Skocz do zawartości

Wizio

Brony
  • Zawartość

    4953
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez Wizio

  1. Darkness'a zatkało. Nie wiedział co powiedzieć, więc w milczeniu objął klacz, która aktualnie była do niego przytulona. Poczuł... ciepło, które towarzyszyło mu tylko kilka razy w życiu. Ciepło, którego nie czuł o dobrych 6 miesięcy. W duchu się uśmiechnął, lecz na zewnątrz stłumił tą mimikę twarzy, którą uważał za oznaki słabości. - Cóż... - zaczął niepewnie. - Od tego ma się... przyjaciół... są oni, aby pomagać kucykom w potrzebie. Moja mama mawiała, iż każde spotkanie z przyjacielem jest dobre... w prawdzie nigdy jej nie poznałem, ale no cóż... tak w życiu bywa. Nie zawsze dzieje się tak jak dziać się powinno, albo jakbyśmy tego chcieli. Musimy być gotowi na niepowodzenia i załamania.
  2. Darkness podszedł powoli do klaczy, a następnie ukucnął przy niej i zaczął się w nią wpatrywać. - Słuchaj... wiem, że jest ci źle, ale nie możesz się poddawać. Wiem, że jesteś silna, i musisz w siebie uwierzyć... Bez wiary w siebie, jesteś tylko wrakiem kucyka, którym kiedyś się było. Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem, gdyż przeszłość tylko niszczy kucyka i jego wolę psychiczną. Zajmij się teraźniejszością, co pomoże ci... - powiedział, a następnie delikatnie położył kopytko na głowie klaczy. Liczył się z tym, iż dostanie w mordę.
  3. - Słuchaj... Bloody... to nie musi się tak skończyć... Rozumiem, iż... przez nią... - wycedził Darkness, patrząc na Corrie. - to wszystko, lecz nie możesz się poddawać. Pomyśl tylko ile dla nas zrobiłaś. Byłaś naszą medyczką, która pomagała każdemu, nawet jeśli tej pomocy nie chciał. Nie daj się ponieść emocją, które teraz w twojej głowie szaleją. In... - Darkness przerwał - Ten ogier może nie był najlepszy dla ciebie, ale zrozum, iż jesteś nam potrzebna... i to żywa. Jesteś jedyną osobą, która zna się na medycynie. Bez ciebie, my... twój wilki i inne kucyki mogą zginąć, z powodu braku opieki medycznej... zrozum to proszę. Ja ciebie nie powstrzymuje, tylko daje ci dobrą radę... zrozumiem, jeśli się nie dostosujesz.
  4. Darkness zareagował momentalnie, odpychając Jun, która rzuciła się na Bloody. - Co ty chcesz do cholery zrobić? Skrzywdzić ją jeszcze bardziej - rzucił oschle, a następnie odsunął się na bezpieczną odległość od Herb. - Niech sama wyjaśni nam dlaczego, a nie, że wy ją powstrzymujecie siłą. Co z was za kucyki, że wymuszacie na kimś swoje zdanie? I to ja podobno jestem ten zły...
  5. Darkness zabierał się właśnie za kolejne drzewo, lecz nagle usłyszał coś... nietypowego. Słyszał ten dźwięk już wcześniej, a mianowicie był to pies, a może... wilk? Z tego co kojarzył, to należał do ten medyczki, która nazywała się... Blood? Tak Blood. Początkowo się tym nie przejął, lecz wycie zdawało się być... wyciem, który sygnalizuje ból. Znał ten rodzaj, gdyż nie jednokrotnie trafiał wilki, które potem wyły z bólu. Postanowił więc zaprzestać roboty, a następnie zbadać sytuację. Nie miał daleko do obozu, gdyż drzewa ścinali niemal na samym brzegu. Gdy do niego wszedł, to jego uwagę przykuła właśnie owa medyczka, która... chciała popełnić samobójstwo... - Cholera... jest gorzej, niż myślałem - pomyślał Darkness, a następnie udał się galopem do medyczki. - Słuchaj... nie musisz tego robić... - powiedział spokojnie - Cokolwiek się stało, to... nie musi się tak skończyć - Darkness powoli dobierał słowa.
