-
Zawartość
1887 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Wszystko napisane przez Nightmare
-
W końcu go zagoniłeś do kąta. Dookoła kopie dalej robiły, co robiły.
-
i Capo spadł. Kopie przestały robić, co robiły i go złapały. Po chwili wróciły do swoich zajęć. Capo schował się gdzieś pomiędzy nimi.
-
Platforma latała dookoła i oglądała to wszystko. Capo siedział na niej. Co jakiś czas patrzył na to oczami jednej z kopii. Za nic nie mogłeś się dostać do niego.
-
Znalazłeś miliardy kopii Capo robiących TO z wszystkimi klaczami, jakie znasz. Nawet z Lyrą... To się Farukowi by nie spodobało. Jednak prawdziwy Capo oglądał to wszystko z platformy.
-
Emmm... To dostanie z miliard razy po łbie. Mimo, że mały, to jego umysł jest wielofunkcyjny. Potrafi myśleć o setkach klaczy i wyobrażać sobie TO z nimi w tym samym czasie.
-
Umysł Capo... Zawalony capowatymi myślami i zboczonymi planami. Ciasno tam. Nie dość, że mały, to zaśmiecony tamtymi rzeczami.
-
Zastałeś go śpiącego z Cloudi. Jak słodko... Tulił ją przez sen. Chyba na serio się kochają.
-
Jeszcze leżało trochę w innych szafkach. Chyba nie trzeba mówić, czyje to to jest... Lucy aż wyszła z kuchni.
-
- Nie mam bladego pojęcia - odpowiedziała. Wywaliła. Otworzyła inną szafkę. WY CHYBA SOBIE JAJA ROBICIE?!
-
- A kto wie? - odpowiedziała i magią wrzuciła słoik do śmietnika. Z tej samej szafki wyciągnęła... Jeszcze CZTERY słoiki...
-
- Może - powiedziała. - Pomyślę. - zbliżyła do siebie to coś. Eeeee... Czy mi wzrok siadł, czy to jest coś białego w słoiku? Lucy też spojrzała na to z obrzydzeniem.
-
- Może - powiedziała. Lody wstawiła do zamrażarki i zaczęła sprzątać. Jednocześnie magią coś wyciągnęła z szafki.
-
- Nie jestem smutna. Nudnawo tu - powiedziała. Trochę zazdrościłeś jej, gdy widziałeś, jak bez problemów lata po kuchni na skrzydłach.
-
Przewinięty, nakarmiony i uspokojony. Chyba jednak nie przyjdą... W kuchni siedziała Lucy. Chyba jej nudno, bo robi lody. Chodzi mi o te słodkie, z mleka, cukru, i tak dalej.
-
A oni nie przychodzą. Nie wiadomo, czemu, ale nie przyszli. Jakąś godzinkę później obudził się Fire. Znowu zaczął płakać. Chyba znowu głodny.
-
Śniadanko gotowe już stoi na stole. Kanapki z sałatą i ogórkiem. Deli, Bolt i Lily już pewno w szkole, a Twi w pracy. Lamarr siedział na kanapie.
-
Zasnąłeś. Obudziłeś się popołudniu. Twi nie było obok. Fire spał w kojcu.
-
Mały na początku trochę płakał, że zimne, dopiero wrzące wypił. Dziwne. Następnie ziewnął i zasnął.
-
Mały chlipał, bo głodny. To się zaczyna...
-
- Prędzej go spalę, niż dam sobą pomiatać - warknęła Chrysalis. Po chwili zniknęła w szmaragdowym błysku. Fire się obudził i zaczął płakać. Twi się nie obudziła.
-
- Nazywa Papillon "swoim kochanym motylkiem". Mnie traktuje jak ważkę domową - prychnęła. Widać, że jej duma została naruszona.
-
- Zrzędzi i marudzi - powiedziała Chrys. - Następnym razem, gdy będziesz go wskrzeszać, znajdź mu jakiś dom, bo w Pałacu się z nim wytrzymać nie da.
-
Chrysalis nie zwracała na ciebie zbytniej uwagi. Tylko pokiwała głową. Jej róg lekko zabłysł... To najdziwniejsze zaklęcie Chrysalis... Wyczarowała małemu pluszaka o wyglądzie zielonego, pluszowego płomyka.
-
Przy kojcu stała Chrysalis i delikatnie głaskała malucha. - Posiada delikatność pegaza i moc oraz magię alicorna. Za to nie ma siły kucyków ziemskich... Jest jednocześnie Alicornem i nim nie jest... - powiedziała, nie zwracając na ciebie uwagi.
-
Gdy już miałeś się położyć, coś cię zatrzymało. Konkretniej głos przy kojcu. - Hmmm... Ciekawe...