Skocz do zawartości

Plothorse

Brony
  • Zawartość

    324
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Posty napisane przez Plothorse

  1. Hm, wiedziałem, że gdzieś już ktoś go zaklepywał. Cóż, masz do niego pierwszeństwo, więc dostosuję się do twojej decyzji. W odwodzie mam w końcu Quicksilvera

     

    Wiesz co, Evertree? Weź sobie go i wygraj ten turniej. ; )

     

    Ja tam poszukam kogoś, kogo jeszcze publika tutaj nie widziała... jakoś po tym jak daleko zaszedłem w poprzedniej edycji nie mam aż takiej ambicji bycia tu najlepszym.

     

    SAKA - mój błąd. Nie ma czegoś takiego jak Zero GZX... zapomnij o tym co powiedziałem. I... chyba zrezygnuję też z Yoko Ritony. Owszem, jest bardzo dobra, ale... nie pasuje mi.

     

    Tak więc muszę poszukać kogoś... w ogóle na start.

  2. Kucyki tylko wzruszały ramionami na twoje pytanie.

     

    (Nie było żadnego pytania. Zaledwie stwierdzenie. ^ ^)

     

    Powiedz, droga Koszmarko. Czy nie odczuwasz problemów związanych z obowiązkami zarówno Mistrzyni Gry, jak i Awatar Chrysalis?

     


     

    Nie będąc do końca przekonanym, czy pozostałe kucyki nie zaobserwowały trzęsienia drzewa i nie zrozumiały jego słów, czy też po prostu nie przywiązywały do nich wagi - być może z racji tego, że same zapraszały różne istoty, jak choćby Włochatki, na swe uroczystości... Wietrzyk zdał sobie sprawę z tego jak bardzo jest rad z faktu bycia... ignorowanym?

     

    <Któż by pomyślał, że z tego można się cieszyć...?>

     

    Zwolnił kroku, zbliżając się do jabłoni. Opuścił nieco głowę, nie pragnąc zostać dostrzeżonym. Zaczął się poniekąd skradać pośród krzaków, czy czegokolwiek innego, co w owym przedsionku lasu odnalazł.

     

    Zastanowiło go to, dlaczego maleńka próbowała wejść na jabłoń. Interesował go zarówno motyw przewodni tej akcji, jak i to, że nie próbowała tam wlecieć.

     

    Postanowił okrążyć jabłoń. Podejść ją tak, aby zasłaniała go przed oczami klaczki... bądź też po prostu zajść ją od strony, z której nie patrzyła...

     

    Obserwował ją z ukrycia. Cóż takiego czyniła?

     

    <Czyżby pragnęła po prostu bliskości jakiegoś kuca? Jednakże, nienawidząc mnie i zapewne nie żywiąc ciepłych uczuć do reszty, decydowała się pobyć w pobliżu... choć z daleka uczestnicząc w przyjęciu?> - zastanawiał się pegaz, gdy to konsternacja ogarniała jego serce. - <Ona ma poniekąd rację, mając mnie za kogoś złego... nie mogąc porozumieć się z tymi dziwnych istotami... kłamałem, krzywdziłem... co bym o sobie pomyślał, gdybym się zobaczył...?>

  3. Nie będąc pewnym co uczynić, spytałem się czarnej kuli bilardowej, czy ciasto truskawkowe będzie lepsze od sernika. ^ ^ Odpowiedziała: ,,Chyba żartujesz?". W takim wypadku spytałem się, czy sernik będzie lepszy od ciasta truskawkowego... otrzymałem taką samą odpowiedź! Skonfundowany, spytałem się czy w ogóle powinienem nieść to ciasto, na co ona: ,,To musi poczekać". 

    Hmm...

     

    Zobaczymy czy będę żałował... bo chyba się nie posłucham. ^ ^


     

    Wietrzyk zrozumiał, że pomylił się w kalkulacjach. Nie zdążył przed przylotem pozostałych kucyków. Nie pozwolił sobie jednak na uznanie tego za porażkę. Jeszcze...

     

    Przy okazji kolejnej rundy przytulania z tak wielką ilością kucyków poczuł się poniekąd jak Plothorse na którymś ze swoich pierwszych meetów. Zupełnie nieprzyzwyczajony do czegoś takiego... obawiał się przy tym trochę, gdy okazywał w ten sposób radość ze spotkania ze Słonecznymi Kucykami. Wydawały się takie delikatne... czuł strach przed uczynieniem im krzywdy swym uściskiem. Mimo to, patrząc na to, że nie mają one przed tym skrupułów oraz przypominając sobie, że przed chwilą ot. tak pokonały Smrula pomyślał sobie, że w istocie drzemie w nich jakaś niezwykła siła, niewidzialna na pierwszy rzut oka...

     

    Zdziwił się i to bardzo, gdy to zatrzęsła się niedaleko jabłoń. Początkowo sądził, że owa maleńka klaczka próbowała strącić gruszki, by się najeść, a uczyniło to tak dlatego, że nie chciała przebywać w ich towarzystwie. Uczynienie tego samego z jabłonią tak blisko gromady kucyków wydało się mu zatem pozbawione sensu.

     

    <Czyżby więc to nie była ona?>

     

    Rzekł zatem do najbliższego kucyka, czy dwóch które miały szansę na zobaczenie tego, co i on:

     

    -Wydaje mi się, że możemy mieć gościa... pójdę zerknąć, czy by nie skusił się dołączyć.

     

    Nie zakładał tego, że koniecznie dostrzegły poruszenie jabłoni, lecz uznał, że w tak dużej gromadzenie, choćby i takie usprawiedliwienie zachowania byłoby stosowne. W razie czego miałby kogoś, kto wytłumaczyłby reszcie po co odłącza od grupy.... chyba...?

     

    Wybrał ciasto truskawkowe, wziął je w pyszczek i oddalił się w kierunku owej jabłoni... cóż tam go oczekiwało?

     

     

  4. Jak się dowiedziałem ze na nic muzeów idziecie

     

    Och, Lyr. Literówka, tymczasem Maklak zapewne tak bardzo zgodziłby się z Tobą. ^ ^

     

    Ja ze swojej strony na tę noc nie narzekam... zacząłem późno i właśnie chyba dlatego ominęło mnie większość ,,poślednich nieprzyjemności" wszelkiego kalibru, czy to logistycznych czy innych... no, może z małymi wyjątkami, ale szczerze - nie mam zamiaru narzekać. Poszedłem tam - jako osoba, która już nie raz i nie dwa kursowała po muzeach warszawskich - bardziej dla ludzi i jestem byłem (jestem) bardzo zadowolony z tego jak to oryginalność tego spotkania w nocy/jej atmosfera ożywiła i pobudziła bronych&pegasis. Przeprowadziłem wiele dyskusji, z czego większość z chęcią bym kontynuował.

