Skocz do zawartości

Plothorse

Brony
  • Zawartość

    324
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Posty napisane przez Plothorse

  1. -Lecę! - odkrzyknął i posłusznie poleciał ku blankom.

    - stwierdził Wietrzyk, przekonany jednak, że na nią nie będzie mógł sobie pozwolić. Zwłaszcza jeśli linii obronne zostaną naruszone...

    Po dotarciu do zamku... i sprawdzeniu czy Strzałka nie potrzebuje od niego czegoś jeszcze... w co jednak wątpił... uznał, że zerknie, gdzie to już Smrul dotarł.

    Rozejrzał się wokół. W szczególności obdarzył swą uwagę plac pośrodku zamku.

    - pomyślał. Adrenalina robiła swoje. W obliczu jogurtu z piekła rodem po prostu nie był w stanie usiedzieć w miejscu.>

    Rozważył zstąpienie ku dziedzińcowi... w razie gdyby to kuce zamierzały schować się wewnątrz różowej budowli i... kto wie? Przeczekania tam do nadejścia owej grupy? Wyprawienia się podziemnymi tunelami...?

    Jakoś mu się to nie widziało.

  2. Wyrzucony z domeny kuców morskich, Wietrzyk z lekka żałośnie padł na zad przy okazji lądowania.

    - pomyślał.

    Rozejrzał się w poszukiwaniu Smrula. Wątpił, aby był w stanie teraz go przeoczyć. Otrząsnął się szybko z wody, po czym wzbił w powietrze. Skierował się w kierunku różowego zamku.

  3. - pomyślał Wietrzyk, gdy to otoczyły go na równi - powietrze oraz kuce morskie. Ledwie zdołał się otrząsnąć z wrażenia, jakie sprawiło ich nadejście, gdy to przebrzmiały wersy ich powitalnej melodii. Rozluźnił nacisk na skrzydłach, skoro powietrze pod nimi zgromadzone nie było mu już potrzebne. Gdy zapadła cisza odezwał się głośno, mocno i pewnie:

    -Kuce morskie! Potrzebujemy Waszej pomocy! Na powierzchni nadciąga Smrul, grożąc zalaniem nie tylko naszej, lecz i Waszej domeny. Słuchajcie mnie! Jeśli połączymy strumienie płyących tutaj rzek w jeden strumień, przepływający przez koryto wodospadu - którego to ujście będziemy musieli koniecznie ścieśnić celem zwiększenia ciśnienia, to otrzymamy olbrzymią armatę wodną, dzięki której będziemy mieli szasnę spłukać Smrula! Proszę Was, pomóżcie! Jesteście jedynymi kucami, które mają szasnę tego dokonać!

    Kontynuował swą wypowiedź, choć tak się stresował, że miejscami mowa jego nie była całkowicie płynna:

    -To nie wszystko! Tym większą siłę ognia uzyskamy, jeśli poszerzymy, czy też odblokujemy źródła, zasilające te rzeki... praktycznie nigdy nie leją z pełną mocą, więc jestem pewny, że to możliwe... to tym bardziej zwiększymy siłę ognia tej broni, choćby i na chwilę. Proszę Was o jednego przewodnika, który poprowadzi mnie w górę strumienia.... mogę z nim polecieć, by było szybciej... byśmy mogli to uczynić... proszę Was, to coś jest już bardzo blisko! - wykrzyczał już ostatkiem tchu.

  4. - stwierdził Wietrzyk.

    Skierował się w kierunku rzeki. Za cel obrał miejsce, w ktorym domyślał się obecności kuców morskich - po tym jak ujrzał Lunę, zanurzającą pyszczek w wodzie. Zaczął pikować. Złożył skrzydła, choć nie całkowicie - pozostawił odrobinę powietrza w zamkniętej przestrzeni pomiędzy nimi, a tułowiem. Złożył kopyta przed sobą, po czym schował pomiędzy nie głowę.

    Zamknął powieki, pragnąc uchronić delikatne źrenice przed impetem uderzenia. Musiał bowiem od razu wniknąć głęboko. Nie mógł rozłożyć skrzydeł, by popłynąć niżej... w razie gdyby tak uczynił, możliwe, że i pozbawiłby się szansy na nazwiązanie kontatu z kucami morskimi. Tymczasem, owe stworzenia wcale nie musiały się kryć tuż pod powierzchnią...

