Skocz do zawartości

Plothorse

Brony
  • Zawartość

    324
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Posty napisane przez Plothorse

  1. W pierwszej chwili się przestraszył. Odwrócił łeb. Jednakże, gdy zobaczył cóż to takiego, Wietrzyk nie miał jak się nie uśmiechnąć. Nawet zaśmiał się pod nosem, niezależnie od tego jak wyglądała ich sytuacja.

    -Hej! Poczekalibyście, skoro już się bawicie.. inni też chcą! - krzyknął do Perły oraz okolicznych klaczek, w tym młodej pegazorogini. - miał nadzieję, że zrozumieją jego przesłanie i, pomimo uczuć, spróbują się nią zająć. Musieli zaoszczędzić czas...

    Jeśli natomiast poprzez zabawę udałoby się nawiązać jakiś kontakt z nią, jako przedstawicielką ,,drugiej strony"... liczył na to.

    Skupił się ponownie na wyławianiu Słonecznych Kucyków.

    - uśmiechnął się, porównując w myślach tę czynność do wyławiania glonów na morzu.

  2. Wietrzyk nie był pewny, czy na twarzy nadal ma uśmiech, czy załapał szczękozgryz... z pewnością nie było mu do śmiechu. Jego umiejętności perswazji najwidoczniej zawiodły.

    Nie żeby kiedykolwiek zanadto w nie wierzył...

    -No to mamy problem... z lekka zwaliłem sprawę. - rzekł, przełykając głośno ślinę. Wątpił jednak, aby ktokolwiek to ostatnie teraz usłyszał.

    Postarał się utrzymać swą koncentrację na wyciąganiu kolejnych kuców. Niemniej jednak, jego myśli wędrowały nieustannie w kierunku otwartej przestrzeni, do której zapewne właśnie zmierzał podejrzliwy źrebak...

    -Czy któraś z Was mogłaby sprawdzić, jak radzi sobie Kropelka? - zwrócił się do stojących na ziemi kuców.

    Bał się o nią...

    -Wypatrujcie, proszę, pilnie, zbliżających się postaci...

  3. - pomyślał -

    Zimny pot spłynął po plecach Wietrzyka, gdy ten usłyszał głos maleńkiego alicorna. Wysłuchał jej słów, odwróciwszy do niej głowę z w miarę naturalnym, delikatnym uśmiechem.

    Kłamanie nie leżało w jego naturze. Uznał, że dobrze byłoby ująć to jakoś wdzięcznie i nieinwazyjnie:

    -Głownie kucykami spoza Doliny... a czynimy to dla Jej przyjemności. Widzisz, zrobiliśmy z tego konkurs. Gdyby nie miała rywali, których mogłaby w nim pokonać, pewnie czułaby się niedoceniona, prawda? - spytał, próbując nadać tej odpowiedzi zgoła naturalny ton.

    - myślał z desperacją, sięgając spokojnie liną po kolejnego kucyka. Nie krył się ze swymi czynami przed klaczką, jakby jej obecność wcale mu nie wadziła..

  4. 1. Liczba przypadków porażenia piorunem w czasie tygodnia: 34

    2. Liczba przypadków przekroczenia regulaminu bez wylecenia z akademii: 0

    3. Liczba zderzeń z Nieznanym Obiektem Derpiącym Latającym w ciągu roku: 3

    PS:

    Honory prawdziwego lidera - Przykładne zachowanie i wspieranie innych.

    Czy to przypadkiem nie pasowałoby bardziej na nazwę odznaczenia niż na rekord? :rd10:

  5. Wietrzyk zdziwił się, zarówno w pozytywnym tego słowa znaczeniu, jak i... normalnym.

    -Bondage później, Strzałko...

    -Zdecydowanie bardziej - odrzekł, po odebraniu go - Fruwacze, zmiana planu! - krzyknął uradowany, acz i kapkę speszony do reszty. Nie tłumaczył się już na jaki. Wierzył, że się domyślą.

