Skocz do zawartości

Plothorse

Brony
  • Zawartość

    324
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Posty napisane przez Plothorse

  1. Słodziaszczo. Na Baleronie można polegać... a co rozumiem przez ,,godnie"? Hmm... tak, jakbyście sami chcieli być przyjęci. Chodzi o atmosferę, min. próby nawiązywania rozmowy, nie ograniczające się do powitania... ,,Zorganizowani"? Mm... zaplanujcie tym razem jakąś trasę w miarę spójną, w której skład wejdzie parę miejsc, które warto, aby odwiedziła w Warszawie... tzn. z tych, w które my zazwyczaj chodzimy... (... Paradox?) czy może raczej - w jakieś, które pozwalają na regenerację sił po drodze (Kawiarnia/Restauracja? Nie każdy wszak przechodzi tyle co my... o, tu kolejna sprawy - aby nie przeganiać jej przez pół... przez ćwierć Warszawy. Jako, że nam się to z powodzeniem udaje. Łażenie - owszem. Nawet dużo. Jednakże, powyżej połowy dnia to przesady. Kapisz?)

    Proszę... chętnie osobiście bym o to zadbał, ale zaciskam zęby, bo nie mogę... po prostu nie mogę...

    Edit: Odpowiedz Baleronowi, że nie wiem... i, że do paru dni temu była dla mnie jeszcze randomową osobą z forum. :lol:

  2. Breeze poczochrał swą grzywę, uśmiechając się przepraszająco.

    -Ahh... wybaczcie, proszę... po prostu się pomyliłem... - rzekł do Włochatek, licząc, że nieco piorunujące wrażenie jakim je wpierw obdarzył nie będzie kością w gardle ich przyszłych relacji. -Obiecuję, że kopyta w Was nie wymierzę. No, chyba, że naprawdę sobie zasłużycie. - dodał jeszcze szybko. Ot. na wszelki wypadek... z jakiegoś powodu miał względem nich podejrzenia...

    -Mm... - zamruczał z lekka niepewnie, zbliżając się do Strzałki. Obserwował ową lilię, starając się na wszelki wypadek ją zapamiętać -Skąd wzięliście ten kwiat, maluchy...? Czyżbyście były zaangażowane w jakiś handel zagraniczny? - spytał Włochatki z ciekawością, poniekąd wypływającą z jego wrodzonego usposobienia... a po części także wpojonego mu przez rodzinę zamysłu kupieckiego.

  3. Byłem przekonany, że chcesz to zrobić, ale równocześnie też zobligowany odgrywać rolę mej postaci... która to, zaoferowawszy swą pomoc ~ widząc, że koleżanka już wzięła się za balię/kadź/whatever, postąpiłaby tak, a nie inaczej... nie pozwoliłaby na siebie czekać.... bowiem gdyby nagle zwróciła się ku Lunie z jej głową w wodzie, to musiałbym memu Breezy' emu dopisać jeszcze atrybuty niesłownego i roztrzepanego... poza tym, żyjąc na morzu wraz z morskimi kucami za pan brat, mógł być do tego rodzaju scen przyzwyczajonym...

    Aaah... wiem, że chciałaś to zrobić. Żałuję, że nie mogłem postąpić inaczej i żywię nadzieję, że dasz jeszcze jakąś na to szansę...

    ... ładnie proszę...?


    (Soarin approved) - pomyślał bezwolnie Breezy, pozwalając aby słodziaszczy aromat wypełnił jego nozdrza. Ślinka by mu pociekła... dobrze, że już odstawił ten wodonośnik i mógł zamknąć paszczękę.

    Wtem zauważył turlające się cosie.

    -Piłki! - stwierdził dosyć głośno i z nieskrywanym entuzjazmem, widząc zbliżające się Krzakusy. Odwrócił się ku nim, naprężając już tylne nogi do mocarnego kopnięcia, rozglądając się prędko w poszukiwaniu tego, kto je tu podesłał.

    - Nie, zaraz... poduszki! - poprawił się, wyhamowując w ostatniej chwili. Okrągłe przedmioty rozwinęły się już bowiem w coś czworościano - podobnego...

    Zwrócił się ku nim... i przyjrzał baczniej. Zamrugał kilkukrotnie, po czym przesunął głowę parę razy przed Włochatkami, patrząc jak to ich oczy podążają za jego własnymi. Osłupiał.

    -Wy żyjecie! - wykrzyknął, odsuwając głowę. -A ja właśnie chciałem wysłać Was na Księżyc...

    Edit: Przepraszam za późny edit. Przeklęte literówki chciały zrobić klacz z mego ogiera...

