Dobra, pora rzucić kolejnymi opiniami. Najpierw od pierdoły.
Fajne felietony jednostronicowe, a sam tekst Verlaxa przypomniał mi o tym, co mi się rzucało w oczy w niektórych artykułach "Equestria Times" - ludzie, pogońcie korektorów. Nie ma literówek, ale braki przecinków biją po oczach, np. w tekstach Spidiego.
Może teraz relacja z Twilightmeeta... Cieszę się, że jest kilka relacji, a nie tylko osób, które w pewnym stopniu odpowiadały za organizację eventu. Zawsze uważałem, że relacje - dla obiektywizmu - powinny być pisane przez osoby niezwiązane z organizacją, ponieważ zawsze będzie przynajmniej próba wybielenia wizerunku meeta, co dostrzegłem częściowo w relacji np. Irwina. Relacje jednak uważam za słabe - pojawia się fakt co to był za meet, kto organizował, ale zabrakło najważniejszego - recenzji zawartości. Jedyne, co wyniosłem z relacji to info, że trochę ludzi świrowało, było kilku rysowników. Owszem, niejeden punkt programu został wspomniany, ale czułem niedosyt, bo w dużej części te informacje ograniczyły się do "Był panel X osoby Y", zero informacji o zawartości. Tak więc przykładowo nie dowiedziałem się, co było np. w panelu dyskusyjnym. Program opisano po łebkach.
Kolejny opieprz idzie do Irwina za styl. Ten styl śmierdział mi na milę zachowaniem "patrzcie jaki jestem cool!". Pierwszy akapit brzmiał dla mnie jak krytyka gimbusa.
Pochwała należy się za wspomnienie o wadach meeta mimo, że potem obraz wybielano. Organizatorzy są nowi, więc trzeba im jak najwięcej rzeczy wytknąć, by potem im szło lepiej. A co jak co, akredytacja to jedna z najważniejszych i jedna z najbardziej problematycznych elementów organizacji meeta, co perfidnie udowodnił I Otwocki Ponymeet...
Pochwała dla Spidiego za wspomnieniu o incydencie ("meecie", czy "meetcie", a może "meet'ie"?). Walkę z takimi incydentami zaczęto późno, ale lepiej późno niż wcale. Obstawiam jednak uczciwie, że do takiego incydentu przyczyniła się też potoczna opinia o meetach tribrońskich (która trochę rykoszetem odbija się i na opinii o innych meetach) - nie od dziś wiadomo, że Tribrony cholernie otwarcie mówi o afterach, a każdy głupi wie, czym after jest. Szczerze? Takie coś mogło dać zielone światło do takich sytuacji, zwłaszcza, że jak kiedyś w fandomie aftery były prywatne i tajne, to nigdy nie zdarzały się przypadki picia nawet piwa na meetach.
Tak, nigdy nie zapomnę dzieciaka z któregoś krakowskiego meeta, który po meecie chodził z tabliczką "Szukam aftera"
Pochwała też dla organizatorów i ochrony za reakcję, bowiem drugim zielonym światłem do takich sytuacji często jest fakt "znam orga/ochronę/helpera", przez co łudzą się, że im dana sytuacja ujdzie.
Na ten moment tyle, bo posty giganty mało kto kocha, a trzeba też nabić staty do Caharisa. W następnym poście odniosę się do artykułu Poulsena, który zainteresował mnie najbardziej i skłonił do pewnych przemyśleń i postanowień.