Skocz do zawartości

Plothorse

Brony
  • Zawartość

    324
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Posty napisane przez Plothorse

  1. (Oczywiście. Nie gniewam się zresztą w ogóle. Jedynie byłem zawiedziony... no i kimże byłbym, gdybym nie dawał ,,drugiej szansy"?)

    Wietrzyk, porażony, i to bynajmniej nie elektryzującym powabem owej gwiezdnogrzywej czworokopytnicy, boleśnie odczuł nazbyt bliskie spotkanie z drzewulencją na skraju więdnącej w oczach polanki.

    Miał dylemat z ową damą.

    Nie pragnął jej skrzywdzić. Bynajmniej nawet nie tylko ze względu na ową młodą klaczkę... wchodziły tu w grę także takie wartości jak domniemanie niewinności oraz uprzejmość wobec przedstawicielek przeciwnej płci. Zasady, wpojone mu przez rodziców pamiętał dobrze.

    Jednakże, został zobligowany do sprostania odpowiedzialnemu, zdecydowanie niecodziennemu zadaniu. W jego kopytach spoczywała przyszłość... całego narodu?

    Co najmniej.

    W pierwszej kolejności jednakże, nie zajął się przemyśleniami na temat tego cóż ma z nią uczynić. To, co w tej chwili uczynił, było dosyć instynktowne... sprawdził wpierw, czy mu się ogon nie fajczy!

    W razie czego postarał się go ugasić... miał ziemi dosyć dookoła, zatem w razie czego przycisnął kopytami żarwłosie do glebogromu. Chyżo, szparko, z werwą i uczuciem.

    Następnie poleciał ku górze i zleciał... tak, w dół, ku owej klaczy. Lotem kosząco - pikująco - whateveraśnym. Przeleciał koło jej tylnych nóg, tak, aby powietrzna fala uderzeniowa właśnie o nie się rozbiła.

    (Konkretnie oglądałem od pierwszego sezonu. Jednakże, nie oglądałem późniejszych. No, poza pojedynczymi wyjątkami... Z pierwszego pamiętam początek kawałek środka oraz special Powiedz mi proszę - jak wiele mówią Ci te imiona...: Mew, Mewtwo, Lugia, Entei...)

  2. Zakończywszy użeranie się ze środkiem lokomocji zdecydowanie nie śródziemnomorskiego stworzenia, Poll zagościł pośród regenerujących nadwątlone siły. Postarał się zaczerpnąć chwili relaksu, póki było to dla niego możliwe. Jak się wkrótce okazało z przebiegu rozmowy, jego tok myślenia odnalazł uznanie wśród ogółu... Jednorożec pociągnął nosem, rozmyślając jak to nawet ziemia potrafi być czasem wygodna.

    Przysłuchiwał się toczącej się rozmowie. Uznał, że warto byłoby wtrącić swe trzy grosze:

    -Osaczenie na otwartej przestrzeni brzmi groźnie... ale pozostawia możliwość ucieczki. Nie tak jak w przypadku górskich zboczy, mogących z łatwością przerodzić się w pułapkę. Co by nie wspomnieć o możliwości napotkania osuwiska...

    Zastanowił się chwilę, po czym dodał swym z lekka zachrypniętym głosem:

    -Niemniej jednak, i ja optowałbym za pójściem górą. Z nieco innego powodu. Jeśli ta ścieżka okaże się niewłaściwą i zostaniemy zmuszeni powrócić tutaj, by spróbować drugiej... to odnalezienie drogi powrotnej będzie o wiele łatwiejsze, w przeciwieństwie do otwartej przestrzeni. Z jakiegoś powodu wątpię, aby w tym miejscu bieguny... właśnie - czy ktoś pokusił się o wzięcie kompasu? - spytał członków grupy.

    Przygotował się do dźwignięcia swego cielska i ruszenia dalej...

  3. Wybacz mi, proszę, lecz to woła o offtop do nieba: :rainderp:

    Droga Koszmarko!

    Na Pokemonach zszedł mi ładny kawałek życia.

    Oglądałem odcinki, gdy jeszcze pierwszy sezon leciał w telewizji. Zbierałem karty, gdy pierwsze wyszły na polskim rynku. Mam pierwsze tazo, jakie kiedykolwiek były w paczkach chipsów. Grałem w parę gier na komputerze, zarówno w karciankę jeszcze na Windowsa 97, jak i w parę typowych ,,gameboyowych" za pomocą emulatorów. Do dziś mam także filmy, pierwsze jakie wyszły, jeszcze na kasetach vhs.

