-
Zawartość
4953 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Wszystko napisane przez Wizio
-
- I co masz zamiar mnie zabić? Ulży ci wtedy? Uradujesz się niszcząc mnie kawałek po kawałku abym już nigdy nie wstał?
-
- Jesteś ciepła na buzi - powiedziała nie przerywając chichotu, który towarzyszył jej przez ostatnią minutę.
-
- Ehh to chyba muszę przyjść - powiedziałem wzdychając - Idziemy dalej?
-
Twilight przybliżyła się i położyła kopytko na twojej buzi uśmiechając się przy tym.
-
- Jak tak mi grozisz to pokaż co potrafisz - odpowiedział z poirytowaniem. - Też bym cię pochował. Szkoda mi mojego najlepszego ucznia - dodał po chwili smutnym głosem.
-
- A co ci chodzi po głowie? - zapytała nie przestając chichotać.
-
- Ona chyba nie wie gdzie mieszkam... Tak? - zapytałem ze zdenerwowaniem.
-
<> - A więc co chcesz zrobić? Mamy jeszcze jakieś cztery minuty - powiedziała lekko się przybliżając.
-
- Mam nadzieję, że mi coś wypadnie i nie przyjdę. Nie lubię szalonych i głośnych przyjęć - powiedziałem gdy klacz weszła do budynku.
-
- A ty znowu swoje. Somada wymyśliła ten cały plan, a mi się spodobał i wcieliłem go w życie. Ona zawsze była mi wierna, lecz ty ją zabiłeś.
-
- Snow Down. Jestem Snow Down - powiedziałem szybko aby przerwać klaczy. - Ona chyba nie jest zdrowa psychicznie - pomyślałem.
-
- Rozumiem twoją decyzję. No cóż jeśli chcesz to mnie zaatakuj. Nie mam zamiaru tego robić.
-
Twilight nie odpowiedziała tylko zachichotała.
-
- Nie myślę o tobie w ten sposób. Chyba.
-
< ręce? > - To były tylko drobne czary mary. Ale dość już o tym. Mam dla ciebie propozycję. Przyłącz się do mnie i razem możemy zawładnąć tym światem. Wcześniej cię nie doceniłem co było moim błędem, lecz widzę w tobie większy potencjał.
-
- Cóż nabierzesz trochę wprawy - sprostowała Applejack. - Przyda ci się to na przyszłość.
-
Oby dwa pomieszczenia mogły być pułapką, lecz udałem się do stodoły gdyż tam będzie więcej miejsca na walkę jeśli byłaby to konieczne.
-
- Cholera - pomyślałem powoli się odwracając. - Ty musisz być Pinkie tak? - zapytałem robiąc niechętny uśmiech.
-
- To dobrze. A wiesz co jest z Cheerile? Apple Bloom mówiła, że jej nie było.
-
- Boisz się czegoś czy czujesz się nieprzyzwoicie?
-
Przeciwników było więcej, lecz twoi gwardziści dawali sobie z nimi radę. Gdy zajęliście się strażnikami to wszyscy żołnierze ruszyli w stronę Veritasa, co było ich największym błędem. Nagle z ziemi wysunęły się kolce, które wbiły się w biegnące na niego kuce i zabiły na miejscu. Ciebie oszczędził, chodź wiedziałeś, iż mógłbyś zginąć jak twoi towarzysze.
-
- Może ten ktoś lub to coś miało alkohol - pomyślałem udając się za tajemniczym czymś.
-
- I jak było? - zapytała się Applejack biorąc do ust kolejny kęs jabłka.
-
- To powinien być kolejny powód na samobójstwo. To jest głupie i tyle.
-
- Niech zgadnę. Prędzej czy później mnie znajdzie ta cała Pinkie?