     

    Co prawda smutno mi było, gdy po naszym krótkim spacerze (moim, Linura i RainRocka) wróciliśmy do Hard Rock Cafe i okazało się, że grupa już się rozeszła. Czuję, że posądzono nas o odejście bez pożegnania... Tia. <przeszliśmy się do placu grzybowskiego, do takiego milutkiego, oświetlanego mini-parku ze strumyczkiem płynącym po ciosanym, schodokafelkopodobnym zjeździe... no i polowaliśmy na kebab 24h. Udało nam się złowić całkiem niezły z miłą obsługą... choć dającą ostry sos zamiast zwykłego. ^ ^

     

    Ogółem miło było. Organizacja mogła być lepsza, jak zawsze, ale prawda jest taka, że w sumie dosyć mało było czasu... <do 1? To chyba wieczór, nie noc muzów> Zaspokoić pragnienia tak dużej grupy poprzez zwiedzenie konkretnych obiektów jest niełatwo. Nie udało się z Szopenem, Radiem, Sztuką Nowoczesną... i chyba jeszcze paroma innymi.

     

    Współczuję Wam, Maklaku i Lyr-że: pierwszy z Was dwóch przyjechał specjalnie do tych muzeów i zawiódł się, drugi nie otrzymał szansy na zwiedzanie w ogóle. Nie wiem, komu bardziej... Życzę Wam obu więcej szczęścia następnym razem!

     

    Edit: edytowałem parę razy, w miarę przypominania sobie szczegółów...

  5. Myślę, że nie ma potrzeby zmian, wolę zobaczyć na własne oczy czy serio jest taka słaba :D

     

    Jak sobie życzysz <a nuż właśnie czynisz właściwie, może Saka wykombinuje zupełnie inną wersję Kanadę... mam nadzieję, że się nie zawiedziesz.

     

     

    - Gambit (lub, jeśli ktoś już kiedyś miał go, bo mam jakieś takie niejasne wspomnienie, to w jego miejsce Quicksilver)

     

    ,,Mieć" to go miałem mieć w tej edycji. Jednakże, wystąpił zaledwie w testach, ponieważ - ze względu na małą liczbę chętnych - w turnieju miała szansę wziąć udział zaledwie pojedyncza postać z każdego zestawu trojga.

     

    Zastanów się zatem, czy go chcesz. Nie wystąpił zbyt wiele razy, a to naprawdę dobra postać, w dodatku pasująca do Twojej drużyny (no, poza tym, że się z Volvciem nie lubili...) Jeśli Ci zależy, mogę Ci go odstąpić.

     

     

    Saka - mógłbyś mi załatwić Zero GZX? To chyba przeróbka tego Zero, na którego narzekałem na początku, że to nie Omega... :flutterblush:

     

    (Uspokajając pozostałych uczestników turnieju - to nie jest ,,pikselowa", miniaturowa, wersja oryginalna Zero z gry - to ,,pełnowymiarowa" przeróbka na potrzeby mugena. Nie będzie posiadała przewagi z racji niemożności bycia trafioną.)

     

    Swoją listę postaci najpewniej ukażę po otrzymaniu odpowiedzi od Evertree oraz Sakadetsu. Najpewniej jednak ukaże się w niej Yoko Ritona.

  6. Wietrzyk odrobinę się zmartwił, gdy zrozumiał, że nie jest w stanie odtworzyć w pamięci detali tyczących się domniemanego miejsca pobytu owych mało uroczych istot... uznał jednak, że w razie czego podleci do słupa, przypomni sobie gdzie stali do momentu aktywacji zaklęcia i - zważając na to gdzie stali dotychczas - domyśli się trasy ich ,,odlotu".

     

    Uznał to jednak za całkowicie zbędne w świetle tego, że dostrzegł poruszenie owej gruszy. Uśmiechnął się, rozprostowując nogi. Kojące ciepło oraz poczucie ulgi zalało jego serce. Jakże cieszył się zarówno z tego faktu jak i z tego, że kucom z zamku najwyraźniej nic się nie stało. Był pod wrażeniem tego, jak szybko grupa Słonecznych Kucyków uporała się z zadaniem. Świętujące kucyki miały rację, pokładając w nie wiarę..

     

    <Istotnie, te opowieści o nich, jako latających szybciej niż wiatr, chyba są prawdziwe...> - pomyślał, przypominając sobie potęgę magicznego wiatru, które były w stanie wykrzesać ze swych, na pozór delikatnych skrzydełek. Skoncentrował swój wzrok na tej gruszy oraz jej otoczeniu, starając się starannie zapamiętać to miejsce.

     

    Zaplanował wykorzystać to, że najprawdopodobniej jako pierwszy wypatrzył zbliżający się... kucolot. Był przekonany o tym, że za chwilę kucyki będą aż nazbyt rozentuzjazmowane oraz pochłonięte witaniem się z ocalałymi znajomymi, aby zwrócić na niego uwagę.

     

    <Tylko będę musiał szybko wrócić... jeśli i mnie będą chciały zoabczyć...> - myślał przejęty pegaz.

     

    Wstał i poleciał ku placu, na którym zgromadzone były nie-słoneczne kucyki. Postarał się aż tak nie rzucać w oczy. Interesowało go zdobycie jakiegoś apetycznie wyglądającego ciasta. Jednego z tych, które nanosiły Włochatki.

     

    Najpierw z grzeczności, jak i z ostrożności spróbował po trochu tego i owego. Dopiero gdy uznał, że wie co jemu - jako kucykowi - smakuje oraz co mu nie zaszkodzi (pamięć o usypiających kwiatkach wciąż była żywa w jego pamięci) wziął ostrożnie w pyszczek jedno z nich i spróbował wycofać się z towarzystwa...

     

    Planował polecieć z nim później skrycie w okolicę owej gruszy... lecz czy aby nikt mu w tym zamiarze nie przeszkodzi?

  7. Niestety cierpię na olbrzymie braki czasu... przykre, bo w innym wypadku skomentowałbym nieco obszerniej te wszystkie walki. Tak to matura ogranicza mnie do słów paru. Sorki...

     

    Drizzt dopadł Nemezis Spinwide' a? Któż by się spodziewał... zaskakująca walka.

    Co do finału... jeszcze mi błyszczy w oczach... to musi być coś związanego z Pokemonami. Walka dosyć... nieregularna?

    Test Twili - hmm... jej styl powtarzającego się ciągu wznoszenia i dopadania przeciwnika przy ziemi przypomina mi to, jak gra pewien znajomy mi brony... dosyć dziki ten kuc. Przynajmniej aż tak kulkami energii nie spamuje, jak to wielu kierujących nią ma w zwyczaju...

    Gajeel... krótkie łapki masz, stary. Wydawało się, że Zoro będzie miał z Tobą ubaw do końca. Tymczasem, takie buty... tfu, rury.

     

    Przykro mi kapkę, że nikt poza mną oraz zwycięzcą finału nie zechciał go skomentować... no, ale cóż... Mówi się trudno.