    Zsunął jeden z końców liny do wnętrza kopuły, tak by sięgnęła dna, drugi natomiast rozwinął na zewnątrz tak, aby mogła go uchwycić jak największa ilość kuców. W czasie wykonywania tej czynności rozwodził się w myślach nad niewątpliwymi atutami pegazicy.

    Przytrzymując narzędzie oswobodzenia kopytem, co by gdzieś się nie zsunął w międzyczasie, odezwał się do uwięzionych:

    -Złapcie się i krzyknijcie, kiedy będziecie gotowi!

    Sam natomiast przygotował się do ciągnięcia liny na sposób sprawdzony podczas morskiej żeglugi. Okręcił szybko linię wokół przednich kopyt, stanął dęba i rozłożył dla równowagi skrzydła, gotów bić nimi powietrze, aby spotęgować siłę, z jaką będzie ciągnął, oparty nogami o ścianę kopuły.

  6. -Zatem utwórzmy linię... linę, znaczy się! - poprawił się, po pomyleniu się z pośpiechu. - Latacze, ku górze! Musimy ich stamtąd wyciągnąć! Reszta - przygotować się na ziemi do odebrania zjeżdżających w dół kuców!

    Gdy już zaczął docierać ku kopule, wzniósł się w powietrze i ruszył ku sześciennemu otworowi. Zadarł głowę za krawędź górnej podstawy bryły... emmm... znaczy się - zajrzał do środka. Postarał się możliwie szybko i zwięźle zakomunikować to, co musiał.

    -Przybywamy na pomoc! - powiedział do wnętrza konstruktu - Będziemy Was wyciągać, po kolei. Przygotujcie się, szybko! Nie mamy czasu!

    Wedle wcześniejszych założeń, i o ile kuce istotnie tam były, postarał się uformować wraz z kucykami żywą linę, aby wyratować posklejane miodem istoty. Nie mogli bowiem wlecieć do środka... ryzykowaliby podzielenie ich losu.

  7. W pierwszej chwili zapragnął ją powstrzymać. Niemniej jednak, nie dała mu na to szansy... po chwili oszołomienia zrozumiał, że w istocie to najlepsze z tego, co mogli... co mogła uczynić. Fakt, sam pomyślał w desperacji o wyskoczeniu tam, ale uznał, że uczyni to w ostateczności, że jeszcze zdążą uwolnić więźniów przed tym... Jako, że na podstawie miejsca, w którym by się ukazał, oni mogliby dojść do wniosku, gdzie należy szukać reszty, której - kto wie - może się domyślali... jeśli przesłuchali pozostałe w niewoli kucyki.

    -Do Słonecznych Kucyków! - powtórzył reszcie dźwięczące mu uszach słowa - Szybko! Póki mamy szansę!

    Rozpoczął zdecydowanie żwawsze przesuwanie się w kierunku miodowej kopuły. Pobiegł, licząc, że sprawnie pociągnie resztę kuców za sobą.

    Gdy tylko gęstość drzew nie groziła wpadnięciem na nie, a droga zdawała się prostą, musiał walczyć z pragnieniem obrócenia się i doglądnięcia bezpieczeństwa źrebięcia.

    Ciężko jest czasem stanąć w czyjejś obronie... jeszcze ciężej tego nie uczynić, gdy się tego pragnie...

    -Różyczko - gdzie jest wejście do tej kopuły? - spytał szybko, nie marnując oddechu na zbędne słowa.

  8. (Dziękuję... acz nie mogę powiedzieć, że nie żałuję... że ze względu na rozmiar pliku, większego wycinka wstawić nie mogłem...)

    Nyx? Dobra, tego się nie spodziewałem... czekam na princessę Sparkle?


    Wietrzyk, po zaobserwowaniu tejże, jakże naturalnie na tle tego mrocznego pejzażu malującej się sceny, milczał przez chwilę.

    -... czy tylko ja mam tu teraz z lekka mieszane uczucia? - spytał retorycznie otaczające go kuce.

