-
Zawartość
5524 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
97
Wszystko napisane przez Niklas
-
- To się zawsze dzieje, kiedy już ktoś tak powie... - westchnąłem. Przyjrzałem się uważniej klawiaturze. - Podejrzewam, że nie masz doświadczenia z takimi zamkami? Spróbuj cokolwiek wpisać... Może... któreś klawisze są bardziej wytarte niż inne... Jeśli tak, na nich się skup... A ja... - zerknąłem do torby - spróbuję powstrzymać to coś... jak tylko się zbiży...
-
I to było aż takie straszne, że się nie chciałeś przyznać?
-
Teraz sobie uświadomiłem, że w tym całym zamieszeniu mogłem wpaść w ogromną pułapkę... Jak inaczej mogłem rozumieć nagłe urwanie tych wrzasków? No... może poza tym, że ktokolwiek tu był, skończył swoją rzeź. - Widzisz korytarz po prawej? - spytałem Crystal. - Ruszamy tam... I to szybko! Już! Powiedziawszy to, pociągnąłem ją za sobą, chcąc jak najszybciej zejść z tej kraty.
-
Od razu wziąłem swoją broń i załadowałem ją. - Nie wiem, ale... lepiej to sprawdzić, zanim to "coś" postanowi sprawdzić nas... - mruknąłem, nasłuchując. - Trzymaj się za mną i idziemy... Ruszyłem jednym z korytarzy, z którego, jak sądziłem, dobiegał ten skowyt.
-
Past Sins i historie poboczne [PL][Z][Dark][Sad][Slice of Life]
temat napisał nowy post w Opowiadania wszystkich bronies
Uch, mea culpa - zostałem z tyłu z dodawaniem linków do PS. Już to nadrabiam nowymi rozdziałami! 04 - Ciemne Chmury w Oddali 05 - Teatralny Problem 06 - Zjednoczenie Królewskich Sióstr -
A ile osób/kucy dysponuje latającym żółwiem?
-
Przy czym to nie jest recenzja, a streszczenie, btw xd Recenzje to są ficów Szkoda, że nie poprawiliście tej literówki na okładce
-
"Pięknie... Pustoboczna... Nie za dobrze..." - Czyli... uniemożliwiają wam... znaczy klaczom, odkrycia talentu? - spytałem.
-
Wiedziałem o flocie, w końcu mało co uchodziło mojej uwadze, ale... nie sądziłem, że Lunarni są równie... chorzy jak Solarni. Więc w zasadzie nie było żadnej alternatywy na przetrwanie... Istniały w zasadzie tylko dwie frakcje, a jeśli powstała jakaś nowa, od razu była wcielana do jednych lub drugich. Pozostała jedynie ucieczka... Jednak nawet jeśli wyjdziemy, wystawimy się na widok Lunarnym... Co prawda ci nie wystrzelają nas działami, bo wtedy byliby jak na widelcu Solarnych, jednak... jak tylko zobaczyliby, że Crystal "śmiała przeżyć", z pewnością wysłaliby odpowiednie oddziały, by ją dobili... Istnie samobójstwo... A, no i wciąż nie wiedzieliśmy, czy cokolwiek przebywa w tych tunelach. Westchnąłem. - Prawda... - odparłem. - Tylko... co w ogóle potrafisz?
-
Jakby co, służę skrinem.
- 12 odpowiedzi
-
- Spike
- Odpowiedzi
-
(i 2 więcej)
Tagi:
-
Odruchowo miałem już odpowiedzieć "Bullet", ale... wiedziałem, jak silna potrafiła być propaganda, więc spodziewałem się, że moje imię zostało już odpowiednio zdemonizowane w Republice. Dlatego powiedziałem: - Jestem Brown... Ale... wybacz, że ci... nieco popsuję humor, ale... co zrobiłaś, że... wyrzucili cię aż tutaj?
-
Wyglądało na to, że łączyło nas więcej niz sądziłem. Wciąż jednak zachowywałem pewien dystans, tak na wszelki wypadek, gdyby wciąż ze mną grała. Ale... jeśli nie kłamała, mieliśmy przechlapane do cna. Gonili nas Solarni, Lunarni też mieliby ze mną do pogadania. A nie znałem nikogo, kto nie byłby związany z Imperium czy Republiką... By teraz przetrwać, musiałem znaleźć sobie zupełnie inne miejsce. Opuszczenie Equestrii nie byłoby takim złym pomysłem... gdyby nie to, że wciąż siedziałem w podziemiach Canterlotu. - Bo byłem jednym z nich... - mruknąłem, przysiadając na biurku. - Przynajmniej dopóki nie zaplanowali mnie zabić, bo zacząłem się interesować czymś, czym nie powinienem...