  6. - Cóż... wielu osobą odwala, inne znajdują swoje drugie połówki, a jeszcze inni są tacy zawsze. Każdy jest popier*olony na swój sposób, nikt z nas tego nie zmieni. Ja do czasu tej wyprawy byłem jedyne samotnikiem, który cały dzień spędzał w lesie, i strzelał z łuku, do celów lub zwierząt. Ogólnie rzadko rozmawiałem z jakimkolwiek kucykiem, gdyż większość omijałem, lub chowałem się przed nimi. A teraz... jestem skazany na życie w ciele pegaza, którego nie lubię - odrzekł żałośnie Darkness,
  7. - Cóż... - zaczął niepewnie. - Jestem od początku na tej cholernej wyprawie, i coraz to bardziej zaczynam tego żałować. Cały czas hałasy, a do tego jeszcze przygoda z czarcim żartem. Niestety wszyscy wpadliśmy w te kwiaty, i teraz mamy efekty. Ja się zamieniłem ciałami z tamtym łosiem - wskazał kopytkiem na Cloudsa. A poza tym, to straciliśmy już jedną osobę, a niedługo pewnie będzie tych strat jeszcze więcej. Wszyscy o mało nie mordują siebie na wzajem - westchnął ogier, nie odwracając wzroku od klaczy.
  8. - Cóż... poszło dość łatwo - powiedział cicho, a następnie spojrzał na Moth. Chwilę na nią patrzył, po czym zabrał się za szukanie kolejnej potencjalnej ofiary, złożonej z drzewa. Po kolejnych sekundach oględzin natrafił na drzewo, o zbliżonych proporcjach, do tego, które przed chwilą zostało ścięte. Ponownie ruszył w tę stronę, a raczej podszedł do niego zaledwie kilka kroków, gdyż przystanął i ponownie spojrzał na klacz. - Idziemy? Całego dnia przecież nie mamy, a ja szczerze mam już dość tego lasu - powiedział bez emocji w głosie. Ciało Cloudsa jednakże nie dawała tego samego uczucia, co jego własne struny głosowe.
  9. - Ostro - powiedział Darkness, a następnie otrzepał się i podszedł do klaczy z piłą. - To jak? Zabieramy się za to cholerne drzewo, czy jednak będziemy tu tak stać i patrzeć, jak rdza pochłania to i tak już stępione ostrze, którym można zadać tyle bólu - wypowiadał te słowa z nieukrywanym entuzjazmem. Po skończonym monologu ponownie chwycił za piłę, a następnie zaczął czekać na klacz, aby rozpocząć piłowanie drewna.
  10. - A ten znowu swoje - powiedział Darkness, a następnie pokręcił oczyma i odwrócił się w stronę Moth. - No... widać, iż jesteś inna od reszty... podoba mi się to - ogier prawie że niewidocznie się uśmiechnął. - Mam nadzieję, iż będzie nam się świetnie pracowało - dodał, a przez myśl przeszło mu kilka obrazów, na które szyderczo się uśmiechnął. - Więc... ja się zajmę tym delikwentem, a ty... zrób co chcesz. Na sweterek go nie przerobimy... przynajmniej nie teraz - po tych słowach Darkness podszedł do nieprzytomnego pegaza, a następnie zaczął go ze sobą taszczyć. Po chwili jednak wpadł na lepszy pomysł. Zostawił więc ogiera, a następnie pobiegł po toporek i przybiegł ponowne. Uderzył kilka razy pegaza w buzię. Nie było to mocno, a następnie przyłożył mu toporek do gardła. - Wstajemy śpiąca królewno... wstajemy.
  11. - Tamten kuc taszczy kamienia, bo jest dziwny... a ta biała jednorożka to nikt ważny, więc nie zaprzątaj nią sobie głowy - powiedział Darkness wypluwając z ust rękojeść piły, gdy już dotarli na miejsce. - A tak w ogóle, to... dlaczego postanowiłaś się wybrać na tą wyprawę? Też marzysz o wspaniałych wakacjach oraz ogniskach, jak ten dziwak z kamieniem? Jeśli tak, to raczej wybrałaś złe otoczenie. Tutaj ktoś, czyli ja lub inny pegaz, mogą cię pokroić, za to, iż źle staniesz lub krzywo spojrzysz. Ja... czasem mam odpały, więc radziłbym ci zachować odpowiednią odległość.