    - takie to myśli ~ nadzieje i wątpliwości, dotyczące wysnutego na gorąco planu, przemykały przed zamkniętymi oczami Wietrzyka.

    Gdy już zanurzył się w wodzie, otworzył je, wypatrując jakiegokolwiek śladu obecności rzecznych pływaków...

  5. - Wietrzyk uświadomił sobie wreszcie cóż to za niebiezpieczeństwo nadciągało. Przeszły mu przez głowę obrazy, wyśnione nocami po usłyszeniu opowieści rodziców o straszliwej mazi, która zatopiła całe królestwo.

    Wszyscy wokół pracowali zgodnie. Na niego nikt nawet nie zwracał uwagi... zganiając chmury, Wietrzyk przyglądał się pracy kuców. Straszliwa obawa gryzła jego serce.

    Jego myśli pędziły jak szalone, próbując odnaleźć jakąkolwiek szansę na ratunek... coś go tknęło. Wzniósł się wyżej. Podążył wzrokiem w górę strumieni wodnych okalających ten teren....

    - pomyślał desperacko.

  6. - stwierdził pegaz ze zgrozą -

    Jego myśli zaszarżowały w stronę rodzinnych stron. Niemniej jednak, odepchnął je na bok. Liczyło się tu i teraz. Kuce przed nim były zagrożone. Widząc, jak pegazy natychmiast rozpoczęły przygotowania do ochrony, rzucił się ku chmurom. Zdecydowany był pomóc, nawet jeśli jego pomoc była tą zaledwie jednej, nieobeznanej istoty. Pytania mogły zostać odłożone na później.

    Wietrzyk, z gnającym sercem, dołączył do grona pegazów, szykujących linię obrony. Licząc przy tym w duchu, że przypadkiem czegoś nie popsuje. W ogóle... był zaskoczony szybkością ich reakcji.

  7. Podążył za wzrokiem klaczek. Zmrużył ślepia, potrząsnął łbem, przetarł kopytem powieki... spojrzał ponownie ku linii horyzontu.

    Wyglądało na to, że nia ma problemu ze zmysłem wzroku. Tymczasem, skoro wszyscy dostrzegali tenże fenomen, mało prawdopodobnym było, by okazał się fatamorganą...

    -Umm... nie zamawiałyście dżemu XXL? - spytał Wietrzyk - to... to nie jest część święta? -dodał po chwili, z lekka zatrwożony tym nagłym zamilknięciem towarzyszek...

    Straszliwa myśl przeszła mu przez głowę i ścisnęła gardło...:

    <Tsunami!?>

  8. Wietrzyk, słysząc kaskadę śmiechu, wstrzymał swój zwycięski pochód poprzez przestworza. Tzn. nie tylko się zatrzymał, lecz i przestał obracać. Zdziwił się z lekka, widząc, że wszystkie chmury zostały już przegnane.

    - stwierdził, uznając, że nie ocenił właściwie ich liczby przed wzięciem się za pracę... a w czasie jej trwania wszak niemożliwym było dla niego uczynienie tego - - pomyślał, krytycznie podchodząc do własnych umiejętności -

    Mniej natomiast ruszyło go to, że jego towarzyszki ponownie ryzykowały przysłowiowym pęknięciem ze śmiechu. Już przygotowany był speszyć się i zarumienić... lecz nie uczynił tego. Wzniósł brew. Po bardzo krótkim zastanowieniu pokręcił głową i rzekł wesoło:

    -Dobra. Przyznaję. To mogło wyglądać nieco dziko. Co nie zmienia faktu, że straszne z Was śmiechotki. - dodał, śmiejąc się wraz z nimi z lekka. No bo jak tu nie mieć humoru w tak wesołej kompanii? Wstyd się kuca nie ima, gdy ten wie, że znajduje się pośród tych, którzy źle mu nie życzą.

  9. Niechaj już będzie Wietrzyk - skoro tak duża część kuców nosi już zdrobnione imiona. Po zastanowieniu, stwierdzam, że to wcale nie takie złe miano - zwłaszcza jeśli porównamy je z czymś w guście ,,Pląsacza", czy ,,Bryziora". Brr...