-
Nie do końca podobał mi się ten widok. Stół i krzesło w takim miejscu? Zdecydowanie należało do jakiegoś strażnika. Musiałem tylko podejść bliżej, by sprawdzić meble z bliska. Jak stare były. - Mam... nadzieję... - mruknąłem. - Może... w międzyczasie mi powiesz, co tak słabo uzbrojona Lunarna robi w takim miejscu jak to?
-
Ten kolorek jest fajniejszy xd _____ Pozostało więc tylko iść przed siebie i mieć nadzieję, że gdzieś się dojdzie... i że nie będzie to ślepy zaułek... Rozświetliłem nieco korytarz rogiem. Wiedziałem, że nie będzie to mocne i jasne światło, bo jednak nie byłem aż tak mocny w magii, jednak było to lepsze niż kluczenie w ciemnościach. Pomyśleć, jak wiele zmienił ten jeden strzał. Straciłem spokój i swoją kryjówkę, no i zostałem prawie schwytany przez Solarnych. W zamian miałem jedynie jakąś Lunarną, która... raczej nie wyglądała na doświadczoną. No i cały czas musiałem uważać, bo w każdej chwili mogła się obrócić przeciwko mnie...
-
Bo on jest jego fanem ;] No i ładne pracki.
-
Podejrzewałem, że ktoś... normalny w takiej sytuacji jakoś byłby w stanie ją... pocieszyć, czy chociaż opanować. Ja zaś... nie potrafiłem tego. Nigdy nie byłem dobry w kontaktach z innymi, a już zwłaszcza teraz, kiedy czułem się ścigany przez dwie frakcje. - Mam nadzieję, że możesz iść... - powiedziałem, biorąc karabin. - Mamy towarzystwo... Ruszyłem nieco do przodu, sprawdzając teren. Nie miałem jednak czasu na dokładny rekonesans. Musiałem wejść w te tunele całkowicie na czuja, nie wiedząc, co się czai w głębi. Miałem tylko nadzieję, że ta decyzja powstrzyma Solarnych... i że ta klacz da radę iść, bo zdecydowanie nie miałbym ja ją ciągnąć za sobą.
-
"Pięknie... po prostu pięknie..." syknąłem w myślach. Rozejrzałem się szybko, po czym oparłem karabin o ścianę i sięgnąłem do torby po medykamenty. Miałem ich co nieco, ale... gazy i bandażu starczyć mogło na wykonanie tylko jednego opatrunku. I rozum i serce podpowiadały mi, że powinienem ją tutaj zostawić, bo sama się o to prosiła. Kto normalny wchodzi na teren Solarny z maciupką bronią i bez wsparcia? Albo głupi, albo samobójca... - Pokaż mi ranę... - powiedziałem najspokojnie jak potrafiłem, z trudem powstrzymując się od dodania jakiegoś ciętego komentarza na temat jej głupoty. Następnie zacząłem ją opatrywać. Wiedziałem, że ten prowizoryczny okład nie wytrzyma zbyt długo, ale przynajmniej pozwoli jej trochę pożyć... Pod warunkiem, że opowieści o tunelach były kucobajami...
-
Znów czasy, ale myślę, że po prostu późna pora miała na to wpływ *** Tą ostatnią myśl wyrzuciłem z głowy równie szybko jak się u mnie pojawiła. Ostrzał nie był najrozsądniejszym pomysłem. Raz, że nie miałem na tyle amunicji, by powalić wszystkich, dwa - ściągnąłbym tym wszystkich zainteresowanych. Absolutnie wszystkich... może jedynie poza ekipą z pałacu. Pole minowe było bardzo niepewne... Wedle mojej wiedzy, pochodziło z samych początków wojny, więc miny miały już swoje lata i mogły nie działać tak dobrze jak dawien. No ale, wszystko zależało od użytych materiałów. Dobrze wykonana mogła przetrwać i pół millenium. No i pozostały te "upiorne tunele", jak je określali Solarni. Krążyły o nich niestworzone opowieści o straszliwych stworach i kucach żyjacych w kanałach. Trudno było stwierdzić, ile w tym prawdy - mogły to być jedynie zwykle kucobaje, by trzymać żołnierzy w ryzach. Ale... zawsze w takich historiach istniało to ziarnko prawdy... Poza tym miałem jeszcze w pobliżu tą klacz, która... cholera jedna wie, co tutaj robiła. Wyglądała na skrajnie nierozgarniętą. Miałem nadzieję, że to tylko jej taka gra. Słysząc warkot, wiedziałem, że nie mam wiele czasu. W zasadzie... w ogóle nie miałem już czasu. Musiałem wiać... I jeszcze nieco niańczyć tą Lunarną, którą coś mnie podkusiło, by ratować... - Tam. - Wskazałem kopytem budynek z tunelami. Przeładowałem broń. - I lepiej biegnij szybko... i to już. Ruszyłem więc czym prędzej we wskazanym kierunku, mając nadzieję, że zdążę przebiec, zanim Solarni w ogóle zorientują się, gdzie jestem.