  12. Darkness tylko pokiwał głową, nadal mając w pyszczku piłę. Po chwili czekania na ową klacz, ruszył w stronę najbliższego drzewa, jednakże nie pierwszego lepszego. Drzewo musiało być w bezpiecznej odległości, aby nie było wypadków. Również nie mogło być za wysokie. Dlatego więc trwało to jakiś czas. Jednakże w końcu owe drzewo zostało namierzone. Darkness ruszył w jego stronę, mając jednocześnie nadzieję, iż owa nowa klacz idzie za nim. Miał już serdecznie dość tego miejsca, w którym i tak już zbyt dużo się działo. Właściwie czuł, jakby wszystko działo się na jego szkodę. Nie wiedział jednak czy się myli, czy nie.
  13. - No proszę, proszę... kolejna dostawa świeżego mięska. Czy może jednak materiałów... Zresztą nie ważne - powiedział Darkness, a następnie podszedł do klaczy, która właściwie była już obok niego. O mało się nie przewrócił, gdy ją zobaczył. W prawdzie był mile zaskoczony, iż ktoś nowy, jest taki... ładny, lecz starał się tego nie okazywać. - Witaj... więc to ty jesteś ta nowa? Jestem Darkness - powiedział krótko, a następnie chwycił za piłę. - Cóż... nie ma czasu do stracenia, więc łap za drugi koniec i zabierajmy się za wycinkę tego lasu - dodał, a następnie czekał na klacz. - No niezły towar - pomyślał, a następnie szybko odgonił owe myśli.
  14. < Mam zgodę KreeoLe na wstawienie tego. Jest ona w czasowej niedyspozycji (leni się), i prosiła mnie, abym to wstawił. > Nikt tak naprawdę nie wiedział gdzie jest Applejack, oraz Big Mac., zresztą... i tak nikt się tym nie przejął. Każdy zajęty był swoimi sprawami. Wrócili oni, z niemałym wózkiem, na którym była płachta. Wtedy właśnie Applejack przemówiła... a raczej przemówił. - Jak pewnie wiecie nasza podróż ma wielkie opóźnienia, a na to nie możemy sobie pozwolić - po tych słowach zdjął nakrycie z wozu. Były tam różne narzędzia. Od młotków, po piły do drewna. - Musimy zabrać się do roboty i zbudować prowizoryczne łodzie, a nawet tratwy. Popłyniemy rzeką, aż do Manehattanu, gdzie będzie kolejny postój. Z portu, do Zebricy, a właściwie to wioski Zecory, aby pozbyć się efekty tych kwiatów, które i tak dużo namieszały. Teraz jednak zajmijmy się tym, czym powinniśmy, a mianowicie budową. Macie w trybie natychmiastowym ustawić się przede mną, a ja rozdam wam zadania - kucyki posłusznie ustawiły się przed ogierem. - Grupa pierwsza - ścinanie drzew. Druga - obróbka drewna. Trzecia - zlepiamy, złączamy wszystko w całość. Rozumiemy? To dobrze. Teraz więc rozdzielimy was na grupy, lecz zanim to zrobię, to chciałabym... tak nadal jestem klaczą, lecz... na to nie wygląda - Applejack lekko się zawstydził, a następnie kontynuował wypowiedź. - Do naszej drużyny dojdzie nowa klacz. Zdeklarowała nam się pomóc, a teraz każda pomoc nam się przyda. Jak już wielokrotnie mówiłam, to mamy straszne, a więc potworne opóźnienia - Wtem zza wozu wyszła niewysoka i drobna klacz, o ciemnej granatowej sierści oraz czarnej grzywie. (Reszta w zapisach.) - Ma ona na imię... - tutaj Applejack przerwał. - A tak... Moth. Warto zapamiętać, gdyż pewnie trochę z nami posiedzi. - Teraz zabieramy się za rozdzielanie na grupy. Do grupy pierwszej, która zajmie się ścinaniem drewna - Darkness oraz Moth. Druga grupa, Clouds oraz Herb, natomiast trzecia grupa będzie się składać z Jun, Corrie oraz Travel. A teraz ruchy! Nie mamy całego dnia - powiedział, a następnie ruszył w stronę wozu. Po chwili jednak się zatrzymał . - a tak właściwie to gdzie jest Corrie? Gryfica przyda się nam bardzo... a zresztą... sama po nią pójdą - ogier ponownie odwrócił się w waszą stronę, a następnie zaczął iść w kierunku obozu. Applejack sprawdzał po kolei wszystkie namioty, lecz dopiero jeden zwrócił jej uwagę. Był to mianowicie mianowicie namiot Cloudsa. Natrafiła tam na śpiącego kucyka. - Mogę sobie przysiąc, iż wcześniej go nie było - powiedział do siebie, a następnie zaczęła go wybudzać. Nie długo więc to trwało, zanim pegaz się obudził. Zanim jednak zdążył cokolwiek powiedzieć, to ona już zaczęła swój monolog. - Nie wiem kim jesteś, ale przydadzą się nam każde kopyta do pracy. Jestem Applejack, ale teraz nie ma na to czasu. Idź szybko po gryficę, która nazywa się Corrie, a następnie idź pomóż kucykom, od ścinania drzew - nie czekając na odpowiedź Applejack wyszedł. Darknessowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Kiwnął tylko głową, a następnie podszedł do wozu i zaczął tam szperać. Nie długo trwało, zanim wyciągnął to co chciał. Był to... dość sporych rozmiarów toporek. Do tego zabrał jeszcze dwuosobową piłę do cięcia drewna. Zabrał te dwie rzeczy, a następnie ruszył na ubocze, i zaczął czekać na resztę swojej grupy.