    -Oczywiście! -odpowiedział rozentuzjazmowany pegaz. No bo jak tu się nie cieszyć, gdy proszonym się jest o pomoc w dziedzinie, której arkana przyswajało się od lat?

    Pegaz uśmiechnął się, wzbijając się w powietrze. Czas było rozbudzić żywioł, od którego wziął swe imię!

    Wietrzyk rozpędził się, po czym postarał się wylądować na jednej z chmur i ujeździć ją, niczym surfer swą deskę. Kopytami pragnął zachować równowagę, a skrzydłami nadać pędu. Lot swój zacząć zamierzał od wykonania paru zwrotów i kozłów, niczym na górskiej kolejce, przy okazji taranowania kradnących kucom ich słońce zjawisk pogodowych...

    -Jiiiiiihaaaa!

    Na tym jednakże nie skończył. Wiedział, że masa zgromadzonych chmur stanie się wkrótce zbyt duża, by ją ot. tak przepchnąć... dlatego też opuścił chmurę i poleciał przed nią. Okręcając się wokół własnej osi, spróbował wytworzyć wąski korytarz powietrzny, który niczym sznur pociągnąłby zarówno chmury już będące za nim, jak i te, pomiędzy które dopiero by wleciał. Rzecz jasna, uważając aby nie potrącić przy tym którejś z koleżanek... tak właśnie, wykorzystując swój talent, postarał się pokonać pierwszą, chmurzastą falangę...

    Edit: Te literówki...

  10. Imię: Poll Nurdoo

    Wiek: Młodzieniec/Młody dorosły

    Gatunek: Jednorożec

    Coś o wyglądzie: Szara sierść. Długia, śnieżnobiała grzywa oraz ogon. Wychudły i wynędzniały ogier, lecz mimo to kroczący pewnie i dumnie. Oczy błękitne. Spojrzenie rozognione.