-
False. To, że raz byłem, nie znaczy, że tam mieszkam Jak już chcesz to możesz mi Jelenią Górę wpisać.
-
Będzie krótko, bo późno... Ja ją lubię i nie-lubię, że tak się wyrażę. Lubię ją właśnie za to, że jest tak... inna ode mnie. Zupełne przeciwieństwo mnie. A nie lubię... właśnie za taką dupkowatość, którą ją obdarzyli. To było takie irytujące, naprawdę.
-
- Dwa... - dodałem, przypominając sobie, że właśnie tyle pojazdów widziałem z oddali. Rozejrzałem się wokół, poszukując bardziej odpowiedniego obiektu. Co prawda niezwykle nurnowało mnie, co w miejscu usłanym Solarnymi robiła członkini Lunarnych, ale... na razie nie miałem na to czasu. Wpierw musiałem stąd ujść żywy... A ona... Ona niech się lepiej trzyma blisko, jeśli nie chce skończyć gorzej niż miazga.
-
Teraz najchętniej mocno zbeształbym ją za głupotę. Nie dość, że nie skorzystała z szansy na ucieczkę i narobiła sporo hałasu, teraz spaliła moją kryjówkę. Przez chwilę nawet żałowałem, że pociągnąłem za spust... - Co, będziesz tak stać i się gapić? - mruknąłem, nie ukrywając poirytowania. - Sio mi stąd! Już! Wyminąłem ją i wyjrzałem za drzwi, obserwując okolicę. Przewidywałem, że mam minutę, góra dwie, zanim zaroi się tutaj od Solarnych. Musiałem teraz jak najszybciej znaleźć inną kryjówkę. Akurat mnogość ruin i znajomość terenu działało na moją korzyść... Nie czekając na tą klacz, ruszyłem w bok, trzymając się blisko gruzowisk. Podejrzewałem, że próba wyjścia poza miasto nie byłaby głupim pomysłem. O ile zdołam ominąć te wszystkie oddziały Solarnych i tych wydobywających "dobra" z pałacu. "Po prostu świetnie" syknąłem w myślach.
-
Ot, taki tam bug z multi, który mi się przydarzył Ale widoczki ładne ;]
-
Ale co JA myślałem to już pozostaw MNIE ;] Akurat trafiłeś z tą myślą, więc masz szczęście :> I nieładnie uciekać, kiedy do Ciebie piszę na gg *** Syknąłem pod nosem. "I na co mi to, cholera, było..." stwierdziłem w myślach, powstając. Musiałem się teraz stąd wydostać i to szybko. Ostatnie, czego mi było, to zainteresowanie ze strony Solarnych. Szybko zarzuciłem na siebie torbę. Z pomocą magii upchałem do niej najpotrzebniejsze zapasy: nieco jedzenia, trochę wody, wykradzony niedawno zapas leków, no i, oczywiście, kilka pestek do karabinu. Następnie zacząłem schodzić po schodach w dół, mając nadzieję, że Słoneczni nie skojarzyli jeszcze jego kryjówki. "Na co mi to było..." powtórzyłem w myślach, przyśpieszając. Ucieczka stąd była teraz priorytetem.
-
Gobi, mała rada - staraj się nie mieszać czasów. IMO najlepiej byłoby stosować tylko przeszły, opisując to wszystko. *** Tak, jedni i drudzy byli moimi wrogami, chociaż Solarni nawet bardziej. W końcu chcieli mnie zabić, bo odkryłem coś, czego nie powinienem... Że poznałem prawdę o losie księżniczek. Znaczy... wtedy jeszcze nie sądziłem, że to prawda, lecz czyny moich niedawnych towarzyszy broni przekonały mnie, że coś w tym jest. Teraz zaś obserwowałem tę walkę z dystansu, z ukrycia. Klacz nie miała żadnych szans z ciężko opancerzonym kucem. Co innego ja i moja broń. Wciąż miałem pestki przeciwpancerne, które w połączeniu z kalibrem karabinu, były gotowe przemienić głowę rakietowca w roztrzaskane jajo. Tylko... czy powinienem reagować? Wiedziałem, że oddanie strzału teraz, kiedy w okolicy jest pełno Solarnych to jak zrobienie z siebie tarczy. Moja idealna kryjówka zostałaby spalona. Dosłownie i w przenośni. "A szlag by to!" syknąłem w myślach, po czym załadowałem broń. Spojrzałem przez lunetę, celując w opancerzonego przeciwnika. I czekałem. Czekałem aż klacz zbliży się nieco bliżej przeciwnika. Byłem pewien, że wtedy będzie najbardziej odsłonięty i podatny na atak. Wyczekałem na ten moment i pociągnąłem za spust.