  4. Wiesz... istnieją ludzie, którzy rejestrowali się na mlppolska tylko po to, aby wysłać mi PW z błaganiem o to, abym wrócił MG-ować na innych forach...

    :MJTQO: Mam doświadczenie i nie wątpię, że mógłbym swymi sesjami zaspokoić parę osób, lecz... tu jestem na urlopie. Poniekąd maturalnym, (mniej niż 100 dni...) lecz także i z własnej woli. Odpoczywam, ładując baterie. Swoje akcje ograniczałem w ostatnich czasach do ogarniania na żywo 9-osobowej grupy kucykowo~sesyjnej w Warszawie (odłam tych, którzy przychodzili na meety) do czasu aż otrzymałem domaturalny szlaban na wychodzenie z domu... ot. żebym się lepiej uczył. Jednakże, okropnie się czułem, nie mogąc puszczać wodzy fantazji, dlatego też wystąpiłem o sesję tutaj... o temacie, jak wiesz, który mnie w ostatnich czasach poruszył.

    Być może wystąpię o posadę... lecz dopiero, gdy rozpoczną mi się te najdłuższe wakacje życia... w razie czego ~ jesteś zainteresowana jakąś sesją? Masz czas, aby się zastanowić.

    Duuużo czasu... :cGGTb:

    -Rozumiem. - odetchnął z ulgą Breeze.

    Widząc, że Strzałka wzięła się już za pracę, postanowił nie dać jej na siebie czekać. Uchwycił owy przenośny zbiornik z drugiej strony, po czym zerknął w stronę pegazicy, czekając aż ta rozłoży skrzydła. Poniekąd powtarzał sekwencję jej ruchów, kierując się - zapewne - w kierunku rzeki. Później, po nabraniu z niej... wody ~ nie pegazicy... poleciał tam, gdzie go poprowadziły. Nie znał drogi. Przypuszczał nawet, że tego rodzaju aktywności jak zawody w łowieniu jabłek, mogą się odbywać poza zamkiem ~ ot. aby łatwiej było po nich sprzątać.

    - powtarzał w myślach, pragnąc zapamiętać dobrze ich imiona. Domyślał się bowiem, że skoro weźmie udział w tym święcie, czeka go jeszcze całe mnóstwo spotkań z kucami... a wszak niemiło było dopytywać się ponownie o imiona. Wedle tego co go uczyli rodzice - każdy kuc winien być traktowany osobno, z powagą, uczciwością i godnością. Każdy zasługiwał na uwagę, toteż, nie wolno było nikogo ,,grupować", zaliczać do ,,jakiejś szarej masy".

    Miał zamiar się postarać i wyjść jak najlepiej w ich oczach.

  5. Długość, powiadasz... mm... a krótkość? :flutterblush:

    Patrząc w drugą stronę... czy moje dotychczasowe posty nie były uciążliwe w czytaniu...?


    Breeze wydawał się co najmniej z lekka zaskoczony wypowiedzią nowo przybyłej klaczy. Zdecydował, że musi znaleźć ujście dla piętrzących się w jego głowie zdań, zaczynających się na owe feralne słowo: ,,dlaczego"...

    -Droga Strzałko... - zwrócił się do bladoniebieskiej pegazicy -... przyznam, że jestem tu nowy, zatem racz odpowiedzieć... jesteś obdarzona tak niezwykłym zmysłem powonienia, czy też owe ,,Włochatki" są go w ogóle pozbawione...? Ach, i zwą mnie Breeze ~ jak coś...

    Tymczasem, zrozumiał, że przestraszył się nieco ,,wstecz"... i, że jego pytanie mogło zostać uznane za sugerowanie lenistwa pegazicy... z lekka się speszył. Miał nadzieję, że istniał jakiś inny, prosty i sensowny powód... jak choćby bliższe relacje Strzałki z owymi Włochatkami, połączone z ich upewnieniem się co do jej dobrobytu... oraz, podobnym do odczuwaną wcześniej przez niego samego, niechęcią do budzenia ze snu smocznie śpiącego kucyka... Oczyścił gardło, po czym dodał:

    -Jak mniemam, wodę bierzemy z rzeki... - rzekł (zakładając, że była pusta) - dokąd natomiast się z nią udajemy?

  6. (nie wiem, jakie jest filmowe tłumaczenie)

    (Wszystko napisałem w poprzednim spoilerze. :rd6:)

    Niemniej jednak ~ uważaj ich nazw, jak Ci wygodnie... wszak chodzi nam o te same kuce, prawda...?

