecej gs-u fienc jezdem lepsy". Zachęceni? Oferuję dla wszystkich którzy nie skorzystają z transferu opatentowaną ścieżkę expienia, pomoc w expieniu i ewentualny ubiór. Mamy ogarnięte taktyki, jesteśmy wredni do cna. Na bg gramy taktycznie a nie na pałę. To chyba proste, prawda?
  15. Dobra ludziki, mam propozycję. I to dość dobrą dla fanów WoTLK. Możemy założyć gildię na jedynym działającym serwerze. Raty nie są duże wszystko x7 w weekendy x14. Ale za to macie oskryptowane wszystkie stancje, każdego bossa, całe uldu i Icc. Jak na razie nie działają 3 q na 14, 22 i 37 lvl ;> Q niedziałające w evencie nie działały przez 1 dzień, następnego dnia po 30 min offie już wszystko śmigało. http://www.gamer-district.org/ Bardzo dobry serwer oferujący nawet transfer charów z innych realmów, oczywiście z gorszym gearem ale to akurat mało ważne ;> Ogarnięci ludzie sobie poradzą a tych mniej możemy wyekspić i ogarnąc Jedyną wadą serwera jest fakt że trzeba by było grać w aliansie, bo horda to dzieciarnia bez składu i ładu. Próbowałem raidy tam sklecać i w hordzie się nie da... Dlatego zmuszony jestem grać w znienawidzonym aliansie ale co poradzić... W każdym razie, zapraszam, gram tam ja, Xsadi, a razem możemy coś zdziałać. Jak ubiorę mojego Dk to będziemy mieli Tanka na RHC a Xsadi to heal z patentem Chętni niech wypowiadają się w tym temacie, zdziałajmy coś!
  16. Znaczy się co? Postać słaba bo turniejowcy nią nie grają? Czy dlatego że ktoś z was próbował a nie umie nią grać? Mój młodszy brat gra Udyrem, zwykle z jungli. Uwierz mi, nie ma nic straszniejszego niż Udyr z redem na niedźwiadku wybiegający znikąd ;> Udyr tank i udyr pusher, oba style są zwyczajnie straszne
  17. Widział jak fala idzie w jego stronę. Jak przechodzi przez niego. Poczuł jak liczne tatuaże pod jego ubraniami tracą moc. Jak magia ulatuje z szaty. To jak wiadro zimnej wody. Szok którego potrzebował by wyrwać się z gniewu zaślepiającego mu umysł. Wyrównał oddech, stanął prosto. Zrozumiał działanie jego oponenta, a teraz musiał się przed nim bronić. Tu trzeba było spokoju. I jego darów. Poczekał. Stał nieruchomo aż żołnierze Hrabiego go otoczyli i wzięli pierwsze zamachy. Wtedy zaczął działać. Pierwszy cios i pierwszy unik. Krok w lewo, przód, potem w tył i znowu w lewo. Dla widza wyglądało to jakby Edwin widział co się stanie. I taka była też prawda. Prekognicja wizualna. To dzięki niej wcześniej przygotował iluzję na spadające chmury Dolara, to dzięki niej wiedział też gdzie teraz który żołnierz się zamachnie. Lecz miała ona swoje ograniczenia. mógł widzieć tylko na 5 sekund w przód, zaś sama umiejętność opierała się na jego wzroku, przez co gdy Dolar zakrył arenę ciemnością lub kiedy był w kopule, to nie mógł zobaczyć i przewidzieć upadku drugiej Chmury. Tak jak i nie