     

    Powiedz, Saka (jako, że dostępu do Twych PW nie posiadam..) - czy jest na chwilę obecną w turnieju dosyć ludzi z postaciami o niewielkich rozmiarach takich jak Zoro, czy Gajeel... oraz mających szeroki zasięg ataku (Guts)... tyle, abym mógłbym sobie w miarę uczciwie pozwolić na wystawienie np. Omegi? Tak, aby nie wyglądało to tak, że wygrywam samym rozmiarem? Jak sądzisz?

     

    W razie czego mam kogoś na oku... mało OPresywną postać... jest nią Kamijo Touma z To aru majutsu no index. Nie planuję bawić się w tym sezonie zanadto w dominację pola bitwy... przynajmniej na razie. Co by nie było - nadal się zastanawiam...

  8. Gdy Wietrzyk usłyszał dochodzące zza jego pleców odgłosy zabawy, zdziwił się. Spojrzał w kierunku polany, a jego powieki zamknęły się i otworzyły parokrotnie. Czemu?

     

    <Myślałby kto, że po pierwszym wybuchu radości zachowają powagę, myśląc o tych, którzy być może teraz walczą o życie...> - tu miał na myśli kucyki, które tak desperacko zabarykadowane w zamku być może właśnie oczekiwały nadejścia ratunku... <bądź też może... > - potrząsnął głową. Nie chciał o tym myśleć.

     

    Jednakże, rozważył tę kwestię po chwili raz jeszcze, z zupełnie innego punktu widzenia.

     

    <To nie pierwszy raz, kiedy taka sytuacja się im przytrafia. Widocznie mają konkretne podstawy, aby wierzyć w powodzenie misji Słonecznych Kucyków... chyba winienem zaufać im w tej kwestii.>

     

    Uznał, że nawet bardziej niż on mają prawo do okazywania szczęścia. Wszak niektóre z nich tyle czasu spędziły w lepkim lochu...

     

    Jedynie Włochatki, które pojawiły się ni stąd, ni zowąd jakby z lekka nie pasowały do tego obrazu...

     

    Jednakże, pomimo usprawiedliwienia ich zachowania w ten sposób, Wietrzyk nie był w stanie zrozumieć dlaczego nie spróbowały okazać nieco więcej uczucia dla maleńkiej, cierpiącej klaczki. Pegaz był przekonany, że po jego słowach oraz czynach zdały sobie sprawę z jej obecności.

     

    -Jak mogą cieszyć się, gdy inni cierpią...? - wyrwały mu się z ust słowa, których zapewne nikt poza nim już nie usłyszał...

     

    <Uważają ją za kogoś niegroźnego? Cóż, tylko ja tutaj chyba od niej oberwałem> - pomyślał, a świadomość niedawno przeżytych wydarzeń przypomniała mu o jego poniewieranych plecach - <Poza tym, teoretycznie magia Słonecznego Kamienia wyrzuciła z tego miejsca ... eeee... złe istoty... prawda?> - spytał w duchu sam siebie, nie mając nikogo innego na podorędziu.

     

    Z głośnym westchnieniem podszedł powoli do drzewa, pod którym do niedawna znajdowała się klaczka. Oparł się ciężko o jego pień. Po chwili milczącego wpatrywania się w trawę, kontynuował snucie myśli. Jedna prowadziła do drugiej...

     

    <Czy to, że ta klaczka jako jedyna pozostała w Dolinie oznacza, że ona wpierw zdjęła ten Kamień... jako jedyna spośród tego podejrzanego towarzystwa mogąca swobodnie poruszać na terenie Doliny jeszcze przed dezaktywacją tego magicznego pola...?>

     

    Zdecydował, że spyta którąś spośród Słonecznych Kucyków na temat tego, jak ta historia się zaczęła. Uznał, że mogłoby to wiele wyjaśnić... przez sekundę nawet pożałował, że nie uczynił tego jeszcze przed ich odlotem. Po jej upływie zdał sobie sprawę z tego, że nawet gdyby przyszło mu to pytanie do głowy, nie zadałby go. Nie zdecydowałby się na opóźnienie ich misji czymś tak trywialnym.

     

    Kolejna myśl. Ta jednak zaledwie mrygnęła... przemknęła przed jego oczami. Potrzebował chwili, aby ją wyłapać. Było to bowiem bardziej podświadome uczucie, którego doznał, wspominając starcie z czarną alicorn oraz, poniekąd jej... córką?

    Kontrowersyjnie, to co z nim uczyniły.. a zwłaszcza co uczyniła ta pierwsza, przywołały mu na myśl wspomnienia o domu... o jego dzieciństwie.

    W drzewach, o które rzucała nim magią owa gwiezdnogrzywa Pani... czuł drewno pokładu, o który burza ciskała nim w czasie gwałtownych sztormów. W mistycznych objęciach nieznanej mu istoty czuł się tak bezwolny jak wtedy, gdy był jeszcze źrebakiem i nie potrafił utrzymać się na nogach... gdy to fale, gnane dzikim szałem natury, kołysały okrętem w tę w we wtę.

    Pioruny zaś przypominały mu dnie, które spędzał latając pod pochmurnym niebem i poznając kapryśny żywioł chmur burzowych. Zdał sobie sprawę z tego jak wiele minęło od czasu, gdy przez swą nieumiejętność, bądź lekkomyślność dał się trafić. Tak, zdarzało mu się to okazjonalnie, jak prawie każdemu pegazowi w jego wieku. Jednakże, żeby tak wiele razy w przeciągu tak krótkiego okresu... Pfff... Tak bardzo odwykł od odczuwania ich na swej sierści...

     

    Zakręcił ogonem. Chwila zmęczenia uczyniła go kapkę sentymentalnym. Wzniósł pyszczek, spoglądając na akrobacje Kropelki. Od tego patrzenia aż zachciało się jemu samemu tańczyć... poczuł się rozdarty. Nie chciał opuszczać tego miejsca, tej zwykłej kępki trawy, na której do niedawna znajdowała się praktycznie obca mu istota.

     

    <Alicorn...> - rozmyślał Wietrzyk. To jedno słowo budziło wiele sprzecznych uczuć.

     

    Nie pragnął się nad nim teraz rozwodzić. Zastrzygł raz jeszcze uszami, pragnąc poprzez hałas dobiegający od świętujących kucyków, wychwycić jakikolwiek odgłos, świadczący o obecności czarnego pegazorożca. Nie wieszczył samemu sobie zbytnich sukcesów. Mimo to, nie potrafił się powstrzymać przed tą próbą.

     

    Podniósł się powoli, ociężale. Zdawał sobie sprawę z tego, że niejeden lekarz zaleciłby mu teraz odpoczywanie, jednakże jego stan nie zdawał się być najgorszym. Wietrzyk oceniał, że ma jeszcze w sobie trochę pokładów energii.

