-
Zawartość
1887 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Wszystko napisane przez Nightmare
-
Lucy poradziła, byś dał jej ochłonąć i oswoić się z tą informacją. To będzie teraz najlepsze.
-
- Zostaw mnie... - szepnęła i odwróciła się od ciebie. Ukryła twarz w kopytkach. Usłyszałeś jej szloch.
-
- Nie... - szepnęła. - To nie możliwe... - dodała. Z jej oczu popłynęły łzy.
-
- Ile? - zapytała. Widać, że chce to wiedzieć. Ale na pewno nieza dobrze przyjmie, że jej bliscy umarli ze starości...
-
- Przecież... Ogiery Alicorny nie istnieją... - powiedziała. Chyba za dużo dla niej jak na jeden dzień...
-
- Dorabiasz sobie magią skrzydła - powiedziała. - Udajesz alicorna - dodała. Spostrzegawcza. Czeka na odpowiedź.
-
- Czemu rzucasz na mnie iluzję? - zapytała podejrzliwie, spoglądając na ciebie. Ale usiadła. Chyba dlatego, że dłużej była wampirem.
-
- Jestem pełnoletnia - powiedziała. - Chyba... Wczoraj miałam urodziny... - powiedziała. Info: Rainy Daisy. Zaginęła w niewyjaśnionych okolicznościach 137 lat temu. Ciała nie odnaleziono.
-
- Czekaj... Zaraz... Chyba... Rainy... Jestem... Rainy Daisy - powiedziała w końcu. - O tym traktacie nie mam pojęcia.
-
- Nie było żadnego wielkiego wydarzenia... Cisza i spokój - powiedziała.
-
- Jakie Lost Hills? - zapytała. Rozejrzała się. Emmm... Macki wciąż ją trzymają...
-
Cień otaczający klacz się rozproszył. Po parunastu minutach otworzyła oczy. - Gdzie... Gdzie ja jestem? - zapytała.
-
Klacz wciąż piszczałą i szarpała mackami. Zacząłeś czuć przyjemność z tego. Klacz zagryzła mackę w ustach.
-
Klacz krzyknęła. Jedna z macek wpełzła jej do ust, by była cicho. Słyszałeś jej stłumiony pisk oburzenia.
-
Klacz warknęła, wciąż się szarpiąc. Macki unieruchomiły jej skrzydła i oplotły róg. Teraz nie jest zagrożeniem.
-
Klacz warknęła na ciebie i zaczęła się szarpać. Jednak macki trzymały mocno. Nie może się ruszyć, jest pod twoją kontrolą.
-
Przez pierwsze sekundy klacz dyszała, opierając się o ścianę. Cień zaczął zbierać się wokół niej i przywracać jej siły.
-
Deli musi się przyzwyczaić, że ma własny pokój, bo rośnie i w końcu będzie musiała przestać spać u was. Gdy rano się obudziłeś, Lucy już nie było w domu. Dotarła do ciebie wiadomość, że klacz-wampir jest gotowa do obudzenia.
-
Po chwili skrzydło znów przylegało nieruchomo do jej boku. Mała uśmiechnęła się. Zupełnie, jakby nie było prawdą, że to ty jej to zrobiłeś...
-
Fuknęła i poszła do swojego pokoju. Tymczasem przyszła do ciebie Delicate, byś zmienił jej opatrunek. Chyba spadł jej jeden z bandaży, bo teraz skrzydło zwisa bezwładnie.
-
Na bank zostały jej skrzydła. Lily wstała, wyraźnie wkurzona na ciebie i Lucy, pewnie za sposób leczenia. Powoli robi się ciemno...
-
- Jasne - powiedziała z uśmiechem. Po chwili jednak mina jej zrzedła. - Lily się budzi...
-
Mała usłyszała słowo. - Jest tu kto? - zapytała już bardziej śmiała. Wietrzyk wypatrzył wszystkie kwiaty, co do jednego. Rosły na krzewach, drzewach i na ziemi. Po prostu wszędzie.
-
Lucy oczy się zaświeciły, gdy brała kartę. - Dzięki... - szepnęła z oczami utkwionymi w karcie. Dać kobiecie kasę...
-
- To prawda - przyznała i cię pocałowała. Wzięła śpiącego Fire'a. No to do domu...