    Ja po prostu NIE MOGĘ patrzeć na to, jak jako Mistrzyni Gry, uogólniasz sprawę pisząc, że to ,,piorun jaki ma np. Pikachu"

    Ten kultowy gryzoń ma tak wiele ataków o różnym natężeniu siły, że to wręcz nieogarnialne! Od słabszych od tych stosowanych przez Pichu, aż po daleko silniejsze od Raichu! W skali tradycyjnych obrażeń z gry to skala od... 10 do 150, bodajże?

    Zresztą, sam paraliż można opisać na sto różnych sposobów, od łagodnych, acz niekontrolowanych skurczów mięśni, przez ciążący bezwład kończyn, rozchodzący się promieniście ból podrażnionych nerwów aż po uszkodzenie mózgu, gasnące przed oczami światło...

    Opisujesz wszak świat może i nie realny, ale z pewnością realistyczny. To wszak nie rzut monetą, jak w karciance, na to, czy postać ruszy się, czy nie...

    Koszmarko! Wzbudziłaś moją sympatię swoim podjeściem, lecz niestety, to dla mnie za mało.

    Jestem, szczerze powiedziawszy, nieusatysfakcjonowany z tej sesji.

    Częstotliwość Twoich odpisów jest wielka, a sama ogarniasz budzącą, jeśli nie podziw, to co najmniej szacunek, liczbę sesji.

    Niemniej jednak, jestem już osobą, która patrzy bardziej na jakość, niż na ilość.

    Pragnę Ci dać wybór:

    Uczysz się jak być lepszą Mistrzynią Gry (zrozumiałem, że wyłącznie prośba o to, byś pisała szczegółowiej jest jałową), bądź też ja bawię się już w maturę na pełen etat (i tak ten moment musi nadejść)

    Mogę Ci udzielić wskazówek. Jeśli tego chcesz. Jednakże, może to być wyczerpujące i czasochłonne dla nas obydwojga. Z tego też powodu równie chętnie rozpocząłbym sesję u kogo innego. Choćby i nie w klimacie G1.

    Podejmij żeńską decyzję... wybieraj, proszę.

    Tylko proszę, nie zrozum mnie źle. Dziękuję Ci za poświęcony mi czas i energię. Jednakże... nie czuję przyjemności z tej gry. Z takiej gry. Tymczasem, wiem, że istnieje ileś osób zabiegających o sesje ze mną... nie czuję się dobrze względem nich... jak i sam z siebie.

    PS: Ach tak - i od piątku do, bodajże... wtorku(?) wyjeżdżam do babci na święta, gdzie raczej będę pozbawiony dostępu do internetu. Jak coś.

    PS2: Oczywiście, masz rację w kwestii różnicy pomiędzy Luną, a NMM. Przynajmniej, biorąc pod uwagę możliwość/pragnienie użycia magii. Pomijając już nawet całą sztukę metamorfozy mrocznej części Księżniczki Nocy..

  4. W pewnym sensie mogę zrozumieć racje Balerona. Sam swego czasu zwlekałem z urodzinami tak, aby wszyscy mogli przyjść na jeden termin. Baleron, jako osoba mocno udzielająca się socjalnie... mm... być może nie pragnie przegapić czegokolwiek z naszego ściśle ustalonego i uporządkowanego harmonogramu meetów warszawskich? :rainderp:

    Co się tyczy miejsca prywatnego... klimat chyba pasowałby wieczorny, ale raczej wątpię, aby tym razem ,,łyżwy były łaskawe"... zatem tak, aby wszyscy zdążyli się trochę meetem pocieszyć (oraz w ogóle przybyć - w przypadku min. Chemika), lecz nie aż tak późno, aby konkretna część przegapiła jazdę. Warto byłoby także posłuchać wypowiedzi osób, które są zarówno zainteresowane ową niespodzianką, jak i skore jechać do Ciebie.

    Co się zaś tyczy samej drogi: z mojego punktu widzenia, skoro przeszliśmy piechotą ile przeszliśmy, to damy radę i teraz. Tymczasem, teraz to jazda... bah! Zresztą, w zacnej kompanii czas sam zlatuje. Gdyby nie fizycznie ograniczenia, powiedziałbym, że równie dobrze możemy i ruszyć się poza nasze miasto. No, ale cóż... jest jak jest.