przewidział ataku zimnem niszczącym jego roślinność. A teraz pomagała mu wygrać. Poruszał się tak przez krótszą chwile kiedy otrzymał to co było mu potrzebne - specyficzne rozmieszczenie przeciwników wokół niego. Unik - Drewniany oberwał od Ognistego przy wtórze osmolonej szaty Edwina. Ten nakreślił w powietrzu krótki znak. Unik - Stalowy wbił się w pierś Kamiennego, krusząc jego strukturę. Drugi znak. Unik - Wodny przyłożył Ognistemu gasząc jego zapał. Trzeci znak. Unik - Kwasowy zdestabilizował Wodnego. Edwin syknął z bólu kiedy kilka kropel przeżarło jego szatę. Czwarty znak. Unik - Dotknął stalowego, ten zaś rozprysł się w metalowe drzazgi. Watchmaker, umiejętność wymagająca bliskiego kontaktu z przeciwnikiem, zwykle bezużyteczna w daleko zasięgowych walkach, tym razem okazała się przydatna. Po dotknięciu dłonią maga cel rozpadał się. Czy był z metalu, kamienia czy żywego ciała. Ale prócz krótkiego zasięgu miała tez ona inną wadę, bowiem można było jej użyć raz na tydzień. Sam Edwin nie wiedział czemu tyle, doszedł do tego metoda prób i błędów. I ofiar. Teraz został tylko kwasowy który ciągle starał się trafić unikającego Edwina, choć nawet gdy nie trafiał, kropelki wylatujące z niego przy każdym ataku często raniły maga licznymi oparzeniami. Trzeba było się go pozbyć. Na szczęście kwasy mają to do siebie że można je zobojętnić. Sięgnął szybko pod szatę i wyciągnął swoja "mieszankę anty-kacową" w skład której wchodziło dość sporo zasad. Od zabezpieczenie na wypadek zgagi. Teraz wzmocnił drobnym zaklęciem jej właściwości i rzucił w Kwasowca, patrząc jak ten pochłania butelkę a potem zapada się w sobie, zamieniając w kałużę. Całość zajęła mu koło jednej minuty. Ciężko dysząc wyprostował się. Był zmęczony, a jego przeciwnik choć osmalony, wyglądał na o wiele mniej zmęczonego. Nic, trzeba było działać. nakreślił kilkanaście znaków w powietrzu i wystawił obie dłonie w kierunku Hrabiego. Z jego dłoni wyleciało wiele baniek mydlanych. Tyle tylko że nie były to bańki. Wybuchały w losowych odstępach, zabierając wszystko ze sobą. Nie były fizyczne, nie istniały w tym wymiarze, lecz w chwili wybuchu zabierały wszystko w swoim zasięgu "na tamta stronę". Powietrze, pył, materie wszelaką, zostawiając po sobie idealną kulę próżni. Nie był to atak zabójczy, o ile ktoś nie został przeniesiony częściowo. Kiedy kule poleciały w kierunku Hrabiego, Edwin nakreślił w powietrzu dwa kolejne znaki, po czym na podłożu u swych stóp wykonał ten sam manewr.
  18. Jestem wiecznym pesymistą. Zawsze zakładam najgorsze, wszak wolę się miło rozczarować niż gorzko zawieść. Nie zmienia to mojego radosnego podejścia do życia, ot wieczny ze mnie błazen, stojący z uśmiechem pośrodku zgliszczy. A nic tak nie pomaga przetrwać każdego dnia jak pesymizm i czarny humor.