     

    Nie czuł się jakoś w nastroju do zabawy. Wzleciał do góry, po czym postarał się o jakąś niezbyt odległą chmurę, na której to mógłby wylądować. O ile takową znalazł, usadowił się na niej. Z tego to, jakże wygodnego, punktu obserwacyjnego, rozpoczął oględziny linii horyzontu. Postarał się sobie przypomnieć w którym to konkretnie kierunku ,,odleciały" owe nieprzyjazne istoty... zaczął analizować elementy topograficzne, znajdujące się na pomiędzy nim, a domniemaną pozycją matki owej klaczki... oraz jej towarzyszek. Spoglądając na lasy i inne elementy przyrody nieożywionej, obserwując bacznie rzeźbę terenu... postarał się wywnioskować jaki szlak obrałaby owa mała... jeśli podążyłaby ziemią. Zastanawiał się gdzie, jeśli podjąłby się w teorii pościgu, mógłby liczyć na przecięcie jej trasy.

    Wypatrywał także jej figury ponad drzewami. Wyobrażał sobie jak wyglądałaby jej postać, wznosząca się na konarami. Zastanawiał się jak długo zechciałaby się trzymać twardej ziemi, skoro, jak i on, obdarzona została skrzydłami. Zerknął także dyskretnie - poprzez niewielką dziurę, którą uczynił od niechcenia kopytem na skraju swej chmury - pomiędzy drzewa, w okolicy których niedawno ostatni raz widział ową maleńką...

  9. (Sześć z dziewięciu egzaminów już za mną : )

     

    Uszy Wietrzyka położyły się instynktownie. Aż się wzdrygnął, gdy to mała klaczka krzyknęła tak głośno oraz tak blisko niego. Ta chwila zaskoczenia była wszystkim, czego maleńka potrzebowała, aby uciec mu sprzed nosa. Wietrzyk podniósł się i dodał, stosunkowo głośniej:

     

    -Zaczekaj, proszę! Nie chcę, żeby i Tobie się coś stało..

     

    Obawiał się jednak daremności tego wysiłku. Nie ruszył jednak za nią. Wiązało go dane przed chwilą słowo.

     

    <Zresztą, pościg nie miałby sensu. Skutek dałoby to odwrotny>

     

    Z dosyć niewyraźną miną zastanawiał się, pozostając jeszcze na miejscu. Nie chciał jeszcze odchodzić, rezygnować, choćby i szansa była na to płonną.

     

    <Poza tym - to w końcu alicorn. Na dodatek jakiś nietypowy... co ja mógłbym przeciw jej magii?>

     

    Nasłuchiwał, czy klaczka w istocie odbiegła już dalej.

  10. -Dziękuję... - rzekł Wietrzyk... chyba w imieniu wszystkich zgromadzonych tu nie-Słonecznych Kucyków - ...powodzenia! - krzyknął jeszcze, wznosząc kopyto na pożegnanie, gdy te już odlatywały.

     

    Opuścił je powoli. Bez tych delikatnych stworzeń ta kraina wydała mu się trochę... pustą.

     

    <Słoneczna Dolina bez Słonecznych Kucyków... dziwny widok> - pomyślał, rozglądając się za wieżyczkami, które najwyraźniej wcześniej umknęły jego uwadze. <Nikt nas teraz nie ugości... pozostaje nam czekać?>

     

    I w tym momencie wzrok jego padł na ową płaczącą klaczkę. Jego serce drgnęło, gdy to myśli przefrunęły mu przez głowę. Niczym żywioł, który ukochał...

     

    <Czemu ona tutaj jest...?>

     

    Zdając sobie sprawę z tego, że nikt poza nim nie zauważył klaczki, wykorzystał to, zwracając się do ich grupy:

     

    -Magia Słonecznego Kamienia wypędziła z Doliny złe istoty, nieprawdaż?

     

    Ot. aby nie uczyniły czegoś pochopnego... miał nadzieję, że ma rację.

     

    Nabrał głęboko powietrza, po czym wypuścił je powoli z powrotem.

     

    <Bohaterowie... nigdy nie żyli jedynie chwałą... prawda?>

     

    -Mam do Was prośbę. Poczekajcie tu chwilkę, proszę. Zdaje się, że jest coś co powinienem uczynić... jako ten odpowiedzialny za to, co się wydarzyło.

     

    Ruszył powoli w kierunku czarnej klaczki, dając im niewerbalnie do zrozumienia co miał przez te słowa na myśli. Planował wziąć na siebie to brzemię...

     

    Nie zbliżył się zanadto. Jedynie tak, aby mogła słyszeć go bez problemu. Chwilę milczał, po czym rzekł:

     

    -Pewnie mnie teraz nienawidzisz... lecz, proszę, wysłuchaj mnie...o nic więcej nie proszę i opuszczę Cię, jeśli tego będziesz pragnąć...

     

    Tu uczynił nieco większą przerwą. Musiał dobrze dobrać słowa, od których wiele zależało... uczynienie tego tak, aby oddały to, co pragnął przekazać nie było łatwym zadaniem:

     

     

    -Nie wiedziałem co uczyni ta magia. Jedyne czego chciałem, to przedłużyć życie Doliny... powiedz - czy jestem zły w Twoich oczach?

     

    ...

     

    -Dopiero co poznałem te kucyki. Chciałem im pomóc... tak samo jak chciałbym teraz pomóc Tobie.

     

    Zdjął koronę z kwiatów, przyglądając się jej. Zbliżył się troszkę. Przysunął ją na metr od klaczki, po czym rzekł:

     

    -Jestem Ci to chyba winien.

     

    Nie precyzując czy ma na myśli kwiaty, czy też pomoc...

  11. *UP -  Wydaje się, że możesz usunąć swój głos i zagłosować ponownie <przycisk tuż pod ankietą>

     

    Nie powiem, rozwala mnie sytuacja, w której liczba pustych głosów przewyższa którąkolwiek z pozostałych opcji... widać jak bardzo obie nie są kochane. ^ ^

     

    Żałuję, że nie zdążyłem zauważyć wątku z zapisami w czas... cóż, mówi się trudno. Przewidujesz może następne edycje, Xyz?

     

    No i żal mi kapkę Steina, przyznam szczerze. Zdaje się, że dostał naprawdę ostrego rywala skoro ktoś taki jak on przegrywa...

  12. Droga Księżniczko. Pytania krążą wokół Twej osoby, jak wokół żadnej innej... z góry bardzo dziękuję za poświęconą mi chwilę.

     

    1. Dlaczego, jako Koszmarna Klacz, nosiłaś zbroję?

    2. Czy kiedykolwiek porozmawiałaś ze strażnikami, których skrzywdziłaś magią w dzień, w którym wróciłaś do Equestrii?

    3. Czy Twój róg swędzi, gdy rośnie?

  13. (Uprzedziłaś mnie z tą Nyx. Daję słowo, miałem zamiar napisać o poszukiwaniu jej post, czy dwa później. Wszak już tu nie wydawała się ,,do cna złą". Jednakże, nie mogłem tego uczynić od razu. Wszak nieprawdopodobnym wydaje się, aby moja postać pomyślała o niej jako pierwszej, prawda?

