Ja bym w sumie już mogła przestać jako tako, chciałabym dużo chodzić w wakacje, nawet po 10km dziennie. Aktualnie boję się jednego, boję się jak ognia, czy latających pająków ninja, efekt jojo. Nie chce przytyć, mogę zastopować z wagą i zostać przy tym 51kg, ale nie chce wrócić do początku.
Matka też nie jest bez winy. Wczoraj mi wepchnęła o 21 snikersa, potem siłą czekoladki, a wcześniej mnie zgoniła do kąta pokoju, gdzie przy tym się uderzyłam dość mocno tyłem głowy o kant pułki, wcisnęła mi tą czekoladę siłą do buzi. To nie jest dobre, to okropne. Ja rozumiem jakby mi wciskała owoce, warzywa, ale nie słodycze. Ja mogę jeść obiady (czyli albo kluski z sosem, albo pierś kurczaka na parze i ziemniaki) ale błagam, nie frytki. Nie chce ich jeść, a i tak każe mi brać co najmniej 2 paczki jak jesteśmy na zakupach. Od zawsze mi tak zmuszała, nawet nie próbowała wpajać mi zdrowego żywienia. Nadal jak idzie do sklepu, to pyta mnie czy nie kupić mi pączka, albo coś. Wcześniej nawet nie pytała, tylko po prostu kupowała i kładła przede mną. Nie pamiętam dokładnie zerówki i pierwszych klas, ale na 70% jestem pewna, że miałam wtedy nadwagę, może nie dużą, ale jednak. Próbowałam jeść warzywa na parze, to najgorsze co spotkało moje kubki smakowe, już dużo chętniej wypije siemię, niż to zjem.
Wcześniej jadłam chętnie owoce, teraz zaczynam mieć wyrzuty nawet po nich. Pije dużo zielonej herbaty, chociaż mi niezbyt smakuje.
Znowu zacznę robić przysiady, chociaż od miesiąca co najmniej mnie cholernie bolą kolana po tym. Mówiłam o tym rodzinie, ale nic z tym nie zrobią.
Co do czy to się podoba innym, czy nie, na razie mnie to nie interesuje. Nie chce nikogo, nie chce się podobać innym, chce się czuć dobrze i lekko.
Nie chce iść do pedagoga szkolnego, ona jest straszna, boję się jej cholernie i nic bym jej nie powiedziała. Nie chce przytłaczać jakiś mi nie znanych, dorosłych ludzi moim brakiem akceptacji do własnej osoby, większość i tak pewnie mówi byle mówić i robi to tylko dla pieniążków.
Co do włosów, paznokci i skóry, nigdy nie narzekałam na włosy i paznokcie. Moje włosy są bardzo mocne i ładne, paznokcie mi się nie łamią. Problemy ze skórą raczej nie mają nic wspólnego z odżywianiem. Byłam i u dermatologa, i ginekologa (hormony sprawdzić), nic nie pomogli, maść jedynie mogą dać najwyżej.
Ah, i jeszcze jedno, ale to typowe bardzo i nie chodzi nic o odżywianie (no, może trochę).
Rodzice prawie codziennie mówią jaka ja jestem okropna i nie miła. Nie rozumieją, że po prostu chce czasem pobyć sama i nie interesuje mnie to, że widzieli dziś babe z ohydnymi paznokciami, czy, że piesek koleżanki się zgubił na 5 minut. Jestem już zmęczona, teraz codziennie prawie mam kartkówki, czy sprawdziany, zaraz jak wróce do domu, to muszę iść na dodatkowe, zanim wrócę i się przebiorę, jest już 19. Mama najpierw wciska mi słodycze, a jak ja SAMA Z SIEBIE BO MIAŁAM TAKI KAPRYS o normalnej godzinie (15 może) chciałam wziąć małego snikersa - zaczęła się ze mnie śmiać. To mnie tak zraniło, jakby chciała powiedzieć "mało ci grubasie?".
Wracając do ćwiczeń, dziennie robię co najmniej od 3 do 6km (jak mam szkołę), jak wyjdę z tatą na spacer to około 6km, a w sobotę przeszłam 11km.