    Zdecydowanie uszczęśliwiony z tego powodu pegaz odrzekł:

    -Bardzo mnie to cieszy. To... od czego mógłbym zacząć?

    Nastrój wiosennej żwawości zdecydowanie mu się udzielił. Palił się do działania. Prawie, że skakał już z przejęcia...

    Rozejrzał się wokół. Próbował się domyślić co też takiego porabiała ta para, nim tu przybył...

    [No dobra... mój najkrótszy post, póki co. :twilight3:]

  7. Ach, ja niemądry ~ nie ten rodzaj nawiasów... dziękuję, Koszmarko. (Mogę się tak zwracać...?)

    Tak, to zdecydowanie jednorogini Porywista (Gusty) oraz pegazica Gwiazda Północna (North Star) Sprawdziłem je w momencie, w którym podałaś wedle schematu kolorystycznego oraz Uroczego Znaczka. Widocznie musiałem natknąć się na jakieś inne tłumaczenie...

    -Miło mi... - rzekł Breeze. Zerknął przy tym także na jednoroginię, licząc w duchu, że i jej miano pozna.

    <Święto Wiosny...?>

    Wydał mu się ciekawym pomysł świętowania tejże pory roku ~ gdy to wszystko ożywało, kwitło... Tak, zasługiwała na to.

    -Powiedzcie, proszę... czy to ,,zamknięta impreza"? Czy też mógłbym ewentualnie się przyłączyć... pomóc...? - spytał, niepomiernie zainteresowany tym, w jaki sposób kuce z lądu świętują nadejście tej pory roku. Przyszło mu do głowy parę dzikich pomysłów, w tym między innymi związanych z wuwuzalami, świerszczami i galaretą... niemniej jednak, uznał, że zamiast pytać, lepiej będzie jeśli zobaczy na własne oczy. One często najlepiej oddawały obraz sprawy.

    W głębi serca stawały mu obrazy, tysiące podobnych do siebie jak krople wody w morzu... na nim to bowiem, rzadko odczuwało się mijające dni, tygodnie, miesiące... morski klimat nie zaskakiwał za bardzo zmianą pór roku... Breeze sporadycznie doświadczał jakichś wielkich przemian...

  8. Tak potrafią tylko kuce z G1...

    Hmm... a wydawało mi się, że jedyne dwie zalane to Porywista i... Cuksik/Słodziutka ~ zależnie od tłumaczenia... ta druga jest jedyną w miarę fioletową, którą sobie przypominam jako skażoną... tylko, że to kuc ziemski...

    smoozed_by_penanggalan-d5k0r31.jpg

    Niemniej jednak, to raczej Porywista oskarżała różową... Shady - Cienistą o pecha...

    Ummm... jeśli chcesz, mógłbym Ci przesłać 3 obrazki/listy z portretami i podpisami kuców z G1. Sam z nich korzystałem, bo mi się strasznie na początku myliły te różnorakie klacze... a gdy niektóre występowały jedynie w tle, wypowiadając co najwyżej parę kwestii... brr... życzysz sobie?

    Może rozpoznałabyś na nich przy okazji tę pegazicę...?

    Aaaaah... i czy mogłabyś mi przypomnieć jak się stawiało poziomą linią?


    było chyba dla stron internetowych, bo nie działa... a w kij nie potrafię sobie przypomnieć jak to na forach szło... :twiblush2:

    Nie jestem pewien, czy nie w dobrym tonie byłoby odpowiadać w podobny sposób co i Ty... znaczy się, nie stawiać wszędzie spoilerów, tylko oddzielać logicznie części poszczególne części pracy...

    Breeze nie spodziewał się aż tak pozytywnej reakcji. Po odwróceniu się do klaczek, zawisł przez chwilę w powietrzu, na wpół roześmiany, na wpół zawstydzony. Patrząc odrobinkę w bok, przebrał kopytem tył grzywy.

    Niemniej jednak, po chwili zignorował tę wątpliwość. Wylądował, po czym podszedł, pogodnie uśmiechnięty, do leżących na ziemi kuców. Zdecydowany był nawiązać kontakt... nawet jeżeli istotnie jakoś nietutejszo wyglądał.

    -Przepraszam za tak nagłe najście. - rzekł całkiem wesoło - Zwą mnie Breeze... Wavetrot. Powiedzcie, drogie panie ~ cóż za urocze imiona nosicie? - spytał, oferując w miarę nienachalnie pomoc przy wstawaniu - Co to za miejsce? I z racji jakiej okazji je tak stroicie?