    Misterjazynie... (hmm... nie lepiej: Jarzyn Mistrzu?) Doceniam Twoją propozycję, ale w tym wypadku akurat przydałby się większy ekran oraz dobre nagłośnienie... bądź też chociaż wygodne miejsce do oglądania. Nie mam jak zaprzeczyć, że grupowe wlepianie gał w laptop w miejscach publicznych (próbowaliśmy już tak odcinki oglądać, a jakże...) należy do rodzaju rozrywki, której wolałbym nie zażywać zbyt często... a co najmniej nie w takich okolicznościach.

  5. Biedny Baleron... och, tak baj de wej: jeśli uda się komukolwiek z Was załatwić jakąś dobrą miejscówkę do oglądania (mam na myśli coś prywatnego), a odcinek z podwójnym gromem tęczowym okaże się nijaki, to... cóż, zakładając, że uda mi się - jak to chyba Maklak określił - ,,znowu jakoś sprytnie wymknąć z domu" - to... będę miał dla Was niespodziankę. I kij mi w oko, jeśli nie przypadnie Wam do gustu.

    Mm... trochę dużo tych ,,jeśli". Szkoda, ale... takie życie.

  6. (Oferujesz sesje w tych klimatach... zdziwiłbym się, gdyby było inaczej. ; )

    Mm... wyszło na to, że mam ,,niższy poziom" od tego tutaj: :lol:

    20120909172849!Pipsqueak_tugging_on_Luna%27s_tail_S2E4.png


    Wietrzyk zdecydowanie nie był na to przygotowany.

    Zatem Wietrzyk przeleciał przez ogon Nightmare Moon i wylądował po drugiej stronie galaktyki.

    Z racji tego jakże pięknego wydarzenia, sfrustrowany, zdecydował się wylądować na Koszmarnej Klaczy... konkretnie na jej głowie.

    -Przestań.

    Zaczął skakać po jej głowie... uznał, że ciężko będzie go ignorować, jeśli to uczyni.

    -Przestań. Przestań! Przestań!

    W razie próby pozbycia się go, której się spodziewał, spróbuje uchwycić się jej szyi... ba. W geście desperacji nawet ugryzie zębami jej róg. Byle nie dać się zbyć.

    -Nie wiem co mam Ci powiedzieć, żebyś to zrobiła, ale masz przestać!


    Szczerze... co byś zrobiła jeszcze na moim miejscu?

    PS: O. Pięćsetny post. Mm... ciekawa akcja się przytrafiła, nie ma co... jakiś mały bonusik do rzutu kostką z tej okazji? :rainderp:

  7. Widzę, że ktoś tu chyba nie pragnie, abym rozwiązał sprawy pokojowo. :tiablush:


    Wietrzyk... miał dosyć. Czas się kończył. Negocjacje zawiodły. Jedi wkroczyli do akcji.

    - pomyślał naturalnie zdenerwowany doznanym cierpieniem pegaz -

    Zapamiętała go jako niegroźnego idiotę? Cóż, spośród liści i gałęzi wyleciała w jej kierunku rozmazana, niebieska smuga o zdecydowanie innym nastawieniu do sprawy.

    Wietrzyk, odbiwszy się z pełnią mocy zarówno kopytami od pnia, jak i samymi skrzydłami od powietrza, zanurkował błyskawicznie w kierunku nieuprzejmej klaczy. Postarał się przelecieć jej pomiędzy nogami, chwycić zębami jej ogon i tak zawirować wokół niej, by okręcić go wokół jej twarzy oraz rogu, ciągnąc je za sobą.

    Miał nadzieję, że zaskoczona, skołowana i pozbawiona zmysłu wzroku nie wywrze swej zemsty... nazbyt szybko.

  8. Wietrzyk liczył każdą sekundę, którą udawało mu się zaoszczędzić, boleśnie wspominając to, z jakim sukcesem udało się wystąpić Kropelce.

    Zimny dreszcz przebiegł mu po plecach, jakby nie dość mu było wszelkich negatywnych doznań związanych z wyrżnięciem o ziemię.

    Porównywał to nieświadomie do uderzenia o rufę statku w czasie sztormu gdy to przez nawałę wiatru nie mógł latać, a na pokładzie rzucało nim wraz z domem na boki... pegaz ten nie wstał. Owszem, bał się owej klaczy, bardzo... zwłaszcza po tym co praktycznie bez większego zastanowienia mu uczyniła. Jednakże, nie był fizycznie w stanie...