  19. Poczuł ból. Nieograniczony, bezbrzeżny. Każda roślina która była na arenie była częścią jego świadomości,. I teraz ta świadomość umierała. Raz za razem. Jego gardło zastygło w niemym krzyku, jego ciałem wstrząsnęły konwulsje kiedy kolejne rośliny rozbijały się na drobne drzazgi. Ból wypełnił jego świadomość, ból wypełnił jego ciało. A potem przyszedł gniew. Trzęsącymi się rękoma wykonał dwa znaki. Jego technika obrony. Całe jego ciało pokryło się falującym powietrzem. Każdy zakamarek falował gdy kolejne drzazgi znikały wokół niego. A kiedy na polu bitwy nie było już niczego prócz niego i Hrabiego, uwolnił je wszystkie. W stronę Hrabiego poleciało wiele rzeczy, jakby wyciągniętych z przestrzeni. Miliardy drzazg, setki świecących kulek, kilkadziesiąt lodowych promieni które pochłonął wcześniej, na końcu zaś gigantyczna diamentowa chmura. Lecz on nie miał czasu by podziwiać swoje dzieło. Szybko wyrysował kolejne znaki i wokół jego osoby wykwitły dwie płomienne kule. Z obu, niczym zywe istoty, wyskoczyły płomienie w kształcie biegnących kotów i skierowały się ku Dolarowi. Inteligentne i żadne krwi, napędzane gniewem ich pana. Lecz i to nie wystarczyło więc Edwin sięgnął głębiej. Chwycił za drucik.Po tej cieniutkiej linii, która łączyła jego magię z metalową drzazgą z sześcianu, który uderzył w plecy Hrabiego a który był jego medium wewnątrz Dolarowych tarcz, wysłał potężne zaklęcie. To zmieni esencje z magnetyzmu na metriotyzm, odmianę magii pochłaniająca inne magie. W ten sposób nawet po uniknięciu, magiczne twory Edwina będą gonić za przeciwnikiem. A kiedy ten zbierze za dużo magii w sobie, nastąpi wybuch. Co ciekawsze, czary Hrabiego teraz też będą wracać do niego. Po przeprowadzeniu swojej kontry Edwin rozrysował ostatni z magicznych symboli w powietrzu - 3 koła połączone krzyżem. Pchnął w nie magią i czekał.
  20. Wizja znikła w chwili kiedy jakaś substancja wylała się na jego pole widzenia. No i po sześcianie. Dobrze chociaż że wybuch zrobił swoje i miecz się naładował. Szybkim ruchem dłoni wsadził miecz z powrotem w falujące powietrze po czym wyciągnął z tego samego powietrza puszkę coli i wypił ją duszkiem. Tak odświeżony Mógł walczyć dalej. Szybko nakreślił na ziemi kilka run po czym wlał w nie dość sporo magii. Tak przygotowany uniósł dłoń i pozwolił by powietrze nad jego głową zafalowało. I wtedy uderzyła 'chmurka". Kopuł pękła niczym bańka mydlana, zapadając się w sobie i miotając odłamki na wszystkie strony. Sama chmura zniknęła a oczom hrabiego pokazał się Edwin klęczący, trzymający się za swoją pokaleczoną dłoń. Odłamki leciały wszędzie i tylko cud zechciał, że większość ominęła maga, zaś kilka poprzecinało niezbyt głęboko skórę. Szybko nakreślił na niej dwa symbole i nakleił Inui w miejscu krwawienia co spowodowało tymczasowe zatrzymanie krwotoku. Mag uśmiechnął się do Hrabiego i tupnął nogą. Na całej arenie zaczęły wyrastać różne rośliny, od małych chwastów po gigantyczne, 30 metrowe drzewa. Cała arena w kilka chwil zamieniła się w jungle, zaś przeciwnicy zniknęli sobie z pola widzenia. było to trochę niedogodne bo widzowie też mieli zasłonięty obraz, ale co poradzić? Edwin szybko podszedł do jednego z drzew i nakreślił na nim kilka symboli. W miejscu nakreślenia zaczął ściekać sok który ten szybko zaczął pić. Już po kilku łykach poczuł, że jego rany mają się lepiej, a minute później czuł się rześki jak ryba w wodzie. W międzyczasie Dolar mógł zauważyć że wiele tutejszych roślin to bardzo dobre składniki na środki medyczne, lecz mógł mieć też wrażenie że jest ciągle obserwowany.