    Historia: Pochodził z raczej nietypowej rodziny - takiej, która żyła w bardzo luźnych grupkach ~ czy to wuj z siostrzenicą, czy syn z matką, trójką braci razem, czy po prostu osobno. Dobierali sie charakterem i cieszyli wzajemną obecnością, nie przejmując się opinią reszty kuców. Wedle własnych preferencji organizowali sobie życie, często i długo podróżując, tylko po to, by odnaleźć warunki pracy, które pasowałyby każdemu z grupy... a prawie żadna z nich nie była stała. Była to liczna rodzina, po dużej części składająca się z tułaczy, wędrowców, wagabundów... Po chwili, w której Poll przestał potrzebować bezpośredniej opieki matki, zaczął być przekazywany pod opiekę poszczególnych członków rodziny - która to spotykała się co parę tygodni, bądź miesięcy, ciesząc wzajemną obecnością, dzieląc przeżyciami ~ radością, jak i smutkami oraz dyskutując o przyszłości... Jednorożec ten miał szansę od najmłodszych lat spoglądać na świat z różnorodnych perspektyw. Wychowany został ogólnie w duchu życzliwości i empatii względem innych stworzeń... największy wpływ miał na niego jego starszy brat - pegaz - podróżnik - znachor - stróż prawa na własną rękę. Pod jego to okiem odkrył swój talent... było to daleko na południu, poza granicami Equestrii. Przebywszy któryś z opuszczonych, z racji wyschnięcia, szlaków kuców rzecznych, wraz z bratem odnalazł się w krainie krzyworogich jednokołowców, nękanych plagą gnijącej tkanki mięśniowej. Współczujące serce młodego kuca odnalazło poprzez magię ścieżkę ku odmianie rzeczywistości... odebrało ból otaczających go istot. Źrebak cierpiał długo, w malignie bólów fantomowych. Gdy jednak gorączka ustała, a poddawane kuracji brata, chore dotychczas istoty, uwolnione zostały od ciężaru straszliwej choroby, kuc ten zaoferował się postąpić podobnie z pozostałymi. Obiekcje brata znacząco osłabły, gdy na boku wychodzącego spod pościeli młodzika ujrzał kaduceusz, z wzajemnie gryzącymi się wężami... Ten raczej mało uroczy znaczek stał się powodem słusznej dumy jednorożca, gdy - narażając swe ciało, przejmował w czasie swych rozlicznych podróży ból, jako i choroby oraz rany istot, które napotkał. Cierpiał za nie, lecz cierpiał szczęśliwy... do czasu aż - kiedy to już na własną rękę przemierzał świat - zaczął odwiedzać miejsca, z których kuce nigdy nie wychodziły w pełni zdrowe - zakłady psychiatryczne... jego ciało, o czym w przeciągu lat się przekonał, było w stanie znieść więcej niż te innych kuców. Wędrując wraz z rozlicznymi chorobami - plując krwią i kaszląc ropą, wiedział, że nawet niepowstrzymane choroby są mu niestraszne... o ile tylko był w stanie się z nimi zmierzyć. Fakt, ich ślady pozostawały w nim na zawsze. Wiedział, że magii skorodowanego rogu nigdy nie zapomni... lecz wierzył, że o ile jego wola jest dość silną... powtarzając w duchu te lekcje, zstąpił do piekła... uleczył tych, którym nadzieję odebrano... a jaki powrócił? Trawiony mocno posuniętą depresją, schizofrenią, wielokrotnym rozczłonowaniem jaźni i toną innych przypadłości, z którymi nawet umagicznione ciało Polla nie dawało sobie w pełni rady... żył dalej, kontynuował swe dzieło, powtarzał sobie, że pozostał w sercu sobą. Tymczasem, każdy kto go znał wcześniej, widząc go teraz, stwierdzał, że jest wrakiem niegdysiejszego siebie... Pracował i nad odwróceniem biegu magii... nie, od dawna mógł obdarowywać innych własnym cierpieniem. Używał jednak tych umiejętności dla obrony własnej i nie bawił się przy tym w ,,dzień dobry, masz nowotwór"... Chciał sprawić, by mógł, nie odczuwając katorgi, czerpać siłę z trawiącego go okropieństwa... udawało mu się to nawet. Lecz były to przebłyski mocy, zbyt rzadko okazywane, by można było nazwać je umiejętnością. Tymczasem, pogoń za nią - za wytchnieniem od katuszy, stała się swego rodzaju pasją tego jednorożca... niezdrowym pragnieniem, narkotykiem, który popędzał go niejako do działania, pomimo mentalnej tortury, którą odczuwał. W takiej to chwili, Poll Nurdoo dołącza do wyprawy Pinkameny. Nie baczy za własne zdrowie - jest w duchu prawie, że trupem, na przemian nurzanym w ogniu szału i lodowatej wodzie obojętności... a mimo to, wyglądającym własnego ratunku... a tym bardziej, pragnącego go dla innych. Topielec ten bowiem, dzięki swej niezwykłej sile woli, pozostał sobą - i jako taki pragnie szczęścia innych. Desperacka wyprawa Różowej Klaczy to dla niego życiowa próba, wyzwanie rzucone samej śmierci - przeciwniczce od początku jego istnienia wchodzącej mu w drogę ku uszczęśliwianiu innych. Miał z nią porachunki i zamierzał je załatwić. Wydarcie z jej rąk żywego stworzenia wydało mu się tak absurdalnym pomysłem, że aż nie śmiał nie zgłosić się na ochotnika do wyprawy...

    Pinkie poznał i zapamiętał ze względu na babeczki AJ, gdyż był wtedy w Ponyville... i zgłosił się do pomocy typowym dla siebie sposobem...

    Co do Dashie - przejmował jej ból, gdy ta złamała skrzydło i starał się jakoś uprzyjemnić jej czas w szpitalu. Średnio mu to szło.

    Umiejętności:

    1. (Bierna) Zwiększone zdolności przystosowaczo-regeneracyjne magicznie wzmocnionego organizmu. Zmniejszona skuteczność na choroby psychiczne.

    2. (Aktywna) Transfer dolegliwości - jednorożec ten jest w stanie przenieść na siebie cierpienia, rany i choroby otaczających go istot, jako i obdarować je tymi, które go trawią. Umiejętność ograniczona w kwestii brakujących kończyn - niezależnie, czy spowodowane zostało to chorobą, czy zwykłym odgryzieniem/odrąbaniem/whatever. Umiejętność, rzecz jasna, niemożliwa do wykorzystania w przypadku omdlenia/śpiączki itp.