    -Uh... wiesz, spotykałem już klacze podobne do Ciebie... - rzekł, nie ruszając się z miejsca... bezbronny, a jednocześnie narażający się... - W dalekich krajach zwą to ,,tsundere".

    Westchnął. Czuć było po owym westchnieniu, że nie poddał się jeszcze. Było ono westchnieniem kuca, widzącego przeszkodę na swej drodze i wierzącego, że owszem - musi się wysilić - niemniej jednak, ową przeszkodę pokona.

    Bądź też westchnieniem kuca przynajmniej to udającego.

    Nie było mu łatwo kontynuować grę ,,miłego kuca", jednakże skoro tak rozmowę rozpoczął... aby pozostać, jeśli nie wysłuchanym, to choćby i wiarygodnym, musiał to czynić:

    -Z początku chłodna, trzymająca na dystans... z czasem przekonująca się do tych, którzy się za szybko nie zrażają... - rzekł Wietrzyk, dopiero teraz wstając - Przypuszczam, że taką właśnie jesteś.

    Sądził, że niepotrzebnie nawet było dodawać ,,i dlatego będę próbować dalej...". Te szumne, niewypowiedziane słowa dźwięczały echem na przestrzeni pomiędzy nimi.

    - pomyślał pegaz, czyniąc dobrą minę do złej gry - <Jej irytacja zieje na kilometr... naprawdę warto poświęcać się aż tak? Dla kilku sekund udawać czułego idiotę? Czy to zrobi jakąkolwiek różnicę...?> - czarne myśli okrywały terrorem jego naprawdę złą sytuację...

  9. Wietrzyk uśmiechnął się dobrodusznie, widząc cóż to takiego czyni. Pomimo, iż wcale mu do śmiechu nie było.

    -Nie no, naprawdę, nie trzeba być tak skromnym...

    Przeszedł się parę kroków na bok, najnaturalniej na świecie, zerkając na nią z ukosa.

    -Rozumiem, zapewne mało kto miał szansę z Tobą porozmawiać i dlatego czujesz się nieśmiała.

    Chwilę przypatrzył się jej, a następnie słońcu. Uczynił minę, jakby coś nagle zrozumiał. Podleciał do góry, przesłaniając jej słońce.

    -No tak, że też się nie domyśliłem! - rzekł wesoło, pacając się kopytkiem po łbie - To słońce zapewne źle wpływa na Twoją karnację i dlatego pragniesz je schować! Ach, spokojnie, nie musisz się trudzić... pozwól, że Ci pomogę!

  10. Mm... kiedy wreszcie wziąłem się za porządne odpisywanie, zżarło mi post... czyt. komp się zwiesił... ekhm:

    Koszmarko. Muszę przyznać, że myślałem czas jakiś i nie byłem w stanie wymyślić czegokolwiek, co by nie było na tyle bezsensowne, że zaowocowałoby w najlepszym wypadku pogardliwym spojrzeniem Koszmarnej Klaczy (bez zatrzymania słońca) bądź też na tyle niebezpiecznego, że skończyłoby się w najlepszym wypadku poturbowaniem mego pegaza (z zatrzymaniem słońca na... parę sekund?) Mam dylemat przy pisaniu tego, a wiem, że nie powinienem już dłużej zwlekać... :rd11:


    Wzrok czarnej alicorn przeszywał na wskroś! Wietrzyk odczuwał mocno chęć odlecenia stąd. Niemniej jednak, wiedział, jak wiele w tej chwili od niego zależy. Zebrał się w sobie, aby jak najnaturalniej zrobić parę kroków w tę, parę w tamtą, przyglądając się bacznie Kosmicznogrzywej Pani z różnych perspektyw. Podleciał kapkę w górę, po czym znów zerknął z dołu. Pocierał przy tym kopytkiem pyszczek, jakby zastanawiając się nad czymś.

    Wreszcie, podleciał do owej klaczy i wetknął błyszczący, niebieski kwiatek za jej uszko. Oddalił się na tę samą odległość w jakiej znajdował się poprzednio, równie prędko co do niej przybył. Nie spuszczał z niej oczu. Rzekł dobitnie:

    -Pasuje idealnie!

    Po czym po chwili, gdy już dał jej zrozumieć, o cóż mu chodziło:

    -Tylko.. czy mogłaby Pani na chwilkę przestać świecić? - poprosił delikatnie - Bardzo pragnąłbym zobaczyć, czy wygląda Pani równie pięknie w naturalnym świetle...