  9. Luna? Czy tak przetłumaczone zostało imię pegazicy Twilight z pierwszej generacji? Jedyna w miarę fioletowa, którą sobie poza nią przypominam to North Star... i zwała się chyba bardzo dosłownie Gwiazdą Północną... czy to może ja mam jakieś luki w pamięci...?

    :rd6:

    A ta druga... aach... moja adwersariuszka, Porywista... Gusty. Śmiała, wręcz porywcza jednorogini o podobnej umiejętności co tej mego pegaza... hihi... jeszcze mnie zdmuchnie, jeśli powiem coś nie tak. :rd5: Zaoferowałbym pomoc, a tymczasem wiatr do wysuszenia może sobie wywołać sama...

    Breeze, widząc, że chyba jakaś pegazica miała równie ciężkie uszy co swój uroczy zad, postanowił uraczyć ją podobną niespodzianką... z delikatnym, łobuziarskim uśmiechem na twarzy wzbił się w powietrze. Przymierzył się... i postarał się przelecieć szybko obok tych dwojga, obracając się w locie tak, aby skrzydłami wywołać powiew wiatru, który wodę z jednorożca oraz powietrza uniesie ku chmurze... a następnie nad nią! Susząc jedną i mocząc drugą...

    Co prawda przeszło mu przez głowa podświadome ostrzeżenie, że chyba winien się najpierw przedstawić... lecz nadarzyła się taka okazja! Nie mógł jej przegapić. Chwila była to równie dobra co każda inna na nawiązanie znajomości...

    -Przecież koleżanka ostrzegała Cię, żebyś uważała z tą chmurą! - wykrzyknął za siebie wesoło.

  10. Znam jedną taką... o ile mówimy o pierwszej generacji. O kremowobiałej grzywie... Wind Whistler, bodajże ,,Strzałka" po polsku... zgadłem?

    NIE! W ogóle! To Reijnboł Dasz zaatakowała Ponyland! :rainderp:

    Żarcik.

    Przy okazji szukania odcinków, które podałem w poprzednim poście, rozejrzałem się także za pozostałymi... muszę przyznać, że dosyć ciężko jest je znaleźć....

    Breeze przyjrzał się jej. Naszła go w tej chwili olbrzymia ochota na wzięcie w pyszczek któregoś z rozlicznych kwiatów, rosnących dookoła... wzlecenia nad ową pegazicę oraz delikatne potrącenie jej noska... Jakkolwiek, speszył się po chwili. Nie miał serca psuć snu tak niewinnie wyglądającej istotce. Zwłaszcza, że nawet jej nie znał... że ona go nie znała.

    Pokręcił delikatnie głową i ostrożnie poszedł dalej, starając się przy tym jej nie zbudzić. Ruszył w kierunku któregokolwiek z pozostałych kuców...

    A mnie się aż serce kraja, bo to taki słodki kucyk... ach, jak i wiele zresztą.

    :flutterblush:

  11. Musiałem poszukać, jako że oglądałem całość po angielsku. Niełatwo było, ale znalazłem... co prawda lektor w drugim z tych dwojga jest dosyć kiepski, natomiast pierwszy tajemniczo ukryty został na Youtube pod tytułem nie ,,Mój Mały Kucyk", a ,,małe kucyki pony". :5jsSt: W dodatku nazwa to nie ,,Koniec Świetlistej Doliny" jak zapewnia Wikipedia, a ,,Koniec Skrzydlatej Doliny"

    Chronologicznie:

    ,,Film drugi":

    (Po otwarciu linku ~ drugie okno od góry. Klikniesz parę razy i pójdzie.)

    http://www.playtube.pl/35251-muj-maiy-kucyk-the-movie-1986-dubbing-pl.html

    Koniec Świetlistej Doliny:

    http://www.youtube.com/watch?v=Jeq_RJllKtQ&list=PLC265A9FD319D2AED

    Breeze, pozostając w powietrzu, przyglądał się temu z niemałą ciekawością.

    Zniżył pułap lotu, zdecydowany dowiedzieć się czegoś więcej. Przeleciał delikatnie przez którąś z rozlicznych łąk, pragnąc, aby jego ciało pachniało znajdującymi się na niej kwiatami, a nie spróchniałym drewnem. Postarał się wykonać ową skromną wersję lotu koszącego w miejscu w miarę pozbawionym i oddalonym od pozostałych, ruchliwych, różnobarwnych plamek. Pegaz ten nie pragnął bowiem nikogo straszyć. Wszak spadający nagle z nieba lotnik, niemożliwy do zidentyfikowania przez promienie słoneczne bijące w oczy, może uczynić niemało zamieszania.... Z podobnych powodów postanowił także wylądować i piechotą udać się w kierunku kogoś, kto byłby mu w stanie wyjaśnić to i owo... bowiem chciał dowiedzieć się cóż to kuce zamieszkują to miejsce...