    Nie żeby jego ogólny zamysł działania się zmienił. Co to to nie. Jednakże, dało mu to wiele do myślenia. Bynajmniej nie tylko w kwestii żywienia ciepłych uczuć przez istoty na pozór do tego niezdolne, bądź niechętne... także w sprawie tego, co mogą w chwili obecnej uczynić.

    Zaczął nawet snuć plany co do tego, czy by przypadkiem samemu nie wdziać jakiegoś improwizowanego, mrocznego odzienia i nie wparować na tę anty-idylliczną imprezę...

    -Czy... ktoś wziął ze sobą jakieś ubrania... bądź też jakiekolwiek narzędzie do charakteryzacji?

    Był prawie przekonany, że przynajmniej Kropelka to uczyniła... niemniej jednak, ona była tu... chwila... moment...

    Rozejrzał się wokół. Nie żeby spodziewał się odnaleźć czegoś poza ziemią, drzewami i krzakami, ale... tonący i brzytwy się chwyta. Kontynuował wraz z kucami zbliżanie się ku więzieniu... po tym jak sprawdził, czy chaszcze, w których zniknęła fioletowowłosa nie stoją aby na linii drogi, którą kroczyć im przyszło...

    Jakoś nie potrafił przełknąć propozycji, którą podsuwał mu umysł... mianowicie porwania małej w charakterze zakładniczki.

  9. - Wreszcie nadchodzi ten moment - powiedziała.

    TAK! Czas rozpocząć konkurs cosplay' u! Tymczasem, nie ma jeszcze nawet połowy antagonistów! :rainderp:


    Wietrzyk spojrzał w kierunku wskazanym przez Różyczkę. Konstrukt taki widział po raz pierwszy w życiu. Chował nadzieję, iże nie okaże się aż tak wytrzymałym...

    - żałował. Było czego... a tymczasem, okazało się, że ktoś żywił zupełnie inne podejście do tej sprawy. Jak na złość... słońce w rękach nieprzyjaciela!

    - tu jednocześnie odezwał się - Co do... niech to! Mamy czas do zmroku? Szybko, skradajmy się, póki są sobą zajęci... - - stwierdził, przystępując do zmierzania w kierunku pokrytej roślinnością kopuły. Pragnął wykorzystać kamuflaż, jaki oferowało im otoczenie jak tylko się dało.

    Myśli jego na temat ich sytuacji przemieszane były z domniemaniami na temat kolejnej, co najmniej nietypowej istoty, która wyłoniła się zza okolicznego przestworu flory...

    Patrząc na bawiące się stado kuców, można odnieść czasem wrażenie, że to pląsa najprawdziwsza tęcza... Istoty, zaprzysiężone w tej nieświętej koalicji, przywodziły na myśl skrzywione odbicie typowego stanu rzeczy... niczym ciało, drążone plugawą chorobą...

  10. Zielone i badziewiaste. No tak... Chrysalis narobiła do studni.

    ,,Droga Różyczko... Twoi poddani to teraz moi poddani... odeszła Królowa, niechaj żyje Królowa!"


    Wietrzyk był spetryfikowany bezmiarem zniszczeń spowodowanych przez rozentuzjazmowane zgromadzenie istot o zaiste niegodziwych intencjach...

    Jego uwagę zwróciła wyjątkowo postać, o której w ogóle nie wspomniały Kucyki Słoneczne, uciekające z tego miejsca. Czuł, że mógł je zrozumieć... cóż to mogło być?

    - tu zerknął w kierunku tych, posiadanych przez jego towarzyszki -

    Łatwo jest być odważnym, gdy niebezpieczeństwo jest daleko. Ciężej, gdy patrzy mu się w twarz. Wietrzyk jednak, nawet i bez strachu, ściskającego go za gardło, rozumiał, że wyskoczenie naprzód nie należy do listy właściwych do wykonania w takiej chwili czynności.

    -Cóż to takiego? - szepnął, nie adresując jednak tych słów do kogokolwiek konkretnego. Jeśli ktoś wiedział...

    Następnie zwrócił się jeszcze do któregoś z Kucyków Słonecznych, będących na podorędziu:

    -Gdzie trzymają resztę?