  11. Zdecydowanie jedyną, niepowtarzalną, przeuroczą NIESPODZIANKĘ!

    surprise_by_bobyketchem-d5pco7c.png

    Tak! Ten niegasnący lampion niepohamowanego entuzjazmu! Ten pełen inspirującej odwagi symbol wiecznie żywej chwały pierwszej generacji! Ten kruszec zajedwabistości, jaśniejący niczym rozżarzony klejnot pośród szeregów najsłynniejszej grupy lotniczej Equestrii!

    Tak... słuchacie nadziei straceńca.

    Jak wiecie, Hasbro utraciło prawa do Surprise, jako i do praktycznie wszystkich kuców starej serii... wśród nowego mane 6 mamy tylko AJ... nie ma praktycznie żadnych szans na to, aby wypowiedziała choćby słowo w jakimkolwiek przyszłym sezonie.

    Niemniej jednak, póki żyję, nie przestaję wierzyć.

  12. Świetnie! Wietrzyk dostrzegł miejsce na Słoneczny Kamień... o którego istnieniu, lokalizacji oraz przeznaczeniu nie miał zielonego pojęcia.

    Odwrócił zatem wzrok od Królowej, której nie mógł przekonać. Uśmiechnął się, pozbawiony entuzjazmu i mrugnął sugestywnie do kuców, które chyba nie planowały mu pomóc.

    Następnie wziął w pysk jeden z kwiatów, które nie wyrosły dla niego. Uczynił swe kroki na wskroś polany, na której pod trzmieli armią bezpiecznie się nie czuł. Uzbrojony w moc, której nie miał, stanął naprzeciw czarnej pani alicorn, której nie mógł nic zrobić i wpatrzył się w nią intensywnie, nie mając prawa się odezwać!

    Apetyczność jego sytuacji była zaiste pozytywnie powalająca!

  13. UWAGA! Chciałbym, póki jeszcze gra się nie rozpoczęła, zmienić postać. Zrozumiałem, że skoro tak mało jest chętnych, równie dobrze mogę wziąć tę... z kilku różnych przyczyn się na to zdecydowałem... przede wszystkim uznałem, że średnio będzie czas na zmianę... czułem także, że potrzebowałem czegoś kapkę bardziej... mobilnego. Nie żebym czuł się wyjątkowo przywiązany do tej postaci... lecz musiałem wybierać z dostępnych...

    Postacią tą będzie Miki Sayaka z Puella Magi Madoka Magica...

    381px-Sayaka_Miki_Original_Design.jpg

    ...a podkładem ten ,,stary, dobry utwór":

  14. Szkoda, że nie napisałem jeszcze wczoraj. Ślimak - spotkanie jest na stacji metra, zazwyczaj przy wyjściu po prawej po tym jak wysiądziesz... później stamtąd idziemy już na wyznaczone miejsce, w którym to już parę razy byliśmy. W razie czego możesz poprosić/zadzwonić do kogoś, by dotrzymał Ci towarzystwa z metra do lasu już osobno, na późniejszą godzinę.

    PS: Hej! Ja tu też jestem mało uzdolniony, a wierzę, że jest to wykonalne... tylko przygotujcie się na to, że raczej mało tam będzie ciskania w ogień, ponieważ to dosyć ciężko się struga... struga!? Hah... piłuje pół centymetra na godzinę.

    No i... nie wiem, czy jeszcze wypowiadałem się konkretnie tutaj na temat meetu rowerowego: ja jak najchętniej się na nim zobaczę. W rolkach, that is.

  15. Wietrzyka z lekka odepchnęły słowa Zmiennokształtnej istoty. Niemniej jednak, nie poddawał się.

    -Królowo... w naszej rozmowie ani razu nie wspomniałem o oddaniu tej krainy. Sugerowałem możliwość koegzystencji.

    Chwilkę się zastanowił, przykładając kopyto do ust. Następnie rzekł, opuszczając je:

    -Wydaje mi się, że nie jesteś zazwyczaj mile widzianą istotą... może chciałabyś to zmienić?

  16. Nie chcesz, abym ja napisał wypowiedź Breezy' ego po angielsku. ^^

    -Tak. Magia nie pomoże Ci w przekonaniu mnie. - odparł stanowczo Wietrzyk - Ty się zmęczysz, natomiast potrzeby Twego ludu pozostaną nienasyconymi. Żyzność tej ziemi to stan przejściowy, a naprawdę niewiele potrzeba, aby była znacząco bogatsza.