  21. Edwin poczuł ciepło i się uśmiechnął. Bał się że zabraknie mu energii a tu taka niespodzianka. Wbił miecz w ziemię u swoich stóp i zaczął obserwować jak jego ostrze powoli, niczym basen napełniany wodą, zaczynało się robić czerwone. Zostawił je by ściągało nadmiar ciepła, gdyby nie to już pewnie dawno by się usmażył. Musiał pogratulować przeciwnikowi, wszak najlogiczniejszym rozwiązaniem było załatwienie kogoś w jego własnej fortecy zamiast tracić czas na wyłuskanie go z niej. Czy nie lepiej pozwolić mu samemu wybiec? Edwin musiał się zastanowić. Stracił widoczność, nie mógł wsadzić dłoni w rozgrzane podłoże. Tylko miecz bronił go przez nagłym ugotowaniem a perspektywa utraty dłoni, choć kusząca, chwilowo go nie pociągała. Trzeba było kupić czas, wszak jeszcze jakiś czas zajmie mieczowi naładowanie, a jego przeciwnik mógł na coś wpaść. I wtedy wyczuł zmianę. To wspaniałe naładowanie na które czekał. Szybko, ale delikatnie, pociągnął za nitkę która pojawiła się w jego umyśle. Tak, była dość mocno zakotwiczona. Kiedy zamykasz plastikowy pojemnik, to jego zawartość nie może zostać porażona prądem. Ale jeśli zamkniesz pojemnik, a nie zauważysz, że przytrzasnąłeś miedziany drucik... Zostawił na razie drucik w spokoju, wolał żeby Hrabia nie wyczuł jej przed czasem. Trzeba było działać. Szybko wykonał kilka znaków w powietrzu, te zaś zapłonęły i znikły. Edwin uśmiechnął się i zaczął rysować więcej i szybciej. Żaden z jego zmysłów nie mógłby normalnie wykryć Dolara. Był pod kopuła, więc wzrok odpadał. Ogień blokował węch, gruba bariera osłabiała słuch, zaś gorące podłoże wykluczało drgania, zatem i dotyk został wykluczony. Smak odszedł razem z jego głosem, ale to inna bajka. Więc trzeba było innego sposobu. Na przykład iluzji. Zamknął jedno oko i pozwolił by iluzja przesłała obraz z jego sztucznego oka. To zaś pokazało mu ciemność. Edwin uśmiechnął się w duchu i nazwał idiotą. Przemieścił oko po sześcianie by było "niewbite w ścianę". Wzmocnił czar swoimi talentami i jego wzrok przebił się przez ciemność. Kilka wzmocnień więcej i oko już skanowało are... Niemy ruch wargami mógłby zostać odczytany tylko i wyłącznie jako starożytne equestriańskie przekleństwo. Tyle magicznych i niemagicznych "niespodzianek" co teraz znajdowało się na arenie, to w życiu nie widział. Hrabia chyba się lekko zdenerwował, wszak te zabezpieczenia to już nie był zbytek ostrożności a nadmiar "chęci ubicia Edwina". Chcieć nie chcieć musiał zacząć działać. Bo inaczej będzie miał spore problemy. Szybko wykonał gesty które wzmocniły istniejący już czar. Zbroja Dolara i magia na nie nałożona mogła odbijać czary, do tego radziła sobie z fizycznością przedmiotów, choćby z cegłami. A gdyby tak nie rzucać na niego zaklęcia, ale wzmocnić to które już miał na sobie? To da Edwinowi czas a Hrabiemu zagwoźdźkę do rozwiązania. Kiedy zakończył rysowanie symboli, jego magia zaczęła działać. Na arenie rozległ się łoskot. Dźwięk jakby ktoś wyrywał coś ze ściany. Nieprzyjemny, metaliczny, w ciszy która była na arenie mógł wydawać się potępieńczym wrzaskiem. To wszystkie kule, wcześniej wystrzelone przez Edwina, ta cała masa ołowiu która została wystrzelona, teraz leciała w kierunku Hrabiego. I zanim do niego doleciały, kiedy znalazły się metr przed nim, zaczęły wybuchać. W mig arena pokryła się różnymi gazami, od tych śmierdzących i wywołujących swędzenie, po te łatwopalne. Wszystkie w dużej ilości, a co ciekawsze, całkowicie niemagiczne. Same, pojedynczo, nie stanowiły większego zagrożenia aniżeli zwykłe psikusy. Lecz razem to inna bajka. I kiedy cała ta chemiczna masa doszła do ognia.... Powiadają, że blask wybuchu było widać nawet z Crystal Empire.