    Specjalna zdolność:

    Spaczona magia - z racji cierpienia na rozliczne egzotyczne choroby rogu, jednorożec ten powoduje gnicie, obracanie w pył, degenerację itp. czegokolwiek, co obejmie pływem swej magii. W naturalny sposób bardzo ogranicza to jego możliwości posługiwania się lewitacją.

    Ekwipunek:

    1. Prowiant

    2. Stara, podniszczona maskotka członkini Wonderbolts, Surprise.

    3. Rzekoma mapa skarbów z krańca świata, kupiona od podejrzanego typa w czasie jednej z rozlicznych podróży...

    Edit: Chciałbym coś dodać, właściwie sprecyzować... jeże;li chodzi o okoliczności poznania RD - nie chodzi mi o sytuację ze złamanym skrzydłem z żywotu Pinkameny, jedynie jakąś wcześniejszą... w razie czego - w myślach zastąpcie to jakimkolwiek urazem z przeszłości, przy którym to ten jednorożec mógł być obecny.

  11. Biorę na siebie całą winę z nie odnalezieniem Nightmare. Powinienem był wcześniej pomyśleć o kontakcie. Niestety, nie zrobiłem tego. Mea culpa. Przeze mnie nie byłaś w stanie nas odnaleźć, pomimo, że ten meet organizowany był z myślą o Tobie. Przepraszam, nie licząc na wybaczenie.

    Ty się lepiej ciesz, że nie napisałem o tych wszystkich rzeczach, które Plothorse tam znalazł :P

    Bez przesady. Parę piosenek, kilka ciekawszych scen... dopiero następnego dnia zrozumiałem, że zapomniałem pokazać wszystkiego. Ach, ta magia nieprzespanych dni... btw: to tylko ja poszedłem spać dopiero w nocy kolejnego dnia?

    BTW.Jutro o 14 meet na patelni. Random stuff + może munchkin jak ktoś przyniesie ;)

    No... na mnie nie liczcie. Oszczędzam nerwy rodziców, licząc... nie, raczej snując skromne marzenia o pojechaniu na Otwocki...


    Poza tym - kto to powiedział, że rodzice dzwonili do mnie o 6 rano w kwestii powrotu z łyżew? (nie sprawdzę, jako że internet mam w chwili obecnej kijowy, lecz pamiętam, jako że, sprawdziłem wcześniej pobieżnie, a nie odpisałem)

    Tę kwestię uregulowałem już koło 21 poprzedniego dnia. O 6 jedynie upomniano mnie, że nie wspomniałem o nocowaniu.

    I tak, ciężką pracą i poświęceniem, udało mi uniknąć ognia piekielnego rodzicielskiego gniewu...

    No i chleb przyniosłem.

    Pod wieczór jeszcze mnie pochwalono, że świeży i mięciutki (nie ma to jak kupować rano, wracając z ponymeeta...)

  12. (Dobrze Ci się kojarzy. Sea-breeze to właśnie bryza... tymczasem, w prawie dosłownym tłumaczeniu mój OC to... wietrzyk, kłusający po falach. Bryza, Wietrzyk... pierwsze z nich to miano żeńskie, drugie do mnie nie przemawia... naprawdę chciałem nazwać go Zefirkiem. Niestety, po sprawdzeniu w wikipedii dostępności tego imienia okazało się, że to imię męskie jest już zajęte... przez bardzo porywczej natury klacz, której w G1 ,,nikt nie śmiał podskoczyć". Tak... okazało się, że to właśnie imię Gusty. Nie wiem czemu... i nadal jestem przekonany, że na kasecie VHS, którą posiadam min. z ,,Powrotem Tambelonu" zostaje wymienione jej imię jako Porywistej. Moim zdaniem nawet bardziej pasuje, jako że nie tylko powiązane jest z jej talentem, ale i obrazuje jej naturę. Haaah... ja nadal szukam. Przeszedłem przez odmiany wiatrów i nie znalazłem czegokolwiek odpowiedniego... Chyba poszukam w kategorii tanecznej... ewentualnie ochrzczę go już tą Bryzą... skoro klaczy nie wadzi mieć miano ogiera, to czemu na odwrót miałoby sprawiać komplikacje...? Przyszedł Ci może w międzyczasie jeszcze jakiś pomysł, Koszmarko?)