    - przeszło mu przez myśl, gdy przypomniał sobie opowieści rodziców. Jego rasa nie była wszak jedyną różnobarwną, zamieszkującą te ziemie...

  12. (Zrób to, a zagwarantujesz uśmiech na mej twarzy)

    Breeze smakował dary natury. Po skończeniu z marchwią, zleciał na ziemię i złożył jej pozostałości - pędy i tym podobne - na ziemię. Nie pragnął bowiem zrzucać ich z góry byle gdzie.

    Zaspokoił swój głód. Przynajmniej na razie... Niemniej jednak, pragnął nieco urozmaicić swe danie, ewentualnie pozostawić na języku nieco inny rodzaj doznania smakowego... wykonawszy dalece zminiaturyzowaną wersję nadziemnego rekonesansu, sprawdził, czy aby w pobliżu nie znajdują się drzewa z jakimiś świeżymi, młodziutkimi pędami. Skosztował paru listków, kilku pączków... po czym wyssał nieco wody z chmury - wybrawszy jednak w tym celu inną niż tę, w której obmywał warzywa. Następnie starannie obmył twarz oraz resztę ciała. Nie zaniedbał porannej toalety. Parskał, rozpryskując krople wody, uprzednio osiadłe na grzywie, w rytm potrząsania łbem, jak i resztą ciała. Bynajmniej nie żałował aż tak, że nie ma przy sobie mydła. Zapach domku, w którym przebywał mógł się za nim unosić....

    Wtem przypomniał sobie o czymś ważnym...

    Skarcił się w duchu. Winien był przecież poranną gimnastykę odbyć przed posiłkiem... jednakże, pogodził się ze swym sumieniem po tym jak wziął wraz z nim wzgląd na to, jak wyjątkowe dni to dla niego były... i jak wiele teraz przemierzał. Zrozumiał, że nie ma co dodatkowo trenować, gdy to wkrótce, być może, będzie potrzebował wszelkich rezerwowych sił, które może z siebie wykrzesać.

    Rozejrzał się. Celestia, swą codzienną powinność sprawując, i jemu wyświadczyła przysługę... światło dnia ukazało nową ścieżkę. Budowla, która niczym fantasmagoria wykwitła na horyzoncie, wyraźnie odróżniała się na tle okolicy swym różowym zabarwieniem.

    Zdecydował tam ruszyć... mianowicie polecieć - tak też uczynił. Jakkolwiek, w czasie swej podróży przyglądał się bacznie scenerii rozciągającej się pod nim. Wypatrywał różnobarwnych plam pośród morza zieloności, ot. palety farb, wylanej na obraz, utworzony z odmian jednego koloru. Żywił w sercu nadzieję na dostrzeżenie jakiejś kwiatowej łąki...

  13. Breeze wzleciał wyżej, aż do ich poziomu. Postarał się odnaleźć jakąś na tyle obszerną, aby mógł się pomieścić na niej bez martwienia się o szansę spadnięcia z takowej... Niezależnie czy udało mu się odnaleźć taką właśnie, wybrał sobie jakąś i usadowił na niej swój uroczy zad... eee... zad z uroczym znaczkiem.

    Uważając, aby nie upuścić marchwi, u której zdolności do utrzymywania się na lotnych zjawiskach pogodowych się nie spodziewał, rozpoczął obmywanie warzyw w chmurze... zanurzając je w niej, potrząsając, obcierając je zwilżonym wodą kopytem - ot. tak jakoś.

    Czekanie zaostrzało apetyt...

    W razie powodzenia tej jakże skomplikowanej akcji, przyjrzał się uważniej marchwiom - czy aby nie noszą na sobie jakichś skaz, po czym, w razie nie dostrzeżenia takowych - zabrał się za ich wesolutką konsumpcję.

  14. Przekroczywszy ostrożnie próg - z racji braku wiedzy na temat stanu technicznego tego domostwa - Breeze powitał dzień delikatnym uśmiechem na twarzy. Ot. na dobry jego początek.

    Gdy spoglądał na miejsce, które zapewniło mu schronienie w czasie nocy, przeszło mu przez głowę parę pytań:

    Kto tu mieszkał? Czemu porzucił to miejsce? Jak to się stało, że z moim fartem to zapaskudzone siano nie spadło mi w nocy na łeb...?