    Obiecuję, że zaraz się nią zajmę. )

     

    -Łuoł... - zdążył tylko z siebie wykrztusić Wietrzyk, gdy to znalazł się nagle pomiędzy rozradowanymi klaczkami. Choć jeszcze przed chwilą myśli ponure, niczym kruki go obsiadały, teraz poczuł się nagle zupełnie inaczej. Gdy zobaczył, że wszystko z nimi w porządku... Nie potrafił ukryć radości na swym pyszczku. To była kolejna fala ciepła, która rozlała się po jego sercu. Uśmiech mu ,,zafalował", a samotna łza szczęścia spłynęła w dół, gdy to obejmowały go drogie mu istoty.

     

    Dziś uczynił coś dobrego..

     

    Otarł ją, gdy go już puściły. Gdy już zebrał się w sobie i pociągnął nosem, dodał jeszcze:

     

    -Tak bardzo cieszę się, że nic Wam nie jest.. - tak jakoś dziwnie czuł się, mówiąc to otwarcie, ale... mówił to z serca. Był nieprzyzwyczajony do mówienia tak komukolwiek poza rodzicami.

     

    -Aaaaw, ja nie... to dzięki Wam mogłem... - rzekł, zarumieniony, gdy to koronowany był przez smoczka i źrebię. Wiedział, że nie tylko dzięki niemu udało się to wszystko - Ja... nie jestem bohaterem. No... chyba, że wszyscy nimi jesteśmy.

     

    I popadły w niepamięć te napawające strachem chwilę... studnia pełna mazi zapewne została już oczyszczoną... lecz, jeden element nie pasował do tejże pięknej scenerii. Gdy oczy Wietrzyka przemknęły po bogatszych i żywszych aniżeli tęcza grzywach klaczek dookoła, jego wzrok zatrzymał się na elemencie jakby tu nie pasującym... czerni pośród morza kolorów. Nim dotarło do niego to, kim była i co reprezentowała maleńka klaczka, spoglądając na nią, przypomniał sobie o czymś jeszcze. Uśmiech zniknął nagle z jego twarzy, gdy to zwrócił się do otaczających go kucyków:

     

    -Zaraz... magia tego Kamienia działa tylko w obrębie Doliny, prawda...? co ze Smrulem, który zagrażał zamkowi!?

  14. No proszę! Już planowałem dziś napisać post o nic nie robieniu, aby ruszyć akcję... a jednak ktoś się odezwał! Niesłychane. Nie w czas, ale jednak..

     

    Poll Nurdoo

     

    -Dziękuję, Travelly - rzekł, mrużąc gwałtownie oczy oraz przesłaniając je kopytem - lecz chodziło mi bardziej o pojedynczy, mocniejszy strumień... no, grunt, że posiedliśmy wiedzę o otoczeniu... zmniejsz kapkę natężenie, proszę.

     

    Usłyszawszy owy wzbudzający całą gamę niezbyt pozytywnych odczuć głos, jednorożec zdał sobie sprawę z tego, że winien nie tyle przejmować się szansą wejścia czegoś poza nimi tutaj... co trudnościami z ewentualnym wydostaniem się z tego miejsca. Choć w myślach czytać nie potrafił, zerknąwszy na wymowne twarze Sad Blind i Shadowa tak sobie pomyślał, że chyba nie byłoby to miejsce, które wybraliby na wczasy...

     

    Poll nie należał do tej części reprezentantów drużyny, która posiadała w tym wypadku inicjatywę. Nie potrafił przewidywać działań obcych im istot poprzez odgadywanie tajemnic ich umysłu... nie potrafił także porozumiewać się efektywnie z tutejszą zjawoduszną ,,fauną"... Nie potrafił latać... bezboleśnie. Ba. Nie był tu nawet liderem. Podsumowując - nie miał tu zbyt wiele do powiedzenia. W tym wypadku, myśląc racjonalnie, postanowił zawierzyć bardziej uprzywilejowanym członkom drużyny. Choć nie przepadał za składaniem swego losu w czyjeś kopyta, uznał, że w tym wypadku to najlepsze co może uczynić.

     

    Nie pozostał jednak biernym w tej sytuacji. Poczekał jedynie na dostosowanie światła, tworzonego przez Travelly... Następnie, starannie omijając substancję otaczając wysepkę, rozpoczął okrążanie groty. Spoglądał na owe freski, malowidła... sądząc, że - być może - powiedzą one coś o istocie, z którą mieli do czynienia... bądź też cokolwiek innego, ciekawego..

  15. Kilka godzin przed maturą... idealny moment na wysłanie pierwszego zdjęcia. Koleżanka zrobiła... w sumie nie wiem co dokładnie zrobiła z moimi włosami, ale... jako jedyna uwieczniła mnie w ostatnich czasach, więc... ta... ,,kolejny brzydki brony": :rdwild:
     

    CDrUVYu.jpg

  16. (Dwa egzaminy za mną, siedem przede mną... Wybacz proszę brak odpowiedzi w takim momencie... nie pragnę byś pomyślała, że dla mnie nie jest znaczącym. Wręcz przeciwnie...)

    Nazwać Wietrzyka zdziwionym byłoby takim niedomówieniem, jak określenie króla Sombry ,,mało rozmownym antagonistą".

    To, co się wydarzyło.... W najśmielszym swych przypuszczeniach nie ośmielał się sądzić, że ustawienie owego reliktu na jego miejsce może mieć tak zbawienny wpływ. Był przekonany, że walczy desperacko o przedłużenie istnienia krainy, podtrzymanie tlących się resztek życia w nim, przetrwanie nadchodzącej nocy... cóż się okazało?

    <Ten kamień... jego magia to jedyne, co podtrzymuje życie w tym miejscu...> - zdał sobie wreszcie w pełni sprawę z tego faktu. Tak, niby wypowiedzi Słonecznych Kucyków na jego temat mogły o tym świadczyć, ale... zobaczenie magii tego mistycznego obiektu na własne oczy było czymś zupełnie innym. Uzmysławiało.

    Z wdzięcznością przyjął rozlewającą się po jego ciele, kojącą falę ciepła. Tak miłą odmianą była...

    Zapatrzony w mrygające nad linią horyzontu postacie, pegaz stał się zupełnie nieświadomym faktu, że... nagle, znalazł się bez oparcia pod nogami! Niby normalna rzecz dla istoty, która spędza pół życia nad ziemią, ale jednak... nagłe zniknięcie szerszeni nie było tym, czego się spodziewał. Zamachał tylnymi kopytami i uchwycił przednimi słup, rozpoczynając zjeżdżanie w dół... nim to zaczął ponownie bić skrzydłami, starając się uniknąć bolesnego spotkania z ziemią. Co prawda, nijak temu do tego, jak nim rzucano, ale...