  22. Edwin spodziewał się że przeciwnik zastosuje coś "obronnego" lecz nie spodziewał się że jedna z jego najsilniejszych umiejętności zostanie tak trywialnie wyłączona. No nic, trzeba było coś wymyślić. W momencie kiedy zapadła ciemność Edwin wykonał kilka znaków dłonią. W kilka chwil otoczył się kopuła z ziemi. Dla kogoś niedoświadczonego taka zagrywka mogła wydawać się dziwna, ale nie dla Edwina. Nic nie widział, nie wiedział gdzie znajduje się przeciwnik, do tego ten rzucał czymś w powietrze. To co wyrzucił mogło być odpowiedzialne za ciemność, ale mogło też zwyczajnie znowu zrzucić mu diamentową chmurę na głowę. Siedząc pod kopułą Edwin zaczął przygotowywać się na atak, utwardzając różnymi minerałami samą kopułę. Do tego wbił dłonie w ziemię i skupiając się na pewnych aspektach, rozpoczął swoje gusła. Lekkie drgania, to mógł wyczuć Hrabia kiedy magia Edwina rozchodziła się pod jego stopami. Co zdziwiło Edwina to fakt, że Hrabiego było na arenie jakby..więcej. Tak, to dobre słowo. Nie mógł określić co było poza kopuła, wiedział tylko że na arenie znajdywały się co najmniej 10 osób i Edwin. Czyżby Hrabia zwołał armię? Szybko przejrzał swoje zaklęcia ofensywnomutlitargetowe. I okazało się, że miał w zanadrzu tyko jedno takie. I co gorsza niezbyt silne. No nic, trzeba było korzystać z czego się da. Szybko wzmocnił nacisk na ziemię, wykrywając gdzie kto i jak stoi, po czym skupił swoją magię. Kiedy już wiedział co, kto, gdzie i jak - wystrzelił z ziemi 10 kamiennych słupków uformowanych w ramie z pięścią na końcu. Wyrosły one bardzo szybko, ale niezbyt wysoko, ot na tyle by sięgały przeciwnikowi do brzucha. Jednakże kąt ataku, jego szybkość i element zaskoczenia były groźne, Szczególnie, że celował słupkami w krocze przeciwników. Kiedy magia zaczęła działać, sam zaczął przygotowywać kolejne zaklęcie. Tym razem planował trochę mniej złośliwy ale za to groźniejszy dowcip. Wykonał kilka symboli przed sobą po czym sięgnął w przestrzeń. Z falującego powietrza zaczął wyciągać klingę o czarnym ostrzu, Co ciekawsze, nie miała ona ostrza jako takiego. Owszem, była głownia, lejec, taszka, ale ni huhu strony tnącej. Tak przygotowany czekał na kontrę.
  23. Dobra, wychodziło na to że przeciwnik ma lepsze mechanizmy obronne niż....*JEBUDU*. Dwie skały spadły prawie że jednocześnie. Pierwsza spracowała jego działka, druga zaś jego samego. No prawie. Spodziewał się co prawda że przeciwnik odbije pociski jak za pierwszym razem. Więc widok spadającego kamerdulca był dość...ciężkim, tak to dobre słowo, ciężkim doznaniem. Tak samo jak całe to metalowo-drewniano-organiczne robactwo które rzuciło się na jego resztki. A raczej na resztki jego iluzji, wszak Edwin przewidział kontratak, co prawda nie taki, ale jednak, a co za tym idzie, postanowił się ochronić. Rzucił na siebie prosty czar iluzji, dzięki któremu mógł zwyczajnie odsunąć się od miejsca w którym był, zaś każdemu obecnemu wydawało się, niczym w silnej sugestii telepatycznej, że on tam jest. e teraz jego resztki znajduj się pod skała. Po cichutku stanął tak, by być po prawicy Dolara. Wzmocnił kilkoma symbolami swoją iluzję by i falujące powietrze i gigantyczną soczewkę która się tam pojawi można było solidnie ukryć. Wyciągnął potem z kieszeni lampe błyskową wzmocnioną magią, po czym szybko ściągnął iluzję i wydal z siebie dźwięk jakby wycia, a przynajmniej taki na jaki mógł sobie pozwolić człowiek nie posiadający języka. I kiedy Dolar tylko obrócił by głowę w jego stronę, ten błysnął przez stojącą soczewkę. Efekt powinien być co najmniej widowiskowy. Potem zaś szybko wykonał kilka skomplikowanych ruchów dłońmi po czym powietrze ponownie zafalowało, choć tym razem u jego stóp.