    Niemniej jednak, odsunął je chwilowo na bok. Blask jutrzenki nawoływał do podjęcia działania. Młody przedstawiciel rodziny Wavetrot uczynił przegląd pobliskiej flory. Jego wzrok zahaczył o pomarańczowo... bądź też - kremowoskórych jej przedstawicieli. Zbliżył się do nich, trącił kopytem ich grzywy, zbliżył nos i powąchał... wreszcie, odgarnął wokół paru z nich ziemię - chciał dowiedzieć się, czy aby skóra warta była wyprawki - czy korzenie godne były spożycia... Sprawdził ich kolor i wielkość... nie angażując jednak żuchwy w analizę smaku. Zanadto nie przepadał za ziemią pomiędzy zębami.

    W wypadku, w którym uznał, że marchwie nadają się... w miarę... do spożycia - pochwycił parę, rozłożył skrzydła, odbił się kopytami od ziemi.... i wzbił się w powietrze, w poszukiwaniu chmury, w której mógłby obmyć swe potencjalnie śniadanie. Nie omieszkał przy tym zerknąć w dół, w celu zapamiętania kształtu tego miejsca, co by mógł je w przyszłości z powietrza rozpoznać. Ot. na wszelaki wypadek.

  15. Breeze obudził się. Delikatny pływ codzienności przywiódł go spokojnie i bezpiecznie do przystani ciała. Świadomość pegaza powracała z wolna, figlarnie przeskakując od jednego do drugiego, doświadczonego boleścią bezruchu członka.

    Kuc ten leniwie zwlekał z podjęciem próby dźwignięcia swego ciała. Wpierw nieprędko rozkleił pojedynczą powiekę, sprawdzając czy aby brzask przybył już go powitać... zmusił się do tego, niejako, czując na sobie potęgę szturmu fotonów, bezlitośnie bombardujących jego siatkówkę... o! Ruszył się. Załadował do swych cielesnych miechów niewidzialnej materii i powstał, rozciągając swe ciało w pełni swej okazałości. Ziewnął mocarnie, jakby chciał zdmuchnąć resztki snu, osiadłe po kątach jego sypialni. Potoczył oczyma po ustroni, lustrując ją pobieżnie.

    - pomyślał, nadal z lekka nieprzytomny.

    Wtem usłyszał... nie, gorzej - poczuł... dum. Du-dum!

    Du-dum. Du-dum. Du-dum! - takiż to marsz kiszki jego wygrywały...

    Usiadł, po czym uniósł do pyska nóżkę. Otarł skrawkiem kopyta oczy, po czym pogładził policzkiem, odczuwające mrowienie po nocnej bezczynności, biedactwo. Nie pragnąwszy jednak zanadto wsłuchiwać się w ten prymitywny rytm ciała, machnął ogonem, wstał i ruszył w kierunku drzwi... czy też jakiegokolwiek innego elementu wystroju tego miejsca, który, wraz ze ścianami, pozwalał na chlubne nazwanie tego przybytku ,,domkiem".

    Zdecydował się opuścić, choćby i na czas najbliższy, to miejsce.

    Podtrzymywał przy tym wiarę w to, że przypadkiem jakiś Armageddon nie sfajczył mu całej trawy świata w czasie jego drzemki...

  16. Jeśli by połączyć treść... powoli zanikający uśmiech RD daje do zrozumienia, że byłaś pewna, iż, ciężko o to walcząc, pobiłaś nareszcie rekord... gdy to okazało się, że zabrakło niestety tych paru punktów... :aWe6O:

  17. Bardzo wyraziście spoglądająca w stronę czasomierza... aka ,,What is the time...? Ahhh! Time for ponies!"

    Pomysł dobry... Niemniej jednak, odrzuca mnie sam art... taki... no... z pewnością można znaleźć lepsze. :TWcU3: Max 5/10...

    Ostrzegam lojalnie, że jakość można tu dostrzec dopiero po powiększeniu.

    jpa4Wqn.jpg

  18. 1. Świat: Swobodnie przeplatające się: Equestria oraz Ponyland (pozbawione obecności ludzi)

    2. Imię: Breeze Wavetrot

    3. Rasa: Pegaz

    4. Wiek: Bliski wkroczenia w wiek dorosłości.

    5. Płeć: Męska.

    6. Wygląd: Smukłe ciało. Niezbyt wzniosła postura. Pyszczek raczej krótki, nieco mniej kanciasty od większości ogierów. Oczy koloru rozjaśnionego grynszpanu. Skrzydła o pokaźnej długości lotek. Sierść koloru jasno modrego, przechodzącego w delikatny turkusowy. Grzywa średniej długości, popielato-srebrna, poprzetykana szarymi oraz szafranowymi pasemkami. Ogon zdecydowanie długi.