    Wybacz mi proszę lekkie wyprzedzenie biegu wydarzeń/sugerowanie ich konkretnego następstwa. Jakoś... tak wyszło...


    Dostrzegłszy wcześniej przygotowaną dziurę w ziemi, Breeze zmiarkował swój błąd... poniekąd. Praca nie została zmarnowana. Zaproponował Lunie, aby ustawili się naprzeciw siebie i, okręcając słup, przesunęli go w kierunku dziury - nie kładąc go ponownie.

    Po dokonaniu wyżej wymienionych akcji... o ile, rzecz jasna, Luna się na nie zgodziła, nie miała obiekcji, nie czyniła aluzji, nie wyszła naprzeciw z jakimkolwiek innym, lepszym rozwiązaniem, słup nie był oporny, jakieś stworzonko nie wkitrało się właśnie do dziury, a żaden fortepian nie spadł z niebiosów, zabawiając się w narzędzie boskiej interwencji... Breeze sprawdził, czy aby trzyma się w miejscu i czy żadne wstążeczki nie zostały przypadkiem uszkodzone w procesie, ot. dostawszy się np. nieszczęśliwie pod słup w czasie jego przesuwanie...

  13. Co powiedziałabyś na to, Koszmarko, abym Breezey' emu nadał także jakąś spolszczoną nazwę, ot. aby pasowało do imion otaczających go kucyków?


    - pomyślał Breeze... co wywołało w nim mieszane uczucia.

    -Okej. Tooooo... jak się za to zabieramy, Luno? Może... wezmę, podeprę to jakoś od dołu... - zamruczał, krążąc wokół słupa... wreszcie sięgnąć po niego kopytami i postarał się podnieść jego końcówkę oraz wsunąć ją za kark.

    -Asekuruj to, dobrze? -poprosił Lunę, nie chcąc za bardzo angażować jej do nazbyt wymagającej siły pracy... o ile ta się do takich zaliczała...

    Wzniósł się ze słupem, bijąc skrzydłami... polegał przy wyborze kierunku wznoszenia po części na fioletowej pegazicy... gdy już ustawili go w miarę do pionu, obrócił się, chwycił kopytami słup i wraz z Luną, postarał się ustawić go w odpowiednie miejsce.

    -Nie sądzisz, że powinniśmy to jakoś usztywnić? - spytał, nie pragnąc - co mu się wydawało słuszne - poskakać na słupie w celu jego wbicia... z racji umiejscowienia delikatnej kokardy na czubku...

  14. - pomyślał Breeze, nie chcąc dopuścić do siebie kłującej w serce myśli, iż może zachowuje się na tyle nietaktownie, że Strzałka nie ma ochoty zamieniać z nim więcej niż tych paru słów.

    Nie zwlekając, pospieszył Jej pomóc. Uchwycił transparent z drugiej strony. Wzbił się w powietrze ku drzewom, uważając jednak, aby nie wyprzedzić w tym za bardzo swej towarzyszki. Jego myśli nadal pochłaniała małomówność Strzałki.

    Przyszły mu do głowy także inne teorie na ten temat... -

    Uznał, że niezależnie od powodu, powinien skupić się na tym, co ma robić teraz... na wieszaniu transparentu. Niezależnie od tego, czy to sznurki, czy gwoździe o metodzie utrzymania go na miejscu decydowały... Spróbował swych sił, mając nadzieję, że nie będzie za bardzo wiało w międzyczasie...

    - uspokoił się..

  15. -Ojej... zatem trafiłem już na sam koniec? -spytał mimowolnie wpół ją, wpół siebie. Gdyby nie wcześniejsze zapewnienie Luny, możliwe, że Breeze poczułby się jak ktoś kto wprasza się na gotowe.... tym bardziej cieszył się, że może pomóc. Koiło to jego sumienie.

    -skarcił się w duchu.

    Podążył wzrokiem za kształtnym kopytkiem Strzałki. Transparent obwieszczał nazwę święta...