    -Zresztą, rodzi ona nie tylko owoce dla ciała, lecz i dla ducha... Królowo, proszę pomyśl o tym jak piękną jest krainą, z pełnią swej różnorodności... nie widzisz dzieci, bawiących się wśród kwiatów? Dorosłych, drzemających w cieniu drzew po ciężkim dniu pracy? To miejsce odpłaca się odwieczną miłością za troskę włożoną w jej pielęgnację... czyż nie znajduje ona jakiegokolwiek odzewu w Twym sercu?

    Wietrzyk był zdecydowanie zdeterminowany przekonać chłodną Królową do swych słów. Wierzył, że skoro ma tyle uczucia, aby dbać o innych, to z pewnością znajdzie je także dla tej krainy.

  17. Co do jutrzejszego meeta - słuchajcie. Kto ma - niech przyniesie plastelinę. Słyszycie? PRZYNIEŚCIE PLASTELINĘ! Ewentualnie też papier, ołówek, gumkę, temperówkę, kredki... ale koniecznie plastelinę!

    Dziękuję, tyle ode mnie.

    EDIT: Ach tak, zastanówcie się także nad tym jak widzicie swe ponysony (czyt. jak wyobrażacie sobie siebie jako kuce)

    PS: Za świetny przykład macie ponysonę Lindsa.

  18. (Lemuur dziś wraca, najwyższy czas odpisać...)

    Poll, po tym jak uraczył swymi plagami gargulce, odprowadził je wzrokiem aż do horyzontu.

    Po części nawet żałował, że nie odebrał im z powrotem owych chorób. Nie lubił patrzeć jak cierpią inni, choćby i niemili względem jego, czy jemu bliskich; poza tym mogły się one jeszcze przydać.

    Niemniej jednak, uznał, że w tym wypadku to konieczność. Bezpieczeństwo Abyssala, jak i reszty ekipy ratunkowej, miało pierwszeństwo. Poza tym... ach, ta ulga...

    Uznał, że może popuścić tejże sprawie. Nie żeby był teraz bezbronny...

    Zmiarkowawszy, iże Abyssal bezpiecznie powrócił do... punktu wyjściowego, i tenże jednorożec skierował swe kroki w kierunku tworzącego się, improwizowanego obozowiska. Zrzucił tam ciężar swego plecaka, po czym wsłuchał się w pierwsze spośród wypowiedzi swych towarzyszy.

    Nie pozostał obojętnym na słowa Elisy. Skierował się w kierunku powozu, gdy to jeszcze przebrzmiewały motywujące słowa Doktora.

    Na propozycję tego, który w czasie walki skierował na siebie uwagę dwojga trzecich wszystkich gargulców, odpowiedział:

    -Nie sądzę, abyśmy mieli czas na dłuższy odpoczynek. Tymczasem, nie tylko nie mamy z czego rozpalić dodatkowych ognisk, lecz też po co - mogą one przyciągnąć jeszcze gorsze stwory. Ogólnie rzecz biorąc, optowałbym, za przeniesieniem rannych i zmęczonych na dyliżans oraz jechanie dalej. Najszybciej jak się da. Sądzę, że możecie odpocząć w drodze? - zwrócił się do tych, którzy doznali uszczerbku na zdrowiu podczas potyczki - Shadowa oraz Anaida.

    Mając już przed sobą syreni środek transportu, odpowiedziałem na drugą wypowiedź Doktora:

    -Obawiam się, że ja będę w stanie pomóc co najwyżej w sposób przysługujący kucom ziemskim. Mój róg jest tak zniszczony, że próba lewitowania wozu w moim wykonaniu skończyłaby się dla niego fatalnie... przykro mi.

    Nie zdążył jeszcze znaleźć partnerów do pomocy, gdy to zadziałał ten, który nie powinien... Pragnął wyrazić swój sprzeciw, widząc jak zraniony Shadow próbuje podnieść wóz za pomocą magii. Zamiast tego, nie marnując czasu, pomógł mu w tym swymi skromnymi siłami, co by go nie nadwerężać. Uznał, że może rozmówić się z nim na ten temat później.

    Następnie zwróciłem się jeszcze do Atimkosa:

    -Weź sobie coś z mojej torby. Mam tam... kanapki, parę owoców, sok i wodę, bodajże... oprócz niejadalnych rzeczy.

    Wskazałem przy tym gestem głowy plecak, który pozostawił niedaleko ogniska... na ten mało prawdopodobny wypadek, w którym nie zwróciłby minutę temu uwagi na to, gdzie go odkładam.