    Schemat kolorystyczny na zdjęciu + wygląd: (mniej więcej)

    3UvyFqx.png

    7. Charakter: Niczym strumień górski. Czysty, klarowny, niewinny - kuc przeglądający się w nim, widzi własne oblicze. Kosztujący go doznaje orzeźwienia, ponieważ pegaz ten, przybywając z daleka, niesie ze sobą myśl świeżą i rzadko spotykane walory. Kamienie kucowych serc, które napotka na swej drodze, pragnie porwać ze sobą i delikatnie tulić, aż wygładzi skazy na nich i utworzy przepiękne otoczaki. Gdy raz wyryje swym prądem ścieżkę, ciężko mu z niej zboczyć. Dąży w określonym kierunku, choć nie zna ujścia, końca swej trasy… i bynajmniej się tym nie zamartwia. Zazwyczaj popycha go żwawy, choć w miarę spokojny prąd – niemniej jednak, gdy ktoś zburzy tamę, wybudowaną na ścieżce, którą przebył… potrafi zmienić się w coś strasznego – gdy to oddaje się dzikiej fali uczuć… z czasem jednak – zawsze się stabilizuje, co najwyżej wytycza nowe koryta… i płynie dalej.

    8. Historia: Przyszedł na świat na lądzie… brzegu. Jednakże, większość swych dni spędził poza nim… jego rodzice kochali morze. Na nim to właśnie pędzili żywot, radując się wzajemnie swą obecnością. Byli kupcami, wędrującymi od portu do skalistego wybrzeża, od nadmorskich chatek kuców po gryfie gniazda na urwiskach. Czasem zatrzymywali się na bezludnych wyspach, mając je tylko dla siebie... gardząc statecznym życiem na lądzie, woleli żywot tułaczy. Co prawda mieli swe domostwo, gdzieś nieopodal brzegu… niejedno – to drewniane, pokryte słomą, na suchym lądzie… to znów, opuszczoną, murowaną latarnię, na szczycie kamiennej skały, podmywanej wciąż morskimi bałwanami. Mocno kochali siebie wzajemnie… oraz kochali morze. Dwójka rodziców – pegazów, zaszczepiła tę miłość swemu dziecku. Podróżując na statku, pośród wodnych akwenów, miał mnóstwo czasu , aby poznać je dogłębnie. Podziwiał zarówno błękit pod sobą, jak i ten nad nim. Wygrzewał się w słońcu, słuchając nawoływania mew. Łowił glony, czyścił pokład, uczył się żeglarskiej sztuki. Latał, bawiąc się z chmurami, jako i ze swymi rodzicami. Pływał, nurkował, uczył się używać swych skrzydeł do poruszania pod wodą. Zbierał perły, zwiedzał rafy, ganiał się z kucami morskimi. Uczył się śpiewać wraz z nimi do bladego księżyca. Wreszcie przechadzał się po miastach na brzegu wraz ze swymi rodzicami. Odwiedzał faktorie handlowe, poznawał tych, którzy spławiali siano rzekami, sprzedawali klejnoty z trzewi górskich łańcuchów, kupowali tkaniny z nadmorskich lądów… zwiedzał także na własną rękę, choć w stosunkowo niewielkim stopniu. Za każdym razem było to dla niego niezwykłe, niepowtarzalne doświadczenie…

    Stosunkowo wcześnie odkrył w sobie talent do kształtowania sił natury. Cieszył się niezmiernie, że może dzięki niemu pomagać rodzicom – morza bowiem były surowe. W przeciwieństwie do lądu, gdzie pegazy strzegły pogody, tu burza mogła rozpętać się w każdej chwili. Nierzadko siły, które natura przeciwstawiała żeglarzom, przytłaczały je w nierównym boju. Tam, gdzie zmagać się winien oddział lotników o rozpędzenie miotających gromy chmur, trójka śmiałków mogła zaledwie walczyć o uratowanie statku przed zatonięciem. Zresztą, cóż po powstrzymaniu wiatru, gdy potężne fale, pełznąc po dnie oceanu, wychylały ponad taflę tylko łeb, a i tak miotały łupinę, w której kuce miały swą ostoję…? Trenował ciężko pod czujnym okiem rodziców i dziękował im w duchu za każdym razem, gdy zziębnięty i przemoczony, siłował się na pokładzie z linami, na których wisiał los jego oraz bliskich. Słuchając grzmotów i walcząc o utrzymanie na kopytach, boleśnie odczuwał rozbijające się o jego sierść krople rzęsistego deszczu. W takich to chwilach, kiedy wiedział jak wiele może stracić… czuł, że żyje. Jak bardzo żyje - z racji tego, ile zazwyczaj dzieliło go od śmierci. Tak… po zatonięciu statku, mógłby wzlecieć w górę, osiąść na chmurach i lecieć ileś dni w kierunku lądu… lecz bez słodkiej wody marne miałby szanse na dotarcie do celu.