    Wylądował na ziemi. Nadal nie mógł uwierzyć w to co się stało. Kręciło mu się w głowie. Nie był pewien, czy bardziej od dzikiego splotu wydarzeń, czy od nagłego jego zakończenia... miał teraz nareszcie chwilę. Zerknął na swe plecy. Smażycorn go urządził... Jednakże, nie poświęcił im zbyt wiele uwagi. Choć z wrażeń i wysiłku miał ochotę paść na trawę i już o niczym nie myśleć, niczym się nie przejmując, odciąć od świata i zasnąć... już w oka mgnienie później odleciał w kierunku pozostałych kuców. Musiał sprawdzić, czy z nimi wszystko w porządku. Rozglądał się po znajomych ciałach i twarzach. Bał się, zwłaszcza o Kropelkę - tę małą, odważną klaczkę, której to nie widział... chyba od czasu, gdy wyskoczyła na polanę.



    PS: Zdziwiłbym się, gdybyś wszystko o mnie wiedziała. ; )

     

    Być może Twa sygnatura będzie powodem do dodania kolejnego punktu do mej listy rzeczy do uczynienia po maturze...

  17. (Najpierw Pan Kot, teraz Bestia... któż to będzie następnym razem?)

     

    Wietrzyk syknął. Błysk, ból, swąd ozonu i palonej keratyny... Już drugi raz mu się to przytrafiło w tak krótkim przeciągu czasu... Chwila zaledwie bierności była wszystkim, czego ta chmura potrzebowała.

     

    Pragnął odsunąć od siebie myśli o tym, co odczuwał, lecz nie było to łatwo. Spalona sierść... albo i skóra... nie dawały o sobie ot. tak zapomnieć.

     

    Mimo tego, zdał sobie sprawę z tego, że nie ma przed sobą innego wyboru, jak dokończyć to, co zaczął... lecz na włosku wisiał los tak wielu...Zadbał więc o to, aby przy spełnianiu swej powinności nie zadziałać bezmyślnie.

     

    Mianowicie: zaczął pchać/turlać kamień nie tylko uzyskując siłę napędową odpychając kopytami ziemię, lecz i machając skrzydłami. Uczynił to zaledwie podobnie, nie identycznie co podczas lotu. Tu nie potrzebował siły wznoszącej, jedynie pchającą jego ciało naprzód... w ten sposób włożył w tę pracę naraz więcej mocy.

     

    Postarał się przy tym także wykorzystać pęd powietrza - wzniecony skrzydłami - do wzniesienia tumanu piasku, czy pyłu z obumarłych roślin tak, aby ten - lecąc w kierunku chmury - posłużył jako uziemienie.

     

    Nie pragnął odczuć kolejnych wyładowań. Ba. Zdawał sobie sprawę z tego, że kolejny wstrząs mógłby się okazać fatalnym w skutkach. I to nie tylko biorąc pod uwagę kwestię tej resztki czasu, jaka mu pozostała... Gdyby upuścił kamień tuż przed ułożeniem go na słupie, to... kto wie? Może jeszcze by go rozbił?

     

    Nie chciał myśleć o tego rodzaju scenariuszach, ale natrętnie przesuwały mu się one przed oczami. Pchał owy Słoneczny Kamień po ciałach szerszeni... Wziął przy tym pod uwagę to, że jeśli odzyskają w jakiś nieoczekiwany sposób przytomność, zapewne nie będą chciał zostać rozgniecionymi... <spróbują go instynktownie podnieść?> - pomyślał pegaz - <może... lecz raczej będą wolały go z siebie zrzucić!> - doszedłszy do takiej konkluzji, uzbroił się w czujność. Nie mógł pozwolić na zepchnięcia Kamienia na bok. Musiał utrzymać równowagę... <Drugiej szansy nie będzie!> - z tymi oto słowami, dźwięczącymi w głowie, postarał się dźwignąć kamień do góry... choćby musiał stanąć na szerszeniach, czy podlecieć do góry. Musiał to uczynić, skoro nikt inny nie mógł...

  18. Jak mam w zwyczaju czynić, po mojej walce czekam czas jakiś, oczekując na i zbierając wszelkie komentarze osób trzecich, aby usłyszeć szczere opinie, nie sugerujące się moją wypowiedzią. Szkoda, że i w tym wypadku jest ich tak mało... wygląda na to, Saka, że będziesz mógł w spokoju udać się na ten zasłużony urlop od walk wieczornych.

     

    Muszę powiedzieć, że walka niezwykle mi się spodobała. Naprawdę mam na to myśli. I jest to zupełnie oddzielnym faktem od tego, że szczerze cieszę się, że przegrałem. Jednakże... po kolei. Przede wszystkim, napotkałem świetnego przeciwnika. Już sama myśl o tym mnie radowała (i raduje nadal) (Tak, Spin jest tu pierwszym berserkerem. Jednakże, mimo to.) Walka wypadła... pląsająco. ^ ^ Ciężko mi o stosowniejszy epitet. Starcie z Czarodziejką z Księżyca pozwoliło na zaprezentowanie mojej postaci - Miki Sayaki - w sposób, w jakie pragnąłem ją ujrzeć w tym turnieju od samego początku. Nie jako tanią, nie dającą żyć innym i spamującą combosami pod ścianą postać - lecz jako wojowniczkę chyżą i zwinną. Uśmiechnąłbym się, gdyby Evertree rzekł, że to powrót ,,przerażająco mobilnych czempionów Plothorse' a" jak to się kiedyś wyraził... lecz nie przyznałbym mu racji. W moich oczach nie jest to jeszcze ten poziom... niemniej jednak, taki jak został tu przedstawiony w miarę mnie zadowala.

     

    Co prawda, moja postać zaprezentowała swe ułomności, jak choćby rozpoczynając special dystansowy w momencie, w którym była narażona na bezpośrednie niebezpieczeństwo, ale.. mogę jej to wybaczyć. Tak samo jak to, że w pierwszej rundzie praktycznie ledwie drasnęła swą oponentkę. Złotowłosa bohaterka mangi wykazała się mistrzowską znajomością sztuki obrony... w tym upadania na twarz i kampienia za krzesłem.

     

    Moment, w którym zostało użyte Harem no jutsu przywołanie grona nastoletnich dziewcząt o obnażonych udach i zabawkach nie sugerujących pacyfizmu oraz kultu cnoty był... zaiste ciekawy. Spoglądanie na deptanie po ich twarzyczkach w celu dobrania się do ,,dżentelmena, który usiadł i wstał" sprawiło mi przyjemność... nie wiecie tego zapewne, ale moment pod koniec, w którym figura Miki pociemniała, świadczył o jej przygotowaniu do zadania ostatecznego ciosu z kontrataku... gdyby Czarodziejka uderzyła ułamek sekundy wcześniej... no, bywa. Żałuję, że nie doszło do emocjonującej, trzeciej rundy, ale zapewne zwycięstwo i tak pozostałoby przy adwersarce Miki.