  15. - Dobra... nie ma na co czekać - powiedział do pegaza, który właśnie się obudził. - Ty idź po Corrie, a ja wykopie jakiś dół... chodziarz warto byłoby przerobić ją na trzewiczki i mokasyny. - po tych słowach, Darkness ruszył do jakiegoś oddalonego drzewa, a następnie zaczął kopać swoimi kopytkami dół. Wiedział, iż będzie to trwało długo, lecz i tak nie miał nic lepszego do roboty... przynajmniej nie teraz. Wcześniej jeszcze zauważył, iż pegaz do którego zaczął mówić, ponownie zasnął.
  16. - I tu cie mam. Ty jesteś osobą, która prawdopodobnie atakuje w zwarciu. Nie znam ciebie, lecz sądząc po twoim wyczynie, lubisz się bawić w pirotechnika. A to jest jednak duża różnica. W większości przypadkach, zanim ktokolwiek do mnie podejdzie, kończy ze strzałami w głowie, lub innych częściach ciała. Dlaczego tym razem nie może być tak samo? Nie znasz moich technik strzelectwa, więc nie ocenisz, czy mi się uda, czy jednak nie.
  17. - Co ty wiesz o prawdziwej wojnie? Wyobraź sobie, iż szykujecie walkę. Wrogów jest więcej, lecz mają mniejsze pojęcie o walce. Wy macie jednak słabe położenie, gdyż za wami rozciąga się gęsty las i bagna. Szturm się rozpoczyna, a wy się ścieracie. Okazuje się jednak, iż wróg najął dodatkową pomoc, która atakuje was z prawej i lewej flanki. Ucieczka jest prawie niemożliwa, a klęska nieunikniona. Jedynym ratunkiem jest ucieczka. Co robisz? Twoja armia jest dosłownie gromiona, na twoich oczach giną ludzie, których znałeś. Twoje wojska skapitulowały, a resztka, która się ostała ucieka. Wrogowie jednak nie litują, i mordują was co do kopyta. Powiedz mi, co byś zrobił w takiej sytuacji? Bo wątpię, abyś był na tyle głupi, aby rzucić się na armię wroga.
  18. - To nie są zawody, tylko rzeczywistość... okrutna rzeczywistość. Tutaj nie ma gwardzistów, którzy wyciągną ciebie z każdej opresji... to jest dzicz. Dzicz, w której polegać można tylko na sobie. Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem, nie ma o się zatrzymywać na przeszłości, tylko trzeba się zająć teraźniejszością. Tobie też to radzę... zajmij się swoimi sprawami, gdyż niektóre rzeczy mogą cię przerastać - powiedział, dalej będąc odwrócony plecami do Cloudsa.
  19. - Nie muszę ci się spowiadać, lecz wiedz, iż prędzej zabiłbym ciebie, niż jego. A co do Corrie to... już właściwie o niej zapomniałem. Jednakże byłbym wdzięczny, gdybyś o niej już nie wspomniał - powiedział Darkness, nawet nie odwracając się w stronę kucyka. - Jak oni mnie denerwują... huśtawki nastroju, dziwne zachowania, chęć wysadzenia siebie, razem z innym kucem... do czego ten świat zmierza - pomyślał.