    Poza swym talentem, miał jeszcze pasję: uwielbiał tańczyć. Uczyła go tego mama… zaczął od walca z Canterlot, przeszedł przez twist z Manehattanu, opanował rock and roll na tylnych nogach pomysłu jakichś hipsterów z Appleloosy… jako i wiele innych tańca rodzajów… aż dotarł wreszcie do tego, który obdarzył szczególnym uczuciem – baletu. Prawie samotny na bezkresnym morzu, nie muszący się przejmować opinią osób trzecich, pegaz ten delikatnie stąpał po chmurach, ledwie dotykając je swymi kopytkami. Nad taflą morza się unosił, tak skrzydłami machając, co by zmarszczek nad te pojedyncze od kończyn nie stworzyć… przesuwał się z gracją, skakał, obracał się… tańczył ze swoją mamą – lecz ona nie zawsze mogła… a nie chciał jej cały czas prosić, pomimo wielkiej na tan ochoty. Dlatego też… którejś nocy, wzleciał ku gwiazdom. Wylądował na chmurze i przypatrzył się jej. Wyrzeźbił z niej swą towarzyszkę – pegazią tancerkę. Objął ją… i wiedział już, jakiego rodzaju sztuka pochłonie go przez wiele kolejnych nocy. Lata mu na tym zeszły. Nie było to łatwe… lecz teraz, z zamkniętymi oczami stawał na chmurze, naprzeciw swej towarzyszki, puszczał się w tan i tak machał swymi skrzydłami, by ta, czując na sobie podrygi wiatru, tańczyła wraz z nim, niczym żywa istota… coraz dalej i dalej, w piruetach i podrygach, zbliżał się do krawędzi chmur… i tak stawiał swe kopyta, tak je zręcznie przesuwał, że strzępił chmury i tworzył parkiet pod sobą – wiedząc dobrze, że tam, gdzie zaraz postawi nogę, choćby i na chwilę zaistnieje z chmur podłoga… bowiem nie mógł latać – gdy to skrzydłami nadawał pozór życia towarzyszce. Co najwyżej szybował… spadając, mógł tańczyć… lecz dopiero objąwszy klaczkę i skończywszy taniec, mógł się ponownie wzbić w przestworza. Do dziś pragnie pokonać tę granicę... lecz jeszcze bardziej, pragnie móc spotkać się z prawdziwą wybranką… taką, której rysy wyobrażał sobie nieraz w gładzonej z uczuciem twarzy powołanej do życia klaczki… chciał przeżyć przygody i odnaleźć swą prawdziwą miłość.

    Teraz miał ku temu okazję. Jego rodzice, uznając jego dojrzałość, zdjęci jego pragnieniem wylecenia poza rodzinne gniazdo, zezwolili na odlot. Choć z pewnego rodzaju melancholijnym smutkiem, uśmiechali się z dumą, patrząc na swego potomka, rozkładającego skrzydła i wyruszającego w podróż życia – pamiętając, jak to oni byli niegdyś tacy sami… potomek, to ich przedłużenie własnej młodości i istnienie, w które przelewali swe uczucie - śmiech, jak i łzy, dawało im wyraz prawdziwej nieśmiertelności pośród kuców. Żegnali się długo i czule. Breeze przyrzekał swoim rodzicom, że napisze, że ich odwiedzi, że kiedyś, być może, jeszcze wróci na stałe. Tymczasem… adieu! Żegnajcie, ukochani! Przede mną szeroki świat i przygoda. Kto wie, co napotkam na swej krętej drodze…?

    9. Cel: Przeżyć niezapomniane przygody w nieznanym mu prawie świecie… i odnaleźć swą wybrankę.

    10. Cutie Mark: Strugi gnającego powietrza

    13. Zdolność specjalna: Kontrola wiatru przy użyciu skrzydeł (siła/precyzja itp.)

    14. Tagi:

    Podstawowe: Action, Adventure, Crossover, Romance.

    Opcjonalne: Dark, Drama, Gender Bender, Mecha, Psychological, Rule 63 +/- Selfcest, Saucy, Shipping, Violence.

×
×
  • Utwórz nowe...