  24. Ledwo, bo ledwo, uwolnił sobie łapy a już był w pozycji "Masz przekichane". Ktoś na dole naprawdę musiał go lubić psia jego mać. To nic, trzeba było wykorzystać to co mu dają. Ale najpierw trzeba mieć na to miejsce. Powietrze zafalowało wokół niego i nagle, jakby spod jego ubrania, wyleciało pełno tych samych kuleczek które wcześniej zostały posłane w Hrabiego. Te zaś zderzyły się z promieniami i zaczęły wybuchać, dymem i parą zasłaniając widok. O ile lodowe promienie nie sięgały celu o tyle wybuch zostawił już na arenie mały krater, zaś gdyby ktoś się uważnie przyjrzał, to można by było dostrzec coś, co poleciało w bok areny niczym szmaciana lalka. Uderzywszy o jedną ze ścian, dość daleko od Dolara, usiadł.Trochę szumiało mu w głowie i czuł narastający ból ciała. No trudno, lepiej żeby bolało, przynajmniej wiesz że żyjesz. Ale trzeba było się odwdzięczyć. Ponownie stanął na chwiejnych nogach i ponownie uniósł dłoń. Powietrze ponownie zafalowało przed nim. Uśmiechnął się i opuścił dłoń, jakby wydawał komendę "Ognia!". I na ten gest z powietrza, jakby z samej przestrzeni, wysunęło się kilkadziesiąt różnej wielkości i długości luf. I jak na komendę, wszystkie jednocześnie otworzyły ogień. Od kalibru 9mm przez ciężkie 40 funtówki na 88 kończąc - w stronę Dolara posypała się istna ściana ołowiu wszelakiej maści i rodzaju. I kiedy na arenie rozbrzmiała kanonada, Edwin wykonał kilka skomplikowanych ruchów dłońmi, po czym jego postać przez chwilę rozbłysła lekkim światłem, ledwo zauważalnym spod całego kurzu wywołanego pociskami.
  25. Spodziewał się czegoś specyficznego, ale że nagle związano mu ręce? No niedobrze, koniec końców spora działka jego zaklęć wymagała kreślenia symboli. A dopóki nie rozwiąże tego małego problemu musiał posiłkować się Domem. Wystawił w kierunku przeciwnika związane dłonie, pozwolił by powietrze w nich zafalowało jak w chwili, gdy znikały jego kulki. W dłoni pojawił mu się kolejny sześcian. W zasadzie założenie miało spowolnić przeciwnika, kto normalny biegnie w kogoś kto chce nas czymś rzucić, ale to postanowił zostawić na później. Puknął palcem w sześcian a ten przez sekundkę rozbłysnął. Edwin rzucił go sobie pod nogi i zaczął zwyczajnie uciekać w kierunku przeciwnym do kierunku z którego nadchodził jego przeciwnik.Zaś przy wtórze falującego powietrza w jego ustach pojawił się stary ale za to magiczny otwierasz do konserw. Odrobinka szarpaniny i już Edwin w biegu nacinał magiczne więzy. Co prawda nie było to ani wygodne ani szybkie, ale na dłuższą metę da radę. I gdy Hrabia mógł patrzeć na tą cała pantomimę, w jego plecy leciały bardzo szybko i bardzo cicho 4 sześciany, które jego przeciwnik wcześniej wyrzucił a które teraz widziały namagnesowane plecy Dolar jako gigantyczny magnes. Sześcian był wykonany z ołowiu, więc i uderzenie może zostawić sińca, albo i dwa nawet.
×
×
  • Utwórz nowe...