  20. - Nawet mnie nie dotykaj - wysyczał Darkness, który usiłował poruszyć swoimi kończynami. Po jakimś niedługim czasie udało mu się to, a następnie ostrożnie wstał i lekko się zachwiał. Natychmiastowo, co nie było tak szybko, z powodu odrętwienia zabrał łuk, a następne strzałę, która leżała obok. Już był gotowy wbić strzałę, prosto w głowę Cloudsa, lecz zrezygnował z tego. Fakt faktem nie lubił go, i najchętniej już dawno by to zrobił, lecz ciało, w którym był mu przeszkadzało. Ogier wzruszył ramionami, a następnie podszedł do Travel, a następnie spróbował jej pomóc z wybudzaniem pegaza.
  21. // A ty jesteś taki błyskawiczny, aby momentalnie puścić Hippisa, podbiec do mnie i mnie uderzyć?? Serio? Really? Jesteś bogiem szybkości? To ja będę nieśmiertelny i twój atak nic mi nie zrobił. Dobra?
  22. Darkness wstał, a następnie widząc co się dzieje, chwycił za swój łuk i momentalnie zabrał do tego strzały. Szybko napiął cięciwę, a następnie zagrodził drogę Clodusowi. - Jeśli coś mu zrobisz, to ja coś zrobię twojej kochanej klaczy. Ostrzegam cię. MASZ. GO. ZOSTAWIĆ - powiedział akcentując każde słowo, które wypowiadał. Był to czysty głos, któremu brakowało emocji. - Masz na to 3 sekundy, więc śpiesz się. Jeśli tego nie zrobisz, to najpierw zabije ciebie, a potem podręczę trochę twoją klacz.
  23. < I cała odpiska ze wczoraj poszła się jeb*ć. Net mi nawalił ._. > - Dobra... zajmij się Corrie, a ja idę to tego psychola. Strzykawka z adrenaliną może mu pobudzić serce, ale będzie oddychać szybciej i bardziej płytko, co może nie wróżyć za dobrze. A jeśli Adrenalina pobudziła tą jego drugą jaźń, to... mamy prze***ane - powiedział Darkness, a następnie podszedł do konającego pegaza. - Cholera... ostatni kurs pierwszej pomocy miałem... jeszcze w szkolę - pomyślał z niemałą irytacją, a następnie uklęknął i chwilę się zastanowił co ma zrobić. Nie długo trwało, zanim pewna myśl mu zaświtała. Musiałby zrobić Resuscytacje krąrzeniowo-oddechową (RKO), ale nie miał zamiaru zabierać się za oddechy pomocnicze. - Kiedyś wąglik załatwiłby wszystko - ponownie pomyślał, a następnie zabrał się za uciskanie klatki piersiowej pegaza, w celu przywrócenia oddechu. @Down Pierwsza śmierć... z wielu, które jeszcze nadejdą. Radujmy się więc!
  24. - Słuchaj... nie odkazimy teraz tej rany, gdyż nie mamy do tego odpowiedniego sprzętu. Polanie tej rany, bezpośrednio wodą utlenioną, może pogorszyć sytuację, i spowodować dla niej wielki ból - powiedział Darkness, a następnie ponownie zaczął się rozglądać. Po chwili odnalazł apteczkę, która należała do Herb. Pogrzebał w niej chwilę, a następnie znalazł to czego szukał. Wyciągnął po chwili małą strzykawkę, którą wbił bez wahania w ciało gryficy. Była to adrenalina. - To powinno na jakiś czas jej pomóc, ale teraz trzeba zabrać się za tą ranę. Odkazimy ją kiedy indziej, ale teraz musimy zatamować krew.
  25. - Ty jesteś chory? Chcesz polać ranę kutą, wodą utlenioną? Kto cię uczył medycyny? Woda utleniona jest na rany powierzchowne, a nie głębokie rany kute. Nie znasz się, to nie zabieraj się za coś, czego nie umiesz robić - rzucił poirytowany Darkness. - Łatałem ją więcej razy, niż ty lat żyjesz na świecie, więc wiem co robić z takim przypadkiem. Więc łaskawie zamknij mordę i rób to, co ci karzę. Nie zapomnij, że chodzi o jej życie, a nie cholerną rywalizację.
×
×
  • Utwórz nowe...