    -Wedle rozkazu, dowódczyni. -rzekł żartobliwie, a z entuzjazmem, salutując przed pegazicą. -Ruszam zatem! - i tak oto wykonał w kierunku materiału te parę kroków w iście żołnierskim stylu... maszerował równo, trzymając sylwetkę prosto i skrzydła równolegle do linii tułowia. Przybywszy do celu, odwrócił się do swej zleceniodawczyni, po czym spytał jeszcze wesoło -Dokąd to arcydzieło...?

  16. -Pikuś? - zdziwił się Breeze -Brzmi jak imię psa... nie macie chyba psa grającego na... - tu przerwał na chwilę, wsłuchując się w melodię i próbując określić instrument, z którego się dobywała -...na fortepianie?

    -wzdrygnął się.

    -Oł~ki... - odpowiedział pegaz wesoło - który... i gdzie?

    Zastanawiał się przy tym, czy w czasie zawodów w łowieniu jabłek zabronione będzie odrywanie kopyt od ziemi...

    -Tak przy okazji... od jak dawna przygotowujecie się już do tego święta?

  17. -Grandlesów? -powtórzył Breeze -Zaraz... coś chyba kojarzę. Przybliżylibyście mi ten temat? -grzecznie poprosił.

    I wtedy w jego uszy uderzyła melodia. Zakołysał się delikatnie, potrząsając nimi...

    -Mm... cóż to za miód dla zmysłów przygotowujecie? -dopytał się Strzałki o okołosceniczną muzykę -I to wszystko na ten dzień...? Ach, właśnie. Co robimy teraz, skoro uporaliśmy się z tą wodą?

    I wtedy to zauważył kosz, który Gusty powiesiła na drzewie...

    Uznał, że być może nie powinien wykazać aż tak wielkiego zainteresowanie nim... przy Włochatkach... nie należało wszak rozdrapywać świeżych ran.

  18. Zauważyłem dopiero teraz kolejną analogię... Spike z G1, bodajże już później (w wersji komiksowej mlp) mieszkał na zamku w Ponylandii/Ponylandzie z potężnym, bardzo magicznym jednorożcem... zwanym Majesty.

    c4d52c1b.jpg

    Jej sposób czarowania jest opisany podobnie jak Twilight z G1... jako spełnianie życzeń.

    8majesty.jpg

    Tymczasem, była ona jedną z trzech postaci, które złożyły się na Rarity....

    Majesty_and_Spike__20_years_on_by_reaperfox.png

    Jestem przekonany, że coś dodacie od siebie w tej sprawie... jak sądzicie...

    Czy na podstawie historii z G1 możemy wyciągnąć jakieś wnioski na temat przyszłości Spike' a... oraz innych postaci?

    Jego życie z Celestią, po śmierci Mane6?

    Twilight jako Księżniczka/Królowa?

    Może na podstawie relacji Spike' a z Majesty dałoby się wywnioskować jakie relacje zaistnieją pomiędzy nim, a Rarity...?

    mlp_fim__majesty_by_sunley-d3ao24z.png

  19. Znaczy, wiesz... nie ogarniam jeszcze Jej umiejętności GM-owania w realu. Póki co dopiero mam u niej pojedynczą sesję na forum... choć z rozległości tych, które prowadzi wnioskuję, że jest w miarę kompetentna w różnych dziedzinach... tylko żebyście jakoś tego od niej nie wymagali, dobrze? To przede wszystkim osoba, nie Mistrz Gry.

    Przyznam, że podoba mi się Twój plan działania, Maklaku.

    Pytanie do Ciebie, Koszmarko ~ czy Tobie wstępnie by taki plan pasował?

    Edit: Właśnie się dziwię, Nightfall... możliwe, że nie sama ot. tak przyjeżdża...

    PS: Przekaż Baleronowi, że jestem gotów na wyrok śmierci, tylko zdam maturę... bo mam zakaz i nie mam jak się pokazać. :rainbowcry:

    Szczerze, sam bym się nią zajął... dodaj, że może i bym sobie uciekł z domu, ale mam póki co chorą matkę i brata i po prostu moralnie nie mam jak się wyrwać... priorytet...

    Edit: Oraz to, że nie wiemy jeszcze na pewno czy się pojawi... w razie czego Wy będziecie mieć po prostu raz dobrze zorganizowany meet... nic nie stracicie.

×
×
  • Utwórz nowe...