    Starał się być oszczędny w słowach... każde bowiem zdawało się nieznośnie głośnym i ciężkim, gotowym zaalarmować armię - niezależnie jak oddalona i zajęta sobą byłaby w istocie...

  11. Słowa Zorzy mocno zaniepokoiły Wietrzyka.

    - pomyślał Wietrzyk -

    Nie podzielił się jednak tymi myślami z pozostałymi kucykami. Zapewne każdy z nich rozumował podobnie... ruszył wraz z grupą. Czas uciekał.

    Wietrzyk, skoro przeszli do czołgania, uznał, że najwyższy czas, aby zamknął jadaczkę. Pora była na infiltrację... przepełzając pomiędzy naroślami, starał się zachować cicho.

  12. Wietrzyk wzniósł brwi, zaskoczony oraz nieco zdegustowany.

    -Różne rzeczy zdarzało mi się pić - przyznał - ale czegoś takiego chyba nie tknę. - pomimo tego jak się czuł, odważył się zbliżyć nieco pyszczek i powąchać owe cuś - przypuszczam, że woda u Was zazwyczaj tak nie wygląda? - zwrócił się do Słonecznych Kucyków. - Czy to znak, że Wasza kraina z wolna się... kiepści?

    Zapewne szybko cofnął swą twarz od tego czegoś... na bezpieczną odległość.

    -To coś radzę co najwyżej wylać na łeb tego, kto wypuścił Smrula... niemniej jednak, nie optuję za dźwiganiem tego.

  13. Może po prostu te nieliczne lasy, które miał szansę odwiedzić, były w jakiś sposób pechowymi? Ten nie wydawał się w sumie aż taki ,,niefajny"... Ba. Póki kuc się nie potknie i nie zażyje darmowej kąpieli błotnej, może polubić każde miejsce...

    Wkroczył na łąkę.

    Studzienka... z powodu przygody Zorzy, o dziwo, nie odstraszała Wietrzyka, czego możnaby się spodziewać... zachęcała, niemo zapraszała do siebie. Pegaz podszedł on bliżej i zajrzał do środka...

    -Ktoś jest spragniony? - spytał stosunkowo głośno - wkrótce możemy nie mieć okazji, by się napić...

    I... nie... bynajmniej nie miał ochoty tam wlatywać.

  14. Wypowiedź Zorzy zabrzmiało tak jakoś...

    Ciężko mu było powstrzymać uśmiech. Postarał się z racji tego, że nie chciał speszyć Jej, ale... nie potrafił do końca. Rozbroiła go. Odwrócił spojrzenie..

    -Kolumną? - spytał, widząc przez co ich wędrówka czeka - nie narobimy tak wiele hałasu.... prawda?

    Pomyślał przez chwilkę nad poleceniem... acz przypomniał sobie o uziemionych.

    Podążył za Kropeplką, ścieżką przynajmniej już po części utorowaną przez ambitną klaczką... na siebie wziął obowinność pozbawienia przejścia wszelkich przeszkód na poziomie oczu dorosłych kuców... typu pajęczyn i takich tam... próbując w miarę możliwości je usuwać przednimi nogami... lecz zapewne w istocie włażąc na nie...

    Lasy nie były jego domeną.

  15. -Och, Kropelko, nie smutaj się, proszę. - rzekł Wietrzyk, lądując obok niej. Zrobiło mu się bowiem żal istoty, która nie mogła samodzielnie oderwać stóp od ziemi dłużej niż na parę sekund... jeśli nie pragnęła wyrządzić sobie krzywdy - Jeśli tylko zechcesz, możesz polecieć wraz ze mną... a jeśli to Ci mało, zawsze możemy spróbować stworzyć Ci machinę, dzięki której będziesz mogła sama szybować! - oświadczył - Słyszałem, że to w kij ciężkie, ale hej... nikt nie zapewnił, że to niewykonalne. - mrugnął do pocieszanej klaczki.

    Kroczył już dalej pośród pozostających na ziemi. Solidarnie... spojrzał w kierunku, wskazanym przez Pikusia. Zaskoczyły go jego słowa.