    -Ja jadłem na krótko przed przybyciem. - odpowiedział zgodnie z prawdą - Wybaczcie, ale do Was nie dołączę.

    Rozejrzał się następnie jeszcze raz po zebranych.

    -Zdaje się, że Lily przepadła... - odpowiedział wreszcie na słowa Pinkameny - Czyżby odeszła przez portal, póki nie zamknął się kompletnie? Nie dostrzegłem czegokolwiek przypominającego kucyka w szponach odlatujących stąd żywo gargulców, więc...

  19. -O tym nie wiem. - przyznał szczerze Wietrzyk - Ale dla każdej rośliny sprawdza się fakt, że jeśli gleba jest urodzajna, to rośnie jej się lepiej. Jeśli jesteś zdecydowana zasadzić te Kwiaty Miłości właśnie tutaj, a naprawdę zależy Ci na dobru swoich poddanych, to z pewnością w Twoich planach leży dbanie o tę krainę.

    Wietrzyk uczynił krótką pauzę, przechodząc parę kroków. Oczyścił gardło, po czym kontynuował:

    -Niewątpliwie, jako Królowa, zdajesz sobie sprawę z tego, że umieszczając swą posesję na ziemi, ogłaszasz ją wszem i wobec własną. Tymczasem, Twoja kraina jest Twoją wizytówką. Wątpię, abyś zechciała zostać zapamiętana przez historię jako Królowa, odznaczająca się bylejakością?

    Spojrzał przy tym z ukosa na ową damę...

    (Rzut na charyzmę, poproszę. :rainderp:)

  20. (Domyślam się. 10% za dwa obrazki oraz tyle samo za przekroczenie maksymalnej wysokości)

    -Pierwsze słyszę... - odpowiedział, spoglądając w kierunku, który wskazała.

    -Zatem... jesteś Królową, dbającą o swych podopiecznych... zdajesz sobie sprawę z tego, że ta ziemia wkrótce nie będzie w stanie wyżywić któregokolwiek z nich, ponieważ stanie się jałowa niczym pustynia? - spytał, mając jeszcze nadzieję, że nie jest świadoma pełni procesu, który się dokonywał... oraz tego, że w istocie nie jest on na Jej korzyść.

  21. (Jeśli to istotnie obrazek, a nie odpowiedź do moderatora... cóż. Nie możesz powiedzieć, że ostrzeżona nie byłaś. Bardziej współczuję Ci z powodu Twego życia codziennego niż tego... wiesz, sam dostałem dwa ostrzeżenia za wymiarową sygnaturę, tylko dlatego, że nie chciało się komuś sprawdzić, czy istotnie jest za dużo... pomimo rozmowy z będącymi przy władzy i ukazaniu rzeczowych dowodów, ostrzeżenia mi nie zdjęto. To dopiero powód do zgryzoty...)

    -Poddanym? - powtórzył Wietrzyk - Pierwszy raz słyszę o kimś, dbającym o pokarm dla poddanych... z tego co mi wiadomo, zazwyczaj jest na odwrót.

    Z jakiegoś powodu nie spodobało mu się to, że stanęła sobie jak gdyby nigdy nic koło tego źródła. Wcześniej czyniła to samo, ale... przypomniało mu się skażenie wody, którego był wcześniej świadkiem.

    - tu pomyślał o wędrującym na niebie, choćby i powoli, słońcu. Czas uciekał. Musiał działać.

    Nie pragnąc dać się ignorować w czasie rozmowy, wylądował przed ową tajemniczą postacią. Spojrzał jej w oczy i rzekł:

    -Przedstawię się pierwszy, co by nie było, żem nieuprzejmy... zwą mnie Wietrzykiem, Kłusającym po falach. Przybywam znad morza i szukam tu przygód. Proszę... - rzekł to dosyć twardo, co nadawało specyficzny tej wypowiedzi - ...niech mi teraz Pani powie: kim Pani jest i czym się tutaj zajmuje. Przypuszczam, że nie jest Pani ogrodniczką na pełen etat...

  22. (Nie trwało to długo..)

    -Najprostszy nie oznacza najlepszy - odparł Wietrzyk - Mam rozumieć, że zależy Pani na wzbogaceniu tutejszej flory? - spytał zachęcająco, z zainteresowaniem w głosie, zastanawiając się, czy jego konwersantka jest zawsze tak oziębła, czy też wyłącznie w stosunku do nowo poznanych... zdążył już bowiem poznać osoby, których po prostu pierwsze lody musiały zostać wpierw przełamane, nim otworzyły się na innych.