     

    No i ta druga część... dlaczego cieszę się, że przegrałem? Po pierwsze - o czym zapewne napomknąłem już wcześniej - tyczy się to sposobu, w jaki Miki wygrywała poprzednie walki. Nie chciałem, żeby skończyło się to podobnie. Po drugie - cieszę się szczęściem Discorsa. Żal mi go było w czasie trwania pierwszej edycji, gdy widziałem jak kiepsko radzi sobie postać, którą wybrał i przy której wytrwał tak długo. Odpowiadając na Twe pytanie:

     

    Kto by się spodziewał, że Czarodziejka tak sobie poradzi w tej edycji, biorąc pod uwagę jej sukcesy w poprzedniej?

     

    Ten, kto zauważył, że wzięta została do tej Jej zupełnie inna wersja. ; )

     

    Po trzecie... cieszy mnie to, że nie jestem najlepszy. ^ ^

    Jeśli więc kiedyś, po maturze, Saka wróci ze swymi walkami (czysto teoretycznie), to będę mógł z czystym sumieniem wziąć się za poszukiwanie jeszcze bardziej mobilnej postaci. Wreszcie znajdę taką, którą mi będzie pasować... choć chyba postaram się szukać pośród dzieł, które znam. Dziwnie czułem się, wystawiając do walki taką, o której nie wiedziałem zbyt wiele... zapewne to poczucie jeszcze bardziej by się pogłębiło (a nie było zbyt miłe) gdybym wygrał. Ulżyło mi, że do tego nie doszło.

     

    Możliwe, że nawet było jeszcze jakieś po czwarte... ale chyba zapomniałem.

     

    W każdym razie - cieszę się z takiego obrotu sprawy i z... nie tyle niecierpliwością, co z pełnym radosnej ufności spokojem wyczekuję starcia Czarodziejki z Wobbuffetem. : 3

     

     

     

  19. Breeze Wavetrot

     

     

    Wietrzyk zadrżał. Okalający go żywioł muskał jego ciało, lecz tym razem nie on sprawił, że krew żywiej w nim zawrzała. Pomyślał, że dostrzegł szansę... sposób na postawienie Słonecznego Kamienia na jego prawowite miejsce. Nadzieja jego była kruchą, lecz na tyle realną, że postanowił się jej uchwycić.

     

    Planował wtoczyć go po ciałach szerszeni. Jednakże, najpierw potrzebował je unieruchomić... ogłuszyć.

     

     

    Zerknął za siebie. Peleton deptał mu po skrzydłach... Pegaz odlatywał, uciekał w oczach swych prześladowców. Kierował się w stronę przeciwną do kamiennego filaru. Po chwili zaczął wznosić tor lotu. Zaczął wykonywać sporą pętlę. Na tyle powoli, aby szerszenie podążyły bezpośrednio za nim, a nie wykonały inną figurę w celu przechwycenia go. Gdy zaczął już lecieć do góry kopytami, namierzył wzrokiem słup i poleciał prosto do niego. Zaczął się w typowy dla siebie sposób obracać wokół własnej osi, aby utworzyć z pędu powietrza za sobą swoisty wirek. Planował wessaniem do niego ścigających go owadów skołować je, sprawić by jeden wpadł na drugiego i przeszkodzić w skutecznym wydostaniu się - czytaj - wyleceniu z niego.

     

     

    Obracając się, nadal ze wzrokiem utkwionym w filarze, leciał dalej... skręcił na krótko przed zderzeniem się z nim - tak, aby lecące za nim szerszenie, zniewolone przez jego strugę powietrza, przeżyły bolesne spotkanie z kamiennym konstruktem.

     

    Miał nadzieję, że to wystarczy... lecz planował w razie czego jeszcze podlecieć i poczęstować kopytami tę, czy ową głowę. Niezależnie jak bardzo nie pragnął przemocy, zdawał sobie sprawę z tego, że nie wielkiego wyboru.

     

    No i pozostawał jeszcze problem chmury. Z pewnością nie omieszka zaszkodzić mu w próbie wtoczenia Kamienia... o ile taka ilość powalonych wrogów okaże się wystarczającą... lecz czy w ogóle opisana wyżej akcja dojdzie do skutku? Oto jest pytanie...

     

     

     

     

     

     

     

     

  20. (Nie pragnę zabrzmieć tak, jakbym komuś coś wypominał, ale... pozwólcie, że przypomnę o prośbie Zegarmistrza, tyczącej się nie kreowania świata na własną rękę.)

     

    Poll Nurdoo

     

    -Accio Rainbow Dash!

     

    -Sądzę, że może się żywić czymś takim jak my... - rzekł Poll - niska temperatura mogłaby ułatwiać hibernację... dzięki zapadnięciu w którą pokarm nie byłby potrzebny aż tak często... zakładając, rzecz jasna, że prawa logiki stosują się aż tak do tego miejsca - dodał jeszcze nieco sceptycznie. Nie był przekonany o tym, że coś żywego tam jest... ogólnie nie rozmyślał nad tym aż tak.

     

    <Okaże się... i się zobaczy> - możliwe, że to właśnie mało ciepła atmosfera wpływała negatywnie na jego procesy przesyłu danych. Ach te biedne, drżące dendryty...

     

    Mimo przejawiania braku zbytniego zainteresowania snuciem teorii na temat tego czym owe coś może być, jednorożec ten był żywo przejęty sprawami bieżącymi... intrygowały go odgłosy, zasłyszane podczas przemierzania dotychczasowej trasy.

     

    -Sad Blind? - zagaił do towarzyszki - mogłabyś spróbować poszerzyć obszar wychwytywania myśli, aby sprawdzić, czy jest tu coś inteligentnego w pobliżu?

     

    Następnie zwrócił się do Travelly, jednego z dwojga świecirożców:

     

    -Czy mogłabyś, proszę, skoncentrować wiązkę i sięgnąć nią nieco dalej... ot. żeby popatrzeć po ścianach i suficie... czy jest jakieś wyjście w pobliżu, a także czy też jesteśmy bezpieczni od góry? Nie pragnąłbym w tak lepkiej ciemności odczuć czegoś na swym karku. Tymczasem, niejedno badziewie do góry nogami sobie zasypia...

     

    Zerknął jeszcze w tył i dodał w myślach do czytającej w nich:

     

    <Mogłabyś spytać członków grupy, czy miałby ktoś coś, co moglibyśmy założyć na wejście tutaj... linkę, do której moglibyśmy doczepić kamyk, cokolwiek...? Tak, żebyśmy mogli zostać ostrzeżeni, w razie gdyby ktoś przekroczył próg? Może to zbędna ostrożność, ale nie pragnę, aby - jeśli cokolwiek tu jest - usłyszało, że planujemy coś takiego>

  21. (Witaj ponownie. Skoro wróciłaś, sądzę, że czas najwyższy abym odpisał... nie wiem jak to będzie teraz z sesją, gdy mam maturę... kulminacje wydarzeń i w tym i w tamtym świecie się zbiegły. Niemniej jednak, spróbuję poradzić sobie z obydwojgiem... zobaczmy, jak wyjdzie.)