    -W studni? - tu zlokalizował wzrokiem oraz odezwał się do zielonkawego Kucyka Słonecznego - Zorzo, co robiłaś w studni? - spytał, zakładając, że ta słyszała ich rozmowę.

  16. Krótkie posty... na wyższą jakość Twoich wypowiedzi.


    -Rozumiem.... umm - czy to daleko stąd? - spytał Wietrzyk. - Zastanawiam się, czy by nie wznieść się nieco wyżej. Możnaby spostrzec gdzie koncentrują się wrogowie... lecz z szansą na wzajemność. Co o tym sądzicie?

    Zastanawiał się w jaki sposób winni ominąć ową armię... o ile to możliwe.

    - przypomniał sobie boleśnie o więźniach, zapewne cierpiących w niewoli, wyczekujących pomocy. Sama myśl o tym pobudzała do działania.

    Ruszył powietrzną trasą, w ślad za Kropelką, nie pragnąc swą osobą torować ścieżki, ni ryzykować zasmruleniem bardziej niż to było konieczne...


    Zauważyłaś jak to czasem dziwnie przekrzywia całość czcionki w Twym temacie?

  17. Jak sobie życzysz... lecz nie powiem - to niezwykle pozytywne zaskoczenie po przeczytaniu pierwszego, rozbudowanego opisu kusi, ażeby ponownie tak napisać.

    Świeże popołudniowe powietrze muskało sierść Wietrzyka.

    :yay:

    To ma na Ciebie niesamowity wpływ.


    - pomyślał, uradowany. Aż nie powstrzymał się... wzleciał sobie te parę metrów, zakręcił kółeczko. Na szczęście nie zapiszczał z uciechy... aż tak głośno, by go usłyszano.

    -Łii~hiii..

    Zaiste, młody był. Jego nastrój zmieniał się szybko niczym pęd żywiołu, od którego brał swe imię.

    I wtedy to usłyszał, jak to ktoś inicjował pożegnanie...

    Z jakiegoś powodu nie łudził się, że Grandlesy podążą za nimi. To nie była ich bitwa. Jednakże...

    - pomyślał nieco nie w czas Wietrzyk, widząc przepadające w mroku postacie. - wraz z nadpływająca, niewielką falą rezygnacji, ogarnęło go pragnienie westchnienia... opanował je jednak. Wzruszył zaledwie ramionami... nie, nie tak ,,w pełni". Było to raczej drgnienie, zadrżenie, niczym po wybudzeniu ze snu, czy oblaniu wodą -

    -Znacie drogę... - zwrócił się do Pikusia oraz Kropelki -... lecz, czy jest ona tą właściwą? - tu spojrzał otwarcie w kierunku Słonecznych Kucyków - może jeszcze przed dotarciem do Doliny powinniśmy pomyśleć na temat strony, z której najbardziej opłacałoby nam się przybyć?

    Chwilę pomyślał... sięgnął pamięcią wstecz...

    -Sądzicie, że mogą spodziewać naszego nadejścia z tej strony?

    [i/]

    PS: Cóż powiedziałabyś na takie, kolorystyczne urozmaicenie tekstu?

  18. Ach, sądziłem, że już tu napisałem! Jakże nieroztropnie z mej strony... i ja, rzecz jasna, oświadczam chęć wzięcia udziału w drugim sezonie walk wieczornych. Może i w najbliższej przyszłości niezbyt będę miał czas komentować owe zmagania, jak to wcześniej regularnie czyniłem - z racji bliskiej matury - jednakże, z miłą chęcią pooglądam owe walki, ew. skrobnę słów parę...

    Jedna postać?

    Mm... zatem na dobry początek Gambit... podkład postaram się dla niego odnaleźć za dni parę, gdy to odnowiony internetu limit mi na to pozwoli...

  19. Le gasp*

    Jak to być tak może? Gdzie? Kiedy? Czyżbyś naliczała linijki każdego z mych postów i porównywała je z jakimś najdłuższym...? :rd6:

    Lecz tak poza tym.... droga Koszmarko, co jak mam z takim postem uczynić? Uznać, że cała akcja z Kryształem nie doszła do skutku z racji tego, że Strzałka się odezwała?