    Liczył na to, że owy... kucyk... należy do tej kategorii. Przynajmniej miał taką nadzieję.

    Rozmawiał ot. tak sobie z dziurawoskrzydłorożcem, który dopiero co walił laserem jak gdyby nigdy nic. Tylko ktoś tak nieobeznany z lądem jak on mógł to czynić..

  23. (Szczęśliwie... )

    -Ach tak...? - zdziwił się pegaz - w takim razie proszę o wybaczenie. - odpowiedział tak grzecznie z przyzwyczajenia, że aż jego samego to zdziwiło.

    Wietrzyk cofnął się nieco, ustępując pola owej syczącej damie. Mniej już trwożliwie, a... z ciekawości... czyżby pomylił się względem ich wszystkich? Najpierw ta mała klaczka, teraz Ona...?

    -Jednakże... - odchrząknął - Nie uważa Pani, że istnieją nieco mniej inwazyjne metody odgruzowywania terenu?

    Miał także inne powody, by się cofnąć. I wznieść, aby spojrzeć z góry na dzieło nowoprzybyłej. Nie pragnął bowiem przebywać w towarzystwie czegokolwiek uformowanego za pomocą magii. Słyszał o kucożernych roślinach i innych takich. I choć może nie podejrzewał dziurawego ala-alicorna o próbę utworzenia czegoś takiego... to jednak nie chciał ryzykować.

    Chciał jeszcze zadać jakieś sensowne pytanie, aby dowiedzieć się cóż takiego tutaj robią... ale nie potrafił wymyślić czegokolwiek na chwilę obecną poza ,,przepraszam, ale co tutaj robicie" co brzmiało... poniekąd dziwnie. Dziecinnie. Liczył na to, że ktokolwiek poza nim z grupy coś uczyni... bądź też owa postać przemówi czy coś uczyni, wyjaśniając cokolwiek z tej zawiłej sytuacji...


    Edit: Dodałem jeszcze jedną linijkę dialogu, którą nie wplotłem wpierw... mam nadzieję, że zdążyłem, nim zdążyłaś tu zerknąć i zacząć myśleć nad odpowiedzią...?

  24. Umm... Koszmarko? Czy nie sądzisz, że Twoja sygnatura, wraz z dodaniem owego, wypełnionego po brzegi pokarmem zmiennokształtnych, animowanego znaczka, nie jest teraz przypadkiem niewymiarowa...? :rd6:

    Przy okazji... cóż to za kamienie zostały nagle rozbite?


    Wietrzyk był równie zaskoczony charyzmą kuców mu towarzyszących, jak i faktem, że Kropelka była w stanie zająć uwagę domniemanych antagonistów aż tak długo... cieszył się z tego powodu, co by nie powiedzieć. Mimo to, nadal bał się... to było jak tańczenie w jamie ze śpiącym niedźwiedziem... tylko, że tu mieli chyba do czynienie z czymś znacznie gorszym od pana lasu?

    Patrząc na pomagającą im, młodą klaczkę, już był blisko zaryzykowania przypuszczenia, że być może mylili się, a Smrula nadesłał ktoś zupełnie inny... jednakże, to co się wydarzyło, skutecznie powstrzymało go od tego.

    Przybyła Mhroczna Pani Skrętoróg.

    Jej wejście było efektowne, czysta moc zapierała dech w piersi. Jednakże, Breeze (ach, jak dawno nie użyłem tej wersji jego imienia) odezwał się do niej... znalazł w sobie jakoś tę odwagę, by wzlecieć do góry i rzec oskarżająco:

    -Jak możesz? Niszczyć potrafi każdy, tworzyć już nie... jesteś w stanie odtworzyć takie piękne dzieła natury? - rzekł, wskazując kopytem pozostałości po kamieniach.

    Bał się.

    Nogi mu z lekka drżały, nad głosem panował z dużym wysiłkiem.

    Był gotowy w razie czego sam nadstawić karku, lecz bał się, że byłoby to... głupie. Bezsensowne. Cóż może pegaz przeciw magii? Postarał się zatem chociaż spróbować załatwić to w inny sposób.

    Bał się.

    Niebezpieczeństwo śmierci na lądzie miało zupełnie inną, równie straszną twarz co na morzu... lecz do tamtej zdążył się już choć trochę przyzwyczaić. Ta była mu obca, nieznana niczym ciemność - i z tych powodów - straszna.

×
×
  • Utwórz nowe...