    Breeze Wavetrot

    Wietrzyk śmignął nad owymi szerszeniami... może trochę z boczku? Konkretnie, ze strony leśnej... tak, aby swą niezbyt kuszącą obecnością kuca obcującego z chmurą burzową na ogonie... dosłownie, czy niedosłownie... oddziałać na psychikę owych trutni... i spowodować ich skręcenie jeszcze bardziej w stronę owego słupu...

    Sytuacja była z chmurą patowa. On jej nic nie mógł zrobić, ona jemu... w miarę chwilowo aż tyle nie... cóż, nie było po co jej ruszać, taki wniosek.

    Rozejrzał się w locie wokół. Spojrzał na owe drzewa. Przyszedł mu nawet pomysł na to, jak mógłby spróbować wgramolić owy kamień na szczyt słupa... tylko potrzebowałby zwalić dwa pnie i uczynić z nich prowizoryczną wyrzutnię... gdy już kamień znalazłby się w powietrzu, łatwo byłoby już z nim opaść do celu... chyba?

    Czy też nadłożyłby to tylko trasy i sił...? I naraziłoby też kamień na rozbicie? Któż wie... w każdym razie - postarał się coś wymyślić - i dlatego też przeczesywał teren w poszukiwaniu czegoś co jeszcze nadawałoby się do wykorzystania.... nie aż tak spróchniałego, by pękło, nie spełniwszy swej funkcji... lecz nie aż tak żywego, by nie zdołał tego obalić...

  22. Goku vs... Kapitan Jastrząb.

    Hue.
     


    Goku się nieźle bawił. Co prawda oberwał parę razy, ale raczej dla zasady... chciał być miły. No, co my w menu tej walki mamy? Kopnięcie Jastrzębia, aka ,,Falcon Kick" nie trafiło... Spirit Ball/kula Genki Damy rozwaliła kawał świata, ale portu nie naruszyła... ^ ^ Rezultatu batalii ogółem można było się chyba spodziewać, prawda? W sumie zdziwiłem się dlaczego właśnie taka, a nie inna para bohaterów pojawiła się na scenie... :fluttershy3:


     

    Chemik coś zamówił!? ŁoooooOOOO!

     

    ,,Mechaniczni" vs Organiczni


    Ależ ciężka walka... z całą pewnością dosypali coś do tych fast-foodów. Może i druga runda była jednostronna, z racji tego, że dwaj, nastawieni na sprawne czynienie combosów mistrzowie frytek, wołowiny i kurczaka trzymali wroga pod ścianą... lecz nie pierwsza. Ta była niepewną do samego końca... i mogła... zdecydowanie mogła się zupełnie inaczej skończyć. Gdy doszło do emocjonującego zakończenia, solówki Sandersa i Magneto, nie chciało mi się wierzyć... siła speciala została obalona poprzez... schylenie się staruszka. No i jeden celny cios, no... ach, ta siła doświadczenia. Mam nadzieję, że się tą porażką nie rozczarujesz, Chemiku. :aj:

     

    Hmmmmm...


    Who' s that pokemon? :rainderp:

     

     

  23. Spogląda na najświeższe posty... chwilę temu Sakadetsu odpisał w temacie walk wieczornych.

    Nie spodziewałem się u siebie takiego zacieszu na twarzy dnia dzisiejszego... sądziłem, że to przepadło... a jednak!

    Dzięki Ci, Saka.

    Sądzę, że nie mówię tego wyłącznie w swoim imieniu...

     

    Miki vs Drizzt Daermon N' a Shezbaernon

    To była walka, w której należy pominąć ostatnią rundę.

    To było starcie równoważnych potęg... naprawdę ładny pojedynek postaci, stosujących min. kontry i uniki, których często brakuje... To, w jak niesamowity sposób Drizt zakończył pierwszą rundę... to, jak Miki zgrała swe ataki z akordami w 1:05...  piękne. Na dodatek pozy, które przyjmowały postacie... Drizzt pod koniec drugiej rundy, który nie dowierzał własnym oczom, ze swym kompanem wypominającym mu butę... to, jak Miki wyglądała na smutną pod koniec trzeciej, jakby było jej żal... że tak musiała to skończyć. Atak epilepsją tym razem się Drizztowi nie powiódł...

     

    I-no vs Sailor Moon

    Potęga obcasów wyzwolona!

    To mógłby być finał. To było po prostu... piękne. Prawie nieprzerwana akcja, bez zbędnie długich sekwencji pojedynczych postaci, a z pełnią emocji wyrównanej walki. Te zderzające się pociski, to zgranie wstawki muzycznej z atakiem dźwiękowym w 2:48, to nagłe zakończenie... to było świetne. Nie wiem, ile razy to obejrzałem. Zarówno za dużo, jak i za mało...

    Kto by się spodziewał? Liczyłem na coś w rodzaju ,,musical girl red vs musical girl blue". Tymczasem, nie dwie muzyczne, a magiczne dziewczęta przeszły do finału. Już się boję... ach, w tej chwili czuję, że mógłbym kibicować właśnie Czarodziejce z Księżyca. To ona jest tu chyba gwiazdą. ^ ^

  24. Poll Nurdoo

     

    Jednorożec, och jakże niesamowicie zaskoczony tym, że dopiero akcja, podjęta przez Pinkamenę ruszyła grupę, dotychczas zajętą - przynajmniej w większości - dopytywaniem się jeden drugiego czy idą, jak banda źrebaków na pierwszej samodzielnej wycieczce, pociągnął nosem, nie wyrażając komentarza.

     

    <Umysł roju, nie ma co...> - pomyślał sarkastycznie.

     

    Ruszył swe cztery kucykowe litery i ruszył stępa za świecirożcem. Otoczenie bynajmniej nie napawało go optymizmem. Stylizowana na bardzo popularny motyw idź-stąd-bo-zdechniesz atmosfera przyprawiała go o pojedyncze krople zimnego potu, spływające powoli po grzbiecie i okazjonalne, niezbyt intensywne dreszcze. Jakby jego kondycja zdrowotna sugerowała przebywanie w tego rodzaju kurortach... Jeszcze zwłok tu brakowało.

     

    Pokręcił nozdrzami, czując odór, gromadzony zapewne w tym miejscu skrzętnie od dłuższego czasu...

     

    <Ciekawe, czy równie mocne obrzydzenie czują ci, którym zdarzy się mnie powąchać...>

     

    -I ja tym razem podziękuję - odpowiedział morskiej pieśniarce - mam jakieś słodko - kwaśne przeczucia... no i, umm... pewnie Twa czujność nie śpi... ale uważaj, by Ci to między koła nie weszło - dodał, wskazując na kryształki, które i sam zdecydował się postarać omijać w czasie przemarszu. Bliskie spotkanie z owymi jakoś czarno wpisywało się w rejestr możliwości...

     

    Zaraz, z jakimż to słodkim wspomnieniem owa przestrzeń półzamknięta mu się kojarzyła? Mmm... ach tak! Widział przecież takiego robala, w środku z takimi okrawawionymi truchłolikiem dziabdziakami...

×
×
  • Utwórz nowe...