    -Nic szczególnego. - odrzekł Wietrzyk uspokajająco. Wskazał na wystającą z ziemi ,,pułapkę". - To miejsce tak nas lubi, że chce zatrzymać na dłużej. - zażartował.

    Uznał bowiem, że milej będzie odpowiedzieć w ten sposób, niż po prostu sucho ,,przewróciłem się". Bycie partnerem do rozmowy stawia wymagania. Wiedział o tym. Nie pragnął zanudzić, ni zrazić swej towarzyszki...

    W razie potrzeby, podążył za resztą grupy. Poszukał w międzyczasie konturów - własnych oraz tych, należących do reszty - na skrzącej się powierzchni otaczających go skarbów. Spodziewał się bowiem dostrzec coś ciekawego.

  20. -Umpf! - takaż to onomatopeja towarzyszyła upadającemu pegazowi.

    - stwierdził, niezbyt kontent.

    -Nic mi nie jest... - oświadczył tym, którzy zainteresowali się jego ,,przytuleniem podłoża". O ile takowi się odnaleźli.

    Jego nastawienie uległo pewnej przemianie, gdy to spostrzegł z czym ma do czynienia. Krysztalik... Wietrzyk, wstawszy, puknął go kopytkiem. Nie pragnął bowiem mocować się z nim. Zwłaszcza, jeżeli miałoby to zostać uznane za próbę ograbienia na siłę tak pięknego miejsca. Zależało mu raczej na wolno leżącym samorodku...

    Inna sprawa, że nie chciał także spowalniać tempa pochodu.

    W razie gdyby kryształek był oporny, ruszy dalej. Jeśli jednak choć fragmencik odpryśnie, schowa go do swego plecaczka... czy cóż tam zabrał ze sobą, wyruszając z okrętu rodzinnego...

  21. Poll Nurdoo zza bezpiecznej swej przystani nie wychylał się. Miał biec po Shadowa? On, ledwie chodzący? Naaah...

    Nie wiedząc jeszcze cóż to konkretnie zamierza uczynić stojąca nieopodal jednorogini, lecz widząc jej skupienie oraz słysząc słowa Pinkameny - domyślił się, że chodzi jej o tę konkretną czynność...

    Przeszło mu przez głowę, że być może wystarczyłoby to zasypać ziemią... niemniej jednak, uznał, że na tego rodzaju sugestie jest już trochę późno. Rzekł jedynie szybko:

    -Zostaw, proszę, choć trochę tego ognia. - I tu już wyjaśnił nieco wolnej: - Przyda się, jeśli istotnie zostaniemy tu na dłużej... oraz jeśli trzeba będzie wypalić ranę Shadowa.

    - pomyślał, nie dostrzegając w pobliżu zbyt wielu drzew.

    Skupił się na dwojgu pozostałych gargulców, uznając, że winien to uczynić, skoro reszta jest nieprzytomna, niezdolna do walki wystarczająco lub w ogóle, zajęta, bądź po prostu zapomniała o niebezpieczeństwie z racji przybycia do tego kotła mlecznych kucoduchów...

    Tym razem jednak zastosował inną metodę. Zdecydował się obdarować je czymś ze swego bogatego arsenału. Z pierwszym podzielił się zaburzeniami błędnika - odpowiadającego za równowagę... zastanawiając się jak latający stwór poradzi sobie z w tym, skoro Poll - nawykły do tego - miał problemy nawet z chodzeniem.

    Drugiemu natomiast przypadła w udziale magiczna choroba skóry... sprawiająca bardzo dokuczliwe swędzenie... zastanawiał się jak biedny gargulec zmierzy się z tą przypadłością, skoro tak potężny pancerz otaczał jego wnętrze...

    Jednorożec ten jeszcze przed chwilą miał sporą ochotę się podrapać w co najmniej paru miejscach...

×
×
  • Utwórz nowe...